[h3]Drużyna Alpha[/h3]
02:00:41
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Być może były słowa, które potrafiłyby trafić do upartych bojowników - w końcu ich lider od dłuższego czasu leżał na ziemi, martwymi oczami wpatrując się w sufit. Kałuże krwi wypływające z ciał ich towarzyszy łączyły się w różne barwy na brudnej posadzce pomieszczenia, stanowiąc dobitny argument przeciwko ich pewności siebie. Niemniej, inżynierzy klęli tylko pod nosami, za wszelką cenę usiłując złapać się framugi, ściany, czegokolwiek, co pozwoliłoby im zejść z powrotem na ziemię.
-
Przez takich jak wy, nawet na Nyx nie zaznamy wolności - warknął jeden z mężczyzn, obracając się koślawo w powietrzu, ruszając do kontrataku.
Jego chęci walki zostały stłamszone jak słowa, które uwięzły mu w gardle. Seria z karabinu posłana przez Milę rozdarła jego pancerz niechroniony zbawiennymi tarczami, przedzierając się przez ceramikę wprost do witalnych organów. Krew zawisła wokół jego obracającego się ciała, uniesiona polem efektu masy.
Salarianin walczył dłużej - lecz niewiele. Pod zmasowanym atakiem broni usiłował ukryć się za ścianą, co tylko częściowo się powiodło. Jego żałosne krzyki toczyły się echem w pomieszczeniu gdy na krótką chwilę zapadła cisza - cisza, w trakcie trwania której Lyssa aktywowała swój omni-klucz, posyłając ładunek spalający w jego stronę. Jęki bólu i przekleństw zmieniły się w jeden, ostatni, agonalny wrzask, nim płonące ciało nie opadło w dół, wraz z krwią i trupem drugiego inżyniera.
Bitwa wreszcie się zakończyła. Medi-żel nadal utrzymywał Milę na nogach, lecz jej obrażenia były poważne. Sporadycznie na krawędziach jej pola widzenia zakradała się ciemność, a jej rany mrowiły niepokojąco pod wpływem działania żeli.
Nie znaleźli wiele przy atakujących. Byli biedotą, taką, jak wszyscy inni mieszkańcy Nyx. Zaledwie dwa medi-żele i trzy omni-żele, które upchane mieli po kieszeniach. W kieszonce przy pasku salarianina był medalik z jakąś insygnią, której nie znali.
-
Pieprzone Nyx - warknęła pod nosem T'saeri, kopiąc czubkiem buta leżące ciało lidera grupy, upewniając się, że nie żyje. Wyjrzała za przejście, rozglądając się wokół.
Targ był zupełnie pusty. Przy niektórych stoiskach wydawało się, że chowali się handlarze, ale byli zbyt skuleni pod ladami by móc ich dostrzec. Strzelanina najwyraźniej wywołała masową ewakuację na zewnątrz.
-
Ochrony nie ma, oczywiście - dodała ze złością, zerkając na pozostałych. -
Octavia nie zamierza nas chronić przed mieszkańcami. Ale to, co zrobiliśmy, powinno pokazać pozostałym, że niczego nie osiągną.
Octavia nie mogła ich zamordować wprost - naturalnie. Ale jeśli czystym przypadkiem żadnego ochroniarza nie będzie w pobliżu by uratować ich w odpowiednim momencie, najwyraźniej było to dla niej zachowanie całkiem do przyjęcia. A przynajmniej do łatwego wytłumaczenia.
-
Ktoś powinien zabrać Milę do skrzydła medycznego, chyba, że potraficie ją opatrzyć sami. Obok jest punkt naprawczy, gdzie ogarniemy swoje pancerze przed walką. Zostało sporo czasu - zerknęła na zegarek. -
Uzupełnimy zapasy na targu. Tylko nie bądźcie gnojkami, nie bierzcie więcej, niż potrzebujecie. Zaszkodzicie tylko ludziom, a nie Octavii.
[h3]Drużyna Sigma[/h3]
Octavia nie zamierzała wchodzić w dyskusję, póki nie pokażą jej swojej wartości. Czym innym było zaufanie, że wykonają zlecone im zadanie na arenie - to mogła pokładać w obrożach, które oplatały ich szyje. Skoro powstrzymywały yahga, z pewnością poradzić mogły sobie z dwójką żołnierzy - rosłych, bo rosłych, lecz nieporównywalnie słabszych fizycznie od monstrualnej maszyny zniszczenia. Przywódczyni Nyx musiała jednak najpierw uwierzyć, że będą silniejsi od jej poprzedniego championa i czekała, aż udowodnią jej to w zorganizowanej przez nią walce.
Pomieszczenie, w którym przyszło im zetrzeć się z yahgiem, było wielkie, lecz biedne. Ich walka nie przypominała dumnego wyjścia na turniejową arenę, nie było chwały z pokonania przeciwnika, ani wiwatującej publiczności. Było coś brudnego, nieludzkiego, w zaatakowaniu więźnia w jedynym miejscu, które było
jego. Yahg był potężny, wysoki, gotów do natychmiastowego kontrataku, ale mimo wszystko, był niewolnikiem. Obrożna na jego szyi była widoczna nawet w słabym świetle kilku lamp, a gdy ruszał głową, na jego szyi widać było znamię sugerujące, że nosił ją już wiele lat. Wojenna zabawka Octavii, z pewnością żyła lepiej, niż pozostali, udowadniając swoją wartość rozprawiając się z jej przeciwnikami na arenie.
A teraz ktoś przybył rozprawić się z nim.
Nie w dumny, szlachetny wręcz sposób, w blasku ostrych świateł areny, w imieniu prawa, którego przestrzegała cała stacja. Drzwi zamknęły się za Strikerem w chwili, w której wszedł do środka otwierając ogień, jakby ochrona nie bała się, że yahg ucieknie, ale obawiała się, że ktoś inny dostrzeże to, co robią. Z pewnością drzwi nie tłumiły huku wystrzałów ani wrzasku, który wydobył się z jego gardła, ale stojący przy okienku ochroniarze wydawali się niewiele sobie z tego robić.
Był szybszy, niż się tego spodziewali. Gdy tylko Striker otworzył ogień, rzucił się w bok, osłaniając chwyconym przez siebie łóżkiem - metalowa konstrukcja musiała być ciężka, lecz podniósł ją z łatwością, jakby była stworzona z dykty. Obrócił mebel w bok, stawiając w pionie, traktując jak swoistą tarczę przed całą serią, jaką wypluł z siebie pistolet dzierżony przez żołnierza. Widząc to, stojący obok Karajev natychmiast pomknął w kierunku przeciwnika, strategicznie obchodząc jego pozycję, zmuszając go do wyjścia ze swojej kryjówki.
Strzał wystrzelony ze strzelby yahga uderzył go w pierś i choć tarcze przyjęły na siebie szrapnel, siła uderzenia cisnęła nim o podłogę. Górujący nad nim yahg wydawał się wysoki jak z podłogi do sufitu, a jego wściekłość była niezmierzona. Gdy tylko Karajev wystrzelił pocisk ze swojej strzelby, dostrzegł, jak tarcze przeciwnika zafalowały na pomarańczowo, nie uszkadzając go w żaden sposób. W kontrataku zawarczała trzymana przez niego broń, a salwa śrutu uderzyła w tarcze żołnierza, poważnie nadwyrężając jego pracujący generator tarcz.
Korzystając z chwili, w której Viktor zmuszony był przeładować, yahg dopadł go znów, w pełni skupiając się na nim, zamiast na oddalonym Charlesie. Przy jego dłoni zmaterializowało się żarzące omni-ostrze, którym wykonał cięcie, uszkadzając napierśnik Karajeva, rysując w nim głęboką szramę, końcem powierzchownie raniąc jego skórę. Kontratakujący Striker sięgnął do swojego omni-ostrza, uderzeniem omni-pięści trafiając w posadzkę, posyłając falę uderzeniową w kierunku yahga i spodziewając się, że ta podetnie jego nogi. Zamiast tego, jego wirujące prądy Umocnienia jego pancerza błysnęły pomarańczowo, przyjmując na siebie całość impetu.
Celny strzał ze Szpona przeciążył generator tarcz przeciwnika, kupując Karajevowi czas na podniesienie się z miejsca. Wystrzeliwując do przodu, Viktor zdołał zadać głęboką ranę w ramieniu yahga, który ryknął z bólu, cofając się lekko, naciskając na spust swojej strzelby. Jego drugi strzał zdjął chroniące Karajeva tarcze, częścią śrutu znacząc ceramiczne płytki jego pancerza. Niewzruszony tym żołnierz, z wprawą zatwardziałego w boju wojownika i adrenaliną buzującą w jego żyłach, uniósł swą broń w górę, wycelowując w klatkę piersiową stworzenia. Eksplozja śrutu pchnęła jego ramionami w tył siłą odrzutu, poważnie raniąc przeciwnika, którego ciało odskoczyło, a nogi zadrżały, uginając się pod ciężarem i szokiem.
-
Dość... d-dość... - poprosił, unosząc dłoń w górę, osłaniając się przed potencjalnym kontratakiem strzelby stojącego obok Karajeva.
Chwilę później, cisza zniknęła, gdy drzwi rozsunęły się szeroko, wpuszczając do środka znajomą im postać. Octavia stanęła przed wyjściem, otoczona przez swoich ochroniarzy, którzy, widząc to, co zaszło w pomieszczeniu, mieli bronie wyciągnięte w gotowości.
-
Widzę, że dobrze sprawdzicie się na arenie - zauważyła z zadowoleniem, pozwalając sobie na lekki uśmiech. Nie ukrywała zbyt mocno tego, że zależało jej na wygranej - proces być może publicznie ogłoszony był jako sprawiedliwe osądzenie Enzo w obliczu prawa Nyx, ale w praktyce Octavia miała w tym swój cel.
A nawet dwa, biorąc pod uwagę obecność Lyssy tam.
-
Czego tylko potrzebujecie, zostanie wam dane. Macie dwie godziny na przygotowanie się nim rozpocznie się walka - poinformowała ich i machnęła dłonią do jednego z ochroniarzy, który wystąpił, gotów im usługiwać przez następne godziny. Za nim, dwójka innych podeszła bliżej do rannego yahga - jeden z nich był sanitariuszem, który przysunął się bliżej jego cielska, starając się opatrzyć jego rany.
-
Nie mamy na Nyx wiele. Ale jeśli potrzebujecie czegoś konkretnego, postaramy się wam to zorganizować. Przydzielę wam również kwaterę na czas oczekiwania - dodała, po czym wskazała wyznaczonego przez siebie turianina. -
Joak załatwi wam medyka lub technika do naprawy pancerza.
Wyświetl uwagę Mistrza GryDedlajn: 26.03