Krogul był na swój sposób odważny ze swoją deklaracją. To wszystko mogło iść w wiele stron, i choć miał rację w tym, że nie potrzebował Lazara, to może przydałby mu się wiele razy. Z drugiej strony jednak, postąpili mądrze w nie ufaniu komuś tak śliskiemu, żmijowatemu i chętnemu do wbijania noży w plecy. Skoro chciał zdradzić Brixa, to pewnie, nawet gdyby jego "plan" zadziałał, to zdradziłby też ich. Crassus miał rację, ufanie temu gościowi było trochę jak przystawianie sobie samemu lufy, choć z szansą, że może zadziała korzystnie... A może nie? Ciężko było stwierdzić, ale na pewno nie zrobi już nic z tych rzeczy - ani ich nie zdradzi, ani im nie pomoże, ani...nic. Pięść Kroganina zacisnęła się wokół jego karku, a ten wpierw spróbował złapać jeszcze powietrze i się wyrwać, lecz było już za późno.
Jeden trzask wystarczył, by truchło Lazara padło na ziemię. Jego ludzie popatrzyli po sobie. Otrzeźwieli przez kroki.
-
Nie będziesz miał problemu z "jego" ludźmi. Weźmiemy nasze rzeczy i...- zaczęła mówić Strażniczka, która jeszcze przed chwilą była gotowa z nimi walczyć i robiła to z nie lada rezultatami. -
Nie wchodźcie nam w drogę, my nie wejdziemy wam. - zaproponowała krótko, lecz nim jakakolwiek odpowiedź na tę ofertę mogła się tu zjawić, ze środka wybiegła cała grupa uzbrojonych zawadiaków z ochrony. I wtedy wszyscy kolektywnie stwierdzili, że lepiej jest taktycznie się wycofać, niż walczyć o coś, na czym nikomu stąd nie zależało.
Ucieczka nie była trudna - pościg był ciągnięty za nimi dość krótko, głównie chyba pokazowo, by podkreślić, że wjazdy do Gladiusa nie mogą się kończyć w taki sposób, w jaki skończyły się teraz. Gdy jednak opuścili ten sektor, ich problemy z "prawem" się zakończyły. Mieli teraz przed sobą dość mozolny powrót do bazy MacBetha. Vasia szła z nimi cały czas, dłubiąc coś w omnikluczu. Gdyby któryś chciał się dowiedzieć co takiego robi, dostałby jedynie krótką odpowiedź, że sprawdza lokację.
Na kwadracie Krogula powitano ich tak, jak należy - jak szefa i jego sojuszników. Przechodząc przez bazę, szybko odnaleźli Meri'Cul - niedużą Quariankę siedzącą przy terminalu. Gdy weszli, wstała i przywitała ich skinieniem głowy.
- Szefie. - rzekła krótko, z domieszką szacunku, ale też i dumy z samej siebie.
- Wytropiłam port, z którego transportują swoje rzeczy. Wyśledziłam to iiii...znalazłam ich bazę. Ich, w sensie, tych, no. Nazywają się Cierniami, trochę tego jest w tych wiadomościach. Nie mamy chyba czasu na szczególiki. Możesz mobilizować naszych i w końcu zrobić porządek, nie? Ale jeszcze im nie mówiłam, nie chciałam psuć niespodzia-
-
Wstrzymaj konie, hakerko beta. - wypowiedziała się oczywiście
alfa, przerywająca jej moment chwały. -
Masz port, tak? Z którego przenoszą towar? W czym?
-
Tak, no...em...w skrzyniach. - stwierdziła od razu. -
Z kontekstu wynikało, że dużych, na hurtowe ilości stimów. - przedstawiła informację, którą już znali.
-
Więc... - wzięła wdech, zerkając na Krogula i Crassusa, ale zwłaszcza na tego drugiego, licząc na to, że ją tu poprze. -
Może zamiast bawić się w wojenki gangów, na które ani ja, ani Curio się nie zapisaliśmy, wkradniemy się tam we trójkę, damy się wprowadzić do środka i przeprowadzimy infiltrację? Dalekosiężny plan, wiem, dużo może pójść się jebać, ale możemy też, na przykład, nie pakować się w takie gówno. - zdawała się być przeciwna idei po prostu pójścia tam i rozpoczęcia strzelaniny. -
Skoro już pozbyliśmy się Lazara i tamci nie chcą nam wchodzić w drogę, to możemy spróbować wziąć ich z zaskoczenia. Mniejsze ryzyko, że Brix stchórzy i ucieknie i większa szansa na to, że faktycznie go zabijemy. Możemy zrobić jak w tej, no, Troi. - Choć Troja była tu złym porównaniem, bo zamiast konia było tylko kiepskie zrozumienie historii Ludzi, to rozumowanie było proste - bez alarmu mają większe szanse na skuteczne zabójstwo. bo to był cel Vasii. Nie
wyrównywanie rachunków, nie
szacun na dzielni, tylko po prostu
wzięcie i zajebanie typa. Pokazała wcześniej, że nie boi się brudzić sobie rąk, ale nie lubiła otwartych walk, jeśli można było im zapobiec. Co do Lazara, to nie zdawała się mieć pretensji - wydawało się nawet, że jest zadowolona z tego, że go ukrócili, bo to faktycznie daje im szansę wejścia niespostrzeżenie.
Oczywiście, MacBeth mógł po prostu jej nie posłuchać. Ani Vasia, ani Crassus nie byli jego podwładnymi, ale ta sprawa była, tak jakby,
o nim. Mogli, ale nie musieli współpracować. Szturm też był opcją - kosztowną, potencjalnie "marnującą" życie kilku jego ludzi, ale też ustanawiającą jasno, że Krogul rozwiązuje swój biznes tak, jak należy - wpierdolem.
Meri'Cul popatrzyła na niego ciekawym wzrokiem, jakby jej wewnętrzna Quarianka zastanawiała się teraz nie co jest efektywniejsze, tylko co bardziej pasuje MacBethowi. I, przede wszystkim, czy będzie się
słuchał obcej baby. Nieważne, czy mówiła mądrze, czy nie. Czy Krogul był liderem-egomaniakiem, czy może liderem gotowym słuchać "swoich" ludzi? To, co dla niektórych byłoby słabością, dla innych jest rozsądkiem.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDedlajn: 13.07 EOD @Crassus Curio @Krogul MacBeth