Pomimo tego, że Deriet ubrany był w strój typowo plażowy, jego aparycja przyciągała wiele uwagi. W drodze do kolejek zebrał liczne (jedne ukradkowe, inne mniej) spojrzenia, kryjące zdziwienie i ciekawość. Wydawać się mogło, że na Paradise Island nie widziano wielu drellów, ba, wyglądało na to, że większość z tych ludzi dawno, albo może nawet nigdy nie widziała żywego przedstawiciela tej rasy.
Parę nieprzychylnych, ciekawskich, wścibskich, zniesmaczonych, zaintrygowanych i obojętnych spojrzeń później zainteresowanie Kentem zmalało, pozwalając mu zniknąć w kolejce, prowadzącej do jednej z bramek. Uruchomiwszy omni-klucz, wybrawszy odpowiednią komendę rozpoczęła się próba obejścia zabezpieczeń strefy dokowania na Paradise Island. Holo-monitor informował drella na bieżąco o postępach, podając jednocześnie informacje takie jak poziom zabezpieczeń, rodzaj
firewall'a, oraz czas, pozostały do zhakowania skanera. Wydawać się mogło, że szło to nad wyraz powoli - kolejka malała, z każdą minutą zbliżając drella do bramki, w której miało wydać się to, iż trzymał ze sobą śmiercionośne urządzenia, z całą pewnością zakazane na turystycznej wyspie, w trosce o dobro i bezpieczeństwo odwiedzających.
Kiedy pomiędzy drellem, a skanerem zostały ledwo dwie osoby, omni-klucz oznajmił zakończenie zadania w momencie, w którym urządzenia skanujące zaczęły wariować. Ciemnoskóry mężczyzna, który przechodził akurat przez kontrolę zatrzymał się, nie kryjąc zdumienia. Zdezorientowany odszedł na bok, ściągany przez jednego z funkcjonariuszy, nie potrafiąc wymówić ani jednego słowa. Równie zdezorientowany był kolejny gość Paradise Falls - wysoka kobieta o jasnych, spiętych w artystycznym nieładzie włosach. Skaner wydawał się zwariować - światła migotały, raz nadając zgodę na przejście, a raz wydając z siebie niemiły odgłos, świadczący o konieczności natychmiastowej kontroli.
Akcja Derieta Kenta przyniosła oczekiwany skutek. Zabrany na kontrolę ciemnoskóry mężczyzna odnalazł język w ustach - wcześniej oniemiały z wrażenia teraz bluzgał na prawo i lewo, zarzekając się na wszystkie świętości, próbując przekonać strażników o swojej niewinności. Również i stojąca przed drellem blondynka nie pozostawała dłużna - odmówiła odejścia na bok w celu kontroli osobistej, wytykając strażnikom błędy, próbując nakierować ich na odpowiednie tory. Był to idealny moment na uruchomienie kamuflażu - goście, stojący za Kentem rozglądali się, obserwując zdarzenie, coraz głośniej wymieniając między sobą opinie, strażnicy zaś posyłali w swoim kierunku zdziwione spojrzenia, wyraźnie nie wiedząc, co czynić.
-
Weźcie Steve'a, niech to sprawdzi - nakazał jeden ze starszych strażników. -
Natychmiast! Drodzy państwo, bez obaw. Proszę...
Deriet bez problemu przedarł się przez bramkę. Żaden z gości nie zwrócił na jego zniknięcie najmniejszej uwagi.
-
...Przejść do bramek obok. Przepraszamy za wszelkie utrudnienia! Drodzy państwo, bardzo proszę, bez pośpiechu. Skanowanie przebiega prędko, nie ma potrzeby...
Deriet nie dosłyszał kolejnych słów strażnika. Pierwszy etap podróży był za nim - przedostał się przez strefę dokowania wraz z całym ekwipunkiem. W momencie, w którym wyłączył się jego kamuflaż taktyczny był z dala od całego zgiełku. Plasowało się przed nim teraz wyjście z budynku, prowadzące do miasta. Liczne transparenty, mówiące "
Witamy na Paradise Island!", "
Miłego pobytu!" oraz "
Udanych wakacji!" przykuwały uwagę swym kolorem, a także animacją. Słońce świeciło, delikatny wiatr muskał nagi tors Derieta, ulice były zakorkowane, a turyści bardzo liczni.
Paradise Island wyglądało na przepełnione, ciekawe i niesamowicie drogie miejsce.
Otrzymana mapa apartamentu McQuinna