Wyświetl wiadomość pozafabularną
Miała dzisiaj wracać. Jeden z najprostszych planów, jakie udało jej się poczynić w ciągu ostatnich dni obejmował tylko pobudkę wtedy, kiedy się wyśpi i zabranie się na pierwszy lot do Cytadeli. Czy byłby to kurs promem pełnym stłoczonych jak sardynki w puszcze pasażerów, czy też, przy wielkim szczęściu, nieco wygodniejsza podróż na pokładzie jednego z wojskowych myśliwców - wszystko jedno. Dagan gotowa była zabrać się czymkolwiek, byle tylko wieczorem postawić stopy na Cytadeli. Nie, nie zatęskniła nagle za stolicą i swoim pustym mieszkaniem. Po prostu... Musiała zacząć ponownie oswajać się z codziennością. W końcu niebawem powinna wrócić na Norada, a pojawienie się tam w nastroju wakacyjnym to nie był przecież dobry pomysł.
Plan był więc niezwykle prosty, nieprzerastający możliwości nawet niewyspanej Dagan, ale... Jak się okazało, zupełnie niewykonalny.
Czerwonowłosa nie lubiła, gdy budziło ją się przed czasem, który sama na pobudkę sobie wybrała. Biorąc pod uwagę, że tym razem zamierzała spać do oporu, każdy, kto zadzwoniłby przed bliżej nieokreślonym momentem jej wybudzenia, z automatu stawał się jej wrogiem...
No, prawie każdy. Bo wiecie, z prokuratorów lepiej sobie wrogów nie robić.
Najpierw pomyślała, że chodzi o nią. Że po wstępnym przedstawieniu będzie musiała zmierzyć się z czymś w rodzaju
hej, komandor Cole przecenił swoje znajomości, a nam się trochę nudzi, więc podręczymy cię w sprawie tej nieszczęsnej satelity. Gdy więc zamiast tego padło znajome jej nazwisko, kamień mało empatycznie spadł jej z serca. Była gotowa nawet podziękować za tak radosne wieści z rana.
Tylko, że ów szanowny prokurator Adams nie miał w planach dopuścić jej do głosu.
-
Eee... Dziękuję, też cieszę się, że dane nam było porozmawiać - mruknęła więc, gdy tylko połączenie zostało zerwane. Sprawa o jedenastej, tak? No, to spokojnie mogłaby jeszcze godzinkę...
Wolne żarty. Nie zdążyła nawet przyłożyć głowy do poduszki, gdy jej omni-klucz zadźwięczał radośnie, informując o nowej wiadomości, zakończonej jakże przez wszystkich uwielbianym
wykonać w trybie natychmiastowym. Świetnie!
Godząc się więc z tym, że sen był luksusem, na który nie mogła już sobie pozwolić, westchnęła cicho i przetarła twarz dłonią, zgarniając pozostałości snu. Zaraz po tym postanowiła nieco dłuższą chwilę poświęcić otrzymanej nocie, dokładniej - jednemu jej fragmentowi. Art. 144 kk. Nie była prawnikiem, ale chcąc wiedzieć - Dagan przecież
zawsze musiała wiedzieć - od razu odszukała sobie ów artykuł w extranecie. Przeczytała go raz. Przeczytała go drugi raz. Zmarszczyła czoło.
Czyżby jej niewidziany od ho ho, tak dawna kolega, znany głównie z tego, że został mordercą (albo nie został, bo w sumie nie pamiętała, jak cała sprawa się skończyła) popisał się teraz dezercją? Mało elegancką ucieczką od niewątpliwie pełnych miłosierdzia, mundurowych przedstawicieli sprawiedliwości?
Jeśli jednak rzeczywiście tak było, Dagan nie miała pojęcia, do czego miałaby się przydać jako ten nieszczęsny świadek. Tamta sprawa to dawne czasy, okres, którego nie pamiętała. Jeśli zaś chodziło o coś nowego, tym bardziej nie miała o niczym pojęcia. Muammad Guddam był jednym z elementów przeszłości.
Jednak rozkaz to rozkaz, stąd nie zastanawiając się dłużej, czym prędzej przygotowała się do wyjścia. Krótką chwilę poświęcając na schłodzenie wytatuowanej ręki pod kranem, szybkie śniadanie zjadła w biegu, między naciąganiem na tyłek spodni od munduru a zakładaniem koszulki, by wreszcie, po przyzwoicie krótkim czasie, ruszyć do wskazanego jej w poleceniu miejsca. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu uznała, że pojawienie się przed czasem może nie być głupim zagraniem, stąd, choćby nawet od rozprawy dzielił ją okres wystarczający do trzykrotnego przejścia się w tę i z powrotem, nie miało to najmniejszego znaczenia.