"Laboratorium. Organy!"- myśli w głowie Palmiry biegły w zastraszającym tempie, właściwie wywoływane na zasadzie: bodziec-reakcja.- "Krew, stół operacyjny.". Ręce drżały dziewczynie na oczach, oddech był krótki i urywany. Sama nie wiedziała, czy patrzeć dalej czy uciekać w cholerę. "Batarianin w kałuży własnej krwi".
W tym momencie dokładnie na wyciągnięcie reki przed oczami asari zmaterializowała się męska sylwetka. Nie miało to teraz znaczenia, czy Palmira go znała czy nie. Czy go kojarzyła czy nie. Czy to logiczne czy nie. Instynktownie krzyknęła na całe gardło, aż echo poniosło się głęboko po całym kompleksie, jednocześnie odskoczyła targana dreszczem do tyłu, jak to się czasem dzieje, gdy człowiek sie oparzy i zanim ponownie była w stanie myśleć, jej ręka z nożem sama pokierowała się w klatki piersiowej przeciwnika. Deriet był jednak w przewadze. Wytrącił z jej dłoni nóż odruchowo, łapiąc ją za nadgarstek zanim wbiła ostrze w jego ciało. Potem sam rzucił strzelbę i przyciągnął do siebie zdezorientowaną dziewczynę. Ta przez chwilę opierała się, ale on był silniejszy, więc nie mogła na to nic poradzić, a też powoli zaczęło do niej docierać, że to był Deriet. Właściwie pozwoliła się przytulić, bo musiała uspokoić się przez chwilę. Czuła, jak siły opadają w niej, jak słabła w jego ramionach. Ale to wszystko było takie przyjemne, bo poczuła wszechogarniające poczucie spełnienia misji. Znalazła drella, żył i ... nic mu się chyba nie stało. I nie była już sama w tych ciemnych zakamarkach. I teraz to JEGO zadanie, ochraniać JĄ! A nie odwrotnie. I w zasadzie asari musiała przyznać sama przed sobą, że posiadanie przy sobie mężczyzny w celach ochrony było pod każdym względem przydatne i wyciszające. Tak było z Jasonem Klaytorem, może nie koniecznie z Nexaronem, ale ... ale z Derietem już bardziej. O ile drugi raz znowu nie zostanie porwany i znowu to ona nie będzie musiała ratować mu tyłka.
Palmira po dłuższej chwili wyrwała się z uścisku drella, szarpiąc się mocno i niecierpliwie. Odsunęła się na krok, zmarszczyła brwi i usta. Zacisnęła pięść. Teraz dopiero przypomniała sobie swoje nerwy i strach o tego Derieta. Jak sobie obiecywała, że nigdy, przenigdy więcej stresów z powodu uczuć i emocji.
- GDZIEŚ TY BYŁ DO CHOLERY!- warknęła, zaciskając dłoń i mając ochotę mu przyłożyć.