Nastał dzień chwały dla wszystkich turian, dzień, w którym każdy przedstawiciel tej rasy miał przekonać się o tym, że mieszkańcy Palaven są silnym narodem, który przetrwa każde przeciwności losu. Vergull Vallokius stał przez chwilę w oknie jednej z wielu komnat w pałacu, przed którym nastąpić miało przemówienie. Przed budynkiem zgromadziły się rzesze wiernych obywateli i wojska, oczekującego niewzruszenie w szeregach. To był zdecydowanie widok podnoszący na duchu, gdyby tylko Vergull nie musiał oglądać tego, co działo się w widocznej z tej perspektywy uliczki po prawej stronie placu. Zeszła się tam grupa protestujących z transparentami nawołującymi do zawieszenia broni i utworzenia socjalnego państwa. Wkrótce zjawili się tam funkcjonariusze, rozganiając niewygodnych i psujących podniosłość buntowników.
Nagle drzwi otworzyły się właściwie bez pukania. W progu stanęła nie najmłodsza już turianka w klasycznym stroju. To była Reta Saloc, dobrze znana Vergullowi. Zajmowała się ogólną organizacją święta, czyli była kobietą, która wiedziała wszystko, co wokół się odbywało i do której należało kierować się z każdym problemem.
- Panie Vallokius, najwyższy czas. - oznajmiła, po czym nie oczekując na odpowiedź opuściła pomieszczenie.
Vergull nie miał też na co czekać. Czy tego chciał czy nie musiał wyjść na korytarz i skierować się w stronę wejścia na mównicę. Kroczył wielkim holem, a każdy jego krok wystukiwał niosący echo stukot. Miał innych turian, urzędników, ochroniarzy, polityków. Nikt go nie zatrzymywał. Jednak po drodze spotkał również znanego sobie, ale też i powszechnej opinii publicznej turianina.
Nazywał się Darb Noton, odwieczny przeciwnik Alanora. Był wysoko sytuowanym, znanym politykiem, opowiadającym się za państwem socjalnym i to zapewne jego sprawką były rozpraszane demonstracje. Mijając Vergulla zatrzymał się i odezwał się z miną wyrażającą pożałowanie.
- Witaj, Vergullu.- rzekł dość poważnie, a jednocześnie nieustępliwie zmanierowanym tonen.- Więc to tobie przypadła rola przybocznego prymarchy.- powiedział nie ukrywając ironii w głosie.- Powodzenia w karmieniu turian naiwnymi ideologiami. Jaki ojciec taki syn. Oby tylko z tego wszystkiego i tobie nie stała się krzywda.- dodał, ewidentnie nawiązując do wydarzeń, w których zginęła matka Vergulla.
Westa krążyła właśnie wśród tłumów na placu przed pałacem. Nie przyszła tutaj jedynie w celu usłyszenia przemowy, cały czas miała pozostawać w kontakcie z ochroną. Jej głównym zadaniem było pozostawanie czujnym. Miała dostęp wszędzie, ale musiała ostrożnie wtopić się w tłum w poszukiwaniu ewentualnych zamieszek czy ataków terrorystycznych, szczególnie wśród ludności cywilnej. Daleko przed sobą widziała scenę i mównicę, przy której niebawem miał stanąć prymarcha. Po lewej stronie odbywała się skromna demonstracja. Kilku turian krążyło z transparentami głoszącymi poglądy socjalistyczne. Byli jednak wycofywani lub całkiem rozpraszani przez funkcjonariuszy porządkowych. Resztę placu zajmowały wojska, ale w większym oddaleniu stali także inni zainteresowani przemową, głownie kobiety z dziećmi, chcące towarzyszyć tego dnia swoim mężom i synom.