Pomysł grupy okazał się strzałem w dziesiątkę, przynajmniej z perspektywy samej dziennikarki. O dziwo, bardzo entuzjastycznie - jak gdyby kiedykolwiek było inaczej - podeszła do propozycji reszty, klaszcząc na raz dłońmi i kierując wzrok z powrotem na drona. Najwyraźniej było jej to na rękę - okazja do zdobycia takiego materiału mogła się już więcej nie powtórzyć.
- Fifi, leć na wprost i gdy dolecisz do rozwidlenia, skręć w prawo. Nagrywaj wszystko, co zobaczysz i udostępniaj na mój omni-klucz - Poinstruowała, po czym odprawiła urządzenie ruchem ręki.
- Tylko uważaj! - Dodała na końcu.
Dron w odpowiedzi, że zrozumiał polecenie, zaświecił żywo feerią zielonych diod na obudowie i pognał w kierunku wcześniej wskazanym przez właścicielkę. Ta natychmiast uaktywniła omni-narzędzie i włączając podgląd we większym oknie, z dumą skierowała wzrok ku reszcie oddziału.
- Nieciekawie się robi... - Rzucił Matt w stronę Joan, krzyżując ręce na piersi.
- Mi to mówisz? To miał być wrak, opuszczony statek do cholery... - Pearson przeczesała nerwowo włosy, błądząc wzrokiem po ścianach, podążając jednocześnie za światłem latarki swojego Kata. Wyglądało, jakby biła się ze sobą w myślach. W końcu wciągnęła powietrze głęboko w płuca i na powrót spojrzała na Matt'a.
- Nie ma czasu do stracenia. Musimy podłożyć te skanery, potem chcę się tylko dostać z powrotem na Curse'a.
- Tajest, ja idę korytarzem na lewo - Collins odwrócił głowę w kierunku żołnierki Przymierza, pamiętając jej wcześniejszą deklarację.
- Rebecca idzie ze mną, to już wiadome. Prócz tego Doug, Basha i Aephaxos - Zaskakujące, pamiętał po imionach praktycznie każdego.
- Chciałbym, byście mi towarzyszyli.
- To uzgodnione. My idziemy na wprost, za dronem - Zwróciła się do Kelana, Tas, Charlotte i Quintusa naukowiec.
- Spotykamy się tu... Umówmy się, że optymalne będzie "za godzinę". Statek jest dość duży. Jeśli coś się zmieni, nadal mamy przepływ informacji między grupami.
- Nic się nie zmieni, też nie zamierzam zostawać tu dłużej, niż to potrzebne - Mężczyzna posłał koleżance uśmiech, mający na celu pocieszyć blondynkę. Wydawało się jednak, że nie spełnił on swojej roli, bo ta mało, że nie odwzajemniła, to jeszcze jak zamyślona jedynie przytaknęła z nieobecnym wzrokiem, odwróciła się na pięcie i pomaszerowała w kierunku swojej grupy.
Collins nie zamierzał wypytywać Joan o samopoczucie, bo i tak bardzo dobrze widział, jak drastycznie się zmieniło od chwili napotkania na dziwny cień, którego tropem teraz miała podążyć. Znał ją też na tyle, by wiedzieć, że mimo tego, że nie wygląda i na początku jest to zwodnicze, później okazuje się, że trzyma jednak nerwy na wodzy. Nawet siebie nie był tak pewien, chociaż próbował aktualnie robić dobrą minę do złej gry...
Grupa Matt'a
Gestem ręki poinstruował, by wyznaczona przez niego grupa podążyła jego śladami. Sam uruchomił latarkę w swoim Gromie - niewiele dawała, ale w tych egipskich ciemnościach zawsze lepsze coś niż kompletne zero, a korytarz w jaki właśnie mieli się zagłębić nie napawał zbytnim optymizmem rozświetlony nawet ich smużkami światła, a co dopiero po prostu zostawiony tak, jak ich zastał.
- Musimy poszukać jakiegoś panelu, interfejsu użytkownika czy coś w tym stylu, przez który skaner próbowałby się wedrzeć. Jak zauważycie coś takiego, dajcie znać. Miejcie też oczy dookoła głowy, bo jak widzieliście, nie jesteśmy tu sami - Dodał na koniec, patrząc co jakiś czas jeszcze na resztę i idąc dość szybkim krokiem w nieznane przed nim.
- Co... to było?... - Chwilę potem dało się usłyszeć zachrypnięty, troszkę zaniepokojony głos volusa.
- Co? - Collins się nie zatrzymywał. Wyraźnie było widać, że chce mieć to jak najszybciej za sobą.
- Słyszałem... Coś...
- "Volusjańskie plemię" dostaje pierdolca z tej ciemnoty - Oświadczył Doug, przy określeniu rasy robiąc wolną od trzymania broni dłonią znak cudzysłowia.
- Nie słyszycie?... Coś... jest dalej... - Z każdym następnym słowem Bashy, członkowie grupy wytężali słuch coraz bardziej. Prócz własnych kroków, próżno jednak próbowali dosłyszeć czegoś więcej.
- Basha, uspokój się. Przez nerwy zaczynasz mieć halucynacje. Tam nic nie ma, nikt nic nie słyszy - Matthew starał się zachować racjonalizm i do niego namawiał także członka oddziału. Gdyby nagle miało się okazać, że volus niezdolny jest do dalszej współpracy, musieliby odstawić go na Curse'a, a chyba nikt z nich nie chciał tracić w ten sposób już i tak wątłego czasu.
- To ucichło... Nie słyszeliście?... Jakby szuranie... Czymś... O ziemię... - Próbował jeszcze przekonać, ale widząc, że nie daje to żadnych rezultatów, zrezygnował. Choć w głębi mógł być pewien, że dziwny dźwięk faktycznie zaistniał.
- Nieważne... Przesłyszałem się...
- Jeśli się źle poczujesz to mów, spróbuję się skontaktować z Curse i cię stąd zabiorą - Dodał jeszcze po chwili naukowiec. Nie uśmiechało mu się to, ale zasady są zasadami. Poza tym nawet, jeśli oni by nic nie znaleźli, jest jeszcze grupa Joan...
Idąc tak, starając się utrzymywać względną ciszę, oddział przebywał następne metry. "Ściany" wciąż złowrogo wiły się własnymi przewodami, choć sam korytarz zdawał się stopniowo, acz wolno rozszerzać. Jeszcze kilka kroków w przód, by towarzysze mogli, choć nie musieli się poczuć dziwnie nieswojo...
Powietrze bardzo powoli przybierało inną, niż dotychczas barwę zapachową. Cząstki nieznanej woni wdzierały się w układy oddechowe, pozostawiając po sobie niemiły, nieco metaliczny aromat. Sama natomiast choć nie drażniła nosa, to i tak była irytująco nieprzyjemna, bo rdzawa. Co więcej, podążając coraz dalej, zapach sukcesywnie się nasilał.
Aephax jako pierwszy również zauważył, że w niedalekiej oddali po prawej stronie, czyli tej, po której szedł, nieśmiało zamajaczyło czerwone światło, dobywające się prawdopodobnie z jakiegoś pulpitu. Przynajmniej na taki z tej pozycji ów wyglądał.
- Czujecie?... Tym razem... Na pewno... Nie mam halucynacji...
Grupa Joan
Oddział dr Pearson miał o tyle ułatwione zadanie, że ich punkt docelowy chociaż w jakiejś - nikłej, bo nikłej - części pozostawał oświetlony. Miał też gorzej, bo zdawałoby się, że idą prosto w paszczę lwa - każdy przecież wyraźnie widział to, co się przed chwilą wydarzyło. Nadzieja jednak, że nie dadzą się ot tak zaskoczyć wciąż była wysoka, za sprawą drona Hardman, który pozostawał na jakieś pięć metrów przed grupą i torował członkom potencjalnie bezpieczną drogę.
W momencie, w którym Fifi przekroczył linię rozwidlenia i skierował się ku zakrętowi w prawo, wszyscy wstrzymali oddech. Ku ich zdziwieniu, korytarz tamten, na całą widoczną długość był oświetlony właśnie w sposób taki, jaki widzieli wcześniej - urywane co chwilę na parę sekund, niebieskie światło. Co gorsze, po dziwnej istocie widzianej wcześniej, nie było ani śladu...
- Jak to możliwe... - Drell nie mógł się nadziwić.
- Przecież to coś się wlokło po ziemi jak zdychający hyoor *, nie udałoby się mu tak szybko zniknąć z pola widzenia... Nie ma mowy!
- Quintus, proszę... - Odparła Joan na słowa brata, chcąc jakoś przywołać go do porządku i może też uspokoić.
- Coś tam jest! Przybliżę obraz - Przerwała blondynce dziennikarka, po czym nacisnęła odpowiedni przycisk na omni-kluczu.
Istotnie, zarys jakiejś sylwetki majaczył w oddali, choć było to na tyle niewyraźne, że nikt z zebranych nie mógł nawet zidentyfikować, czy kontur należy do tej samej istoty, która dała znać o sobie wcześniej. Jakby tego było mało, gdy tylko zdecydowali się na pokonanie zakrętu i dzięki temu, że wszystko widzieli dużo wyraźniej, mogli dostrzec, że "coś" prawdopodobnie również ich dostrzegło. Cień wstał chwiejnie z podłogi i tym samym, co wcześniej, otumanionym - by nie powiedzieć "tępym" - marszem, rozpoczął pokonywanie kolejnych kroków, tym razem na ich lewo, co sugerowało, że korytarz znów się potem rozwidla. Po chwili zatrzymał się i wyglądało na to, że obrócił do oddziału. Stał. Nie atakował, po prostu stał, przygarbiony i zataczający się co jakiś czas na jedną ze stron.
- Fifi, co jest? Nie przestawaj nadawać! - Syknęła w stronę drona reporterka. Faktycznie, obraz na omni-kluczu nie tyle, co zgasł, jak po prostu zamarł. Mimo, że Fifi nadal, wraz z nimi się poruszał, obraz z jego wizjera przesyłany właścicielce zupełnie zatrzymał się w momencie, kiedy stworzenie na wprost odwróciło się w ich kierunku.
- Fifi!
- Curse, słyszycie mnie? Odezwijcie się! - Joan wciąż, choć cicho, nawoływała do swojego komunikatora. Nie miała przy tym pojęcia, czy zdalne kamery w jej pancerzu faktycznie w tej chwili działają i raczej była skłonna do tej mniej optymistycznej wersji stwierdzenia. Dreszcz jeszcze mocniej przechodził przez ciało, gdy co chwilę przypominała sobie, że coś tam patrzy na nich...
Nie minęło nawet pięć sekund, gdy cień powoli podniósł swoją rękę. Wydawała się nienaturalna, nieco przydługawa, o długich, smukłych palcach. Quintus odruchowo przycelował z Mściciela, choć nie oddał jeszcze żadnego strzału. Spostrzegawczy mógł zauważyć, że za "zjawą" błąkał się w nastającej co chwilę ciemności, jarzący się niebieskim światłem panel, przymocowany do czegoś na kształt barierki. Jeśli za zjawą znajduje się większa przestrzeń otoczona poręczami, tłumaczyłoby to nieprzeniknione połacie ciemności padające z tyłu.
Trzask rozległ się po pomieszczeniu, wiodąc dalej echem. Dron Hardman natychmiastowo padł na ziemię, jakby samoistnie się wyłączając. Wydawał się nieaktywny.
Jeden z palców pozostawał niezgięty na wychudzonej ręce. Cień w ciszy wskazywał przed siebie. Na nich.
- Fifi! - Krzyknęła donośnie Charlotte, mając już w zamiarze bieg do urządzenia.
Wyświetl wiadomość pozafabularną* "Zdychający hyoor" - Określenie wymyślone przeze mnie na potrzeby sesji. : p takie tam jakieś rakshańskie zwierzątko.
By zmotywować i was i siebie, wprowadzam pierwszy deadline. Zaznaczam przy tym, że wybicie tej godziny nie znaczy, ze 5min po niej wkleję posta. Bardziej chodzi o to, by przy wymaganiu od was, wymagać też od siebie i nie robić z eventu długiej na pierdyliard dni przygody - a że jestem człowiekiem, który czeka, poprawia, by dobrze brzmiało i myśli nad tym, by coś było wystarczająco logiczne, to chciałabym, by mnie nie popędzano (a piszę to, bo już się tak zdarzało i nie będę wytykać palcem z czyjej strony, czemu się nie dziwię, ale bywało to niekiedy nieco przeholowane, tym bardziej mając odpis cały czas na względzie). W każdym razie, deadline to 2.11, godz. 16, czyli macie w zasadzie trzy dni na odpis, razem z pozostałym czasem dnia dzisiejszego.
Aha, i jeszcze jedno - różnie się dzieje, jeśli ktoś pewnego razu będzie pewien, że nie odpisze w terminie, niech do mnie napisze. Wtedy szybciej będę mogła zacząć myśleć nad odpisem dla pozostałych.