W galaktyce istnieje około 400 miliardów gwiazd. Zbadano lub chociaż odwiedzono dotąd mniej niż 1% z nich. Pozostałe światy oraz bogactwa, które zawierają, wciąż czekają na odnalezienie przez korporacje lub niezależnych poszukiwaczy.

Aephax
Awatar użytkownika
Posty: 106
Rejestracja: 5 sie 2013, o 15:50
Miano: Aephaxos Kytham
Wiek: 24
Klasa: Strażnik
Rasa: Turianin
Zawód: Koroner, technik, obibok.
Lokalizacja: kubeł
Kredyty: 14.770

[Mgławica Tytan > Gyges] Martwy żniwiarz

31 paź 2013, o 00:39

Pochód zamykał milczący Aephax stąpający ostrożnie pośród labiryntu kabli, czujny i skupiony niczym polujący drapieżnik, choć w świetle ostatnich wydarzeń sam czuł się pewnie bardziej jak osaczona ofiara.
Kiedy przydzielono go do grupy nie uszczknął nawet słowa skargi. Tym razem nie miał powodów do narzekań, z ulgą powitał nieobecność drella i dziennikarki. Jeden morderca i jeden ścierwojad na grupę wystarczali tu w zupełności. Pełna symetria. Poza tym mieli jeszcze cichą Ziemiankę z Przymierza, jedną z nielicznych osób o jasno określonej specjalizacji, które mogły okazać się w jakiś sposób użyteczne. Pozostali consortes nie wadzili mu w najmniejszym stopniu, nie licząc może Krugera, który swoją zwalistą sylwetką przysłaniał mu właśnie opięty kombinezonem tyłek idącej na przedzie Cichej. Należało jednak dostrzegać także dobre strony, ta sama góra mięsa byłaby też świetną osłoną przed pociskiem plastycznopłaszczowym o umiarkowanej mocy albo szrapnelem. Był też volus, nieodrodny syn swojej rasy, świntuch i złodziej. Kiedy przyjdzie co do czego nie powinni mieć większych problemów żeby się ze sobą porozumieć.

Mimo to pierwsze uwagi Bashy pozwolił sobie puścić mimo uszu biorąc je za ewidentny objaw nerwów i nadmiernej czujności, sam słyszał w brzęczeniu przewodów więcej niż skłonny byłby się przyznać przed towarzyszami. Tego, że nie poparł jego obaw i nie przyznał mu racji przyszło mu pożałować wkrótce.

- Zauważyłem coś. Nie przywidziało mi się.- Powiedział kierując wątłe światło lampy w miejsce w którym pośród skłębionych pnączy przewodów dostrzegł błysk czerwonego oka powoli ruszając w tamtym kierunku. Gródź była tym miejscu wyraźnie szersza. Wyglądała na przejście do następnego modułu i niewykluczone, że znajduje się tam kolejny panel interfejsu lub czytnik.

Zatrzymał się w połowie drogi zamierając w środku zgęstniałej ciemności. Wyforsowawszy się na przód turianin w końcu poczuł to o czym mówili jego towarzysze.
Zapach, w dodatku znajomy. Ten sam, który wielokrotnie towarzyszył mu podczas ponad sześcioletniej praktyki lekarza sądowego.

- Jucha. Ludzka krew.- Oznajmił z pełnym tępej obojętności spokojem nie ruszając się z miejsca. - Tak czuć tylko hemoglobinę. Albo rdzę. Tyle, że tutaj nie ma obić ani płyt wykładzinowych.

- Światło na boki i sufit. Krzyczcie kiedy potkniecie się o trupa.- Zakomenderował bez namysłu czując jak wypełnia go uspokajające poczucie zawodowej rutyny. Znalezienie na tym statku czegoś co definitywnie pozostawało martwe powitałby z radością równie szczerą co niestosowną. Póki co pełznął jednak powoli w kierunku czerwonego światła starając się nie zbliżać zanadto do końca korytarza. Jeśli znajdowały się tam czytniki biometryczne podobne do tych w śluzie to w żadnym wypadku nie zamierzał informować ich o swojej obecności.
ObrazekObrazek Obrazek
Ahmed Murray
Awatar użytkownika
Posty: 86
Rejestracja: 27 sie 2012, o 10:16
Kredyty: 10.000

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

2 lis 2013, o 15:43

Wybór dziennikarki jako części drugiego teamu był jednak złym pomysłem. Nadal zachowywała się tak, że chyba można by ją winić za obecność tego stworzenia, które widzieli przed paroma chwilami. Ktoś taki to i zmarłego by obudził (co chyba nawet było adekwatne do tego co zobaczyli). I tu pojawiał się dysonans poznawczy odnośnie tej sprawy. Zapisał się tu na robotę inżyniera, nie do siekania umarlaków czy co to było. Ponadto w razie konfrontacji byliby w kiepskim położeniu, ze względu na ich ograniczone możliwości bojowe. Poza dziennikarką i panią doktor był Quintus i Tas'Neda. Drell ze swoim Mścicielem jeszcze sobie poradzi, ale Quarianka? Jego zdaniem w takich pomieszczeniach liczyła się broń krótka, zaś Tas posługiwała się dalekosiężną snajperką. Mimo, że odczuwa do niej pewną niechęć, to w sumie wszyscy są teraz na tym samym wózku.
Z drugiej zaś strony ciekawość starała się brać górę nad lękiem. Bo jak tak spojrzeć ironicznie, to jak nie to coś go zabije, to Gyges i tak może przerobić go na skwarek. A gdyby udało się zeskanować informacje bądź przeprowadzić sekcję tego stwora, to zapewne mógł liczyć na spore granty od swojego pracodawcy. A prawie pod ręką miał Aephaxa, który większość roboty odwaliłby za niego.

Skończył jednak prowadzić swój monolog. W tym momencie znowu to dostrzegli. Majaczącą w oddali sylwetkę wynaturzenia. Lecz tym razem nie uciekało jak poprzednio. Obrócił się w stronę oddziału i czekał. Jak na coś tak paranormalnego nie odnieśli wrażenia, że coś zaczyna być nie tak. Zorientowali się, gdy dron przestał działać i znowu padła cała komunikacja. Heh, wcześniej myślał, że to jego wina, w momencie gdy uruchomił drzwi śluzy. Teraz nie miał wątpliwości, że to coś już tu na nich czekało, skoro sygnał był nadawany z wraku, a nie było śladu po załodze. Wpadli w pułapkę.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

5 lis 2013, o 00:26

Grupa Joan Ponieważ nikt nie próbował nawet zatrzymać Charlotte, minęła chwila, a ona z donośnym dźwiękiem uderzania butów pancerza o twardą nawierzchnię znalazła się przy zdezaktywowanym wcześniej dronie. Ułamek sekundy wystarczył, by po dobiegnięciu jej omni-klucz zaświecił się ponownie, tym razem jednak pozostawiając na swej powierzchni dziwne ślady wyładowań. Na razie niewielkie, choć po krótkich obserwacjach niewątpliwe było, że wraz z czasem bądź też zbliżaniem się do dziwnej istoty, ich siła i natężenie urośnie.
- Co do... - Dziennikarka patrząc ze strachem w oczach najpierw na swój omni-klucz, a potem przenosząc wzrok na tajemniczą postać, omal nie zeszła z niego na miejscu. Próbowała pozbyć się narzędzia z ręki, niestety bezskutecznie, bo o ile ona nagle nie straciła możliwości władania dłońmi - a było to wysoce nieprawdopodobne, choć patrząc na ostatnie wydarzenia... - to rzecz zatrzymała się na jej przedramieniu kurczowo i za nic nie chciała go puścić. Wyglądało tak, jakby nagle się na nim zacisnęła, choć wizualnie wyglądało to zupełnie inaczej. - Zdejmijcie to! Zdejmijcie! Proszę, zróbcie coś! - Jej głos rozległ się po całym korytarzu, a sama, miast na kolanach, wylądowała na tyłku. Ozdobne okulary zsunęły się jej z nosa i uderzyły o posadzkę z impetem niepodobnym dla ich ciężaru i odległości dzielącej je od podłogi. Niefortunnie, nie zwracając na to uwagi ze względów raczej oczywistych, zaraz potem chcąc podeprzeć się ręką i najzwyczajniej w świecie, najszybciej jak potrafi odepchnąć się rękoma i nogami by zwiększyć dzielącą ją od zjawy odległość, położyła prawą dłoń na stłuczonym szkle. Używając siły przy odpychaniu się sprawiła, że jego ostre kawałki zatopiły się w palce niczym w masło, a towarzysząca przy tym czerwona ciecz powoli barwiła niewielkimi smugami płyty wokół. - Proszę, nie... - Spojrzawszy na jej twarz, można było dostrzec wielkie przerażenie. Cały czas wpatrywała się w postać przed nimi; jakby zahipnotyzowana, nie zwracała w ogóle uwagi na nic poza nią - Nie... Błagam, nie chcę! - zakryła nagle twarz, lub raczej głowę rękoma, podwijając nogi pod siebie.
Cała ta sytuacja była o tyle dziwna, że postać, w którą wciąż wpatrzona była Hardman, nie ruszyła się nawet o milimetr - stała tam wciąż, niewzruszona jak posąg. Mimo to, reporterka zdawała się wzbraniać przed nią jak mogła.
Nikt przez całe to zamieszanie nie zwrócił też uwagi na quariankę, która właśnie przy pomocy lunety w snajperce próbowała chociaż trochę rozeznać się w sytuacji, obserwując postać przed nimi. Zatrzymując wzrok na przypuszczalnej "głowie" stworzenia i wpatrując się w nią uważnie, dostrzegła wreszcie pośród kłębiącego się, czarnego dymu... Zaraz, dymu? Mogłaby przysiąc, że wcześniej nie było tu żadnego dymu! A to coś wyglądało, jakby było zlepkiem wielu organów, przynajmniej z tego, co zauważyła... Widziała też głowy. Dużo głów. Co najmniej trzy, w tułowiu, ruszające się, znikające i na powrót pojawiające się... Nie były to przy tym na pewno głowy quariańskie, nie należały też do żadnej innej rasy galaktycznej, jaką znała... Co? Czy korytarz właśnie zapłonął? I te dźwięki, krzyki, chór rozpaczliwych głosów wołających o pomoc... Ktoś biegnie, nie, zatrzymał się... Znowu biegnie, dużo stóp... Niewyraźne zarysy, jakieś kształty, niczym domino padają jeden po drugim... Jeden z głosów, nawoływanie przeradzające się w ciężkie, kakofoniczne piekło...
"Nie możesz się ruszyć, strach paraliżuje to, co robisz" - usłyszała gdzieś z tyłu czaszki, choć nie miała pojęcia skąd głos dobiega. Nie miała pojęcia skąd wszystkie te głosy dobiegają, choć wyraźnie, oczyma doświadczała właśnie serca chaosu.

Zupełnie nagle, światło po jednej z przerw przestało się włączać. Chwilowe, czy już się nie włączy? Co gorsze, teraz postać zlała się z otoczeniem. Więcej - jej zarys nie był już widoczny przed blaskiem panelu...

Grupa Matt'a
Na zawiadomienie o znalezisku turianina, grupa oderwała wzrok od "szlaku" przed sobą i przesunęła go na bok. Faktycznie, pośród kłębowiska kabli po prawej stronie tlił się niepozorny, karminowy błysk.
- Dobra. Aephaksosie, masz skaner, skocz go podłączyć jeśli się da. Jeśli nie, to trudno, na pewno natrafimy po drodze na jakieś inne, odpowiednie miejsce - Tak naprawdę, Matthew wcale nie był tego taki pewien, ale widocznie wychodził z założenia, że dobrze jest mieć nadzieję. Druga możliwość była taka, że było to jedno z poleceń przełożonych... Wszak wcześniej już dokładnie tak samo zachowała się dr Pearson.
Rdzawy zapach okazał się nieść po pomieszczeniu faktycznie, gdy wszyscy jednogłośnie to stwierdzili. Co więcej, informacja Aephaksa wywołała trwogę na twarzach zgromadzonych, prócz Matt'a, który zapach ten również poznać mógł od razu. Nasuwało to na myśl pewien logiczny łańcuszek - skoro coś pachnie tak silnie, musi być tego wystarczająco dużo, ale przede wszystkim musi to mieć swoje źródło... Jakim cudem tutaj, w starym wraku, miałaby znajdować się krew? Skąd?
Chwile namysłu przerwała poczynająca się rozciągać w oddali ciemnoczerwona smuga przyozdabiająca podłogę korytarza. Zaczynała się jakieś pięć metrów przed nimi, zauważyli ją wyłącznie dzięki strumieniom latarek błądzącym między ciemnością. Niepokój wzrastał, gdy zdali sobie sprawę, że ślady informują o fakcie ciągnięcia czegoś, lub kogoś przez ten kawałek korytarza. Dokąd dokładnie - jeszcze nie wiedzieli, prócz tego, że przed siebie.
- Ja pierdolę, ładną sobie bibkę urządzili tutaj - Rzucił Doug, opierając swoją Zjawę o lewe ramię. - Cokolwiek tam jest, lepiej niech kurwa wyjdzie! Nie chcecie, żebym ja do was przyszedł! - Wrzasnął nagle w czarne odmęty na wprost od nich, by zaraz potem popłynęło echo jego słów sugerujące dalsze rozszerzanie się tunelu.
- Zamknij się! Pomyślałeś bezmózgu, że ktokolwiek to był, to coś sprawiło, że ta krew tu jest?! - Niechętny szept Collinsa wydarł się z jego gardła, po czym popchnął Krugera delikatnie w geście braku poparcia dla jego postępowania. Olbrzym zmarszczył we wściekłości brwi.
- Lepiej żeby... ziemskie plemiona współpracowały... wrogość jest teraz zbędna... - Cicha rada volusa choć słuszna, w umyśle Douglasa brzmiała niczym krytyka lub obelga ciężkiego kalibru.
- "Ziemskie plemię" zaraz odstrzeli ci jebany łeb, skurwiała rzygowino varrena - Wrzasnął znów mężczyzna ze Zjawą, choć tym razem przystawiając jej lufę w agresywny sposób do głowy volusa.
W tym samym momencie niegłośny, ledwie słyszalny dźwięk z czeluści niezbadanego korytarza, którego podłoga pokryta była czerwonym wzorem, dobiegł do uszu Rebecci. Wysunąwszy się na przód sprawiła, że tylko ona była w stanie go usłyszeć. Brzmiało nieco jak... Ciche uderzanie czymś o ziemię.
- Takie zjeby genetyczne jak volusy nigdy nie powinny wyewoluować! Jesteście jebaną zakałą galaktyki, tylko się jej przysłużę, kiedy jeden z was pójdzie do piachu! - Dokończył słowa osiłek. Wydawało się, że lada chwila i nie zawaha się strzelić.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tas’Neda nar Rayya
Posty: 186
Rejestracja: 22 sie 2013, o 13:50
Miano: Tas'Neda nar Rayya
Wiek: 35
Klasa: Szpieg
Rasa: Quarianka
Zawód: Podróżnik
Status: Łażenie po Żniwiarzu.
Kredyty: 5.500

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

5 lis 2013, o 10:03

Kiedy te... no cóż, dziwne rzeczy... działy się dziennikarce, Tas ich nie widziała. Była zajęta obserwacją.
"Co to za dym?" - pomyślała, widząc czarną niby-mgłę, wśród której pojawiły się... jakieś części organiczne?
Niepokój rósł.
Jakieś części, które mogły być tylko głowami. Nie przypominały żadnej znanej jej rasy...
Płomienie.

Chciała odskoczyć do tyłu, ale coś ją powstrzymywało...

Ucieczka. Krzyki o pomoc. Kształty upadają na podłogę...
- Pożar? - wyrzuciła z siebie tak cicho i szybko, że gdyby nie komunikacja krótkofalowa, nikt by jej nie usłyszał.
Serce biło coraz szybciej. To, co mówił ten głos było prawdą, strach ją paraliżował...
RK-01: Stwórco Tas'Neda, wszystko w porządku?
Co tu się działo...
- Pożar. Uciekali. Przewracają się...
RK-01: Stwórco Tas'Neda, twoje zachowanie wykracza poza standard.
- Płoną. Oni płoną. My też spłoniemy!
RK-01: Stwórco Tas'Neda, musisz przeżyć tą wyprawę.
- Co?
Milczenie.
RK-01: Jeśli nie wrócisz, twój statek eksploduje.
- CO??? - wydawało jej się, że krzyczała, a po prostu wróciła do normalnego tonu głosu.
RK-01: Jednostka na której się znajduje zostanie zniszczona. Zginą cywile.
Nie. Nie. No tak, to geth. Oni mogli coś takiego zrobić. Sama myśl o takiej sytuacji wystarczyła, by ją przerazić... cywile ginący, bo ona nie wróciła? Potrząsnęła głową... i zorientowała się, o co chodzi.
- Blef?
Spojrzała na swoją syntetyczną rękę.
- Ty kłamałeś? Jak? - znowu szept. Ale oddech się trochę uspokajał.
RK-01: To było... ciężkie. Przekierowałem programy sterujące ręką, by wykorzystały popularny wizerunek przeciwko nam...
- Mniejsza z tym. Muszę to powtórzyć.
RK-01: Co widziałaś? Obrazy są niekompletne...
Och, jak dla quarianki one jak najbardziej były kompletne.
- Oddziaływanie na umysł? - powiedziała do siebie, a jednocześnie by zaalarmować ekipę. Nie wiedziała, co się działo z Charlotte, więc uznała że reszta może o tym nie wiedzieć.
"Dobra, Tas, uspokój się. Co najmniej raz miałaś zginąć. Do jasnej (piiiiip), gdyby nie cud, byłabyś martwa (piiiiiiip) osiem lat temu! Co może zaszkodzić ci bardziej niż utrata (piiiiiiiip) ręki???"
Przełknęła ślinę i powiedziała głośno, mając nadzieję że to coś to zrozumie.
- Nie wiem, kim jesteś... ale zakładam że te obrazy już kiedyś się pokazały... Pokaż więcej... proszę. Chcę znać sytuację...
Podeszła o kilka kroków do przodu, co zdawało się być dystansem nie do pokonania, i zauważyła dziennikarkę. Biedna kobieta... Może kiedy to coś skupi się na mnie, to ją wypuści? - pomyślała.

I znów przyklękła, patrząc prosto na to stworzenie.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
ObrazekObrazek
Bonusy:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Wyświetl wiadomość pozafabularnąWyświetl wiadomość pozafabularną

Statystyki broni własnej roboty:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Aephax
Awatar użytkownika
Posty: 106
Rejestracja: 5 sie 2013, o 15:50
Miano: Aephaxos Kytham
Wiek: 24
Klasa: Strażnik
Rasa: Turianin
Zawód: Koroner, technik, obibok.
Lokalizacja: kubeł
Kredyty: 14.770

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

5 lis 2013, o 16:31

Turianin posłusznie przyjął podany mu skaner i obróciwszy go w palcach ruszył w kierunku dostrzeżonego uprzednio błysku smagając ziejący mrok słabym światłem latarki. Tłumione klątwy, które wyrzucił z siebie chwilę później dowodziły, że podobnie jak reszta dostrzegł czerwień na podłodze i zgodnie z jego obawami nie była ona czerwienią powitalnego dywanu.

- Stójcie!- Syknął do pozostałych zatrzymując się w miejscu i unosząc wolną dłoń. - Nie zatrzyjcie śladów, nie możemy iść dalej zanim...- Dalsza część wypowiedzianego półgłosem zdania utonęła w ryku nagle rozjuszonego Krugera.

Klątwy, wyzwiska, niewyszukany język czy nawet groźby . Żadna z tych czterech rzeczy nie była obca wychowanemu przez wojsko sierocie, dezerterowi i włóczędze. Lżono i zastraszano go od małego, w swoim życiu nasłuchał się niejednokrotnie wielu gorszych a i nawet bardziej pomysłowych inwektyw. Potrafił odróżniać faktyczną groźbę czy insult od zwyczajowych wulgarnych manieryzmów językowych innych obijbruków czy szumowin. Tym co uderzyło go najbardziej była zmiana w głosie i zachowaniu najemnika. Jego ksenofobiczne nastawienie do tej pory było dla koronera wyłącznie powodem do wesołości zmieszanej w równych proporcjach z żenadą. Tym razem posunął się zdecydowanie zbyt daleko by mogło mu to ujść bezkarnie.

Ostrożnie, póki nie widzi i jest zajęty volusem. Jak za starych dobrych czasów podczas postojów na międzygalaktycznej. Przygotowany na takie sytuacje natychmiastowy program inwazyjny, odpalający się w ułamku sekundy, aktywowany krótkim gestem albo samowyzwalający. Jedna prosta operacja i duzi chłopcy tracą swoje pukawki a wraz z nimi cały swój dotychczasowy rezon. M76, co? Zły wybór bratku, one zawsze mają mnóstwo blokad autoryzacyjnych dostosowanych pod printy na twoim sofcie albo wszczepce. Pomyśl co będzie kiedy nagle zaalarmujemy lub zdezaktywujemy jedną z nich zdalnym impulsem. Twoja zabawka nie odpali a jeśli już to w najlepszym wypadku wybuchnie ci w łapach. Taak, sabotaż to coś co w moich rodzinnych stronach, żeby je cholera lubimy najbardziej. Tylko się odwróć klocu.


- I mówi to skurwysyn, którego matka puściła się z kroganinem.- Skrzekliwy rechot koronera poniósł się zwielokrotnionym echem przez korytarz. -Pod trzysta czternastym nasi układali zewłoki takich jak ty jako dodatkowe umocnienia na pozycjach, kiedy przyszło co do czego pierwsi odwracali się plecami na naszą linię strzału.- Szyderczy śmiech przybierał na sile i chociaż nieco ochrypły nie było w nim choćby jednej wymuszonej nuty ani nieszczerości. - Co z ciebie kurwa za żołnierz jeśli srasz w portki na widok odrobiny krwi? Nie dziwota, że łapiesz się trzy razy mniejszego od siebie ofajdusa skoro sam jesteś zmiękła fujara i cienkobździej. Dalej, odstrzel mu łeb, z tej odległości nawet taki wyskrobek jak ty powinien trafić. Dzieci ci straszyć ty wieprzu niedoszorowany, bydlęcy ryju, małpoludzie golony, baryło pomyj, łajzo tchórzliwa, obszczybruzdo...- Ciągnął swą litanię turianin przywołując na myśl wszystkie reprymendy od swoich byłych dowódców jakie zachował w swojej serdecznej pamięci wyczekując jednocześnie na odpowiedni moment.
ObrazekObrazek Obrazek
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

6 lis 2013, o 10:18

Mogło być gorzej, tak? Mogła trafić na mniej rozgarniętą grupę, na stworzenia, w towarzystwie których nie byłoby nawet cienia szans, by wyszli z tego żywi... Naprawdę? Dotychczas jeszcze sądziła, że rzeczywiście tak było. Gdy jednak najmniej tolerowany przez nią członek ekipy zaczął wydzierać się w głąb korytarza, doszła do wniosku, że nie, chyba jednak tak nie było. Że wcale nie mogła trafić gorzej.
W obecnej sytuacji to, że z korytarza zaczął dobiegać pewien dźwięk, można było uznać nawet całkiem korzystnym zrządzeniem losu. Zawsze lepiej było mieć czym się zająć - zwłaszcza w sytuacji, gdy nawet chwilowy brak czegoś konkretnego do roboty skutkował podobnymi sprzeczkami, jak przed momentem.
Moment zajęło jej zorientowanie się, że poza nią nikt nie zwrócił uwagi na ów odgłos. Odgłos... uderzania? Stukania czymś? Tak jej się to skojarzyło. W każdym razie miała teraz doskonały powód, by przerwać tę dziecinadę odstawianą przez pozostałych.
- Zamknijcie się na chwilę - warknęła na tyle cicho, by nie powiadomić połowy statku o swej obecności (takowe zaanonsowanie zapewnił im już Doug), wystarczająco głośno i dobitnie jednak, by wciąć się w szczeniacką pyskówkę. - Coś się tam dzieje. - Ruchem głowy wskazała w kierunku naznaczonego krwią korytarza. - Albo właśnie zbliża się do nas coś, co zaprosił nasz uroczy kolega... - Mówiąc te słowa nawet nie spojrzała na żołnierza, choć oczywistym było, że mówi właśnie o Krugerze. - ...albo i nie. W każdym razie, posłuchajcie.
Sama ostrożnie postąpiła jeszcze dwa kroki w kierunku korytarza, chcąc słyszeć lepiej. Ostatecznie doszła też do wniosku, że gdyby faktycznie coś do nich zmierzało - nie była pewna, czy dźwięk się do nich zbliża czy nie, wypadało jednak być gotowym na najgorsze - dobrze byłoby nie bazować tylko na omnikluczu. Uaktywnienie go i wykorzystanie pewnych funkcji bojowych mimo wszystko zajmuje więcej czasu niż tępe naciśnięcie spustu. Zdjęła więc z pleców karabin i układając go wygodnie w dłoniach, nasłuchiwała. Przez myśl przeszło jej, by wysłać tam sondę, ale... To znów ten sam problem - jej techniczne dziecko nie przyjmowało do wiadomości, by nie atakować od razu. Gdyby znajdowało się tam cokolwiek będącego potencjalnym zagrożeniem, być może nie mieliby okazji nawet zobaczyć, co to dokładnie jest. Póki co postanowiła więc sondy nie wysyłać. Być może obędzie się bez niej.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

11 lis 2013, o 21:24

Grupa Joan Po długiej przerwie w dostawie światła, to znów rozbłysnęło, ukazując to, co dzieje się w korytarzu.
Tas, o dziwo, zdołała przezwyciężyć strach i powoli zbliżając się do tajemniczego stworzenia, wprost zażądała więcej. Więcej obrazów, poszlak wskazujących na wydarzenie, bądź też wydarzenia z przeszłości. Tak naprawdę wcale nie była do końca przekonana o tym, że to, co właśnie widziała miało w ogóle kiedykolwiek miejsce, ale wszystko wyglądało tak realnie, że można było niemal poczuć ogniste języki topiące kombinezon, dostające się do wrażliwej skóry, przejmującym gorącem ściągające fantazyjne wzory na jej powierzchni... Postąpiwszy kilka kroków do przodu poczuła nagle, że nie może iść dalej. To nie tak, że nie mogła pokonać następnego metra - to jej nogi zrobiły się nagle przeraźliwie ciężkie, tułów uginał się, jakby na plecach nosiła kamienie. W końcu nie wytrzymała i po krótkim sapnięciu, jej ciało powędrowało w dół; zatrzymało się dopiero podpierając kolanem, choć miała wrażenie, że i to zaraz polegnie w walce z nagle zwiększoną, choć niczym nie wytłumaczoną grawitacją.
Zauważyła przy tym wszystkim, że niewyraźne, majaczące jedynie kształtami sylwetki przestały biec. Nadal słychać było panikę, wrzaski, aż w końcu jakby wybuch, lub uderzenie czymś niewyobrażalnie wielkim i ciężkim o ziemię, ale postaci miast biegać, szły, wymijały quariankę niczym na spacerze, mimo innych, otaczających ją zdarzeń i wychwytywanych dźwięków. W końcu, zupełnie niespodziewanie, jeden z zarysów bez twarzy stanął tuż przed nią. Powoli uchylał się, chcąc prawdopodobnie klęknąć wraz z nią, choć przez kłęby otaczającego ową postać dymu nie była pewna, czy to coś w ogóle posiada nogi. Wolnym, wydającym się wiecznością ruchem, wyciągnął do niej swoją - prawdopodobnie - rękę i ujął jej dłoń we własnej. Przez ułamek sekundy kobieta widziała, że kończyna owego zarysu ukazała posiadane przezeń jedynie trzy palce. Po tej czynności postać wyglądała tak, jakby się odwróciła i drugą, wolną ręką wskazała tylko korytarz, który majaczył w oddali przed nimi.

Kelan widział to natomiast zgoła inaczej - najpierw rozhisteryzowana dziennikarka bojąca się czegoś, czego nie było, pomijając oczywiście dziwadło przed nimi. Krew z jej dłoni zdobiła ten kawałek podłogi, po którym wciąż przesuwała się do tyłu. Odwróciwszy głowę w drugą stronę, widział quariankę, powoli zbliżającą się do ich niemego "towarzysza", mówiącą do niego - sylwetka najwyraźniej wywoływała jakieś halucynacje. Mężczyźnie przez myśl przeszło pytanie, w którym zastanawiał się dlaczego tylko one zachowują się w ten sposób i gdy omiótł wzrokiem osoby wokół siebie zdał sobie sprawę, że nikt prócz obu kobiet nie patrzy na zjawisko na wprost. Quintus z panią doktor bardziej zaaferowani byli tym, co dzieje się z "ofiarami" przywidzeń. Może to było właśnie to - nie patrzeć na to coś? Wtedy właśnie Tas upadła, jakby bez władzy w nogach najpierw na kolana, a moment później na podłogę. Dziwactwo przed nimi rozpłynęło się jakby samo, w powietrzu, umożliwiając im dalszą drogę wgłąb.

Tas upadła w końcu na ziemię, czując chwilowo lekkie wycieńczenie. Dźwięki i głosy ucichły, obrazów już nie było. Leżała na podłodze tego samego, mrocznego wraku. Poczuła wtem mocny chwyt na lewym ramieniu, ciągnący ją do pionu - zwróciwszy rozmazany wzrok w tę stronę, zauważyła znajomego drella próbującego ją podnieść, lub chociaż jakoś ocucić. Odgłosy plątały się w jej głowie i mieszały ze sobą, jakby właśnie zażyła porcję czerwonego piasku. Pytał chyba czy wszystko w porządku. W tym samym momencie, zauważyła też Joan, która tuliła do siebie poranioną od szkła dziennikarkę, uspokajając ją jakimiś słowami wypowiadanymi pół-szeptem. Ta druga, jedynie szlochała w jej ramionach. Zjawa przed nimi ulotniła się dosłownie na ich oczach, przynajmniej z tego, co quarianka zdołała wychwycić.
- Kelan... Dam ci skaner - Zaczęła wreszcie blondynka, zwracając się w stronę hakera. Wyjęła po chwili szukania w kieszeni pancerza, malutkie urządzenie, które Sinos wręczył jej jeszcze na Curse. - Tamten panel wygląda, jakby był odpowiedni do zamontowania go na nim. Po prostu przyczep go do aparatury wyświetlającej hologram - Dokończyła, wskazując na to samo urządzenie, które wcześniej przysłonięte było przez dziwny kształt.
Grupa Matt'a Chwila przytknięcia lufy do głowy volusa musiała być lekkim szokiem dla zgromadzonych. O ile osiłek wyglądał na nie do końca władającego myślą, przynajmniej tą którą władała większość członków ekspedycji (bo jakąś pokrętną, własną dysponował na pewno - co rusz ją ukazywał) i nikt nie spodziewałby się po nim więcej, niż zwyczajnego pieniactwa, to tym razem zdołał zaskoczyć swoją irracjonalną gwałtownością. Całe szczęście dla volusa, turianin obecny w grupie postanowił zareagować, przez co wylot Zjawy w mgnieniu oka z pierwszego celu, przesunął się na drugi, tym razem na wysokość głowy Aephaksa.
- Jedno gówno czy inne, nie robi mi różnicy - Rzucił, utkwiwszy nie ukrywający irytacji wzrok na licach mężczyzny.
Los chciał, że w tym samym momencie Rebecca, która wcześniej słyszała zastanawiający odgłos dobiegający z mrocznego korytarza, postanowiła uciszyć osobników z tyłu. To było już dla Krugera zbyt wiele - w szale odbierającego wszystko osobiście i dosłownie. Nie dosłyszał nawet tego, co kobieta mówiła później, zbyt zajęty był wzburzaniem w sobie złości i eksplodowaniem nią chwilę później.
- Kurw...

Padł strzał.

Olbrzym z donośnym huknięciem opadł na podłogę, by chwilę potem pojawiła się pod nim stale przybierająca na objętości ciemnoczerwona kałuża. Matthew opuścił powoli swojego Kata, patrząc jeszcze chwilę na zwłoki w ciszy. Wkładając pistolet z powrotem do kabury, spojrzał po wciąż stojących w zdziwieniu towarzyszach, by po tym głośno westchnąć.
- Zabiła go maszyneria w statku. Przygniotła go. Ewentualnie... - Skierował wzrok na wcześniejsze ślady krwi. - Coś innego go zabiło. I tak jesteśmy już pewni, że wrak nie jest bezpieczny - Dodał jeszcze, nie spuszczając uwagi z korytarza naprzeciw. Wyraźnie było widać, że nie czuł się najlepiej z tym, co właśnie zaszło, wyglądało jednak na to, że nie ma nawet ochoty o tym dyskutować. - Był zagrożeniem dla reszty.
- Dź-dziękuję, turiańskie plemię... - Wysapał Basha w podzięce do Aephaksa, korzystając z okazji, że w ogóle może to wreszcie powiedzieć.

Mocniejsze, wyraźnie słyszalne uderzenie w ziemię przemknęło przez pozostałe, oddawane przez nich dźwięki, co przypomniało wszystkim o tym, co wcześniej mówiła żołnierz Przymierza. Collins ponaglił Aephaksa ręką, by zrobił to, co miał zrobić chwilę temu, po czym szybkim ruchem dłoni położył palec na ustach w geście uciszenia. Turianin podszedłszy powoli i jak najciszej do panelu, nie zadawał sobie nawet trudu odszyfrowywania co się na nim znajduje przez ponaglanie doktora - przyczepił jedynie powierzony mu skaner i zaraz znów dołączył do grupy.
Kierując swe latarki na podłogę i zmierzając przed siebie mogli stwierdzić, że natężenie nieprzyjemnego zapachu niebezpiecznie narastało, a samej cieczy pod ich nogami robiło się z każdą chwilą dużo więcej. Wreszcie... Doszli do źródła.
Oto przed oddziałem rozciągał się widok masakry, plan niczym z horroru lub żywcem wyjęty z głowy ciężko niezrównoważonego psychicznie osobnika. Pośród wszechobecnej posoki, po ziemi walały się skąpane w niej szczątki ciał - prawdopodobnie ludzkich. Nie mogli być pewni tego, ile leży tu ofiar, choć sądząc po leżących wszędzie kończynach, liczba ich oscylowała koło siedmiu lub ośmiu. Najwięcej dziesięciu. Zauważyli też sprawcę wcześniejszych odgłosów - wśród tej istnej rzezi, leżało ciało człowieka pozornie nietkniętego. Gdyby jednak przewrócić je na plecy, uświadczyłoby się pokaźnej dziury na wysokości brzucha, z której leniwie sączyła się jucha. Co ciekawe, człowiek ten jeszcze żył, ale wyglądało na to, że szczytem jego możliwości już na tę chwilę było po prostu słabe uderzanie jedną z rąk o nawierzchnię, przykrytą płynną, karminową taflą.
Niektóre szczątki pancerzy, w które wciąż obleczone były części ciał, bądź też leżące gdzieś zupełnie osobno, ukazywały sobą pewne zastanawiające, biało-pomarańczowe logo.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Aephax
Awatar użytkownika
Posty: 106
Rejestracja: 5 sie 2013, o 15:50
Miano: Aephaxos Kytham
Wiek: 24
Klasa: Strażnik
Rasa: Turianin
Zawód: Koroner, technik, obibok.
Lokalizacja: kubeł
Kredyty: 14.770

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

12 lis 2013, o 00:29

Turianin mimowolnie naprężył mięśnie zamierając na wpół pochylony czując mrowienie nadchodzących falami impulsów i adrenaliny. Pamięć starych odruchów była zbyt silna by mogło ją stłumić ulotne poczucie bezpieczeństwa jakiego dostarczały szybsze od myśli skonfigurowane aplikacje obronne. Mimo to był opanowany i gotowy, wiedział co będzie dalej.

A wtedy padł strzał. A zaraz potem ciało Krugera.

W tym samym czasie koroner tytanicznym wysiłkiem woli zwalczył nagłą chęć by samemu zbratać się z podłogą i zerwać nerwowody panicznym uwolnieniem płynącej przez nie energii. Trwał w bezruchu z uniesionym w połowie "Predatorem" oświetlającym to co przed chwilą było Dougiem. Co gorsza zaczynał w końcu rozumieć. Chciał zakląć ale zaschło mu w gardle. W ciemności zaś nikt nie widział jego bezgłośnie poruszających się szczęk. Chwilę potem uruchomił omni-klucz pochylając się nad świeżym ciałem.

- Jako biegły i na mocy posiadanych przeze mnie uprawnień orzekam zgon lege artis. - Turianin wyprostował się odwracając się do Matthewa na tyle blisko by móc uchwycić jego spojrzenie. Patrząc mu w oczy kontynuował przemowę unosząc przedramię z aktywowanym omni-kluczem na wysokości klatki piersiowej.- Przyczyną śmierci były perforacje tkanki mózgowej spowodowane ekspozycją na promieniowanie korpuskularne w wyniku zbyt pochopnego pozbycia się hełmu. Z powodu niedogodnych warunków i charakteru misji obserwacja poprzedzająca orzeczenie została wykonana w tempie ekspresowym i z pominięciem zwyczajowych procedur. Ze względu na okoliczności odzyskanie ciała nie będzie możliwe. Świadek obecny przy nastąpieniu zgonu: Doktor Matthew Collins.- Zapis audio. Przesył do najbliższego aktywnego urządzenia, wysoki priorytet, krótki zasięg, brak konieczności potwierdzania. - Zginął pod twoją komendą więc do ciebie należeć będzie złożenie wyjaśnień. Możemy ruszać dalej.


Turianin podszedł powoli i jak najciszej do panelu. Nie zadawał sobie nawet trudu odszyfrowywania co się na nim znajduje z powodu ponaglań doktora. Przyczepiając powierzony mu skaner zaraz znów dołączył do grupy. Nie zastanawiał się nad sensem całego zabiegu. Nad tym, że samo zewnętrzne skanowanie może być niewystarczające. Ani nad tym, że moduł może okazać się uszkodzonym lub autonomicznym względem głównego rdzenia systemów statku. Wykonał powierzone mu zadanie a drugi otrzymany jeszcze podczas briefiengu skaner spoczywał w kieszeni skafandra czekając na dogodniejszą okazję.

W ponownie zapadającym milczeniu szedł jako pierwszy a nasilająca się woń była dla niego jak zaproszenie. Porzucając dawne wahanie pospieszył na spotkanie umarłym poprzez podłogę lepką i śliską od krwi.

- Zupełnie jak w szpitalu polowym na Tuchance.- Powiedział półgłosem przestępując nad jedną z oddzielonych od ciała kończyn. Posoka pod stopami była świeża. To co widzieli w tamtym korytarzu było żywe. Zaś instynkt samozachowawczy turianina umierał powoli z każdą minutą spędzoną na tym pół-wraku.
Jedno pośród ciał nie chciało tak łatwo rozstać się z życiem. Nie uszło to uwadze Aephaxa. W sytuacjach takie jak ta niewiele zresztą uchodziło. Działał instynktownie i z wyrobioną rutyną praktyką zanim jego rozsądek i resztki etyki kazały mu zwymiotować na lepiące się od juchy podłoże i pełznąć na czworakach w kierunku najbliższego wyjścia. Turianie jako gatunek drapieżników nadzwyczaj dobrze znosili widok mięsa i krwi. Aephaxos Kytham koroner od osiemnastego roku życia znosił go na tyle dobrze by można było przypuszczać, że u korzeni jego drzewa genealogicznego leżał wyjątkowo niewybredny padlinożer. Koledzy z pracy zwykli podzielać tę teorię przypominając mu ją w co raz to nowych docinkach i określeniach. On sam zapamiętywał to sobie rewanżując relacjonowaniem swoich spostrzeżeń i szczegółów pracy podczas przerwy śniadaniowej. Dokuczliwość z ich strony zmalała równie drastycznie co liczba zajmowanych obok niego miejsc na stołówce.

- Jednostka. Nazwa kompanii. Czas przybycia, cokolwiek.- Zaindagował powoli i wyraźnie nie robiąc sobie zbyt wielkich nadziei. To co poruszało ciałem nie było gazami bakterii gnilnych. Nie wiadomo jak długo miał potrwać ten stan rzeczy ale turianin uznał, że nie opłaca się włączać stopera.
ObrazekObrazek Obrazek
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

12 lis 2013, o 17:44

Strzał. Trup. Początkowo sądziła, że wyraziła się wystarczająco i na tyle dobitnie, by przebić się nawet przez skorupę kryjącą nieszczególnie rozgarnięty - jej zdaniem - umysł Douga. Nie przewidziała tylko jednego - że udane dotarcie do świadomości żołnierza nie gwarantowało im faktycznego bezpieczeństwa. Skąd mogła jednak wiedzieć, że mają w ekipie tak skrajnego idiotę? Mniej zaufania do ludzi, Beccy, znacznie mniej. Och, doprawdy, jakby dotychczas wybitnie im ufała.
Ostatecznie jednak nie mogła nie dojść do wniosku, że to, co się stało, dotychczas było najlepszym, co mogło ich spotkać. Strata żołnierza który myśleć nie potrafił, ale strzelać zapewne już tak, mogła ich wprawdzie niebawem zaboleć, z drugiej jednak strony - mężczyzna był chodzącą bombą, którą lepiej zlikwidować niż ciągnąć za sobą. Czerwonowłosa więc nieszczególnie się przejęła, a jedynym, co mogło świadczyć o szczątkowych ludzkich odczuciach, które ją dotykały, był przelotny cień zmieszania na jej twarzy, gdy spoglądała na ciało.
Potem jednak bez słowa ruszyła za resztą. Nie komentowała fabrykowania fałszywego aktu zgonu, bo i niewiele on ją obchodził. Zastrzelony mężczyzna nic dla niej nie znaczył i z pewnością nie miała w planach zostać strażniczką prawdy. Ani by jej to nie przyniosło korzyści, ani nie uprzyjemniło życia. Szła więc w milczeniu, jakby zupełnie nie świadoma otoczenia - aż do chwili, gdy natknęli się na trupy.
- Kurwa. - Uświadomiwszy sobie, że za podobne słówko parę chwil temu osobnik je wypowiadający został zastrzelony żyła teraz nadzieją, że jej zduszony pomruk pod nosem nie zostanie uznany za podobne zagrożenie dla grupy, co w tamtym przypadku.
Ciał było tyle, że prędko zrezygnowała z aktywacji swego implantu. Sprawdzenie tych wszystkich tutaj byłoby zbyt czasochłonne i, najpewniej, zupełnie nieefektywne. Tak sądziła przynajmniej do chwili, gdy nie ujrzała jedynego trupa, który... ruszał się? Ach, tak. To stąd ten odgłos. Wizja zombie szybko umknęła jej z głowy na rzecz racjonalnego wyjaśnienia - człowiek po prostu zbyt silnie walczył o życie.
- Nie sądzę, by miał ochotę z nami rozmawiać - rzuciła bez cienia złośliwości, za to z odpowiednią dozą typowej dla siebie obojętności. Nie sądząc, by ledwo żywy osobnik był w stanie cokolwiek z siebie wydusić, prędko skoncentrowała na nim wzrok, dając implantowi czas na załączenie się. Może teraz efekt będzie lepszy niż przy okręcie? Nie oczekiwała pełnego życiorysu, być może jednak dostaną... Och, cokolwiek. Na obecną chwilę wolała nie precyzować, na co dokładnie liczy.
Nim jednak oddała się pracy z implantem, zlustrowała nieco dokładniej całe niezbyt apetyczne znalezisko i...
- Cerberus. - Ruchem głowy wskazała logo na jednym z pancerzy - symbol znany jej nie tylko jako służącej w Przymierzu, ale także tej, która pokusiła się o włamanie do baz organizacji legitymującej się właśnie tym znakiem. Mimo to nie sądziła, by odkryła Amerykę. Raczej stwierdziła to, co i innym powinno być wiadome. To, że w ogóle odezwała się w tak oczywistej - jej zdaniem - sprawie, to zwyczajny odruch. Widzisz - mów. Zwłaszcza, gdy chodzi o życie - innych, lecz przede wszystkim twoje.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Tas’Neda nar Rayya
Posty: 186
Rejestracja: 22 sie 2013, o 13:50
Miano: Tas'Neda nar Rayya
Wiek: 35
Klasa: Szpieg
Rasa: Quarianka
Zawód: Podróżnik
Status: Łażenie po Żniwiarzu.
Kredyty: 5.500

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

12 lis 2013, o 19:28

Im dalej szła Tas, tym ciężej było iść... w końcu przyklękła.

A jednak im bliżej tej istoty była, tym więcej widziała... Postacie nadal były cieniami, albo mgłą - ale były o wiele wolniejsze. Huk zabrzmiał jej w uszach, lecz czy był prawdziwy? Tego nie wiedziała. Skupiła się na jednej sylwetce, która obniżyła się, zdając się przyjmować taką pozę, co ona - nie była pewna, jednak wiedziała jedno - ręka, którą podała jej zjawa miała trzy palce. To był ten element, który zanotowała, i ten, który mógł się później przydać. Następnie pokazałą ciąg dalszy korytarza... i znikła. W tym momencie quarianka niemal straciła przytomność.

Kiedy jednak była w stanie się podnieść, była podekscytowana.
- Dziękuję - powiedziała do drella, przyjmując jego pomoc przy wstaniu. Jej ton był raczej cichy, a jednocześnie przyspieszony - jak to u wyczerpanej osoby mającej coś ważnego do powiedzenia.
Podeszła do Charlotte i Joan, mówiąc:
- Pani Pearsonn... Ta... istota... Trzy palce u dłoni. Ze znanych mi ras pasuje to do Turian, Quarian, Salarian, Yagh... i Gethów - to ostatnie wypowiedziane zostało nieco innym tonem, mogącym zdradzić dość personalne podejście do sprawy. - Pokazała dalszą część korytarza. Cokolwiek spowodowało ten pożar, który widziałam... jest tam dalej.
Po chwili usłyszała polecenie, które było przeznaczone dla Kelana.
- Czy mamy czas... by zatrzymać się przy tym terminalu? I tak będziemy musieli tam iść, jeśli zamierzamy zbadać to, co się tu stało, prawda?
Ostatnio zmieniony 16 lis 2013, o 00:09 przez Tas’Neda nar Rayya, łącznie zmieniany 2 razy.
ObrazekObrazek
Bonusy:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Wyświetl wiadomość pozafabularnąWyświetl wiadomość pozafabularną

Statystyki broni własnej roboty:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Ahmed Murray
Awatar użytkownika
Posty: 86
Rejestracja: 27 sie 2012, o 10:16
Kredyty: 10.000

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

15 lis 2013, o 22:16

Wszystko działo się w mgnieniu oka.
Jednak nie potrafił do końca ogarnąć, co tak naprawdę miało tu miejsce. Część zespołu zaczęła się zachowywać dość dziwnie. Zarówno dziennikarka jak i Quarianka zdawały się mieć halucynacje. Tylko czemu pojawiły się one tak nagle ? Obrócił się w stronę doktor Joan i Quintusa. Oni nie wykazywali żadnych oznak nienaturalnych zachowań. Co więc mogło być powodem? Chwilę później jednak zauważył prawidłowość dziejących się tu rzeczy. Zdawało się, że obie kobiety nawiązały kontakt wzrokowy z istotą. Zarówno on, jak i reszta tego oddziału spoglądał raczej na toczące się wydarzenia, nie zaś bezpośrednio na stwora.
Nie udało mu się jednak potwierdzić, czy też zaprzeczyć tej tezie, gdyż jak szybko "gospodarz" tego statku się pojawił, tak równie szybko postanowił jak gdyby nigdy nic rozpłynąć się w powietrzu. Gdy tylko otoczenie można było uznać za bezpieczne, Quintus i panna Pearsonn ruszyli pomóc pozbierać się ofiarom stwora. Niebawem Joan zawołała go do siebie, po czym zleciła podłączenie skanera na niedaleko położony terminal. Nie odezwał się w ogóle, kiwnął tylko głową i odebrał urządzenie, po czym niezwłocznie ruszył w stronę komputera. Kto wie, na jak długo mają spokój.
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

16 lis 2013, o 02:15

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Grupa Matt'a
Każde, następne uderzenie leżącego w posoce człowieka odbijało się coraz słabszym echem na tym odcinku korytarza. Skąpane w ciemności dalsze rejony statku nadal były dla członków oddziału tajemnicą, ale w tej chwili bardziej niż one, zastanawiający był widok przed trójką osób, które zatrzymały się prawie u końca "tunelu", choć zapewne tego jeszcze nie wiedziały. Wreszcie, leżący na ziemi mężczyzna, po kilkunastu dobrych sekundach, zareagował na obecność obcych, ale był już zbyt słaby, bu choćby odpowiedzieć Aephaksowi na polecenie. Jedynymi znakami reakcji na to, że tu są, zdawały się przyspieszone ruchy gałek ocznych - swoją drogą przekrwionych - i przyspieszony, charczący i mocno wadliwy oddech. W końcu, po chwili, człowiek wypluł z siebie pokaźne ilości krwawego zakrzepu - co bardziej delikatni mogliby właśnie dotkliwie odczuć swoje słabe punkty. Już sam odgłos towarzyszący temu w połączeniu z okropnym fetorem wywoływał odruch wymiotny.
Podchodząc bliżej, Rebecca pozwoliła sobie na wątpliwą próbę skanu już-prawie-truchła człowieka. Ku jej zaskoczeniu, po wejrzeniu w zalane krwią oczy i spojrzeniu w dziką źrenicę, nie musiała długo czekać, a na jej siatkówce pojawiły się informacje dotyczące owego mężczyzny.
  • Imię i nazwisko: Logan Andrew Rhymes
    Wiek: 41 lat (12.03.2145)
    Grupa krwi: B Rh+
    Włosy i oczy: Jasne kasztanowe, krótkie / niebieskie
    Wzrost i waga: 187 cm / 90 kg
    Sylwetka: Atletyczna
    Znaki szczególne: Niewielka, pionowa blizna obok lewego ucha

    Poszukiwany za: Liczne akty terrorystyczne. <rozwiń, by przeczytać>
    Ostatnio kojarzony z grupą o nazwie Cerberus.
Okazało się, że umierający pod nogami osobnik jest jednym z poszukiwanych listem gończym przez Przymierze terrorystów związanych z Cerberusem - tak, jakby nie było tego widać już na pierwszy rzut oka. Dosłownie w tej samej chwili, gdy kobieta skończyła przeglądanie akt przestępcy, z tyłu rozległ się donośny odgłos gwałtownie wypluwanego śniadania, a przynajmniej tak można się było domyśleć, gdy oboje obejrzeli się za siebie. Matthew nie wytrzymał i zwrócił zawartość żołądka tuż obok wielkiej, czerwonej plamy. Odór, mieszając się z wcześniejszym, stał się wręcz nie do wytrzymania.
- Przepraszam... - Rzucił Collins, plując resztkami wciąż tkwiącymi w jamie ustnej. Szybkim ruchem przetarł usta ręką, po czym stanął zaraz obok żołnierz Przymierza, wciąż, co chwile wzdrygając się na nieciekawy widok. W końcu, na ręce mężczyzny z dziurą w brzuchu uaktywnił się jasno rozbłyskujący pomarańczowym światłem omni-klucz. - Znasz go, wiesz kto to jest? - Zapytał Matt kierując wzrok na stojącą po jego prawej stronie Dagan. - Co to w ogóle za logo? Jakaś korporacja? Nic mi nie wiadomo, by ktoś był tu przed Thaox. Nikt przynajmniej nie zgłaszał chęci w wybraniu się tu - Dodał po chwili, przestępując z nieukrywanym obrzydzeniem wymalowanym na twarzy, nad górną częścią czyjegoś tułowia, by dostać się do źródła błysku. Kucnąwszy nad ofiarą wyjątkowo brutalnego potraktowania, dwoma palcami chwycił jej palec, chcąc podnieść całą rękę i wywołać na omni-kluczu znajdującym się na niej odpowiednią komendę, by wyświetlić wiadomość, która nań nadeszła. Holograficzny podgląd ukazał się natychmiast.
  • Od: Dzhokhar Basayev
    Do: Logan Rhymes

    Oficer Reynold polecił natychmiastowe wycofanie się z pobliża wraku. Prawdopodobnie jedna z firm zajmujących się nowymi technologiami spróbuje zbadać statek - ich jednostka zarejestrowana na nazwę Curse cały czas znajduje się obok okrętu. Nie możecie dopuścić do poznania przez nich prawdy. Jednocześnie miałem ostrzec was przed nieznanymi formami życia; próbki, jakie do nas wysłaliście, wyraźnie wskazują na niepokojące mutacje z ogromną zawartością nanorobotów, obficie naznaczone pierwiastkiem zero. To istoty z pogranicza organicznych i syntetycznych. Gdy dowiemy się więcej, niezwłocznie poinformuję.
    Wrócimy po was, gdy tylko naukowcy dadzą sobie spokój - w waszych rękach reszta.
Odrywając się od czytania, można było spostrzec, że agent wyzionął ducha.

Grupa Joan
Chwile spokoju zdawały się tak bardzo upragnione, że kiedy wreszcie nadeszły, w głowach członków oddziału narastało to nieprzyjemne uczucie pozoru, ale też chwili na zaczerpnięcie oddechu. Kelan bez słowa sprzeciwu wykonał polecenie kobiety, odbierając od niej urządzenie i kierując się ku terminalowi. W tym samym czasie, quarianka wstając już o własnych - wciąż nieco wątpliwych - siłach, podeszła powoli, choć najszybciej jak mogła, do Joan. Ta, słuchając, co Tas ma do powiedzenia, wzdychnęła ciężko i popatrzyła ponownie w dół, przed siebie, oglądając wzory kreślone na ziemi czerwoną cieczą. Pokręciła lekko głową w geście zrezygnowania.
- Tas, w obliczu pewnych zagrożeń nie możemy narażać was na niebezpieczeństwo. To jeden z warunków tej misji. My mieliśmy się jedynie dowiedzieć co to jest za statek i ewentualnie wyciągnąć z niego próbki technologiczne, po zbadaniu ich i ocenie sytuacji wewnątrz będzie można dopiero tu wrócić... - Przeniosła swój smutny wzrok na quariankę. - ... mimo wszystko, kwestionowałabym pomysł powrotu na ten wrak. Jest niebezpieczny, dzieją się tu rzeczy... niewytłumaczalne logicznie - Ciągnęła dalej. - Nie możemy was narażać. Was i siebie samych, Matthew też na pewno myśli tak samo i właśnie zmierza ku wyjściu - Dokończyła. Charlotte zdążyła się już od niej oderwać, choć wciąż z przerażeniem w oczach spoglądała na rozpościerającą się przed nimi zapowiedź piekła, a w jakiej stronę właśnie zmierzał Kelan.
Gdy mężczyzna zatrzymał się i kucnął w celu przymocowania skanera, na panelu rozjarzył się podobny jak wcześniej schemat. Agent miał już rzucić na niego okiem, gdy właśnie usłyszał wysoki, choć zdecydowanie męski wrzask dobiegający z pomieszczenia na wprost. Tam również, jak jeszcze przed chwilą tutaj, tliło się raz po raz aktywujące i wyłączające się, blado-niebieskie światło. Z jednym wyjątkiem...
Szybkie, gwałtownie narastające uderzenia o podłogę niewątpliwie można było usłyszeć już teraz, chociaż nikt, jak dotąd, absolutnie niczego nie dostrzegł. Brzmiało dokładnie jak bieg, w dodatku bardzo intensywny, wręcz chaotyczny. Znów wrzask, choć tym razem dużo lepiej słyszalny i trochę krótszy, przeradzający się w kakofonie gardłowych oddechów. Światło przysłonił nagle cień, z hukiem upadający na ziemię. Bez wątpienia, prócz upadku, uderzył też o stojącą na drodze ścianę, szybko się jednak podniósł i - jakby na czworaka, co wyglądało... naprawdę niepokojąco - począł podążać w kierunku grupy, aż w końcu się zatrzymał.
- Co?! Nie! Nie chcę znowu, odejdź!!! Idź ode mnie!!! Kurwa - Szloch dorosłego mężczyzny przeciął ciszę nastającą po krzykach. - Wy... Nie... Jesteście prawdziwi? ODEZWIJCIE SIĘ, KURWA!!! - Cień energicznie stanął na równe nogi, powietrze przedarł odgłos przeładowywanej broni. - MÓWCIE! NIE SŁYSZĘ, MÓWCIE DO MNIE! COKOLWIEK, POWIEDZCIE COŚ!!!
- Stój! N-nie strzelaj! - Krzyknęła wreszcie Pearson, odpowiadając na ponaglenia.
- Słyszę! SŁYSZĘ GŁOS! Jesteście tu, matko, jesteście... - Postać upadła, głośno odreagowując nerwy płaczem.
- Kim jesteś i co tu robisz? - Zapytał swym wibrującym głosem drell.
- Ja... Nie, co WY tu robicie... W otchłani szaleństwa... Błądząc w ciemności... Tacy wątli, myślicie, że coś zdziałacie...
- O czym Ty mówisz? - Drell postąpił krok do przodu, nakierowując latarkę w Mścicielu na źródło głosu. Ich oczom ukazał się postawny, ale bardzo marnie wyglądający mężczyzna, chwiejnie klęczący i trzymający w rękach Motykę. Krew z nosa i ust ściekała mu po brodzie, obficie kapała na pancerz, spływając na duże, wyraźne logo. Oczy były opuchnięte, czerwone od płaczu, dysponował głosem nieproporcjonalnie wysokim do budowy ciała, choć równie też chaotycznie zmieniającym ton.
- Słyszałem inne głosy... Myślałem, że pomioty nauczyły się imitować mowę, ale nie! Skoro tu jesteście, to znaczy, że też je widzieliście!
- Co widzieliśmy? - Joan wstała i podążyła ku Quintusowi.
- Te... MASZKARY! Słudzy ciemnych mocy! - Ukrył twarz w dłoniach, po czym kontynuował. - Tu... Tu nie jest tak intensywnie, nie ma ich tak dużo... Ale to postępuje! WIZJE. Tam dalej, wnętrze nicości, obrazy historii, troski wszechświata... Ból, cierpienie i rozpacz! TAK DUŻO BÓLU. Stare, starsze niż my... Niż dziesięć pokoleń asari! - Jego ręce znów opadły, wyglądały nagle na bezwładne, choć logika kazała myśleć, że to jedynie pozory. - TO NADCHODZI. Idzie tam, gdzie czuje krew. Gdzie czuje życie. Tam, gdzie słyszałem głosy! - Podniósł dłoń, wskazując korytarz za sobą, czyli ten z którego przed chwilą przybiegł - To tam. Tam się zaczyna, stamtąd przyjdzie też tu. Tam najgłośniej brzmią pieśni umarłych.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Aephax
Awatar użytkownika
Posty: 106
Rejestracja: 5 sie 2013, o 15:50
Miano: Aephaxos Kytham
Wiek: 24
Klasa: Strażnik
Rasa: Turianin
Zawód: Koroner, technik, obibok.
Lokalizacja: kubeł
Kredyty: 14.770

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

16 lis 2013, o 13:31

- Jego ochota nie ma tu nic do rzeczy dziewczyno, zapewniam cię. Zachichotał turianin w odpowiedzi na uwagę Rebeki. - Żywy czy umarły zaśpiewa dla mnie i tak.- Przybierając na twarz maskę czegoś co można było uznać za uśmiech turianin patrzył jak człowiek rozstaje się z życiem. Rzadko kiedy miał okazję to obserwować, zwykle wzywali go do samego sprzątania. Patrzył na powiększającą się pod nim karminową kałużę, obserwował ruchy klatki piersiowej, nachylił się nawet gdy ten wypluł skrzep. Mimo to unikał patrzenia w oczy, rozbiegane jak u pochwyconego w paść zwierzęcia. Przynajmniej tyle szacunku mógł okazać wobec majestatu śmierci. Śmierci nagłej i straszliwej, która wszelako... Ha! Ha! Collins się porzygał! A kiedy strzelał do Krugera nawet powieka mu nie drgnęła, kto by pomyślał.
Panując nad twarzą koroner posłał Matthewowi pełne obrzydzenia i nagany spojrzenie. Ohyda.- Stwierdził cicho kręcąc głową po czym wrócił do wycierania podeszwy z treści najpewniej rozerwanego jelita o materiał skafandra, którym owinięta była oddzielona od ciała noga, którą niedawno mijał.

- Cerberus? Co z nimi? - Spytał zerkając na czerwonowłosą. - Nie odpadli czasem w ćwierćfinale z The Ballcasters przed meczem z New Orleans...?- Turianin zamilknął w połowie pytania widząc brak zrozumienia na twarzach towarzyszy. A może nazywali się Erebus? Zaraza ich wie.

-Nikt nie zgłaszał chęci. Właśnie dlatego dotarli tu przed innymi.- Mruknął patrząc jak Matthew aktywuje omni-klucz dogorywającego agenta. Brak personalnej blokady znacząco ułatwił ten zabieg.

- Pomóżcie mi przewrócić go na brzuch. Trzeba dokładnie przyjrzeć się ranie.- Turianin skończył czytać wiadomość a głos, którym przemówił niewiele miał wspólnego z jego zwyczajowym niefrasobliwym i zadziornym tonem. - Basha, potrzebuję dobrego ekranu. Jestem pewien, że w kieszeniach twojego kombinezonu znajdzie się datapad z rozdzielczością wyższą niż standardowa.- Albo nanomorficzny wyświetlacz o regulowanym kształcie i rozmiarze. Taki jaki zostawiłem w swojej pracowni. Mogłem zabrać ze sobą więcej narzędzi cholera.
Ostatnio zmieniony 16 lis 2013, o 18:24 przez Aephax, łącznie zmieniany 1 raz.
ObrazekObrazek Obrazek
Tas’Neda nar Rayya
Posty: 186
Rejestracja: 22 sie 2013, o 13:50
Miano: Tas'Neda nar Rayya
Wiek: 35
Klasa: Szpieg
Rasa: Quarianka
Zawód: Podróżnik
Status: Łażenie po Żniwiarzu.
Kredyty: 5.500

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

16 lis 2013, o 15:57

Quarianka miała zamiar wyrazić swoją dezaprobatę dla akcji, ale niestety coś jej przeszkodziło...
Kroki. Bieg... Po chwili zobaczyła człowieka. Oni są wszędzie...
To, co mówił było dziwne... a jednak ciekawe. I straszne. Dużo uczuć jak na reakcję na jednego człowieka. No cóż. Wyglądało na to, że dużo przeżył...
- Słudzy ciemnych mocy? - zapytała się... - chodzi ci o te widma? I... nadal masz wizje?

To ją zaskoczyło. Jej wizje skończyły się wraz z kontaktem z istotą... Zaraz.
- No tak... ty nie miałeś kogoś, kto by cię wsparł na początku, prawda? W każdym razie...
Podeszła powoli do człowieka, i powiedziała:
- Usiądź. Uspokój oddech. Odłóż broń, nie chcemy nikogo skrzywdzić, prawda? Zobacz, sama też ją odłożę... - to mówiąc, położyła na ziemi Modliszkę. Jeżeli posłuchał się, wzięła Motykę i powiedziała:
- Doktor Pearsonn, mogłaby pani to potrzymać? I moją Modliszkę też.
Położyła obie bronie za sobą, umożliwiając pani naukowiec ich wzięcie. Następnie, niezależnie od tego czy przekazanie broni się powiodło kontynuowała:
- Też miałam te wizje. O wiele łatwiej jest pamiętać, że nie istnieją i skupić się na szczegółach... Czy byłbyś w stanie powiedzieć mi coś na temat tego, co się tu stało? Jeśli nie chcesz lub nie możesz, to nie, ale wierz mi, to może pomóc... Wiemy już że wybuchł pożar. Wiesz coś więcej?
ObrazekObrazek
Bonusy:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Wyświetl wiadomość pozafabularnąWyświetl wiadomość pozafabularną

Statystyki broni własnej roboty:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

16 lis 2013, o 21:25

Ani spojrzenie, ani niewybredny komentarz turianina taktownymi nie były, z drugiej strony Dagan powstrzymała się od podobnego powodu tylko z dwóch powodów, z których żaden nie świadczył o jej dobroduszności. Przede wszystkim, co było powszechnie wiadome, generalnie mówiła mało. Niezależnie od sytuacji, sięganie po zupełnie zbędne słowa nie było w jej stylu. Po drugie zaś - jej własny żołądek też nie czuł się najlepiej i, właściwie, to, dlaczego sama nie poszła jeszcze w ślady aktualnego dowodzącego było całkiem ciekawym pytaniem.
Nad chwilą słabości Matta przeszła w każdym razie do porządku dziennego, szczególnej reakcji nie wywołały w niej także słowa Aephaxa - nawet odpowiadając na jego ostatnie pytanie zwracała się właściwie do ludzkiego naukowca, jak gdyby kontynuując tylko przerwaną wcześniej myśl, nie zaś udzielając informacji, o które ją zapytano.
Powiedzenie czegokolwiek Mattowi wymagało natomiast zastanowienia. To, że implant dostarczył jej całkiem sensownych informacji, było zaskoczeniem. Zdawać by się mogło, że niespodzianka była całkiem miła, bo wreszcie było się czym z drużyną podzielić, ale... To były dane Przymierza. Mogła nie być fanatycznie lojalna, ale miała świadomość, że byle informacja w niepowołanych rękach może stać się bronią. Postanowiła więc poprzestać na minimum, resztą zachowując dla siebie. Gdyby z czasem coś z otrzymanych danych miało się przydać, będzie je pamiętała. A inni? Inni do tego czasu nie muszą nic o nich wiedzieć.
- To logo Cerberusa - stwierdziła ze spokojem, intonacją podobną, w jakiej mówiło się o pogodzie. - Czy są korporacją? - parsknęła cicho - Można to tak nazwać. To organizacja przestępcza. Największa, o jakiej nam wiadomo. Najlepiej zorganizowana i najlepiej finansowana. Ten tu był jednym z nich. Ale uprzedzając pytanie - nie wiem, co tu robili.
Mówiąc do Matta, jednocześnie powróciła spojrzeniem do ciała. Możliwość dowiedzenia się czegoś więcej nie umknęła jej uwadze. Raz jeszcze przejrzała więc ukazane jej informacje, by wreszcie na dłuższą chwilę skoncentrować się na odnośniku. Rozwiń, by przeczytać. O terroryzmie martwego nie zamierzała póki co wspominać, co nie znaczyło, że nie chciała wiedzieć więcej.
Chwilę później rzuciła jeszcze okiem na wiadomość wywołaną na omni-kluczu mężczyzny. Zmarszczyła lekko brwi. Weird. Wiedziała, że Cerberus ma pociąg do tego, co każdy inny omijałby szerokim łukiem, ale... Organiczno-syntetyczna symbioza?
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

19 lis 2013, o 20:46

Grupa Matt'a
Na oświadczenie Rebecci o organizacji przestępczej, Matthew posłał jej niedowierzające spojrzenie, które jednak szybko zostało zastąpione innym, przyjmującym do wiadomości, gdy spotkało się z jak najbardziej poważnym wzrokiem kobiety. Choć określiła to bardzo okrężnie, to nadal trafnie i nie podlegało to żadnej wątpliwości, że Cerberus właśnie za taką uchodził, choć zapewne nie każdy o niej słyszał.
Zagadką nadal pozostawało, jaka to "prawda" kryła się za słowami nadchodzącymi na omni-klucz obcego mężczyzny i to, dlaczego i z czyjej ręki zginęły kąpiące się aktualnie we własnych płynach ustrojowych ciała. Jedno było pewne - im dłużej zostawali w tym miejscu, tym mocniej, intensywniej odczuwali wszelkie bodźce wizualne czy zapachowe - tych pierwszych z racji ciemności było niewiele, jednakże za drugimi raczej przez dłuższy czas żaden z nich nie zatęskni. Co więcej - gdzieś w głowach kwitło jeszcze przed paroma chwilami niepozorne, acz coraz bardziej teraz już dokuczliwe uczucie obserwacji. Nikogo, ani niczego nie spotkali na swej drodze od czasu rozdzielenia się i dotarcia aż tutaj, racjonalnie więc podchodząc do sprawy, odczucie to miało swoje źródło najwyraźniej w paranojach związanych z nowym, nieznanym miejscem, nawet tych głęboko ukrytych. Przynajmniej tak można było wywnioskować zakładając, że to właśnie tutaj, dokładnie na tym odcinku statku nie obarczyli swoich pleców tajemniczym oddechem kogoś, lub czegoś obcego...
Lekko otępiały dotąd Basha wyrwał się w końcu z zamyślenia i pewnego rodzaju blokady, wynikającej z widoku jaki obserwował przed sobą. Spojrzał na turianina po zadanym volusowi pytaniu, po czym sięgając do jednej z kieszeni pancerza, wyjął pachnący wręcz nowością datapad z serii tych "nowej generacji".
- Jak na ironię, turiańskie plemię... - Wręczył urządzenie turianinowi, a z tonu jego głosu można było wyczytać, że właśnie się uśmiechnął. - Mam wrażenie... - Zaczął po chwili niepewnie. - Wam też się wydaje... Że tam coś jest? - Wskazał palcem na ciemność przed nimi. W istocie - dwa, dziwne, świecące punkty, niczym oczy nieznanej formy życia, wpatrywały się w oddział wciąż stojący nad miejscem rzezi. Z ich położenia śmiało można było wywnioskować, że jeśli faktycznie są to oczy i znajdują się w głowie, istota ta była prawdopodobnie dużo wyższa od nich, lub... Potrafiła latać? Choć nie było to zbyt logiczne przypuszczenie.
Moment, w którym je zauważyli był też momentem przyjścia na omni-klucz Collinsa nowej wiadomości.
  • Od: Theren Sinos
    Do: Joan Pearson, Matthew Collins

    Nie mamy żadnej pewności, że ta wiadomość do was dotrze, ale będziemy próbować, póki starczy nam nadziei. Wysyłam to do obu z was - Joan również. Skaner nr 2, jaki udało wam się podłączyć jakiś czas temu przesłał (i nadal to robi) niepokojące informacje. Z oszacowania danych wynika, że konstrukcja tego statku liczy sobie dużo więcej lat niż przypuszczaliśmy początkowo. Wcześniej myśleliśmy, że ma on +/- 100 lat, jednak to, co widzę przed sobą, każe mi wywnioskować wręcz nienormalną datę powstania - około 70 tysięcy lat temu. To nie jest błąd pomiarowy - sprawdzaliśmy kilka razy, stosując różne perspektywy, najmniejsza liczba jaka wyszła to 65 tysięcy lat w zaokrągleniu. Jeżeli ta data jest prawdziwa... Mamy prawdopodobnie do czynienia z najstarszym, znanym i będącym wciąż w całości wrakiem w galaktyce. Wstępny skan jego pomieszczeń i systemów wskazuje na budowę zbliżoną do statku gethów, który kilka lat temu zaatakował Cytadelę, jednak wiek, który wybił na liczniku każe sądzić, że jest od samych gethów nieporównywalnie starszy. Zapisy w rejestrach sugerują także, że jeszcze stosunkowo niedawno - jakieś 500 lat temu - ostatni raz działała na nim instalacja podobna w strukturze programowej do sztucznej inteligencji, lecz prawdopodobnie dużo bardziej posunięta technologicznie.
    Zdobądźcie jak najwięcej próbek technologicznych.
Grupa Joan
Zaczęło się spokojnie - grupa, jaką napotkał wystraszony mężczyzna wyraźnie nie miała - jak na razie - złych zamiarów względem niego. Tak przynajmniej mógł to odebrać postronny obserwator, jednakże umysł od jakiegoś czasu narażony już na tak, prawdopodobnie intensywne przeżycia, po prostu nie mógł zareagować inaczej, niż ze strachem. Strachem wciąż gwałtownie wydostającym się na zewnątrz, choć teraz pozornie tylko tłumionym.
Gdy quarianka zdecydowała się zbliżyć do człowieka, ten w obawie obrzucił ją swym dzikim spojrzeniem jasnoniebieskich tęczówek. Tas próbowała przemówić obcemu do rozumu, nie na wiele jednak się to zdało, a w rezultacie tylko bardziej rozjuszyła swym pośpiechem "rozdrażnionego byka". Podniósłszy się znów do pionu, gwałtownym ruchem pochwycił na powrót Motykę w dłoń. Nie tracąc czasu, wycelował nią w dziewczynę w kombinezonie. W powietrzu unosiła się coraz gęstsza atmosfera, a po czole mężczyzny prócz zastygłej krwi, począł pojawiać się zmieszany z nią pot. Strużki z czubka głowy brnęły w dół w swoim leniwym tempie, zraszając jednocześnie już i tak najeżone niczym kolce krótkie, blond włosy. Oczy ukazywały wciąż to samo szaleństwo, tym razem jednak podobnie jak na zaraz na początku, znów wygięte nad nimi brwi sugerowały wrogość wynikającą z ostrożności właściciela.
- Nie podchodź! - Wrzasnął po chwili celowania dokładnie w środek jej klatki piersiowej. - Nie dam się nabrać na bujdy! Chcę się wydostać stąd, chcę wyjść ŻYWY. Rozumiesz? Żywy! - Jego pewność siebie jakby nieznacznie urosła. - To coś... Nie będzie czekać. Nie rozmawia. Nie mówi. Krzyczy i zabija - Ciągnął dalej, powoli przechodząc łukiem w ich lewą stronę, prawdopodobnie zamierzając ich okrążyć i podążyć dalej ku wyjściu. - Chcecie, umierajcie. Ja, póki żyję, nie dam się złapać! Nikt mnie nie dotknie, dopóki nie będę znowu na Syriuszu. Wciąż wam nie ufam, NIKOMU NIE UFAM NA TYM ZAFAJDANYM ZADUPIU! Wcale nie muszą być niemi, prawda? Bawicie się ze mną?! Bawicie! Jestem mądrzejszy niż wam się wydaje, batariańskie spierdoliny! No chodź, pokaż się!!! - Wrzasnął, a seria pocisków z jego Motyki poszybowała w stronę Tas. Dosięgając, pozbawiła ją pewnej ilości tarcz, a sama quarianka zachwiała się lekko na własnych nogach. W tym samym momencie, drell jak na zawołanie dobył swojego Mściciela i posłał serię w stronę wrogiego człowieka, robiąc z jego tarczami dokładnie to samo.
Człowiek rzucił się w mrok, oddział tylko po odgłosach oddechu czy szybkich kroków mógł się zorientować, że właśnie znajduje się gdzieś po lewej stronie. Ni stąd, ni zowąd, pod ich nogami wylądował granat odłakmowy, zdolny lada moment do wybuchu.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tas’Neda nar Rayya
Posty: 186
Rejestracja: 22 sie 2013, o 13:50
Miano: Tas'Neda nar Rayya
Wiek: 35
Klasa: Szpieg
Rasa: Quarianka
Zawód: Podróżnik
Status: Łażenie po Żniwiarzu.
Kredyty: 5.500

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

20 lis 2013, o 23:02

Co za Bosh'Tet! - pomyślała Tas zaraz po tym, jak oberwała. Chwilę potem szaleniec też oberwał. A jednak sytuacja była zła. Tamten uciekł, ona miała osłabione tarcze, nikt go nie widział, a on spędził na tyle dużo czasu na tym przeklętym statku, że pewnie znał każdy zakamarek i gapił się na nas.

No. Granat. Pięknie! NO PO PROSTU GENIALNIE!

Już nawet nie starała się go odkopnąć, po prostu odskoczyła od niego w takim kierunku, by po drugiej stronie nikogo nie było widać, po czym krzyknęła "Odsuńcie się" i po chwili użyła Strzału Wstrząsowego na granacie.

- Słuchaj no! Jak dla mnie, to możesz sobie spierdalać na ten swój Syriusz! Kto ci przeszkadza? Jeśli tego chcesz, to po prostu idź! A jeśli nie... Pamiętaj że jest nas więcej, i wcale nie chcemy dać się wystrzelać komuś, kto nas bierze za trupy!
RK-01: Tas'Nedo, przed chwilą sama sobie tłumaczyłaś, że już umierałaś...
Tas wyszeptała coś co przypominało "cicho bądź".

Następnie aktywowała Kamuflaż Taktyczny i wypatrywała przeciwnika. Jeżeli go znalazła, a ten kontynuował ostrzał, użyła Amunicji Zapalającej i wystrzeliła.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
ObrazekObrazek
Bonusy:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Wyświetl wiadomość pozafabularnąWyświetl wiadomość pozafabularną

Statystyki broni własnej roboty:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Aephax
Awatar użytkownika
Posty: 106
Rejestracja: 5 sie 2013, o 15:50
Miano: Aephaxos Kytham
Wiek: 24
Klasa: Strażnik
Rasa: Turianin
Zawód: Koroner, technik, obibok.
Lokalizacja: kubeł
Kredyty: 14.770

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

21 lis 2013, o 18:43

- Taaak nada się idealnie, jeszcze świeżutki. - Mruknął z aprobatą. Trudno było stwierdzić czy ma na myśli trupa czy otrzymany przed chwilą datapad. Nikt nie kwapił się do tego żeby pomóc mu przemieścić zwłoki stąd też po krótkiej chwili badania ich ułożenia koroner sam przewrócił ciało na brzuch pomagając sobie wypraktykowanym chwytem pod kolano. Prawie się nie skrzywił kiedy doleciała go woń z rany na plecach. Unosząc głowę raz jeszcze rozejrzał się po otoczeniu. No tak, majestat śmierci. Jucha, rzygowiny i gówno. Było znaleźć sobie porządniejszy fach. Było zostać złodziejem na pełny etat jak Basha. Z ciężkim westchnieniem turianin powrócił do badania obrażeń powściągając swój pierwotny zamiar analizy krwawych śladów dookolnej jatki. - Poświeć ktoś cholera... Co? Co znowu?!- Warknąl zniecierpliwiony na kolejne przeczucie volusa będąc w środku pobierania próbek. Dokonując tej operacji praktycznie na ślepo i przy pomocy prymitywnego chirurgicznego haka i pincety nie był w stanie nawet określić typu rany a co dopiero pozyskać ukrwionej funkcjonalnej tkanki. Niechętnie porzucając trupa i podążył spojrzeniem we wskazanym przez volusa kierunku.

- Jesteś pewien, że tego nie było tu przedtem?- Turianin zwalczył chęć wycelowania pistoletu a tym samym światła w zgęstniały mrok. - To od Joan? Co piszą? - Ważąc każdy ruch koroner zbliżył się do Collinsa nie odrywając wzroku utkwionego w dwa jarzące się punkty przed nimi.
ObrazekObrazek Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

22 lis 2013, o 20:15

Grupa Joan
"Nie ufam niczemu, co znajduje się na tym pieprzonym statku!" - Powtarzał wciąż w myślach agent Cerberusa, gdy krył się w cieniu, unikając spojrzeń kogokolwiek obcego. Nie można było się dziwić jego zachowaniu - tak naprawdę nikt nie wiedział ile czasu spędził na wraku i co na nim przeżył. Ostatnie doświadczenia Tas mogły jedynie nieco nakierować na to, jak bardzo, dla osoby pozbawionej większego dystansu czy po prostu nieodróżniającej ich od rzeczywistości, zwidy mogły być przeżyciami traumatycznymi.
Rzut granatem skutecznie rozdzielił grupę - można by pomyśleć, że właśnie taki był zamiar przeciwnika. Strzał wstrząsowy, jaki kilka sekund później poleciał w jego kierunku, przyspieszył detonację - huk wybuchu rozniósł się gwarnym echem po korytarzach tejże części statku. Chwilę potem, gdy quarianka skończyła zwracać się do nieznajomego, tuż nad jej głową przeleciał pocisk rzezi nadlatujący na wprost, acz na całe szczęście dla niej - nie trafił. Poczuła jak krew jej zawrzała a serce poczęło mocniej pompować, gdy odruchowo uchyliła się przed nadlatującym zagrożeniem mimo tego, że nawet gdyby tego nie zrobiła, rzeź prawdopodobnie nie trafiłaby jej. Na to, co mówiła wcześniej, nie dostała jednak wcale odpowiedzi.
Zaraz obok, po jej lewej stronie, Tas słyszała dyszenie znajomego drella, co pozwoliło jej wnioskować, że gdyby coś miało się stać i zwróciłaby na siebie niechcący uwagę wroga, miałaby jakieś wsparcie. Niezmiernie się to liczyło, podczas gdy błędy mogły kogoś z nich kosztować życie. Nie widziała jednak pozostałych ani w podświetlanym co chwilę korytarzu, z jakiego przed chwilą wyszli, ani - co zupełnie zrozumiałe - w ciemności pomieszczenia, w którym się znajdowali. Słyszała jedynie kroki; to głośniejsze, to cichsze i oddechy, oddalone lub całkiem bliskie - niestety nie była zdolna do bliższego określenia.
Wtem, w czeluści czerni rozbłysł pomarańczową poświatą omni-klucz, a z niego niebezpiecznie szybko wysunęło się ostrze - w mgnieniu oka przedarło prawie pionowym ruchem "pustkę" obok. Męski głos, będący zapewne odpowiedzią na wykierowany w niego atak, wkrótce ucichł - ostrze wędrując w górę, zatopiło się w wewnątrz, by równie szybko z niego wyjść. Czyjeś ciało opadło głośno na ziemię, zaraz potem hałas strzału zagłuszył wszystko inne, a przez jego błysk, przez ułamek sekundy widoczny był człowiek, który wcześniej strzelił w Tas i poczęstował grupę granatem. Pocisk zmniejszył jego pojemność tarcz ponownie.
- Strzelajcie w klucz! - Głos Joan rozległ się w miejscu strzału zaraz po nim. Seria z pistoletu maszynowego quarianki szybko znalazła drogę ujścia, podobnie jak ta z broni towarzysza obok. Zaraz potem, przez ciemność, z czyjegoś omni-klucza pomknęło spalenie, rozświetlając równocześnie wszystko wokół - po tym zdołali poznać, że należało ono do dziennikarki. Następne ciało opadło, wydając dźwięk obijania pancerza o podłogę.

Uaktywnienie latarki w broni pozwoliło poznać zebranym, że trzymana jest przez doktor Pearson. Skierowawszy ją przed siebie, niemal po omacku szukała ciała zabitego, lub pozbawionego przytomności napastnika. W końcu zauważając coś, w ciszy przytknęła dłoń do ust - nawet nie zauważyła, że narzędzie na jej ręce także się uaktywniło. Niedaleko trupa agenta Cerberusa, w kałuży własnej krwi leżało drugie ciało, należące do towarzyszącego im dotąd inżyniera. Z rozległej rany znajdującej się tuż pod szczęką, żwawo sączył się płyn ustrojowy, co w połączeniu z jego martwym wzrokiem wciąż wpatrującym się w nicość, wyglądało wręcz przerażająco.
Głośne westchnięcie przewodniczącej grupy wreszcie wyrwało się z jej gardła - sprawiała wrażenie, jakby z nerwów już za moment sama miała się rozpłakać, zupełnie jak wcześniej zrobiła to Charlotte. Nawet nie myślała o tym, by odczytać nadchodzącą wiadomość.

Grupa Matt'a
Każde z nich, mimo naturalnych wątpliwości wynikających z nadziei, raczej na pewno doskonale zdawało sobie sprawę, że dwa, żarzące się punkty "w górze" pojawiły się całkiem znienacka. Matthew, sparaliżowany obawą chciał zareagować na słowa Aephaksa, ale słowa ugrzęzły mu w gardle po wypowiedzeniu jedynie "doktor Sinos". Co więcej, oczy równie nagle także zniknęły, gdy dźwięk, niczym stąpanie po ziemi, niepokojąco narastało, co mogło zwiastować przemieszczanie się stworzenia. Będąc na odległość około siedmiu metrów, kula biotycznej poświaty rozjarzyła się, a z miejsca, gdzie się to stało, tajemnicza postać zawyła wrzaskiem tak wysokim i przeraźliwym, że niemal ogłuszającym.

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Błysk rozjarzył się wtem jeszcze mocniej, a z ciała stworzenia buchnęła moc biotyczna, jakiej żadne ze zgromadzonych wcześniej u żadnej istoty żywej nie widziało. Dzięki temu właśnie mogli dostrzec jak wygląda tajemnicza sylwetka przed nimi; jej kontur był bardzo podobny do tego, jakie wcześniej z drugą grupą widzieli i za jakim tamten oddział też podążył...
Niebieskie, nienaturalnie długie ciało, o wypiętym brzuchu, chudych nogach i przydługich rękach wyglądało jak mocna karykatura kobiety; kolor skóry i pnące się ku górze macki na głowie kazały podejrzewać przynajmniej szczątkowe pokrewieństwo z asari. To, co było najbardziej zaskakujące, to bioniczne wszczepy tlące się błękitem w kluczowych dla przepływu krwi miejscach, by operować biotyką. Zdecydowanie nieprzyjazny wzrok utkwił znów na grupie, by chwilę potem istota podniosła jedną z rąk zakończonych ostrymi niczym brzytwa pazurami i posłała przy jej pomocy kulę kobaltowej energii wprost pod nogi zespołu. Uderzając o podłogę wybuchła, rozrzucając martwe szczątki dużo dalej, niż znajdowały się pierwotnie, a przy okazji ochlapując krwią powalonych przez jej pokaźną siłę członków oddziału.
Istota znów zaryczała trwożnie, by zniknąć i nagle, w otoczeniu lazurowych wyładowań pojawić się z tyłu, tuż za ich plecami. Matt, trzęsący się widocznie ze strachu, nie mogąc się podnieść, na czworaka postanowił pokonać niewielki odcinek przed sobą.
- Co to, kurwa, jest?! - Wrzasnął, przygłuszony prawie natychmiast przez następną, wytworzoną kulę energii.
Rebecca, rozglądając się gorączkowo na boki, zdołała zauważyć w ścianie z kabli i przewodów niewielką wnękę, jakby przejście - nie miała jednak pojęcia gdzie owa prowadzi, nie miała nawet pewności czy w ogóle dokądkolwiek prowadzi. Mogła być jedynie pewna, że było ono na tyle ciasne, że trzeba będzie się przez nie przeciskać idąc bokiem i na tyle długie, że na pierwszy rzut okiem nie było widać jego końca. Mogła pokusić się o sprawdzenie tego już teraz, bądź też wszyscy razem mogli uciec na wprost, gdyż tylna droga została odcięta przez teleportujące się przy pomocy biotyki stworzenie.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tas’Neda nar Rayya
Posty: 186
Rejestracja: 22 sie 2013, o 13:50
Miano: Tas'Neda nar Rayya
Wiek: 35
Klasa: Szpieg
Rasa: Quarianka
Zawód: Podróżnik
Status: Łażenie po Żniwiarzu.
Kredyty: 5.500

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

22 lis 2013, o 22:12

Ten bosh'tet nawet nie pomyślał o ucieczce! Mówi jedno, robi drugie, jest dokładnie taki jak reszta ludzi! - pomyślała Tas, czując Rzeź, pod którą odruchowo się uchyliła. Po chwili usłyszała czyjś oddech, nie pasował do ludzi, więc to pewnie drell - po chwili się upewniła. A następnie... Błysnął omni-klucz. Na komendę oddała serię w tamtym kierunku...
Obaj mężczyźni nie żyli... Coś jej mówiło, że to ten inżynier oberwał, a jednak pewności nie było. Głupio by było gdyby okazało się, że to on zabił omni-ostrzem tego szaleńca, a oni by go rozstrzelali za pomoc...

Widząc reakcję pani doktor, quarianka podeszła do niej i powiedziała:
- Spokojnie... to nie pani wina. Proszę pomyśleć, że gdyby pani nie było z nami, to by się nadal stało. To zwykle pomaga... Proszę się od niego odsunąć, podczas dawnej pracy już dawno nauczyłam się, że widok ciała tylko pogarsza sprawę...

Czekając, aż pani doktor się odsunie, quarianka podeszła do ciała szaleńca. Cerberus... coś tam słyszała te osiem lat temu... Coś o ludziach i rasistach. Cóż, dużo by tłumaczyło. Pochyliła się nad nim, mówiąc:
- Mieliśmy zwyczaj... przekazywaliśmy sobie sprzęt, po czym paliliśmy poległych. W ten sposób nic złego nie mogło się stać z ciałami.
To mówiąc zdjęła omni-klucz z ciała i wzięła Motykę. Następnie podciągnęła ciało w stronę zmarłego inżyniera, u którego powtórzyła operację.
- Jeśli ktoś potrzebuje pistoletu, to proszę. - powiedziała, jednocześnie kładąc Predatora za sobą. Po upewnieniu się, że ma oba omni-klucze zabitych, odciągnęła ich na środek, po czym poprosiła:
- Charlotto, czy mogłabyś użyć na nich spalenia? Ja przestałam go używać kilka lat temu...
Popatrzyła chwilę w milczeniu na ciała (niezależnie od tego, czy zostały spalone, czy nie), po czym powiedziała:
- Pani Pearson, myślę że dostała pani wiadomość...
Sama zajęła się zgraniem informacji i kredytów z omni-kluczy na swój, przy czym dane do oddzielnych, łatwo dostępnych części, by móc je łatwo przeczytać.
ObrazekObrazek
Bonusy:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Wyświetl wiadomość pozafabularnąWyświetl wiadomość pozafabularną

Statystyki broni własnej roboty:
Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wróć do „Galaktyka”