W galaktyce istnieje około 400 miliardów gwiazd. Zbadano lub chociaż odwiedzono dotąd mniej niż 1% z nich. Pozostałe światy oraz bogactwa, które zawierają, wciąż czekają na odnalezienie przez korporacje lub niezależnych poszukiwaczy.

Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

[Mgławica Tytan > Gyges] Martwy żniwiarz

3 sty 2014, o 11:19

Nic się nie działo... Nic się nie działo?! Na wszystkich bogów świata, to chyba jakiś żart! Chociaż, gdyby tak dobrze się zastanowić... Poprzednio, gdy wklepywała znaki na ślepo, rzeczywiście nic się nie działo. To, że terminal zgasł, niewątpliwie było od tego odstępstwem. A więc jednak - coś. Tylko co? Nad tym nie miała już czasu się zastanawiać.
Położywszy pierwszego przeciwnika, zgodnie z wpajanymi zasadami musiała upewnić się, że został faktycznie unieszkodliwiony. Na śmierć. Na amen. I zamarła. Nie. Nie, nie, nie... Tłumiona panika zaczęła przybierać na sile. Nie pomagało przypominanie sobie, że Cadogan się teraz leczy na Cytadeli, a jeśli nie - dopiero co został przywrócony do służby. To niemożliwe, żeby go tu wysłali. Niemożliwe! Przecież by o tym wiedziała, na miłość boską!
Nie pomagało. Ani trochę. Nic więc dziwnego, że jedynie podświadomie zarejestrowała dźwięk dochodzący z korytarza, a na kolejne dziwadło, które pojawiło się w drzwiach, zareagowała bez zastanowienia - i niekoniecznie słusznie. Teraz jednak górę wzięły przyzwyczajenia, walka zgodna z przyswojonym schematem. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że Beccy uczono unieszkodliwiać technikę - w postaci komputerów, sond, wieżyczek czy syntetyków - nie zaś stworzenia organiczne. Wyspecjalizowała się w błyskawicznym wyłączaniu systemów sztucznych, nie naturalnych.
Jakby jednak nie patrzył, jedne i drugie nie były jednak tak bardzo odmienne. I system nerwowy, i sieci syntetyków bazowały na przekaźnictwie impulsów elektrycznych. Oczywiście, w tej chwili nie analizowała tego tak racjonalnie, ale wiedziała. Gdzieś w podświadomości budziły się wspomnienia szkoleń i kursów.
Chwilę potem, gdy użyła na stworzeniu Przeciążenia, wiedziała, że nie było to najlepsze, co mogła uczynić. Dziwadło nie było syntetykiem i atak z pewnością nie będzie skuteczny - a przynajmniej nie tak, jak wobec stworzenia opartego czysto na systemach sztucznych. Z drugiej strony, istota miała te fikuśne diodki. I na pewno jakiś układ nerwowy. Może więc uda się przynajmniej ją ogłuszyć na chwilę, która pozwoli podejść i, tą bliskością ryzykując bardzo wiele, oddać celny strzał gdzieś pomiędzy fragmenty pancerza? Pozostało jej tylko się modlić do bogów, w których nigdy nie wierzyła.
A w duchu wciąż wyła, za wszelką cenę chcąc uspokoić oddech, przestać żałować, że ma tak mało czasu i, przede wszystkim, odepchnąć od siebie wizję Vince'a zmienionego w to dziwne coś. To nie mógł być on, kurwa, nie mógł!
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Tas’Neda nar Rayya
Posty: 186
Rejestracja: 22 sie 2013, o 13:50
Miano: Tas'Neda nar Rayya
Wiek: 35
Klasa: Szpieg
Rasa: Quarianka
Zawód: Podróżnik
Status: Łażenie po Żniwiarzu.
Kredyty: 5.500

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

5 sty 2014, o 23:37

Niedobrze. Tym słowem można było podsumować sytuację. Nawet jak Quintus się pojawił, to tylko po to by musieli znów wiać. Nie, żeby nie musieli tego robić gdyby drell się nie pojawił. Więc w sumie to dobrze, bo zawsze mamy jakiś plus tej sytuacji...
- Co robić... - zapytała sama siebie. Po chwili usłyszała:
RK-01: Tas'Nedo, stworzenie zdaje się móc poruszać szybciej od nas.
Nie odpowiedziała, bo oberwała... Quintusem, tak samo jak pani Pearson. Uderzenie było wystarczające, by ją powalić.
Pytanie retoryczne pani doktor uruchomiło u quarianki całą kaskadę myśli...
Humanoid. Posługuje się dużą ilością biotyki. Szybka metoda przemieszczania się. Zabójczy. Biotyka... jest częściowo inteligentny. Nie na tyle, by unikać zbędnego okrucieństwa, a jednak.
Uszkadza. Nie pożywia się. Być może maszyna wyhodowana do zabijania? Technologia tak stara może być bardziej rozwinięta od naszej. Ładunek zabójców... na starym statku. Nie... nie sądziła, by to było to. A jednak własnie coś tutaj było kluczem, którego potrzebowała.
Wstała.
- Pani doktor, skręćmy w lewo! Utrudnimy pościg... I celujmy w nogi, to coś chyba wymaga stabilności do używania biotyki...
No jasne! Cokolwiek tu było, oddziaływało na tamtego człowieka. A jeśli mogło oddziaływać tak mocno na normalne istoty organiczne, miało dużą szansę kontrolować takie hybrydy jak to stworzenie...
Próbując dostosować swoje ruchy do ruchów reszty członków drużyny, odpaliła amunicję specjalną w obu trzymanych broniach i próbowała strzelać do tego stwora, skupiając się na dolnej partii ciała. Jednocześnie krzyknęła:
- Nie wiem, kim jesteście, ale wygląda na to, że próbujecie się nas pozbyć... Zróbmy to inaczej! Jeśli nie możecie mówić, dajcie nam znaleźć terminal, byśmy mogli odczytać to, o co wam chodzi... Żaden z nas nie chce zostać tu na dłużej!
Wyświetl wiadomość pozafabularną
ObrazekObrazek
Bonusy:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Wyświetl wiadomość pozafabularnąWyświetl wiadomość pozafabularną

Statystyki broni własnej roboty:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

13 sty 2014, o 04:48

Aephax
- Na-namierzam... - Po pewnej chwili, naukowiec już nawet nie starał się ukrywać zdenerwowania. Widocznie wyszedł z założenia, że coś takiego i tak niewiele da. Zresztą spędził z turianinem tych pare chwil, by wiedział, że nie jest on raczej typem panikarza - o tym mówiły nawet jego akta, informujące o osobliwych aspiracjach zawodowych, a do których Matt także wcześniej miał dostęp. Miał więc zwyczajnie nadzieję, że trudnością przy ukrywaniu własnego tonu, nie wzbudzi w Aephaksie większego strachu, niż zrobił to donośny krzyk ze stosunkowo niedaleka. - Mam c... Nie, to skaner założony wcześniej, cholera - Rzucił po jakiejś minucie ciszy do komunikatora. - Jesteśmy od niego koło dziesięciu, w p-porywach piętnastu minut normalnej drogi... Trackował drogę mojego po... - Połączenie znów ucichło, przerwane dużo głośniejszym, wysokim wrzaskiem dobiegającym zza drzwi, którymi mężczyzna się wcześniej do owej "zbrojowni" dostał. Po krótkiej chwili, turianin mógł się jednak zorientować, że stworzenie za drzwiami wydaje się - mimo bliskości - dość średnio zainteresowane tym, co znajduje się wewnątrz pomieszczenia. Mogło to być spowodowane faktem, że sam Kytham zachowywał się raczej cicho przy próbie analizy egzemplarza dziwnej broni.
Właśnie... Analiza. Co wykazała? Czy coś w ogóle?
Broń faktycznie okazała być się pół-organiczna, jeśli nie była taka w większości. Technologia, jaką użyto do wykonania tego przedmiotu była zupełnie obca i niepodobna do żadnej innej - to już sam zdążył na pewno zauważyć. Okazało się jednak, że przytwierdzone doń okablowanie służyło wcześniej dostarczaniu tkanek organicznych w celu "powstawania" tegoż dziwactwa. Tak przynajmniej Aephax mógł wywnioskować po znalezionych w przezroczystych przewodach lepiących się grudkach. Co dalej? Broń albo nie posiadała miejsca odpowiedzialnego za osadzenie w niej jakiegokolwiek ładunku, albo miała je bardzo dobrze ukryte. Może gdyby zdecydował się nacisnąć spust, przekonałby się o tym?
- ...phax? Widzę, gdzie się rozdzieliliśmy, ale dalej nie mogę dostrzec na schemacie twojego położenia - Po następnej chwili milczenia, omni-klucz zarejestrował też nagły, nieprzyjemny krzyk Collinsa. - ... jeden krok i powystrzelam!

Rebecca
Nie trwało to nawet pięciu sekund, gdy i drugie z wrogich stworzeń, które kierowało się na dziewczynę, poczęło przybierać inne, niż je dotąd widziała, kształty. Tego nie potrafiła jeszcze określić, ale zdecydowanie nie podobało jej się to, co właśnie obserwowała - znaczyło to tyle, że albo faktycznie są one jakoś zmiennokształtne, albo... Jej mózg się z nią bawi. I to w bardzo nieprzyjemny sposób.
Nieważne, drugie dziwadło. Tak, to teraz miało najwyższy priorytet, bo już za chwilę miało jej dosięgnąć. Szybsze było jednak przeciążenie Becci, które tak, jak się spodziewała, zdołało zareagować zgodnie z oczekiwaniami - gdy tylko dosięgnęło istoty, ta zachwiała się, po czym niezdarnie upadła potykając się o własne nogi. Mimo, że wyglądały groźnie, same były stosunkowo słabe, by nie określić tego brzydziej. Zupełnie jak chorzy ludzie, z którymi już na początku się Becce skojarzyli.
Seria z Mściciela w mgnieniu oka ponownie przedarła się przez uszy, a pociski z wytłumionym brzmieniem wtopiły się gdzieś pomiędzy pancerz, w bardziej odsłonięte miejsce na klatce piersiowej. Z niepokojem obserwowała, jak stworzenie zdawało się robić sobie z otrzymywanych obrażeń wiele mniej, niż poprzednie. Szybkim, acz chaotycznym ruchem chwyciło jedną ręką nogę kobiety, po czym gwałtownie pociągnęło w swoją stronę, przez co ta, nie spodziewając się czegoś takiego, sama wylądowała na tyłku. Co więcej, "coś" niemal natychmiastowo wyciągnęło także drugą dłoń i przy jej pomocy postanowiło obrać sobie przyciągnięcie szamoczącej się Rebecci do siebie za cel. Jego świecące lazurowym blaskiem oczy, które swoją drogą same przypominały diody, w akompaniamencie wszechobecnych, wtopionych w jego skórę przewodów i szeroko rozdziawionych w bliżej niezrozumiałych intencjach ust, napawały Dagan niemałą trwogą. Tym bardziej, gdy co chwilę rysy stwora zdawały się falować i przybierać coraz to inne kontury.
Tas Wylądowanie w krwistej brei, o dziwo, nie zrobiło na quariance większego wrażenia. Więcej, pozbierała się dość szybko po oberwaniu tak dużym ciężarem, co świadczyło o niemałym samozaparciu. Szybko łączone w myślach fakty dawały kobiecie ogólny obraz całej sytuacji, którym mogła wytłumaczyć sobie poszczególne zdarzenia. Czy był on słuszny? Cóż, mówi się, że myśli, które nawiedzają nas pierwsze, zazwyczaj pozostają najwłaściwszymi...
Joan wreszcie wstała na równe nogi z małą pomocą drella i wyciągnąwszy ponownie pistolet z zaczepu, strzeliła dwa razy w kierunku stwora na polecenie Tas. Nie miała pojęcia czy to, co właśnie robią zadziała, ale nie były to raczej warunki sprzyjające rozmyślaniom na temat konkretnych planów, toteż posłusznie wykonała to, co w porywie emocji zostało rzucone do wszystkich. Quintus postanowił wysunąć się znów nieco naprzód, by dać pozostałym nieco więcej szans na ucieczkę. Co jak co, ale można było mu przyznać, że potrafił oddać się sprawie, a tym bardziej, jeżeli jej częścią była jego siostra.
Kaskada kul zatopiła się w nogach dziwactwa, drugie tyle samo wylądowało w metalowej podłodze po bokach, odbijając niektóre z nich godzącymi w uszy rykoszetami. Wszystko po to, by choćby spowolnić straszydło, uzyskać nieco większą niż te kilka procent szansę przeżycia następnej godziny. Tak naprawdę nie wiedzieli czy coś w istocie ten zabieg pomógł, gdyż praktycznie od razu, gdy tylko pociski napotkały cel, cała trójka odwróciła się i pognała w kierunku wyznaczonym przez quariankę wcześniej. Nie było czasu na myślenie - liczyło się tylko działanie. Paradoksalnie, mądre działanie.
Szybki skręt w lewo, wystrzelenie "zza winkla" znów paru kul w stronę potężnej, biotycznej poświaty, która wydawała się być coraz dalej i na nowo bieg co sił w nogach. Kilka minut, a wreszcie grupa mogła, przynajmniej pozornie, odsapnąć. Zaraz... Co, do cholery?
Nieoczekiwanie padający na blondynkę promień jasnego światła wprawił resztę w osłupienie. Dźwięk odbezpieczanej broni, jaki sekundę po tym usłyszeli nie pozostawiał wątpliwości, że przed nimi znajdowała się istota myśląca. Potwierdzał to także pomarańczowy blask, wyglądający nieco na poświatę omni-klucza.
- Nie z... Boże, Pearson?! To ty?! - Znajomy głos rozbrzmiał wokół nich. Nie można było tego pomylić - choć wyraźnie zdenerwowany i przestraszony, stał przed nimi doktor Collins. - Cz-czekaj! Nie ruszaj się, kurwa! Wszystkie z was - nie ruszać się! Prz-przysięgam, ja pierdole, przysię-ęgam, jeden krok i powystrzelam! - Paniczny, nienaturalnie wręcz wysoki głos Matt'a nie zwiastował nic dobrego.
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

13 sty 2014, o 10:02

Gdyby w danej chwili nie musiała przejmować się wizją pożarcia (lub czegoś równie mało przyjemnego) przez humanoidalne stworzenie, potarłaby zapewne oczy i z rosnącym niepokojem zaczęła analizować atrakcje, jakie fundował jej szwankujący najwyraźniej zmysł wzroku. Nie dopuszczała przecież do siebie możliwości, że te dziwne zmiany kształtów to cecha typowa dla dziwadeł. Podobne metamorfozy nie są możliwe, do cholery! Takie przekonanie wcale jednak nie było jej na rękę. Bo skoro jedynym wyjaśnieniem stojącym za tym zjawiskiem była dysfunkcja mózgu, to... Chyba właśnie została rozbrojona. Umysł był zawsze jej największym atutem, jej wyrzutnią rakiet i pancerzem w jednym. Teraz zaś zaliczał najwyraźniej awarię, co znaczyło, że na znalezienie jakiejkolwiek drogi ratunku miała jeszcze mniej czasu. Jeśli ogarniał ją obłęd, dziwne szaleństwo, dobrze byłoby, by jego kulminacja nie miała miejsca na pokładzie wraku, a w otoczeniu nieco bardziej sprzyjającym.
Nieco zbyt pewna skuteczności serii zafundowanej przeciwnikowi, zbyt łatwo dała wytrącić się z równowagi. Z głuchym sapnięciem wylądowała na tyłku i nim zdążyła się pozbierać, jej sytuacja stała się znacznie mniej przyjemna, niż przedtem. Przeciążenie? Użycie go ponownie teraz, gdy łapy stwora przywarły do jej nóg obróciłoby się niewątpliwie przeciw niej. Sonda? Nie miała czasu, by ponownie ją aktywować, zresztą wizja przypadkowego ostrzelania przez własne mechaniczne dziecię nie była przyjemna. Ostatecznie więc sięgnęła po rozwiązanie najmniej eleganckie i najbardziej obrzydliwe - serię z Mściciela oddaną niemal z przyłożenia w twarz potwora. Było na tyle bliska, by raczej nie spudłować (choć przy dziwnym zaburzeniu wzroku - bo przy takim wyjaśnieniu wciąż się upierała - chyba nic by jej nie zdziwiło) a pomimo dziwnego falowania rysów istoty, jej głowa wciąż pozostawała w tym samym miejscu. Oby to coś miało mózg, oby to coś miało mózg... Monotonnie powtarzana mantra pozwalała jej uspokoić się na tyle, na ile w danej sytuacji było to możliwe. Nie zagłuszała przyspieszonego łomotu przerażonego serca, nie wytłumiała szumu krwi w skroniach, ale dawała jakiekolwiek zajęcie na te ułamki sekund, które dzieliły ją albo od jeszcze bliższego kontaktu ze stworzeniem, albo od jego śmierci.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Tas’Neda nar Rayya
Posty: 186
Rejestracja: 22 sie 2013, o 13:50
Miano: Tas'Neda nar Rayya
Wiek: 35
Klasa: Szpieg
Rasa: Quarianka
Zawód: Podróżnik
Status: Łażenie po Żniwiarzu.
Kredyty: 5.500

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

17 sty 2014, o 10:38

Dobrze, dobrze... coraz lepiej. Stworzenie oddalało się od ekipy, może już nie będzie zagrożeniem? Quarianka miała taką nadzieję. Nie podobało jej się to, jak ono działało - niezależnie od tego czy było w stanie zranić kogoś, czy nie. Zresztą, biorąc pod uwagę to, co trzymało - chyba jednak była taka możliwość.

W końcu udało się im dostać do korytarza... dobrze. Może to stworzenie nie widziało, gdzie skręcili? Albo zaprzestanie pościgu? Dobrze by było. Jedyne, czego teraz pragnęła, to by wynieść się ze statku dopóki jest jeszcze w jednym kawałku. No, powiedzmy że w jednym - dodała w myślach, zerkając na rękę. Taka głupota lekko poprawiła jej nastrój. Potrzebowała tego, czegoś co przeciwdziałałoby uczuciu, że w każdej chwili może zginąć. Najwyraźniej ten czas, który spędziła poza pracą jednak nieco ją zmienił.

Nagle padł na nich snop światła. Z zaskoczeniem rozpoznała... doktora Collinsa! Ale... coś było nie tak. Był roztrzęsiony jeszcze bardziej, niż oni... Czyżby takich stworzeń było więcej? A może zaczęło na niego działać to, co na tamtego szaleńca?

Słuchając się go, nie ruszając, powiedziała:
- Panie Collins, a może pan to powiedzieć temu, co nas goniło? Nie sądzę, by pozostawanie w jednym miejscu, plecami do korytarza jest najbezpieczniejsze...
Może w ten sposób uda się do niego przemówić, poprzez zdrowy rozsądek?
ObrazekObrazek
Bonusy:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Wyświetl wiadomość pozafabularnąWyświetl wiadomość pozafabularną

Statystyki broni własnej roboty:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Aephax
Awatar użytkownika
Posty: 106
Rejestracja: 5 sie 2013, o 15:50
Miano: Aephaxos Kytham
Wiek: 24
Klasa: Strażnik
Rasa: Turianin
Zawód: Koroner, technik, obibok.
Lokalizacja: kubeł
Kredyty: 14.770

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

18 sty 2014, o 01:32

Nieprzetworzona grudka pierwotnego organicznego tworzywa opuściła wnętrze przewodu w chwili gdy uzbrojona w metalowe szczypczyki dłoń turianina przeniosła ją do szczelnego pojemniczka na próbki, który zniknął w jednej z kieszeni jego skafandra. Holograficzny interfejs omni oświetlał broń rojem okien zawierających komunikaty o błędach i niewiadomych. Koroner wyłączył analizator i przykucając ponownie zważył broń w rękach. Obca i nieporęczna, wytwór przetworzonej biomasy, do przepuszczenia przez chromatograf i translator biomolekuł. Żadnego śladu chłodnic ani wymiennych ogniw energetycznych, możliwe wbudowane źródło zasilania na bazie kontrolowanej syntezy. Nieznane lub niekompatybilne oprogramowanie albo jego pełny czy też częściowy brak. Niewykluczone, że to prefabrykat lub prototyp. Prawdopodobieństwo, że... Zaraz, to spust? Wystarczyłoby nacisnąć żeby wypaliło. Proste i intuicyjne jak pieprzenie. I równie co pieprzenie niezmienne, ot wojna.
Turianin wstał z klęczek przytwierdzając broń do pasa skafandra. Nie oddał przy tym ani nie zamarkował ani jednego strzału. Choć nie znalazł tu dodatkowej amunicji ani generatorów testowanie możliwości nowego nabytku w pomieszczeniu, którego przeznaczeniem był skład arsenału wydawało mu się co najmniej nierozsądne.


- Dz͞i̷ésię̛ć ̀minu͘t?- Turianin jęknął przeciągle słysząc prognozę Collinsa. Idąc ciemnymi korytarzami komunikacyjnymi w narastającym paranoicznie poczuciu nieznanego zagrożenia dziesięć minut mogło okazać się całą wiecznością. Aephax obawiał się nieznanego, zwłaszcza takiego, które zdolne było odkształcać czasoprzestrzeń bezczasowymi skokami biotycznymi i zmieniać żywe organizmy w coś co zapewniało mu chleb powszedni. Dlatego kiedy usłyszał dobiegający zza uchylonych wrót krzyk postąpił zupełnie na przekór papierom i spanikował. Padając na ziemię zaczął czołgać się w kierunku drugiego wejścia, tego z rozświetlonym na niebiesko panelem, który dostrzegł wchodząc tu po raz pierwszy.
Koroner przypadł do wrót starając się nie przyciągać uwagi znajdującego się tuż obok wynaturzenia. W chwili gdy omni-klucz zarejestrował ostatni krzyk Collinsa turianin w popłochu przerwał połączenie w obawie przed hałasem mogącym zdradzić jego obecność. Cokolwiek przytrafiło się teraz Collinsowi, miał własne zmartwienia a brak towarzystwa był teraz najmniejszym z nich.
ObrazekObrazek Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

27 sty 2014, o 16:58

Rebecca
Następne gwałtowne pociągnięcie, po którym stwór zdołał się już wdrapać na jej nogi. Becca coraz bardziej odczuwała ten ciężar ciała, jaki nie pozwalał jej już swobodnie poruszać nogami - co gorsza, wdrapywał się on coraz wyżej, a była przekonana, że gdyby wreszcie dotarł tam, gdzie chce, mogłaby się pożegnać z tak prostym pozbyciem się istoty. O ile nie również z innymi rzeczami...
Dziewczyna zdecydowała się na najlepsze, co mogła w aktualnej chwili zrobić - podniósłszy pospiesznie karabin mniej więcej na wysokość głowy stworzenia, wystrzeliła salwę wprost pomiędzy jego oczy. Szczątki krwistej papki poczęły pokrywać przód jej pancerza, gdy pociski z ogromną siłą drążyły w czaszce stworzenia wielką, wypełnioną bezkształtną masą dziurę. To zaważyło na korzyść dziewczyny - niby nie mogła się stuprocentowo spodziewać konkretnego rezultatu, ale okazało się, że nawet tak bezmyślne istoty jak te, nastawione - zdawałoby się - tylko na bezprzyczynową agresję, również posiadają mózg. Albo też coś na jego wzór. Jakkolwiek tego nie nazwać, seria oddana w głowę poskutkowała, bo praktycznie rozdarty czerep pół-syntetyka (?) równie szybko jak został poczęstowany pestkami, padł bezwładnie na nogi Dagan.
Kawałki skąpanego w płynach ustrojowych ciała leżały wokół i na samej Rebecce, przez co wzbierało w niej tylko obrzydzenie. To, co w końcu uspokoiło ją choć trochę, czyli błoga cisza, której nie słyszała od kilku bardzo długich chwil w końcu uraczyła jej uszy, przez co poczuła się odrobinę bardziej komfortowo. Myśl o tym, że aktualnie znajduje się na wraku pełnym dziwactw z horroru (z jakich dwa leżały przed nią a jedno nieopodal), który jednocześnie spoczywa sobie w bliskim sąsiedztwie od tykającej bomby szybko jednak postawiło ją do przysłowiowego "pionu".
Spoglądając po większym humanoidzie, czerwonowłosa znów zwróciła uwagę na przywdziany przez niego pancerz. Większość z jego części była bezsprzecznie pozbawiona możliwości dalszej eksploatacji, mimo to, jej wzrok zatrzymał się na pewnym niepozornym urządzeniu przyczepionym do pasa z tyłu opancerzenia. Wyglądało na to, że generator tarcz po małej renowacji nadawałby się do dalszego użytku, co potwierdzały znajdujące się na jego tarczy małe, świecące diody.
Jeszcze raz jej ciemne oczy omiotły całe pomieszczenie, hamując przez mgnienie oka na monstrum, które wcześniej przybierało rysy twarzy Vince'a. Mimowolnie poczuła przeszywający jej kark niemiły dreszcz. Wyglądało na to, że nic więcej nie miała tu do roboty...
A może jednak? Co teraz?

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Tas
Słowa quarianki podziałały na Collinsa jak kubeł zimnej wody. Tego potrzebował. Zapewnienia, że nie został sam. Najpierw usłyszał turianina rozbrzmiewającego w jego omni-kluczu, teraz do jego "kryjówki" wpadli uczestnicy drugiej grupy i choć na początku nie chciał wierzyć w takie zrządzenie losu pozostając mocno sceptycznym, samo odezwanie się Tas było potrzebnym mu zapewnieniem, że nie jest to kolejny z chorych zwidów, jakie od pewnego czasu im wszystkim zdecydował się serwować upiorny wrak.
- Jezu... Jezu - Biorąc najpierw głęboki wdech, doktor wypuścił powietrze z płuc, próbując się uspokoić. Nieco niepokojący wydawał się fakt celowania wciąż przez niego w Joan.
- Matthew, spokojnie... - Blondynka niespokojnie przełknęła ślinę. - Widzisz to...? Patrz - Wyeksponowała część swojego pancerza, która nadal obficie zostawała obleczona w klejącą się posokę, w jakiej wylądowali przy spotkaniu przerażającej istoty władającej biotyką. - Byliśmy... tam gdzie ty i widzieliśmy to, co ty widziałeś... - Oczekujący wzrok kobiety spoczął na twarzy mężczyzny.
O dziwo, po tych słowach naukowiec zdecydował się nerwowo, bo nerwowo, ale opuścić broń. Łzy wyczerpania spłynęły po jego czerwonych od zgromadzonej w nich krwi policzkach, a oddech stał się jeszcze cięższy. Szybkim ruchem wolnej dłoni z aktywnym omni-kluczem otarł słone krople z twarzy.
- Gdzie są pozostali? Było was więcej...
- Murray nie żyje - Pearson rzuciła niemal natychmiastowo na jego pytanie. Ten nie zdołał jednak odpowiedzieć "co", w które już formowały się jego usta...
- Dziennikarka prawdopodobnie też. Nie mieliśmy nawet czasu, by się z nią skontaktować - Wibrujący głos drella przeszył przerwę między wypowiedziami.
- T-to zróbcie to! - Rozkazujący ton Collinsa wydawał się być niczym ostrze w uszach pozostałych.
- Matthew, spokojnie - Naukowiec zbliżyła się do kolegi i położyła rękę na jego ramieniu w geście uspokojenia. - Tas, spróbuj się skontaktować z Charlotte - Odwróciła spojrzenie w stronę kobiety w kombinezonie.
- Musimy stąd uciekać, to miejsce... To miejsce nie jest normalne - Collins zawtórował swym myślom na głos.
- Sinos nie będzie zadowolony z takiego obrotu spraw... - Odpowiedziawszy, ściągnęła w końcu rękę z jego ramienia i obiema zakryła na moment twarz. Była zrezygnowana. Z jednej strony bardzo chciała, by misja skończyła się powodzeniem, ale z drugiej nikt nie poinformował grup o tym, co czai się we wnętrzu wraku. Możliwe, że po prostu nie wiedzieli... Tylko co będzie, jak zaczną opowiadać o potworach w czeluściach statku? Nikt im nie uwierzy, nie ma szans!
- Pierdolić Sinosa! Omal tu nie zginąłem rozerwany przez jakieś pół-syntetyczne gówno! - Wrzasnął mężczyzna zupełnie niespodziewanie. - Nie zamierzam poświęcać życia, by stary dziad miał z tego swoje korzyści a mnie w nagrodę pogłaskał po głowie!
- Zamknij się, Collins! Jesteśmy tu wszyscy, nie tylko twoja pieprzona dupa! I wszyscy stąd wyjdziemy, w jednym kawałku - Dokończyła już spokojniej kobieta.
Doktor znów wziął głęboki wdech, by uspokoić wrzące w głowie obrazy. Obrazy, które doprowadzały jego umysł do rozpaczy. Nie mówił o tym, że jego mózg wciąż, nawet teraz projektował czające się w ciemnościach wokół nich obce sylwetki.
- Trójka z mojego oddziału nie żyje... - W oznajmieniu zawarł również Rebeccę. Nie miał pojęcia co się z nią stało - nikt nie miał. W tym samym momencie Tas skojarzyła fakty; rozerwane, ciągnące się wnętrznościami przez kilka metrów ciało należało do Bashy. Potwierdziły to następne słowa roztrzęsionego szatyna.
- Boże... Kto przeżył? - Nieprzyjemne ciarki przeszyły ciało Pearson.
- Aephaxos. Turianin. Musieliśmy się rozdzielić przy ucieczce... Ale mam z nim kontakt przez komunikator. Jest około dziesięciu minut drogi od nas, przy ostatnim rozwidleniu skręcił prawdopodobnie w prawo.
- Prawdopodobnie?! - Obruszyła się, gdy okazało się, że znowu nic nie jest takie pewne, jakby chciała, by było.
- Prawdopodobnie! Mój omni-klucz nie jest pierdoloną fortecą technologiczną, posiadam tylko podstawowe programy namierzające - Brwi Matt'a ponownie wygięły się w łuk w dół.
- W takim razie musimy się połączyć - Młoda kobieta zignorowała ton kolegi. Miał prawo do takiego zachowania.
- Jak chcesz to zrobić? Widziałaś to coś... Jeśli to tam dalej jest? - Wtrącił się na powrót Quintus.
- MUSIMY się do niego dostać. Nie zostawimy go tutaj. Skoro jeszcze żyje, to znaczy, że znalazł w miarę bezpieczne miejsce postoju. Jeżeli ktoś z was ma jakieś propozycje, co do przeprawienia się przez "jamę lwa" - słucham.
Następny, niezwykle wysoki wrzask rozbrzmiał gdzieś nieco dalej.
Aephax Stworzenie za wrotami pozostawało prawdopodobnie wciąż w tej samej pozycji, jednak gdy tylko turianin rozpoczął swą czołgającą się wędrówkę, "to", zupełnie jak na przysłowiową "złość", w akompaniamencie naprawdę dziwnych, wysokich pojękiwań, wsunęło swe długie i ostro zakończone paluchy w niewielką szczelinę między drzwiami a ścianą. Chcąc jakby wybadać przestrzeń za odgradzającą je taflą metalu, poczęło powoli poruszać palcami we wszystkie strony. Niestety, chwilę potem istota wykonała ruch, jakiego Aephax się nie spodziewał - gdy tylko "rozpoznawanie" kończyną zawiodło, monstrum nachyliło swą przerażającą głowę w przód, zatrzymując ją akurat tak, by oczyskiem dojrzeć pasa wątłej widzialności umożliwionej przez szparę. Jako, że pomieszczenie było nieco lepiej oświetlone niż większość wraku, stworzenie od razu dostrzegło niezidentyfikowany ruch. Ogłuszający, gardłowy wrzask silniejszy i wyższy o nawet kilka oktaw, niż wszystkie inne jakie dotąd słyszał na tym zadupiu zapomnianym nawet przez samych przodków przedarł ciszę, a dziwadło natychmiastowo wsunęło długą, upiorną rękę po samo ramię, wymachując nią gwałtownie, przy czym pozostawiało po sobie bladoniebieskie smugi biotyczne. Niestety dla niej, stety dla Kythama, nie miała szans, by w ten sposób jakkolwiek dosięgnąć swojego "znaleziska". Następne sekundy okazały się jeszcze czarniejsze, gdy dziwoląg wciągnął rękę z powrotem... A drzwi ukazały na sobie pokaźnych rozmiarów wgniecenia, by za chwilę rozbrzmieć mógł także donośny, potężnie dudniący odgłos towarzyszący eksplozji biotycznej. Zmysł słuchu turianina był tym bardziej aktualnie narażony, gdyż na standardy całego statku, znajdował się właśnie w niewielkim pomieszczeniu opatulonym zewsząd metalem zdolnym nieść wszelkie odgłosy z odpowiednio większym natężeniem. Mężczyzna już po chwili poczuł się jak usadowiony w puszce z przystawionym do głowy gongiem.
Kolejny problem nie czekał zbyt długo, by się pojawić. Uszkodzenie drzwi prawdopodobnie wywołało z uśpienia jakiś mechanizm bezpieczeństwa zaimplementowany w pomieszczeniu. Wydawało się to nieco dziwne, jak na - podobno - opuszczony od kilkudziesięciu tysięcy lat wrak... No, może nie całkiem opuszczony. Po załodze jednak nie było śladu... Chyba.
Drzwi w mgnieniu oka zasunęły się całkowicie, odcinając Aephaksowi drogę powrotną. Niebieski dotąd panel po drugiej stronie pokoju powoli zmienił barwę na kolącą w oczy czerwień. Ciąg znaków wyświetlający się w hologramie nad nim zupełnie nic nie mówił turianinowi - dodatkowo, znaki co chwilę się zmieniały i najwyraźniej nie zamierzały na razie przestać. W połączeniu z rytmicznie zgaszanym i zapalanym, karminowym oświetleniem w "zbrojowni" wyglądało to jak pewnego rodzaju ostrzeżenie przed czymś... Tylko przed czym?

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

27 sty 2014, o 18:44

Matka Natura mogła poskąpić jej empatii, ale obrzydzenie czerwonowłosa odczuwała jak każdy inny człowiek. Gdy tylko seria z karabinu niemal urwała stworzeniu głowę i poskutkowała bezwładem istoty, Becca dysząc ciężko, w kilku panicznych zrywach wyczołgała się spod trupa. Żołądek kilkukrotnie wywinął kozła a to, że jego treść pozostała na swoim miejscu, sierżant zawdzięczała chyba tylko szkoleniu w Mnemosyne. Nikt tam wprawdzie nie przygotowywał jej na podobne widoki, ale zachowanie zimnej krwi istotne było także dla operacyjnych siedzących na tyłku w towarzystwie błyskających ekranów i rozbudowanych klawiatur. Czerwonowłosa ostatecznie przełknęła więc gorzką gulę blokującą jej gardło, ale i tak potrzebowała chwili - spędzonej pod ścianą pomieszczenia na mozolnej walce o spokojny oddech - by się pozbierać.
Gdy wreszcie stanęła na nogi, uparcie unikała spojrzenia po sobie. Widok fragmentów pół-syntetyka na pancerzu w niczym by jej nie pomógł. Walcząc więc o z trudem przywróconą równowagę, odetchnęła bardzo powoli i skoncentrowała się na tym, co już po chwili wychwyciło jej wyczulone na techniczne cudeńka oko.
Generator tarcz, to jasne. Nieaktywny, ale nie szkodzi. Naprawa nie będzie żadnym problemem... Jeśli tylko uda jej się wrócić na Cytadelę. W każdym razie, na pewno nie zamierzała znaleziska pozostawiać na trupie. Podobne okazy widywała tylko w rozsyłanych po extranetowej sieci katalogach i dobrze wiedziała, że w normalnych okolicznościach nie mogłaby podobnego zdobyć. Nie byłoby jej stać, nie mówiąc już o tym, że tak specyficzny model mógł zostać zaszufladkowany w kategorii dla VIPów, do której Rebecca z pewnością się nie zaliczała. Przezwyciężając więc mdłości, schyliła się nad ciałem dziwnego stworzenia i czym prędzej odczepiła generator, uważając, by go nie uszkodzić. Jeszcze chwilę poświęciła na oględziny, by wreszcie, przyczepiwszy go w wolnym miejscu na pasie, wrócić do chwili bieżącej.
Tak. Co teraz? Świadomość przebywania z dala od reszty na kryjącym od groma tajemnic okręcie ciążyła jej coraz bardziej. Nic więc dziwnego, że wreszcie - ganiąc się, że nie wpadła na to wcześniej - uaktywniła omni-klucz i podjęła próbę nawiązania kontaktu z pozostałymi. By zaś nie musieć stać tu jak sierota, oczekując, być może bezowocnie, na jakikolwiek efekt, przełączyła klucz w tryb automatycznego ponawiania prób nawiązania połączenia. Mając to za sobą, mogła zająć się czym innym. Mianowicie - o dźwięku.
Nie zapomniała o nim. Doskonale pamiętała, że po wpisaniu kodu i wygaśnięciu terminala w korytarzu zabrzmiało... coś. Mógł to być, oczywiście, nic nieznaczący odgłos związany z jakimkolwiek zjawiskiem naturalnym dla wraku - urwania się fragmentu okablowania, jakiegoś spięcia, czegokolwiek - ale nie mogła przecież przedwcześnie wyciągać wniosków. Lepiej sprawdzić. Nieco pokrzepiona panującą teraz ciszą, odetchnęła więc cichutko, sprawdziła zapięcie zdobycznego generatora (naprawdę nie chciała go zgubić) i poprawiając ułożenie karabinu w dłoniach, powoli zbliżyła się do wyjścia prowadzącego na korytarz. Zmagając się z własnym strachem, wyjrzała zza winkla. Karabin wciąż był gotów do strzału, gdyby tylko na horyzoncie znów pojawiło się coś niepokojącego, serce Dagan stale próbowało wyrwać się z piersi - a jednak zmuszała się, by działać. Nie mogła tu zostać. Nie mogła usiąść i czekać.
Gdyby cisza znalazła swe potwierdzenie w obserwacji korytarza, gdyby na zewnątrz pomieszczenia rzeczywiście nic już nie było, sierżant niewątpliwie ostrożnie ruszyłaby w stronę, z której, jak jej się wydawało, dochodził przedtem ów dziwny dźwięk. Nawet, jeśli nie był niczym wartym uwagi, choćby wiązał się tylko z inaktywacją sondy lub czymkolwiek podobnym, chciała wiedzieć. Sprawdzić i upewnić się.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Aephax
Awatar użytkownika
Posty: 106
Rejestracja: 5 sie 2013, o 15:50
Miano: Aephaxos Kytham
Wiek: 24
Klasa: Strażnik
Rasa: Turianin
Zawód: Koroner, technik, obibok.
Lokalizacja: kubeł
Kredyty: 14.770

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

29 sty 2014, o 02:53

Ciało przygięte do ziemi, twarz wciśnięta w lodowatą taflę podłogi. Wyczuwalne pod stopami dudnienie przenoszone przez podłogę i ścianę, której próbowały się chwytać po omacku trójpalczaste urękawiczone dłonie. Tęczówki ustępują rozszerzonym źrenicom jak słońce w zaćmieniu, wybałuszone oczy omiatają całe pomieszczenie pozbawionym zrozumienia spojrzeniem, które zatrzymuje się w końcu na sękatym kształcie szponiastej ręki cofającym się w zgęstniałą ciemność za wrotami. Patrzy tępo i bezmyślnie w zupełnej ciszy przerywanej narastającym stopniowo piskiem dobiegającym z głębi czaszki. Budzi się smak i zapach, czuje jak coś paskudnego napływa mu do ust, wypluwa błękitny skrzep na podłogę, krew rozmywa się na powierzchni metalu zupełnie jak ta ze skalpela pozostawionego na tacy chirurgicznej. Dopiero wtedy przypomina sobie kim właściwie jest i dlaczego się tu znalazł.

Turianin podniósł się niezgrabnie na równe nogi macając po kieszeniach skafandra i sprawdzając uchwyty na broń. W odruchu równie bezsensownym co desperackim nachylił się nad sensorcznym holopanelem rejestrując pojawiające się na nim znaki i ostrzegawczą zmianę koloru.

Kurwakurwakurwakurwa.

Obracając się w miejscu rozpoczął nerwowy marsz od jednej do ściany do drugiej. Samodzielny moduł wyposażony w szczelnie obicia, przypuszczalnie jednostka zbrojeniowo-techniczna. Obecnie w trakcie egzekwowania procedury awaryjnej pod wpływem uszkodzenia przedziału. Blokada drzwi i systemów albo...
Albo to gówno zadziała jak improwizowana kapsuła ratunkowo-desantowa.
Zakładając konieczność przygotowania się na najgorsze turianin sięgnął po wciąż wiszący u pasa hełm dopasowując go do reszty skafandra i uruchamiając obieg powietrza. Raz jeszcze rozejrzał się po całym pomieszczeniu, tym razem zza półprzezroczystej powierzchni wizjera w poszukiwaniu odpowiednio grubego przewodu mogącego w razie potrzeby wytrzymać jego ciężar. W międzyczasie przywołał omni nadając milisekundowe pulsacje szumowe chcąc sprawdzić czy uda mu się wznowić niedawne połączenie z Collinsem lub złapać jakiekolwiek inne urządzenia w zasięgu.
ObrazekObrazek Obrazek
Tas’Neda nar Rayya
Posty: 186
Rejestracja: 22 sie 2013, o 13:50
Miano: Tas'Neda nar Rayya
Wiek: 35
Klasa: Szpieg
Rasa: Quarianka
Zawód: Podróżnik
Status: Łażenie po Żniwiarzu.
Kredyty: 5.500

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

29 sty 2014, o 18:02

Udało się! Miała nieco racji... To musiało być to samo, co u szaleńca. Inaczej nie zareagowałby na jej głos... A jednak etap dzialania był inny. I tyle by było z dobrych wiadomości.

Turianin żył... zdawał się być ciekawy, tam na statku. Szkoda tej drugiej osoby, ludzkiej dziewczyny... Stała z boku. Rebecca? chyba tak. A ona sama miała skontaktować się z kimś, kto prawdopodobnie jest trupem.

Chyba dostała kontakty przed wyjściem... Sprawdziła. Jeśli nie miała danych omni-klucza, poprosiła drella. Kiedy tylko udało się nawiązać kontakt z dziennikarką (jeśli się udało), zapytała o pozycję. Chodziło w końcu o życie tej kobiety, prawda?

Jednocześnie zastanawiała się, co robić. Dobrze, że byli jedną ekipą. Dzięki temu byli bezpieczniejsi, niż gdyby się znów rozdzielili. Ale wytyczne, choć i Collins, i Pearson chcieli je zignorować, były ważne. Ale, na Rannoch, musieli się stąd wydostać!

Pozostało już tylko jedno.
- Nie wiem jak wy... - powiedziała. Dość szybko. Nie da się ciągle odcinać uczuć, by jasno myśleć. Zawsze coś będzie.
- Ale ja chcę się stąd wydostać. Znajdźmy Aephaxa [i Chatlotte -> Dodała jeśli udało się nawiązać kontakt], i zwiewajmy stąd. Dobrze? - przerwała na chwilę, po czym dodała:
- I tak rozmieściliśmy większość skanerów. Mamy te wizje, to też wiedza. To więcej informacji, niż miało być... Więcej, niż mieliśmy mieć!

Wzięła chwilę na oddech, po czym powiedziała:
- Te istoty... Nie wiem jak pana grupa, ale my natknęliśmy się na jeden rodzaj. Teleportacja... kiedyś widziałam szturmowca w akcji, szarża działa podobnie. Prawdopodobnie muszą widzieć cel... Mają atak dystansowy, to chyba biotyka. Jeśli ktoś z was ma zdolności na tym polu, dałoby się wywołać przedwczesną detonację... ale nie jestem pewna.
Odpaliła omni-klucz szaleńca, już powinien być gotowy, i zaczęła rysować mapę. Szybko stało się jasne, że...
- Frontalny atak to jedyne wyjście, które pozwoli nam się dobić to nich na czas. Potem może być za późno. Ataki biotyczne trzeba by neutralizować lub unikać. Chyba mają też duże zdolności odnośnie walki wręcz... Ich teleportacja uniemożliwia zachowanie dużego dystansu. Sugerowałabym utrzymanie średniej odległości podczas starcia... I jeszcze jedno... Nie możemy stać za blisko siebie. Jeśli jeden ładunek biotyczny był w stanie powalić mnie i panią - tu kiwnęła w kierunku Joan - to lepiej nie ustawiać się w kolumnę. To wszystko, co przychodzi mi do głowy... Chyba że... Mamy jeszcze jakiś skaner? Nie, raczej nie dałoby się zrobić mapy... nieważne.
ObrazekObrazek
Bonusy:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Wyświetl wiadomość pozafabularnąWyświetl wiadomość pozafabularną

Statystyki broni własnej roboty:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

30 sty 2014, o 17:51

Rebecca
Chwila spędzona nad omni-kluczem przy podjętej próbie połączenia się z kimkolwiek będącym na statku trwała nieco dłużej niż się spodziewała. Kojącej jeszcze przed momentem ciszy nie przerwał żaden, nawet najcichszy dźwięk, przez co miast - jak dotąd - wygodna, poczęła ona być trochę niepokojąca. Dziewczyna postanowiła jednak nie kierować myśli na te gęstsze, mroczne tereny własnego umysłu i pozostać - przynajmniej częściowo, o ile z własnej woli potrafiła - trzeźwa od ponurych wizji. Już chyba każdy to wiedział, ten wrak nie nastrajał optymistycznie i to dosłownie... zupełnie jakby obca świadomość wbijała się ostrymi jak brzytwy pazurami pod skórę i ingerowała w mizerne mechanizmy ciągnące za sznurki postrzeganej rzeczywistości.
Odstawiwszy na tę chwilę błyszczące pomarańczem narzędzie po wcześniejszym ustawieniu ponawiania połączenia, postąpiła kilka kroków w przód. Ostrożne wychylenie zza winkla upewniło ją, że korytarz, przynajmniej obecnie, był całkowicie czysty. Na podłodze niedaleko niej zauważyła następne, trzecie już ciało należące do nieznanej jej, humanoidalnej rasy. Nie wyglądało na to, by miało przy sobie cokolwiek wartościowego, a i pancerz, pomijając fakt, że niekompletny - zupełnie podobnie jak w poprzednim przypadku - wyglądał jak przysłowiowy ser szwajcarski. Odwróciła więc wzrok w stronę, z której prawdopodobnie dobiegał tajemniczy dźwięk...
Jej nadzieje nie okazały się płonne - terminal w oddali, który wcześniej wyświetlał dziwne ciągi znaków i jarzył się przy tym czerwienią, zmienił swą barwę na zimny, przeszywający błękit. Ikony również rozpierzchły się w nicość. Nie pozostało więc Becce niż innego - naprawdę nie pozostało - jak udać się w stronę znaleziska, co też poczyniła. Będąc już kilka metrów od komputera, ten nagle zabrzmiał swym elektronicznym dźwiękiem i projektując coś na wzór pola utworzonego z nieszkodliwych wiązek lasera, otoczył nim dziewczynę. Nie miała nawet czasu, by na to zareagować, gdy własne ciało przestało się jej słuchać i mimowolnie poczęła pokonywać kolejne metry w drodze do urządzenia. Przystanąwszy wreszcie, z niepokojem obserwowała holograficzny monitor ukazujący enigmatyczne sylwetki. Poczuła nagle jak powoli robi się senna i co gorsze, nie potrafiła tego uczucia powstrzymać. Jej powieki z trudem poczęły wędrować ku dołowi, choć przez działającą - jak przez mgłę, ale wciąż - świadomość, zdawała sobie sprawę ze wszystkiego, co właśnie ma miejsce. Co już za chwilę wypali dziurę w jej umyśle...
  • Przestrzeń kosmiczna. Wieczne połacie czarnej jak noc przestrzeni, rozpościerające się od błysku do błysku, od skały do skały... Od galaktyki do galaktyki. Mroczna przestrzeń naznaczona piętnem nigdy niezadanych pytań i ciągle nierozwianych wątpliwości. Droga Mleczna. Przed nią setki, nie, tysiące ponurych kształtów skąpanych w mroku czystej, ciemnej energii.

    Ramiona Drogi Mlecznej. Planety, układy tlące się rzekami ognia. Tracące swój pierwotny kształt i koloryt na rzecz gorącej, nieposkromionej żądzy destrukcji. Setki globów, a przy nich złowrogie zarysy. Wielkie, majestatyczne. Śmiertelnie niebezpieczne.

    Nieokreślona planeta. Dalece posunięta, nieznana cywilizacja. Dużo bardziej zaawansowana niż jakakolwiek z obecnie znanych. Insektopodobne humanoidy o dwóch parach oczu, płaskim nosie i wąskich ustach. Mówią między sobą w melodyjnym, drgającym języku. Krucha, zielona energia opatula ich ciała, będąc nieodłączną częścią ich istnienia.

    Ogień zawładnął niebem, planeta niczym istne inferno. Dziesiątki zabójczych promieni spoglądających na zagruzowane miasto. Jeszcze przed chwilą było ono przykładem ideału. Niezmąconej harmonii. Teraz roni jedynie swe gorzkie łzy nad własnym, nieuniknionym losem. Ziemia drży. Krzyk, płacz, odgłosy walki, wszystko miesza się ze sobą tworząc wielką, beznadziejnie kleistą i gęstą, kakofoniczną maź. Krystaliczna kropla spada w centrum, tworząc poszerzające się stopniowo koła. Ziemia znów drży, tym razem mocniej. W końcu ogromne, błyszczące czernią odnóże zatapia się w podłożu.

    "Identyczny do tego, na którym jestem..."

    Zlepek gardłowych spółgłosek, wywrzeszczany prosto w eter. Znów te same spółgłoski, acz mówiące o czymś innym... I głośniejsze, bardziej raniące umysł niż uszy. "Nazara" - jedyne, co można z niego wychwycić. Jedynie tyle można zrozumieć...

    Ta sama planeta, kilkadziesiąt lat później. Nie ma już krzyków. Nie ma ruchu. Ostatnie życie dogasło kilka lat temu. Teraz to tylko pustynia zapisująca, rejestrująca obrazy, które już nigdy nie uświadczą odbiorcy, by opowiedzieć o swej smutnej, oznaczonej bólem, rozczarowaniem i rozpaczą przeszłości.

    ALARA
    ALARA
    ALARA
    ...
Dziewczyna powoli otworzyła oczy. Pole opadło. W pełni odzyskała władzę w ciele. Obrazy przed nią były zamazane a sama ledwo trzymała się na nogach, ale była na tyle trzeźwa po wizjach, by szybko zdać sobie sprawę, że wciąż stoi przed tym samym terminalem. Choć aktualnie... odtwarza on to samo wspomnienie przeszłości. To znaczy, że nie był to jedynie sen bez pokrycia... że to wszystko jest zapisane.
Ciche szumy poczęły dobiegać z omni-klucza inżynier. W końcu dużo bardziej słyszalne dudnienie, po którym nastąpiło gwałtowne apogeum dźwięku, jakby uderzenia w bardzo twardą, metalową płytę. Po nim znajomy wrzask, choć mocno przytłumiony. Kobieta odruchowo, niemal panicznie spojrzała w tył, jednak niczego podejrzanego nie dostrzegła. Wtedy właśnie zorientowała się, że te odgłosy również dobiegały z urządzenia na ręce.

Aephax
Od początku, od samego postawienia nogi na tej prawdziwie metaforycznej mieszaninie grozy i nieujawnianych od tysiącleci lęków Aephax mógł na własnej skórze poczuć, jak to jest tak nagle, z miejsca stracić całe pokłady szczęścia, jakimi się wcześniej dysponowało. Nawet jeśli przedtem wcale tak nie uważał, teraz dostrzegał tego szczęścia w stosunku do chwili obecnej cholernie dużo. Kto by tak nie myślał, siedząc w zewsząd zamkniętym pomieszczeniu, gdzie z jednej strony już za chwilę będzie miało okazję go dorwać jakieś nazbyt agresywne monstrum, a sam wrak robi mu usilnie wodę z mózgu? Jakby miał w tym jakiś swój cel... Czy to możliwe, by statek o kilkudziesięciu tysiącach lat miał tak wyrafinowany cel? Nawet gdyby istniała tu jakaś zaawansowana sztuczna inteligencja, czego do tej pory potwierdzić nie mógł, to przecież nie mogłaby ona oddziaływać na organizmy w taki sposób...
Analiza pojawiających się nad terminalem ciągów dała... coś. Jeszcze nie był do końca pewien co. Omni-klucz zdawał się potrzebować czasu na skanowanie i rozszyfrowanie kodu. W tym momencie kolejne, potężne uderzenie zatrzęsło ścianami, a powierzchnia masywnych wrót została naznaczona następnymi wgnieceniami. Turianin w trwodze mógł obserwować jak jego ostatnia osłona w postaci drzwi zaskakująco szybko ulega sile naporu stwarzanego przez potworzysko po drugiej stronie. Z szybkiej obserwacji mógł śmiało wywnioskować, że jeszcze maksymalnie dwa lub trzy uderzenia i jego azyl będzie mieć okazję do stania się jednocześnie grobem. Był też świadkiem istnej wariacji na wpół aktywnych systemów bezpieczeństwa, które miały tendencje do przysparzania jeszcze większej paniki w obserwatorze. Postanowił ją jednak powściągnąć.
Przewodów w pomieszczeniu było równie wiele, co poza nim, te jednak nie należały tyle do mechanizmów samego statku, co były częścią jakiegoś oddzielnego systemu sporządzającego owe egzemplarze osobliwych broni. Setki chudziutkich, ale też tych grubszych, prawdopodobnie wszystkie służące transportowi wcześniej wspomnianej masy, ale wyglądające na tyle solidne, by móc zabezpieczyć się nimi w trakcie potrzeby. Ściana za nim leniwie ujawniła następny hologram, znowu z niezrozumiałymi znakami. Ten był jednak większy, pokrywający niemal całą jej płaszczyznę i prócz "hieroglifów", zaopatrzony był w jakiś dziwny schemat. Działanie podobne klepsydrze, choć był to po prostu - prawdopodobnie - pasek odmierzający czas. Do czego? Nie był w stanie tego określić, choć oczywiście mógł się domyślić, że cokolwiek to było, to nie było to nic przyjemnego. Póki miał czas, pospiesznie wplótł w przewody ręce po same ramiona. Pasek był już w połowie, a jego "wypełnienie" ulatywało z zawrotną szybkością.
Omni-klucz "zapikał" wdzięcznie w samym środku nerwowej wrzawy, rozjaśniając przestrzeń wokół jadeitowym blaskiem. Dwa powiadomienia. Nawiązanie automatycznego połączenia z... Rebeccą Dagan? Kto to? To musi być ktoś z dwóch zespołów... Następne uderzenie, a po nim żałosny skowyt. Drugie powiadomienie mówiące o częściowym rozszyfrowaniu kodu... Terminal jednak nie posiadał żadnych, widocznych przycisków. Kod trzeba będzie prawdopodobnie wysłać przez omni-klucz.
—⁘⦄℄⇶₪⋰⍕⦼⋤⌘⌥≌—⁘℄⌔⇶⍕⦼⌸⟡⋤⌥⎉≌—⎶⁘℄⍠⇶⍕⦼⋤⌯⌥≌⦻—⁘℄⇶⍕⧝⦼⌁⎇⋤⌥≌ Wyświetl wiadomość pozafabularną

Tas
Cały zespół dostał już wcześniej potrzebne do kontaktu wytyczne, zarówno z Curse, jak też z pozostałymi członkami oddziałów, dlatego też quarianka nie spotkała trudności w tym zakresie. Jedna z niewielu rzeczy, jakie na tym pierniczonym wraku względnie działają. Trzeba podkreślić, że względnie, bo już każdy z nich chyba zdążył się o tym przekonać. Omni-klucz szaleńca zdawał się już całkowicie sformatowany, pozostały tylko podstawowe programy bez zbędnych dla niej udziwnień. Wybieranie połączenia z sygnaturą Charlotte zostało uruchomione. Rozmowa między Joan i Matt'em aktualnie mijała raczej burzliwie, dlatego kobieta zdecydowała się nie wtrącać między sprzeczkę dwóch "jajogłowych". Minęła minuta, połączenie zostało przerwane przez brak odpowiedzi. To dość ponura prognoza... Przy tym sama Tas zauważyła, jak dr Pearson spogląda na nią wyczekująco.
- Nie wiem nawet czy te stworzenia są możliwe do pokonania... Na pociski reagują jak typowi biotycy... - Mruknął drell w odpowiedzi na poprzednie słowa Joan.
- To nie znaczy, że są niezniszczalne - Odparła natychmiastowo.
- Oczywiście. Ale one odkształcają całe serie z karabinu. Zdążyłem raz przeładować chłodziwo i wystrzelić następne, nim pobiegłem za wami. Nawet się nie zatrzymało. Nie zachwiało się, szło cały czas w moim kierunku. Dlatego pobiegłem za wami... - Quintus urwał wypowiedź, gdy Tas postanowiła wtrącić się do rozmowy.
Cała trójka spojrzała w stronę quarianki.
- Każdy się chce stąd wydostać, dobrze byłoby tylko wiedzieć jak to zrobić, by wyjść w jednym, a nie dziesięciu kawałkach - Skwitował z nieukrywanym przekąsem Collins.
- Wizje nie są żadnym materiałem naukowym. Nikt nie weźmie nas na poważnie, gdy powiemy, że śniliśmy na jawie... - Wzdychnęła Pearson, masując skronie. - Mimo to i tak musimy patrzeć przede wszystkim na życie. To racja, Sinos nie będzie zadowolony... - Tu podniosła rękę w kierunku kolegi, już zawczasu go uspokajając. - ... Ale nie mamy wyboru. Curse musi zrozumieć. Jest jeszcze kamera z mojego pancerza, może działa... Nie mam jak tego teraz sprawdzić. Miejmy po prostu nadzieję, że to w połączeniu z danymi ze skanerów wystarczy.
Gdy druga kobieta odezwała się ponownie, Collins zmienił wyraz twarzy ze zdenerwowania na przerażenie. Ponownie. Wziął głęboki wdech powietrza, próbując jak tylko potrafi trzymać nerwy na wodzy.
- Widziałem. To coś rozerwało volusa na strzępy - Rzucił szybko, po czym zdał sobie sprawę, że... - To tego jest więcej?!
- Widzieliśmy co najmniej trzy - Oznajmił znowu drell.
- Jesteśmy udupieni... - Matt przyłożył pistolet do głowy, chcąc choć trochę ochłodzić spocone czoło jego zimna powierzchnią.
Dłuższa chwila ciszy, gdy grupa przyglądała się ruchom quarianki. Prowizoryczny rysunek mapki nieco rozchmurzył drella, co pokazywało, że on sam załapał o co kobiecie chodzi. Szybko zaczął wprowadzać do szkicu swoje poprawki.
- Joan, jesteś biotykiem - Brat odezwał się do siostry.
- Słabym...
- Nie szkodzi, chodzi tylko o wywołanie samej eksplozji. Pokonamy khat'shar jego własną bronią - Dodał po momencie milczenia. - Nie mamy innego wyjścia, a ten plan, w porównaniu do samego strzelania, ma większe szanse powodzenia - Uśmiechnął się ciepło. - Dasz sobie radę, będziemy Cię osłaniać.
Pozostało już tylko szybkie przygotowanie się do przeprawienia przez rozwidlenie. Gdy wszyscy byli już gotowi i kierowali się powoli ku "paszczy lwa", jak to wcześniej ujęła Pearson, drell ponownie się uśmiechnął, ale tym razem właśnie do Tas. Szczędził słów, ale uśmiech był wystarczającym gestem pokazującym, że podziwia ją za samą próbę zachowania zimnej krwi w centrum piekła.
Kilkadziesiąt kroków później wreszcie dotarli na tyle blisko, by w geście ostrożności przywrzeć do ścian formowanych z przewodów. Były wystarczająco gęste, by nie przepuszczać nieodpowiedniego dla stwora widoku, więc mogli być o to akurat spokojni.
- Ty jesteś specjalistką technologiczną - Zwrócił się ku quariańskiej kobiecie. Wyjrzał ostrożnie zza winkla, by rozeznać się w sytuacji. Złowroga, błękitna łuna nadal unosiła się w powietrzu. Stworzenie stało bez większego ruchu, tyłem do reszty, jakieś piętnaście metrów od nich. - Spróbujesz coś w związku z tym zdziałać. Posiadasz programy maskujące, prawda? Mogłabyś się zakraść teraz nieco bliżej i podłożyć jakąś tam swoją zabawkę. Na wypadek, gdyby zrobiło się gorąco. Siostra, zostaniesz ze mną. Tas na maskowaniu przejdzie na drugą stronę. Pan Collins, gdy powiem "teraz", przebiegnie najszybciej, jak będzie umiał na drugą stronę. Joan, gdy tak powiem, ty odwrócisz od niego uwagę, posyłając ładunek w kierunku tego czegoś. Wtedy wasza dwójka jak i ja zaczniemy ostrzeliwanie. Pamiętajcie, nie panikujmy. Jest nas czwórka i mamy plan - to jest jedno i chyba bezmyślne. Jeśli tylko będziemy robić wszystko, co ustaliliśmy wcześniej i teraz, damy temu radę. Gotowi?
Niezależnie od tego, czy Tas zgodziła się zrobić to, o co poprosił ją Quintus, czy też odrzuciła jego propozycję, chwilę po podłożeniu ładunków (lub też i nie) wykrzyknął głośne "TERAZ!".
Fala uderzeniowa jasnoniebieskiej energii pomknęła ku odwracającemu się właśnie stworzeniu.
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Gdzieś w przestrzeni

30 sty 2014, o 18:28

Żadne szkolenie nie mogło przygotować jej na coś podobnego. Obcy statek, żywcem wyjęty z jednego z tych vidów, po których nie śpi się przez kolejne trzy noce, a gdyby tego było mało - sama. Żeby jeszcze wiedziała, że ktoś jeszcze przeżył! Nie żałowała, że wtedy, w obliczu ataku tego dziwnego, wrzeszczącego stworzenia, umknęła. Prawdopodobnie dzięki temu jeszcze żyła. Ale teraz... Teraz liczyło się tylko to, by wrócić, a to z kolei okazywało się być coraz trudniejsze. Gdy kolejne próby omni-klucza spełzały na niczym, Dagan czuła, jak gdyby ktoś powoli zamykał ją w klatce. Wciąż liczyła, że to tylko chwilowe trudności i zaraz, za moment, połączenie zostanie nawiązane, ale nie ukrywajmy - każdemu w pełni sprawnemu umysłowo człowiekowi w takiej chwili życie zaczyna najpierw leniwie, a potem coraz szybciej przewijać się przed oczami.
Zamyślona wyszła wreszcie na korytarz, rzuciła okiem na kolejne ciało - te, niestety, nie było w stanie zaoferować jej nic podobnie ciekawego, co jego poprzednik - by wreszcie przenieść spojrzenie na terminal. Ten przynajmniej nie zgasł. Przestępując nad martwym ciałem dziwnego stworzenia, w kilku kolejnych krokach zbliżyła się do swego celu i...
Próbowała się zapierać i cholera ją brała, gdy próby spełzały na niczym. Czy się bała? Na wszystkich bogów świata, w duchu totalnie spanikowała! Nie wydzierała się tylko dlatego, że to po prostu byłoby do niej niepodobne. Skowyt zamierał jeszcze przed ukształtowaniem się w krtani.
Patrząc na to z tej perspektywy, dobrze, że została - w pewnym sensie - uśpiona. Tak było znacznie lepiej, niż pozostawić ją w pełni świadomą.

Ocknęła się, gwałtownie wciągając powietrze. Nogi dygotały jej jak galareta, bez wahania chwyciła się więc boków terminala - nawet teraz jednak uważając, by przypadkiem jakimś swym działaniem nie zakłócić działania sprzętu. Bo on... On wyświetlał to, co widziała. Jezu.
Już same obrazy trącały w niej najbardziej drażliwe nuty. Te, które budziły niepokój, mroziły krew w żyłach, sprawiały, że korsarze i krogańscy najemnicy przestawali być największym zagrożeniem czekającym we Wszechświecie. Ale były jeszcze te nazwy. Nazara. Alara. Zupełnie irracjonalnie bała się wypowiedzieć je na głos. Wiedziała, doskonale wiedziała, że nie przywoła nimi żadnego demona, że po ich wypowiedzeniu świat nie runie w posadach, ale... Nie mówiła. Zachowywała je dla siebie. Nie znała ich znaczenia, to jasne, były dla niej zupełnie obce, ale wiedziała już, co zrobi, gdy wróci. Lub raczej - jeśli wróci.
Z zamyślenia wyrwał ją wrzask. Karabin w dłoniach, oczy rozszerzone z przerażenia. Dopiero po chwili zorientowała się, że to z omni-klucza. Wdech, wydech. Czuła się tak, jak gdyby serce właśnie łamało jej żebra od środka. Krew szumiała w uszach, oddech był płytki i szaleńczo szybki.
Omni-klucz. To tylko z omni-klucza.
Czym prędzej zajęła się urządzeniem. To, że dotąd nie odzywała się niemal ani jednym słowem, nie znaczyło, że nie wiedziała, co się wokół niej działo. To, że zapamiętała miana wszystkich uczestników ekspedycji, nie powinno nikogo dziwić.
- Collins? Kytham? - Naturalnie najpierw próbowała wywołać "swoich". Nie wiedząc jednak, z kim mogła się połączyć, sięgnęła i po inne nazwiska. - Pearson? Cholera, odezwijcie się, odezwijcie się, kurwa. - Ostatnie słowa warczała bardziej do siebie, niewykluczone jednak, że, jeśli naprawdę udało jej się z kimś połączyć, to ów ktoś to usłyszy... Jeśli nie będzie zbyt zajęty tym wrzaskiem. Tym przerażającym, świdrującym uszy krzykiem.
Potem znów spojrzała na wyświetlane przez terminal obrazy. Drgnęła lekko, niemal automatycznie przełączając połączenie na tryb działania w tle. Bardzo uważała, by nie przerwać owego z trudem nawiązanego kontaktu, ale przecież... Cholera, nikt nie uwierzy jej, że miała wizję. Gdyby tylko udało się zgrać te obrazy... Właśnie to próbowała zrobić. Pilnując, by przez głupotę lub pośpiech nie przerwać połączenia - z kimkolwiek by ono było - w razie potrzeby zamierzała wykorzystać całą swą wiedzę, by ściągnąć te cholerne obrazy na swój omni-klucz. Bo one coś znaczyły, nawet, jeśli nie wiedziała jeszcze, co dokładnie.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Tas’Neda nar Rayya
Posty: 186
Rejestracja: 22 sie 2013, o 13:50
Miano: Tas'Neda nar Rayya
Wiek: 35
Klasa: Szpieg
Rasa: Quarianka
Zawód: Podróżnik
Status: Łażenie po Żniwiarzu.
Kredyty: 5.500

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Martwy żniwiarz

31 sty 2014, o 00:19

Nie dało się skontaktować z tą dziennikarką... niedobrze. Quarianka miała nadzieję, że jednak coś z tego będzie... Został więc już tylko Aephax.

Ciągle mówili... W sumie, to mieli rację. Ale w końcu jednak wyszło tak, jak chciała... Tak, jak powinno się to skończyć. Wyglądało na to, że niezależnie od poprzednich sytuacji. Dowiedziała się też kilku przydatnych rzeczy... Obawiała się, że nie mają żadnego biotyka - tym czasem okazuje się, że prawda była inna! I świetnie!

Choć miło było widzieć czyjeś uznanie... To nie podobało jej się to, co usłyszała chwilę później. Kamuflaż nie był aż tak skuteczny... będzie musiała być bardzo ostrożna.

Załadowała odpowiedni program w omni-kluczu. Kamuflaż... Stworzenie było zdezorientowane, więc po jego aktywacji biegła jeszcze chwilę, aż znalazła się w takiej odległości od stworzenia, by podłożyć minę zbliżeniową. Poczekała na dogodny moment i zrobiła to, drugą ręką trzymając Stingy - wzięłaby Motykę, ale była za ciężka - i kierując go w stronę stworzenia. Kiedy ładunek był uzbrojony, wystrzeliła i spróbowała ponownie uruchomić kamuflaż. Jak się udało, wyciągnęła Motykę i ostrożnie zakradła się obok stworzenia, tak by wypalić serią z przyłożenia. Skoro zakrzywiała tor lotu, to była to jedyna skuteczna metoda...

Przy odrobinie szczęścia wszystko miało się potoczyć zgodnie z planem. Nie znała żadnej istoty, która przeżyłaby jednoczesny atak biotyczny, wielokrotną penetrację głowy pociskami z karabinu i detonację ładunku... Ale na wszelki wypadek wcześniej załączyła ostrza tak, by móc je szybko wysunąć i dobić bestię. Jednoczesne cięcie na zewnątrz, prosto w szyję.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
ObrazekObrazek
Bonusy:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Wyświetl wiadomość pozafabularnąWyświetl wiadomość pozafabularną

Statystyki broni własnej roboty:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Aephax
Awatar użytkownika
Posty: 106
Rejestracja: 5 sie 2013, o 15:50
Miano: Aephaxos Kytham
Wiek: 24
Klasa: Strażnik
Rasa: Turianin
Zawód: Koroner, technik, obibok.
Lokalizacja: kubeł
Kredyty: 14.770

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Martwy żniwiarz

1 lut 2014, o 23:40

Jak na kogoś kto zakłada najgorsze koroner wykazał się niemałym optymizmem. Szczególnie pokładając zaufanie w wytrzymałość drzwi, które odkształcane z każdą chwilą kolejnymi uderzeniami gotowe były ustąpić. Zaciskając ręce na przewodach przyglądał się jak powierzchnia masywnych wrót gnie się na jego oczach niczym tani stop aluminium albo plastametalowy półprodukt. Kiedyś podczas akcji odzyskującej na transportowcu górniczym trafili na podobne wrota. Żeby je sforsować trzeba było użyć ciężkiej hydrauliki i rozpieracza a wynaturzenie za drzwiami dysponowało tylko siłą własnych mięśni. W koronerze coś zawyło i to tak, że puścił trzymany właśnie przewód którym zamiarował owinąć się w pasie i odrzucił od siebie przezwyciężając chęć by zamiast tego zacisnąć go sobie wokół szyi. Przeklinając wszystkie rasy galaktyki i ubliżając każdemu z ich bogów osobno odstąpił od ściany powracając do panelu. Z doświadczenia wiedział, że wieszanie bolało jak cholera, zresztą zbyt bardzo się teraz bał żeby umrzeć albo pozwolić by zabiło go coś innego. Pochylając się nad panelem prawie zachłysnął ze zdumienia. Omni znalazł kanał wejściowy, procedura awaryjna zadziałała jak sygnał aktywacyjny dla translatora, który przetworzył informację wyjściową i rzucił mu na wpół przeżuty ciąg. Przywołując interfejs w pełnej rozdzielczości i uruchomił dodatkowe oprogramowanie asemblacyjne, skoro udało się znaleźć węzeł rozpoznanie egzekutorów pozostaje kwestią czasu.

- Pearson? Cholera, odezwijcie się, odezwijcie się, kurwa.

-O matko, Rebeka?- Zorientował się przybliżając okno, które zasygnalizowało otrzymany przed chwilą przekaz audio. - To ja Aephax, turianin!- Wrzasnął przekrzykując dobiegający zza drzwi dziki skowyt.
-Jestem uwięziony a to za chwilę... Układ danych, inicjalizuj do tablicy... Kurwa dupa! Szlag, złe okno. Collins żyje, niedawno nawiązałem z nim połączenie... Redukuj kompilator. Niech ostrzeże Joan i spróbuje skontaktować się z Curse'em! Otrzymane, Thaox. Prześlij do: bieżąca transmisja. Wysyłam ci zaktualizowany plan statku, odbierz i rzuć na nawigacji sprofilowanej na długie fale albo wiązki sond łącznościowych. Powinnaś wstrzelić się w sygnał skanera który zostawiliśmy przy Krugerze. Stwórz indeks dyslokacji argumentów i włącz go w instrukcje. - Zabieraj się stąd i nie zbaczaj z kierunku. Ja... Razem ze schematem wysyłam ci cyfrową ekstrakcję materiału biologicznego. Gdybym... Gdyby nie udało mi się wrócić zachowasz ją i przekażesz do analizy, oni muszą to dostać. Interpretuj znak ze skryptem, filtruj z poprawką na przesunięcie. Wyślij resztę.

Obrazek

-To nie jest zwykły statek Beck. Tutaj jest coś jeszcze, to samo co zabrało Krugera i chce teraz mnie. Nie wierz we wszystko co tutaj zobaczysz, uciekaj stąd, uciekaj jak najszybciej.
ObrazekObrazek Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Martwy żniwiarz

19 lut 2014, o 18:45

Rebecca
Po paru sekundach wwiercającej się w umysł ciszy, jaką raczył ją komunikator, wreszcie zdołała usłyszeć dobiegające z niego szmery na nowo. Tym razem wszystko było wystarczająco wyraźne - Aephax odpowiedział na jej prośby niesione przez rozpoczętą rozmowę. Korzystając jednocześnie z możliwości, która mogła się już nie powtórzyć (i zapewne tak by było), postanowiła poszukać jakiegokolwiek połączenia z tajemniczym terminalem i zgrać wszystko, co tylko mogła. W istocie, samo połączenie znalazła szybko, a i z tworzeniem kopii danych nie było problemu. To, co się jednak nim okazało było... zaszyfrowanie plików. Zaszyfrowanie ich w sposób, z jakim, oczywiście, nie spotkała się jeszcze wcześniej. Na dobrą sprawę nie mogła być nawet pewna, że zgrała to, co faktycznie chciała, ale niestety nie miała ani czasu ani możliwości na upewnianie się w tym momencie co do tego; dlatego gdy już wszystko zdawało się być przerzucone, dezaktywowała połączenie z komputerem i skupiła się na przekazie od turianina.

- Jestem uwięziony a to za chwilę... Układ danych, inicjalizuj do tablicy... Kurwa dupa! Szlag, złe okno. Collins żyje, niedawno nawiązałem z nim połączenie... Redukuj kompilator. Słabi. Niech ostrzeże Joan i spróbuje skontaktować się z Curse'em! Otrzymane, Thaox. Prześlij do: bieżąca transmisja. Bez celu. Wysyłam ci zaktualizowany plan statku, odbierz i rzuć na nawigacji sprofilowanej na długie fale albo wiązki sond łącznościowych. Nie ma już ucieczki. Powinnaś wstrzelić się w sygnał skanera który zostawiliśmy przy Krugerze. Stwórz indeks dyslokacji argumentów i włącz go w instrukcje. - Zabieraj się stąd i nie zbaczaj z kierunku. Ja... Razem ze schematem wysyłam ci cyfrową ekstrakcję materiału biologicznego. Jesteście tylko małym, nic niewartym okruchem w skali wszechświata. Gdybym... Gdyby nie udało mi się wrócić zachowasz ją i przekażesz do analizy, oni muszą to dostać. Interpretuj znak ze skryptem, filtruj z poprawką na przesunięcie. Wyślij resztę. Którego koniec nadszedł teraz.

Słowa wypowiadane jednym ciągiem. Miała mimo to wrażenie, że nie wszystko było tutaj tak, jak być powinno. Niektóre ze zdań, niczym o innym kontekście, dryfowały pomiędzy faktycznym przekazem turianina. Kobieta nie miała pojęcia co się dzieje, ponieważ wydawało się, że wszystko zostało wypowiedziane przez jedną i tę samą osobę.
Kątem oka zwróciła też uwagę na wielkie, sięgające wysokiego sufitu wrota, które zauważyła już wcześniej. Po lewej stronie od nich widniały dwa, małe znaki wyłaniające się pośród mroku swą soczysto-zieloną poświatą.
☊ ☋
Kobieta była niemal pewna, że było to nic innego, jak przyciski otwarcia i zamknięcia. Co więcej, po przyjrzeniu się niewielkiemu, dotykowemu panelowi, mogła dostrzec też inne, choć nieaktywne symbole. Nie wiedziała jednak co mogą znaczyć.

Tas
Póki co, wszystko szło zgodnie z przewidzianym planem. Tas bez większego trudu, choć na pewno nie pozbawiona pewnej cząstki stresu, prześliznęła się dzięki kamuflażowi nieco bliżej stworzenia i szybkimi ruchami zamontowała miny zbliżeniowe. Wycofanie się poszło nieco szybciej - w końcu kto nie chciałby być teraz jak najdalej od tego miejsca...
Z momentem wykrzyknięcia przez drella komendy, Matthew niczym porażony pognał przed siebie, zgodnie z umową kierując się wprost za przeciwległą ścianę, a milisekundy później doświadczył szalonego, wyłupiastego wzroku tajemniczego monstrum na sobie. Potworny wrzask, jaki wcześniej dane było im już usłyszeć kilka razy, wyrwał się z gardła wroga i przeszył zmęczone na wskroś umysły swym wysokim, uciążliwym brzmieniem, by zaraz potem dziwoląg mógł zapłonąć niebieską energią w towarzystwie głębokiego, dudniącego dźwięku. To była idealna chwila na posłanie przez Joan fali uderzeniowej... która nie nadeszła. Blondynka wydawała się być niemal sparaliżowana widokiem kierującego się w ich stronę stworzenia.
- JOAN! - Wsparty złością głos Matt'a przeszył przestrzeń między nim a kobietą, działając na tą drugą niczym kubeł zimnej wody. Otrząsając się z osłupienia, posłała ku oponentowi ładunek biotyczny i najszybciej jak mogła, schowała się za ścianą, zza której począł w mgnieniu oka strzelać Quintus. Jego salwie wtórowały kolejne, pochodzące od quarianki i znajdującego się niewiele dalej od niej mężczyzny. Kilka sekund później dołączyły też strzały Pearson i kolejna fala uderzeniowa wydobywająca się wprost z jej ręki. Wprawne oko, jeśli tylko byłoby na nią zwrócone - o co było trudno, gdyż uwaga wszystkich, włącznie z nią, skupiona była w pełni na monstrum - zauważyłoby, że po ostatnim ataku biotycznym jej sylwetka nieznacznie się zachwiała, choć nadal próbowała utrzymać względny pion.

Stworzenie nie dawało za wygraną. Choć jego bariera została poważnie nadwątlona, wciąż poruszało się naprzód. W pewnej chwili zniknęło i ułamek sekundy później pojawiło się już niebezpiecznie blisko grupy. Choć wciąż pociski odkształcały się na pokrywającej je powłoce, po wydawanych przezeń dźwiękach i samym wyrazie "twarzy" można było wywnioskować, że po tak skondensowanym ataku niedługo już pociągnie. I tak też było - znajdując się nagle w pobliżu podłożonej wcześniej przez quariankę miny, ta eksplodowała, powalając stworzenie na czarny, metalowy "chodnik". Gdy zdecydowało podjąć jeszcze pokraczne próby podniesienia się, w korytarzach rozległ się niezwykle głośny, ogłuszający, a wręcz raniący uszy dźwięk.
Wyświetl wiadomość pozafabularną Po pewnym czasie jednak ucichł.
- Joan! - Niczym echo krzyku Collinsa, imię kobiety dobyło się teraz z ust drella. Gdyby Tas się odwróciła, zobaczyłaby leżącą na podłodze doktor i znajdującego się aktualnie na tzw. czworakach Matt'a, jedną ręką łapiącego się za głowę. Monstrum, jakie przed chwilą próbowało się jeszcze podnieść, teraz leżało już bez ruchu.
Nie potrzeba było wiele czasu, by kobieta w kombinezonie sama poczuła lekkie zawroty głowy i wyznaczającą sobie drogę z nosa do ust i poza nie ciecz.

Aephax
"Zegar" tykał i będąc już niebezpiecznie blisko końca, hologram na ścianie począł także stopniowo migać. Skończywszy nadawanie pierwszej części wiadomości do Rebecci, turianin ponownie usłyszał nieprzyjazne, potężne trzaśnięcie w drzwi. Gdy tylko jednak wybił odpowiednią sekwencję na panelu omni-klucza i przesłał ją do terminalu, kolor świateł i hologramów w pomieszczeniu nagle, z czerwieni, znów zmienił się w przeszywający błękit. Moment po tym w tymczasowym schronie mężczyzny rozległ się mocno przytłumiony, choć i w takiej postaci potencjalnie szkodliwy dźwięk.
Wyświetl wiadomość pozafabularną Koroner mógł się tylko domyślać, że dochodził on prawdopodobnie z korytarza, w którym dobijające się do "zbrojowni" brzydactwo się znajdowało. Całe szczęście, wciąż miał na głowie hełm. Kto wie, co zrobiłby w tej chwili bez niego...
Odgłos równie nagle, jak się pojawił, wkrótce ustał. Hologram na ścianie za nim także zniknął. Wszystko wróciło do pierwotnego stanu - może poza wyjątkiem drzwi, które wciąż straszyły wgnieceniami. Tak naprawdę mężczyzna nie mógł wiedzieć co się właśnie stało, choć mógł się po prostu domyślać, że odliczanie dotyczyło owego, tajemniczego odgłosu i to właśnie przez niego także dobijanie się stworzenia było aktualnie już przeszłością. Wyglądało na to, że mógł już raczej puścić silnie wciąż trzymane przez niego okablowanie. Odwróciwszy głowę tym razem na drugą stronę, dostrzegł, że zamknięte dotychczas drzwi, zmieniły kolor panelu na pierwotny, umożliwiający prawdopodobnie przejście przez nie, co spowodował wrzucony pospiesznie ciąg znaków. Zza wrót, do jego uszu dobywał się dziwny, acz cichy, dudniący ton, jakby wewnątrz pracowała jakiegoś rodzaju maszyneria.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tas’Neda nar Rayya
Posty: 186
Rejestracja: 22 sie 2013, o 13:50
Miano: Tas'Neda nar Rayya
Wiek: 35
Klasa: Szpieg
Rasa: Quarianka
Zawód: Podróżnik
Status: Łażenie po Żniwiarzu.
Kredyty: 5.500

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Martwy żniwiarz

19 lut 2014, o 19:58

Wszystko się powiodło... aż nagle Joan nie użyła swojej biotyki. Co się stało? To był najważniejszy element planu... Quarianka spojrzała na nią i wiedziała co się stało. Takiego przerażenia nie dało się udawać - panią naukowiec po prostu wyłączyło to z gry... Na szczęście nie na długo. Po chwili adrenalina pomogła - i zaczął się wielki ostrzał... Po chwili teleportacja... prosto w jej minę. To się nazywało...

Po chwili pożałowała sukcesu. Ten dźwięk był jeszcze gorszy od poprzedniego... Po chwili była w stanie rozejrzeć się, a jednocześnie usłyszała głos drella. Poczuła coś mokrego... Niedobrze. Spróbowała zorientować się, co to. Krew? Płyn mózgowo-rdzeniowy? Miała nadzieję na to pierwsze. No, chyba że to pot. Zawsze lepiej gdy to pot, niż coś ważnego...

Sprawdziła iloma jednostkami medi-żelu dysponują. Obejrzała naukowców - cokolwiek to było, chyba wszyscy tak samo reagowali. Poza drellem... Chyba. Albo był lepszy od niej w udawaniu, że nic się nie dzieje. Jeżeli były choć dwie porcje, powiedziała:
- Quintus... zabierz się za Joan, ja się zajmę Collinsem. Uszkodzenia dotyczą chyba głowy...
RK-01: Sugeruję nie używać więcej min...
Quarianka skinęła głową i zabrała się za opatrywanie mężczyzny, a jeśli starczyło środków, także i siebie...

- Nie podoba mi się to, co się tu dzieje... Postarajmy się dostać jak najszybciej do Aephaxa, dobrze?

Spróbowała wziąć kobietę na plecy, trzymając ją za ręce zaplecione na swojej szyi... Liczyła że drell postąpi podobnie z Collinsem, jeśli ten nie mógł iść samodzielnie... Jeśli byli gotowi, ruszyła zachowując ostrożność.
Ostatnio zmieniony 20 lut 2014, o 20:45 przez Tas’Neda nar Rayya, łącznie zmieniany 1 raz.
ObrazekObrazek
Bonusy:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Wyświetl wiadomość pozafabularnąWyświetl wiadomość pozafabularną

Statystyki broni własnej roboty:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Martwy żniwiarz

20 lut 2014, o 19:17

Sprawdzanie zgrywanych danych nie miało teraz sensu. Bo co, gdyby nawet okazało się, że zgrała nie to, co trzeba? Gdyby jakimś cudem złamała szyfrowanie, przejrzała informacje i odkryła tam nie to, co chciała? I tak nie mogłaby z tym nic zrobić. Po prostu nie było na to czasu. Zadowalając się więc tym, że zgrała cokolwiek, już w kolejnej chwili poświęciła się przekazowi od turianina. Na miłość boską, on żył. I Collins. Nie była sama. Naprawdę nie spodziewała się, że do tego dojdzie, ale cieszyła się słysząc jego głos. To może z tej radości nie przerywała mu, gdy mówił. Albo po prostu obawiała się, że przerywając, mogłaby coś uronić. Coś stracić, lub nie wykorzystać z trudem nawiązanego połączenia tak, jak było trzeba. Odezwała się więc dopiero, gdy Aephax przerwał.
- Dobra, moment... Mam. - Gdy tylko omni-klucz potwierdził odebranie danych od turianina, zapisała je w dwóch lokacjach, przy czym jedna była nieco trudniejsza do osiągnięcia z zewnątrz. Jeśli to, co podesłał jej koroner było rzeczywiście tak ważne - a trudno, żeby było inaczej - dobrze byłoby nie stracić tego w głupi sposób. Z planem okrętu już się tak nie cackała - był on jej potrzebny na krótko (a przynajmniej na to liczyła), potem nie będzie aż tak istotny.
Och, tak, ale wypadałoby jednak powiedzieć coś do turianina, czyż nie? Połączenie wciąż było chyba aktywne.
- Co ty pieprzysz, Kytham? - Rozpoczęła jakże sympatycznie. Prawda jest taka, że gdy już skoncentrowała się na jego słowach, okazało się, że były one... dziwne. Przyćpał się tam czymś czy co? A może to zespół Tourette'a? Czy to w ogóle dotyka turian? Ostatecznie, zbierając słowa, postanowiła skoncentrować się na tych częściach monologu Aephaxa, których była pewna. - Ok, rozumiem, że ten okręt nie należy do najbezpieczniejszych, ale wrócimy... Kurwa, oboje wrócimy. - Jak zwykle w chwilach stresu, Beccy nie tylko wpadła w monolog (w porządku, może nie tak majestatyczny, jak być powinien, jak na nią jednak te kilka słów i tak wyrabiało już miesięczną normę wysławiania się) bogatszy w niewybredne słówka niż jej zwyczajne, lakoniczne przemowy. - Dzięki, w każdym razie. Widzimy się z powrotem na statku... - Przez moment zastanawiała się nad przerwaniem połączenia, ostatecznie jednak westchnęła cicho. - Aephax? Powodzenia. - Obojgu się nam przyda, dodała, gdy konwersacja z turianinem została ostatecznie zakończona.
W porządku, co więc mamy teraz? Plan, tak. Trzeba go użyć. Postępując zgodnie z zaleceniami koronera, zmarszczyła brwi w skupieniu. Wstrzeliwanie się w skaner nie było może największym wyzwaniem, z jakim się spotkała, ale składając w jedno presję czasu, pod jaką przyszło jej działać, niesprzyjające otoczenie i zwyczajny, ludzki strach, otrzymywało się nie lada wyzwanie.
W międzyczasie zaś zerknęła ku drzwiom. Dwie ikonki, zdaje się, że kontrolujące otwarcie wrót. I co, 50% szans, tak? Cholera, nie miała czasu tworzyć algorytmu, który na podstawie kształtów, znanych symboli czy analizy jakichś pieprzonych fluktuacji bliżej nieznanej mocy szanse te by jej zwiększył. Nawet będąc sawantką potrzebowałaby czasu, a poza tym... Czasem najłatwiej po prostu zwrócił się ku prymitywnej metodzie prób i błędów. Co będzie, to będzie.
Pewność, z jaką zbliżyła się do wrót i pacnęła ikonkę po prawej zdziwiła ją samą. Czyżby zaczynało być jej wszystko jedno? Nie, chyba nie. Ale naprawdę nie miała teraz wiele do stracenia. Póki co najbliższa przyszłość i tak nie prezentowała się najlepiej, cóż więc za różnica czy zginie teraz, jeśli po ewentualnym otwarciu drzwi stanie naprzeciw hordy tych dziwnych stworzeń, czy może później, gdy nie zdąży wrócić na statek i zostanie tutaj, przedwcześnie uznana za martwą?
Innym symbolom widocznym na panelu poświęciła tylko chwilę. Ot, przyzwyczajenie nie pozwalające jej tak po prostu odejść, nie rzucając choćby okiem na ekran. Prawda jednak była taka, że średnio ją interesowały. Była zmęczona. Chciała wrócić na Cytadelę. Jedynym, co teraz było jeszcze w stanie skupić na sobie uwagę Dagan, był plan okrętu - na wszystkich bogów, niech uda się podpiąć do tego skanera! - i drzwi przed nią.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Aephax
Awatar użytkownika
Posty: 106
Rejestracja: 5 sie 2013, o 15:50
Miano: Aephaxos Kytham
Wiek: 24
Klasa: Strażnik
Rasa: Turianin
Zawód: Koroner, technik, obibok.
Lokalizacja: kubeł
Kredyty: 14.770

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Martwy żniwiarz

23 lut 2014, o 01:48

- Wrócimy, obiecuję. - Zełgał ochryple zanim stracił kontakt na powrót witając samotność i skręcający trzewia strach oczekiwania i niepewności. Rozedrgany ton wstrząsnął korytarzem niosąc w sobie skrytą i złowrogą wiadomość przy której lęk wobec upiora za drzwiami był jedynie trywialnym instynktem, pozorem i obrzydliwie organicznym odruchem. Uczucie niepokoju pełzające w trzewiach prześlizgnęło się również do góry oplatając poskręcane zwoje mózgu i roziskrzoną sieć neuronów. Ostrzeżenie systemów jak i niebezpieczeństwo ze strony czyhającego na niego wynaturzenia zdawały się być przeszłością ale koroner wcale nie poczuł się przez to bezpieczniej. W czeluściach jego dygoczącej podświadomości niczym kiełkujący chwast wiło się zrozumienie zasiane przez niedawną melodię gniewu i skargi. Zrozumienie gotowe wpędzić w obłęd gdyby zdołało wychynąć na powierzchnię jaźni choć przez chwilę nietłumione przez rozsądek i inteligencję szyfrujące je niezrozumiałymi obrazami skojarzeń. Czuł się małym czerwiem, żerującym na padlinie robakiem przedzierającym się przez tkankę. Żerował wzdłuż głównej arterii i właśnie usłyszał bicie serca w ciele które powinno być martwe.
Była to ostatnia myśl zanim zdecydował się przejść przez nieuszkodzone drzwi, które stanęły przed nim otworem zupełnie jak obnażone wnętrze denata podczas sekcji.
ObrazekObrazek Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Martwy żniwiarz

7 mar 2014, o 02:35

Tego nie dało się opisać. Świat wirował w oczach tworząc nieznane obrazy i kontury. Rozlane sylwetki projektowały w głowach osobliwe mozaiki, a każdy ruch wprawiał je w przyprawiający o mdłości taniec. To, co motywowało w tej chwili do niepoddawania się, to jednak trudna sytuacja, w której znaleźli się członkowie ekspedycji. Wszak nieprzyjazny statek umieszczony dodatkowo zaraz obok tykającej bomby potrafił zmusić do działania nawet słabego.
Drell dopadłszy do ciała siostry sprawdził najpierw tętno, przyciskając opuszki palców do szyi kobiety. Było, choć niezwykle szybkie. Oddychała. Oparł się obiema rękoma o podłogę, próbując nie wylądować na twarzy. Widocznie i on odczuwał niezły dyskomfort po tajemniczym, niezwykle głośnym dźwięku. Gdy tylko Tas rzuciła w jego stronę swoje słowa, spojrzał na nią rozkojarzonymi oczami.
- N... Nie mam żadnego medi-żelu - Mówiąc to, przeszukał pobieżnie leżącą obok Joan. - Joan też. To... To... - Przełknął głośno ślinę i przykładając obie dłonie do twarzy, energicznie potarł. - To miało być niegroźne rozeznanie i pobranie próbek. Nikt nie myślał o przydatności medykamentów.
Chwila wymownej ciszy przedarła się między dwójką, która wciąż pozostawała najbardziej świadoma. Quintus w końcu podjął próbę podniesienia się na równe nogi. Wychodziło nieco pokracznie, ale w końcu się udało i chwiejnym krokiem podążył w kierunku utrzymującego się na czworakach Collinsa. Mógł śmiało stwierdzić, że aktualnie chodzenie było nie lada wyczynem - przynajmniej dla niego. Prawie jakby na nowo próbował się uczyć tej "trudnej" sztuki.
- Doktorze Collins... - Zaczął cicho, by odchrząknąć i powtórzyć. - Doktorze Collins, co z panem? Musimy iść...
Collins nie odpowiadał. Tkwił ciągle w tej samej, dziwacznej pozycji, jakby zahipnotyzowany. W rzeczywistości mężczyzna odgrywał aktualnie wewnętrzną walkę ze sobą, swoją stabilnością psychiczną i chęcią do czegokolwiek. Wydawało się, że niewiele z tych rzeczy już mu zostało...
- Wygląda na to, że nie mamy wyjścia - Rzucił, gdy tylko zaobserwował na co zdecydowała się quarianka. Sam postąpił podobnie z Collinsem - chociaż tyle dobrego, że ten zdawał się nie protestować. Póki co.

Niezwykle trudny, acz wymuszenie szybki marsz przez ciemny korytarz zakończył się, gdy Quintus natrafił na nierówny kształt o który niemal się potknął. Kazało mu to zrewidować teren stopą nieco dokładniej. Szybko doszedł do wniosku, że leży tu następne ciało i nie omieszkał wspomnieć o tym na głos. Jeszcze bardziej zastanawiający był fakt, że nikogo nie było w pobliżu, a monstrum leżało tuż przed drzwiami, których panel jarzył się błękitem. Tas zauważyła tylko niewyraźne skinienie sylwetki oświetlonej wątłym blaskiem diod wśród gąszczu ciemności - było to jednak na tyle sugestywne, by sama mogła domyślić się o co chodzi drellowi.
Przestąpiwszy ostrożnie przez nieruchome zwłoki, Malas z nikle wymalowanym na twarzy niepokojem, co jednak bardzo dobrze maskował jego hełm, stanął przed ogromnymi, odsuwanymi wrotami. Nie musiał długo czekać na odpowiedź, gdyż te niemal natychmiastowo rozsunęły się wydając nieprzyjemny, zgrzytający dźwięk, gdy tylko krawędzie mechanizmu napotkały na drodze nierówności wynikłe z wgnieceń, jakie wcześniej zostały im wyrządzone. Skrzydła zatrzymały się właśnie na pierwszym z takowych, przestrzeń jaką stworzyły pośrodku była jednak na tyle duża, by zespół mógł spokojnie przejść dalej. No, w miarę spokojnie. Następne pomieszczenie było jednak na tyle "jasne", by mogli kroczyć dalej bez obawy, że - przynajmniej na tym odcinku - coś zrobi im nieprzyjemną niespodziankę.
Następne drzwi na wprost - te jednak pozostawione otwarte. W oddali jeszcze jaśniejsze pomieszczenie o zielonkawym zabarwieniu oświetlenia. Według tego, co wcześniej pokazywał na swoim omni-kluczu Matthew, znajdują się właśnie dokładnie tu, gdzie powinien był być i Aephax.
- Nie ma go, ale jesteśmy na dobrej drodze. Drzwi są otwarte - Skinął na przejście przed sobą i na powrót kątem oka spojrzał na Tas. - Jeśli dobrze pójdzie, nie powinniśmy zgubić tropu. Szybko.
Kaskada pospiesznie wykonywanych kroków powitała metalową posadzkę dźwięcznymi uderzeniami. Nie minęła minuta, gdy próg następnych wrót był już za nimi.
*** Sytuacja żołnierz Przymierza nie malowała się zbyt kolorowymi barwami jeśli chodziło o perspektywę przetrwania na tym cholernym zadupiu. Niemal wszystko wydawało się tutaj tak samo niezrozumiałe, wszystko tak samo pokręcone, wszystko tak samo niewiadome. Nie powinien dziwić fakt, że skoro tak przedstawiało się niemal 95% tej całej wyprawy w nieznane, tak i wszelkie symbole i ciągi znaków były niemal tak samo znaczące i tyle samo mówiły, co cała reszta, jaką miała okazję tu zobaczyć - na czele z tymi dziwacznymi stworzeniami wyciągniętymi żywcem z filmów grozy, a jakie według wszelkich praw logicznych nie powinny zwyczajnie istnieć. Między innymi dlatego, choć był to argument na równi z niewiadomym czasem, jaki pozostał jej na wydostanie się z tego piekła, postanowiła nie zaprzątać sobie głowy przeprowadzaniem jakichkolwiek analiz ikon przed sobą, a zwyczajnie w świecie po prostu zaryzykowała. I wyglądało na to... że postąpiła słusznie.
Potężne skrzydło wrót rozsunęło się o dziwo z zaskakującą lekkością i bez zbędnych dźwięków. Gdyby tylko wszystko było tutaj tak łatwe, może wtedy przynajmniej byliby już w drodze powrotnej tam... gdziekolwiek chcieli lecieć.
Już przy pierwszych, otwartych centymetrach do uszu Rebecci dobiegło niewiadomego źródła buczenie, a nasilało się ono z każdym następnym przesunięciem skrzydła drzwi w lewo. Przywykłe do ciemności oczy zaskoczyło jaskrawe, zielone światło padające przez rozszerzającą się szczelinę. Gdy tylko źrenice powróciły do swoich normalnych, dużo mniejszych niż w ciemnościach rozmiarów, uświadczyła przed sobą ogromnych rozmiarów pomieszczenie na planie koła. Buczenie okazało się dobiegać z rozmieszczonych na idealnie owalnych ścianach osobliwych, niespotykanych przez nią tu wcześniej urządzeń tylko trochę przypominających na pierwszy rzut oka jakieś ogromne generatory. Środek pomieszczenia zdobiły dziesiątki, jeśli nie setki holograficznych matryc pozawieszanych pod sufitem lub też z projektorami wbudowanymi w podłoże. Wszystko to na mniej-więcej dziesięciocentymetrowym podwyższeniu, okolone zewsząd pewnego rodzaju "ladami" ze znajdującymi się na nich dotykowymi przyciskami. Właśnie wtedy, kontemplując tak środek tegoż dziwnego miejsca zauważyła najpierw, jak z jej prawej strony, podążając szeroko wyznaczoną alejką zamajaczyła tajemnicza postać.

Kytham pierwszy rozpoznał w Dagan znajomą twarz. Więc jednak znajdowali się dużo bliżej siebie niż im się wydawało, a jego słowa wcale nie okazały się łgarstwem jak początkowo przypuszczał. Gdyby tak pomyśleć, może też dlatego nie mieli większych problemów z nawiązaniem ze sobą połączenia, jak wcześniej doświadczył takowych w przypadku kontaktu z Collinsem. Tak czy owak, chcąc czy nie chcąc (choć raczej na pewno chcąc) ich szanse nieco wzrosły, gdy okazało się, że nie są zdani na siebie samych.

Omni-klucz na przedramieniu kobiety aktywował się, gdy na jego panelu zamigał komunikat o powodzeniu wyznaczonej wcześniej operacji. Narzędzie, pośród milionów innych informacji błąkających się w cyfrowej sferze okrętu, zdołało odnaleźć zagubiony i jeden z niewielu elementów układanki. Okazało się, że nie znajdują się aż tak daleko od miejsca, gdzie Basha i Kruger mieli okazję ostatni raz odetchnąć zatęchłym, niezwykle zimnym powietrzem wewnątrz statku. Los, po wielu urządzonych sobie z nich kpinach, postanowił wreszcie odpłacić się czymś dużo cieplej przyjmowanym, niż wcześniejsze sytuacje.

- Joan, nie powinnaś stawać tak gwałtownie... - Niewyraźne zdanie wypowiedziane zatroskanym tonem przecięło eter gdzieś w niewielkiej odległości od turianina i ludzkiej kobiety. Kontur następnej sylwetki pojawił się w stosunkowo bliskim otoczeniu, bo nad dotykowymi panelami, gdzieś pomiędzy chaosem pomarańczowych i zielonych hologramów - oby dwoje zdołali to zauważyć od razu.
- Jezu... wy żyjecie - Niewysoka blondynka zareagowała niemal jakby właśnie zobaczyła duchy, gdy sama zauważyła przed sobą dwie teoretycznie martwe postaci. Wybałuszonym oczom towarzyszyły zakryte w zdziwieniu usta.
Drell postanowił jednak nie być tak bardzo ufny, jak wydawała się być jego siostra. Zdjąwszy z magnetycznych zaczepów na plecach broń, gwałtownie wycelował ją w Aephaksa i Rebeccę. Gniew przemieszany ze strachem goszczący na jego licach, jakie ukazywał otwarty hełm, ani trochę nie powinien dziwić. Po krótkiej chwili dojrzeli za Quintusem także niewielką quariankę.
- Jeśli to wy, odezwijcie się. Liczę do trzech i strzelam. Raz - Mężczyzna powoli zbliżał się do postaci, w jakie właśnie mierzył, by w razie czego oddać celne strzały. - Dwa - "Dwa" nadeszło niespodziewanie szybko. Jedno jest pewne - "trzy" nadejdzie jeszcze szybciej i w porywie nerwów raczej nie będzie czekać na odzew. Trzeba było zareagować natychmiastowo.
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: [Mgławica Tytan > Gyges] Martwy żniwiarz

7 mar 2014, o 20:41

Nawet technologiczny maniak, nawet ktoś, kto gotów byłby całe życie spędzić w odmętach extranetu - tak, nawet ktoś taki może mieć dość. Wystarczy nadmiar nieznanego, by zaciekawienie przerodziło się w irytację, a chęć pogłębiania swej wiedzy w ślepą furię skoncentrowaną na swej bezsilności, niedoskonałości. Dokładnie do tego etapu dotarła Dagan. Nie potrafiła już nawet ucieszyć się z otwarcia wrót, nie umiała też wykrzesać z siebie entuzjazmu na widok tak dziwnego, choć niewątpliwie fascynującego pomieszczenia. Wchodząc do środka owszem, rozejrzała się z umiarkowanym zainteresowaniem, ale trybiki jej sawanckiego mózgu nie wskoczyły na wyższe obroty. Chyba po prostu straciła nadzieję, że czegokolwiek się tu dowie. Jedynym, co mogło ją spotkać, były kolejne pytania, na które nie znajdzie odpowiedzi.
Ostatecznie więc zapamiętywała tylko - to było łatwe, przychodziło bez wysiłku. Spoglądała - zapamiętywała. To zawsze tak działało. Od dzieciaka wystarczyło jej zobaczyć, by potem być w stanie przywołać pożądany obraz choćby i w środku nocy. Do pewnego czasu była w stanie z pamięci recytować najgrubsze napotkane niegdyś tomiszcza, przy czym jedynym, czego wtedy pragnęła, było zapomnieć. I zapomniała - w pewnym sensie. Nie całkiem, nie absolutnie, ale po prostu... Nauczyła się nie pamiętać. To było znacznie trudniejsze, niż ktokolwiek mógłby podejrzewać.
Samo zapamiętywanie było jednak procesem naturalnym, którego nigdy nie próbowała powstrzymywać. Podobne próby byłyby bez sensu, a teraz... Teraz zdolność ta okazywała się być przydatną. Nie była może tajną bronią Przymierza, tym niemniej wobec skarbnicy, jaką był jej mózg, admiralicja nie pozostawała obojętna.
A potem proces kolekcjonowania zwiesił się w połowie. Postać. Jakaś postać. Zbyt wolno dobyła karabinu i... to dobrze. Dobrze, bo mieliby rannego. Nie trupa, bo ręce Dagan drżały zbyt mocno, by trafić - choćby nawet bardzo się starała.
- Chryste, Aephax. - Odrobina ludzkich uczuć wyrwała się z najgłębszych odmętów izraelskiej duszy. Tak, teraz się ucieszyła. Albo raczej - odczuła ulgę, ulgę, która przybrała na sile, gdy tylko omni-klucz spełnił zlecone mu zadanie. Zobaczyła plan. W duchu popłakała się ze szczęścia.
Stała już obok turianina, gdy rozbrzmiały kolejne słowa. Nie jej ani nie Kythama. Słowa logiczne, a głos - znajomy.
- Jezu, my żyjemy - burknęła. Powinna skakać ze szczęścia i w duszy może właśnie to czyniła. Wymierzona w nią broń nie była argumentem przemawiającym za byciem sympatyczną. - Przynajmniej do czasu, aż nie zadrży mu ręka. - Skrzywiła się nieznacznie, spoglądając na drella. Jasne, powybijajmy się sami, czemu nie?
W tej chwili nie widziała logiki w zachowaniu Quintusa. Nie rozumiała, że z nich wszystkich zachował się najrozsądniej. Przecież to, co działo się na okręcie... Sama widziała zmieniające się rysy twarzy. Cholera, w jednym z trupów widziała Vince'a! A jednak, gdy już wreszcie, po ciągnących się w nieskończoność chwilach rozpoznała Aephaxa, bez wahania uwierzyła w jego tożsamość. Podobnie z tymi tu - nie wątpiła, że są tymi, kim powinni być. Przez głupią ufność mogłaby stracić życie... Czy jednak wciąż mogła?
Nie myślała jednak w ten sposób. Nie miała żadnych wątpliwości. Aephax, Joan, Collins (na pierwszy rzut oka widać, że w nie najlepszym stanie), ta quarianka (...Tas... Tas... och, pieprzyć te ich imiona). To byli oni. Oni, nie imitacje. Żywi, oddychający, myślący - a nie tylko przeobrażone, pół-syntetyczne stworzenia. Nie mogło być inaczej, po prostu nie mogło.
Zawodowe zboczenie sprawiło, że nie mogła pozostawić omni-klucza bezczynnym. Miała go po to, by go używać - a nie wiadomo, co przyda się później. A więc... Pomieszczenie. Dziwne. Nie znane. Jedna z tych sytuacji, w których do szewskiej pasji doprowadzała ją niemożność zidentyfikowania otaczającej ją technologii. Na ten moment nie było ciekawości, ale Rebecca wiedziała, że żądza wiedzy prędzej czy później się pojawi. Nie bacząc więc na drella, odwróciła się do niego plecami - bądźmy szczerzy, jeśli chciał ją zastrzelić, plecy są równie dobrym celem jak przód ciała - i aktywowała omni-klucz, chcąc zarejestrować otoczenie. Choćby pojedyncze obrazy, niezbyt szczegółowe. Jakikolwiek punkt zaczepienia, od którego mogłaby potem zacząć zgłębianie tego dziwnego wraku - zgłębianie jego tajemnic już z bezpiecznego miejsca, ze swego kąta na Cytadeli lub jednej z wielu jednostek Przymierza, do której zawsze mogła być przeniesiona.
Zakładając, że rzeczywiście się stąd wyrwą. Bo przecież to jeszcze nie był koniec.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek

Wróć do „Galaktyka”