Miano: Danny "Madman" Deer
Wiek: 26 lat
Rasa: Człowiek
Płeć: Mężczyzna
Specjalizacja: Brak
Przynależność: Społeczność Galaktyczna
Zawód: Pirat, morderca, gwałciciel - czyli to co przynosi życie
Aparycja: Danny Deer, według rysopisu umieszczonego w aktach, jest to wysoki, młody mężczyzna, o niewyróżniającej się budowie ciała. W papierkach stoją następujące liczby - wzrost 185 cm, waga 85 kg... aczkolwiek są to dane sprzed ładnych kilkunastu miesięcy. Na sporządzonym rysunku, załączonym do akt, widzimy łagodną, przystojną twarz, pozbawioną blizn lub tatuaży. Oczy bez wyrazu, brązowe, nieszczególnie zapadające w pamięć - włosy ścięte krótko, na więzienną modłę. Ponadto delikatny, regularny zarost na twarzy. Do akt jednak nie zostało załączone zdjęcie, wykonane ledwie miesiąc temu. A na nim widzimy mężczyznę o bardzo podobnych rysach, ze znacznie dłuższymi włosami, pozostawionymi w artystycznym nieładzie, nieregularnym, dzikim zaroście, rozcięciem na lewym policzku i tatuażem w postaci wymyślnej czaszki z boku szyi. Jako że zdjęcie ukazuje więcej, widać też na nim drugi tatuaż - na ręce, symbole pozornie bez żadnego znaczenia, pokrywające znaczną część lewej ręki. Nie zostało potwierdzone, że na zdjęciu znajduje się ta sama osoba, analiza szczegółów i gałek ocznych okazała się niemożliwa, ze względu na brak innych zdjęć w aktach.
Osobowość: Kiedyś normalny facet, teraz uciekający przed wymiarem sprawiedliwości maniak (jak nazwany został w mediach), psychopata (według analizy biegłych psychologów) oraz dzikus (miano specjalnie od łowców głów). Danny ma zasady... własne zasady, którymi kieruje się w tym co mu jeszcze zostało - w namiastce życia spędzonego na ucieczce i walce o przetrwanie. Zasady te są brutalne i często niemoralne, ale jednak są, nadają formy temu co zostało w tym ciele. Jak można się spodziewać, Daany raczej stroni od kontaktów towarzyskich, często nie radzi sobie w takich sytuacjach kiedy już wystąpią i reaguje typowo na swój sposób - jest nieprzewidywalny... zawsze, niezmiennie - charakter można opisywać godzinami, jednak nadal może to nie mieć celu, przy bliższym kontakcie z tym osobnikiem.
Jeśli ktoś go w końcu złapie, warto na klatce wywiesić tabliczkę "Mad Dog".
Historia:
Historia zatacza koła... zawsze jednak osiągnie punkt w którym się już znajdowała. Na świecie nie brakowało maniaków, oszołomów, lunatyków i innych tego typu. Zawsze było ich pod dostatkiem. Jednak Danny... Danny się taki nie urodził, nie wyssał z mlekiem matki tego co określają mianem szaleństwa. Zasadniczo było to świetnie zapowiadające się dziecko, mogące dokonać na tym świecie rzeczy wielkich, a przynajmniej takich, które nie sprowadziły by hańby na całą jego familię. Rodzinę Bucklerbottonów z Londynu.
Tak, właśnie tak - Danny Deer nie urodził się jako Danny Deer - tylko jako Danny Bucklerbotton - członek starej angielskiej rodziny, której nadal czkawką obijają się szlacheckie korzenie sprzed setek lat. Mając więc taki początek, mógł bezproblemowo zdobyć wykształcenie i dobrą pracę. Mimo to, nie osiągnął tych celów, tuż przed końcem studiów na wydziale biologii, postanowił zabrać się z kumplami na małą ekspedycję w mało zbadaną przestrzeń. Kiedy opuszczał Ziemię, nie mógł nawet przypuszczać na jak długo ją opuszcza...
Wszelki kontakt z ekspedycją naukową o kodzie DX-331 urwał się 3 dni po skoku przez przekaźnik masy. Drużyny ratunkowe Przymierza nie znalazły nawet drobnego śladu po wyprawie. 20 ludzi i jeden statek po prostu wyparowało w przestrzeni kosmicznej.
------
Danny czołgał się wąskim tunelem, był przyzwyczajony do panującej tu ciemności, w końcu robił to już setki razy. Mimo niebezpieczeństwa, nie mógł przeżyć bez wody, a jedyne jej źródło, znajdowało się jakieś 2 kilometry w linii prostej od jego kryjówki.
~5 cholernych miesięcy -myślał, przedzierając się przez kamienną kładkę nad przepaścią-
jeszcze trochę i stracę rachubę
W końcu dotarł do celu, zebrał do pordzewiałej manierki trochę wody i od razu zaczął wracać. W tunelach nie było bezpiecznie. Tak właśnie zginęła połowa rozbitków. Nie wiedzieli czego się spodziewać, rozeszli się na wszystkie strony i pogineli. Przeżyła tylko czwórka - Danny, Neil, Krysty i Jack, schowali się na półce skalnej w w podziemnej rozpadlinie - miejsce było osłonięte z trzech stron i tylko dzięki ręcznie skleconej linie, można się było na nią dostać. Gdy statek ekspedycji zderzył się z powierzchnią planety- ta po prostu pękła, pochłaniając to co się z nią zderzyło. Wszyscy znaleźli się w pułapce, nie znaleźli żadnej drogi prowadzącej z powrotem na powierzchnię. Próbowali. Ci co próbowali zginęli, pożarci przez ohydne, robakowate potworki, wielkości dużego kota - człowiek w tunelu nie miał szans by bronić się przed tymi stworzeniami, przystosowanymi do takiego trybu życia. Teraz Danny został sam, reszta umarła z głodu - pod ziemią nie było absolutnie nic jadalnego, a drapieżne robaki były niemożliwe do upolowania. Raz tylko znaleźli padlinę tego stworzonka. Przetrwają najsilniejsi... akty kanibalizmu towarzyszą historii ludzkości od zarania dziejów. To się dzieje, ale o tym się nie mówi. Ten kto umrze stanowi posiłek dla reszty... Danny był najsilniejszy z grupy, nie odniósł żadnych ran, dlatego był teraz ostatni. Zapas mięsa jednak się skończył, a sama woda to za mało by utrzymać się przy życiu.
~Muszę zaryzykować -myślał-
nie mam innego wyboru - tym razem powiedział to na głos
Coraz częściej przyłapywał się na tym że mówi sam do siebie.
Droga wiodła w górę, przynajmniej początkowo, Dany poruszał się jak robak, pełzł, bardzo powoli wąskim tunelem, na jego ścianach widniały oznaczenia. Oznaczenia które wykonał wcześniej, by się nie zgubić. Małe potworki nie kręciły się nigdy w pobliżu rozpadliny, możliwe iż wynikało to z braku pożywienia w tym rejonie, mimo to było trzeba być uważnym, w końcu Danny nigdy jeszcze nie zapuścił się tak daleko, ostatni znak minął pół godziny temu i nadal pełzł, choć niestety tym razem w dół. Nie miał żadnego wyboru, wszelkie odnogi były zbyt wąskie dla człowieka.
Godzina, dwie, pięć... pod ziemią nie dało się śledzić upływu czasu. Tu pięć minut wydawało się wiecznością, a godzina, ledwie przelotną chwilą, elektroniczny zegarek z datą przestał działać wczoraj - wtedy właśnie Danny doszedł do wniosku że nie ma już na co czekać - teraz lub nigdy. Zdawał sobie jednak sprawę że prędzej czy później będzie zmuszony do konfrontacji z tym co zabiło większość załogi.
~Kurwa mać! -wrzasnął w myślach
Coś złapało go za nogę i to coś miało cholernie ostre zęby, które rozdarły tkaninę jego spodni i wgryzły się głęboko w ciało. Danny nadal pełzł do przodu, nie miał wyboru, a nie był w stanie się odwrócić, bądź strząsnąć stworzenia. Po minucie czuł już ugryzienia trzech kolejnych robali, bolało jak diabli, a obciążenie rosło, tempo spadło. Przestawał czuć nogi, te paskudy musiały mieć jakąś paraliżującą toksynę - tak właśnie dorwały innych. Już używając samych rąk, metr, po metrze, Danny nadal parł - znowu pod górę.
~To koniec -pomyślał-
nie dam już rady...
Jego ciało odmawiało posłuszeństwa, a liczba robali wzrosła, nie czuł już ugryzień, tracił wszelkie siły, a zmysły odmawiały posłuszeństwa. Jeszcze metr i jeszcze jeden. Ostatnim podrygiem sił, uderzył dłonią w sklepienie tunelu. Powierzchnia okazała się niestabilna i kruchliwa, do tunelu zaczął się wsypywać piasek z góry. Danny uderzył raz jeszcze i jeszcze raz, kątek oka zobaczył coś czego nie widział od bardzo dawna - promień światła - to musiała być powierzchnia, jednak nie mógł się podnieść, nie mógł dokończyć swego dzieła i padł nieprzytomny.
Powrót do rzeczywistości był bardzo bolesny, miejsca po ugryzieniach przez potwory płonęły żywym ogniem, pozostałości po toksynie nadal działały i zmysły Danego były mocno przytępione. Jednak żył. Leżał w ciepłym piasku, tuż pod powierzchnią - tunel był całkiem zasypany, a stworzenia uciekły, możliwe że odstraszyło je światło. Danny odgarnął ręką piasek ze swojej twarzy.
~Udało się -pomyślał -
a jednak
Po ucieczce z podziemi, pozostawała nadal kwestia przeżycia na planecie zasadniczo opustoszałej. Temperatura była bardzo wysoka, choć słońce (a przynajmniej jedno z nich) - skrywało się za gęstymi czarnymi chmurami. Danny ruszył przed siebie, kulejąc. Nic innego mu nie pozostało - tu nie było nawet wody, którą mógł znaleźć pod powierzchnią, a manierkę miał już dawno pustą.
Grzało niemiłosiernie, Danny powłóczył nogę za nogą, idąc w kierunku... właściwie nie wiadomo jakim, gdyż krajobraz w każdą możliwą stronę był płaski aż po horyzont. Nic tu nie żyło, nic tu nie rosło. Po pewnym czasie przyszły halucynacje, powróciły też wspomnienia ostatnich miesięcy, jedzenie zepsutego mięsa, o pochodzeniu którego pragnął by nie pamiętać, czołganie się po tunelach w całkowitej ciemności i te paskudne robale, dręczące ich aż do końca... Danny nie widział już na oczy, rozróżniał tylko cienie na tle jasności.
~Chyba wyszło słońce -pomyślał i osunął się na kolana
Cienie rosły, przypominały jakieś postacie, tego jednak Danny się nie dowiedział, gdyż stracił przytomność.
------------------------
Skazany został za potrójne morderstwo salarian. Tych samych którzy go uratowali. Prawdopodobnie coś mu się nie spodobało, motywy do dziś nie są znane. Jednak wymiar sprawiedliwości dopadł go bardzo szybko i bezpardonowo wpakował go do więzienia o zaostrzonym rygorze. Nie rozpoznano jego tożsamości, więc określony został mianem "Madman", numer więźnia 45467800.
Ucieczka nie należała do prostych, te późniejsze wydawały się przy niej łatwiejsze. Więzienia w przestrzeni kosmicznej miały ten zasadniczy minus, że można było z nich zwiać tylko na pokładzie statku kosmicznego... no ewentualnie kapsuł ewakuacyjnej, te jednak były centralnie kontrolowane. Wpierw Danny musiał wydostać się z celi, małej szklanej bryły, pośród innych, podobnych. Okazja nadarzyła się gdy po raz pierwszy wzięty został na obowiązkowe, cotygodniowe ćwiczenia na "dziedziniec". Po drodze utłukł strażnika i skręcając w korytarz, wślizgnął się do szybu wentylacyjnego. Poszukiwania rozpoczęły się minutę później, jednak przeczesanie całego systemu wentylacyjnego nie przyniosło rezultatów, Danny zaszył się perfekcyjnie na niższych poziomach więzienia, gdzie znajdowali się zwykli więźniowie. Porządek wyglądał tu zgoła inaczej, więźniowie mieli swobodę w zakresie całego bloku, do cel wracali jedynie na noc. Danny kręcił się po bloku, nie wzbudzając większych podejrzeń, skumał się z paroma więźniami, by ukrywali go gdy tylko było to niezbędne. Nie mogło to jednak trwać długo, służby więzienne przetrząsały calutkie więzienie, od góry do dołu - potrzebny był plan i to taki śmiały - na najniższym poziomie stacji składowano śmieci, które po inspekcji wypuszczano w przestrzeń kosmiczną. Na całym bloku znajdował się tylko jeden, pilnowany zsyp - wachtę przy ciasnym otworze pełniło dwóch strażników, mających jednocześnie baczenie na cały dziedziniec. Danny musiał odwrócić ich uwagę - wpadł na pomysł - bójki nie były niczym niezwykłym, jednak gdyby zorganizować jedną tuż pod nosami strażników, Ci zmuszeni byli zareagować. Zorganizowanie takiego wydarzenia kosztowało paczkę fajek, dwóch więźniów upozorowało bijatykę parę metrów przed strażnikami. Jeden z nich podszedł do nich by rozdzielić walczących, drugi jednak nie miał takiego zamiaru i nadal stał na swoim miejscu. Danny miał tylko jedną szansę - rzucił się na strażnika i wykorzystując prawa fizyki, rzucił się razem z nim do wąskiego zsypu. Ten okazał się za wąski dla nich dwóch, dlatego wpierw wleciał tam strażnik, a tuż za nim Danny. 25 metrów to cholernie dużo, jednak sterta śmieci zamortyzowała upadek. Strażnik nie miał tyle szczęścia, skręcił sobie kark, tuż po tym jak wleciał niespodziewanie do czarnej dziury.
Czasu było niewiele, cała stacja postawiona została w stan alarmu, Danny pospiesznie znalazł wyjście ze zsypu, prowadzące do wąskiego korytarza serwisowego. Zaczął biec tym korytarzem, minął dwa tuziny drzwi, jednak nie miał pojęcia gdzie się znajduje i trzymał się głównego korytarza. Nagle tuż przed nim wyrósł strażnik - człowiek w lekkiej zbroi, strażnika więziennego. Uzbrojony był w elektropałkę, oraz pistolet. Sięgnął po pałę. Danny wykonał unik przed nadchodzącym ciosem, sam wyprowadził kontruderzenie na rękę dzierżącą broń, wytrącając ją strażnikowi. Walka była zajadła, jednak to Danny okazał się lepszy, znokautował strażnika, ukradł mu broń i ruszył w dalsza drogę. Nagle usłyszał jakiś dźwięk - za zakrętem musieli być kolejni strażnicy. Danny kątem oka zauważył wąski szyb dla robotów serwisowych, na tyle jednak szeroki by mógł sam się do niego zmieścić. Czołgając się tym szybem, dotarł do jednego z pustych doków zaopatrzeniowych. Doki ułożone były w rzędzie - po jednej stronie doki przeznaczone dla statków pasażerskich, z drugiej dla zaopatrzeniowych. Już trzeci dok okazał się pusty, Danny tracił wiarę w ucieczkę, został wykryty, cały obszar doków był monitorowany. Ostatnia nadzieja leżała w ostatnim doku - i tu nadzieja się ziściła. Stał tam bowiem mały statek, przypominający raczej lądownik, który mógł pomieścić dwójkę ludzi i może kilkaset kilo ładunku.
Na straży stał jeden żołnierz- turianin, nie spodziewał się on jednak zagrożenia ze strony zbiega, widać nie wszystkie strefy poinformowane zostały o zagrożeniu.Danny jeszcze w biegu wycelował z broni i wystrzelił parokrotnie, trafiając pechowego wojaka. Ten osunął się na ziemię z jękiem. Nawet jego osłony nie były aktywne.
~Biedny drań -pomyślał Danny
Statek odleciał nim zjawili się strażnicy. To był koniec tej ucieczki. Potem jednak nastąpił cały ciąg wydarzeń, które zdeterminowały charakter Dannego "Madmana" Deera.
Został złapany jeszcze trzykrotnie i dwukrotnie dotarł do innych zakładów karnych z których sukcesywnie uciekał, łamiąc wszelkie reguły i stereotypy. Ostatnie turiańskie więzienie, dosłownie eksplodowało tuż za jego plecami. Cały czas uciekając, Danny nie mógł nigdzie osiąść, odwiedzał cały szereg planet - niektóre były zamieszkałe, niektóre nie. Sztuka przetrwania stała się sztuką wyższą w wykonaniu Dannego. Ekstremalne warunki wymogły ekstremalne do nich przystosowanie - walka wręcz, survival czy ukrywanie się - te cechy miał okazję wyćwiczyć do poziomu eksperckiego.
Dziś mijał 32 rok jego życia. 32 lata, 32 odwiedzone planety i co najmniej 10 razy tyle zabitych - liczył sobie w myślach, siedząc w ciasnym pudle transportowym. Nikt nie wiedział że znajduje się na pokładzie pasażer na gapę w postaci zbiegłego kryminalisty, którego lata ucieczki pozbawiły większości rozumu... ale to już inne historia...
Ekwipunek: M-3 Predator
Środek transportu: Brak
Dodatkowe informacje: Welcome in my world :D