Wyświetl wiadomość pozafabularną
-
Kontakt, kontakt! - krzyk porucznika, młodego, nieco chuderlawego chłopaka o niepasującym do jego postury, mocnym głosie, rozległ się echem po całym Centrum Informacji Bojowych, pokaźnych rozmiarów pokoju będącego sercem wojskowej jednostki SSV Tannenberg. Wcześniej nieco ospała atmosfera natychmiast się ożywiła. Podniosły się kolejne głosy, zabrzmiały pierwsze rozkazy, lecz nie zdążyły nawet zostać wypełnione - mała kropka świecąca na radarze, nieco bardziej oddalona od skupiska wielu innych, zniknęła tak szybko jak się pojawiła. -
Fałszywy alarm - zakomunikował ciszej ten sam porucznik, na co siedzący nieopodal komandor westchnął ospale.
-
Następnym razem się upewnij czy nie masz omamów - warknął, poirytowany nie tyle samym zajściem, co faktem, że ten jeden krzyk był jednocześnie pierwszym od czasu zawinięcia z portu. Akurat Tannenberg musiał zostać przypisany przez dowództwo do sprawowania pieczy nad niewielką flotą handlową, transportującą towary luksusowe przez, jak to powiedziano mu rzekomo zabawnie, "niebezpieczną dzielnicę". Już dawno zaczął wątpić by jakikolwiek statek pokusił się o zadzieranie z nimi - co jak co, ale akurat Tannenberg był jednym z tych najwyższej klasy okrętów bojowych. Nie bez powodu był on jeden na całą flotę. Był w stanie ją obronić, chyba, że wróg wyskoczyłby do nich z pancernikiem, na co prawdopodobieństwo było bliskie zera.
-
Komandorze... - zaczął niespełna dwie minuty później ów chuderlawy chłopak. -
Coś się dzieje we flocie.
Czytaj dalej...
Wyświetl wiadomość pozafabularnąStarszawy mężczyzna powoli przeniósł na chłopaka swój badawczy wzrok, czekając na więcej informacji.
- Vaneo 1 zniknął. Łączności brak... - kontynuował, nieustannie przełączając kolejne panele, najwyraźniej w próbach znalezienia rozwiązania. - Zaraz, Gastero też. Nie, wrócił już. Gastero, co to było? - krzyknął do komunikatora. Wszyscy pozostali zamarli, w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Co co było? - odrzucił lakonicznie mężczyzna siedzący na pokładzie rzeczonego statku.
- Na moment straciliśmy was z radarów. Widzicie coś dziwnego?
- U nas czysto i spokojnie, nic nowego. Musieliście mieć jakiś błąd w systemie.
Nastąpiła szybka wymiana spojrzeń między chuderlawym porucznikiem a siedzącym wciąż na miejscu komandorem, który sekundę później podniósł się z miejsca i sam zwrócił do komunikatora.
- Gastero, powinniście mieć kontakt wzrokowy z Vaneo 1. Widzicie coś ciekawego? - rzucił beznamiętnym, oczekującym szybkiej odpowiedzi tonem. Lecz odpowiedź nie nadeszła. Zamiast niej, do uszu zgromadzonych docierała jedynie cisza eteru. - Gastero, jesteście tam?
I znów jedynie cisza. Tak naturalne zjawisko w próżni kosmicznej a tak podejrzana i dziwna w tej sytuacji. Komunikację mieli usmażoną, przynajmniej z tym statkiem. Kilka minut trwało sprawdzenie reszty - żadne nie odnotowały niczego dziwnego. Co poniektórzy oficerowie próbowali nawet wypytywać sąsiednie statki czy widzą zgubę, lecz żadne informacje do nich nie docierały.
- Jest! Vaneo 1 pojawił się na radarze. Nieco przesunięta pozyska, wypadł z szeregu. Oddalił się o kilka kilometrów... Mamy kontakt, komunikacja sprawna!
- Tannenberg, jesteście tam? - spytał przerywany, jakby zanieczyszczony zakłóceniami głos, wywołując na twarzach niektórych żołnierzy wyraz ulgi.
- Vaneo 1, co się z wami działo? Straciliśmy z wami kontakt.
- Mamy tu mały problem. Usmażyła nam się część systemów, nie jesteśmy w stanie tego teraz naprawić. Cholera wie skąd się to dziadostwo wzięło. Potrzebujemy pomocy przy tym, inaczej niedługo jeszcze pociągniemy.
Jones, samemu czując skrywaną przed wszystkimi wielką ulgę, bez wahania przeniósł pewny wzrok na jednego ze specjalistów, przygotowanego na tego typu sytuacje.
- Możemy wysłać tam nasz oddział, tak przewidują rozkazy w przypadku sytuacji awaryjnych. Możemy też połączyć się z nimi bezpośrednio, zrobić przejście. Łatwiej będzie przetransportować sprzęt. No i szybciej...
- Wiesz co robić - uciął natychmiast komandor, przenosząc ponaglający wzrok na mężczyznę. Nie podobała mu się ta sytuacja. Zbyt wiele awarii - muszą się wynosić jak najszybciej, nim zjawią się hieny.
***
- Sprawdź jeszcze raz. Powinniśmy widzieć Vaneo 1 - nienaturalnie cichy głos kapitana statku Gastero ledwo przebił się przez szum, nadzwyczaj słyszalny w kokpicie. Zwracał się do siedzącej w fotelu pilota kobiety, która, mimo rozmowy z nim, nie odwracała wzroku od konsoli.
- Jesteśmy blisko. Vaneo 1 jest dokładnie... za nami - rzuciła nieco zdziwiona tym, że tak pokierowała maszyną, że jednak przelecieli statek i zatrzymali się w złym punkcie. - Dziwne, obliczenia były dobre. Zmienił pozycję?
- Czy zmienił czy nie, teraz na pewno to robi - mruknął kapitan, nie spuszczając wzroku z panelu wyświetlającego zbliżającą się ikonkę rzeczonego statku.
Minęła chwila we względnej ciszy nim usłyszał meldunek kobiety odnośnie zrównaniu się dwóch statków.
Okna przysłonił ogromny cień, wywoławszy u dwójki krzyki paniki.
- Czego tak blisko podszedł! - warknął kapitan, dopiero po chwili orientując się, że coś jest nie tak.
Początkowo zastanawiał się, czy aby na pewno tak wyglądał statek handlowy. Dopiero kiedy na wysokości jego oczu dostrzegł pokaźnych rozmiarów trupią czaszkę.
- Piraci! - krzyknęła kobieta do wybiegającego z kokpitu kapitana. Lecz było już za późno.
***
- Tannenberg, Tannenberg! - krzyki dobiegające z komunikatora odwróciły uwagę przygotowujących się do otwarcia śluzy mężczyzn.
- Gastero, co jest? - odezwał się nieco znudzony głos jednego z oficerów.
- Sekwencja zakończona. Otwarcie śluzy za...
- Nie otwierajcie śluzy! Powtarzam, pod żadnym pozorem nie otwierać śluzy!
Wrzask kapitana drugiego statku zabrzmiał aż nadzwyczaj wyraźnie. To, co działo się potem, Jones pamiętał jakby działo się w spowolnionym tempie. Rzucającego się do panelu porucznika, chcącego zatrzymać nieuniknione. Paniczne wciskanie odpowiednich klawiszy póki nie zdali sobie sprawę z tego, że nic to nie daje. Wszystkie ekrany w jednej chwili zgasły, by chwilę później zagościł na nich jasny napis - "W przypadku ataku paniki, skonsultuj się z lekarzem pokładowym".
***
- Ach, Tannenberg! - wesoły, nieco ironiczny głos rozległ się po pustym, jeśli nie liczyć leżących na ziemi ciał, korytarzu. Dochodził gdzieś z góry, to było pewne - najprawdopodobniej słowa przekazywane były za pomocą pokładowego komunikatora, pomimo tego, że właścicielka ów głosu dopiero co przechodziła przez otwartą śluzę, wkraczając do korytarza i nie zwracając uwagi na rozszarpane przez wybuch wrzuconego wcześniej granatu trupy. - Niczym bajkowy smok strzegący skarbu! - dodała, ignorując tłum wybiegający za nią. Mężczyźni, kobiety - część z hełmami na głowach, część w lekkich pancerzach. Wszyscy różnili się od siebie diametralnie, szczególnie wyglądem. Łączył ich jeden symbol, umieszczony w losowym miejscu futurystycznej zbroi - trupia czaszka.
Nie był to zwiad. Część śmiała się lub triumfalnie krzyczała, jakby demonstrując zwycięstwo, choć jak na razie udało im się tylko dostać na pokład. Co rusz słychać było huki czy przypadkowe uderzanie o ściany i drzwi. W rzeczywistości żaden z piratów nie przeżywał w ten sposób zwycięstwa - to był tylko znak. Mknęli pokładami jak fala, wpadając i bez pytań wybijając osoby znajdujące się w kolejnych pokojach. Rzucając podpalającymi granatami, siejąc zamęt i pożogę. Ogarniając wszystko co stało na jej drodze, a hałasem zdradzając celowo swoją pozycję - wiedzcie, gdzie jesteśmy. Uciekajcie, znajdźcie swoje kryjówki i gnijcie w nich jak szczury z nadzieją na przetrwanie i przyszłość, której dla was nie ma.
- Nie ruszać się a wszyscy zginiecie. Tak by było dla nas najwygodniej. Czeka nas jeszcze cała flota - rzuciła z wyraźną ironią w głosie ta sama kobieta, w przeciwieństwie do reszty, wciąż wylewającej się zza śluzy i biegnącej korytarzami, podążająca wolnym, nieśpiesznym krokiem w kierunku Centrum Informacji Bojowych. - Módlcie się do swych bogów póki czas. Za niedługo przyjdziemy i po nich.
No, wstępniak wyszedł przydługi, więc tylko dla chętnych. Tu zostawmy konkrety - Wraith rusza z naborem do załogi, która ostatnimi czasy nam się nieco ukruszyła, a tak być przecież nie może! Zapraszamy, gwarantujemy świetną zabawę, hektolitry alkoholu, panny lekkich obyczajów w mesie i dawkę adrenaliny - no i zgraną grupę do eventów, w razie czego! 8)
Jeżeli chodzi o charakter załogi i możliwą niezgodność, to od razu zaznaczam, że mieliśmy niejedną osobę o typie wręcz idealisty i żadnego problemu z tym nie było - oprócz konfliktów między postaciami, które się często zdarzały. Pomimo naturalnej chęci destrukcji i połowy załogi piromanów, umiemy się dostosować (prawie). Nawet żołnierz Przymierza do nas raz zawędrował. W razie czego
tutaj wszelkie informacje, a także linki do opisu kilku NPC. :3