Wzruszyła lekko ramionami. Wciąż było zimno, więc owinęła się szczelniej płaszczem. Nie był on zbyt długi, a ona nie nałożyła sięgających kolan butów, więc skrzyżowała nogi, usiłując w ten sposób wytworzyć trochę więcej ciepła. Po chwili zrezygnowała i przysunęła się do Charlesa, żeby złapać tę temperaturę od niego. On zawsze ją skutecznie rozgrzewał, nieważne ile stopni było na dworze.
-
Może nie będzie robił problemów - mruknęła cicho. -
Naprawdę go lubię. Nie chciałabym, żeby teraz czuł do mnie jakąś niechęć. Już wystarczy, że wasza matka mnie znienawidziła, chociaż nie pamiętam za co.
Trudno stwierdzić, czy odpowiedź "za nic" by ją uszczęśliwiła, czy rozczarowała. Teraz wydawało się jej, że zrobiła coś, co wywołało taką a nie inną reakcję. W rzeczywistości problemem było tylko to, że istniała. Charles miał wrócić do domu sam, a nie od razu z jakąś kobietą, i to w święta. Na szczęście tę niechęć rekompensowało jej absolutne uwielbienie Emily.
-
I bogatymi, rozpieszczonymi ludźmi w środku - skinęła głową, zaciągając się ponownie. Oparła głowę bokiem o klatkę piersiową Strikera, tak, by mogła swobodnie palić i jednocześnie przyglądać się powoli przesuwającej się kolejce. Ktoś właśnie wykłócał się, że nie obchodzi go impreza zamknięta, klub ma godziny otwarcia i powinien być w nich dostępny niezależnie od widzimisię jakiejś gwiazdki. -
Jak twoja siostra.
Uśmiechnęła się, unosząc do niego głowę. Szybko dokończyła papierosa i zgasiła go w śniegu, wdeptując go weń swoim wysokim obcasem, by zaraz potem odsunąć się od Charlesa. Na jej twarzy pojawił się wyraz, który trudno było przyporządkować do jednej emocji, gdy przesunęła spojrzeniem po jego sylwetce.
-
Dobrze wyglądasz - stwierdziła, przesuwając dłonią po jego ramieniu. -
I nawet nie tak przerażająco, jak zawsze. Może ci być trudno zastraszyć bramkarza, żeby wpuścił nas do środka.
Jej ręka zjechała na sam dół, do dłoni Strikera, za którą go chwyciła i pociągnęła w stronę kolejki. Zanim jednak zdążyli na dobre się ustawić, bramkarz wychylił się zza grupy ludzi i utkwił niepewny wzrok w twarzy Charlesa. Przez chwilę przyglądał mu się, by w końcu spytać.
-
Charles Striker? - upewnił się. Gdy otrzymał potwierdzenie, z kamienną twarzą gestem głowy wskazał wejście. -
Pani Emily prosiła, żeby wysłać pana od razu na górę. Jest na trzecim piętrze, w loży numer osiem. Tak kazała przekazać. Ludzie państwa pokierują.
Widocznie Emily opisała bramkarzom wygląd brata, w razie gdyby miał on jakieś problemy z dostaniem się do środka. A że był dość charakterystyczny, to mężczyzna od razu go zauważył.
-
No i co? Oni weszli, a ja co, mam stać i czekać na cud, jak quarianin na bazarze? W czym oni są lepsi, że ich zaprosiła, co? Ja też mam w środku znajomych. Też mogę ich poprosić żeby mi napisali "heej, jesteśmy na trzecim piętrze w loży numer osiem, chodź, Jack".
-
Proszę przepuścić następnych- odpowiedział mu bramkarz z obojętnością godną podziwu, nie tłumacząc mu absolutnie niczego.
Wchodząc do klubu, Aya puściła rękę Strikera, by zdjąć płaszcz i zostawić go w szatni. Teraz, gdy nie okrywał on jej sylwetki, łatwo było zapomnieć po co właściwie tu przyszli. Skromna to ta sukienka na pewno nie była. Hatake zmarszczyła brwi i utkwiła wzrok w schodach prowadzących bezpośrednio do klubowej części, przysłuchując się czemuś.
-
Słyszysz? - spytała i zamarła, czekając na odpowiedź Charlesa. -
Grają na żywo. Fajnie, może przynajmniej będzie można posłuchać. Ciekawe na którym piętrze jest koncert.