- Ochronę... co? - Tad wyraźnie się zdziwił. Nie spodziewał się tego, ale przecież nie wiedzieli z Emily co działo się z jej braćmi przez ostatnie tygodnie. Pewnie gdyby mieli na ten temat jakiekolwiek pojęcie, inaczej by się zapatrywali na urządzanie tak hucznej imprezy. - Tak, jest tutaj. Je teraz. Zaraz wrócimy. Ktoś tu z ochrony jest na dachu, zabierzemy go ze sobą. Ale co się dzieje?
Chaves nie myślał jak wojskowy i nie rozumiał takiego podejścia. Jak Striker mówił mu, że coś złego się dzieje, to chciał wiedzieć co konkretnie. Wolał się nastawić psychicznie, zamiast zostać zaskoczonym. Przynajmniej tyle dobrze, że jego żona była tam razem z nim i Daryl nie musiał dalej szukać jej w tłumie. Przydałoby się go o tym w sumie poinformować.
Kiedy Striker uklęknął przed Ayą, uniosła na niego wzrok. Chyba powoli się uspokajała, choć gdy zobaczyła jego lodowate spojrzenie, wyraźnie wpadła z powrotem do swojej ciemnej studni. Złapała podany omni-klucz i zerknęła na wiadomości, które chyba nie zrobiły na niej żadnego wrażenia. Przewinęła je obojętnie i żadna nie obudziła w niej wyraźnych emocji. Ani te pełne tęsknoty i czułości na początku, ani późniejsze, gdzie wyzywał ją od idiotek i puszczalskich. Informacje o tym, że do niej leci, też zignorowała, bo przecież już doleciał. A teraz, jak poradzą sobie z jego obrażeniami, pewnie czekało go kilka nieprzyjemnych dni. Nie wyszły mu te odwiedziny na dobre.
- Jak masz zamiar odzywać się do mnie tak, jak teraz, to możesz nie odzywać się wcale - odwarknęła w odpowiedzi na jego chłodny komentarz. - Zamierzam.
Starła wilgoć z policzków i odetchnęła głęboko. Oddech wciąż urywał się jej trochę, ale opanowała się. I chyba otrzeźwiała w dosłownie dwie minuty. Nie wiedziała, że Striker już to zrobił, więc przeszukała omni-klucz mężczyzny w poszukiwaniu czegoś, co może im pomóc.
- Będzie zła, jak tylko jej powiedzą - zamrugała, wpisując coś w trzymane w rękach urządzenie. Skupiła się na tym na dłuższą chwilę, by w końcu przesłać coś klęczącemu przed nią mężczyźnie. Na jego omni-kluczu pojawiło się sześć ID, plus jakiś program, z którego nigdy dotąd nie korzystał.
- Informuje cię o zmniejszającej się odległości od celu - wyjaśniła. - Wiem, że tu jest dużo ludzi, ale tak znajdziemy ich wszystkich. Tego znam. Wypatrzę go sama. Może będzie chciał ze mną rozmawiać.
Podniosła się z trudem, gdy Charles też wstał. Tak jakby płacz pozbawił ją całej mocy. Odgarnęła tylko włosy z twarzy, nie zwracając tym razem uwagi na to, że jej sukienka podwinęła się krzywo, albo że jedno z czerwonych ramiączek uparcie zjeżdża z jej ramienia. Było jej całkowicie obojętne jak wygląda. Chociaż nie było tak źle, jakimś cudem nawet makijaż się jej nie rozmazał. Miała tylko lekko zaczerwienione oczy i nierówny oddech.
- Jeśli byli na tym piętrze teraz, to żadne z nas do nich nie podejdzie. Nie bez ryzyka - uniosła na niego wzrok. - Nic jej nie będzie. Ani jej, ani Darylowi. Nie martw się.
Gdyby nie fakt, że wzięła przykład ze Strikera i jej spojrzenie było lodowate, prawie można było jej w to uwierzyć. Jeden z młodych żołnierzy podbiegł do Charlesa i wręczył mu pistolet. Dobrze znajomy M-6 Kat układał się w dłoni tak jak zawsze. Pistolet używany chyba przez wszystkich i wszędzie. Niestety na sprzęt wyższej klasy nie miał co liczyć.