Sfera I: Mrok
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Trudno stwierdzić co było bardziej niepokojące - sam okręt, który roztaczał wokół siebie niebywale przytłaczającą aurę, czy może ziejąca pustką ciemność? Nawet powietrze było tu jakieś obce, im dalej od Harpuna, tym jego smak, gęstość i wręcz zapach były coraz dziwniejsze. Prześladowała ich ta uciążliwa świadomość, że praktycznie udało im się powiązać otaczającą ich woń z czymś już im znanym, kiedy myśl zwinnie ulatywała, pozostawiając ich sam na sam z gorzkim rozczarowaniem.
Wędrówka była długa i z uwagi na brak jakiejkolwiek orientacji, zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Czas poświęcali na rozmowy, dobry sposób jak każdy na odwrócenie uwagi. Blisko półgodzinny marsz przez stopniowo gęstniejącą ciemność, był jednak ostatnim czego się spodziewali i powoli stawało się to widoczne.
Grupa Echo
(Quake, Faerie, Nexaron)
-
Biorąc pod uwagę, że bitwa wokół wraku toczy się już dobry tydzień, a wciąż nie pojawiła się jakakolwiek próba komunikacji z wewnątrz Iglicy, można założyć, że nie ma tu żywej duszy, albo przebywają w stanie jakiejś hibernacji - Quake mimo swojej wyraźnej pewności, nie odmówił sobie założenia hełmu po oddaleniu na ledwie kilka metrów od obozu. Spodziewał się czegoś, czy był to po prostu czysty profesjonalizm lub wręcz przyzwyczajenie? Nie znającej go Faerie czy Nexaronowi trudno było stwierdzić. -
Same sondy nie wystarczą, dlatego dwie dodatkowe grupy, więcej par oczu, większa szansa, że znajdziemy coś przed ewentualnym zespołem z Przymierza. Zresztą nie spodziewaliście się chyba, że będziemy biegać w jednej wesołej gromadce?
Quill parsknął cicho śmiechem, uznając chyba, że nie musi im tłumaczyć podstaw walki w zamkniętej przestrzeni, gdzie można wykorzystać chociażby elementy konstrukcyjne jak szyby wentylacyjne, wąskie korytarze, przejścia i masę innych rzeczy do wyeliminowania jakiejkolwiek przewagi wynikającej z liczebności jaką mogą dysponować obrońcy. Poza tym ich priorytetem jest zbadanie wraku, a nie toczenie jakichkolwiek walk. Mniejsze grupy poruszały się szybciej, były trudniejsze do wykrycia i mogły operować z większą elastycznością.
-
Szefie, znajdująca się przed wami sonda natrafiła na jakąś przeszkodę - głos Tycho wydobył się z omni-klucza dowodzącego, kiedy po otrzymaniu informacji, otworzył okno komunikacji. -
Trudno stwierdzić co to jest, ale wygląda na to, że przejście jest całkowicie zablokowane.
-
W porządku, informuj mnie na bieżąco.
-
Się robi, bez odbioru.
Wyłączając omni-klucz, Quake odwrócił głowę i przystawił do twarzy dłoń z wyprostowanym wskazującym palcem, dając im jasny znak, żeby zachowali ciszę. Jak na ironię właśnie wtedy omni-klucz wokół uniesionej ręki, znowu o sobie przypomniał. O dziwo tym razem połączenie nawiązał Blackwood.
Grupa Sierra
(Blackwood, Borys, Kiru)
Członkowie drugiej grupy doskonale słyszeli rozmowę Tycho z Georgem. Problem polegał na tym, że technik nie miał do zakomunikowania niczego im. Tak się natomiast składało, że w przeciwieństwie do poprzedniego zespołu, który wciąż przemierzał w gruncie rzeczy pusty korytarz, John, Borys i Kiru stali właśnie przed czymś co wyglądało jak gigantyczna skamielina.
-
Geniuszu, przypadkiem nie popierdoliły ci się okienka na monitorze?
-
Nie, niby skąd ten pomysł?
-
Bo tak się kurwa składa, że właśnie stoję przed pieprzoną barykadą i jakoś nie mogę znaleźć w pobliżu tej twojej zabawki. Quake, wy coś macie?
-
Nie - odezwał się niski, basowy głos bez wątpienia należący do dowódcy. -
Pusty korytarz, słaba widoczność, nic czego nie widzieliśmy wcześniej.
-
Sprawdziłem jeszcze raz, odczyty z sond na pewno się zgadzają. Ta po stronie Blackwooda jest sprawna, wciąż wędruje wgłąb okrętu.
-
Moment - dowodzący grupą Sierra widocznie nie miał ochoty dłużej dyskutować na ten temat i po prostu podszedł do tajemniczej przeszkody.
Borys i Kiru siłą rzeczy również się zbliżyli. Ciekawość zdawała się tłumić jakikolwiek strach czy niepokój, które mogła wywołać ta niecodzienna sytuacja. Wyglądało to trochę jak skorupa gigantycznego żółwia, pokryta nieregularnymi kolcami. Po bliższym przyjrzeniu budulec zdawała się przypominać najzwyklejszy kamień. Nieco sypki, o czym przekonał się Tokarow, kiedy wyciągnął rękę, by dotknąć torującej im drogę przeszkody. Wysoka na jakieś 3-4 metry była możliwa do przejścia, ale podświadomość wręcz wrzeszczała w ich głowach, by trzymać się od tego na odległość. Szkoda, że Blackwood był innego zdania.
-
Nie ma wyjścia, bierzemy się za wspinaczkę.
Mężczyzna odwiesił karabin, po czym wykonał kilka szybkich kroków, chcąc nabrać pędu i nim ktokolwiek mógł się obejrzeć, był już dobry metr nad ziemią, sprawnie posuwając naprzód. Woląc nie ryzykować jego reakcji w wypadku niewypełnienia polecenia, Borys i Kiru siłą rzeczy musieli ruszyć w ślad za nim. Choć sama wspinaczka nie była zbyt wymagająca, to kruszący się przy każdym dotknięciu budulec mógł szybko doprowadzić do niezbyt przyjemnego upadku. Mimo wszystko musieli więc zachować ostrożność.
Blackwood dotarł już na górę, kiedy wyczulony słuch Kiru zaczął coś wyłapywać. Zdawało się jakby pukanie ze środka skorupy. Nadstawiła uszu, tylko po to by uświadomić sobie, że popełniła błąd. To nie było pukanie, to bardziej przypominało rycie. Coś, albo ktoś torowało sobie drogę na powierzchnię. Już miała ostrzec resztę, kiedy coś chwyciło ją za nogę i pociągnęło w dół. Instynktownie obróciła głowę. To co dostrzegła nawet u niej wywołało dreszcze. Wyglądało to tak jakby otaczająca ich ciemność uformowała pojedynczą mackę, która owinęła się wokół jej nogi, by chwilę potem zacząć ją wciągać.
Minęły ledwie sekundy nim podobna nić wystrzeliła tuż obok głowy Borysa i próbując jej uniknąć mężczyzna stracił równowagę, a następnie spadł, wpadając przy okazji w Kiru. W tym konkretnym wypadku kobieta mogła tylko podziękować inżynierowi. Spadając na ziemię zaalarmowali Blackwooda, który nie czekając ani momentu aktywował swoje omni-ostrze i zeskakując ze szczytu kopca, jednym błyskawicznym cięciem oswobodził towarzyszkę.
-
Z ziemi, ale już - warknął do dwójki freelancerów, jednocześnie dobywając swojej Zjawy.
Nim wszyscy stanęli na równych nogach, na ich oczach pozornie martwa przeszkoda, zmieniała się w wytwór najstraszniejszych koszmarów. Za dwiema pierwszymi mackami podążyły kolejne, a następnie kolejne, by wreszcie całe to kamienne więzienie zmieniło się w zwykły proszek. Opadające na ziemie drobiny odsłoniły natomiast coś, co trudno było w ogóle określić słowami. Wyglądało to tak jakby w istocie, ciemność dosłownie ożyła. Gigantyczna góra nieprzeniknionego mroku, który bynajmniej już nie metaforycznie, ale wyciągał ku nim swoje macki. Te dosłownie wbijały się w ziemię, by choć niezwykle powoli, to jednak systematycznie przyciągać gigantyczne cielsko ku trzem upatrzonym ofiarom.
-
Wycofujemy się, szybko. Będę was osłaniał! - Kolejna komenda, której tak naprawdę nikt nie potrzebował, ale kiedy mężczyzna postanowił wreszcie otworzyć ogień w kierunku olbrzyma, był to jednoznaczny sygnał, że pora uciekać.
Kule o dziwo zdawały się nie robić wrażenia na istocie. Wywołały tylko jeszcze bardziej przerażającą reakcję z jego strony. W miejscu, w które trafiały pociski, mrok na moment zdawał się rozjaśniać, ukazując coś co wyglądało jakby powykrzywiane w niewypowiedzianych męczarniach twarze. Pozornie w bezruchu, ale kiedy zbliżała się do nich choćby najmniejsza drobina światła, próbowały wyrwać się ku niej, by dosłownie ją pożreć.
-
Quake mamy kłopoty! Wycofujemy się w kierunku obozu! - Wykorzystując przerwę między seriami z karabinu, Blackwood wysłał komunikat do dowódcy, ale kiedy ten próbował mu coś odpowiedzieć, dziwne zakłócenia przerwały połączenie.
Grupa Echo
-
... wy ... oboz...! - potem tylko szum. To wszystko co wydostało się z omni-klucza Quilla.
Nietrudno było dojść do tego jak będzie wyglądało jego polecenie. Olbrzym błyskawicznie odwrócił się o 180 stopni i biegiem ruszył z powrotem w stronę reszty grupy. Przebiegł jednak ledwie kilka metrów, kiedy w świetle latarki znalazł się kształt, którego wcześniej jakimś cudem nie dostrzegli.
Może parę kroków przed nim stało coś co przypominało ludzki cień. Rozmyta, pozbawiona szczegółów sylwetka, która po prostu tkwiła w miejscu.
George spojrzał na Nexarona i Faerie, jakby starając się potwierdzić, że oni również widzą to co on. Niestety nie był to wytwór jego wyobraźni. Obojętny na ich obecność, światło latarki, czy cokolwiek innego, cień był wszystkim co powstrzymywało ich przed ruszeniem na pomoc drugiemu zespołowi. Quill podniósł swoją strzelbę i dokładnie wycelował, ale widocznie nie miał jeszcze zamiaru otwierać ognia.
-
Ktoś ma jakieś pomysły z czym mamy tu do czynienia?
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDeadline: piątek, północ