5 lis 2014, o 15:59
Kości zostały rzucone jak to mówią i chociaż Rodriguez wciąż miał masę wątpliwości, co do tego czy powinni o tym teraz rozmawiać czy nie, w końcu sam zaczął. Nie mógł teraz tak po prostu powiedzieć, że jednak o nic mu nie chodziło i położyć się z powrotem na łóżku. Zbyt wiele emocji nim targało, aby mógł sobie teraz pozwolić na jakiekolwiek wykręty. Chociaż przez jeden moment, jedną maleńką chwilą faktycznie miał ochotę to wszystko porzucić i nawiązać do czegoś zupełnie innego.
Westchnął. Od czego miał niby zacząć? Wszystko w jednym momencie tak się skomplikowało, że Diego zwyczajnie nie wiedział czy ma wypalić od razu z tym, że znajduję się niemal na szczycie listy potencjalnych udziałowców w biznesie narkotykowym, czy może zacząć całą historię swojego życia od początku. Nie chciał wplatać w przyznawanie się do handlu jakiegoś współczucia, bo to było zupełnie niepotrzebne w tej chwili. Cóż, jeśli chciał mieć sytuację jasno nakreśloną a atmosfera miała zostać oczyszczona musiał to wszystko ubrać w jakieś sensowne słowa.
- Nic się nie stało. A w sumie to stało się całkiem sporo – zaczął sam nie bardzo wiedząc jak to wszystko ułożyć, żeby nie powstał chaos. – Ty się stałaś, ja się stałem w tym wszystkim. Nigdy bym nie pomyślał, że do tego dojdzie, że moglibyśmy teraz być razem i że kiedyś będę prowadził inny tryb życia niż ciągłe bankiety i powroty z nich każdego wieczoru z kimś innym. Obiecałem to zmienić i zmieniłem dla ciebie, ale są pewne rzeczy, od których nie tak łatwo się uwolnić z dnia na dzień, rozumiesz?
Odwrócił się w jej stronę i już nawet nie próbował ukrywać emocji. Mogła spokojnie czytać z niego jak z otwartej książki i bynajmniej pierwsze, co powinna zauważyć, to rzeczywiście poczucie winy. Wyrywające się z piersi serce zaczynało wprost wariować i Diego czuł, że za chwilę wyrwie mu się na zewnątrz. Nie to jednak było najgorsze. Najbardziej bał się teraz jej spojrzenia, gdy podniósł na Iris swój wzrok.
- Tutaj jest z tym wszystkim łatwiej. Nikt mnie nie sprawdza aż tak intensywnie, nikt nie bada ścieżek dostępu od pojedynczej osoby aż na szczyt tej całej organizacji – może i mówił trochę chaotycznie nie podając konkretów, ale ona przecież doskonale wiedziała, o co mu chodzi. Nawet mimo tego, że do końca nie dała znać Rodriguezowi, że tak jest. Zatrzymał się na moment unosząc dłoń w stronę ręki radnej, ale po chwili zrezygnował z tego pomysłu. Zaraz zresztą może wylądować po drugiej stronie pokoju na rzeczonej ścianie, a wolał póki co tego nie przyspieszać.
- Czerwony piasek, creeper, hallex, mixagen x3… znam to wszystko lepiej niż każdy przypadkowy biznesmen na tej planecie. Mało jest również takich jak ja w całej galaktyce. I nie jest to bynajmniej moje hobby. Tak mnie wychowano i w tym dorastałem, a do tego mam świetną żyłkę do interesu. Myślisz, że ile osób w wieku trzydziestu pięciu lat może się pochwalić takim apartamentem czy możliwością spełnienia każdej swojej zachcianki? – wstał teraz i zaczął nerwowo krążyć po pokoju. Już nawet nie zastanawiał się nad tym, co mówi, po prostu mówił. Po prostu przyznawał się do wszystkiego, co mu na sercu leżało od czasu, kiedy się spotkali. Od czasu, kiedy obiecał jej, że nie ma niczego, o czym powinna wiedzieć a co dotyczy jego osoby. – Nie miałem wcześniej innych możliwości, to robiłem i to mi wychodziło. Przynosiło zyski. Byłem z tego dumny, a jeszcze bardziej z tego, że nie ma możliwości dojścia do mnie w żaden sposób, bo się zabezpieczyłem. Owszem są domysły, przypuszczenia, ale nie ma dowodów. Zresztą wiedziałabyś o tym gdybyś przeczytała pewnie moje akta, które dostałaś. Nie wiem, co w nich jest i nie chcę wiedzieć.
Podszedł do okna opierając się o ramę jedną ręką i spoglądając na Nos Astrę z tej perspektywy. Miał tutaj wszystko, czego chciał, miał wpływy, miał kredyty i miał poważanie ludzi. Przynajmniej większości i chociaż nie zawsze wszystko szło po jego myśli to był zadowolony ze swojego życia i mało, kiedy zastanawiał się czy ktoś może przez niego cierpieć. Właściwie nie zastanawiał się nad niczym poza swoją własną osobą, no a przynajmniej do czasu, kiedy poznał Iris. Przełknął ślinę, po czym dodał jeszcze:
- Od kiedy jestem tutaj zajmuję się również masą innych rzeczy i to takich, na które władze Cytadeli spojrzałyby przychylnym okiem. Zresztą sama doglądałaś kontraktu w sprawie sprzętu do szpitala. Nie mam nic na swoją obronę, wiem. Właściwie nie wiem, co mógłbym ci więcej powiedzieć. Wiem tylko tyle, że nie chcę cię stracić, ale… zrozumiem.
Nie odwrócił się, stał po prostu wpatrując się w znajdującą się pod nimi część promenady i spodziewał się teraz zwyczajnie odgłosu rozsuwanych drzwi.