Serce waliło mu jak oszalałe nie tylko ze względu na fakt, tego co przed chwileczką zaszło w jego gabinecie, ale także przez to, że Iris dość … chłodno zareagowała na fakt jego wyjścia. Udał się najpierw do drugiego skrzydła, tego, w którym znajdował się sokół z nadzieją, że radna tam na niego czeka. Ile minęło? Spojrzał na zegarek. Cóż trochę ponad pół godziny to zdecydowanie nie była „minutka” jak zapewniał. Westchnął starając się powietrzem usunąć ciążące mu gdzieś w okolicy płuc poczucie winy. Wszedł do środka, z tym, że już od wejścia widział, że miejsce, które zajmowali jeszcze przed chwileczką było puste. To nie wróżyło niczego dobrego. Nad głową niespodziewanie przeleciał mu sokół, tak, że Rodriguez musiał się nieco schylić. To również niczego dobrego nie wróżyło.
Zdjął krawat wchodząc do części mieszkalnej i zrzucił z siebie marynarkę. Już dawno nie czuł podobnego niepokoju jak w tej chwili. Oparł się na barierce rozglądając po dolnej części apartamentu, ale Iris nigdzie nie zobaczył. Dopiero po chwili jego wzrok zatrzymał się na moment zahaczając o wyróżniające się blond włosy znad skórzanego fotela na tarasie. Westchnął i zszedł na dół kierując się właśnie w tamtą stronę. Owszem, zastanawiał się przez moment czy powinien ot tak przyjść z pustymi rękami, ale porzucił tę myśl. Nie chciał przychodzić od razu z próbą przekupstwa czy jakkolwiek inaczej miało to być odebrane. Zresztą coś w środku mówiło mu, że zwyczajne kwiaty tutaj nie pomogą. Bo przecież obiecał…
Wciągnął powietrze przekraczając próg między apartamentem a tarasem. Podszedł do barierki nie bardzo wiedząc w zasadzie, co ma ze sobą zrobić. Nigdy, ale to nigdy w życiu nie był w podobnej sytuacji. Odwrócił się, spojrzał na Iris i… chyba nie powinien tego robić. Wszystkie słowa i scenariusze, które układał sobie po drodze, zwyczajnie uwięzły mu w gardle. Normalnie powinien teraz wygłaszać jakąś czarującą mowę, jak to miał w zwyczaju. Przełknął ślinę i spuścił wzrok skupiając się na fakturze i sposobie wykonania własnych butów.
- Jesteś zła – powiedział wreszcie bardziej stwierdzając niż pytając.