19 mar 2015, o 20:25
Salarianin, najwyraźniej mając w perspektywie zostanie obiadem dla zwierzaka lub częścią lokalnej formy życia wybrał mniejsze zło jakim było podążenie śladami Marcusa. Także Kalan nie mógł pochwalić się wybitnymi zdolnościami akrobatycznymi, jednak dzięki ostrożności nie był skazany, w przeciwieństwie do jego partnera, na powtarzanie karkołomnych manewrów. Na szczęście dla ich obu również tym razem biotyka Marcusa nie zawiodła i w połączeniu z siłą wyskoku wyniosła hakera dość wysoko by zdołał uchwycić ostatni szczebel drabiny. Mając nadzieję, że agent poradzi sobie podciągnięciem na kolejne stopnie i mając nadzieję na jak najszybsze opuszczenie tego przeklętego miejsca pilot rozpoczął żmudną wspinaczkę na górę, powoli i ostrożnie stawiając stopy.
Wtedy, około trzy metry od wejścia na drabinę, instynkt Marcusa kazał mu zatrzymać się w pół kroku. Usłyszał pod sobą niespokojny szelest salarianina, kiedy wpatrywał się w wirujące w półmroku obłoki dymu, bezlitośnie wciąganego przez wentylację. Nagle, jakby kątem oka, wychwycił pewną drobną anomalię; jakieś dwa metry nad ich głowami droga oparu zmieniała się w dziwny sposób zupełnie, jakby próbował on ominąć niewidzialną przeszkodę. Im dłużej pilot wpatrywał się w to miejsce tym bardziej był pewien, że cokolwiek tam jest co jakiś czas dokonuje drobnych zmian pozycji, zupełnie jakby przygotowywało się do ataku na niczego niespodziewające się ofiary. Wszystko wskazywało na to, że konkurencja znów ich przechytrzyła na wszelki wypadek zostawiając jednego ze sowich, dysponującego sprzętem do wspinaczki, w szybie windy. Agent nie był w stanie poznać czy niewidzialny osobnik domyślił się iż jego niedoszłe ofiary wiedzą już o jego obecności, jednak cokolwiek by nie zdecydował musiał działać szybko.