Wyświetl wiadomość pozafabularną
Nie mogła powiedzieć w pełni, że lubiła, gdy Wraith był pusty, ani jednocześnie go takim nie lubiła. Zawsze gdy przechadzała się statkiem, kierowana swoimi małymi rytuałami, pustka pozwalała jej się wyciszyć, skupić. Nawyki i przyzwyczajenia tworzyły jej konkretną trasę, którą lubiła układać sobie w głowie jak kroki do pokonania. To mniej więcej gdzieś po środku, gdy zatrzymywała się po wysprzątaniu sobie kajuty, gdy zamykała ostatnie zadanie na liście stworzonej przez Nephietta, lub gdy kończyła jej się świeżo zaparzona kawa, pustka wdzierała się do niej wnętrza, pozostawiając po sobie nieprzyjemne wrażenie. Ściany były zbyt gładkie, wnętrze było zbyt ciche, nawet podłoga była zbyt stabilna, bez tego niemal niedostrzegalnego drżenia podłogi przy pracujących silnikach. Gdzieś po środku nocy, gdy rutyna pozostawiała jej wolność wyboru, świat nagle stawał się szary i potencjalne zajęcia przestawały mieć sens.
Wtedy zwykle kładła się spać.
Nazajutrz, o ile w ogóle mogła w ten sposób mówić, gdy i Wraith, i Omega działały na zupełnie innych zasadach dobowych niż jej ojczysta Ziemia, statek znów się zaludniał, a ona znów miała swoje małe rutyny, którymi chętnie wypełniała czas. Ucieszyła się, dostrzegając krótką wiadomość od Deuce'a w morzu kolejnych napływów wojennego gówna, zalewającego jej skrzynkę niepewnościami i rychłą śmiercią. Potowarzyszyła chwilę pierwszym wojownikom nocy, parzącym sobie kawę. Zjadła śniadanie, wciskając w siebie cokolwiek, co miało najbardziej optymalne składniki odżywcze w sobie. Gdyby mogła, pochłaniałaby wyłącznie proteinowe szejki. Przyjemność płynąca z kulinarnych ekscesów zanikła w niej gdzieś w głębi Cytadelskiej celi SOC i nigdy nie powróciła.
O ile w ogóle zabrała ją ze sobą z Ziemi.
Zaparzyła sobie kawę, taką, jak zawsze - nie za lekką, nie za mocną, znajdując balans między wymaganiami kubków smakowych a palpitacjami serca, ale zawsze zbyt podłą na standardy jakichkolwiek kawiarni. Nie potrzebowała pobudzenia, ale nie odważyłaby się napluć na zwyczaje, które kultywowała od lat. Adrenalina związana z dzisiejszym dniem skutecznie utrzymywała ją w pionie, tak jak wyciągnęła ją z łóżka na dwie godziny przed budzikiem. Doprowadziła się do akceptowalnego stanu dość szybko, nie zerkając w lustro dłużej, niż było to potrzebne.
Ironicznie, lubiła atmosferę, która wypełniała CIB gdy wreszcie weszła do niego z kubkiem parującego napoju w dłoni. Lubiła, gdy włosy nieoamal stawały jej dęba, a serce biło w przyśpieszonym rytmie. To oczekiwanie zabijało dla niej ekscytację z zagrożenia, ale wizja skoku w nieznane budziła ekscytację, której nigdy nie nazwała głośno - ani nie zamierzała.
Z autopsji wiedziała, że narzekanie łatwiej wytłumaczyć. Więc narzekała.
- Oby była jednorazowa. Możemy uznać, że jeśli ktokolwiek obserwował Wraitha z daleka, doprowadzimy go do tej igły w stogu siana - odrzuciła na słowa Nephietta, odkładając sobie kubek gdzieś na pulpit Sayi - w miejsce, w którym pewnie nie powinno go być, ale przecież była człowiekiem przyzwyczajeń. Dobrych i złych. - Przekonajmy się, czy Kestrel jest kurą znoszącą złote jaja, czy wilkiem czekającym za kurnikiem.
Zerknęła na ekran taktyczny, zmuszając się do chwili refleksji - przejrzenia wszystkiego, co zrobili dotychczas w poszukiwaniu czegoś, o czym mogła zapomnieć, czegoś, co powinni zrobić, a nie zrobili. Zawsze była impulsywna, ale z wiekiem nauczyła się odrobinę kontrolować porywczą naturę.
Niemniej, czuła tylko napływającą energię gdy skinęła głową na potwierdzenie techniczce siedzącej obok.
- Połącz.