Wyświetl wiadomość pozafabularną
Nie tak miało być. Skrzywiła się, mimo wszystko. Nie chciała, żeby Rhama żałował tej decyzji, albo czuł się z nią źle. Wiedziała, że taka zmiana nie mogła być bezbolesna ani szybka, ale teraz zaczęła się zastanawiać, czy nie była błędna. Rzucił wszystko, tylko i wyłącznie dla niej. Nie dlatego, że Cerberus okazał się być dla niego zły. NIe dlatego, że uwierzył w to, co mówiła i zmienił zdanie o organizacji.
Rzucił wszystko, co znał do tej pory, by trafić na statek, na który niekoniecznie pasował, tylko dlatego, że w którymś momencie ona znalazła się w jego łóżku i nie chciała szybko wyjść.
Przygryzła wargę, kiwając lekko głową na potwierdzenie tego, że zrozumiała - nie musieli rozmawiać o jutrze. Jak się okazało po krótkiej chwili, nie musieli nawet rozmawiać w ogóle. Jego ramiona jej wystarczały, choć nim w nie powróciła to w kilku łykach dopiła alkohol, puste naczynie odkładając na najbliższą, płaską powierzchnię - obok łóżka.
Sprawiał, że czuła się dobrze, a czas mijał jej przyjemnie, ale uczucie, że coś jest nie tak, powróciło. Doskonale znała to, o czym mówił. Wrażenie, że coś nie pasuje, ostatnio zagościło na dobre w tyle jej głowy. Ale w ten wieczór, w końcu zniknęło. Na chwilę. Myśli, skierowane na zły tor, płynęły jeszcze szybciej i gwałtowniej, wspomagane alkoholem, lecz resztka dobrego nastroju stworzyła pewną maskę na wzór tej, która niegdyś stanowiła stały element u Naeema. U niej nie pojawiała się zbyt często. Nie widziała powodu, by ukrywać swoje emocje, ale teraz nie chciała kłaść się spać przy wspólnej, grobowej atmosferze.
Uśmiechnęła się do mężczyzny, obserwując, jak zasypia, jednocześnie wsłuchując się w odgłosy dobiegające z reszty statku. Czekała, aż wrzaski ucichną, gdy ludzie rozejdą się do własnych kajut, a może przynajmniej część zaśnie od razu. Do Rhamy nie mówiła już niczego, bo słowa były zbędne. Wplotła dłoń w jego krótkie włosy, gładząc je przez krótką chwilę, nim oddech mężczyzny nie stał się bardzo miarowy. Wtedy przeniosła spojrzenie na mechanicznego psa, który postanowił zmienić swoje podłogowe legowisko. Uśmiechnęła się lekko, wyciągając rękę by poklepać go po głowie i pozwolić zasnąć przy jej łóżku, nim sama obróciła się na plecy, przyjmując wygodniejszą pozycję. Jej głowa dotknęła poduszki, a ona z chwili na chwilę czuła coraz większą senność. Wzrok utkwiła w metalowych płytach sufitu, nim, nie wiedząc, kiedy dokładnie to się stało, odpłynęła, przed tym gasząc światła w kajucie.
Brak systemu dobowego przeszkadzał, jeśli nie pamiętało się o ściemnieniu świateł. A ona była pewna, że to zrobiła, jednak gdy otworzyła oczy, pomieszczenie pogrążone było w półmroku. Tylko muzyka nie grała, choć pamiętała rytmy, przy których usypiała.
Ziewnęła, przecierając twarz, czując pod powiekami piasek. Zamrugała kilka razy, łapiąc ostrość widzenia, nim, z trudem, nie podniosła się na łokciach, widząc, że poduszka obok jest pusta. Naeem siedział na brzegu łóżka, mając na sobie już spodnie, pochylony lekko do przodu.
-
Miałeś mnie obudzić - mruknęła z niezadowoleniem, podnosząc się do pozycji siedzącej. Chciało jej się pić. Mężczyzna jednak nie odpowiadał, nawet się nie poruszył. -
Coś jest nie tak?
Westchnął cicho, prostując się, przez co coś w jego plecach cicho strzeliło. Dopiero wtedy odwrócił głowę w jej stronę. Nie była w stanie dostrzec jego twarzy, skrytej w półmroku. Tylko jasne oczy rozpoznała od razu.
-
Tak - skrzywił się, gdy jej wzrok podążał w dół, by natrafić na dłoń trzymającą pistolet. -
Nie nadaję się do tego, Jean.
Nie rozumiała niczego, póki nie usłyszała trzasku pochłaniacza ciepła, a może odbezpieczania broni. Nie zastanawiała się nad tym skąd ją miał. Chociaż, czy nie wziął jej do Zaświatów?
Muzyka znów grała. A przecież nikt jej nie włączył. Wizjer, który wcześniej widziała kątem oka, zniknął z jej pola widzenia, tak jak fizyczne granice kajuty, w której się znajdowała. W miarę, jak jej żołądek kurczył się, zaciskany niewidzialną pętlą rosnącej w niej adrenaliny, otoczenie wokół niej zmieniało się bez jej wpływu.
Docierało do niej, co musi zrobić, ale nie potrafiła się skupić. Jakby wciąż była wstawiona turiańskim brandy, które nagle zaczęło działać. Skrzywiła się, puszczając ściskaną w pięściach pościel w chwili, w której jego ręka podniosła się do góry, a celownik stanął przed jej oczami.
Słowa jej protestu utonęły w odgłosie wystrzału.
Huk zmusił ją do otworzenia oczu i szukania źródła dźwięku w panice, w której zwalczeniu pomogło jej skupienie wzroku na wizjerze - jedynej rzeczy odznaczającej się od ciemności, poza małą kontrolką terminala, z którego leciała wciąż muzyka. Jej serce pompowało krew z prędkością, która pasowała do zakończenia biegu na dziesięć mil, a nie trzech godzin snu.
Czuła się okropnie. Wątpiła w symbolikę snów, wiedziała, że nic nie znaczą. Nie obawiała się Naeema, a jednak nieprzyjemne uczucie pozostało wraz z migreną nadchodzącego kaca.
Skrzywiła się, wyplątując z jego ramion, wciąż lekko drżąc od wypełniającej jej ciało adrenaliny. Złapała się ramy łóżka, łapiąc pion, gdy tylko stanęła na własnych nogach, prawie potykając się o leżącego jej na drodze psa. Przetarła oczy, nieco zbyt mocno, powodując kaskadę różnokolorowych plam kwitnącą w jej polu widzenia na przestrzeni ciemności kajuty. W nikłym świetle wizjera znalazła butelkę wody, z której wypiła kilka łyków, nim nie sięgnęła po leżące na szafce opakowanie tabletek. Wsunęła dwie pastylki do ust, sprawdzając godzinę - wciąż rano.
Bezsenne noce były męczące. Szczególnie, gdy wizje nieprzyjemnych wspomnień przestawały ją dręczyć, ale stres powodował, że budziła się w nocy czując nóż na swoim gardle, choć nikogo wokół nie było.
W tej chwili poza fizycznym bólem głowy i nieprzyjemnym uczuciem, czuła się po prostu dziwnie. Wyjęta ze scenerii i wydarzeń, których była bezpośrednim uczestnikiem. Euforia poprzedniego wieczora zniknęła, pozostawiając po sobie pewną obojętność.
Wsunęła się z powrotem pod kołdrę, głównie dlatego, że obudziła się zgrzana, przez co szybko poza pościelą we znaki dał się chłód kajuty. Naciągnęła więc kołdrę na nogi, siadając i opierając się plecami o ramę łóżka. Przymykając oczy, pozostawała sama z powoli gasnącą migreną, licząc, że może zdoła jeszcze zasnąć, jeżeli tylko tabletki zadziałają pomimo mieszanki alkoholowej, którą teraz musiał trawić jej żołądek.
Koniec końców, dwie, długie godziny później miał czekać na nią prysznic, kawa i rozpoczęcie poranka.