Nigdy nie nadawałaby się do pracy pod przykrywką. Nie pamiętała, kiedy dokładnie w swoim życiu doszła do tego wniosku, ale został z nią od tamtego czasu. Nigdy nie widziała problemu w kłamstwie, fałsz z łatwością prześlizgiwał się w jej głosie niedostrzegany, jeśli tego chciała. Oszustwa stanowiły dla pirata pewien element codzienności, którego nie dało się uniknąć - ale też niezbyt unikać go próbowała. Ale zawsze miała problem z wiedzą.
Nie lubiła wiedzieć.
Nieważne jak nieistotna była osoba przed nią, po poznaniu choćby kilku faktów na jej temat Jean zawsze czuła, że odrobinę wystawała ponad tłum innych, pozbawionych znaczenia kropek na mapie. Znajomość jej imienia, przeszłości, przyzwyczajeń czy hobby wcale nie czyniło z danej osoby wartościowej w oczach czerwonowłosej, ale potrafiło wydłużyć jej czas naciśnięcia na spust o sekundę. Potrafiło zasiać w jej sercu wahanie. Nie lubiła widzieć w swoim celu czy współpracownikach ludzkiej twarzy.
Pozwalała sobie widzieć je tylko w swojej załodze.
Od pierwszej, zakodowanej wiadomości Kestrel stanowiła enigmatyczną zagadkę. Kobieta była pełna tajemnic i nic z nią związanego nie wydawało się jasne ani oczywiste. Zarówno jej charakter, wiedza, możliwości, powiązanie z Sojuszem czy powiązanie z Handlarzem Cieni - wszystko to składało się w jakąś zagmatwaną całość, połączoną ze sobą ukrytymi sznurkami. Choć ciekawość wysuwała czasem swoje macki, Hawkins je powstrzymywała siłą. To, dlaczego Kestrel nazywała się tak, jak się nazywała, nie było istotne dla ich współpracy. To w jaki sposób straciła swoją rękę niczego nie zmieniało w kontekście zleceń, które dla nich przygotowała. To, czy piły podobną kawę nie miało zagwarantować, że któregoś dnia nie obróci się przeciwko niej.
Nawet jej doświadczenie nie miało takiego znaczenia. O ile dotychczas mówiła prawdę, Cerberus nie był bliską przeszłością, a raczej daleką. Jej obecne zaangażowanie w wojnę i opowiadanie się po stronie SST skutecznie wykluczało jej dalszą współpracę z Iluzją, chyba, że Kestrel prowadziła jakąś cholernie skomplikowaną grę.
A w to Hawkins wolała nie wierzyć. Szczególnie, gdy jak na razie kamieniem na drodze do jej miliona kredytów okazał się nadopiekuńczy starszy brat. Żadne ze słów kobiety nie przekonywały jej do zmiany zdania, ani choćby ugięcia się odrobinę.
- Od wytykania mi błędów i kwestionowania moich decyzji mam załogę, z którą latam od lat i której zawierzyłabym swoje życie. Nie zamierzam otwierać pozycji na stanowisko mojego doradcy komuś, kto nie potrafi ustosunkować się do prostego polecenia jeśli on sam nie uzna go za sensowne. Nie zamierzam przed nikim się tłumaczyć.
Pochyliła się by zgnieść końcówkę papierosa o blat stołu. Na metalowej powierzchni widniało tak wiele śladów i zadrapań, że nie czuła się z tym źle. Prawdopodobnie zrobiła to już setkę razy w tym miejscu, nie obchodząc się z nim szczególnie delikatnie.
- Twój brat wygląda na typ osoby, która zrobi wszystko dla powodzenia misji, nie podważam tego. Ale zrobi to metodą, którą on uznaje za słuszną. Jeśli nie zgodzi się z tym, co mam do powiedzenia, jedynie narażę misję i stracę czas kłócąc się z nim o to, by zamknął gębę i zrobił to, co mu każę - dodała, odkładając niedopałek na blat. Opadła na oparcie krzesła, powracając spojrzeniem do Kestrel. - A jeśli zagrozi misji, nie będziemy miały niczego do omawiania, Kestrel.
Sama myśl o tym sprawiła, że w jej sercu zagościł chłód. Stawki były wysokie - nie zamierzała podnosić ich opcjonalną pomocą, która mogła okazać się gówno warta. Jean nie spowiadała się komukolwiek. Nie musiała. Stawiała swoje bezpieczeństwo i bezpieczeństwo swoich ludzi na szali podejmując się zlecenia, nie zamierzała powierzyć jego choćby mikroskopijnego kawałka obcej osobie, która dotychczas wyłącznie ją wkurwiała.
- Co się stanie, jeśli zlecenie skończy się niepowodzeniem? - spytała wprost, choć nie oczekiwała odpowiedzi. - W najgorszym wypadku stracisz swój szansę i schematy, na których zależy twojej klientce. Utopisz miliony kredytów, cholera, może nawet szala wojny drgnie w którąś stronę. - wojny, która w tej chwili kompletnie jej nie interesowała. - Ja stracę moją załogę i mój statek. Jeśli dorwie nas Czarna Straż, stracę wszystko, nad czym pracowałam całe życie, podczas gdy twoja piękna Anathema pierdolnie z działa, podwinie ogon i, jak słusznie powiedziałaś, wyłowi sobie twój chip z wraku mojego domu kiedy z systemu znikną wrogowie żebyś mogła zacząć od nowa z inną załogą.
Jej usta zacisnęły się w wąską linię gdy cedziła kolejne słowa. Malowały obrazy w jej myślach, których nie chciała widzieć.
- To, czy jest dupkiem, czy najmilszym człowiekiem pod słońcem nie ma znaczenia. Nie ufam mu, a on nie ufa mi. To czyni z Anathemy bezużyteczną pomoc dla mnie a zwykłe zabezpieczenie dla ciebie.