godz. 12:15
Nexaron Dragonbite
Farima uniosła brwi w lekkim zdziwieniu, dobrą chwilę poświęcając na przetrawienie słów Dragonbite’a. Pamiętała, kim są i w jakim środowisku obracają się na co dzień, wykorzystanie tego faktu najwyraźniej nie przeszło jej przez myśl... Lub przeszło, przekreślone jednak zostało przez znaczne ryzyko, jakie wiązało się z odkryciem kart jeszcze na SRFie.
-
To byłoby... odważne, ale i bardzo ryzykowne zagranie - powiedziała wreszcie, starannie dobierając słowa. Ruchem głowy wskazała też kierunek, w którym powinni podążyć - do hangarów nie było daleko, krótki spacer był im zaś potrzebny na dokończenie rozmowy. -
Nie wiem, czy powinniśmy się ujawniać, nawet w ramach tej „ostatniej deski ratunku”. Nie wiem, czy... - Wzruszyła lekko ramionami. -
Po prostu zastanawiam się, czy gra byłaby warta świeczki.
Tymczasem, po opuszczeniu portu kierując się ku widocznym z daleka sylwetkom hangarów, mogli odnieść wrażenie, że znaleźli się w nieco innym miejscu. Placówka, o świcie spokojna i cicha, teraz tętniła życiem. Trudno było mówić o tłumach, tym niemniej w tej chwili nie dało się już uniknąć spotkań z pracownikami instytutu i jego gośćmi. Spieszący w swoje strony nie zwracali wprawdzie żadnej uwagi na dwójkę piratów, jednak myśl, że ciało Xaviera musiało zostać już odkryte, a w strumieniu przemieszczających się po kompleksie ludzi mogli znaleźć się ci, którzy w jakiś sposób byliby w stanie skojarzyć fakty - cóż, myśl ta była odrobinę niepokojąca.
Tym niemniej do strefy hangarowej dotarli bez przygód, a proste uniformy pozwoliły im względnie niezauważenie wtopić się w tło, jakie stanowili celebrujący kolejny dzień pracy robotnicy w szarych, niekrępujących ruchów kombinezonach.
-
Biuro Medany powinno być... - Wcześniej zapewniwszy Nexarona, że w tym przypadku dobieranie się do lokalnych serwerów SRFu będzie raczej zbędne, Veratti uaktywniła teraz własny omni-klucz i delikatnym tylko nadwyrężeniem prywatnej sieci instytutu dobrała się do kompletnego informatora zawierającego podstawowe informacje (namiary na służbowe kanały komunikacyjne oraz lokalizacje biur czy innych oficjalnych miejsc urzędowania, jeżeli takie były w posiadaniu danej osoby) na temat wszystkich pracowników. -
...na piętrze pierwszego hangaru, tam, gdzie reszta podstawowej administracji floty. Chodźmy.
Znów wychodząc na prowadzenie, Farima raźnym krokiem ruszyła ku ogromnej hali opatrzonej nad szerokim wejściem neonem
#1, potem zaś, już w środku - w górę, ku ażurowych, dzwoniących przy każdym kroku schodach. Te były długie, prowadziły bowiem na jedyne piętro umieszczone pod samym dachem hangaru, ponad przestronną halą, w której stacjonowały nieużywane w danej chwili myśliwce i promy.
Samo piętro natomiast, rozciągnięte nad całym hangarem - a więc gwarantujące znaczny kawałek powierzchni użytkowej - wyglądało skromnie. Proste, szare ściany, kolejne pary drzwi prowadzących do pomieszczeń administracyjnych i biur pracowników bezpośrednio zaangażowanych w utrzymywanie floty w stanie pełnej używalności. Cichy szum pracującej klimatyzacji, niezbyt głośne rozmowy dochodzące zza niektórych drzwi i odległe, stłumione głosy pokrzykujących w dole mechaników nadawały miejscu specyficzną atmosferę, jakiej z pewnością nie udałoby się odnaleźć w oficjalnej siedzibie Działu Logistyki.
Odnalezienie gabinetu turianki również nie stanowiło problemu. Znając numer pomieszczenia, w którym urzędowała Aellelix Medana, po krótkich poszukiwaniach byli już u celu. Dochodzące z wnętrza, generowane przez użytkowany komputer urywane piski pozwalały domyślać się, że ich poszukiwana faktycznie jest u siebie. Veratti uniosła więc dłoń i zapukała kilkakrotnie, posyłając jeszcze Dragonbite’owi nieme pytanie:
gotowy?
-
Wejść - rozległo się tymczasem rozkazujące polecenie, nie pozostało im więc nic innego, jak wejść do biura Medany i przedstawić sprawę, z którą przychodzili.
Asaia Cassi
Uścisk dłoni Branickiej był silny i względnie mało kobiecy, jeśli za wyznacznik płci brało się delikatność. Przybyła pani doktor delikatna z pewnością nie była, tryskała za to niespożytą energią nie pozwalającą jej usiedzieć w miejscu. Po szybkim powitaniu raźnym krokiem pomaszerowała do blatu, na którym spoczywały dostarczone przez Mexlab pudełka i przyniesioną przez siebie skrzyneczkę odłożyła obok.
-
Och, spokojnie. - Oglądając się przez ramię na pozostawioną nieco dalej dwójkę, roześmiała się szczerze i choć uśmiech ten dochodził do nich stłumiony przez szczelne kombinezony, nadal łatwo było potraktować go za objaw niewymuszonej sympatii. -
Argumentacji Sergeia trudno było odmówić słuszności. Szczerze mówiąc, sama też zastanawiam się, jaki sens ma stawianie przed drzwiami Piętra trójgłowego cerbera biurokratycznych obostrzeń i zakazów. Chęć dbania o bezpieczeństwo to jedno, ale... - Wzruszyła lekko ramionami. Ponownie zwróciła się ku spoczywającym na blacie pudełkom, nie zapomniała jednak o obecności pozostałych naukowców. Dobieranie się do jednej z paczek opatrzonych sygnaturą SX-01614 najwyraźniej nie przeszkadzało jej w równoczesnym prowadzeniu rozmowy. -
...ale przecież nad tym wszystkim miała stać nauka. Nie wierzę, że nieco mniej restrykcyjne zasady przyznawania upoważnień do pracy tutaj miałyby stać się źródłem nagłej katastrofy.
Mocując się chwilę z automatycznym zamknięciem jednego z pudełek z Mexlabu, sapnęła wreszcie cicho, gdy zamek ustąpił a pokrywka uniosła się na niedużych, mechanicznych uchwytach. Zaglądając do środka, Branicka skinęła lekko głową. Najwyraźniej kontrola zawartości zakończyła się pomyślnie.
-
Zresztą, naprawdę cieszę się, że tu jesteś - kontynuowała potem jak gdyby nigdy nic, znów oglądając się na Cassi. -
Trochę pewnie dlatego, że lubię się chwalić, jak każdy... - zaśmiała się krótko i pokręciła głową z rozbawieniem. -
Nieważne. Zostań tu ile chcesz, pobaw się czym chcesz. Dziś i tak nie mam w planach nic ważnego, a dzień pozostawienia tych zabawek samym sobie jest zawsze dniem straconym. Za drogie to wszystko, by od tak pozwalać im stać bezczynnie. - Uśmiechając się szeroko zza szyby hełmu, Emilia zamilkła potem na dłuższą chwilę, zajmując się otwieraniem drugiej, oznaczonej symbolem Mexlabu paczki. Gdy zaś i tej zawartość okazała się być tą oczekiwaną, nie tracąc czasu na ponowne zamykanie pojemników pani doktor zwróciła swą uwagę ku skrzynce przyniesionej przez siebie. Poświęcając chwilę na poprzekładanie czegoś we wnętrzu pudełka, w pewnej chwili uniosła spojrzenie znad skrzynki i zwróciła się ku oddalonym nieco badaczom.
-
I jak, Sergei, zastanowiłeś się? - zapytała, wyraźnie nawiązując do rozmowy, którą musieli prowadzić jakiś czas temu. -
Ayati domaga się odpowiedzi, a ja wciąż nie wiem, co mam jej powiedzieć. Wielokrotnie podkreślała, że mam zrobić wszystko, by cię tam ściągnąć, ale... Dobrze wiesz, że to cenny wakat. Nie będą blokować go w nieskończoność. - Unosząc lekko brwi, Branicka wbiła intensywne, wyczekujące spojrzenie w nagle zmarkotniałego Vukko. I choć rozmowa ewidentnie musiała dotyczyć ośrodka na Tyrze - Asaia z łatwością złożyła
Ayati,
wakat i
by cię tam ściągnąć w jeden spójny obraz - młoda pani doktor najwyraźniej nie uważała, by wymagało to jakiejś szczególnej dyskrecji. Obecność Cassi nijak nie przeszkadzała jej w przypomnieniu Sergeiowi jakiejś wcześniejszej, nie do końca jeszcze jasnej propozycji.
Szeol Gate
Na wzmiankę o porwaniu parskając tylko cicho, Mona odprowadziła wychodzącego Gate’a spojrzeniem lśniących podekscytowaniem oczu i bezgłośnym
powodzenia. Jasnym było, że i ona wolałaby załatwić to inaczej, bez całej tej biurokracji, ale nie zamierzała posuwać się do ucieczki sprzed lekarskiego nosa. Mężczyźnie nie pozostało więc nic innego, jak załatwić nadprogramowy spacer przykładnie, w zgodzie ze wszystkimi obowiązującymi w szpitalu zasadami.
Znalezienie doktora Tove nie było trudne. Nawet nie czekając na wskazówki, jakich udzielić mu mogła Mona, Szeol z łatwością odnalazł stosowny gabinet. Zapytana o drogę pielęgniarka bez wahania wskazała mu odpowiednie drzwi - poza oddziałem, w krótkim korytarzu łączącym sektor neurologiczny z neurochirurgicznym - zapewniając jednocześnie, że obchód już się skończył, doktor powinien być więc u siebie.
I rzeczywiście - po zapukanie do wskazanych drzwi, najemnik nie czekał zbyt długo, już po chwili będąc upoważnionym do wejścia przez krótkie
proszę. Sam gabinet, do którego przyszło mu wejść, nie opływał w luksusy. Wizerunek lekarskich biur, jaki wykreowały popularne vidy quasi-dokumentalne, nijak się miał do rzeczywistości. Nawet w tak bogatej instytucji, jaką była podlegająca pod SRF klinika zamiast skórzanych foteli i ekspresów do kawy z najdroższej półki były zwyczajne, dostawione do prostych biurek krzesła, pojedyncza, standardowa kanapa i zastawiające ściany regały z literaturą fachową. Gabinet nie był też prywatnym gabinetem doktora Tove - biurka były w końcu dwa, co wyraźnie wskazywało, że mężczyzna pomieszczenie z kimś dzieli. O tym świadczyła też zresztą wisząca na drzwiach tabliczka, na której pod znanym Szeolowi nazwiskiem widniało jeszcze inne. Właścicielem drugiego stanowiska w gabinecie miał być niejaki dr Alastair Colbert, w tej chwili jednak nieobecny.
W każdym razie, gdy tylko Gate przekroczył próg gabinetu i zamknął za sobą drzwi, siedzący za własnym, starannie uporządkowanym biurkiem Tove uniósł głowę pochyloną dotychczas nad wypełnianą kartą choroby któregoś z pacjentów i spojrzał na przybyłego pytająco. Błysk zrozumienia w zmęczonym spojrzeniu lekarza świadczył o tym, że mężczyzna rozpoznał towarzyszącego Monie najemnika, trudno jednak było oceniać, czy zapewni to Gate’owi jakiekolwiek większe przywileje.
-
W czym mogę pomóc? - zapytał grzecznie lekarz i choć wyraźnie wyczerpany (nocny dyżur? trudne przypadki nie pozwalające się wyspać?), wciąż trzymał fason. Był przecież profesjonalistą, a po profesjonalistach oczekuje się godnej postawy nawet wtedy, gdy zasypiają na stojąco.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDeadline: teoretycznie do 16.05 (północ), ale w tym przypadku jak napiszecie później, to nic się nie stanie. Uczę się pilnie do egzaminu, także wiecie. Na razie nie ma pośpiechu :)