Iris
Powoli zaczynała funkcjonować normalnie. Kilka minut, które poświęciła na przegrzebywanie szafek w ambulatorium, pozwoliło jej dojść do siebie, przyzwyczaić się do pionowej pozycji. Wciąż czuła lekkie mrowienie pod skórą, szczególnie w czubkach palców, ale czymkolwiek nie było antidotum - działało dobrze. Choć zapewne wypróbowali je już nie raz, a na pewno zrobił to Peter. Nie wyglądał na kogoś, kto odczuwałby dziką przyjemność z gwałcenia kobiet nieprzytomnych.
Sygnał alarmowy, który postanowiła nadać, posłusznie wysłał się z jej omni-klucza, ale nie otrzymała odpowiedzi. Zresztą Venus teoretycznie miało połączenie z Cytadelą i w chwili zawycia alarmu z całą pewnością również poinformowało resztę Rady. Jeśli tylko sygnał dotarł, na pewno w ich stronę zmierzało już jakieś Widmo. Przynajmniej mogła mieć na to nadzieję, bo z jakiegoś powodu Arsuf był na pierwszy rzut oka postrzegany jako wrak - a uszkodzony system komunikacji był wyjaśnieniem dobrym jak każde inne. Pozostało liczyć na to, że nie blokują połączeń z wewnątrz.
Po Peterze nie zostało nic, co mogłoby się jej przydać na chwilę obecną. Żadnego elementu pancerza czy broni, wszystko zabrał ze sobą i wyszedł, z przekonaniem że radna jest unieruchomiona i niegroźna. Iris nie wiedziała, czy pirat zdaje sobie sprawę z jej niewątpliwych zdolności biotycznych, ale skoro był na bieżąco z galaktycznymi plotkami, to o tym też powinien wiedzieć, czyż nie?
Dlatego też w chwili, gdy przystawiła ucho do śluzy ambulatorium, a ta otworzyła się nagle i w progu faktycznie stanął Peter, pierwsze na co zwróciła uwagę to szczere niedowierzanie odmalowane na jego twarzy. Ale tylko przez ułamek sekundy, bo potem, zanim zdążyła zareagować, rzucił się na nią i przygniótł ją do podłogi, uśmiechając się szeroko.
-
A dokąd to się pani wybiera? - unieruchamiał jej ręce, więc nie mogła się wyrwać tak po prostu, bo samą siłą przewyższał ją chyba dwukrotnie. Zmarszczył brwi i zerknął na łóżko, a raczej na rozerwany pas. Tego się nie spodziewał i nie wyglądał, jakby mu się to podobało.
Becca, Matthew
Tilus bez słowa obserwował Rebeccę plączącą się po zbrojowni w poszukiwaniu co ciekawszych znalezisk. Jasne było, że co bardziej wartościowe, to piraci już zabrali. Ale w końcu, przeglądając przy rozmowie stertę przeznaczoną na drugi kurs, wpadły jej w oczy charakterystyczne, szerokie rękawice, z zapasami energii zmagazynowanymi między płytami pancerza. Na pewno do kogoś należały i wcześniej czy później będzie musiała je zwrócić, jeśli uda im się wyplątać z tego zamieszania, ale raczej nie było nikogo, kto w tym momencie mógłby zaprotestować, że Dagan używa jego sprzętu.
Z kolei próby znalezienia czegoś ciekawego przy venusowej zbrojmistrz spełzły na niczym. Poza efektownym przewróceniem oczami ze strony turianina, Matt nie uzyskał niczego. Aina nie spodziewała się ataku, tak samo jak wszyscy pozostali i nie była przygotowana, nie miała na sobie nawet kawałka pancerza. Albo została z niego już rozebrana, albo w ogóle go nie nakładała, w końcu to miał być zwykły powrót na Cytadelę, bez ekscesów. Cokolwiek chciał znaleźć Tarczansky, przesuwając rękami po dopasowanym kombinezonie asari, czekało go rozczarowanie. I prawdopodobnie spora awantura, kiedy zbrojmistrz się obudzi.
-
Nie mówię, że mamy składać broń - mruknął Tilus, podchodząc do śluzy zbrojowni i przysuwając do niej głowę. Ale słuchał też dalej Rebecki. W końcu westchnął i odwrócił się do nich. -
W porządku - zerknął na Matta i pokręcił głową. -
I jak? Fajnie? Może chcesz na niej sprawdzić, czy pocałunek prawdziwej miłości faktycznie budzi z każdego snu, zanim Dagan z tym samym pójdzie do naszego hakera? - przeszedł na drugą stronę i poprawił rozsypane sprzęty, robiąc z nich taką samą kupkę, jaką zastali na początku. Na wszelki wypadek. W końcu piraci nie chcieli wiedzieć, że na kogoś jeszcze tu toksyna nie miała wpływu.
-
Dobra, pomyślmy logicznie. Jest ich nie więcej, niż dziesięciu, bo tyle kapsuł medycznych wyświetlało się na skanie. To było jedyne miejsce, gdzie czujniki wykazały temperaturę ciała. Jeśli... jeśli będziemy ich wyłapywać po jednym, może dwóch, korzystając z faktu że o nas nie wiedzą, to może i mamy jakąś szansę - nie brzmiał, jakby był tego stuprocentowo pewny, ale chyba przemowa Rebecki trochę go przekonała. -
Możemy spróbować pozbawić ich hełmów, albo chociaż jakoś... podziurawić trochę... może toksyna załatwi...
Zza drzwi dobiegły głosy. Dwa, te same które słyszeli przedtem, zbliżające się nieuchronnie. Tilus zamilkł i skinął głową w ich stronę, sam doskakując do szafek i chowając się za nimi. Tam dobył broni i przykleił się do ściany. Nie mieli już czasu na rozważania.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDedlajn: czwartek, północ.
Rebecca, dopisz sobie rękawice rady Serrice chwilowo,
Iris, dopisz sobie medi-żel.