godz. 8:45
Nexaron Dragonbite
Widząc kapitulację (przynajmniej chwilową) piratów, dowódca grupy ochroniarzy skinął lekko głową i gestem nakazał dwójce swych podwładnych zająć się intruzami. Wskazani mężczyźni podźwignęli jeńców z ziemi i zaciskając na ich złożonych za plecami nadgarstkach omni-kajdany (z wyglądu bardzo podobne to tradycyjnego, używanego wiele lat temu modelu, przy czym te obecne w reakcji na gwałtowniejsze próby ich nieautoryzowanego ściągnięcia zaciskały się nieco, drażniąc delikatną skórę nieprzyjemnym gorącem), popchnęli wreszcie w kierunku wejścia w głąb budynku, w ślad za dowódcą i jednym z pozostałych ochroniarzy (dwóch kolejnych zamykało natomiast pochód). Prowadząc piratów w sposób uniemożliwiający chwilowo jakiekolwiek bohaterskie zrywy, nie odzywali się do nich ani słowem, co nie wróżyło dobrze - świadczyło bowiem, że pełniąca tu funkcję ochrony organizacja miała jakieś sprecyzowane protokoły postępowania w takiej sytuacji, których pozostało im się trzymać. Procedury, które nie wymagały rozmów z więźniami czy zastanawiania się, co z pochwyconymi zrobić.
Sama podróż nie trwała długo. Ochroniarze utrzymywali szybkie tempo, przy czym nie wynikało to raczej z chęci celowego utrudnienia pojmanym zapoznania się z budynkiem, a ze zwykłego przyzwyczajenia. Przeprowadzając dwójkę przez całą długość parteru, mężczyźni nie odzywali się ani słowem, z wyjątkiem jednego, krótkiego polecenia wydanego przez dowódcę jednemu z mijanych gwardzistów:
-
Skontaktujcie się z doktorem Eldoranem.
Potem czekało ich jeszcze tylko zejście po schodach do piwnicy i przejście stosunkowo szerokim korytarzem (którego wymiary miały najpewniej umożliwić manewrowanie platformami służącymi do przewozu towarów), by ostatecznie zatrzymać się na progu jednego z pomieszczeń. Sala ta na posiadanej przez piratów mapie oznaczona była jako
pom. ochrony, przy czym rzeczywistość dowodziła, że było to nic innego, jak tymczasowy areszt.
Przed wprowadzeniem - czy raczej wepchnięciem - intruzów do wnętrza ochroniarze, nie zważając na ewentualne sprzeciwy, zarekwirowali jeszcze omni-klucze, broń oraz generatory tarcz pojmanych, Nexaronowi kazano także zdjąć zdobyczny pancerz (w przypadku oporu gwardziści służyli mało delikatną pomocą) by wreszcie, gdy para została już ostatecznie spacyfikowana, zamknąć ich w surowym, pustym pomieszczeniu.
W sali nie było zupełnie nic. Cztery gołe, szare ściany, których monotonia przerwana było tylko zamkniętymi teraz na głucho drzwiami. Żadnych kratek wentylacyjnych, żadnego potencjalnego punktu zaczepienia.
Kroki za drzwiami słychać było jeszcze tylko przez krótką chwilę. Niecodziennym dźwiękiem był natomiast cichy brzęk zamka w drzwiach, po którym, gdy ten już ucichł, cała grupa oddaliła się ostatecznie. Nim ochroniarze całkowicie wymknęli się zmysłom piratów, słychać było jeszcze cichy śmiech jednego z mężczyzn oraz niezrozumiałą odpowiedź drugiego.
Asaia Cassi
Choć Asaia poruszyła temat drażliwy - efekty badań klinicznych w przypadku Haielivu to kwestia bardziej niż niewygodna - Ayati nie pokazała po sobie niczego szczególnego. Nie spięła się, nie próbowała też unikać odpowiedzi, ot - pytanie jak pytanie. Najwyraźniej potrzeba było czegoś więcej, by Nishę rzeczywiście zaniepokoić. Póki co jedynym, co prezentowała sobą naukowiec, był chłodny profesjonalizm.
-
Nie obserwuje się u nich żadnych efektów terapii - odpowiedziała spokojnie. -
U niektórych zdarzają się standardowe objawy łagodnego zatrucia - nudności, wymioty, wzmożone pragnienie, bóle brzucha. Czasami obserwujemy też bóle głowy czy wzmożoną wrażliwość na bodźce. To wszystko kwalifikuje się jednak jako dopuszczalne skutki uboczne przy tego rodzaju chemii, przy czym, oczywiście, pracujemy nad złagodzeniem podobnych objawów.
Zatrzymując się przy jednym z mijanych naukowców, Ayati przerwała na chwilę swój monolog na rzecz wymienienia kilku zdawkowych uwag dotyczących ostatnio otrzymanych wyników. Asaii trudno było wywnioskować coś po rozmowie tak wyrwanej z kontekstu, niemniej pojęcia
symptomy neuropatii i
nadmiernej pobudliwości nerwowej nie były jej zupełnie obce.
Gdy ruszyły dalej, Ayati nie poruszała jednak tematu tej krótkiej rozmowy, udzielając natomiast dalszych odpowiedzi na postawione jej pytania - w tym przypadku o ewentualną powtórkę z rozrywki, jakiej dostarczyła im mała Cradlewood.
-
Nie, przy czym nie wiem, czy powinniśmy się z tego cieszyć. - Sposób, w jaki Nisha to stwierdziła przyprawiał o ciarki. Zarówno jej ton jak i cała postawa odpowiadały osobie, dla której pacjent przestał już być człowiekiem, a stał się tylko przypadkiem, materiałem badawczym. -
Dotychczasowe analizy porównawcze nie wykazały powodu, dla którego Cradlewood zareagowała w taki sposób, a nie mając kolejnych takich przypadków, nie bardzo mamy pole manewru. Brakuje nam materiału do dalszych badań w tym zakresie, a przecież nie wypuścimy leku, póki nie zdiagnozujemy przyczyn tak intensywnego odrzutu. Nikt nie da nam atestu. - Kobieta wzruszyła lekko ramionami. Przejęcia owym tragicznym epizodem, którego bohaterką była Amandine, nie dało się u Nishy dopatrzeć.
Znacznie żywsze reakcje wywołało u niej natomiast kolejne pytanie. Ayati roześmiała się szczerze, spoglądając na Cassi z rozbawieniem.
-
Oczywiście, a nie wyglądają? - To pytanie zdecydowanie należało do retorycznych - Nisha doskonale zdawała sobie sprawę, że ich pracownie pozornie dalekie są od spełnienia choćby podstawowych wymogów bezpieczeństwa. -
Oba nasze piętra są oddzielnymi, odizolowanymi bytami. Nie pracujemy wprawdzie na materiale zjadliwym, nie musimy więc spełniać warunków laboratoriów mikrobiologicznych, natomiast pod każdym innym względem pracownie są zabezpieczone odpowiednio... Lub nawet na wyrost. Może tego nie czuć, ale w całym sektorze panuje nieco wyższe ciśnienie niż na zewnątrz, a w laboratoriach - wyższe niż tu, na korytarzach. Zapobiega to w znaczącym stopniu zanieczyszczeniom próbek. Same probówki transportowe, w jakich przechowujemy materiał badawczy, są rejestrowane i monitorowane na bieżąco przez jednostkę ochrony oddelegowaną do tego zadania. Cały sektor przeznaczony do naszego projektu jest zresztą objęty ścisłą obserwacją 24/7, mamy też możliwość natychmiastowego zamknięcia całego naszego skrzydła lub jego części w przypadku jakiegokolwiek niepożądanego zajścia. - Ayati wzruszyła lekko ramionami. -
Można by o tym mówić naprawdę długo, ale chyba nie mamy na to czasu. Profesor Angelini przykłada dużą wagę do tych badań i odpowiednio je zabezpieczył. Przypomina to trochę stan podwyższonego bezpieczeństwa, ale... Cóż, trudno się dziwić. - Nisha uśmiechnęła się nieznacznie, zatrzymując się z Cassi nieopodal wyjścia. Wsuwając dłonie do kieszeni fartucha udzieliła kobiecie jeszcze kilku bardziej oczywistych, ostatnich instrukcji, by po tymczasowym pożegnaniu się z nią wrócić wreszcie do swojej pracy.
Powrót do laboratoriów po krótkiej przerwie na doprowadzenie się do porządku obył się bez dodatkowych atrakcji. Nikt Asaii nie zatrzymywał - przypięty na piersi identyfikator był wystarczającą oznaką, że kobieta ma prawo tu przebywać - nikt też o nic jej nie pytał. Asari mogła przemierzać korytarze w spokoju, powoli oswajając się ze stosunkowo nowym środowiskiem pracy.
Sam doktor Eldoran, do którego ją skierowano, był dokładnie tam, gdzie widziała go ostatnio - w pracowni oznaczonej jako A.05. Ignorując lśniącą czerwienią lampkę nad drzwiami, Cassi odblokowała przejście korzystając z wydanej jej przepustki i...
-
Doktor Cassi. W samą porę. - Salarianin był już najwyraźniej uprzedzony o przybyciu nowej asystentki, bo bez wahania porzucił towarzystwo stołu laboratoryjnego na rzecz zbliżenia się w dwóch krokach do Asaii i kulturalnego przywitania się z nią. -
Jaredra Eldoran. Bardzo się cieszę. - Racząc kobietę sympatycznym uśmiechem gestem wskazał jej drugi z kilku szerokich blatów dostępnych w pracowni. -
Tam będzie twoje stanowisko, wszystko przygotowałem. Odczynniki, odpowiednie szkło, próbki. Formularze sprawozdań, instrukcje badawcze. - Wskazując odpowiednie elementy rzeczywiście obecne na stole, Eldoran w typowy dla salarian sposób nie bawił się w kwieciste, obrazowe sformułowania. -
Mamy dużo pracy, ale interesującej. Wyniki nieoczywiste, margines błędu wymagający ograniczenia. Dużo danych, konieczne dokładne analizy. - Naukowiec szybkim krokiem przemaszerował na drugą stronę stołu, do własnego stanowiska - nie zdążył jednak niczego ponadto. Omni-klucz na jego lewym ręku rozjarzył się, komunikując nadchodzące połączenie, które to Jaredra przyjął bez wahania.
-
Doktorze Eldoran, zgodnie z umową... - Głos po drugiej stronie był delikatnie chrapliwy i bez wątpienia należał do mężczyzny. Słuchało się go niezwykle przyjemnie, salarianin jednak najwyraźniej tego nie doceniał, nie dał bowiem rozmówcy dokończyć.
-
Nowy obiekt? Konieczne oględziny? - Naukowiec znieruchomiał. Trudno było nie zauważyć jego rosnącego podekscytowania.
-
Zgadza się. Mamy czekać z decyzją?
-
Tak. Tak. Już idę. - Przerywając połączenie, Jaredra spojrzał na Asaię uważnie. -
Nieprzewidziane okoliczności, muszę sprawdzić. Możesz zostać, pracować. - Fakt, że po tym prostym stwierdzeniu salarianin nie wyszedł od razu, lecz spojrzał na kobietę pytająco, wyraźnie świadczył o tym, że naukowiec dawał jej wybór. Choć Ayati wyraźnie powiedziała, że praca Cassi ograniczy się wyłącznie do laboratoriów, Eldoran miał do tego najwyraźniej bardzo luźne podejście.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDeadline: 31.07, północ