Tori potrząsnęła głową starając się odegnać od siebie resztki senności i powrócić do jakiej-takiej funkcjonalności. Miała kaca, to na pewno. Głowa bolała pulsującym bólem zdającym się falami narastać w rytm uderzeń serca, suszyło ją i najchętniej zawróciłaby na pięcie i albo walnęła się na powrót do łóżka albo wmaszerowała pod prysznic licząc na to, że chłodna woda pozwoli jej dojść do siebie. Nie takiego poranka się spodziewała. Obecność mężczyzny była do zniesienia, zwłaszcza że wyglądało na to, że (jak zwykle) miała dobry gust wczorajszego wieczora a jej towarzysz nocy - nawet w tym skacowanym stanie umysłu Tori - sprawiał korzystne wrażenie. Ale ta kobieta bezceremonialnie wparowująca do jej mieszkania i czująca się jak u siebie to zdecydowana przesada.
- Dzięki - mruknęła w odpowiedzi na jej komentarz i owinęła się szczelniej szlafrokiem. Starała się zrozumieć o co tu chodziło, ale miarka przelała się, gdy kobieta bezceremonialnie polazła do kuchni - TORI KUCHNI! - i nalała sobie cokolwiek tam znajdowało się w butelce. W Tori zagotowało się, ale zagryzła wargę by nie wybuchnąć. Odwróciła się w kierunku nieznajomej, splotła ręce na piersiach i zmrużyła oczy starając się wyglądać bojowo. Bez znaczenia czy jej się to udało czy nie.
- Słuchaj paniusiu. Nie wiem kim jesteś, nie wiem jakim cudem weszłaś do środka, ale to jest moje mieszkanie. W lodówce jest moje żarcie, w szafach moje ciuchy, tu rośnie moja roślinka - rozplotła ręce i dłonią machnęła dłonią w kierunku palmowatego krzaczka we wpuszczonej w podłogę donicy koło drzwi wejściowych, po czym tą samą ręką wskazała na komódkę pod holowizorem - a tam stoi holo moich rodziców. I mieszkam tu od ponad pół roku, więc jeśli nie masz żadnego interesu do mnie albo do niego - tym razem dłoń Tori wycelowała oskarżycielsko w Diego - To proponuję się zabierać w podskokach zanim wezwę SOC.
Odetchnęła głęboko. No dobrze, pierwsze lody przełamane, teraz należało czekać na to aby owa nieznajoma wycofała się za drzwi.
- I na pewno nie pozwolę ci spać w moim łóżku - dodała jeszcze po chwili ciszy.
Sytuacja zaczynała się powoli robić niezręczna, a wręcz kuriozalna, jak scena z jakiegoś beznadziejnego vidu klasy nawet nie C ale kilka stopni gorszej. Kątem oka dostrzegła zaciekawienie rysujące się na twarzy mężczyzny, który chwilę później niespodziewanie się przedstawił. Diego. Oczywiście, że Diego. Kolejny element układanki wspomnień wczorajszego wieczora wskoczył na swoje miejsce. Jak mogła zapomnieć? Nie to, żeby to miało jakieś znaczenie, ale skąd wzięła tego Boba? Przecież pamiętała jego imię jeszcze wczoraj wieczorem. Przesadzasz z piciem, moja panno…
- Oczywiście - odpowiedziała mu, obserwując jak również wchodzi do kuchni i po krótkich poszukiwaniach w szafkach zaczyna przygotowywać kawę. Przynajmniej tutaj udało się wywalczyć współpracę - Przepraszam za tego Boba. Nie wiem czemu ale wyglądałeś mi raczej na Roberta.
Skoncentrowała znów spojrzenie na kobiecie, oczekując jej reakcji - najlepiej przeprosin i opuszczenia lokalu w trybie nagłym. Zapach zaparzanej kawy był tak kuszący i marzyła w tym momencie tylko o tym, żeby zostać sama i z kubkiem w ręku umościć się na sofie i czekać aż jej organizm pozbędzie się kaca jak toksyny. Potem można będzie pomyśleć co zrobić z tak nietypowo rozpoczętym dniem. Dźwięk jej imienia wypowiedzianego przez Diego zawrócił jednak jej myśli znad oparów kawy i przywołał do rzeczywistości. Skinęła głową i uśmiechnęła się lekko.
- Zgadza się. Wygląda na to, że masz lepszą pamięć do imion niż ja.