Jedyne spodnie, jakie Jaanie udało znaleźć w szafce, do szczególnie szerokich nie należały. Zapinane wysoko, przynajmniej posiadały więcej niż dwie kieszenie - te ich miały cztery, więc to już mógł być jakiś sukces. Dwie z przodu i dwie niżej, gdzieś w połowie uda. Bluzki były proste, zwyczajne, wszystkie w tym samym, białym kolorze, ale za to z sąsiedniej szafki udało się jej wygrzebać kremową bluzę z kapturem. Rękawiczek nie było. Po co miałyby jej być potrzebne w pomieszczeniu, które wydawało się niemal całkiem sterylne?
-
Co tobie... noo... - asari podrapała się po szyi. -
Generalnie to byłaś w jakiejś histerii jak cię tu przywieźli, myślałam że pamiętasz. Rzuciłaś jedną z sanitariuszek o ścianę tak, że złamałaś jej kręgosłup. Musieli cię jakoś uspokoić - wzruszyła ramionami. -
Prawie nie reagowałaś na ból, dlatego...
Spojrzała na nogę Ritavuori i nie dokończyła już zdania, wychodząc z założenia, że nie musi, bo przecież obie wiedzą o co chodzi. Nie zwróciła uwagi na odłamki szkła, jakby nie spodziewała się nawet, że dziewczyna może coś takiego posiadać. Bo do czego byłoby jej to potrzebne? Były tu tylko we dwie, a asari nie miała broni. I nie było takiej tu nigdzie widać. Najgroźniejszym przedmiotem w pomieszczeniu wciąż chyba była stłuczona szklanka.
-
A, opatrunek. Ktoś tu przyjdzie później, ale na razie możesz sobie zmienić sama, albo mogę ci pomóc - asari była najwyraźniej przyzwyczajona do samoobsługi medycznej, bo wyraźnie nie widziała w problemu w zajmowaniu się własną raną. Skinęła głową w stronę łazienki. -
Tam jest apteczka, właściwie cała szafka takich rzeczy.
Na wzmiankę o batonach energetycznych odwróciła się i schyliła do szafki w kuchni, znikając za stołem. Do Jaany dobiegły dźwięki przesuwanych kartonów i szklanych naczyń. I w tej chwili bariera, którą się otoczyła, postanowiła eksplodować, przewracając stojącą nieopodal aparaturę do której przed chwilą była przypięta i rozsuwając meble w wypoczynkowej części pomieszczenia. Asari podniosła się zza stołu i uniosła brwi.
-
Na twoim miejscu bym tego nie robiła - rzuciła tylko, po czym wysypała na stół trochę gotowego jedzenia. Batony, niekoniecznie energetyczne, bardziej słodycze. Paczki wafli i jakiegoś chleba z Thessii, niewielkie nieotwarte paczki soków owocowych. -
Częstuj się.
Zupełnie nie przejęła się biotycznym wybuchem, wróciła tylko na swoje krzesło i podciągnęła nogi tak, by usiąść po turecku. Podniosła datapad i uruchomiła go ponownie, jakby uznała rozmowę za skończoną.
-
A... hmmm... - po kolejnej lawinie pytań uniosła spojrzenie na Jaanę i zmarszczyła brwi. -
To ty nie wiesz? - zamilkła na dłuższą chwilę i zamyśliła się, stukając kantem datapadu w stół. -
Przywieźli cię tu dwa dni temu. Tak, Aeedra. Mówili że mam znać kiedy się obudzisz i że pewnie będziesz głodna, więc... zrobiłam ci sałatkę. Nazywam się Suyrrae T'Hato. Dla ciebie jestem... - kolejna pauza, tym razem długa. Bardzo długa. Aż wreszcie westchnęła. -
...obowiązkiem. Jak dla wszystkich po kolei. Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie.