A jednak Gavyn postanowił przystać na jej propozycję i wpaść do niej na kawę - czyżby tak naprawdę wcale mu się wtedy nigdzie nie śpieszyło? Co z jego zleceniem? Jego zachowanie było co najmniej dziwne, ale do tego wniosku doszła już w ogrodzie botanicznym. Może gdy nie patrzyła, znów zaczął rozmawiać z tym swoim kamykiem, który powiedział mu, że powinien jednak zostać? A może martwił się o nią? Nie, nie. To na pewno nie było możliwe. Nie znał jej, tak jak ona jego. Byli dla siebie zupełnie obcy. W sumie to znała już lepiej tego opiekuna co chodzi codziennie po jej ulicy (choć najpewniej codziennie się oni zmieniali, ale to już był szczegół). Tak więc nie rozumiała intencji byłego komandosa, ale nie znaczyło to też, że miała to w jakiś sposób okazać. Nawet się trochę cieszyła z tego, że miała mieć z kim jeszcze trochę porozmawiać, bo w przeciwnym razie poświęciłaby ten czas najpewniej na zastanawianie się nad wiadomością którą dostała.
Gdy oboje weszli już do apartamentu, Nathala upewniła się co do tego, że jej gość zdejmie przynajmniej w przedpokoju buty - bardzo nie lubiła, kiedy ktoś wchodził w butach do salonu, nanosząc wszędzie brud. Sama zresztą zdjęła swoje baleriny, krocząc po mieszkaniu boso. Pierwsza weszła do pokoju dziennego, spoglądając to na kosmetyki walające się na stoliku, to na top leżący na oparciu sofy.
-
Przepraszam za bałagan. - spojrzała na Gavyna wymownym wzrokiem -
Proszę, usiądź - dodała, ruszając ku stolikowi i kanapie, żeby czym prędzej wynieść to wszystko do niedostępnej dla niego części mieszkania. Kiedy wróciła, czym prędzej zabrała się za robienie kawy - bez mleka! Nie tolerowała laktozy. Resztę czasu spędzili więc na pogawędce, podczas której asari zachowywała się jak najnormalniej jak potrafiła, za razem cały czas wybiegając myślami w dal, rozmyślając o tej dziwnej wiadomości. Rzecz jasna nie powiedziała o tym swojemu rozmówcy, ale szczerze zastanawiała się nad tym, czy aby nie poprosić go o pomoc. Z drugiej strony rozsądek podpowiadał jej jednak, że był on dla niej kompletnie nieznajomy. A może po prostu by go wynajęła? Nie, nie... Przecież nie miała na to pieniędzy.
Czas mijał szybko - tak szybko, że nawet nie zauważyła, kiedy była już godzina 20. Uświadomiła sobie to dopiero w momencie, w którym po raz kolejny tego dnia odezwał się omni-klucz Gavyna. Wysłuchawszy jego słów, skinęła jedynie głową.
Znowu ktoś go wzywa? Gdyby nie to, że miała teraz ważniejsze zmartwienia, to zaczęłaby podchodzić do tego naprawdę sceptycznie. Temu to było dobrze, mógł porzucić swoją pracę po to, żeby pójść na kawę z jakąś kosmitką. Taaak.
"- Hej Gavyn, potrzebuję twojej pomocy, musisz ochronić mnie przed bandą vorchy!" "- Sorry, nie mogę, idę na kawę." Od takie myśli przychodziły jej do głowy. Przynajmniej na chwilę mogła odciąć się od tych bardziej ponurych.
Chciał poznać innych ludzi? A co, asari mu nie pasują? Tego również za bardzo nie rozumiała. Skoro w tak łatwy sposób przysiadł się do niej do stolika i z nią rozmawiał, to co mu szkodziło zrobić to samo z jakimś człowiekiem? Chyba znajomość z kimś z tego samego gatunku miała przychodzić jeszcze łatwiej. A może to ta egzotyka go tak ośmielała? W każdym razie, nie zamierzała go w żaden sposób zatrzymywać. Odprowadziła go do drzwi.
-
Miło się rozmawiało, dziękuję za wszystko - odparła, po czym wyciągnęła do niego dłoń, tak jak on sam to zrobił wcześniej w ogrodzie -
Będziemy w kontakcie - dodała, wychodząc jeszcze za nim za drzwi, by odprowadzić go wzrokiem. Kiedy był już poza jego zasięgiem, wróciła nieśpiesznym krokiem do swojego apartamentu.
Postanowiła nie kontaktować się z Kate, czy też Kazuyukim. Nie chciała ich obarczać swoimi własnymi problemami, zresztą nie wiedzieli też, co to wszystko dla niej oznaczało. To było bardzo osobiste, a fakt, że wiedzieli o tym jacyś być może całkowicie jej obcy ludzie, napawał ją z biegiem czasu co raz to większym niepokojem. Jeżeli faktycznie znali prawdę o jej ojcu, to czy faktycznie chciałaby ją poznać? Co by się zmieniło w jej życiu, gdyby okazało się, że jej ojcem był jakiś turianin, albo inna asari? Co do tego ostatniego, to prawdę mówiąc wiedziałaby co. Okazałoby się po prostu, że była czystokrwista i te wszystkie kpiny kierowane w jej stronę na Thesii były prawdziwe. Czy ona by wtedy nienawidziła swojego ojca, nawet jeśli byłaby nią asari? Wiedziała już, że na pewno by tak nie było - co tego była w stu procentach pewna. Myślała też o swojej matce, która nie chciała jej wyjawić prawdy. Z tych wszystkich prób poznania od niej prawdy, wiedziała tylko jedno - jej ojcem nie był kroganin. Rozmyślała tak o tym wszystkim, dopóki nie zdała sobie sprawy, że stała pośrodku salonu. Wtedy też postanowiła w końcu się czymś zająć. Godzina 22... Miała jeszcze trochę czasu. Wzięła więc pilniczek, po czym rozsiadła się na kanapie i zaczęła najzwyczajniej w świecie piłować sobie paznokcie. Niby proste zajęcie, ale w takim momencie bardzo tego potrzebowała. Musiała czymś się zająć. Dopiero gdy wybiła godzina 21, a ona nie mogła znaleźć sobie już kolejnych zadań kosmetycznych (a znalazła ich sobie jeszcze kilka), spojrzała na swój omni-klucz, po raz setny studiując otrzymaną wcześniej wiadomość. Przesuwała palcem po interfejsie, jakby od niechcenia się nim bawiąc. Nawet nie zauważyła, kiedy wylądowała na zupełnie nowym numerze w jej extranetowej książce adresowej. Przez moment patrzyła się na niego, analizując wszystkie za i przeciw. W końcu, powolnymi ruchami zapisała krótką wiadomość, którą wysłała następnie Gavynowi.
22:00 tyły Kolorofonów.
Prawdę mówiąc, nie wiedziała czemu to zrobiła. Nie była nawet pewna, czy powinna mu zaufać. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że nie chciała tam iść sama, oraz nie chciała w to mieszać swoich przyjaciół, to... Czy miała jakieś inne wyjście? Zresztą, nie była nawet pewna tego, że jakkolwiek na to zareaguje. Zamknąwszy na moment oczy, w końcu wyłączyła swój omni-klucz i ruszyła do sypialni. Tak naprawdę, to nadal nie miała pojęcia, czemu to wszystko robiła. Czy postradała rozum? Ktoś do niej pisał, żeby się udała na tyły klubu nocnego, a ona tam szła? Właśnie... I dlatego musiała z tego powodu się w jakiś sposób zabezpieczyć. Nie było tutaj mowy o broni - na Cytadeli obowiązywał surowy zakaz jej używania. Nikt jednak nic nie mówił o pancerzu - musiała być gotowa na wszystko. Przebrała się więc w swoją biało-czarną zbroję, a także wyposażyła się w 5 medi-żeli i 5 omni-żeli, pozostawiając pistolet maszynowy oraz hełm bezpiecznie schowane w szafie. Jak to mawiali na Ziemi - "Przezornie zawsze ubezpieczony". Gdy w końcu odpowiednio się przygotowała, opuściła swoje mieszkanie, by wziąć taksówkę i udać się w wyznaczone miejsce. Czy robiła dobrze? To miało się niebawem okazać.