- No to teraz masz okazję postrzelać z armaty poza strzelnicą – odpowiedział Anthony na komentarz Grega upychając ostatni pakiet omni-żelu w wypaloną omni-ostrzem dziurę w pancerzu.
Gdy ruszyli Anthony był wyrozumiały wobec kuśtykania Grega, sam jeszcze odczuwał nieprzyjemną ranę zadaną przez kroganina, ale podejrzewał, że pewnie nie bolała aż tak bardzo jak śrut w nieosłoniętej nodze. Niemniej zignorował jego prośbę – nie mogli sobie pozwolić na opóźnienie. Odczuwał jednocześnie ulgę, że przynajmniej usługa lokalizacji na omni-kluczu działa jak należy i wiedzą jak mają się kierować, chociaż wędrówka zdawała mu się trwać wieczność. Konieczność sprawdzania każdego rogu korytarzy, przez które przechodzili celem wykrycia ewentualnego zagrożenia nie polepszała sytuacji.
Stresował się, mimo że starał się tego po sobie nie pokazywać.
„Stresował się” było dobrym określeniem, bo nie odczuwał strachu w tej sytuacji. Od dłuższego czasu w jego życiu wszechobecne były oznaki wypalenia zawodowego a jedyna okazja jaką widział na horyzoncie na potencjalny rozwój i porządne badania legła w gruzach przez nieodpowiedzialnych kretynów zarządzających tym ośrodkiem. Lęk jest poczuciem, które towarzyszy ludziom, którzy mają coś do stracenia. A prawda była taka, że Anthony od dłuższego czasu nie miał do stracenia praktycznie nic, mimo, że jeszcze w pełni tego nie zaakceptował. Czuł, że w jego życiu panuje stagnacja, nuda i przykrość, nie wiedział czym ją wypełnić i usilnie starał się pustkę zalać pracą naukową, która sprawiała mu przez większość życia satysfakcję i jako jedyna – nie rozczarowywała. Do tej pory przynajmniej. Na tym etapie znajdował się w miejscu swojego istnienia, w którym nie było specjalnie żadnego dalszego kierunku. Nauka przestała go radować, od niemal ośmiu lat nie czuł pociągu do pracy od momentu gdy popadł w stan przypominający cug alkoholowy, z tym że to nie alkohol a praca była jego uzależnieniem. Mimo tego, że to teraz był szczyt jego tragedii, to można zaryzykować stwierdzenie, że jego nałóg trwał znacznie dłużej – od kiedy zabłysnął w Przymierzu w latach sześćdziesiątych. Zapytany o imprezy i szaleństwa, z których niegdyś był znany powiedziałby, że z nich wyrósł, ale tak naprawdę to zwyczajnie nie był w stanie już się zwyczajnie
„bawić”. Był ekstrawertykiem, któremu ponad dwie dekady temu kobieta zrobiła lobotomię a blizny utrzymywały się po dziś dzień. Niegdyś był człowiekiem szukającym interakcji z ludźmi jak łódź latarni morskiej, uzupełniania luk dzieciństwa przez poznawanie nowych osób, teraz stał się niezdolny do tego niczym triatlonista, który stracił nogę. Próbując się ratować przelał smutki w liczne prace naukowe i przeszedł w nałóg, która teraz go wykańcza z dnia na dzień coraz mocniej. Na tym etapie wyalienowania kwestie naukowe były w zasadzie jedynymi, o których mógłby rozmawiać. I tylko dzięki nim mógł pomóc sobie w jakikolwiek sposób, tylko dzięki nim poznał Rufusa, który przyczynił się do tego, że Whittaker nie strzelił sobie jeszcze w głowę. Ale teraz i one powoli odchodziły z jego życia a pasja odstępywała go z dnia na dzień krok za krokiem. Jakiś czas temu radował się nauką dlatego, że go realnie fascynowała, teraz to już kwestia jedynie przyzwyczajenia i faktu, że była jedynym uchwytem rzeczywistości, którego mógł się łapać, jedynym, co mu zostało. Stąd nie odczuwał właściwego lęku przed dostaniem kulki czy rozerwaniem na strzępy, bo podświadomie było mu to już obojętne. Wewnątrz już i tak był na wpół martwą kukłą, zasilaną resztkami wymuszonych pozorów wymaganymi, by utrzymać się przy życiu - jak statek, który doznał awarii systemów podtrzymywania życia. Z zewnątrz wciąż aktywny, ale w rzeczywistości pozbawiony życia płynie przez mgławice w byle jakim kierunku tylko dlatego, że zasilanie jeszcze nie siadło. Towarzyszyło mu tylko stymulowane kortyzolem i adrenaliną uczucie, że musi się pilnować na tych korytarzach.
„Stres” to trafniejsze tutaj słowo niż
„lęk”, bo nie bał się utraty życia – podobnie jak bezdomny nie boi się włamywaczy.
Z tego wszystkiego jednak, walka o przetrwanie w tym ośrodku otworzyła
nowy wachlarz doznań u Whittakera. W całej tej zgryzocie miłą odmianą było poczucie czegoś nowego. Paradoksalnie jak na naukowca Anthonemu spodobało mu się stawianie czoła nowemu zagrożeniu, namacalnemu, fizycznemu, które można zneutralizować, zabić. Zagrożeniu, z którym walka nie była próżnym piłowaniem niematerialnego nemezis, jakim był sam wobec siebie. Cieszące wręcz było poczucie nagłego skoku tętna, potężnego wyrzutu adrenaliny w organizmie. Dobrze było poznać jak to jest wdziać zbroję, chwycić broń i zagubić się w labiryncie korytarzy oczekując Minotaura, by stawić mu czoła. Część jego umysłu liczyła właśnie na to, że z jednych z tych drzwi wyłoni się właśnie on.
Wtedy weszli do lobby. Stając za rogiem dostrzegł czterech uzbrojonych mężczyzn w pancerzach, które utożsamiał po wcześniejszej walce z jednym tylko scenariuszem - poniekąd tak bardzo właśnie wyczekiwanym. Nie zastanawiał się, tylko od razu odpalił skan taktyczny na jednym z nich, a gdy Matterson rzucił się do osłony, on sam wychylił się zza niej z karabinem wycelowanym w zeskanowanego przeciwnika.
- NADSZEDŁ TEZEUSZ SKURWYSYNY! - wydarł się na całą moc swojego gardła i otworzył ogień wrzeszcząc niczym opanowany szałem bojowym. Szaleństwo płonęło w jego oczach wraz z błyskającym w ich odbiciu blaskiem lufy wypluwającej kolejne pociski. Lekki ból w boku ustąpił a poziom gniewu i hormonów w organizmie był na tak wysokim poziomie, że WI pancerza pomimo wykrycia stresu i uruchomienia trybu bojowego zmuszona była tymczasowo całkowicie wstrzymać doprowadzanie zewnętrzne stymulantów. Uwolnione przez sam organizm chemikalia miały tak wysokie stężenie, że jakiekolwiek dodatkowe porcje spowodować mogłyby zatrzymanie akcji serca. Poboczny obserwator mógłby rzec, że wybuchowe wycie strzelającego karabinu dzierżonego przez Whittakera było odzwierciedleniem jego własnego umysłu przekazane nieopisanym cudotwórstwem przez samego właściciela do zimnej, nieodczuwającej niczego i stworzonej do mordu metalowej konstrukcji. Tak jakby za sprawą zaklęć broń stała się nieodzowną częścią właściciela a on sam był pełen żałości i nienawiści do tego stopnia że też nie potrafił przekazać swoich emocji światowi zewnętrznemu bez jej pośrednictwa.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDoktorek has finally lost his mind
Wszystko wcelowane w jednego z tych typków:
1. Skan taktyczny 4PA
2. Strzał z Windykatora 6PA
3. Strzał z Windykatora 6PA