Do gotowania Wade na pewno nie była chętna, zresztą Charles widział jak dobrze szło jej to poprzednio. Być może była w stanie zrobić coś zjadliwego, ale nie mogło się to równać z tym, co z reguły przygotowywał on. Znając życie robiła proste makarony, o ile w ogóle. Dlatego też uśmiechnęła się, całkiem tą wizją rozbawiona, ale już nie kontynuowała tematu, widząc, że wszyscy zaczynają się powoli żegnać.
Szła później obok niego w milczeniu, nie odzywając się, dopóki nie zadał jej konkretnego pytania. Wybudziła się z zamyślenia o jabłkach, tudzież ich braku, unosząc wzrok na Strikera.
- Nie, nie spieszy mi się - powiedziała. - Chętnie się przejdę, jest ładnie dzisiaj.
Nie było śniegu, nie było wiatru. W parku panowała przyjemna atmosfera, nie tylko dzięki temu, ale również dzięki ustawionym wzdłuż ścieżek latarniom. Ich cienie na zmianę wydłużały się i skracały, kiedy mijali je, jedną za drugą. Trudno było poruszyć temat Emily, zarówno jej, jak pewnie i jemu. Wszystko, co się przed chwilą wydarzyło, dla Sonii z pewnością musiało być co najmniej dziwne. Przecież prawie wcale Charlesa nie znała, a została wkręcona w rodzinną kolację i nadrabianie ich zaległości. Musiała czuć się dość niekomfortowo, choć nie okazywała tego po sobie zbytnio.
W końcu park się skończył, a oni weszli między pierwsze budynki. Poszli w inną stronę, niż hotel, więc znaleźli się w niewielkiej strefie handlowej, która zaczynała się na obrzeżach parku. Minęli spory sklep spożywczy i stary antykwariat, jakich już w większości ziemskich miast się nie spotykało. Potem kwiaciarnię i sklep z pamiątkami.
- Myślę, że trzeba coś kupić dla nich na wieczór - zasugerowała Wade. - Z pustą ręką nie wypada iść. Poczekaj, kupię coś od razu, to będziesz mieć z głowy.
Zostawiła go, uznając chyba że jej samej pójdzie to szybciej, niż w jego towarzystwie. Sklep był niewielki, przez okno Charles widział jak pyta o coś ekspedientkę i pokazuje butelki z jakimś alkoholem, które kobieta jej podaje, by sobie obejrzała. Miał wtedy chwilę, by wstąpić do antykwariatu i kupić coś dla niej - coś, co nie będzie bublem dla turystów. Stary Japończyk dał mu kilka książek do wyboru, by ostatecznie za szokująco dużą ilość kredytów sprzedać mu piękny, oprawiony w granatowy materiał tom, z haftowaną okładką. Dotyczył ikebany i kadō, czegoś, co mogło, ale nie musiało wcale Sonii interesować. Ale Charles nie miał za bardzo wyjścia, nie zostało mu nic poza próbą utrafienia w jej gusta. Starszy pan owinął to w biały papier, związał sznurkiem i wręczył mu pakunek. Gdy Striker wyszedł z antykwariatu i wrócił za załom budynku, Wade już stała na zewnątrz, z papierową torbą pod pachą, i rozglądała się za nim.
- Kupiłam dobre wino i ciastka, nie wiem co więcej - poinformowała go. - Może wystarczy.
Nie pytała gdzie był, widocznie nie potrzebując tej informacji do szczęścia. Ruszyła powoli w stronę hotelu, tym razem nie wchodząc w centrum parku, ale postanawiając obejść go dookoła, wzdłuż linii budynków. Trochę dłuższa droga, ale w końcu mieli się przejść.
- Co o tym wszystkim myślisz? - spytała. - Musieliście być blisko, zanim odszedłeś. Emily była bardzo poruszona. Ty zresztą też.