Widząc co robią pozostali, sama sięgnęła do zaczepów swojego hełmu, pomimo cichej myśli w głowie, że może nie powinna tego robić. Przywitał ją i tak jeden, wielki ukrop, choć nie zareagowała jak Min-Jae. Jej gorąc nie przeszkadzał, choć w tej chwili wnętrze pancerza utrzymującego bardziej komfortowe warunki wydawało się być bardziej zachęcające.
Zastanawiała się nad tym jak będzie wyglądał dla ocalałych moment ponownego zobaczenia Ziemi. Była tak przyzwyczajona do tego, jak wyglądała, że nie wyobrażała sobie nawet wejścia do świata bez całkowitej znajomości go. Inna sprawa, że być może nie będą oglądali jego przyjemniejszej strony - w zależności od tego jak dowództwo podejdzie do ich sprawy. Czy faktycznie uznają ich za dezerterów, jak podejrzewał Nomad, czy wykażą zrozumienie.
- Skoordynujemy z nim proces ewakuacji - zgodziła się, gdy wspomniał o komandorze. Dobrze, że mieli kogoś choćby częściowo nadzorującego ich zgromadzenie. Czterdzieści osób to pozornie nie było dużo, ale nie przetrwaliby zbyt długo bez jakiegokolwiek dowódcy - jednej osoby lub całego organu. Ludność tego potrzebowała. Małe skupiska i duże, tworzyły chaos bez porządku narzuconego przez kogoś innego.
Być może to też tłumaczyło fakt, iż czterdzieści osób zdołało się zorganizować na tyle, by bezpiecznie odłączyć od przeważającej reszty rozbitków i działać na własną rękę. Jedna osoba, która ich do tego nakłoniła, która wymyśliła plan i prowadziła ich ze sobą jak owce marzące o lepszej przyszłości.
- Zmieniła się technologia i sąsiedzi. Ludzie pozostali tacy sami - odparła na jego pytanie. To, czy było to pocieszające, zależało od punktu widzenia.
Trzymała pistolet oparty na swoich kolanach, podobnie postępując z bronią jak Nomad, koło którego zajęła miejsce. Nie ufała im w pełni, ale nie wierzyła też, że ci, ta konkretna dwójka, ma wobec nich złe intencje. Może się myliła, najwyżej pluć w brodę będzie później.
- Chyba nie ma skąd się dowiedzieć. Tamci z krążownika nie próbują się komunikować, ci nadali sygnał Przymierza. Może tamtym asari się udać, jeśli mają ze sobą jakieś komunikatory - zmarszczyła brwi, patrząc przez ramię ich kierowcy na unoszące się fale pyłu, gdy uderzali w mniejsze wydmy. - Nawet jeśli nawiążą kontakt, jesteśmy daleko od terytorium Republik. Minie kilka, kilkanaście godzin nim zdążą tu dolecieć.
Wewnętrzna Przestrzeń Rady nie ułatwiała. Ryzykowali, że wysłany zostanie oddział znajdujący się najbliżej Mgławicy Ateny, co minimalizowało czas podróży do kilku godzin. Wolałaby mieć więcej czasu - a najlepiej jego nieskończoność, jeśli asari nie udałoby się skomunikować z bazą.