Dwójka, którą wyprosił z salonu, siedziała na fotelach w miejscu, które przypominało taras, ale zamiast barierki miało duże okna ze wszystkich stron, otwierające widok na ośnieżony dwór. Pogrążeni byli w rozmowie o czymś chyba mocno interesującym, bo kobieta pochylona była w stronę Tada i słuchała go z przejęciem. Słowa, które usłyszał Charles, zaglądając do środka, nie pomogły mu jednak wyłapać niczego z kontekstu. Sonya wyprostowała się i rzuciła mu badawcze spojrzenie, ale gdy zorientowała się, że raczej nic złego się nie stało przez ostatnie kilkadziesiąt minut, rozluźniła się.
- Dzięki - Tad uśmiechnął się lekko do Strikera i podniósł się, by od razu sięgnąć po pojemnik z ciastem, stojący przy oknie. Wyglądało na to, że znajdowali się akurat w tym ogrodzie zimowym, o którym wspomniała Emily. Miejsce pasowało do Wade, więc jeśli to ona wybierała miejsce, w którym po zwiedzeniu całego domu chciała spędzić resztę oczekiwania na Charlesa, to nic dziwnego że zostali tutaj. - Pójdę, zanim zacznie na mnie krzyczeć.
Wade ruszyła od razu za Strikerem, robiąc tylko najpierw porządek z kocem, którym siedziała przykryta. Dogoniła potem mężczyznę i zrównała się z nim zaraz za schodami. Spoglądała na niego, ale o nic nie pytała, pewnie dochodząc do wniosku, że gdyby chciał, to powiedziałby jej sam. Rozumiała, jak trudne to wszystko było dla niego. Poza swoją obecnością nie była w stanie w tej chwili zaoferować mu nic więcej.
Sama uznała że też się przebierze, skoro już nawet Charles postanowił to zrobić, choć pewnie nadal była przekonana, że wziął on ze sobą cokolwiek bardziej eleganckiego od bluzy z kapturem i spodni z tysiącem kieszeni. Kucnęła przy swojej walizce i zajęła się wyciąganiem z niej przygotowanych na święta ubrań, a gdy już wyłożyła je na przydzielone im przez Emily duże łóżko, zabrała się za zdejmowanie z siebie tego, w co była ubrana teraz.
Wyglądała bardziej, niż źle. Kiedy zdjęła z siebie sweter, zostając w koszulce na ramiączkach, oczom Charlesa ukazały się wszystkie krwiaki wywołane upadkiem, znacznie gorsze od tych, które miała na rękach gdy się poznali. Koszulkę też zdjęła, odsłaniając liczne zadrapania i swój prawie tęczowy tułów. Musiało ją to cholernie boleć, a mimo to starała się tego po sobie nie pokazywać. Pewnie z dnia na dzień cieszyła się faktem, że udało się jej przeżyć. Striker już je widział, gdy pomagał jej z podstawowymi czynnościami, jak jeszcze miała bardziej ograniczony zakres ruchów. Teraz jednak jakoś radziła sobie sama. Swoje skórzane spodnie też zdjęła, krzywiąc się, gdy musiała się tak mocno schylić, a potem zabrała się za ubieranie się z powrotem - tylko w inne rzeczy.
Chwilę później wyszła na zewnątrz, przebrana w eleganckie, szerokie spodnie z lejącego się materiału i koszulę z długimi rękawami, z głębokim dekoltem. Przynajmniej tam jakimś cudem nie miała siniaków, mogła sobie więc na to pozwolić, skoro i tak musiała zasłonić dziś prawie całe swoje ciało. Na to zarzuconą miała bluzę Charlesa, którą najwyraźniej zabrała ze sobą z Kanady, nie pytając go o zdanie. Sięgała jej prawie do kolan. Odpaliła jednego ze swoich papierosów, którego zabrała ze sobą z pokoju i otuliła się ubraniem mocniej, osłaniając się przed wiatrem.
- Znalazłam twoje zdjęcia - zauważyła. - W sumie wasze, razem. Wyglądaliście na zgraną trójkę.
Zrobiła krok w stronę Strikera i wsunęła się mu pod ramię, nawet jeśli skończył już palić. Ale dobrze wiedziała, że zawsze mógł odpalić kolejnego, pod tym względem nie miał chyba ograniczeń. No i nie marzł, więc nie spieszyło mu się do środka.
- Jak tam? - spytała, unosząc do niego głowę. Siedząc z Tadem nie słuchała, co działo się w salonie. Nie miała pojęcia, co się tam wydarzyło.