Trójka najemników jak dotąd bez komentarza przyglądała się kolejnej sprzeczce na stopniu decyzyjnym - wszyscy jak się wydawało zaakceptowali dowództwo sierżanta Przymierza, wcześniej nawet Striker nazwał Karajeva “dowódcą”, stojąc nad zwłokami porucznika. Teraz jednak ponownie - i to w dość ostrych słowach - wchodził w kompetencje sierżanta i wydawał polecenia. Viktor też musiał odczuwać napięcie między dwoma samcami alfa, co próbował werbalnie zmitygować i przypomnieć o ustalonej hierarchii. Polecenia zostały jednak w końcu wydane i palce Skaxa zatańczyły na klawiaturach konsolet, izolując niektóre najbardziej istotne dla przeżycia wewnątrz kompleksu systemy i przygotowując resztę do restartu sieci energetycznej. Przy okazji udało mu się znaleźć możliwość całkowitego zablokowania windy - z racji modułowości systemów, mógł odłączyć zasilanie całego szybu, co po pierwsze wyłączyłoby ją z użytku, po drugie zaś - uniemożliwiłoby z dużą dozą prawdopodobieństwa jej reaktywację z jakiegokolwiek innego miejsca niż sterownia. Gdy był gotów, spojrzał na Karajeva w celu ostatecznego upewnienia się, po czym wprowadził komendę.
Mroczne pomieszczenie zalała nagła ciemność, gdy zgasł nawet czerwony półmrok oświetlenia awaryjnego, a jedynymi źródłami światła pozostały latarki drużyny oraz wybrane monitory wyświetlające stan i parametry pracy turbiny. Wykres pracy i prędkości obrotowej wirnika reaktora zaczął spadać w dół, a samo urządzenie zaczęło zwalniać, w ciągu krótkich chwili osiągając niemal zerową wartość. Cisza, jaka zapanowała w sterowni przedłużała się, sekundy upływały miarowo, gdy wszyscy wpatrywali się to w Skaxa, to w monitory, niepewni, czy quarianin przypadkowo nie wyłączył całego systemu - nim jednak ktokolwiek zdążył się odezwać, parametry reaktora gwałtownie zaczęły wzrastać. Ciemne monitory ożyły na nowo, a plan pomieszczeń, który pojawił się na jednym z nich zaczął pokazywać powrót zasilania do kolejnych podsystemów i pomieszczeń stacji, rozjarzając mapę początkowym pomarańczem, a następnie zielenią. Z cichym pstryknięciem przekaźników włączyło się oświetlenie pomieszczenia, zalewając je światłem z umieszczonych w suficie jarzeniowych paneli - dla ich oczu, przyzwyczajonych już do awaryjnego półmroku, w pierwszej chwili ten blask wydawał się być zbyt jasny i agresywny. Sekundę później blask zalał również korytarz i pomieszczenie przed windą i mogli tylko się domyślać, że systemowa blokada awaryjna została dezaktywowana, a cała stacja rozjarzyła się obecnie wszystkimi włączonymi światłami jak bożonarodzeniowa choinka.
Zostawiając na razie wyłączone systemy komunikacyjne, drużyna powróciła do półotwartych drzwi szybu windy, zablokowanych wcześniej przez Strikera ciałem jednego z batarian. Uporanie się z opornym mechanizmem otwierania nie zajęło wiele czasu - silne ramiona naparły na metalową płytę, która została przesunięta w głąb ściany, odsłaniając przed nimi mroczny szyb windy i unieruchomioną jej kabinę kilka metrów poniżej nich. Mimo obaw, zejście nie było trudne. Kratownica szybu windy zbudowana była z solidnych, stalowych belek, które od biedy mogły służyć za oparcie dla stóp i dłoni, dlatego już kilka minut później - asekurując się wzajemnie - znaleźli się na dachu kabiny i otworzywszy sufitową klapę i upewniwszy się, że w kabinie nikogo nie ma, wskoczyli do środka. Porozumiewając się na migi ustalili plan działania, potem wprowadzili go w życie - znów silne dłonie naparły na zamknięte drzwi tworząc szczelinę, którą Striker mógł wykorzystać do stworzenia “zasłony dymnej” z zabranej przez siebie gaśnicy. Nie usłyszeli żadnych strzałów ani podejrzanych odgłosów, więc chwilę później drzwi stanęły otworem, wypuszczając dwóch wyselekcjonowanych na drodze wyboru przez dowódcę “ochotników”, którzy szybko lustrując wnętrze pomieszczenia zajęli pozycje za prowizorycznymi osłonami, podczas gdy reszta czekała, przytulona do bocznych ścian kabiny, po chwili jednak, wobec braku zagrożenia, dołączyli do pozostałych.
Pomieszczenie było jasno oświetlone i było chyba pomieszczeniem wypoczynkowym. Szumiący na jałowym kanale holoekran zajmował większą część jednej ze ścian, znajdowały się tu sofy, fotele i stoliki, pod ścianami stały donice z jakimiś palmowatymi roślinami. Widać tutaj było jednak oznaki nieładu i chaosu - kilka stolików i foteli było przewróconych, w ich pobliżu na podłodze leżały jakieś kartki pokryte odręcznym pismem, zagubiony datapad i niewielkie narzędzia czy przedmioty, których przeznaczenia nie znali. W jednym z foteli stojących w cieniu wysokiej rośliny siedział odziany w biały fartuch człowiek - zgięty niemal w pół, głową niemal dotykając kolan. Plecy jego onegdaj śnieżnobiałego fartucha pokrywała zakrzepła czerwień krwi, podobna plama znajdowała się na oparciu jego fotela, otaczając wyraźnie widoczny ślad po pocisku.
Rozglądając się wokół z bronią gotową do strzału sprawdzili cały teren, przesuwając się w kierunku jedynego wyjścia prowadzącego do studni reaktora. Podzieleni na dwie grupy, prześlizgiwali się ostrożnie pod ścianami, asekurując siebie nawzajem i podążając w kierunku okrągłej, otwartej przestrzeni. Pomieszczenie podstawy reaktora wyglądało inaczej niż szyb, który obserwowali wyżej - tutaj centralne miejsce zajmował ogromny mechanizm łożyskowania, wymienniki ciepła i grube rury prowadzące z kilku miejsc w ścianach do centralnego postumentu. Nad tym centralnym postumentem, który musiał być również wpuszczony w podłogę, wznosiła się wolno wirująca, szeroka kolumna, którą widzieli już wcześniej - przechodząc przez szeroki otwór w suficie na wyższe piętro. Oprócz wejścia, którym tutaj dotarli, w ścianach okrągłego pomieszczenia znajdowało się jeszcze dwoje drzwi - jedne prowadzące do pomieszczenia komunikacyjnego, drugie - do kontroli lotów.
Panująca cisza, wypełniona jedynie miarowym szumem, sykiem nośnika ciepła w rurach i powtarzającym się w cyklicznych ostępach czasu dudnieniem samej kolumny sprawiło, że po zlustrowaniu wnętrza już mieli ruszać dalej, gdy nagle w odgłosy techniki wdarł się dźwięk odsuwanych drzwi i rozległ się donośny, chrapliwy i niski głos mówiący powoli, z obcym akcentem.
-
Żołnierze Przymierza! Odrzućcie swoją broń i wyjdźcie powoli z podniesionymi rękoma, a gwarantuję, że ani wy, ani zakładnicy nie ucierpicie!
Drzwi prowadzące do kontroli lotów stały teraz otworem, a przez nie wysunęło się kilka sylwetek w znanych im już, szarych pancerzach. W jasnym, jarzeniowym oświetleniu wymalowane na ich piersiach logo składające się z czterech gwiazd Kharthy było doskonale widoczne - to znaczy byłoby widoczne, gdyby nie żywe tarcze znajdujące się przed pierwszymi z nich.
Trzy ludzkie sylwetki - dwóch mężczyzn i kobieta - stanowiły osłonę stojącego za nimi oddziału pięciu szaro odzianych batarian. Ludzie mieli ręce ściągnięte do tyłu - być może skrępowane - i usta zaklejone srebrną taśmą. Wywleczeni do wnętrza pomieszczenia, zostali zmuszeni do klęknięcia, zaś batarianie klękając i ukrywając się za nimi mierzyli swoją broń w wylot korytarza, w którym ukrywał się oddział Karajeva. W miarę widoczni dla pozostałych byli dwaj napastnicy stojący nieco z tyłu, w otwartych drzwiach. Jeden z nich miał na sobie ciemnoczerwony pancerz i trzymając w dłoni pistolet przytknięty do głowy kolejnej zakładniczki - ciemnowłosej kobiety, przemawiał teraz donośnym głosem. Drugi, również odziany na szaro, ukrywał się nieco za swoim zakładnikiem - czarnoskórym mężczyzną stojącym z dumnie uniesioną głową.
-
Jeśli nie zastosujecie się do moich żądań, otworzymy ogień, a wasi pobratymcy ucierpią, zaczynając od tej tutaj - przycisnął mocniej lufę pistoletu do skroni kobiety, która jęknęła coś niewyraźnie przez zaklejone usta -
Liczę do pięciu!
Jęki i stłumione mamrotanie kobiety przybrały na sile, dołączyli do niej również pozostali stanowiący “żywe tarcze”, jednak przez kneble nie można było rozpoznać ani jednego słowa.
-
Raz! - ryknął batarianin w czerwonym pancerzu, wpatrując się intensywnie w wejście w którym ukrył się oddział Karajeva -
Dwa!
Batarianin zrobił chwilową pauzę, odjął pistolet od głowy kobiety i opuścił go, po czym pomieszczeniem wstrząsnął huk wystrzału. Kobieta zachwiała się i zaczęła krzyczeć z bólu gdy pocisk rozszarpał jej udo, ochlapując krwią posadzkę i pancerz jednego z "szarych" batarian.
-
Ja nie żartuję, Przymierze! Poddajcie się! Trzy!
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDeadline: środa, 9.03. EOD