Wyświetl wiadomość pozafabularną
Hangar Chennai nie był przestronny - starczyło w nim od biedy miejsca na dwa Kodiaki ustawione jeden za drugim i skierowane rufą w kierunku zamkniętych wrót, kilka skrzyń stojących pod ścianami, wciśnięte w kąt przy wejściu stanowisko warsztatu i... w zasadzie niewiele więcej. Porucznik pojawił się w hangarze ostatni, co nie znaczy, że spóźniony - w standardowym pancerzu, trzymający w jednym ręku chyba najbardziej charakterystyczną dla Przymierza broń - M-8 Mściciel, a w drugiej hełm. Skinął głową zgromadzonym i bez słowa wyminął ich, kierując się do wahadłowca stojącego bliżej zamkniętych wrót hangaru. Wejście do pojazdu otworzyło się z cichym sykiem hydrauliki, a Powell odsunął się na bok, pozwalając pozostałym wejść do środka.
-
Załoga do wozu - rzucił ruchem głowy wskazując wnętrze i tym razem chyba naprawdę się na chwilę uśmiechnął -
Fulvinia, przygotuj i rozgrzej maszynę, reszta wskakuje na pakę. Mamy być gotowi do startu, mostek da nam znać kiedy zaczynamy imprezę. Połamania nóg wszystkim.
Sam poczekał aż wszyscy wejdą do wahadłowca i wszedł jako ostatni, uważnie obserwując drużynę zajmującą miejsca. Tych było do wyboru - Kodiak mógł pomieścić zdecydowanie więcej niż sześć osób. Wnętrze jednak nie było wnętrzem luksusowego liniowca - typowo wojskowa maszyna nastawiona była na funkcjonalność i efektywne wykorzystanie przestrzeni, a nie na komfort. Kokpit również nie był oddzielony od przestrzeni ładunkowej - czy może raczej teraz pasażerskiej. Dwa fotele - pilota i dowódcy - stanowiły jedyną zauważalną granicę tego, co było domeną pilota a pozostałą częścią promu, zatem pasażerowie mogli z łatwością obserwować część kontrolek i widok za panoramicznym oknem. Okna zresztą znajdowały się także w burtach pojazdu, aby ułatwić obserwację sytuacji i ewentualnych zagrożeń podczas desantu. Porucznik przypiął karabin do zaczepów na plecach i nałożył hełm, uruchamiając systemy pancerza, po czym dał znak pozostałym by zrobili to samo.
-
Próba łączności, meldujcie - odezwał się licząc, że pozostali aktywują wspólne pasmo i odpowiedzą potwierdzająco, po czym zasiadł w fotelu obok turianki -
Jak tam, wygląda znajomo? Dasz radę powozić tą wanną? - spojrzał na nią obserwując, jak ta zaczyna aktywować układy i systemy Kodiaka, sam w tym czasie łącząc ich wewnętrzny kanał łączności z nadajnikiem wahadłowca.
Maszyna budziła się do życia. Ekrany i monitory zapłonęły bursztynową poświatą, kontrolki początkowo błysnęły czerwienią, która została zastąpiona przez pomarańczowe i zielone wskaźniki w miarę, jak systemy się ustabilizowały. Silniki zagrały równym szumem wprawiającym pokład w lekkie wibracje.
-
Otwieramy wrota, gotowość do zrzutu za trzydzieści sekund... - odezwał się w komunikatorach pancerzy znajomy już głos chorążej Sanchez z mostka fregaty. Jednocześnie szerokie wrota za nimi zaczęły się uchylać - na kształt rampy opadając w dół, otwierając za rufą wahadłowca widok na rozgwieżdżoną przestrzeń. Nie dane im było jednak podziwianie widoków - już chwilę później dostali potwierdzenie startu i siłowniki katapulty wypchnęły Kodiaka w przestrzeń, a sama maszyna zanurzyła się w czerni kosmicznej nocy.
Przed sobą widzieli oddalający się szybko kształt fregaty i ciemny owal planety obwiedzionej z jednej strony jasną, złotą smugą linii terminatora. Obserwacja była ułatwiona, ponieważ tak jak kapitan Rangasamy informowała ich na mostku znajdowali się w cieniu planety, a Kiseroi - po jej drugiej stronie. Systemy nawigacyjne Fulvinii wyświetliły wektor podejścia i lokalizację stacji, a turianka zwiększyła ciąg silników hamujących, sprowadzając ich z wysokiej orbity w kierunku powierzchni. Mimo, że ten akurat egzemplarz pilotowała pierwszy raz w życiu, nie miała zbytnich problemów z odnalezieniem wszystkich potrzebnych systemów - unifikacja sprzętu i fakt, że Kodiaki wykorzystywane były zarówno przez wojsko jak i cywili - i to nie tylko w obrębie Przymierza - ułatwiał zapanowanie nad maszyną i odnalezienie się w roli pilota. Wahadłowiec wbił się w atmosferę planety zbliżając się w kierunku pałającej jasnością nasłonecznionej strony. Pojawiły się ciemne, fioletowe obłoki które po chwili przebili i rozciągnął się pod nimi nocny krajobraz Neidus.
Sterczące w górę iglice skalne i łańcuchy górskie na ciemnej stronie pokryte były lodem i śniegiem, przecinane dość często głębokimi pęknięciami skorupy lodowej i kanionami górskimi, sam śnieg wirował wokół wahadłowca padając z nisko zawieszonych, ciemnych chmur zasłaniających niebo, co ograniczało nieco widoczność. Silny wiatr utrudniał nieco pilotaż, a Fulvinia musiała szybko reagować na jego gwałtowne zrywy uderzające w burty pojazdu. Gwałtowny blask na chwilę zalał wnętrze Kodiaka - pobliska błyskawica na ułamek sekundy połączyła zachmurzone niebo z ziemią, a stłumiony, ale słyszalny nawet przez metalowe burty grom przetoczył się po okolicy.
-
Boja sygnałowa osiągnęła orbitę, test łączności - głos Sanchez odezwał się ponownie w komunikatorze, delikatnie jedynie zakłócany lekkimi szumami wyładowań statycznych.
-
Potwierdzam Chennai, odbieram sygnał - odpowiedział porucznik, wpatrując się jednocześnie w wyświetlaną na jednym z monitorów mapę lokalizacyjną -
Trzymajcie kciuki. - postukał palcem w wyświetlacz by zwrócić na siebie uwagę turianki -
Podchodzimy od zachodu, za tym grzebieniem górskim zacznij wyhamowywać prędkość. Siądziemy przy garażach i barakach, przy zachodniej bramie. Jeśli nie ma łączności, to nie otworzą nam hangaru, więc musimy wejść tędy, z buta.
Lecieli na spotkanie poranka. Padający śnieg zmniejszył swą intensywność, chmury nieco tylko się rozproszyły, za to wzmógł się wiatr wiejący teraz od rufy stateczku, popychając go i lekko zmieniając kurs jednostki. Gdy przeskoczyli nad wskazanym przez porucznika grzbietem górskim, przed ich oczami otworzył się malowniczy widok - w zbliżający się do nich łańcuch gór wcięty był wielki, przypominający spłaszczony wulkan stożek wylotu komina geotermalnego z nad którego unosił się zwiewany wiatrem w kierunku wschodu kłąb pary, co dodawało jeszcze większego wizualnego podobieństwa do wulkanu. Wyświetlacz HUD zlokalizował na zboczu tego masywu jakiś punkt i zaznaczył go zielonym prostokątem - była to lokalizacja stacji.
Zwalniając, zbliżali się do niej. Wkrótce byli w stanie dojrzeć maleńkie pudełka zabudowań i potężną, wpuszczoną w skałę bramę, dwie zupełnie nie pasujące do tego “sielskiego” widoku wieżyczki laserów i dużą czaszę parabolicznej anteny, która zamiast w niebo - skierowana była w dół górskiej doliny. Zabudowania zbliżały się i powoli zaczynali przygotowywać się do lądowania na pustej przestrzeni przed barakami.
-
Witamy na Neidus i dziękujemy za skorzystanie z usług naszych linii lotniczych - odezwał się Powell -
Liczymy, że lot nie dał...
Przerwał mu nagły, hałaśliwy sygnał alarmu, a kilkanaście kontrolek na pulpicie rozjarzyło się alarmowym szkarłatem. Jedna z wieżyczek stacji ożyła - jej lufa uniosła się w górę, po czym skierowała w kierunku nadlatującego whadłowca.
-
Namierza nas! W dół, do ziemi! Kryj się za skałami i ląduj! Trzymać się! - wrzasnął Powell i wahadłowiec runął w dół, pikując w kierunku nierównej, lodowo-skalistej powierzchni planety. Nim jednak Fulvinia zdążyła wyhamować i wyrównać lot, wieżyczka plunęła ogniem, a wahadłowcem szarpnęło, gdy wiązka energii dosięgnęła go. Jeden z przednich silników stabilizujących odpadł w huku eksplozji - maszyną zakręciło, a ona sama runęła w dół, uderzyła o skaliste podłoże i ślizgając się przez kilka metrów przy akompaniamencie dartych blach poszycia i brzęku kruszonego szkła, zatrzymała nieruchomo.
Wieżyczka, która do nich strzelała ponownie ożyła - lufa przesunęła się w dół i bok, starając się zlokalizować ranną ofiarę.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąMisiaki, liczę na waszą kreatywność.
Deadline: Wtorek, 23.11 EOD.
Mapka lokalizacji (tylko przyjmijmy, że jest to zaśnieżona lokalizacja ;)):
Wyświetl wiadomość pozafabularną