Wyświetl wiadomość pozafabularną
Rozstania każdego rodzaju były bolesne. Utrata romantycznego partnera bolała równie mocno, co strata bliskiego przyjaciela. Nie powinni odczuwać niczego rozstając się ze swoimi współpracownikami, lecz mogli poczuć unoszącą się wokół nich woń goryczy. Więź łącząca wojowników we wspólnym boju na jednym polu walki bywała ciężką do opisania formą braterskości. Choć Lyssa widziała w nich jedynie wynajmowane mięso armatnie, które winno zachować obojętność maszyny,
dorosłego najemnika, wszyscy wiedzieli, że na swój sposób, w pewnej chwili, tak nie było. Może to jej wiek zobojętnił ją na najbardziej podstawowe relacje między ludźmi, a może było to zasiane w jej sercu ziarno Nyx, w którym także i ona spoglądała na
przybyszów z galaktyki przez pryzmat swojego uprzedzenia - nawet jeśli teraz przecież była jednym z nich, co Octavia tak skrzętnie jej wypomniała.
Ruszyli w swoje strony - choć nie od razu. Wyjście z korytarza było jedno, a T'Saeri stała w miejscu, czekając, aż dwójka odejdzie w spokoju. Może chciała tym samym okazać im odrobinę szacunku, nie ścigając się o to, kto pierwszy dopadnie do windy - a może najzwyczajniej w świecie kompletnie im nie ufała, nawet teraz, w tak przesądzonej sytuacji.
Gdy zniknęli, odchrząknęła lekko.
-
Nie byłam nigdy w jej gabinecie. Za moich czasów to była po prostu dziura w ścianie. Na pewno będzie obstawiona. Jeśli wierzy, że odzyska panowanie nad stacją, zostanie na miejscu obłożona ochroniarzami. Jeśli uzna stację za przegraną, będzie się ewakuować. Ma prywatną windę na lądowisko, drugą - mówiła, gdy odgłos drzwi zamknął się z echem w oddali, a oni, naprawieni, gotowi do walki, ruszyli w tę samą drogę, co poprzednio ich byli towarzysze. -
Przy sobie będzie miała wyłącznie ślepo oddanych psów. Nawet, jeśli ją zabijemy, nie poddadzą się ani nie uciekną. A ona sama też potrafi się bronić, ale wątpię, żeby zaryzykowała wychylenie się.
Gdy ich winda wyjeżdżała w górę, Lyssa sprawdziła swój pistolet i spojrzała po pozostałych.
-
Skupię się na podpalaniu wszystkich. W razie czego, krzyczcie.
Gdy wyszli na znany dwójce mężczyzn poziom, wnętrze było puste. Szafki były opróżnione lub zablokowane, tak samo jak inne pary drzwi. Gdy podeszli do tych prowadzących do gabinetu Octavii, Lyssa zatrzymała się przed zablokowanym panelem. Zmarszczyła brwi, przyglądając się wynikom na omni-kluczu, nim obróciła ku nim głowę.
-
Po drugiej stronie jest próżnia - oceniła zaskoczona, poprawiając hełm na swojej głowie. -
Miejmy buty magnetyczne w pogotowiu. To może być zasadzka, więc...
Westchnęła. Oferowała im odpowiedzi, ale żadne z nich nie zadało zbyt wielu pytań. Wiedziała, że nadal jej nie ufają i nie zamierzała nikogo prosić o to, by pakował się w nieznaną sytuację bardziej, niż nieznana była bez tej próżni. Nawet, jeśli Striker z pewnością chętnie ustawiał się pierwszy przed drzwiami, lub towarzyszący mu Ukrainiec, Lyssa zajęła miejsce jako pierwsza.
-
Wchodzę.
Rozszczelnienie nie było tak gwałtowne, jak pokazywano je w filmach. Powietrze nie ulatywało na zewnątrz, porywając ich huraganowym wiatrem w stronę pustki. Odczuli gwałtowną zmianę ciśnienia w bólu głowy, nim ich pancerze dostosowały się do nowej sytuacji znacznie szybciej, niż zrobiły to systemy stacji.
Tam, gdzie niegdyś znajdowała się przeszklona ściana gabinetu Octavii, tam stały teraz wrota kosmosu. Lampy pomieszczenia były przyćmione, światła i cienie wyznaczały jedynie awaryjne lampki, kąpiące wnętrze w szkarłacie.
-
Uwaga - sapnęła T'Saeri, odrywając się na moment od powierzchni, ruszając do niewielu osłon, jakie oferował pokój. Wewnątrz gabinetu znajdowała się dwójka ochroniarzy. Nie widzieli Octavii, ale po drugiej stronie szyby dostrzegali skalistą platformę unoszącą się obok, z której celowała ku nim dwójka snajperów.
Wyświetl uwagę Mistrza Gry
Pochód dwójki rannych był krótki, jednak męczący. Omni-żele załatały tymczasowo dziury w ich ceramicznych osłonach, a medi-żele otępiały odczuwanych przez nich ból, lecz nie były w stanie ulec zmęczeniu. Nie w biegu i ucieczce z areny, ani nie w ogniu walki, ale teraz, gdy pozwolili ich ciałom się rozluźnić, dotarło do nich jak nieubłaganie zbliżał się kres ich sił. Gdy mięśnie opuszczały płomienie buzującej adrenaliny, gdy wiotczały w zdradliwej relaksacji, ich ponowne napięcie było bolesne, nieskończenie wymagające.
A może to świadomość zdrady ich towarzyszy tak ciążyła na ich ramionach, że nie sposób było wyprostować ich zgarbione sylwetki.
Winda zadziałała hasłem, które przesłała im Lyssa. Tajemnicze piętro, którego nie znaleźliby na żadnym planie stacji, wreszcie znalazło się w ich zasięgu. Gdy przygotowywali się do potencjalnego starcia i wymuszali na własnych umysłach ostrość myślenia, winda zawiozła ich na miejsce, wpuszczając do niepozornego korytarza, będącego przedsionkiem. Jedynie po drzwiach rozpoznali, że dotarli w dobre miejsce - śluza przypominała tą znajdującą się w dokach, do których zawitali z początku. Wzmacniana, niemożliwa do wysadzenia konwencjonalnymi metodami, z czerwonym panelem na swojej powierzchni. Nie była jednak trudna do zhakowania - Nyx nie było przodownikiem myśli technologicznej w swojej dziedzinie. Stacja była zlepkiem dziur i korytarzy, połataną układanką budowanych przez górników tuneli i wzniesionych w różnych okresach jej funkcjonowania obiektów. Turiańskie palce zwinnie operowały na omni-kluczu, a panel wreszcie przywitał go szmaragdową barwą, zachęcając do wejścia do środka.
Dok był surowy. Przypominał jaskinię wyrytą w skale, wielką jamę, w której skryta była mała korweta. Nie była imponująca w swojej budowie, ale wciąż wyglądała na bezpieczniejszy okręt niż ten, którym przybyli. Wokół niej zbudowana była platforma, na której odnaleźli przeciwników. Kilka skrzynek ułożonych przed wejściem oferowało im osłonę, ale przeciwnicy zorientowali się niemal natychmiast o ich obecności.
Wyświetl uwagę Mistrza Gry
Wyświetl uwagę Mistrza Gryjusz robię mapki, walimy wszystkie akcje do końca na disco I EPILOG