Przytomność umysłu i błyskawiczna reakcja były w przypadku Skaxa konieczne, choć nieco utrudnione. Omni-klucz przestał reagować na jego polecenia, jakby kontrolę i władzę nad nim przejął ktoś lub coś z zewnątrz. Po kilku nieudanych próbach odblokowania klucza czy przejęcia nad nim władzy, Skax wyłączył urządzenie, po czym oddalił się od kolumny. To czy i kiedy włączy go ponownie by ocenić straty i ocenić jego działanie będzie zależało tylko od niego samego, choć z pewnością bez klucza jego udział w misji mógłby być utrudniony. Był jak dodatkowy zmysł, do którego używania quarianin przyzwyczaił się tak bardzo, jakby był przedłużeniem jego własnych, a teraz, ze świadomością, że jego skanery, narzędzia diagnostyczne, programy obronne i wszystko, co było potrzebne zostało uśpione i nieme wzmagało poczucie dyskomfortu.
-
Wszystko w porządku? - Deedee usłyszawszy ostatni okrzyk Skaxa obserwowała teraz w skupieniu, jak ten walczył ze swoim omni -
Nie przejmuj się, najlepsi na zabezpieczeniach gethów połamali zęby - dodała uspokajająco myśląc, że frustracja quarianina wynikła z niepowodzenia hakowania stacji -
Gdyby było inaczej, ludziska pewnie nie dopuściliby do ataku na Cytadelę. Mam tylko nadzieję, że przynajmniej do tych banków danych uda nam się dostać. Chodź, idziemy dalej - zakończyła wymownym ruchem głowy w kierunku drzwi i pierwsza opuściła pomieszczenie, wodząc lufą karabinu od jednej do drugiej ściany korytarza. Tym razem również uważała, by nie nadepnąć na czerwono podświetlone ścieżki na podłodze, przestępując je gdy było to potrzebne.
Po kilku krokach dotarli do kolejnych drzwi w ścianach korytarza - i te również otworzyły się automatycznie, gdy tylko znaleźli się wystarczająco blisko. Deedee nie weszła do środka, zlustrowała tylko wnętrza obu pomieszczeń - były identyczne, niemal bliźniacze jak te, które niedawno opuścili. W obu znajdował się migoczący lampkami cokół i trójnogi korpus nieznanej maszynerii, w obu też, tuż obok prostopadłościanów, stały nieruchome platformy gethów - jak dwie krople wody podobne do jednostki, którą przed chwilą unieszkodliwili. Po chwili wahania skinęła na Skaxa i podążyła dalej, kierując się w stronę kończących korytarz drzwi.
-
Byłoby świetnie, jakbyśmy mogli sobie wyhodować oczy na tyłkach - mruknęła -
Te dwa blaszaki za nami mogą się obudzić i chcieć nam sprawić niespodziankę. Oglądaj się przez ramię, wolę nie być znienacka zaskoczona.
Drzwi na końcu korytarza nie otworzyły się automatycznie, ale ich kontrolka świeciła zielenią, informując o braku blokady. Deedee przypadła do ściany tuż przy drzwiach i oparła się o nią plecami, spoglądając porozumiewawczo na Skaxa by ten zajął miejsce po drugiej stronie drzwi.
-
Otwieram na “trzy”. Jesteś gotów? - nabrała głębiej powietrza i wypuściła je z sykiem, raz jeszcze zlustrowała korytarz który przebyli, po czym zaczęła liczyć. Gdy doszła do “trzy”, łokciem trąciła kontrolkę drzwi a gdy stalowa płyta się rozsunęła, zerknęła do wnętrza, wciąż ściskając gotowy do ataku karabin.
Pomieszczenie było dużo bardziej przestronne i szersze niż te mijane do tej pory, ale było praktycznie puste. Praktycznie - co nie znaczy, że zupełnie. W centralnej jego części, jakieś 7-8 metrów od nich, znajdował się cylindryczny podest około trzymetrowej średnicy. Na podeście znajdowało się coś, co na chwilę olśniło i niemal oślepiło ich noktowizory, zanim te automatycznie nie przystosowały się do większego natężenia światła. Gdy spojrzeli po raz kolejny, dostrzegli rozświetlone błękitno jakieś pole - jakby pole zastoju, czy migotliwa, energetyczna bariera otaczająca umieszczonego wewnątrz getha. Nieco innego od tego, z którym przyszło im wcześniej walczyć - miał ciemny, grafitowoczarny i połyskliwy pancerz - ten kolor i połysk przywodził na myśl chitynowe pancerze niektórych chrząszczy. Wprawne oko Skaxa wychwyciło delikatne różnice konstrukcyjne, ciężko jednak było powiedzieć, czy te różnice są wynikiem jakiegoś innego przeznaczenia tej właśnie platformy, czy może wynikało to z dążenia gethów do stworzenia różnic w konstrukcjach serii czy w zależności od zakładów produkcyjnych, bo w końcu gdzieś te maszyny musiały powstawać. Geth był nieruchomy, od jego korpusu na plecach wiodły do góry, do samego sufitu jakieś grube kable, które następnie zakręcały i znikały w pomieszczeniu na dziobie statku, do którego dostęp był broniony przez kolejne drzwi. Z boków getha, z ziemi wyrastały dwa metalowe cokoły - po jednym z każdej jego strony. Cokoły zakończone były jakimiś skomplikowanymi mechanizmami, w których unieruchomione były dłonie syntetyka i całość sprawiała zarówno niesamowite, jak i tajemnicze wrażenie.
Geth nie wykazywał objawów agresji - stał nieruchomo, ze spuszczoną głową, ale sztywno wyprostowany na całą swoją dwumetrową wysokość. Przypatrywali mu się bez słowa dłuższą chwilę, próbując ocenić zagrożenie albo zrozumieć to, co przed sobą widzą. To był świat syntetyków, nic nie było tu oczywiste. I mimo, że czas ich gonił, świadomość, że widzą coś, co zwykłemu śmiertelnikowi raczej nieczęsto zdarza się oglądać sprawiła, że chłonęli ten obraz całym sobą. Do pewnego momentu - a dokładniej do momentu, gdy geth podniósł szybkim ruchem głowę, a jego rozświetlone oko skierowało się wprost na wychylone zza framugi drzwi i przypatrujące mu się głowy Skaxa i Deedee.
Gwałtowanie schowali się, ale zanim zdążyli w jakikolwiek sposób zareagować, w słuchawkach ich komunikatorów rozległy się trzaski i delikatne szumy przerywane zakłóceniami. Trwało to zaledwie dwie albo trzy sekundy, ale prawdziwym szokiem było wyprane z emocji, pojedyncze słowo, które usłyszeli zaraz po ustaniu trzasków.
-
Identyfikacja.