Wyświetl wiadomość pozafabularną
Sentii ramiona drgnęły lekko na dźwięk pytania blondynki. Podrapała się po policzku, przez chwilę zastanawiając nad odpowiedzią, podczas gdy nikt inny nie wskoczył w jej miejsce by wypełnić tę lukę.
-
Wpadła pani w jakiś... trans, z którego nie mogłam pani wybudzić. Te czarne iskry atakowały każdego, kto się zbliżył - rozłożyła lekko ręce, pokazując swoje przedramiona. Głęboko w płytkach pancerza wyżłobione były małe kanały, którymi wędrowały iskry, żrąc ceramikę jak kwas. Tym samym Kryik wyraźnie pokazała, że pomimo zagrożenia i atakującej ją biotyki, usiłowała jej pomóc. -
Dziewczyna zniknęła. Po prostu. Był jakiś błysk niebieski, a później jej nie było, a pani się ocknęła.
Czuć było niezadowolenie w jej głosie, jak i zwykłą niepewność. Dziewczyna w końcu nie rozpłynęła się w powietrzu i sama sugestia, że mogło tak być, musiała kosztować Kryik wiele dumy by była w stanie ją zwerbalizować. Musiała kwestionować swoje zmysły, rozważając, na ile faktycznie widziała to, co widziała.
Eafina milczała, nie odpowiadając na ani jedno pytanie Iris. W oddali rozległ się grzmot, wstrząsający świątynią w
posadach, zasypujący głowę blondynki kolejną warstwą pyłu.
-
Odpowiadaj na pytania, które zadała ci radna - warknęła Sentia, podchodząc bliżej Eafiny, która ani nie drgnęła. Jej głowa była uniesiona wysoko, plecy wyprostowane, a dłonie splecione na brzuchu.
-
Świątynia znajduje się poza terytorium Rady. Z przykrością muszę odmówić. Radna Fel nie posiada tutaj żadnej władzy, a wierni tej świątyni nie bez powodu przybyli na Ilos, uciekając przed zagmatwaniem galaktycznej polityki - odrzekła spokojnie, obracając się lekko w stronę Fel. Za jej plecami, dwójka mężczyzn wyznaczona do szukania dziewczyny zatrzymała się, stając bezpośrednio przy Eafinie, w roli jej własnych ochroniarzy. Choć nie mieli na sobie pancerzy, ani w dłoniach broni innych niż omni-ostrza, w ich oczach błyszczała determinacja, której dorównać mogło jedynie spojrzenie Sentii.
-
Nawet w Trawersie morderstwo jest nielegalne, matko Eafino. Gówno warty argument - prychnęła Widmo, uruchamiając własny omni-klucz, na którym błysnęła odznaka Widma. -
Myślę, że porozmawiamy na temat znamienia, które zostało umieszczone na dłoni radnej w waszej świątyni...
-
Nadużyliście już naszej gościnności - odrzekła ostro, a mężczyźni podeszli bliżej, stając między nią, a Sentią. -
Proszę, nie kłopoczcie już niewinnych mieszkańców tego miejsca swoją obecnością.
Turianka obróciła się w stronę Fel, w swoim pytającym spojrzeniu zawierając dylemat. Eafina nie była skłonna do współpracy, ani nawet dłuższego znoszenia ich obecności. To mogło oznaczać rozlew krwi, do którego Kryik była zdolna w sytuacji, w której Iris by tego od niej wymogła.
Ale nie zdążyła zrobić nic więcej. Ostatnim, co dostrzegła, były źrenice Sentii rozszerzające się wokół w szoku, nim jej bezwładne ciało pchnięte zostało w tył.
Gdy ich napiętą atmosferę przeciął błysk, a huk wypełnił umysł Fel, przez chwilę pomyśleć mogła, że znów znalazła się w tamtym miejscu. Gorąco, które poczuła na swoim policzku, było jak gorejące w oddali słońce, posyłające w kosmos swoje śmiertelne uniesienia. Wrzask gromu ogłuszył ją, pozostawiając jedynie tykanie, jakby odległego zegara, a może migającego ku niej pulsara. Ale w ciemności, która nastała, nie było nawet echa minionych wydarzeń namalowanego pędzlem artysty, którego nieznajoma dziewczyna mogłaby nazwać wiecznością. Ciemność była, o ironio, tylko pustką, skokiem w przyszłość, zamknięciem w okowach swojego bezwładnego ciała i nieprzytomnego umysłu, podczas gdy los brał sprawy w swoje ręce.
Najpierw dotarł do niej szum wody, przywodzący na myśl chłodny prysznic niosący ukojenie w gorące dni. W tej błogiej sekundzie, w której jej ciało budziło się do życia jak archaiczny komputer, podzespół po podzespole, upajała się przelewającymi się kropelkami wody, ciesząc odurzeniem - największą łaską, jaką mógł sprawić jej własny mózg.
Ale każda łaska musiała się kiedyś kończyć. Świat dusił ją ciężarem słonia siedzącego na jej klatce piersiowej, rozrywał na strzępy prętem wbitym w jej udo, gryzł pyłem wypełniającym jej płuca, palił trawiącym jej skórę znamieniem i wychładzał wodą, która teraz kapała na jej policzek. Uchylenie powiek było cięższe niż wszystko, czego musiała doświadczyć w ciągu ostatnich dni. Piasek, który dostał się do jej oczu, uparcie przeszkadzał w ich otworzeniu, przedłużając agonię niewiedzy. Gdy wreszcie udało jej się rozejrzeć, pierwszym, co dostrzegła, była zieleń.
A później dostrzegła szkarłat.
Otoczona gruzowiskiem i rozrzuconymi jak marionetki ciałami, musiała spaść dwa poziomy niżej, do malowniczego ogrodu, który wcześniej pokazywała jej Eafina. Sektor był doszczętnie zniszczony przez zapadnięte poziomy, światła migotały ostrzegawczo, krzewa i uprawy były zniszczone. Z hydroponiki wylewała się woda, którą słyszała pośród odgłosów odległej burzy, która moczyła jej buty i spodnie. Pośród bujnych kwiatów, zniszczonych przez spadające bloki kamienia, leżały porozrzucane jak marionetki, ludzkie ciała.
Leżała zablokowana przez złamany w pół filar. Gdy udało jej się zerknąć w dół, dostrzegła, że niczym nie różni się od otaczających ją trupów. Jej klatka piersiowa, twarz, a nawet włosy doszczętnie przemoczone były szkarłatną krwią, która z początku przyprawić mogła ją o zawał serca, nim uświadomiła sobie, że nie należała do niej. Gdy umysł docierał do siebie, izolowała doznania, lokalizując problemy - jeden z nich znalazła w swojej nodze. Choć ból był ciężki do zniesienia, a gdy tylko spróbowała poruszyć kończyną, jej udo rozdarło się na tysiące oślepiających doznań, wiedziała, że metalowy odłamek nie przeciął kości. Skała zawieszona nad nią i tak uniemożliwiła jej pozbycie się go samemu.
Sięgając po omni-klucz, trąciła przypadkiem głowę jednego ze swoich ochroniarzy. Ricky wpatrywał się w nią pustymi ślepiami, a krew z jego rozłupanej czaszki plamiła jej policzek. Gdy udało jej się wydostać jedną rękę spod gruzowiska, dostrzegła, że znamię pozostawione na niej przez dziewczynę jest większe niż wcześniej.
Jej omni-klucz był roztrzaskanym kawałkiem plastiku. Choć starała się go wskrzesić, szybko zrozumiała, że nie ma na to żadnych szans. Poza szumem wody i grzmieniem burzy szalejącej nad świątynią, budynek wydawał się pusty, martwy.
Grobowiec dla wszystkich ciał, które ją otaczały.
Być może grobowiec i dla niej.
Każda sekunda wydawała się nieznośnie długą minutą, gdy usiłowała zdjąć z siebie fragment filaru, blokujący jej jakikolwiek ruch. Pośród ciał, leżąc na ziemi, nie była w stanie dostrzec, czy Sentia czy Eafina leżały obok, czy też udało im się uciec. Zdana wyłącznie na siebie, zdążyła spróbować większości pomysłów, jakie jej zostały, a i być może odmówić modlitwę do bogów tego zapomnianego miejsca, gdy z oddali dobiegł ją chrzęst kroków.
Wysoka, opancerzona sylwetka powoli wsunęła się do pomieszczenia. Ze swojego ograniczonego pola widzenia dostrzegała, że pancerz nieznajomego był inny niż te, które nosiła jej ochrona, lecz gdy udało jej się wychylić na tyle, by go dostrzec, mężczyzna odwrócony był do niej tyłem. W dłoniach trzymał karabin i rozglądał się uważnie po pomieszczeniu, trącając butem niektóre z bezwładnych ciał. Stąpając pośród trupów, zdawał się w ogóle nie dostrzegać tego, że jeden z nich jeszcze zipie. Zdawał się czegoś szukać, choć w tej chwili nie była w stanie dociec czego konkretnie. Gdy jej ciało zmusiło ją, by z powrotem położyła się na ziemi, w kałuży cudzej krwi, słyszała jedynie odgłos jego kroków.