11 maja 2023, o 01:49
W sytuacji takiej, jak tej, zmowa milczenia była najlepszym, na co mogła liczyć. Patrząc na to, co tu zaszło, nie dało się wywalczyć nic innego - mogła albo eskalować, albo uciekać. Nie było "negocjacji", nie mogła z nią "porozmawiać". Nie dało się rzec "hej, sorry, jakoś tak wyszło, że cię zaatakowałam i w sumie to nie wiem czemu". Gdyby jeszcze była na coś chora, to jest, wiedziała o tym, to może coś by z siebie wycisnęła dla czystej przyzwoitości. Ale problem był taki, że przez te pierwsze minuty, jej myśli nie działały poprawnie. To jest, było ich za dużo w zbyt krótkim czasie. Ciężko to było sobie jakoś poukładać, dojść do konkluzji, która miałaby sens. Dlatego spośród dwóch opcji wybrała ucieczkę.
Ubrała się, wzięła swoje rzeczy i wyszła, zupełnie tak, jakby wychodziła po udanej nocy. Tylko, że tym razem było tu nieco więcej krwi, niż zwykle. I wychodziła w zdecydowanie innym nastroju, ale to chyba już było oczywiste.
Nie bała się policji, ale też nie miała zamiaru na nią czekać. Nie była zmuszona, by im się tłumaczyć - była funkcjonalnie ponad prawem. Mogła by powiedzieć, że mają się odpieprzyć, bo jest Widmem, i jej krwawe dźganie się nożem z kochanką to jej własny biznes. Ale nie miała zamiaru za długo tu zostawać. Niczym zranione zwierzę (którym w sumie była, bo dalej nie zajęła się swoją raną) usunęła się z miejsca zdarzenia, znikając wśród tłumu. Choć jasne słońce nie sprzyjało ukrywaniu się, tak masy przechodniów oraz raczej mało charakterystyczny wygląd (za wyjątkiem cholernego noża, który miała pod swetrem) pozwolił jej na krótkie przejście się, by w końcu odłączyć się od tłumu i skręcić w kierunku pierwszej, lepszej, skrytej uliczki, których na szczęście w Lirii nie brakowało.
Wchodząc między śmietniki i ściany budynków, upewniła się, że jest sama. Niczym jakiś uliczny gangus, czy inny menel, musiała opatrzeć się w takich, a nie innych warunkach. Ale to było w porządku - tyle jej wystarczało. Na chwilę. Przeszła więc do przyjemnego zabiegu - upewniła się, że ma mediżel, po czym pozbyła się na nowo swetra. Głęboki wdech i wyrwanie noża, a potem, wraz z dorodnym, głośnym sykiem, wydech. Potem mediżel, a potem...cóż, chciałaby mieć bandaż do założenia, ale tego nie miała. Ale to było w porządku - rana cięta była bolesna i irytująca, ale była niczym w porównaniu do potęgi ludzkiej technologii, która powinna względnie szybko zregenerować tkankę. Przynajmniej dopóki nie odwiedzi porządnego lekarza.
W prawdzie, chciałaby, by proces "leczenia" przeszedł tak ładnie, jak opisała go sobie w głowie. Niestety jednak, nie obyło się bez dodatkowego krzyku i pół-przypadkowego uderzenia nogą w śmietnik, przypominającego bardziej wściekłe kopnięcie, aniżeli wypadek przy pracy.
Opamiętała się jednak dość szybko - nie była już nastolatką zaangażowaną w bójki uliczne, ani nie była już zwykłą szpieg Przymierza, ani nie była niedoświadczonym Widmem. Nie mogła pozwolić sobie na takie durne zachowania. Kilka wdechów później, wracała już do siebie. To jest, na tyle, by móc myśleć nieco bardziej trzeźwo, niż wcześniej.
Co się stało? Dlaczego to zrobiła? Dlaczego losowo wstała i zaatakowała Lori. I, co najważniejsze, dlaczego tego nie pamiętała?! Czy Östberg już oszalała? Czy przyszło po nią to, co przyszło po tych ludzi, których nazywała miernotami? Czy jednak była słabsza, niż myślała? Czy może po prostu miała jakiś psychotyczny epizod? Jeśli miała, to czemu akurat teraz, czemu kogoś zaatakowała, czemu widziała cholerny pistolet i czemu nie była w stanie normalnie się komunikować? Jeżeli faktycznie jej odwaliło, to nie miała na to rozwiązania. Co? Psycholog? Psychiatra? Leki, emerytura, siedzenie w domu, głaskanie kota i udawanie, że miało się kiedyś jakiekolwiek znaczenie, bo teraz ma się pensję weterana? Nie, to nie mogło się tak zakończyć.
Musiało być inne wytłumaczenie. Ufała sobie. Była w swoim ciele cały czas, znała je doskonale. Znała swoje limity, znała swoją psychikę. Miała wady - bywała narcystyczna, bywała zbyt pyszna, najwidoczniej wystarczyło pokazać trochę skóry, by ją uwieść oraz zdarzało jej się być chujem. Ale nigdy nie była szalona. Nigdy nie traciła kontroli, zawsze postępowała tak, jak chciała. Może po prostu...brały jakieś narkotyki i tego nie pamiętała? Piły alkohol, mogły i coś brać. Po prostu zapomniała. Zrobi sobie potem testy krwi, przecież takie rzeczy utrzymują się przez dłuższy czas.
Trzeba było skupić się na czymś innym, a niestety to, że ramię przez chwilę jeszcze bolało ją jak cholera, gdyż mediżel dopiero się uaktywniał, nie wystarczało. I wtedy właśnie włączyła omniklucz. Powinna skontaktować się z Deriusem.
Ujrzała...brak odpowiedzi. Także i brak sygnału, oraz brak dostarczenia wiadomości. Co oznaczało, że mimo jej wysłania, nie tylko jej nie odczytał, ale i w ogóle nie dostał. Spróbowała wysłać kolejną i kolejną, oraz sprzedać mu kilka pingów lokalizacji, ale nic nie zadziałało. Pomyślałaby może, że zakłócenia były tylko od strony Deriusa, gdyby nie to, że wiadomość o braku dostarczenia dostała dopiero teraz, a nie wtedy, kiedy była w apartamencie. Czy ona miała tam zagłuszanie?
Nie była głupia, tak więc nie było "momentu olśnienia", a bardziej po prostu segment, w którym kropki zaczęły powoli się łączyć.
Konkluzja była jedna - zostali rozdzieleni. Celowo. I on jest teraz...gdzieś, a ona jest tutaj. W takim stanie, w jakim jest. I teraz była już pewna, że nawet, jej nie odjebało. Cokolwiek zrobiła pod wpływem tego impulsu, zrobiła to w samoobronie.
Chyba. A może...?
Porzucenie głosiku, który szepcze jej z tyłu głowy, że jednak po prostu straciła zmysły, zajmie jej chwilę. Zależnie od tego, jak szybko rozwikła tę zagadkę, mogą to być godziny, dni, tygodnie, czy miesiące. Racjonalna część zgadzała się jednak z jej egiem - to nie jej wina. Mogła pocieszać się tym, że był to jej własny głos, jej własne myśli, i jej własna pogarda do samej siebie za wydarzenia, które właśnie miały tu miejsce.
Przechodząc jednak do rzeczy ważnych...zajęła się sama sobą. Teraz trzeba było zająć się sprawą. Tylko...od czego zacznie? Na pewno przydałoby jej się przebrać. Ubrać w coś normalnego. Zebrać się w pełni do kupy. Potem musi zrobić te testy krwi. O, i na pewno musi zachować nóż. Może jej się do czegoś przyda - nie tyle, co do walki, co do uzyskania jakichś poszlak. Będzie musiała pamiętać o Lori przez cały przebieg tych wydarzeń. I tak samo o adresie tego miejsca, choć nie zdziwiłaby się, gdyby to był słup, a mieszkanie zostałoby porzucone chwilę po tym, co tam się stało.
Przecież to nie mógł być przypadek. Na pewno była w to zamieszana. A Östberg weszła w pułapkę. Jakimś cudem uchroniła się od kłótni sama ze sobą. Nie będzie walczyć ze sobą w takim momencie i w takim stresie. Niektórzy pod wpływem emocji rozkruszyliby się totalnie i padli nad tym, jak zjebali, ale ona była zbyt skupiona na jeszcze innym problemie, a nie na tym, że ewidentnie zjebała.