Kolonia ludzka jest jednym z najważniejszych, a przy tym najbardziej rozpowszechnionym, punktem na całej planecie. Codziennie trafia tu wiele osób różnych ras. Dzięki idealnemu położeniu, jest zaopatrzona w dostawy słodkiej wody, a klimatem przypomina nieco nizinną, środkową Europę.

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

[Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

21 cze 2023, o 11:33

wykrycie bezpieczeństwo < 70 < wykrycie
0
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

21 cze 2023, o 12:18

Duże, ufne oczy w kolorze wzburzonego oceanu, wbiły się w twarz Whittakera. Nieznajoma kobieta, taksowała go uważnie, drgnęła, gdy za plecami Anthony'ego usłyszała dwa, inne głosy. Obejrzała się na Tori oraz Lunę, obdarzając obie skromnym, ale szczerym uśmiechem.
- Tędy - rzuciła miękko, wskazując na boczną odnogę korytarza. Nie czekając na reakcje dopiero co poznanych ludzi, pociągnęła mężczyznę za sobą. Oba Słońca spojrzały po sobie, Luna dostrzegła, że Eduaro bije się z myślami, czy lepiej nie odstrzelić nadciągającego stwora, ale nie odważył się sprzeciwić Jedore. Zamykał pochód, narzucając szybki, sprężysty krok każdemu. Rudowłosa puściła ramię Anthony'ego dopiero, gdy stanęli przed zamkniętymi drzwiami. Tabliczka obok panelu dostępu głosiła, że jest to schowek na miotły, ich przewodniczka bez zbędnych słów przyłożyła swoją kartę dostępu do panelu. Ci, który przyglądali się jej uważnie, dostrzegli, że nosi ją w kieszeni kitla na wysokości piersi. Kontrolka pingnęła, a drzwi otworzyły się ze zgrzytem. Jakby ktoś, od dawna ich nie otwierał.
- Zapraszam - gestem, wskazała na pomieszczenie, z kolei spojrzeniem pospieszając tych, którzy nie byli zdecydowani.
Pomieścili się z trudem, stojąc praktycznie jeden na drugim. Na półkach stały dawno opróżnione skrzynie, pojemniki po zużytych środkach czystości. Kobieta zatrzasnęła za nimi drzwi, blokując je ponownie za pomocą karty. Zabroniła palić światło, z niespodziewaną szybkością reagując, gdy ktoś sięgał do włącznika.
Wrzask odbił się echem od wysokich ścian korytarza. Kobieta wstrzymała oddech, przyciskając palec do ust.
- Bądźcie naprawdę cicho - poleciła szeptem, a jej ciepły oddech uderzył o płatek ucha Whittakera.
Stwór człapał po drugiej stronie. Na moment, mrok, który ich objął, rozjaśniła biotyczna poświata, kiedy banshee przechodziła obok, ze zgrzytem przesuwając pazurami między innymi po drzwiach, za którymi się kryli. Prowadził ją instynkt, wiedziała, że tutaj są. A przynajmniej byli przed sekundą. Trop urwał się niespodziewanie, nie słyszała już nikogo ani niczego. Szukała więc, węszyła, kręciła się po korytarzu, a jej zawodzenie dudniło nieprzyjemnie w uszach.
Trwało to całe wieki, w chwilach, w której należało pilnować każdych, nawet najmniejszych mięśni, nie pozwalać sobie na głośniejsze odetchnięcie, czy przeniesienie ciężaru ciała z jednej nogi na drugą, raptem kilka minut, podczas których bestia szukała swojej ofiary, zdawała się nie mieć końca.
Usłyszeli, kiedy zaczęła się oddalać. Człapanie rozmywało się, ale nawet wtedy, rudowłosa protestowała przed zaprzestaniem bezruchu. Pilnowała ich, gdy ktoś otwierał usta, aby cokolwiek powiedzieć, zasłaniała mu je ręką; Jedore prychnęła, gdy kobieta w końcu cofnęła dłoń i sięgnęła do włącznika. Ostre, jarzeniowe światło, uderzyło po oczach. Eduoro jęknął.
- Teraz możemy porozmawiać. Z moich obserwacji wynika, że łatwo się przed nimi schować, jeżeli zachowa się absolutną ciszę i nie pozwoli...
- Kim Ty do cholery jesteś? - wtrąciła Jedore nie dbając o uprzejmość, bądź konwenanse, mierząc uważnie rudowłosą kobiete. Nie ufała jej, dłoń trzymała w pogotowiu na broni, lecz ta nie wydawała się tym specjalnie przejmować.
- Doktor Sofia Sánchez, ale możecie mi mówić Sofia. Pracowałam w laboratoriach w tym kompleksie badawczym. I teraz zamierzam go zniszczyć, a wy mam nadzieję mi w tym pomożecie.

Wyświetl uwagę Mistrza Gry
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 417
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

23 cze 2023, o 15:59

Na usta cisnęły się jej dwa pytania do nieznajomej, ale na razie postanowiła z nimi zaczekać - priorytetem było zapewnienie względnego bezpieczeństwa rudowłosej i całemu zespołowi. Pytania mogą poczekać na bardziej stosowną chwilę, teraz należało tylko dziękować Athame że znaleźli kogoś żywego - kogoś, kto przy odrobinie szczęścia mógł rzucić nieco światła na to, co się wydarzyło w kompleksie i na pochodzenie przeciwników. Uniosła nieco brew widząc jak kobieta bezceremonialnie chwyta Whittakera za rękę i ciągnie go za sobą, ale tego również nie skomentowała. Przepuściła przodem pozostałych, wycofując się wraz z Eduardo jako ostatnia, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że najemnik tylko czekał na nieme przyzwolenie Jedore by ruszyć do ataku na zbliżającą się, ale wciąż ukrytą za załomem korytarza maszkarę.

- Spokojnie, orle - mruknęła do niego cofając się w kierunku reszty grupy, ale raz po raz zerkając w kierunku zagrożenia - Jeszcze będą okazje żebyś się wykazał i sobie postrzelał.

Otwarty przez nieznajomą schowek na miotły nie był idealnym schowkiem na ludzi. Był ciasny i zastawiony jakimiś półkami i gratami które, potrącone, mogły łatwo zwabić im przeciwnika na głowę. A gdyby to się stało, stojąc ściśnięci jedno przy drugim mieliby bardzo niewielkie pole manewru do skutecznej obrony. Jedyna nadzieja w tym, że uda im się zmylić wyjca, albo zaskoczyć gwałtownością reakcji gdyby zostali odkryci. Schowek był na tyle niewielki, że po zamknięciu drzwi stali ściśnięci jak rybki w konserwie. Nieznajoma wyraźnie dała im do zrozumienia, że powinni nie tylko zachować ciszę - co było oczywiste, ale nie pozwoliła także włączyć żadnego źródła światła. Obawiając się, że blask jej biotyki może mimo wszystko przyciągnąć uwagę, Tori wygasiła swoją biotyczną barierę. Zresztą kto wie, jakimi zmysłami dysponowała tak potężnie zmodyfikowana przeciwniczka? Może była w stanie nie tylko dostrzec blask biotyki, ale ją w jakiś sposób wyczuć?

Stała nieruchomo w ciemności rozświetlanej jedynie w minimalnym stopniu poblaskiem kontrolek ich pancerzy i broni, czując jak jakiś twardy przedmiot boleśnie wbija się jej w plecy, tuż poniżej zaczepów Amet - nie wiedząc jednak co to jest starała się jak mogła zignorować nieprzyjemne uczucie by nie ryzykować ewentualnego hałasu, który ujawniłby ich schowek. Gdy tuż za drzwiami rozległo się znajome już wycie, Tori drgnęła i przymknęła na chwilę oczy, przygryzając wargę. Wciąż nie mieściło jej się w głowie, że to coś, co teraz na nich polowało i ich szukało było kiedyś podobne do niej samej, a za sprawą czyichś chorych eksperymentów zostało zmodyfikowane i zmienione w... No właśnie, w co? W mecha obdarzonego ograniczoną, zwierzęcą niemal świadomością i instynktem mordercy?

Czas zdawał się ciągnąć w nieskończoność, za drzwiami słyszeli powolne, człapiące kroki, zgrzyt szponów wyjca drapiących o ściany i o ich drzwi, ale nie wyglądało na to, że stwór stara się wydłubać w metalu przejście do nich. Udało się ukryć, teraz trzeba było zachować cierpliwość. Kolejne wycia brzmiały jakby stwór żalił się na niesprawiedliwość losu i złościł, że ofiara mu uciekła, ale mimo to za każdym razem wywoływał drgnięcie Tori, jakby dźwięk ranił jej ciało, a nie tylko uszy. Gdy w końcu dźwięki za drzwiami ucichły, odczekali jeszcze chwilę dla bezpieczeństwa. Zapaliło się ostre, jarzeniowe światło, Tori przymknęła na chwilę przywykłe już do ciemności oczy, po czym otwierając je ponownie spojrzała na nieznajomą, słuchając jej odpowiedzi.

- W kompleksie są inni ludzie - odezwała się szybko gdy Sofia wspomniała o planach zniszczenia ośrodka - Widzieliśmy ich na placyku. Są w jakiś sposób unieruchomieni, ale żyją i musimy chociaż spróbować im pomóc. A może jest tutaj więcej tych, którzy są w podobnej sytuacji i tylko czekają na pomoc?

Przez chwilę mierzyła kobietę spojrzeniem, analizując tych kilka wypowiedzianych przez nią słów. Jeśli była pracownicą laboratoriów, mogła wiedzieć nie tylko to, co się tutaj wydarzyło, ale także mogła wskazać, czy to właśnie Kloto było odpowiedzialne za powstanie tych organiczno-mechanicznych hybryd. A także - być może - doprowadzić ich do danych, po które tu przylecieli.

- Powoli - odezwała się po chwili - Doktor Sánchez, proszę najpierw powiedzieć co się tutaj właściwie stało. Skąd się wzięły te stwory? Nad czym pracowaliście w waszych laboratoriach? Czy te maszkarony to wasz twór? Te... te wyjce, te człekokształtne huski, albo te insekty, których pełno jest na zewnątrz?

Zniszczenie ośrodka wydawało się sensowną opcją i dawało szansę pogrzebać na zawsze tych tajemniczych napastników - o ile zostali stworzeni na miejscu - a także same dane, choć wciąż Tori nie miała wiedzy na temat prowadzonych tutaj projektów i badań. Poza tym ich misją było zdobyć dane, po które tutaj przylecieli - a Tori wątpiła, żeby zatwardziała najemniczka Jedore wróciła z misji z pustymi rękoma. Luna także chciała się wykazać, a zawalenie misji i powrót z pustymi rękoma nie będzie najlepszą rekomendacją i pozytywnie zakończonym sprawdzianem możliwości. Jedno zaś było pewne - jeśli te dane dotyczyły husków, musiały zostać zniszczone. Jeśli czegokolwiek innego - decyzja zostanie podjęta we właściwym czasie... Pozostawała jeszcze jedna opcja, którą Tori wcześniej ignorowała - lądowanie tajemniczego, statku Zbieraczy w zaskakujący sposób zbiegło się w czasie z atakiem na Kloto. Jeśli okaże się, że napastnicy jakimś cudem dostali się tutaj z zewnątrz, a pochodzili z tego statku, zniszczenie samego ośrodka będzie tylko pustym gestem - zatem zgromadzenie informacji i dotarcie do danych było jedyną sensowną ścieżką. Poza tym, jeśli zgodzą się pomóc Sofii w zamian za pomoc w dostępie do wyników badań, kobieta mogła odwdzięczyć się informacjami i dostępem do danych. W końcu i tak planowała je zniszczyć...

- Musimy wiedzieć, czego dotyczyły wasze badania - dokończyła z poważną miną, po chwili jednak przechyliła nieco głowę i zmrużyła oczy - Nie neguję pani planu, może istotnie przydałaby się tutaj mała demolka. Ale... dlaczego tak naprawdę chce pani zniszczyć cały ośrodek? Żeby się zemścić na tych, którzy zabili tutejszych pracowników, czy żeby ukryć to, co tutaj robiliście?
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Luna Reyes
Awatar użytkownika
Posty: 190
Rejestracja: 16 gru 2021, o 11:01
Miano: Luna Reyes
Wiek: 27
Klasa: Strażnik
Rasa: Człowiek
Zawód: Błękitne Słońca
Lokalizacja: -
Kredyty: 9.205

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

24 cze 2023, o 03:10

W tym momencie dla Luny nie liczyło się to kim dokładnie jest ta osoba i to co tutaj robi, a jedynie fakt, że jest na tyle sprytna, oraz zaznajomiona z rozkładem pomieszczeń w tej placówce, by przeżyć do tej pory sama i może ich prawdopodobnie zaprowadzić w jakieś względnie bezpieczne miejsce. Na pewno nie był to moment na zarzucanie rudowłosej kobiety dużą ilością pytań.
Kątem oka zobaczyła, że Eduardo jest gotowy do rzucenia się na na tego obrzydliwego stwora z zupełnie niewiadomych powodów.
-Tranquilo, no seas imbecil* rzuciła po hiszpańsku mając nadzieję, że nie wzbudzi to wśród innych uczestników ich małej grupki, szczególnie wśród naukowców, strachu, że właśnie ładują się w kolejne mordobicie, z tej prostej przyczyny, że po prostu nie zrozumieją tego co chciała mu przekazać. Sama uważała, że to średni pomysł bić się z każdą napotkaną maszkarą, których jak się okazało tutaj wcale nie brakowało. Do tego były jeszcze robale. Kto wie, czy odgłosy walki nie przyciągną kolejne popieprzone eksperymenty, może jeszcze gorsze niż te, które już widzieli.
Luna ruszyła za rudowłosą kobietą, pewna, że prowadzi ich w jakieś bezpieczne miejsce. Nie spodziewała się jednak, że będzie to akurat schowek na miotły. Bardziej się spodziewała jakiegoś przejścia, podziemnego wyjścia, albo przynajmniej jakiegoś pomieszczenia z drzwiami niemożliwymi do sforsowania. Nie było jednak czasu by protestować, weszła do środka i ścisnęła się pomiędzy innymi uczestnikami ich wyprawy. Nie miała najmniejszego zamiaru się odzywać, dopóki nie będa mieli pewności, że maszkara się oddaliła. Meksykanka miała nawet wątpliwości czy oddycha, ale skoro nie padła trupem, to nie mogło być tak źle. Wolała nie myśleć co by było gdyby bestia ich odnalazła tak ściśniętych razem. Jedno pociągniecie szponami i wszyscy źle by skończyli.
-Nie tak szybko. O ile nigdy nie mam nic przeciwko odrobinie destrukcji ani przemocy, tak chciałabym wiedzie ć co tutaj sie dzieje. Można się domyśleć, że ostro zjebaliście sprawe i straciliście kontrolę nad tymi uroczymi stworzeniami. Te owady to też wasza sprawka? powiedziała. Wiedziała, że Tori na pewno wspomni o ludziach zamienionych w posągi. Kwestią wątpliwą pozostało, czy będa mieli czas, żeby wszystkich czy nawet większość z nich uratować, ale nie dzieliła się tymi myślami na głos. -Zanim cokolwiek wysadzimy, będziemy potrzebować planów i dokumentacje eskperymentów, które tu przeprowadzaliście i spieprzyliście.
ObrazekObrazek Statystyki:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Anthony Whittaker
Awatar użytkownika
Posty: 104
Rejestracja: 23 lis 2019, o 21:18
Miano: Dr Anthony Whittaker
Wiek: 47
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Specjalista ds. biotechnologii w ExoGeni
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 15.645

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

24 cze 2023, o 20:38

Anthony znów poczuł się niezręcznie. Z jakiegoś powodu miał wrażenie, że nieznajoma z jakieś powodu poświęca mu szczególną uwagę spośród wszystkich pozostałych. Nagle chwyciła go za rękę. Nie spodziewał się tego, podobnie jak generator pola maskującego, który wyłączył się na skutek szarpnięcia. Był to stary sprzęt, używany i miał swoje wady - wrażliwość kamuflażu oraz długi czas rozruchu były głównymi z nich.
Gdy kobieta ciągnęła go za ramię przez korytarze, Whittaker rozkojarzył się. Przypomniała mu się sytuacja, gdy w podobny sposób prowadziła go Lena, przeciskając się przez zatłoczony parkiet klubu Morto, w którym pracował przez pół roku krótko po studiach. W pamięci miał teraz wolny weekend, w który zabrał ją się wytańczyć. Wolny weekend na tydzień przed końcem wszystkiego. Bolesne wspomnienie skuło mu mózg przypominając przeszywający chłód panujący w doku centralnym Vancouver gdy się od niej wyprowadzał.
Otrząsnął się dopiero gdy się zatrzymali. Chciał wyrwać swoją rękę z uchwytu, ale nie zdążył, bo kobieta sama ją puściła. Nie czuł zawstydzenia czy onieśmielenia, mimo że to właśnie prawdopodobnie było wymalowane na jego twarzy. Był… Niezadowolony. Strzeliła go fala gniewu powiązana z siejącymi się gangreną po całym organizmie ranami, które zadała mu niegdyś Luna. Był zły na to jak go oszukiwała, co robiła, był zły na sam fakt jej istnienia, że kiedykolwiek ją poznał, był zły na siebie, że po tylu latach wciąż powracają migawki z przeszłości i nie pozwalają o sobie zapomnieć a na samym końcu był zły na nieznajomą, że śmiała mu o tym przypomnieć. Nieświadomie, ale jednak. Ostatecznie był zażenowany samym sobą, że wystarczył kobiecy chwyt by go tak poskładać.
Starał stłumić w sobie emocje i wstąpił do kantorka, uciskając się najbliżej ściany jak się da, by reszta mogła się zmieścić. Wrzask potwora na zewnątrz rozległszy się po zatrzaśnięciu drzwi pomógł mu wyrwać się z rozmyślań. Stojąc jednak tak w bezruchu przez chwilę, ciepły oddech nieznajomej połaskotał jego ucho i to znów przywróciło falę wspomnień. Tym razem wspomnienia dotyczyły ciasnej kabiny męskiej ubikacji w Morto. Zamiast skupić się na niebezpieczeństwie wciąż nie mógł odejść myślami od Leny. Nie widział jej tak długo, że nie pamiętał nawet jej twarzy, wciąż jednak nie mógł zapomnieć o tym, kim dla niego się stała i co mu zrobiła. Nagle przez myśl przemknął mu obraz wyobraźni, którego bardzo nie chciał widzieć. Zobaczył ją szczęśliwą. Niewysoką, niebieskooką blondynkę, która prowadzi normalne życie, może nawet z kimś. Kobietę, która już nie pamięta o tym, że istniał taki człowiek jak Anthony Whittaker i o tym, co dla niego znaczyła. Kobietę, która ruszyła naprzód i nie czuje już wyrzutów sumienia, jest szczęśliwa. Mężczyzna zacisnął ręce silniej na karabinie, by nie zacząć się trząść z gniewu na tę projekcję własnej imaginacji. Nie zasługiwała na to, nie zasługiwała na to, by być szczęśliwą. Nie przez to, jak go potraktowała. Tracił rozum w tym kantorku, gdy jego umysł bezlitośnie drylowało jedno nazwisko. Haggard. Haggard. Haggard.
Po drugiej stronie drzwi monstrum szorowało pazurami po ścianach a Anthony, prawdopodobnie w przeciwieństwie do każdego z towarzyszy, odnajdywał w tym dźwięku nie śmiertelne przerażnie, a błogie ukojenie. Skrzek potwora był na tyle silnym bodźcem, że służył Anthonemu jako tratwa ratunkowa z własnego umysłu. Dzięki niemu mógł powrócić do rzeczywistości świata realnego, w którym można czynić fizyczne działania rozwiązujące dany problem w mniejszym lub większym stopniu. Ucieczka z obłąkania na płaszczyźnie nieosiągalnej inaczej, niż przez ludzką psychikę. Tutaj miał broń, którą kurczowo trzymał, częściowo nawet licząc, że zostaną odnalezieni przez przeciwnika. Gniew kotłował się w nim wraz z desperacją i potrzebował te uczucia na coś przelać.
Potwór jednak się oddalił, a Anthony pozostał z bulgoczącym tyglem frustracji, który prędzej czy później musiał wykipieć. Pozwolił sobie milczeć w trakcie rozmowy. Pytania i tak pewnie zadałby te same, które zadadzą inni. A jeśli będzie siedział cicho, może nikt się nie połapie co siedzi mu w głowie. I przy okazji nie powie niczego, czego mógłby żałować.
ObrazekObrazek

DANE TELEMETRYCZJE I SPECYFIKACJA PROCESORA BOJOWEGO:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

29 cze 2023, o 12:57

Człapiąca bestia oddaliła się. Stojący obok Tori Eduardo odetchnął, wciąż jednak trzymał przed sobą broń wycelowaną w stronę drzwi, gotów oddać strzał, gdyby tylko te drgnęły. Nie było jednak takiej potrzeby.
Chwilę po banshee, korytarzem przeleciała chmara husków. Odbijały się od ścian i zamkniętych drzwi, szorowały pazurami po posadce, prowadził ich tajemniczy instynkt, lecz to stado w końcu także zniknęło.
Cisza. Powinni zacząć się do niej przyzwyczajać. Dawała pewność, że zagrożenie było gdzieś daleko. Poza ich zasięgiem. Że chwilowo są bezpieczni, choć ten czas mógł się gwałtownie skrócić gdyby jeden, nieostrożny, nierozważny ruch.
Sofia jednak wydawała się doskonale wiedzieć kiedy wolno, a kiedy absolutnie nie można. Poruszając się bezszelestnie, wspięła się na palce, podpierając o ramię Anthony'ego. Dosięgnęła do zwisającego przy jarzeniowej lampie pstryczka, schowek rozbłysnął światłem, a kobieta uśmiechnęła się do nich. Jej przyjazdny grymas nie zadrgał nawet, gdy spotkała się spojrzeniem z zaciskającą szczęki Jedore. Przeklinającego pod nosem mężczyznę zrozumiała wyłącznie Luna.
- Rozumiem, że macie dużo pytań. Postaram się na nie odpowiedzieć - zapewniła ich Sofie, przenosząc ciężar ciała z jednej nogi, na drugą. Rdzawe włosy, wypadały pojedynczymi kosmykami z zaplecionego i przerzuconego przez ramię warkocza. Odgarnęła te sprzed oczu.
-Nie wiem, o jakich owadach mówicie. Nie widziałam tu żadnych, choć nie ukrywam, że nie wychodzę poza ten wewnętrzny krąg. Nie wiem co jest na zewnątrz, zapewniam Was jednak, że nie prowadziliśmy tutaj żadnych eksperymentów na zwierzętach, czy insektach. Próbowaliśmy sobie też poradzić z naszymi problemami sami, ale...
- Ale coś chyba Wam nie wyszło? - wtrąciła Jadore, na co doktor ciężko westchnęła i chcąc nie chcąc, musiała przytaknąć.
To prawda. Przerosły nas konsekwencje. Jesteśmy tu uwięzieni, odcięci od świata i łączności. Dlatego laboratoria są zamknięte, a zniszczenie kompleksu daje jedyną nadzieję, że te bestie nie wydostaną się na Horyzont - podkreśliła. Determinacja, odbiła się w oczach Sofie.
- Prowadziliśmy tutaj standardowe badania. Modyfikacje genetyczne, wszczepy. Analizowaliśmy dane, przepuszczaliśmy zebrane informacje przez symulator. Ale pewnego dnia doszło do wypadku. Ktoś przywlókł tu te kolce, ktoś inny się o nie skaleczył przez swoją nieuwagę. Przemienił się w to, co nazywaliście jak? Wyjec? Rzucił się na nieświadomych laborantów, zagryzł ich. Zainfekował. Było to jak choroba. Zaraza, która rozprzestrzeniała się w krwi. Przestali być ludźmi, stali się... huskami - urwała, czując potrzebę gwałtownego zaczerpnięcia powietrza. Jedore chrząknęła, przez cały ten czas nie odrywała spojrzenia od kobiety. Kiedy otworzyła usta z zamiarem najprawdopodobnie zadania pytania, Sofie powstrzymała ją ruchem dłoni. Chciała kontynuować.
- Owszem, są tutaj jeszcze ludzie. Walczący o to, aby przeżyć. Część zamknięta w laboratoriach, inni na poziomie mieszkalnym. Nie wiem ilu, nie wiem czy próbują się stąd wydostać, próbowałam się do nich przedostać bezskutecznie, ale... Nikt nie powinien stąd wyjść. Nikt. Ryzyko jest zbyt duże. Musimy pogrzebać placówkę, zniszczyć kolce, każdego huska. Bierzcie co potrzebujecie z danych, nie wiem tylko po co, ale Wy rozumiecie, prawda? To nie one są tutaj najcenniejsze. To nie one są powodem naszej zguby.
- Gdzie one są? Kolce, główne laboratoria z danymi? - spytała Jedore, na co Sofie zamrugała. Rzeczowe pytanie, wytrąciło ją z rytmu, w którym dominowały emocje, z którymi sama kobieta się nie kryła.
- Na przedostatnim poziomie poniżej ziemi. W sercu Kloto. Można się tam dostać windą, jeżeli działa, można zejść schodami, a także wykorzystać przejścia ewakuacyjne, w którym na pewno w pierwszej kolejności zbierali się uciekający stąd luzie. I jeśli trafili na husków...
- ... Mogą już nie być ludźmi - dokończyła za nią Jedore, ściągając usta w wąską kreskę.
- Czy Twoja karta dostępu pozwoli nam wejść do laboratoriów?
- Tak. Otwiera większość drzwi. Pomogę Wam, jeśli Wy pomożecie mi - postawiła sprawę jasno, przestając miętolić między palcami rąbek lekarskiego fartucha.

Wyświetl uwagę Mistrza Gry
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 417
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

30 cze 2023, o 15:58

Obrzuciła spojrzeniem stojącego tuż obok niej Eduardo. Mimo, że zagrożenie tymczasowo minęło, mężczyzna trzymał uniesioną broń wycelowaną w drzwi ich kryjówki i wyglądał, jakby był gotów w każdej chwili otworzyć ogień. Powoli uniosła rękę i bez słowa położyła dłoń na jego przedramieniu, delikatnie zmuszając go do opuszczenia karabinu. Przypadkowy strzał mógłby nie tylko zwabić im na głowy kolejnych przeciwników, ale w tak niewielkiej, zamkniętej przestrzeni ewentualne rykoszety mogły sprawić sporo zamieszania, zwłaszcza, że mieli ze sobą nie chronionego pancerzem cywila. Gdy jej spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem mężczyzny, wolno pokręciła przecząco głową dając mu niemo znać, że to nie był czas ani miejsce na panikę i nerwowe działania. Sama nie czuła się pewnie w tej sytuacji i rozumiała najemnika, ale nie pozwalała by emocje wzięły nad nią górę. Wciąż mieli tu coś jeszcze do załatwienia, a jedynie rozsądek i planowanie dawały im szansę na dokończenie misji i wyjście z sytuacji w jednym kawałku.

Słysząc odpowiedzi Sofii przeniosła spojrzenie na rudowłosą. Co kilka chwil zerkała jednak na Jedore obserwując jak kobieta, najwyraźniej pozbawiona cierpliwości, kilkukrotnie przerywa monolog Sánchez.

- Czym są te kolce? To jakieś urządzenia? - odezwała się, gdy Sofia zamilkła, a Jedore wyraźnie się zamyśliła. Jej wzrok przeskakiwał między twarzami obu kobiet, w głowie zaś rodziło się kolejne przypuszczenie. Jedore nadspodziewanie łatwo zaakceptowała informację o “kolcach”, nie dopytywała się o ich działanie i pochodzenie, nie wyraziła żadnego zdziwienia, powątpiewania czy zaniepokojenia, a wręcz przeciwnie - wydawało się, że informacja od Sofii była tylko potwierdzeniem wiadomości posiadanych przez nią samą. Chciała tylko wiedzieć gdzie są - po co? By je zabrać? Czy to one były właściwym celem jej misji? Wydawało się, że wie o nich nieco więcej niż przekazała reszcie grupy, co nie znaczyło, że Tori pozostawi ich kwestię bez przynajmniej próby wyjaśnienia. Na razie nie zamierzała jednak komentować swoich domysłów, pozostawi to na później - pamiętała, jak najemniczka zareagowała na jej wcześniejsze pytanie o posiadaną wiedzę na temat tych zmodyfikowanych istot i oskarżenie o to, że wiedziała o nich zanim tu wylądowali. Reakcja była gwałtowna, ale kobieta ani nie potwierdziła, ani nie negowała jej słów - zamiast tego rzuciła zawoalowaną groźbę i ogólnikowe wyjaśnienie. W tej chwili Tori jednak była skłonna przysiąc, że Jedore albo zawczasu wiedziała coś, co przemilczała podczas odprawy, albo nagle postanowiła zmienić cel swojej misji i zdobyć “kolce” jako dodatkowe trofeum - To one zmieniły ludzi w te potwory? I to nie jest wasza technologia? Mówiłaś, że ktoś dostarczył je do placówki. Skąd? Jest ich tam więcej?

Zniszczenie placówki miało sens, jeśli wszystkie znalezione “kolce” znajdowały się już tutaj - na miejscu. Jeśli więcej urządzeń znajduje się poza ośrodkiem, był to raczej pusty gest, który pozwoli się jedynie pozbyć tych, którzy zostali już przemienieni, oraz wszystkich tych, którym udało się przetrwać, a którzy na śmierć nie zasłużyli. Nie wiedzieli także z jak liczebną grupą tych stworzeń mieli do czynienia. Były niebezpieczne, to prawda. Pierwsze ich starcie było gwałtowne, brutalne i krwawe, o czym świadczyły jej własne świeże rany, a gdyby napotkana przez nich grupa okazała się liczniejsza, szala zwycięstwa mogła łatwo przechylić się na drugą stronę. By oczyścić placówkę w sposób konwencjonalny potrzebowaliby wsparcia, a przy braku komunikacji i zagrożeniu ze strony statku Zbieraczy nieprędko mogli na to liczyć. Zniszczenie zatem jawiło się jako słuszna alternatywa, ale... Ale Tori nie byłaby sobą, gdyby tej myśli nie przysłaniała inna - na temat tych, którym - tak jak samej Sofii - udało się przetrwać i którzy liczyli na pomoc, a nie śmierć pod gruzami Kloto. W jej głowie pojawiła się także trzecia myśl - coś, nad czym jak do tej pory, w trakcie wszystkich swoich przygód, nie zastanawiała się nigdy: bilans zysków i strat. Czy niszcząc ośrodek i eliminując zagrożenie, które mogło rozpełznąć się po planecie i zagrozić innym - ale przy okazji zabijając tych pracowników ośrodka, którym potencjalnie mogła pomóc, postąpi słusznie? Czy wybór mniejszego zła i postawienie dobra większości nad dobrem jednostek mogło być słusznym działaniem, czy jednak powinna skupić się właśnie na tych jednostkach?

- Ma pani jakiś plan? W jaki sposób można zniszczyć Kloto? - spytała, by na wstępie ułagodzić Sánchez i uciąć ewentualne obiekcje - Jeśli mamy to zrobić, musimy działać szybko, a czas działa na naszą niekorzyść. Musimy zdobyć wasze dane badawcze, to było celem naszej misji od początku i to musimy zrobić najpierw, bo potem może już nie być czasu na wizyty w laboratoriach. Ale musimy ostrzec pozostałych. Czy korweta stojąca na lądowisku jest sprawna? Możemy skądś nadać wiadomość do ocalałych, żeby ewakuowali się na nią i uciekali z Horyzontu zanim zniszczymy Kloto? Powinniście tu mieć jakieś interkomy, system wewnętrznej komunikacji czy cokolwiek innego.

Plan był tak samo dobry jak i ryzykowny, a szansa na to, że uratują się wszyscy ocaleńcy niemal zerowa. Mogli napotkać podobną grupę husków jak - już dwukrotnie - napotkali oni sami. Na zewnątrz czekały insekty, które również mogły dać się uciekinierom we znaki. Ale ostrzeżenie pozostałych przy życiu i danie im chociaż szansy nadziei na ucieczkę było rozwiązaniem znacznie lepszym, niż po prostu pogrzebanie ich żywcem pod tonami gruzu i skał. Jeśli Tori nie może pomóc im osobiście, przynajmniej zagłuszy własne sumienie ostrzegając innych. Jej spojrzenie spoczęło na chwilę na kieszeni, w której Sofia ukryła swoją kartę - według jej słów klucz do większości przejść w Kloto - ale po chwili jej wzrok powędrował wyżej i zajrzała kobiecie głęboko w oczy. Jej ciało znów spowiła błękitna poświata biotycznej bariery, a ona sama odezwała się, wyprzedzając potencjalną reakcję Jedore i starając się brzmieć stanowczo - Najpierw musimy ostrzec pozostałych o planie zniszczenia ośrodka. Potem dotrzeć do danych. Zniszczenie ośrodka to ostatni, choć nie mniej ważny punkt programu - zdawała sobie sprawę, że w porównaniu z towarzyszącą jej trójką Słońc może wypaść blado, ale miała nadzieję, że uda się zaszczepić w rudowłosej choć odrobinę niepewności.
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Luna Reyes
Awatar użytkownika
Posty: 190
Rejestracja: 16 gru 2021, o 11:01
Miano: Luna Reyes
Wiek: 27
Klasa: Strażnik
Rasa: Człowiek
Zawód: Błękitne Słońca
Lokalizacja: -
Kredyty: 9.205

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

1 lip 2023, o 16:10

Fakt, że Eduardo był nerwowy i tak bardzo skłonny do strzelania nie napawał Luny jakimś szczególnym poczuciem bezpieczeństwa. Na szczęście na ten moment 'kryzys' w postaci ponownej strzelaniny został uniknięty, wszystkie maszkary na razie sobie poszły dalej. Można było przynajmniej normalnie oddychać, oddech bowiem wstrzymała, kiedy usłyszała pazury drapiące po ścianach. Najważniejsze, że Eduardo został powstrzymany przed jakąś bezmyślną akcją przez nią samą, i w dużej mierze przez Tori. Do fałszywego poczucia bezpieczeństwa jakie dawała panująca obecnie cisza, nie można było się jednak przyzwyczajać, było bowiem bardzo złudne i chwilowe. Trzeba było cały czas trzymać się na baczności. Słysząc przekleństwa wypowiadane przez Eduardo, tuż po tym jak w pomieszczeniu zapanowała jasność, uśmiechnęła się lekko pod nosem, rzucona bowiem wiązanka zdecydowanie oddawała jej własne uczucia i opinie na temat zaistniałej sytuacji.
-Te latające robale to musi być zewnętrzna robota. a więc ktoś dotarł tutaj przed nimi, choć w innej formie niż się spodziewali wchodząc do Kloto. Dwa osobne zagrożenia, z czego o jednym nikt nie ma pojęcia. Coraz lepiej.
Z odpowiedzi Sofii wyglądało na to, że to był przypadek tak naprawdę. Czy można jednak wierzyć jej słowom?
-Standardowe badania? Więc chcesz powiedzieć, że to wszystko co się tutaj dzieje to po prostu przypadek? Chyba kiepskie mieliście tutaj standardy bezpieczeństwa. stwierdziła z widocznym niedowierzaniem i ironią w głosie. Tori zadała już kluczowe pytania o te kolce, cokolwiek to nie było. Wydawały się one kluczowe. Choć chyba nigdzie po drodze nie widzieli nic co by pasowało do bycia zakwalifikowanym jako kolce.
Zniszczenie placówki ma sens, właściwie to duży sens i Luna nie miała z tym problemu najmniejszego. Jednak przybyli tutaj po dane badawcze i to zdobycie ich było najważniejsze.
-Najpierw idziemy po dane badawcze, to one są priorytetem. Może po drodze dostaniemy się do kilku osób, ostrzeżemy i niech one zajmą się ostrzeganiem innych i ewakuacją innych. Nie powinniśmy tracić czasu i ociągać się, tylko zniszczyć placówkę zaraz po zebraniu danych Luna chciała usunąć możliwość by huski i wszystkie inne obrzydlistwa stąd mogły się gdziekolwiek rozplenić. Zgodnie z tym czego się spodziewała Tori miała trochę inne zdanie na ten temat, Luna liczyła jednak, że zostanie po prostu przegłosowana i nawet Jedore nie będzie musiała używać swojej pozycji jako dowódcy misji by osiągnąć zamierzony rezultat.
Ostatnio zmieniony 4 lip 2023, o 23:07 przez Luna Reyes, łącznie zmieniany 1 raz.
ObrazekObrazek Statystyki:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 417
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

4 lip 2023, o 22:01

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Słysząc słowa Luny przymknęła na chwilę oczy, nie odwracając jednak głowy do meksykanki. Z jej piersi wydobyło się lekkie westchnienie zawodu. Tego się mogła spodziewać, zapewne takie same, choć jeszcze niewypowiedziane myśli krążyły teraz również w głowie Jedore i Eduardo, a może nawet i Whittakera, który dał już wcześniej do zrozumienia jakie są jego priorytety. Cel misji przede wszystkim. Czy tak już będzie zawsze? Czy Galaktyka jest tak spaczonym miejscem, że chęć niesienia pomocy, empatia i altruizm będą przez wszystkich postrzegane jako mniej lub bardziej szkodliwe dziwactwo, które trzeba ignorować lub omijać szerokim łukiem? A może to właśnie coś nie do końca w porządku było z samą Tori? Może - wychowana na wojskowych opowieściach swojego ojca, kibicująca jako dziecko filmowym egzekutorkom z widów akcji i żyjąca marzeniami o zostaniu w przyszłości komandoską - stworzyła swoją własną wizję wyidealizowanego świata, w którym w duszy każdej istoty rozumnej istniał pierwiastek dobra, czekający tylko na rozbudzenie i swoją szansę by się ujawnić?

Wspomnienie egzekutorek sprawiło, że przez chwilę pozazdrościła tym mistycznym wojowniczkom ufności we własne decyzje i pewności swoich przekonań. Ich Kodeks, zbiór ponad pięciu tysięcy sutr opisujących każdą możliwą sytuację w której egzekutorka mogła się znaleźć, był jednocześnie odpowiedzią i drogowskazem, czymś, czego Tori w tym momencie tak bardzo brakowało - pomocnej wskazówki, jakiegoś znaku Athame za którym mogła podążyć będąc pewna swoich decyzji i mając siłę, by przekonać innych do swoich racji. Działała jednak na ślepo, nie wiedząc z czym mają do czynienia i czy jej pomysły nie wyprowadzą całej grupy w jeszcze większe bagno problemów. Jak postąpiłaby egzekutorka T’Serra, o wyczynach której czasem wspominały media Thessii? Z pewnością zależałoby to od celu przyświecającego wojowniczce. Chronić niewinnych, ukarać winnego. Uratować osadę przed terrorystą, ale zniszczyć ją, gdyby mieszkańcy terrorystę ukrywali. Pomagać tym, którzy okażą się przydatni, ale eliminować tych, którzy stanowią przeszkodę bądź utrudniają realizację misji. Którą drogą podążyłaby T’Serra na jej miejscu? Próbowałaby chronić czy właśnie ukarać pracowników Kloto?

- Doktor Sánchez miała więcej szczęścia niż ustawa przewiduje, że jak do tej pory udało się jej uniknąć tych przemienionych - chwila na przemyślenia minęła, czas uciekał i z każdą chwilą ryzykowali ponowne wykrycie. Plan można było doprecyzować po drodze, ale Tori nie zamierzała rezygnować z próby przekonania reszty - Ale była sama, a w pojedynkę łatwiej się ukryć. Nam będzie trudniej, bo jest nas szóstka i to w pancerzach. Robimy sporo hałasu, trudno nam się ukryć. Będziemy łatwym celem - spojrzała na Jedore, przesunęła wzrok na Whittakera i Lunę - Jeśli powiadomimy pozostałych ocalałych o możliwości ewakuacji, mogą odwrócić od nas uwagę - zamilkła na chwilę, nie wierząc w to, co sama przed chwilą powiedziała. Powiedziała to na głos? To były jej słowa? Czy naprawdę chce wystawić na cel tych przerażających napastników wszystkich szarych pracowników Kloto? Może i nie byli kryształowi, może i prowadzili jakieś szemrane badania, eksperymentowali z tymi tajemniczymi “kolcami” zamiast wezwać odpowiednie służby i poinformować Cytadelę, może i byli winni temu całemu pandemonium, ale... byli tylko ludźmi. A zważywszy na fakt, że całe skrzydło ośrodka składało się z mieszkań, być może były tutaj i rodziny naukowców. Ich dzieci... Czy Tori będzie mogła w przyszłości spojrzeć na swoje odbicie w lustrze bez obrzydzenia? Czy sama staje się taką cyniczną istotą jak ci najemnicy? Myśli goniły w jej głowie, ale stopniowo zagłuszane były przez oparte na chłodnej kalkulacji, niemal wyrachowane analizy. Idąc grupą mogą mieć problemy - zarówno przy próbie dotarcia do laboratoriów, w nich samych, jak i podczas powrotu. Ośrodek i tak zostanie zniszczony. Tori może zrealizować swój plan - ci, którzy dotrą do korwety mogą się uratować. Ci, którym się nie uda odwrócą uwagę maszkar i husków i pozwolą zrealizować zadanie, być może ratując im zdrowie i życie - Narobią hałasu. Ściągną na siebie uwagę napastników. Części może uda się uciec, a pozostali... Zniszczenie ośrodka i tak byłoby dla nich wyrokiem śmierci - uciekła spojrzeniem w bok. Nie chciała, żeby ktokolwiek w jej oczach dostrzegł tą tak obcą dla niej chłodną kalkulację, wyrachowanie którego w tej chwili tak się wstydziła, mimo że wiedziała, że postępuje słusznie i to jest jedyny wybór zwiększający ich szanse - Na naszej drodze powinno wtedy być mniej tych istot, dostaniemy się do laboratoriów. Może nawet windą, to najszybszy środek transportu - przynajmniej o ile działa. Jeśli nie, możemy zaryzykować schody, ale po pierwsze zajmie to więcej czasu, a po drugie znów narobimy hałasu. Doktor Sánchez, czy z laboratoriów da się zniszczyć Kloto? Ale tak, żebyśmy mieli odrobinę czasu na ucieczkę? Czy musimy iść gdzieś indziej? Jeśli tak, może warto podzielić grupę? - zadając ostatnie pytanie odwróciła głowę znów w kierunku Jedore. W końcu to jej misja, niech decyduje. Tori podrzuciła już chyba wystarczająco dużo pomysłów.
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

6 lip 2023, o 18:59

Jedore nie słynęła z cierpliwości. Była kobietą czynu, o czym mieli już okazje się przekonać na własne oczy. Dyskusję i gdybania, ucinała do zbędnego minimum. Z niespotykaną szybkością, kodowała potrzebne informacje. Resztę, przepuszczała pomiędzy palcami traktując je z uwagą godną pyłu, który osiadł na jej naramiennikach pancerza.
Hamowała się jednak w obecności kobiety, której opowieść rzucała słabe, ale jednak jakieś światło na pogrążony w mroku ośrodek. Nie we wszystko wydawała się wierzyć, dopóki Sofia podtrzymywała jej zainteresowanie, stała względnie cierpliwie w miejscu starając się swoim kręceniem nie narobić zbędnego hałasu. Nie trudno było dostrzec, że od czasu do czasu, wymieniała porozumiewawcze spojrzenia z Eduarem. Mężczyzna z kolei w całości wycofał się z dyskusji. Pilnował drzwi, z góry godząc się we wszystkim z dowodzącą ich wyprawie kobietą.
Niezrażona sceptyczną postawą Jedore, rudowłosa wpatrywała się w twarz Tori, a także Luny ufnymi, dużymi oczyma.
- Nie wiemy tak naprawdę czym są te kolce. Zauważyliśmy reakcje, która zachodzi, gdy przebiją tkankę. To, jak zmienia się i mutuje ciało. To nie jest nasza technologia, ona tutaj była. Na Horyzoncie od wiele tysięcy lat. Wykopano kolce z ziemi, przypadkiem, na wykopaliskach, gdzie szukano czegoś w ogóle nie związanego z naszym ośrodkiem. Koloniści oddali je, nie wiedząc czym są. Prawdopodobnie to pozostałość jakieś starej, wymarłej rasy. Może protean? - zastanawiała się na głos, błądząc myślami gdzieś daleko od planety, na której obecnie się znajdowali.
- Pierdolenie - wypaliła Jedore, nie wytrzymując. Cierpliwość kobiety gwałtownie została ukrócona kolejnym, filozoficznym wywodem.
- Ja widzę sprawę bardzo prosto i klarownie. Potrzebujemy Twojej karty, a Ty naszej pomocy. Dasz nam dostęp do głównego laboratorium, do danych, po które tutaj przyszliśmy, a my pomożemy Ci po drodze podłożyć ładunki wybuchowe o ile takimi dysponujesz - streściła Jedore, nie dając sobie wejść w słowo, nawet, jeśli widziała, jak Sofia gwałtownie wciąga powietrze, a jej klatka piersiowa unosi się.
- Chciałabym powiedzieć, że rozumiem Wasze rozterki - tu zwróciła się zarówno do asari, jak i Meksykański, choć jej ciężkie, a także oceniające spojrzenie zatrzymało się przede wszystkim na Tori. - Ale to nie byłaby prawa. Nie jesteśmy misją ratunkową, nie będę brać odpowiedzialności za kogoś więcej. Jeżeli trafimy po drodze na jakiś ludzi, dla nich droga wolna. Muszą sobie radzić sami. I kategorycznie zabraniam rozdzielania się - podkreśliła tonem, który nie chciał słuchać sprzeciwów, ani też wdawać się w czcze dyskusję.
- Idziemy razem, w odstępach, jeśli trzeba, ale prędzej sobie wywalczę ścieżkę po trupach tych wyjców, niż będę się zastanawiać, czy zostawiając Was z tyłu nie zagryzie Was jakiś trup, czy inna zmutowana asari. Odpowiadam za Was, za Wasze głowy, weszliście tutaj ze mną i ze mną wyjdziecie. Prawda, Eduardo? - mężczyzna automatycznie przytaknął, poprawiając uchwyt na broni.
Sofia wypuściła powietrze ze świstem, którego głodniejsze tony przemknęły przez drogi słuchowe.
- Na poziomie głównego laboratorium znajduje się pomieszczenie ochrony. Mają tam zbrojownie, dostęp miał tam tylko szef ochrony. Kilka dni temu znalazłam go rozszarpanego, zabrałam jego nieśmiertelnik oraz kartę dostępu. To nasza przepustka i plan. Rozłożenie odpowiedniej ilości ładunków o mocy, która sprawi, że ziemia pogrzebie ten ośrodek, i te kolce. Można je odpalić jak już będziemy na powierzchni, prawda? - Jedore bez słowa skinęła głową na potwierdzenie, a kąciki ust Sofie nieznacznie drgnęły.
- Nie ma żadnej łączności w ośrodku. Nie ma szans, ani możliwości, aby ostrzec innych. Możemy powiedzieć, co planujemy, tym, których będziemy mijać na naszej drodze. Może im się uda, ale... Niestety, Wasza koleżanka ma racje. Nie możemy ryzykować własnym kosztem - choć nic, konkretnego, nie padło z ust kobiety, wydźwięk był jasny. Nie była za raunkiem wszystkich i każdego. Chciała przeżyć, a także pogrzebać to miejsce. Cel był jeden, nie obejmować ratunku dla pozostałych. Lekarka zmarszczyła brwi, niepewnie zerkając na Jedore, która ściągała wymownie usta.
- I tak musimy dostać się niżej. Będzie jeszcze czas na ostateczną decyzję, czy chcecie ryzykować i ostrzegać innych. Ci, którzy przeżyli i nie stali się wyjcem, przede wszystkim musieli się schować w odciętych, głównych laboratoriach. Jeśli jesteście gotowi, chodźmy. Do windy. Przy odrobinie szczęścia, będzie działać i zjedziemy z nią od razu na ostatni poziom.
- A jak nie?
- Jeśli nie przywołamy windy, bądź nie będziecie chcieli ryzykować ściągnięcia na nas uwagi wyjców, po prostu zejdziemy schodami.

Wyświetl uwagę Mistrza Gry
Luna Reyes
Awatar użytkownika
Posty: 190
Rejestracja: 16 gru 2021, o 11:01
Miano: Luna Reyes
Wiek: 27
Klasa: Strażnik
Rasa: Człowiek
Zawód: Błękitne Słońca
Lokalizacja: -
Kredyty: 9.205

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

9 lip 2023, o 00:48

Podejście praktyczne przede wszystkim. Luna jednak najbardziej ceniła życie swojej i życie grupy, z która tu przybyła, ludzi, których zna mniej lub bardziej, chociażby z widzenia. Cel misji był najważniejszy, po to tu przybyła i za to jej płacą. Tym razem to ona chce również osiągnąć pewien cel osobisty, będąc zmęczoną samotnymi zmaganiami w galaktyce i ciagłych zadaniach z zupełnie przypadkową zbieraniną, gdzie każdy miał zgoła inne cele. Ratowanie przypadkowych ludzi, szczególnie, że misją ratunkową nie byli może ich tylko narazić na większe niebezpieczeństwo. Jeżeli tutaj padnie trupem, zupełnie bezsensowanie, nikt jej za to nie podziękuje, co więcej wszyscy zapomną o tym dosyć szybko. Więc nie, ochrona swoijego tyłka i realizacja misji przede wszystkim. Można ze sobią zabrać co najwyżej Sofię, to jedna osoba, która dodatkowo przyczyni się do realizacji ich zadania. O ile nie odwali czegoś głupiego po drodze, bo to nie tak, że Luna ufała jej i jej wystarzonemu spojrzeniu.
-Czyli zaczęliście bawić się z przypadkowym znaleziskiem kogoś innego bez wcześniejszego upewnienia się, że jest to bezpieczne. Nie jestem naukowcem, ale nawet mi wydaje mi się to skrajnie głupie. Pendejos. Luna pokręciła głową. Sami na siebie na dobrą sprawę ściągnęli tą katastrofę swoją głupotą, jakoś Meksykance od razu jakoś mniej zrobiło się ich żal.
Brak łączności nie ma znaczenia. Skradanie się bez zwrócenia uwagi w tyle osób jest mało prawdopodobne. Wyciągniecie z zamknięcia paru osób po drodze po dane, po które tu jesteśmy i ostrzeżenie ich twarzą w twarz sprawi, że albo będa uciekać albo ratować innych. Nie ważne. Narobią hałasu i odwrócą uwagę husków. Lepiej, żeby zjadły ich niż nas. A uwolnieni pracownicy będą łatwiejszą zdobyczą niż my. I oczywiście idziemy wszyscy razem. Luna w sumie zgadzała się z Tori, takie odwrócenie uwagi to był dobry pomysł. Nie będą zbaczać z kursu, wystarczy kilka osób, z jednego, dwóch pomieszczeń, niech zaczną biegać w panice i staną się drugim śniadaniem. Nie uważała również, żeby rozdzielanie się, czyli osłabianie siły ognia było w obecnej sytuacji najgłupszym pomysłem.
-Chodźmy sprawdzić tą windę, zabierzmy dane. Możemy wypuścić kilka osób w drodze powrotnej, kiedy będzie czas, żeby spieprzać stąd jak najdalej. rzuciła wzruszając ramionami. Ściąganie husków tylko i wyłącznie na nich, kiedy zostaną zauważeni, zamiast rozproszyć ich uwagę na innych, było jej zdaniem ryzykiem, którego można było uniknąć, robiąc z innych potencjalnych ludzi posiłek.
ObrazekObrazek Statystyki:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 417
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

10 lip 2023, o 00:06

Co jest nie tak z wszelkiej maści naukowcami? Widzą jakąś obcą, nieznaną technologię i natychmiast myślą sobie “Na boginię, jaka fajna zabawka! Musimy ją wypróbować, zobaczymy co to robi!” Ciężko ogarnąć tym podobno mądrym umysłom, że takie działanie nie prowadzi do niczego dobrego? Gdyby asari chroniły tajemnicę wykorzystania Przekaźników Masy, reszta ras Galaktyki do dzisiaj tułałaby się po zaledwie okolicznych systemach korzystając z prymitywnych technologii które same wypracowały. Owszem, nie znaczy to, że firmy zarządzane i prowadzone przez asari są święte i idealne i że nie próbują zawłaszczyć sobie technologicznych rozwiązań, ale w porównaniu z ludźmi były zdecydowanie aniołkami. Doświadczenia Tori wskazywały jedno - gdy chodziło o chciwość, chęć ukrycia tajemniczego znaleziska i czerpania z niego przyszłych zysków na wyłączność - zawsze tyczyło się to rasy ludzkiej. Klendagon, Watson, a teraz Horyzont - co łączyło ze sobą te wszystkie odkrycia tajemniczych artefaktów stworzonych przez Athame wie kogo i spowodowane nimi problemy? Ludzka głupota, nieufna natura i chciwość zaszyta chyba w ich genach.

Zerknęła na Lunę, która zdawała się podzielać jej pogląd - przynajmniej w części dotyczącej głupoty naukowców uważających się za nieomylnych - a bardzo ryzykowny w jej opinii plan Jedore skwitowała jedynie wzruszeniem ramion i krótkim Jak uważasz. Najemniczka wydawała się nie przyjmować do wiadomości żadnych argumentów, a wystawianie całego zespołu na zwiększone ryzyko ataków mogło się prędzej czy później obrócić przeciwko nim wszystkim. Eduardo zdawał się zgadzać ze swoją szefową we wszystkim, jak tresowany pyjak. Co Jedore nie powie, on zawsze przyklaśnie i pokiwa głową. Zero inicjatywy. Albo był to standard wśród Słońc, albo jego iloraz inteligencji pozwalał jedynie na wykonywanie poleceń i naciskanie spustu karabinu kiedy tylko się da - i znów, jeżeli takie zachowanie i ślepe przytakiwanie dowódcy było wymogiem wśród Błękitnych, to Tori zaczynała szczerze współczuć Lunie. Meksykanka może w przyszłości mieć problemy z wpasowaniem się w wymagane “ramki”. Tori była również ciekawa, jak w całej tej sytuacji odnajduje się Whittaker, który jak do tej pory nie wdawał się w praktycznie żadne dyskusje czy rozmowy. Wydawał się być biernym obserwatorem, podążającym za resztą i zgadzającym się na wszystko, a jedyna chyba wymiana zdań w której uczestniczyła i Tori i on dotyczyła priorytetów misji i raczej nie sprawiła, żeby asari zaczęła zmieniać swoje zdanie o gatunku ludzkim. Tori przez chwilę zastanawiała się, jaką mężczyzna spełni tutaj rolę. Czy on również okaże się na tyle zainteresowany wspomnianymi przez rudowłosą “kolcami”, że przeniesie na nie swoją uwagę? Już wcześniej okazywał chęć dokładniejszego przebadania jednego z zabitych przemienieńców, czy teraz, będąc w pobliżu urządzenia które tego dokonało, będzie jeszcze bardziej ciekaw? Tori była już w tej chwili niemal pewna, że tajemnicza technologia była - lub właśnie stała się - przedmiotem zainteresowania samej Jedore, kwestią czasu będzie jedynie odkrycie motywów Whittakera. A choć Tori bardzo by chciała, żeby jej domysły i przypuszczenia co do prawdziwego celu misji okazały się jedynie szalonymi teoriami spiskowymi, na chwilę obecną niewiele wskazywało na to, że jest inaczej.

- Wszystko zależy od tego, jak głęboko są laboratoria. Ile to pięter? - zwróciła się z pytaniem do Sánchez, ale zanim ta zdążyła odpowiedzieć, Tori kontynuowała - Jeśli to głęboko, to jak już wcześniej wspomniałam winda jest szybsza, a chyba zależy nam na czasie. Nie wiemy, czy - ani kiedy - Zbieracze wpadną tutaj na pogaduszki. Na schodach łatwiej będzie nas zaskoczyć, w razie ewentualnej obrony na klatce schodowej narobimy sporo hałasu co ściągnie nam na głowy kolejne wyjce, a w zależności od tego, jak głęboko są laboratoria wędrówka nimi w dół i w górę na piechotę będzie hałaśliwa, wolniejsza i bardziej ryzykowna - na swoim omni-kluczu wywołała mapę ośrodka, którą wcześniej znaleźli w terminalu recepcji i zwróciła się ponownie do rudowłosej - Doktor Sánchez, w razie, gdyby coś poszło nie tak, proszę wskazać drogę do windy. Czy ma pani jakieś plany laboratoriów? Plany, które udało nam się znaleźć obejmują jedynie cywilną część kompleksu, a przydałoby się wiedzieć, w co się pakujemy pod ziemią.

Nie zamierzała kontynuować dyskusji dotyczącej wyboru drogi. Jedore i tak postanowi po swojemu, a choć Tori nie zgadzała się z założeniami planu najemniczki, niewiele mogła w tym momencie zrobić. Przeciąganie decyzji w nieskończoność w ich sytuacji nie było korzystne, a skoro nie będą nawet próbowali odwrócić od siebie uwagi wyjców i używać pracowników Kloto jako przynęty, muszą skupić się na sobie, a czas stawał się zatem zasobem równie cennym co pochłaniacze ciepła.

- Czas ruszać, straciliśmy go już tutaj wystarczająco dużo - przesunęła się w pobliże drzwi i położyła dłoń na klamce. Przyłożyła hełm do płyty drzwi starając się usłyszeć co się dzieje na zewnątrz i czy nie usłyszy dźwięków mogących świadczyć o tym, że zaraz za tą wątłą przeszkodą natrafią na komitet powitalny złożony z husków. Jeśli nikt z obecnych nie zaoponował, jako pierwsza - otoczona błękitną poświatą bariery i z pistoletem wycelowanym w głąb korytarza - wymknęła się na zewnątrz i starając się zachowywać możliwie cicho, po kilku ostrożnych krokach zatrzymała się czekając, by pozostali do niej dołączyli.
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Anthony Whittaker
Awatar użytkownika
Posty: 104
Rejestracja: 23 lis 2019, o 21:18
Miano: Dr Anthony Whittaker
Wiek: 47
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Specjalista ds. biotechnologii w ExoGeni
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 15.645

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

10 lip 2023, o 01:50

W trakcie rozmowy zdał sobie sprawę, że te humanoidalne potwory, z którymi spotkali się przed chwilą skojarzyły mu się z ofiarami zarodników Toriana, których zdjęcia znalazł wcześniej w dokumentacji Rufusa Santiago dotyczącej działań ExoGeni na Feros. Te tutaj miały jednak znaczne ilości modyfikacji cybernetycznych i silne odczyty piezo, o których nie było mowy w tamtej dokumentacji. Raczej wykluczone, żeby to, co ich tutaj spotkało było znowu powiązane z ExoGeni, ale jest to ciekawe podobieństwo, któremu warto się przyjrzeć, jeśli będzie okazja. Póki co takiej nie było, odłożył więc tę myśl na później jako mało istotny pomysł i zachował to drobne spostrzeżenie dla siebie. Słuchał towarzyszy, ale też nasłuchiwał dźwięków potencjalnego powracającego zagrożenia, mając broń opuszczoną, ale w gotowości.
Perspektywa działań dla Whittakera prezentowała się jasno. W zaistniałej sytuacji, niezależnie od strat należało zniszczyć placówkę. Nie było czasu ani zasobów na bardziej przyjemne działania, pomoc pracownikom nie wchodziła w grę. Powątpiewał nawet w osiągalność danych, a zrobienie z tej misji akcji ratunkowej w ogóle nie miało prawa się udać. Głównym celem teraz powinno stać się przede wszystkim, nawet kosztem zadania, własne przetrwanie. Nie chodziło o wycofanie się, ucieczkę. Wiedział, że nie zostałoby to przez resztę odebrane dobrze, sam zresztą nie chciał tak po prostu uciec. Chodziło o to, że w obliczu braku wsparcia i nieznanego zagrożenia sytuacja nie rysowała się w kolorowych barwach i nie można było sobie pozwolić na konwenanse ani nic co zagraża życiu bardziej niż to konieczne. Miał nadzieję, że w danych, które odnajdą dowie się czegoś więcej na temat tych kolców. Trochę ciekaw był, czy mają one powiązania z Torianem, choć zważywszy na to, że jest to Horyzont uznał to za raczej mało prawdopodobne. Bardziej istotne jednak dla niego było to czym one są i w jaki sposób są odpowiedzialne za te transformacje, które tutaj widzieli. Póki co nie wchodził w tryb produkowania hipotez na ten temat, a skupiał się na analizowaniu planu działania, co było pilniejsze i istotniejsze. Zgadzał się z Tori odnośnie ostrzeżenia dla pracowników, trochę była to kwestia tego, że jest to chociaż namiastka humanitaryzmu, na którą mogą sobie pozwolić, a trochę bezlitośnie strategicznego rozproszenia przeciwnika. Cieszyło go, że pozostali również w mniejszym lub większym stopniu tak postrzegają rzeczywistość w jakiej się znaleźli i nawet Tori jest skłonna na to się zgodzić. Bardziej jednak zaskoczyły go ostatnie słowa Jedore. Nie wiedział na ile to była czcza pogadanka, a na ile faktyczna troska o drużynę, ale zapunktowała u niego. Może jednak można mieć nadzieję na poleganie na sobie w mieszaninie losowych ludzi zgłaszających się po łatwy zarobek do najemników? Boże, to brzmi idiotycznie.
Z jednym tylko nie zgodził się z Luną.
- Nie jestem przekonany do co windy – odezwał się w końcu, przerywając swoje milczenie - hałaśliwe i może się zaciąć. Proponuję schody, będzie ciszej i bezpieczniej.
Ogólnie żałował podjęcia tego zlecenia. Do tej pory nigdy nie kierował się wypłatą, a naukową ciekawością w podejmowaniu się wszelakich zadań. Każdy naukowiec ma swój powód, dla którego robi to, co robi. Część z nich, tak jak Lena badała „dla rozwoju ludzkości”. Nie respektował tego typu ludzi, bo ta „pogoń za dobrem ludzkości” tak naprawdę była piękną ciekawością, którą sam się kierował i/lub chęcią bycia zapamiętanym, ale z jakiegoś niewiadomego powodu często owijana była w bawełnę, zakrawająca o megalomanię w niektórych przypadkach. Po co udawać zbawiciela, skoro można powiedzieć „robię to, bo to cholernie ciekawe i jestem świadom, że jeśli będę robił to dobrze to będę zapamiętany w podręcznikach”. Świat i tak zyskuje na uczciwej pracy naukowców bez wciskania na siłę pseudoaltruistycznych do porzygu dopowiedzeń. Anthony był jednym z tych, którzy pracują z ciekawości i pragnienia spełniania własnych ambicji, ale nie miał potrzeby udawania, że robi to dla kogoś. Robił to przede wszystkim dla siebie a osiągał kolejne kamienie milowe w karierze dla satysfakcji ich przekroczenia i spojrzenia na efekt ciężkiej pracy. Ramka z abstraktem wisząca nad biurkiem w jego mieszkaniu przypominająca o jego pierwszym artykule jest jednym z najdobitniejszych przekazów tej perspektywy. Nie robił tego dla świata, świat sobie poradzi, z jego pomocą czy bez. On ma cele dla siebie i ciekawość. Widzi kolce – jest ciekaw jak one działają. Widzi mutany – jest ciekaw czym się różnią od zwykłych organizmów. Ciekawość zaspokojona, cel osiągnięty, radość. I przy okazji pnie się w górę. Każdy ma swoje motywacje i są one właściwe tak długo, jak długo są nieszkodliwe i szczere. Jeśli ktoś chce odkryć coś wielkiego i być Homo prima, to super, ale po co wiecznie udawać, że jest w tym jakieś bezinteresowne dno. Nie ma czegoś takiego jak bezinteresowność, nawet w uczuciach. Według Anthonego człowiek podejmuje nawet najbardziej pozornie altruistyczne działania, by zostać nagrodzonym. Wyrzutem serotoniny, satysfakcją, miłością, sławą, zbawieniem, czymkolwiek. I jest to dobre i nie ma potrzeby tego ukrywać, bo taka jest natura ludzka. Złe jest, gdy próbuje się zgrywać, że tak nie jest, udając kogoś lepszego, kim się nie jest.
Tym razem jednak motywacją dla Anthonego w rzeczy samej były pieniądze za „medycynę estetyczną”, która nigdy go nie interesowała, wbrew swoim dotychczasowym pobudkom i nie wyszło mu to na dobre. Ważna lekcja o okrutnej prozie życia, ucząca boleśnie, by chrzanić ludzi o niejasnych celach, w tym najemników.
ObrazekObrazek

DANE TELEMETRYCZJE I SPECYFIKACJA PROCESORA BOJOWEGO:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

13 lip 2023, o 14:03

Spostrzegawczość < 20
Tori, Luna, Anthony, Jedore
Rzut kością 4d100:
7, 82, 74, 6


Tajny rzut MG
Rzut kością 1d100:
15


Zagrożenie < 10
Rzut kością 1d100:
37
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

13 lip 2023, o 21:17

Wyświetl wiadomość pozafabularną Determinacja odbijała się w oczach rudowłosej, drobnej lekarki i pomimo lichego światła, nie dało się jej przeoczyć. Była gotowa spełnić swoją obietnicę; z ich pomocą, bądź w pojedynkę.
- Główne laboratorium oraz pomieszczenie ochrony znajduje się na minus dziesiątym poziomie. Na minus dziewiątym są pomniejsze gabinety, tam również mogą ukrywać się pracownicy i laboranci... - urwała, napotkawszy uniesioną brew Jedore. Sofia, podniosła ręce odpuszczając, nie zamierzała przekonywać ich ani do pozostawienia ludzi na pastwę wynaturzeń, ani też do ratowania kogokolwiek poza ich już i tak liczną grupą. W przeciwieństwie do Jedore, która od początku zajęła praktyczne stanowisko i nie pozostawiała złudzeń co do swoich zamiarów. Nikt z tutejszych medyków nie należał do Błękitnych Słońc, z żadną też personą nie była związana kontraktem.
- Ciesze się, że mamy jasność co do cywili, których napotkamy na swojej drodze - podkreśliła, wodząc spojrzeniem od twarzy Luny, poprzez oblicze Tori i kończąc na dziwnie milczącym Whittakerze. Jedore obawiała się zwyczajnych, ludzkich odruchów. Empatii przysłaniającej momentami zdrowy rozsądek. Postawy niepoprawnego idealisty. I o ile o Lunę była spokojna, wiedziała wszak, że kobieta aplikuje do Słońc i jej obecność tutaj była niejako testem mającym sprawdzić skuteczność Latynoski w terenie, tak asari i ludzi lekarz stanowili dla nie zagadkę. Nie znali się, nie wiedziała czego się spodziewać. Ich ciche przyzwolenie, aby myśleć przede wszystkim o pomyślnym wykonaniu zadania i przeżyciu ucieszyła kobietę.
- Mapa znajduje się na moim omni-kluczu. Rozumiem, skąd to pytanie, ale zaręczam, że nie zamierzam opuszczać Was przed upewnieniem się, że ten ośrodek przestanie istnieć. Droga do zejścia w dół jest prosta, należy kierować się na południe, aż nie trafi się na klatkę schodową i szyb windy w tym samym miejscu. Czy możemy?
- Musimy - przytaknęła Jedore, zerkając przez ramię na mężczyznę. Ten, wyprostował się, dając niewerbalny znak, że jest gotowy opuścić schowek i wyjść na niebezpieczne korytarze Kloto.
- Idziemy w zwartym szyku. Eduaro prowadzi razem z Luną i Panią Doktor. Będę szła na końcu, zaraz przed Tobą, Tori. Nie zamierzam wywoływać wilka z lasu, ale Twoja bariera może uratować nam skórę gdyby coś poszło bardzo nie tak. Utrzymujmy tempo i starajmy się robić najmniej hałasu, jak to tylko będzie możliwe - wydała polecenia, dając im szansę trwającą nie dłużej niż kilka uderzeń serca na zgłoszenie swoich obiekcji. Ponieważ żadnych nie usłyszała, Jedore odpięła z zaczepów broń, zajmując pozycje zamykającej pochód.
- Po drodze jest kilka pustych pokoi, gdzie możemy się skryć, gdyby nasze ścieżki zamierzała przeciąć banshee. Są głośne, usłyszycie ich, zanim zjawi się w korytarzu. Wyłączcie latarki, w duchu policzę do dwudziestu i otwieram drzwi - palce Sofii otarły się o włącznik światła, a te zgasło. Mrok, otulił ich swoim płaszczem, oczy potrzebowały raptem momentu, aby przyzwyczaić się do ciemności i zacząć odróżniać kształty. Eduaro pchnął drzwi, przytrzymując je, aby przypadkiem nie zaskomlały. Wychylił się pierwszy, wyglądając na korytarz.
Pusty i cichy.
Dając znak, wyszedł, a za nim podążyła Sofia. Nie miała na sobie pancerza, stawiała lekkie i bezszelestne kroki. Dokładnie w to samo miejsce, w którym wcześniej stąpał mężczyzna. Narzucono szybie tempo, wymagające sprężystego kroku. Nasłuchiwali, lecz żadne niepokojące dźwięki nie dobiegły do ich uszu. Towarzyszył im wyłącznie własny oddech, trzepot serca w piersi, niekiedy brzdęk metalu przytłumiony przez ostrożnie stawianie kroki.
Gdyby wcześniej nie spotkali husków, można byłoby przysiąść, że ośrodek jest opustoszały i nie ma tu żadnego, żywego ducha poza ich grupą.
Szli prosta drogą, mijając zamknięte, bądź otwarte na oścież pomieszczenia. Z niektórych, padało odbicie tlącego się, awaryjnego oświetlenia. Pierwsza, dostrzegła je Tori. Litery nakreślone na ścianie, czerwone jak halogen wpadający na korytarz przez rozbite drzwi.

ONI NADEJDĄ I NAS WYBAWIĄ
Kształtne, zaokrąglone litery. Farba na tyle świeża, że miejscami skapywała po ścianie i osiadała na podłodze. Kiedy jednak podeszli bliżej, chcąc odczytać napis, być może dotknąć do słowa, aby upewnić się, że widnieje ono namacalne przed nimi, Anthony i Tori nie mieli złudzeń.
To nie była farba, tylko krew. Ludzka, sprzed kilku dni.
- Co do... - szepnęła Jedore, powstrzymując odruch uruchomienia skanu omni-klucza. Wielkie oczy Sofii, która tak jak oni przyglądała się słowom oraz krwi, wyglądały na autentyczne. Cofnęła się, nagle struchlała i niemalże wpadła na Anthonego. Bezgłośnie wyszeptała przeprosiny, pokręciła też głową, gdyż nie miała pojęcia skąd się tu wzięły.
- Chodźcie. To już za rogiem. Nie możemy się zatrzymywać. Winda faktycznie może przykuć ich uwagę, jest głośna, ale to dziesięć stopni w dół...

Wyświetl uwagę Mistrza Gry
Anthony Whittaker
Awatar użytkownika
Posty: 104
Rejestracja: 23 lis 2019, o 21:18
Miano: Dr Anthony Whittaker
Wiek: 47
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Specjalista ds. biotechnologii w ExoGeni
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 15.645

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

14 lip 2023, o 15:12

Z każdym krokiem Anthony czuł się coraz mniej pewnie. Rozglądał się bacznie, wodząc lufą broni po zakamarkach, z których mogło wychynąć potencjalne zagrożenie. Nie miał zamiaru dać się zaskoczyć. Blade światła oświetlały tu i ówdzie korytarze, szkicując kontury otoczenia. Nie było całkowicie ciemno, ale mężczyzna nie był fanem skradania się po omacku. Jeden z promieni padających na ścianę ukazał coś czerwonego. Whittaker podszedł bliżej.
- Co za chore gówno? – rzekł powoli, przeciągając sylaby, jakby był niepewny, czy to na co patrzy naprawdę istnieje. Zdał sobie sprawę, że patrzy na napis nabazgrany krwią. Odruchowo sięgnął lewą ręką ku Sofii, by ta się nie przewróciła na niego, ale na szczęście do tego nie doszło. W głowie pojawiła mu się masa rozważań, ale nie było czasu na stanie przed grafitti, z którego i tak nic sensownego nie wywnioskują, więc chciał zamknąć dyskusję zanim się w ogóle zaczęła.
- Nie mam pojęcia, kim są ci „oni”, ale jeśli mamy mieć do czynienia z fanatykami, nie będę miał skrupułów – chwycił ponownie karabin w obie ręce - Wy też nie miejcie. - rzucił ruszając naprzód, mając na celu zasugerowanie towarzyszom, że to właśnie należy zrobić. Zignorować napis.
W głowie jednak faktycznie kłębiła mu się masa przemyśleń. „Oni” mogło dotyczyć Zbieraczy, mutantów albo jeszcze kompletnie czegoś innego. Z jednej strony, ktoś mógł zwariować będąc na łożu śmierci, po tym co tu się wydarzyło i nabazgrać coś bez sensu. Z drugiej, możliwe, że faktycznie ktoś jest odpowiedzialny za celowe wywołanie tego bajzlu. Może ktoś ściągnął tutaj te cholerstwa kierowany jakąś swoją ideologią. Jeśli to drugie, chętnie pośle mu kulkę między oczy. W swoim życiu miał trochę do czynienia z ludźmi, którzy wpieprzali się z butami w czyjeś życie w ramach swoich poglądów i gdyby mógł odwdzięczyć się pięknym za nadobne chociaż jednemu z tego typu, byłoby miło.
- Dziesięć poziomów w dół jest lepsze niż dziesięć w górę. Chodźmy lepiej schodami, nie zwracajmy na siebie zbytniej uwagi.
ObrazekObrazek

DANE TELEMETRYCZJE I SPECYFIKACJA PROCESORA BOJOWEGO:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Luna Reyes
Awatar użytkownika
Posty: 190
Rejestracja: 16 gru 2021, o 11:01
Miano: Luna Reyes
Wiek: 27
Klasa: Strażnik
Rasa: Człowiek
Zawód: Błękitne Słońca
Lokalizacja: -
Kredyty: 9.205

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

16 lip 2023, o 17:11

W końcu pojawił się jakiś konkretny plan, albo przynajmniej cel, do którego będą zmierzać, zamiast odbijać się od pomieszczenia do pomieszczenia unikając bycia zjedzonym i licząc na uśmiech losu, który zdarza się wyjątkowo rzadko. Ich celem by poziom dziesiąty. Z takimi jasnymi wytycznymi do celu zdecydowanie łatwiej było działać.
Na słowa o pewności co do ratowania innych ludzi z Kloto, jedynie skinęła głową, jako, że nie było tutaj co już dodawać, na pewno nie w tej chwili i tracić czas na gadanie. Jak się nadarzy okazja to najlepiej będzie wypuścić kilka osób jako przynęte dla banshee. A jak dopisze im szczęscie to się uratują jak nie to nie. A może w ogóle im się taka okazja nie nadarzy, na tą chwilę nie ma zupełnie co gdybać. Słysząc, że ma iść na czele, po raz kolejny skinęła głową, rzuciła okiem na Akolitę, upewniając się, że wszystko jest w porzadku zanim w pomieszczeniu zgasło światło.
Ostrożnie stawiała krok za krokiem na korzytarzu, który jednak wydawał się cichy i gdyby nie światła awaryjne padające z niektórzych można by nawet powiedzieć, że otoczenie jest zwodniczo spokojne. Była na przedzie, więc z przygotowaną bronią wypatrywała i nasłuchiwała najmniejszej oznaki świadczącej o jakimkolwiek zagrożeniu.
Wydawało się, że coś przykuło uwagę Tori i Whittakera, coś co Luna pominęła. Po pytaniu Whittakera skierowała spojrzenie tam gdzie i on się patrzył i zmarszczyła brwi.
-Jeszcze kurwa jakieś religijne świry nam tutaj potrzebne. wyszeptała, po czym przerzuciła spojrzenie na Sofię, która jako jedyna miała szansę wiedzieć o co tutaj chodzi. -Co to do cholery jest? Kto to napisał? Bawicie się jeszcze w jakąś pieprzoną sektę tutaj? rzuciła przyglądając się Sofii. Nie było czasu na kontemplowanie napisu, ale dobrze było wiedzieć, jeśli czatuje na nich jeszcze jakiś wróg, którego jeszcze nie spotkali. Albo będzie to ktoś powiązany z tymi kolcami.
-Idziemy schodami, szczególnie jeśli drzwi do nich prowadzące są otwarte. Mniej hałasu, nie będziemy uwięzieni w metalowej puszczce i raczej nic nas nie zaskoczy i to my, przy odrobinie szczęścia będziemy mieć przewagę. rzuciła przytakując Whittakerowi. Przystąpiła z nogi na nogę czekając na decyzję innych i dokładając do swoich kalkulacji potencjalnych fanatyków religijnych. Jeszcze tylko tego tutaj brakowało. Fanatycy religijni, to jednak z grup ludzi, których nie znosiła najbardziej, więc tak jak i Whittaker, nie zamierzała mieć żadnych zahamowań.
ObrazekObrazek Statystyki:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 417
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

16 lip 2023, o 21:01

Polecenie Jedore przemilczała, obrzucając jedynie najemniczkę przeciągłym spojrzeniem, które przerwała odwracając głowę w bok nie chcąc, żeby jej oczy stały się zwierciadłem emocji gotujących się w jej wnętrzu. A było tego sporo, bo misja coraz mniej się Tori podobała. Szczególnym wrzodem była sama Jedore, która według wszelkich znaków na ziemi i niebie zdawała się zatajać informacje na tyle istotne, że mogły zaważyć na życiu zespołu i powodzeniu misji. Jej ślepe podążanie własną ścieżką i nie przyjmowanie żadnych argumentów również nie przysporzyły jej ani szacunku, ani zaufania, ani tym bardziej sympatii asari. Tori nie miała nic przeciwko rozsądnemu dowodzeniu, ale najemniczka w jej przekonaniu popełniała błąd za błędem i mimo jej zapewnień, że za nich odpowiada i że zamierza przypilnować, by wszyscy wyszli w jednym kawałku, lekarka przyjmowała polecenia z chłodną rezerwą. Jej również zależało na ukończeniu misji, czemu dała świadectwo przed chwilą - propozycja o użyciu cywilów jako wabików i odciągnięcia uwagi od oddziału kosztowała ją wiele i gryzła się z przekonaniami i zasadami Tori, ale asari zdawała sobie sprawę, że może nie być innego wyjścia, a wszystkich uratować się i tak nie da. Zwłaszcza, jeśli ośrodek wkrótce ma przestać istnieć. Po raz kolejny zastanowiła się, czy faktycznie musi iść z resztą, czy nie powinna się odłączyć, ale to - przynajmniej na razie - nie wchodziło w grę. Samotna byłaby bardziej narażona na ataki, nie znała ośrodka, nie miała karty dostępu, a do tego musiałaby się ścigać z Jedore i z pozostałymi. Pomijając już fakt, że nawet, gdyby jakimś cudem udało jej się samej i jako pierwszej dotrzeć do laboratoriów, odzyskać dane i wrócić, jedyną drogą powrotu była “Gwiazda”, czyli statek Jedore. Mimo wszystko uśmiechnęła się lekko do swoich myśli. Solowa misja mogła być wyzwaniem, ale miała wrażenie, że bez kiepskiego dowódcy byłoby jej łatwiej.

Czekając, aż wszyscy miną ją w korytarzu sprawdziła raz jeszcze czy pistolet nie wymaga przeładowania, skontrolowała magnetyczne zaczepy Amet na plecach i wraz z Jedore ruszyła jako tylna straż, co kilka kroków odwracając się by skontrolować korytarz za nimi i zaglądając w mijane odnogi korytarzy. Wszechobecna cisza panująca w korytarzach przerywana jedynie ich własnymi oddechami i stłumionymi krokami, alarmowe oświetlenie w mijanych pomieszczeniach i brak jakiegokolwiek ruchu sprawiały przygnębiające wrażenie, jakby znaleźli się w scenie z jakiegoś sennego koszmaru. Tori potrząsnęła głową starając się odpędzić od siebie negatywne myśli, ale gdy chwilę później jej wzrok zarejestrował napis na ścianie wewnątrz mijanego pomieszczenia, zatrzymała się gwałtownie.

- Czekajcie - rzuciła krótko i ostrożnie weszła do środka przez rozbite drzwi i rozglądając się na boki, czy nie czeka tu na nią jakaś niemiła, pazurzasta niespodzianka - Doktor Sánchez, czy wie pani coś na ten temat? - nie odwróciła nawet głowy, wciąż przyglądając się nierównym, kształtnym literom. Wyciągnęła dłoń dotykając farby - gdy powstawał napis, farba była zdecydowanie płynna i świeża, spływając nieco po ścianie i tworząc krople na podłodze, teraz była już zastygła - Kim są “oni” i co znaczy ten napis? - uświadomiła sobie nagle, że to, co brała do teraz za farbę, nie było nią. Napis namalowany został krwią - czerwoną, więc zapewne ludzką. Rozejrzała się jeszcze raz w poszukiwaniu zwłok, które nieznanemu autorowi posłużyły za wiadro z farbą - chyba, że autor użył własnej krwi. Słuchając komentarzy pozostałych nie odzywała się - nie było nic do dodania. Faktycznie, treść napisu sugerowała szaleństwo albo jakiś fanatyzm jego autora, ale o kim informowała? O efektach prac w laboratorium i ofiarach “kolców”? Czy może o Zbieraczach? Ta druga wersja nasunęła się niemal sama, ale Tori wiedziała, że patrzy na sytuację z perspektywy osoby, która może łączyć ze sobą wydarzenia, które raczej nie powinny być łączone. Napis nie był nowy. Zastygła krew mogła widnieć na tej ścianie nawet kilka dni, z pewnością nie była świeża, a atak zbieraczy nastąpił niedawno - godzinę temu? Dwie? Trzy? Ten, kto go tu zostawił musiałby znać przyszłość. Albo... wiedział więcej niż się wydaje, a to jednak było zapewne już tylko kolejną teorią spiskową rodzącą się w głowie asari i Tori z pewnością nie mogła jej brać na poważnie.

Dołączyła do pozostałych i ponownie zajęła miejsce na tyłach oddziału. Sposób zejścia niżej był już jak się wydawało przesądzony, pozostali członkowie zespołu niemal zgodnie opowiadali się za spacerem schodami.

- Czy poziom dziesiąty to ostatnie piętro? Możemy użyć windy dla odwrócenia uwagi. Puścimy ją na pusto - poniżej laboratoriów, jeżeli są jeszcze jakieś piętra pod nimi. Ktokolwiek zwróci na nią uwagę, będzie ścigał kabinę a my się przemkniemy. Albo wręcz możemy wezwać windę na nasz poziom gdy my będziemy schodzić w dół. No i pozostaje zaplanowanie drogi powrotnej - wspinanie się dziesięć pięter w górę jak doktor Whittaker zauważył nie będzie szybkie. Winda i schody to jedyne wyjście z laboratoriów? - ostatnie pytanie skierowała do rudowłosej.
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

17 lip 2023, o 09:52

Zagrożenie < 20
Rzut kością 1d100:
83
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

17 lip 2023, o 10:06

Wrzask.
Potworne i nieludzkie zawodzenie dochodzi do ich uszu. Jest blisko. Kolejna banshee. Zwietrzyła trop.
Sofia wzdryga się, przerażenie odbija się na jej twarzy zbyt widoczne, niż sama dziewczyna chciała dać po sobie pokazać emocje. Zaczyna panikować, lecz powstrzymuje te pędzące w jej głowie emocje nim na dobre rzuci się z krawędzi. Potrząsnąwszy głową, rozgląda się dookoła.
- Tam! - Eduardo wskazuje na wąski, boczny korytarz, ale Jedore go powstrzymuje.
- Idzie tu. Jak nas dopadnie w zaułku, mamy mniejsze szanse... - urywa, widząc minę doktor Sanchez. Patrzy się na nich za każdym razem tak samo - wielkimi, przestraszonymi oczyma. Ona już się nauczyła, oni jeszcze nie. Każde słowa rzucone w korytarzu, każdy głośniejszy szept do wabik. Próbowała ich uciszać, narzucać milczenie, ale... Cóż. Pokusa była silniejsza.
Słyszą, jak stwór teleportuje się. Skraca dystans, który dzieli go od windy, przy której się zatrzymali. Opustoszałe korytarze niosą echo biotyki. Nie uciekną. Nie ukryją się. Nie tym razem.
- Prosiłam! - cedzi przez zaciśnięte zęby Sofia, niemalże przylegając całym, wątłym ciałem do ścian.
- Ostrzegałam, że musimy być cicho! - dyszy, zmuszając siebie i panikę do trzymania się na wodzy. Do mówienia jak najciszej może, choć wcale jej tego nie ułatwiają.
Ledwo kończy zdanie, a dziesiątki drobnych kroków wypełnia korytarz. Nadciąga nie tylko banshee, ale cała horda. Husky zwabione dźwiękiem. Podążające za banshee tak, jak ona - na żer.
- Jasna cholera! - mężczyzna warczy, odbezpieczając broń i wychodząc przed szereg - przed Jedore - gotów ostrzeliwać pierwszy cień, który wypełznie z korytarza.
- Tori! Wzywaj windę! - może i za późno na dywersję, choć plan doktor Te'erii wydawał się sensowny, nie chciałaby jednak odcinać sobie potencjalnej drogi ucieczki. Już i tak nie narobią mniej hałasu, a jeśli sprawy potoczą się bardzo źle... Patrzy się na każdego, marszcząc brwi - Gdyby coś bardzo nie poszło... Bierzcie ją - mówiąc to, wskazuje na Sofie - I uciekajcie w dół. Do laboratoriów. Luna, dowodzisz! - wydaje rozkazy, po czym sama sięga do magnetycznego zaczepu po broń.
Pierwszy husk rzuca się z piskiem, za nim pędzą następni.

Wyświetl uwagę Mistrza Gry

Wróć do „Kolonia ludzka”