Kolonia ludzka jest jednym z najważniejszych, a przy tym najbardziej rozpowszechnionym, punktem na całej planecie. Codziennie trafia tu wiele osób różnych ras. Dzięki idealnemu położeniu, jest zaopatrzona w dostawy słodkiej wody, a klimatem przypomina nieco nizinną, środkową Europę.

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

[Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

14 kwie 2023, o 00:10

Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

14 kwie 2023, o 00:24

Minęło kolejne dziesięć minut, zanim statek osiadł na podłożu, a wszyscy gotowi do wyjścia mogli wyjrzeć na zewnątrz. Fregata wylądowała niedaleko skalistej plaży, będąc otoczoną teraz wysokimi klifami, za którymi rozpościerał się wysoki masyw górski. Fałda za fałdą zasłaniały widoki na czyste niebo i horyzont, dając złudne wrażenie spokoju podsycane intensywnym, kojącym szumem fal obijających się o kolorowe kamyczki. Łatwo było zapomnieć, idąc wzdłuż zatoki, że gdzieś, dziesiątki, jeśli nie setki kilometrów, w sercu kolonii ludzkiej osiada statek-potwór, rozpylając chemikalia, robiąc z kolonistami coś nikczemnego. Łatwo było zapomnieć, że pomimo środków ostrożności niemal nie zostali rozstrzelani, a być może ich obecność została także odnotowana. Każde z nich przypieczętowało jednak swój los stawiając stopę na Horyzoncie.
Kości zostały rzucone.
Daleko nie mamy do placówki, zrobiliśmy też nieco większe kółko, żeby jakiekolwiek radary na tym statku zgubiły nas. Tam dalej powinna być ścieżka. Tylko ostrożnie z wchodzeniem. — Wskazując palcem na jeden z klifów, Jedore ukierunkowała spojrzenia nieszczęśników na ich cel – kompleks oszklonych budynków wtulonych częściowo w zbocze góry, z drugiej strony będąc niedaleko pionowej ściany opadającej na dół. Ścieżka, o której mówiła najemniczka, okazała się być jednoosobowym, schodkowym przejściem, na którym trzeba było uważać. Niektóre kamienie były poluzowane, czasami trzeba było podpierać się rękoma, a i same skały były wilgotne od nieustannej obecności morza. Wędrówka była więc wyczerpująca fizycznie, ale też i psychicznie, szczególnie, jeżeli ktoś miał lęk wysokości bądź przestrzeni.
Anthony pomimo tych przestróg niemal skakał po przejściu, zdaje się chwytając w tym momencie boga za nogi, gdy ani razu nawet nie poczuł, że się ślizga. Widział jednak, jak idąca przed nim Jedore co jakiś czas potyka się, Lunie również raz czy dwa serce zabiło szybciej. Z całej ferajny ofiarą zdradzieckiego przejścia okazała się być Tori, która szła za jednym ze Słońc. Jak w zwolnionym tempie widziała, że temu umknęła stopa, a za nią poleciały ręce, które łapczywie próbowały chwycić się ściany obok. To się jednak nie udało i najemnik zwalił się prosto na asari, która przewracając się na swoje cztery litery przyrżnęła o wystający kawałek skały. Hełm zamortyzował uderzenie, ale lekarka przez chwilę myślała, że uczucie dzwonienia i czerń przed oczami oznaczają jej koniec. Udało się jej zatrzymać kilka metrów dalej na płaskim terenie, czując, że świat kręci się wokół niej. Reszta widząca tę podwójną lawinę mogła zauważyć, że o ile asari rusza się, lekko oszołomiona, tak jednemu z najemników nie poszczęściło się. Nieszczęśnik zjechał jeszcze niżej, obijając się o twarde skały i wylądował niżej od Te'erii, zastygając w nienaturalnej pozycji połamanych nóg.
Jedore natychmiast zeszła na dół, podchodząc do swojego podwładnego i sprawdzając jego parametry życiowe. Drugi z ochotników także przykucnął, sprawdzając delikatnie stan poszkodowanego. — Nie mamy czasu na to — mruknęła Jedore. Zerknęła na górę, do której nie mieli już daleko, po czym spojrzała na dochodzącą do siebie Tori, której ciągle kręciło się w głowie, ciągnęło lekko na wymioty... chociaż przynajmniej przestała widzieć potrójnie, co jeszcze chwilę temu było problemem.
Jeśli go zostawimy tak tutaj, równie dobrze możemy już teraz z nim skończyć. Mogę go zabrać na dół— pozostały podwładny Jedore odezwał się, oferując swoją pomoc, podczas gdy najemniczka wyglądała, jakby się jeszcze wahała, kładąc rękę na biodrze.

Wyświetl uwagę Mistrza Gry
Luna Reyes
Awatar użytkownika
Posty: 190
Rejestracja: 16 gru 2021, o 11:01
Miano: Luna Reyes
Wiek: 27
Klasa: Strażnik
Rasa: Człowiek
Zawód: Błękitne Słońca
Lokalizacja: -
Kredyty: 9.205

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

15 kwie 2023, o 09:59

Luna wolała się nie zastanawiać co dokładnie przedstawiał niezbyt wyraźny obraz z kamery przemysłowej i jakie to może mieć ewentualne skutki dla niej samej jak wejdzie w chmurę, albo zacznie ją wdychać. Nie było powodu by samego siebie straszyć tak bardzo naprzód. Tym bardziej, że nie mieli zbytnio wyboru i musieli zejść na dół. Po co więc zamartwiać się na przyszłość, tym bardziej, że mieli tak mało danych. I sygnał wysłany, a więc w razie czego ktoś przybędzie pozbierać ich ciała. Cudownie.
Nadszedł czas na podejście do lądowania. To był teraz największy problem, czy uda im się przemknąć niezauważonym, albo przynajmniej niezestrzelonym. Nie pozostało nic innego jak usiąść w jednym z foteli, przypiąć się pasami i mieć nadzieję, że Santa Muerte ma dzisiaj dobry humor. Dowód na to, że przypięcie się pasami to dobry pomysł, nawet jak na co dzień nie za bardzo lubi się przestrzegać reguł przyszedł niedługo później. Nim Jedore zdążyła się przypiąć pasami i powiedzieć coś jeszcze statkiem zatrzęsło tak, że najemniczka poleciała i przypieprzyła głową. Dobrze, że nie na tyle mocno, żeby to ją w ogóle wykluczyło z dalszej misji. A dowód, że pasy trzeba sprawdzać dostarczyła Tori, która z zepsutych pasów wyleciała i władowała się w Jedore. Kobieta z Błękitnych Słońc poszła opatrzyć głowę, a Luna upewniła się, niemalże instynktownie, że jej hełm jest na swoim miejscu i dobrze przypięty, po czym spojrzała na Tori.
-W porządku jaina? Trzymasz się?- takie zderzenie na pewno nie mogło być przyjemne, a potencjalne urazy jeszcze zanim się rzucą by zdobywać górę nie zwiastowały nic dobrego. Tak samo jak to, że w nich strzelili. To nie był dobry początek.
Przynajmniej wylądowali w jednym kawałku na plaży, choć to nie był ulubiony typ plaży dla Luny. Zdecydowanie lubiła piaszczystą, pełną słońca, którą można podziwiać z mojito w dłoni, a nie obawiać się czy uzbrojone robale cię zaraz nie zjedzą. Nie przepadała też za górami, nie była z cholernego Monterrey. Westchnęła wiedząc, że nie ma już odwrotu i udała się razem z resztą przed siebie. Dobre wiadomości były takie, że nie byli według Jedore nie wiadomo jak daleko od miejsca docelowego. Tutaj jednak zaczęła się zgubna część jaką było wchodzenie po niestabilnym gruncie, z którego co krok usypywały się mniejsze kamienie. Luna patrzyła pod nogi i przed siebie, starając się nie myśleć co może się stać jak się poślizgnie. Kilka razy miała nieco bardziej dramatyczne momenty jednak nic bardzo strasznego.
Takiego szczęścia nie miała jednak Tori, na którą niemalże na oczach Luny wpadł jeden z najemników i sprawił, że Asari mocno wyrżnęła głową. Cudownie, dwa uderzenia w głowę dwojga członków grupy zanim zaczęli cokolwiek robić. Najemnik, który wpadł na Tori miał jeszcze mniej szczęścia i szybko okazało się, że odpadł z misji na dobre. Luna ostrożnie zeszła niżej do Tori i delikatnie przytrzymała ją za plecy gdyby ta chciała zbyt gwałtownie wstać. -W porządku? Żyjesz? ciekawiło ją też co zadecyduje Jedore, nie powinna się w sumie wtrącać. Ciekawie będzie zobaczyć jak traktuje swój oddział w takich sytuacjach. Choć szczerze mówiąc, jeżeli jeszcze ktoś zacznie go znosić to ich siła ognia będzie mocno osłabiona.
ObrazekObrazek Statystyki:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Anthony Whittaker
Awatar użytkownika
Posty: 104
Rejestracja: 23 lis 2019, o 21:18
Miano: Dr Anthony Whittaker
Wiek: 47
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Specjalista ds. biotechnologii w ExoGeni
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 15.645

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

16 kwie 2023, o 17:20

Whittaker tak jak inni próbował wyczytać cokolwiek z obrazu kamery, jednak silne szumy i mała rozdzielczość obrazu, niewystarczająca do dużego powiększenia skutecznie to utrudniały. Od intensywnego wpatrywania się w terminal szare piksele mieniły mu się w oczach. Nie udało mu się dostrzec nic wartego uwagi.
Po ustaleniu podejścia, Whittaker zapiął pasy i miał zamiar włączyć na omni-kluczu lokalną bazę pobranych wcześniej danych, w nadziei, że znajdzie wśród nich coś przydatnego w kontekście chmury, Zbieraczy czy chociaż celu misji. Wówczas do pomieszczenia weszła Jedore i Anthony podnosząc rozświetloną pomarańczowym światłem głowę ujrzał, jak w wyniku gwałtownego manewru pilota Jedore i asari padają ofiarami turbulencji. Wrzasnął krótko z bezradności i zaskoczenia widząc ten inercyjny taniec Tori, któremu nijak nie mógł zapobiec by jej pomóc. Sam odruchowo prawą ręką chwycił złącze pasów, a lewą sięgnął za siebie, starając się trzymać karabin, w razie gdyby magnetyczny sprzęg kabury pancerza puścił pod wpływem przeciążeń. Zerwanie się broni z pleców było mało prawdopodobne, ale mógł dzięki temu poczuć się pewniej. W szczególności zważywszy na słowa pilota, który poinformował o osztrzale. Jakoś tak bezpieczniej ze świadomością, że jak coś, to ma się Windykatora do dyspozycji.
Niemniej, poczuł się głupio, gdy Jedore wspomniała o hełmach, bo akurat w momencie gdy to mówiła, to hełm Anthonego przeturlał się po podłodze na drugą stronę fregaty. Naukowiec wcześniej go nie założył, bo chciał przejrzeć dane bez konieczności mrużenia oczu i założyć go dopiero przy wysiadaniu. Sytuacja wskazała na to, że jednak może powinien był go założyć i modlił się w duchu, by najemniczka nie ujrzała ani nie usłyszała nakrycia głowy przewalającego się po statku, bo nie dość że wtedy Whittaker wyjdzie na idiotę, to jeszcze pewnie dostanie od niej zjeby za bycie idiotą. Koniec końców było to jednak bez znaczenia w kontekście bezpieczeństwa, bo jego pasy nie zawiodły.
Gdy fregata osiadła na lądzie, odpiął pasy, podniósł i założył swój hełm.
- No to siup – rzucił Anthony opuszczając statek. Idąc za Jedore podziwiał widoki, jakie rozpościerały się dookoła niego. Cholera, lubił być nad morzem, ale to góry rozpalały w nim prawdziwe szczęście. Wspinaczki i widoki ze szczytu, to dla tego człowieka było coś niebywałego, a połączenie obu tych atrakcji – morza jak i gór - w jednym miejscu było niemal jak wakacje. Starał się pamiętać o tym, że na wakacjach nie jest i lada moment ktoś może mu odstrzelić kuper, ale nie mógł powstrzymać podziwu dla otoczenia. Wtem za sobą usłyszał turkot kamieni toczących się w dół przejścia i ciche przekleństwo najemnika na które w ułamku sekund odwrócił głowę do tyłu, by zobaczyć co się dzieje. Zobaczył i usłyszał łomot spadającego najemnika a wraz z nim - asari.
- Te’eria! – wykrzyknął i ruszył w jej kierunku wraz z Luną, podczas gdy Jedore i drugi najemnik zajęli się swoim. Obserwując Lunę i zdezorientowaną asari, z omni-kluczem gotowym do podania mediżelu w razie potrzeby, czekał na decyzję najemniczki odnośnie rannego najemnika, który – tak na oko – mógł się pożegnać z chodzeniem na najbliższe kilka tygodni. Sam Anthony nie chciał się wtrącać bardziej niż to konieczne, jest naukowcem, jego robota dotyczy badań, a to Jedore powinna się znać lepiej na kwestiach taktycznych.
ObrazekObrazek

DANE TELEMETRYCZJE I SPECYFIKACJA PROCESORA BOJOWEGO:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 417
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

16 kwie 2023, o 22:21

Sprawy toczyły się własnym torem, a Tori uzmysłowiła sobie, że jakkolwiek by się nie starała i tak nie przekona Jedore do zmiany priorytetów. To proste, kobieta była najemniczką, miała swoje polecenia i rozkazy, a ponieważ to ona dowodziła misją, jej cele i plan działania były na pierwszym miejscu - Tori nie musiała się z tym zgadzać, ale powinna po prostu zaakceptować fakty. Była tutaj tylko pasażerem, który miał pomóc w wykonaniu zadania i tak naprawdę nie powinna nawet próbować wpłynąć na przebieg zlecenia. Za to jej płacili, a nie za wprowadzanie własnych standardów. I prawdę powiedziawszy rozumiała najemniczkę - gdyby to była misja Tori, oczekiwałaby tak samo, że dany jej do dyspozycji zespół będzie realizował jej założenia, plan i słuchał jej poleceń, a nie wyskakiwał z wolną amerykanką i swobodnie modyfikował plan działania. Lekkim zaskoczeniem było skierowane do nich pytanie o wybór sposobu podejścia, ale gdy decyzja została podjęta (i to o dziwo - całkiem demokratycznie), a plan wcielony w życie, dowodzenie przejęła znów Jedore. Reszcie pozostało tylko wycofać się z kokpitu i przypiąć pasami, oczekując na mniej lub bardziej udane lądowanie, zatem Tori skinęła kobiecie głową w odpowiedzi na podsumowanie i wraz z pozostałymi wyszła z kokpitu, zajmując miejsce i przygotowując się do desantu.

Pilot zdecydowanie nie przejmował się stanem pasażerów. Wchodził w atmosferę planety szybko i pod ostrym kątem, przez co lot był bardzo nierówny, co chwilę wpadali w mniejsze i większe prądy powietrzne które trzęsły statkiem na wszystkie strony. Zapinając mające utrzymać ją na miejscu pasy Tori sądziła, że dzięki temu przynajmniej uniknie obijania się o ściany i nabicia sobie przypadkowego guza, bo podchodzenie do strefy lądowania zdecydowanie w niczym nie przypominało powolnego i łagodnego wytracania wysokości w pasażerskich promach. Nie lądowali jednak w takim promie, a ich pilot zapewne właśnie robił wszystko co w jego mocy, by jak najszybciej zniknąć z radarów potencjalnych przeciwników i uniknąć przedwczesnego wykrycia. Albo korweta miała aerodynamikę jedynie odrobinę lepszą od cegły, co też wcale nie było takie nieprawdopodobne.

Nagły, gwałtowny manewr fregaty wywołał znacznie silniejsze szarpnięcie i wszystko, co nie było przymocowane do pokładu lub ścian na sztywno w jednej chwili poleciało w kierunku jednej z burt - wliczając w to również samą Jedore, która, wchodząc właśnie do ich pomieszczenia straciła grunt pod nogami. Trzymające Tori w ramionach i pasie pasy napięły się, mimo ubranego pancerza wyciskając jej na moment dech z piersi i nagle puściły - Tori usłyszała tylko trzask puszczającej klamry i sekundę później, zasłaniając odruchowo głowę rękoma, leciała również, podążając śladami najemniczki. Bardzo dokładnymi śladami, bo gdy Jedore uderzyła w ścianę przegrody, Tori zderzyła się z nią ze zgrzytem ocierających się ceramicznych płyt ich pancerzy.

Pozbierała się z ziemi tak szybko jak się dało i dotarła z powrotem na fotel - tym razem inny niż ten felerny, na którym przyszło jej siąść wcześniej, wcisnęła się w siedzenie tuż obok Luny i dokonując ekwilibrystycznych cudów mimo wciąż trzęsącego się i podskakującego statku dopięła klamry pasów, kontrolnie szarpiąc je jeszcze dla sprawdzenia czy te przypadkiem także nie będą miały zamiaru spłatać jej psikusa.

- Na szczęście miałam poduszkę bezpieczeństwa - zerknęła na Lunę odpowiadając jej dopiero, gdy była niemal pewna, że tym razem pasy powinny ją utrzymać - I to nie ja huknęłam w ścianę. Ale też... myślałam, że Słońca są lepiej doinwestowane i takie cuda jak wadliwe pasy się u nich nie zdarzają...

Dalszy lot do wybranego miejsca nie był bardziej komfortowy, ale przynajmniej tym razem pilot nie rzucał nimi o ściany przy każdym manewrze - albo faktycznie udało się ukryć przed przeciwnikiem, albo Jedore zdążyła go opieprzyć gdy poszła zrobić sobie opatrunek. Cokolwiek by to nie było - kilka minut później statek osiadł na twardym podłożu - co odczuli wszyscy, gdy uderzenie podpór o podłoże szarpnęło nimi po raz ostatni i nagle rozdygotana sterta metalu będąca ich statkiem znieruchomiała.

- Wszystko w porządku? Nic poważnego sobie nie zrobiłaś? - otaksowała Jedore spojrzeniem gdy cała szóstka stanęła na skalistej plaży. Mogła w sumie odpalić skaner medyczny, ale nie została o to poproszona, a najemniczka nie wyglądała na taką, którą by byle skaleczenie i siniaki eliminowały z akcji. Poza tym mogła sobie nie życzyć skanowania i - naturalnie - kosztowałoby to odrobinę czasu. Czasu, którego i tak nie mieli zbyt wiele. Szalone manewry pilota kupiły im kilka dodatkowych minut, ale teraz, obserwując górujące nad nimi klify i widząc występy skalne górnolotnie nazwane przez Jedore “ścieżką”, Tori zaczęła żałować, że podsunęła tą propozycję. Lądowanie tuż przed bramą w chwili obecnej jawiło się jako wielce obiecująca alternatywa.

Ścieżka była stosunkowo niebezpieczna - śliska i stroma, z obluzowanymi fragmentami skał i grubym żwirem sypiącym się spod stóp gdy stawali na mniej pewnie osadzone bloki skalne - ale w innych okolicznościach, poświęcając odpowiednio dużo uwagi i rozsądnie gospodarując czasem mogła być bardzo ciekawa z estetycznego punktu widzenia. Szła krok za krokiem, dość często pomagając sobie rękoma w bardziej stromych miejscach i upewniając się przy każdym kroku, że jej stopa nie ucieknie wraz z oderwanym fragmentem ścieżki albo nie zjedzie na śliskiej skale i nie pociągnie jej ze sobą w dół. Mimo skupienia i uwadze poświęconej wspinaczce i mimo świadomości uciekających między palcami cennych minut, Tori co i rusz zerkała w kierunku otoczonej skałami zatoki łagodnie falującego morza, połamanych płyt ciemnego kamienia tworzących plażę i podziwiając - było nie było - piękny widok. Jak się po niewczasie okazało, nie było to rozsądne. Wpatrzona w roziskrzoną odbitymi refleksami wodę usłyszała stłumiony okrzyk najemnika idącego przed nią i hurgot kamieni, a po chwili coś ciężkiego i wierzgającego uderzyło w nią z całym impetem. Przez chwilę nie wiedziała gdzie jest góra a gdzie dół, ramionami uderzyła o jakiś występ skalny, coś huknęło mocno w tył jej hełmu sprawiając, że przed oczyma zobaczyła czarne plamy, a ciśnienie krwi zaszumiało w uszach. Rozpaczliwie i zdecydowanie po omacku starając się złapać czegokolwiek co sprawi, że nie poleci w dół ścieżki i nie złamie sobie karku zanim zdąży polecić swoją duszę Athame uderzyła plecami o kolejny skalny występ - to uderzenie, mimo że już drugi raz w ciągu kilku minut wycisnęło jej z piersi powietrze, zatrzymało jednak upadek.

Przewróciła się z pleców na brzuch i powoli zbierając się w sobie stanęła na czworaka. Mroczki powoli zaczęły ustępować, pozostawiając w ustach nieprzyjemny, metaliczny posmak i rosnący ból głowy. Miała lekkie nudności, była obolała, wciąż jej dzwoniło w uszach i mimo, że jej ciało wysyłało jednocześnie wiele sygnałów alarmowych, umysł po pierwszym oszołomieniu na powrót funkcjonował jasno, diagnozując obserwowane objawy jako książkowy wręcz przykład wstrząśnienia mózgu. Poczuła na plecach dotknięcie i uniósłszy głowę dostrzegła stojącą obok Lunę. Z wdzięcznością przyjęła pomocną dłoń i powoli podniosła się do pionu, starając się, by nudności nie sprawiły, że zaraz zapaskudzi sobie hełm od wewnątrz - Do dwóch razy sztuka. Oby nie do trzech - odparła na pytanie meksykanki - Choć tym razem Athame nie dała mi poduszki bezpieczeństwa żeby to zamortyzować. Co to było...? - uświadomiła sobie, że to ciężkie i wierzgające coś, co ją zepchnęło ze ścieżki, musiało być kimś, kto idąc przed nią poślizgnął się lub stracił równowagę. Rozejrzała się wokół, dostrzegając kilka metrów niżej jednego z ludzi Jedore, leżącego z nienaturalnie powykręcanymi nogami - Co z nim? Żyje?

Szybko stało się oczywiste, że najemnik miał mniej szczęścia niż Tori i nie tylko nie będzie w stanie kontynuować misji, ale i o własnych siłach raczej nawet nie uda mu się wrócić do statku. Słysząc jednak słowa drugiego z mężczyzn Tori - mimo wciąż nieco zaburzonemu poczuciu równowagi i wciąż dochodząc do siebie - spojrzała na niego nieco łaskawszym wzrokiem. Kto by pomyślał, jednak w najemnikach są jakieś ludzkie odczucia. Pozostawianie jednego ze swoich na pastwę niebezpieczeństwu byłoby zdecydowanie podłym zagraniem, pokazującym odczłowieczenie i wypranie z emocji. Jednak tak nie było w tym przypadku - oferta pomocy rannemu i zaniesienie go do statku była normalnym, ludzkim odruchem. Problem tylko w tym, że zgoda na taką akcję oznaczałaby zmniejszenie oddziału o jego trzecią część, bo z pewnością nie mają tyle czasu, by bezpiecznie dostarczyć rannego na pokład i wrócić do przerwanej wspinaczki. Albo Jedore zminimalizuje straty własne i pójdą dalej w piątkę, albo będą się musieli rozdzielić - innej możliwości nie było. Tylko co wtedy? Czy Jedore i Luna jako dwójka najemników ze wsparciem uzbrojonego naukowca i lekarki będą w stanie obronić się i zakończyć misję sukcesem w razie ewentualnego wykrycia ich i ataku przez zupełnie nieznanego przeciwnika?

Argumentem przemawiającym za tym, że we czwórkę nie stoją na spalonej pozycji był fakt, że Tori nie czuła się “tylko” lekarką. Od jakiegoś czasu obracała się już w kręgach najemników i wiedziała, a przynajmniej była przekonana o tym, że w razie potrzeby stanie na wysokości zadania. Whittaker mówił coś wcześniej o swoim karabinie i wygodzie jego noszenia, więc też być może wiedział z której jego strony wylatują pociski, a w takim razie może resztę oddziału pozytywnie zaskoczyć.

- Jedore! - odezwała się, chcąc zwrócić na siebie uwagę ich dowódcy - Niech go odprowadzi do statku, ale niech czekają na nasz sygnał i odbiorą nas spod bramy gdy będziemy gotowi. Musimy dać radę bez wsparcia. Mniejszy oddział może się łatwiej przemknąć albo schować. W razie czego będziemy improwizować.
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

19 kwie 2023, o 16:48

[h3]Szansa Jedore na niewysłanie wsparcia z powrotem do statku[/h3]
70% - 15%[Tori prosiła] = 55%
0

[h3]Spostrzegawczość[/h3]
1 Tori 2 Anthony 3 Luna
50%
1

[h3]Ciekawostka time[/h3]
1 Anthony - 75% 2 Tori - 50%
2
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

19 kwie 2023, o 22:53

Wyświetl wiadomość pozafabularną Leżący, poturbowany najemnik nie dawał znaku życia, chociaż zarówno jego kompan, jak i Jedore potwierdzili jego żywotność. Pomimo tego ofiara sił natury była w naprawdę opłakanym stanie – powykręcane nienaturalnie nogi sugerowały poważne złamania, a prawdopodobnie jedynym, co powstrzymywało nieszczęśnika przed niemożebnym wrzaskiem pełnym bólu było omdlenie, być może spowodowane zbyt mocnym uderzeniem głowy o skały. Problemem było jednak bezpieczne przetransportowanie go z powrotem na dół, a nawet jeśli udałoby się wykombinować coś z tym, to ich siła ognia zmniejszyłaby się o dwie osoby, nie jedną.
Jedore ewidentnie rozważała wszystkie opcje, będąc obserwowaną w napięciu i nawet poganianą przez Tori. Przez wizjer jej hełmu wszyscy mogli ujrzeć minę pod tytułem "w sumie się tego spodziewałam", gdy asari jako jedyna zaczęła bronić humanitarnego podejścia w połowie niebezpiecznej, ryzykownej misji. A jednak, kobieta wahała się, dotykając na razie bezwładnego ciała i sprawdzając jego stan. W końcu wstała i zerkając po wszystkich, zarządziła: — Idziemy dalej.
Nie powiedziała ani słowa więcej, zaś jej bezpośredni podwładny nie oponował dalej, wstając tylko i powoli ruszając pod górę. Najemniczka wyłączyła chwilowo komunikację między zespołem, ale co bardziej spostrzegawczy widzieli, że rozmawia na zamkniętym kanale. Po jakiejś minucie wróciła na ich łączność, dopowiadając: — Wysłałam po niego zespół z Gwiazdy. — Jakby chciała ich uspokoić.
Pomimo lekkich, ustępujących powoli zawrotów głowy, Tori mogła wspinać się dalej, tym razem znacznie ostrożniej, podobnie zresztą jak inni. Raz czy dwa osunęła się komuś stopa, ale oprócz przyspieszonej akcji serca nic poważniejszego się nie stało. I tak w końcu jeden po drugim wszyscy stanęli na szczycie klifów, wpatrując się prosto w szklany kompleks. Jeśli ktoś chciał w drodze do bramy odwrócić się, mógł ujrzeć zapierający dech w piersiach widok osłoniętej zatoki, która wpływała prosto w niższe w tej części, zielone jeszcze góry. Gdzieniegdzie w oddali utworzone były niewielkie jeziorka przymorskie, zaś tym co bardziej bojaźliwym mogło się wydawać, że wiejący na tej wysokości wiatr za chwilę zdmuchnie ich z ostrych klifów prosto na dół, ku ich przeznaczeniu. Nie musieli obawiać się jednak już o podwinięcie nogi, bowiem grunt był ponownie stabilny, z połaciami zieleni i nagimi skałami wyrastającymi ze zbocz. Przed nimi wyrastały strzeliste szczyty górskie, które im wyżej, tym bardziej traciły na kolorze, zyskując nieco surowości.
Przytulony do masywu był ośrodek badawczy, kilkuczęściowy, oszklony kompleks mogący pomieścić sporą ilość pracowników. Idąc w jego stronę, nie widzieli, co jest w środku głównie przez wykonanie szyb – zapewne od wewnątrz prezentowały one cudowne widoki, ale z ich perspektywy okna były lustrzanym odbiciem. Podchodząc bliżej do około dwumetrowej siatki, wszyscy mogli mieć także wgląd w tylny dziedziniec, czy raczej małą przestrzeń parkową z małym kwietnikiem i kilkoma ławkami. Nieco dalej widoczna była palarnia i parę stolików z pozostawionymi na nich kubkami i talerzami. Wokół była jednak cisza tłamszona wyciem wiatru i szumem morza.
Niewielka bramka była zamknięta na kartę, był też interkom, ale Jedore nie kwapiła się z wduszaniem przycisków, tylko od razu zaczęła obchodzić zabezpieczenia, całkiem szybko otwierając im przejście do środka. Zapytana o tak ordynarne wejście, odpowiadała tylko: — Za cicho jest tutaj, lepiej niepotrzebnie nie robić hałasu. — Idąc ładną, żwirową ścieżką nadal nie widzieli żadnych oznak życia. Przynajmniej kobieca część najętego zespołu, bowiem Anthony'emu wydawało się, że coś mignęło mu na granicy wzroku na tarasie widokowym, który było częściowo widać z ich pozycji. Równie dobrze mogła to być iluzja, szczególnie, jeżeli nie było nadal niczego nie słychać.
Mam złe przeczucia co do tego — burknął pozostały żołnierz Słońc, podchodząc do jednego ze stolików i podnosząc kubek z dopitą do połowy kawą. Na ceramice widoczne było fikuśnie wyglądające logo, coś, co można było zidentyfikować jako wrzeciono przecinające ludzkie DNA. Wpatrując się w to, Whittaker przypomniał sobie właściwie drobną ciekawostkę, którą musiał kierować się dział marketingu – nazwą klotho opatrzony było jedno z białek odpowiadających za proces starzenia odkryty dawno temu, jeszcze w XX wieku.
W międzyczasie Jedore próbowała otworzyć obudowane drzwi do środka, ale ponownie były one zamknięte. Spróbowała obejść zabezpieczenia, jednak po krótkiej chwili zaklęła pod nosem i porzuciła to zajęcie, rozglądając się ostrożnie wokół i pukając cicho w lustrzaną szybę obok.
Drzwi są zamknięte, co za niespodzianka. Nie mam pojęcia, co się dzieje w środku, ale ta cisza mi się nie podoba na tyle, że próba kulturalnego pukania jest ostatnią rzeczą, którą mogłaby się udać. Proponuję nie wiem, ktoś z was może spróbuje obejść zabezpieczenia, możemy jeszcze poszukać wokół jakiegoś otwartego przejścia, ewentualnie może znajdziemy jakąś zagubioną kartę dostępu? Zawsze też możemy na chama wybić szybę... ale to będzie głośne — oficerka Słońc zerknęła na wszystkich wokół, czekając na podjęcie którejś z sugestii.

Wyświetl uwagę Mistrza Gry
Luna Reyes
Awatar użytkownika
Posty: 190
Rejestracja: 16 gru 2021, o 11:01
Miano: Luna Reyes
Wiek: 27
Klasa: Strażnik
Rasa: Człowiek
Zawód: Błękitne Słońca
Lokalizacja: -
Kredyty: 9.205

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

22 kwie 2023, o 04:20

Decyzja jak zawsze nie była prosta. Wszystkim nie dało się pomóc. Ale utrata dwóch osób, jednej ofiary wypadku, drugiej, która ją transportowałaby z powrotem oznaczałaby dużą utratę siły ognia. Tak samo jak ich oczekiwanie na rozwój sytuacji i zbyt długie zastanawianie się. Jeżeli mieli uratować ludzi z kolonii jak i to po co przybyli tutaj w pierwszej kolejności trzeba się pośpieszyć. Robale nie będą na nich czekać.
-To chyba najlepsza decyzja. Drugi zespół weźmie go i bezpiecznie odtransportuje, a my możemy ruszyć dalej.- podkreśliła, najpradwopodobniej chcąc ułagodzić Tori, która jak nauczyło Lunę doświadczenie, będzie niezadowolona z takiej sytuacji. Sama jednak tak szczerze uważała. Nie byli barbarzyńcami by porzucać rannych, jednak nie osłabiali również siebie samych i nie tracili czasu. Wybrali najbardziej optymalne, jeśli można o takim mówić, rozwiązanie w obecnej sytuacji.
Wspinaczka nie napawała Luny optymizmem, jednak szczęście wydawało się być po ich stronie. Mimo kilku jeszcze stresujących sytuacji w postaci złego postawienie stopy i obsunięciu się kilku mniejszych lub większych kamieni, to udało się już uniknąć takich drastycznych i dramatycznych sytuacji jak te sprzed kilku chwil. W trakcie wspinaczki kilkukrotnie obróciła się i spojrzała za siebie. Widok zatoki faktycznie robił niesamowite wrażenie. Przez chwilę nawet żałowała, że nie jest tutaj w celach turystycznych by chłonąć takie widoki. Mimo, że wolała cieplejszy klimat, to trzeba przyznać, że i tutaj było uroczo, chociaż surowo.
W końcu udało im się dotrzeć do ośrodka badawczego, w dużej części szklanego, choć niestety z zewnątrz nie było ono przezroczyste, nie dało się więc nic zobaczyć. Jednak już na pierwszy rzut oka dało się zobaczyć, że jak na placówkę badawczą było tutaj zdecydowanie zbyt cicho. Kręcący się naukowcy i ich asystenci powinni wypełniać to miejsce. Najemnik ze Słońc wypowiedział na głos jej przeczucia. Spojrzała na Tori, rzucając jej pytające spojrzenie. Miała nadzieję, że Asari doszł do siebie, bo wyglądało na to, że czas na prawdziwą akcję się właśnie zaczyna. Drzwi natomiast okazały się zamknięte, co za niespodzianka. Luna skinęła głową na słowa Jedore.
-Spróbuję obejść zabezpieczenia. Ze dwie osoby moga obejść wokół i zobaczyć czy nie ma jakiegoś innego punktu dostępu. Leżąca na ziemi karta wejściowa, to chyba byłoby za dużo szczęścia na raz. powiedziała po czym przystąpiła do próby otwarcia drzwi.
ObrazekObrazek Statystyki:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 417
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

22 kwie 2023, o 11:58

Zerkając na poturbowanego najemnika Tori zagryzła wargi. Już na pierwszy rzut oka widać było, że stan mężczyzny wymaga pomocy lekarskiej - i to w zakresie, którego ona nie mogła w chwili obecnej zagwarantować. Ostrożnie stąpając zbliżyła się do Jedore i drugiego z najemników pochylonych nad rannym i uruchomiwszy swój omni-klucz odpaliła oprogramowanie medyczne, robiąc szybki skan nieprzytomnego. Wyniki potwierdziły to, co było widoczne na pierwszy rzut oka - złamania obu nóg, w tym jednej dwukrotne, ale także dyslokacja stawu barkowego i złamanie nadgarstka jednej ręki, oraz - mimo założonego pancerza - stłuczenie żeber. Najważniejsze było, że mężczyzna żył i nie odniósł żadnych obrażeń wewnętrznych, co dawało nadzieję na uratowanie go i doprowadzenie do zdrowia, co niestety musiało potrwać. Przez długi czas najemnik będzie zdecydowanie niedysponowany.

- Zdrowo poturbowany ale żyje - skomentowała zebrane odczyty i odezwała się nie pytana - Ale sam nigdzie nie pójdzie. Wymaga pomocy medycznej, ale nie dam rady nic tutaj zrobić. Nie mam sprzętu. Będzie żył, ale musi się znaleźć pod opieką medyczną.

Pocieszającym był fakt, że nie było jak na razie bezpośredniego zagrożenia życia, co świadoma swojej bezsilności w tym momencie Tori przyjęła z ulgą. Nie uśmiechało jej się zostawienie mężczyzny samemu sobie, ponieważ w tym stanie nie mógłby się nawet bronić przed ewentualnym atakiem tajemniczych zbieraczy, z drugiej strony znajdował się w tak niedostępnym miejscu, że do takiej sytuacji mogło nawet nie dojść. Dostęp do półki skalnej na której się znajdowali był albo od strony plaży, skąd miała nadejść wezwana przez Jedore grupa ratunkowa, albo od “góry” - od strony kompleksu, gdzie napastnicy musieliby minąć się z nimi. Mogła co prawda starać się postawić na swoim i zostać z rannym do czasu przybycia wsparcia, ale bez zaplecza i sprzętu nie mogła wiele tutaj zrobić. Najemnik potrzebował usztywnień i być może wyciągu, silnych środków przeciwbólowych i współpracy kilku ludzi. Poza tym zostając tutaj dodatkowo osłabiłaby swój zespół, a gdyby później próbowała ich dogonić, samotna wyprawa i odnalezienie pozostałych członków ekipy były narażone na zdecydowanie większe ryzyko - przynajmniej dla niej samej.

- Mam tylko nadzieję, że się do tego czasu nie ocknie - odpowiedziała Lunie - Nie chciałabym być w jego skórze gdy się obudzi zostawiony sam, połamany i przepełniony bólem. Może to być dla niego dość traumatyczne przeżycie - obrzuciła badawczym spojrzeniem drugiego z najemników. Wcześniej proponował pomoc rannemu, teraz - usłyszawszy polecenie swojej szefowej - bez nawet chwili wahania wstał i ruszył za nią ścieżką w górę, zostawiając jednego ze swoich kolegów. Aż tak bardzo słuchał rozkazów czy bał się konsekwencji ich niewykonania? Lojalność wobec “towarzysza broni” była u niego na aż tak niskim poziomie? Ciekawe, czy tak właśnie funkcjonowały Słońca, czy był to odosobniony przypadek tego właśnie mężczyzny? Jeśli była to norma, cała organizacja właśnie straciła w oczach Tori, a ona sama zaczęła współczuć Lunie. Kobieta z własnej woli pakowała się w takie szemrane towarzystwo, które mentalnością niewiele jak się okazywało różniło się od bandy piratów... Nie odezwała się jednak, skinąwszy tylko głową, obrzuciwszy przeciągłym, ostatnim spojrzeniem nieprzytomnego i ruszając za resztą grupy.

Tym razem szła jeszcze ostrożniej, chcąc mimo wciąż trwających, choć stopniowo się zmniejszających zawrotów głowy i nudności nadążyć za pozostałymi, ale jednocześnie zachować maksymalne możliwe bezpieczeństwo. Ból głowy wciąż trwał i na to nic nie mogła na razie poradzić, a jedynie starać się go zignorować. Po kilku krokach przytomnie aktywowała wokół siebie biotyczną barierę - w razie, gdyby ponownie miała przeżyć podobną przygodę jak przed chwilą, miała nadzieję, że biotyka uchroni ją przed takim losem, jaki spotkał pozostawionego Błękitnego. Starała się także ograniczać podziwianie malowniczych widoków do minimum i koncentrować się na samej ścieżce i na idących przed nią osobach chcąc uniknąć podobnej sytuacji jak wcześniej. Jednak w miejscach, w których zatrzymywali się na chwilę, bądź przez kilka kroków było w miarę bezpiecznie, pozwalała sobie na spojrzenia w kierunku zatoki, klifów i rozwiewanych wiatrem chmur kropel wody rozbitej falami przyboju na skałach w dole.

Męcząca wspinaczka wkrótce dobiegła końca bez dalszych przygód i wkrótce stanęli na szczycie urwiska, podziwiając przeszklony budynek kompleksu. Tori musiała przyznać, że korporacja nie tylko wybrała atrakcyjną lokalizację, ale także zainwestowała w niezłego architekta. Kompleks nie był typowym zbiorowiskiem prefabrykowanych elementów i bloczków, a jego wygląd nie odbiegałby zbyt mocno od standardów bardziej ucywilizowanych i popularnych światów w przestrzeni Cytadeli. Od biedy nawet na Illium, gdzie krzyżowały się interesy wielu bogatych i wpływowych firm i organizacji, a fasady budynków zawsze musiały godnie reprezentować swoich właścicieli. Pytanie, dlaczego Kloto postanowiło zatem usadowić się na takiej prowincji mogło mieć wiele odpowiedzi - od dostępu do taniej siły roboczej i niższych kosztów utrzymania, do wręcz chęci trzymania się na uboczu i zniknięcia z radaru konkurencji celem zachowania prywatności swoich badań. A to było dodatkowym argumentem świadczącym o fakcie, że informacje kupowane przez Błękitne Słońca mogły należeć raczej do “szarej strefy” nauki.

Gdy Jedore nie trudząc się nawet wywołaniem pracowników ośrodka przez interkom zabrała się do łamania zabezpieczeń, Tori nie omieszkała jednak zapytać, dlaczego zaczynają od dość brutalnego sposobu wejścia, w końcu pracownicy mieli czekać na nich, a transakcja była umówiona. Słysząc odpowiedź wzruszyła jednak ramionami - faktycznie, kompleks był podejrzanie cichy i wyludniony, co nie powinno mieć miejsca w ciągu dnia. Czy napastnicy zdążyli już tutaj dotrzeć? A może nie tyle oni sami, co rozpylana przez nich toksyna, obserwowana wcześniej na nagraniu z monitoringu?

- Aktywujcie wszystkie możliwe filtry waszych pancerzy - odezwała się tknięta tą myślą, sprawdzając jednocześnie stan systemów swojego sprzętu - Chemiczne i biologiczne. Jest bardzo cicho, więc albo napastnicy byli szybsi niż my albo to coś co rozpylali w mieście dotarło już tutaj. W takim przypadku lepiej być przygotowanym, żeby i nas to nie spotkało.

Weszli do środka przechodząc przez teren, na którym powinni spotkać przynajmniej kilka osób. Pozostawione kubki z niedopitą kawą czy bezpańskie obecnie talerze - albo pracownicy byli totalnymi flejami zostawiającymi po sobie bałagan, albo świadczyło to o słuszności rodzących się podejrzeń. Tori, z wciąż aktywną barierą, dyskretnie odpięła z zaczepów pistolet, ale nie uniosła go jeszcze i trzymała w luźno opuszczonej dłoni. Idąc wciąż krok za pozostałymi starała się przy tym lustrować okolicę, ale poza całkowitą ciszą i bezruchem nie udało jej się dostrzec jak na razie nic podejrzanego. Tym bardziej zaskakującym był fakt, że nie napotkali nikogo - nawet nie tylko spacerującego lub siedzącego na jednej z ławek, ale nawet nieprzytomnych lub być może martwych pracowników, których mogła dosięgnąć toksyna. Ośrodek - przynajmniej z zewnątrz - wyglądał na wymarły, a lustrzane szkło nie pozwalało zajrzeć do środka. Odwzajemniła spojrzenie Luny i skinęła ku niej głową, uśmiechając się za szybą swojego hełmu. Drobny gest, ale Tori przyjęła go ciepło. Czuła się już znacznie lepiej - stłuczenia co prawda wciąż czuła, wciąż bolała ją głowa, ale nudności i zawroty głowy ustąpiły niemal zupełnie. Była świadoma, że nie była to dla niej idealna sytuacja i obecnie - szczególnie w stanie potencjalnego zagrożenia - mogło się to odbić na jej czasie reakcji czy nawet na spostrzegawczości, ale jedyną alternatywą było zapakowanie się do łóżka na jakiś czas i nafaszerowanie się lekami przeciwbólowymi, ale na taki komfort sobie nie mogła obecnie pozwolić.

- Rozejrzę się w pobliżu - odpowiedziała na sugestię przeszukania okolicy by znaleźć inne wejście lub kartę dostępu - Kto idzie ze mną? Lepiej nie iść samemu. Na kartę raczej będzie wpaść trudno bo pracownicy ich za często nie gubią, a nie spotkaliśmy jak na razie ani ciał ani biegających ludzi, ale może znajdziemy jakieś inne wejście. Może szyb wentylacyjny albo bramę transportową? Spróbuj jednak obejść te zabezpieczenia - dodała pod adresem Luny, po czy spojrzała na Jedore - Wybicie okna powinno być ostatnią możliwością. Jeżeli w środku są ludzie, wystawimy ich na działanie toksyny, a jeśli napastnicy, to ściągniemy ich uwagę. Za duże ryzyko.
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Anthony Whittaker
Awatar użytkownika
Posty: 104
Rejestracja: 23 lis 2019, o 21:18
Miano: Dr Anthony Whittaker
Wiek: 47
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Specjalista ds. biotechnologii w ExoGeni
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 15.645

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

24 kwie 2023, o 09:40

Whittaker nie komentował w żaden sposób decyzji Jedore. Cieszył się, że jego sumienia nie obciąża brzemię wyboru, ale z dwojga z tych ścieżek, to właśnie ta wybrana przez Jedore była jego zdaniem lepsza. Sam nie był pewien co by zadecydował na jej miejscu, ale możliwe, że też by go zostawił. Pytanie czy naprawdę byłby w stanie. Jest człowiekiem pragmatycznym i zostawienie rannego sprawia, że tracony jest jeden, a nie dwóch, co pozostawia większą siłę ognia – to lepsza decyzja jego zdaniem, ale wymagająca jaj. A Whittaker nie wiedział jeszcze na ile bezwzględnym potrafi być.
Porzucił te rozważania gdy tylko dotarli na szczyt. Jako miłośnik gór nie mógł przejść obojętnie obok widoku rozpościerającego się przed nim.Śledził wzrokiem po górskich szczytach lustrując je ze szczytu ku dołowi, gdzie przestawały być górami, a zaczynały stawać się dnem morza. Gdy obdarował tak podziwem cały obraz, zrobił to ponowie, tym razem jednak od dołu ku górze, przechodząc z morskich głębin na pnące się ku górze skały sięgające ku niebu tak stromo, jak gdyby chciały je podrapać a skarby chmur zachować dla siebie. Jak gdyby miały strzec pięknych panoram przed śmiertelnikami trudnym stopniem podejścia i śliskimi kamieniami, które od tysiącleci niczym zaklęte w jednym tylko celu czekają – by nieostrożna stopa wędrowcy poślizgnęła się na nich zrzucając w przepaść. A w dnie tej przepaści natomast jeszcze jeszcze twardsze i może nawet jeszcze starsze siostry owych zdradzieckich kamieni, w których spoczywałby dalszy los podróżnika – rana bądź śmierć.
Nagle wyrwał się z tego transu spostrzegłszy, że zespół ruszył w stronę kompleksu a on sam został nieco z tyłu. Ruszył szybkim krokiem i dogonił ich zanim podeszli pod budynek. Cudowny nastrój nie trwał jednak długo. Zanim dobiegł powróciły obawy, gdy zdawało mu się, że widzi coś na horyzoncie.
- Cholllera, mi też się to nie podoba – odpowiedział najemnikowi dołączając do grupy i wyciągając karabin – Zdawało mi się, że widziałem ruch na tarasie widokowym, bądźcie w gotowości – dodał, pokazując ręką.
Zlustrował otoczenie uważnie, szukając cienia, który mógł widzieć przed chwilą.
- Ja idę – odpowiedział asari.
ObrazekObrazek

DANE TELEMETRYCZJE I SPECYFIKACJA PROCESORA BOJOWEGO:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

25 kwie 2023, o 14:12

[h3]HackerLuna.exe[/h3]
50% + 15% [strażnik] = 65%
0

[h3]Tori + Tony wycieczka krajoznawcza[/h3]
A>33>B>66>C
1

[h3]Spostrzegawczość TT[/h3]
50%
2
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

25 kwie 2023, o 16:38

Czasami można zaskoczyć się najgłupszymi rzeczami — mruknęła Jedore, podchodząc maksymalnie do okna i wciskając hełm w szybę, próbując coś zauważyć w środku, oczywiście bezskutecznie. Zrezygnowała zresztą zaraz z tej próby, gdy tylko usłyszała ofertę zarówno Tori, jak i Anthony'ego. Spoglądając na nich krytycznie, przekierowała oczy na miejsce wskazane przez naukowca, unosząc nawet broń. Nikogo jednak już nie było tam, pozostawiając złudne wrażenie, że może jednak były to omamy spowodowane stresem i zmęczeniem. Wskazując na najemnika, Jedore rzuciła: — Eduardo, leć z nimi.
Sama stanęła na skraju werandy w gotowości bojowej, obserwując, jak wolnym, ostrożny krokiem pozostała trójka znika za rogiem, pozostawiając ją i Lunę samych ze sobą. Przysiadająca do hackowania latynoska nie widziała ze swojej pozycji tarasu ani jego ewentualnych gości, ale miała za plecy w postaci Jedore, która czekała cierpliwie, aż ta skończy swoją pracę. — Nie pytałam tego wcześniej, ale skąd chęć dołączenia do nas? — Rzuciła w pewnym momencie, gdy cisza nadal dzwoniła jej w uszach. Lekko wyrwało ją to z transu, w którym do tej pory była, gdy przebijała się przez kolejne warstwy firewalli i kodu, chcąc dostać się do systemu elektronicznego zamka. Nieważne, czy odpowiedziała, po dobrych kilku minutach coś zatrybiło, a wgrany system obchodzący zabezpieczenia zamigotał na zielono, dając jednorazowy dostęp do zamkniętych do tej pory drzwi. Na horyzoncie nie było widać reszty ich zespołu, ale Jedore połączyła się na krótki dystans, rzucając do ich wewnętrznej komunikacji: — Jaki macie status? Jeśli nie znaleźliście bezpiecznego wejścia, wracajcie na tyły, mamy otwarte drzwi.
W międzyczasie Tori i Tony wraz z najemnikiem, którego imieniem okazało się być Eduardo, ruszyli ładnie wykończoną ścieżką wzdłuż skwerku, zakręcając powoli za budynek, zostawiając za sobą największą siłę ognia. W tym ostrożnym spacerze Whittaker mógł podziwiać ciągle widoki zza krat oddzielających teren placówki od stromych klifów – widoki, w których tak się ukochał. Obserwacje tarasu, który okrążali, nie przynosiły efektów, chociaż widać było, że Błękitne Słońce zerkało czasami niespokojnie, gotowe do strzału.
W miejscu, w którym technicznie miał się kończyć jeden segment budynku, natrafili na pierwszą przeszkodę – bramkę. Za nią widoczny był parking z wieloma skycarami, a jeszcze dalej, jeśli któreś z nich podeszło bardziej od lewej strony, kawałek głównej bramy i droga prowadząca przez górski tunel. Brama była otwarta, natomiast by przejść do kolejnej strefy, Eduardo przyłożył swoje omni-ostrze do zamka i chamsko otworzył drzwi, zapraszając teatralnym gestem do dalszej wycieczki.
Wyświetl wiadomość pozafabularną Mijając samochody, wszystkie były zaparkowane tak, jak gdyby nigdy nic. Niektóre były lekko ubrudzone od dłuższego stania w miejscu, ale nic nie wskazywało na próbę ucieczki... dopóki trójka nie dotarła na sam przód. Szeroki plac z wytyczonymi ścieżkami prowadzącymi w kilka stron – jedna na parking, z którego przyszli, druga w stronę dużej, metalowej bramy, która przypominała wjazd na magazyn, trzecia w stronę niewielkiego, prywatnego lądowiska, gdzie zaparkowana była firmowa korweta. To, co jednak zwróciło ich uwagę, to po pierwsze – otwarta na oścież brama wjazdowa, a po drugie – rozbity o jej róg naziemny samochód z otwartymi drzwiami od strony kierowcy. Podchodząc bliżej, Eduardo wskazał dłonią, by poczekali, podczas gdy on ostrożnie, z wycelowaną bronią podszedł na miejsce. Tori i Anthony mogli zauważyć wtedy, że leżąc tułowiem na ziemi, a odwłokiem na fotelu znajdowała się młoda, elegancko ubrana ludzka kobieta, martwa. Jej twarz i tors były rozorane przez coś ostrego – coś, co musiało także wybić szybę i przeorać część karoserii. Specjalistycznym okiem medyka polowego asari, gdy podeszła nieco bliżej, mogła zauważyć, że rany przestały już krwawić. Eduardo ostrożnie, z bronią w gotowości, nachylił się do środka, po czym obszedł pojazd dookoła, szukając jakiś poszlak. — Silnik jest już zimny. — Mruknął, wracając do zmasakrowanego ciała. — Coś mi się wydaje, że w środku nie będzie lepiej. — Przykucnął przy kobiecie, która miała na marynarce przypinkę z logo placówki i odpiął coś z jej paska, machając tym zaraz pozostałej dwójce. Karta dostępu z widocznym logo firmy, imieniem i nazwiskiem (Fierra Gatto) oraz jej pozycja - recepcjonistka z widocznym dostępem poziomu pierwszego. W tym momencie odezwała się w ich głośnikach Jedore, pytając o status. Eduardo zerknął na naukowców i zapytał: — Idziemy przodem i spotykamy się w środku z paniami, czy zawracamy i wchodzimy tyłem, jak one?
W tym czasie Luna i Jedore ostrożnie pchnęły drzwi – nachylając się do środka i wodząc po całej okolicy bronią. Meksykanka i jej szefowa znalazły się w tym momencie w średniej wielkości kafeterii z kilkunastoma czteroosobowymi stolikami, bufetem i kuchnią za nim. W rogu ustawione były także automaty z napojami z puszki i batonikami, zaś naprzeciwko było oszklone wyjście na coś, co musiało być wewnętrznym dziedzińcem. W ciszy, która w nich uderzyła, obie kobiety zobaczyły raczej nieprzyjemny widok.
Część stolików była poprzewracana, o krzesłach już nie wspominając. Tu i ówdzie walały się resztki obiadów i napojów, także i po podłodze, po której ktoś to rozniósł. Wszystko wyglądało, jakby pracownicy na przerwie wypadli stamtąd w pośpiechu, nie licząc kilku ciał porozrzucanych po podłodze, niemalże rozszarpanych na strzępy, z rozoranymi twarzami i ciałami, zastygłymi w przerażeniu wymieszanym z zaschniętą już trochę temu krwią. Wszyscy ubrani byli biurowo, w marynarkach, prostych spodniach, gdzieś zmasakrowana kobieta miała na sobie jedną ułamaną szpilkę, podczas gdy druga leżała kilka metrów dalej. Pięć ciał, wszystkie zamordowane – patrząc zaś do kuchni, i tam było pobojowisko z kucharką przewieszoną przez stół z zakrwawionym nożem leżącym pod nią. Czterech z nich miało przy sobie przepustki poziomu drugiego, jedna osoba poziomu pierwszego – zerkając na nie, Luna widziała, że ich stanowiska były także typowo biurowe, ze specjalistami do spraw marketingu, handlu, czy nawet jednej osoby z IT.
Kurwa — mruknęła tylko Jedore, spoglądając na to wszystko.

Wyświetl uwagę Mistrza Gry
Anthony Whittaker
Awatar użytkownika
Posty: 104
Rejestracja: 23 lis 2019, o 21:18
Miano: Dr Anthony Whittaker
Wiek: 47
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Specjalista ds. biotechnologii w ExoGeni
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 15.645

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

25 kwie 2023, o 21:16

Whittaker czuł się pewniej słysząc kroki najemnika idącego z przodu. Zawsze to jakieś wsparcie. Mimo to, idąc na tyły, nie spuszczał nerwowego wzroku z miejsca, w którym zobaczył tamten cień. Nawet widoki dookoła nie były dla niego już tak atrakcyjne, gdy pojawiła się świadomość, że mogą nie być tutaj sami. Początkowo takie były plany żeby kogoś właśnie spotkać, ale w obliczu ataku Zbieraczy wszystko się zmienia. Świadomość, że w pobliżu stoi flagowiec potencjalnie wrogo nastawionej cywilizacji wykręcała Anthonemu wnętrzności. Podejrzana cisza i opustoszałość miejsca w którym się znajdowali umacniała stres. To miało być tylko proste zlecenie oparte na przeczytaniu skryptu i powrót do domu, a zamiast tego najlżejszy powiew powietrza wywoływał u Whittakera dzwonienie w uszach i skurcze w palcach.
Rozbite o bramę auto nie poprawiło jego morale. Widząc rozszarpaną karoserię i martwą kobietę w podobnym jak pojazd stanie, Anthony poczuł jak coś mu się przewraca w żołądku. Nie z obrzydzenia – był naukowcem i miał wcześniej do czynienia z ciałami, więc sam widok był mu obojętny.
Ze stresu.
Cała placówka opustoszała, a jedynym śladem po tym, że kiedykolwiek ktokolwiek tu był, miało być jedno przeorane auto i zwłoki w okropnym stanie. „Cisza po burzy” w postaci jednej martwej kobiety gniotła odwagę wobec nieznanego, a pozorny spokój stawał się nieznośnie absurdalny.
Wtem zostali wezwani przez Jedore. Anthony docisnął słuchawkę hełmu ręką, by słyszeć ją wyraźniej.
- Znaleźliśmy rozwalone auto i zmasakrowane zwłoki recepcjonistki, mamy jej kartę dostępu pierwszego poziomu – odpowiedział kobiecie. Skierował się do Eduardo – Myślę, że lepiej będzie wrócić i się przegrupować. Jeśli ktoś lub coś tu jest, potrzebujemy pełnej siły ognia – rzekł, po czym zerknął na Tori, oczekując jej opinii.
ObrazekObrazek

DANE TELEMETRYCZJE I SPECYFIKACJA PROCESORA BOJOWEGO:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Luna Reyes
Awatar użytkownika
Posty: 190
Rejestracja: 16 gru 2021, o 11:01
Miano: Luna Reyes
Wiek: 27
Klasa: Strażnik
Rasa: Człowiek
Zawód: Błękitne Słońca
Lokalizacja: -
Kredyty: 9.205

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

26 kwie 2023, o 03:48

Luna skupiła się na tym by obejść zabezpieczenia zamka, w końcu była to najprostsza droga do wewnątrz, dobrze by było, żeby z niej skorzystali. Dobrze, że Eduardo udał się z dwójką, która zdecydowała się na spacer wokół, nie wiadomo co może ich zaskoczyć. Mimo, że wiedziała, że Tori potrafi sobie dawać radę w takich sytuacjach, to jednak nie miała pojęcia jak na niebezpieczeństwo zareagowałby Whittaker, równie dobrze mógłby zacząć panikować i cała obrona przed napastnikami byłaby na głowie Tori, a tak mają nieco większą siłę ognia.
Uśmiechnęła się pod nosem słysząc pytanie Jedore i postawiła na szczerość, wcześniej upewniając się, że nikt inny nie będzie tego słyszeć. Nie widziała powodu by nie odpowiadać. Kto wie, może w przyszłości Jedore będzie jej dowódcą, dobrze więc byłoby zacząć relację od dobrej strony.
-Kilka powodów. Mam dosyć samotnej walki o każde zlecenie, działanie w przypadkowych zbieraninach. Po drugie mamy dosyć niespokojne czasy. Dobrze być częścią czegoś większego. Szczególnie kogoś kto będzie w stanie robić interesy z każdą ze stron. No i po trzecie, powiedzmy, że sztywne trzymanie się prawa nie jest najwyżej na mojej liście priorytetów. zakończyła lekkim uśmiechem. Niech wiedzą, że nie będzie miała szczególnego problemu z naginaniem prawa. Jedore na pewno zdawała sobie sprawę, jaka jest obiegowa opinia o Słońcach. Nie powinna też być sztywna niczym żołnierze Przymierza. W tym też czasie udało się jej otworzyć drzwi, które stanęły przed nimi otworem. Ich oczom ukazała się kafeteria, która jednak była w stanie dalekim od tego jakim powinna być. Porozrzucane krzesła, stoliki, posiłki i rozorane ciała ludzi, którzy zajmowali różne biurowe stanowisko. Kuchnia nie prezentowała się dużo lepiej. Cóż mieli przed oczami wyjaśnienie dlaeczego było tutaj tak cicho.
-Kurwa... ktoś wziął sobie powiedzenie 'ostatni posiłek' mocno do serca. Luna przyjrzała się leżącym ciałom, zbierając zarówno przepustki pierwszego jak i drugiego poziomu. Może to oszczędzić im sporo czasu przy otwieraniu drzwi. Przez głowę przeszła jej myśl, czy w ogóle znajdą tutaj kogoś do ewakuacji z tego miejsca, czy nie przybyli w ogóle za późno. Luna odezwała się do Tori i Whittakera.
-Jak mówiła Jedore, drzwi otwarte, jesteśmy w kafeterii, na razie widzimy pięć ciał po brutalnym ataku tutaj i w kuchni. Czekamy aż się zjawicie. Trzeba mieć się na baczności i ruszyć jedną grupą, im więcej broni razem tym lepiej. Mamy też kilka przepustek. powiedziała z przekonaniem spoglądając na ciała.
ObrazekObrazek Statystyki:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 417
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

26 kwie 2023, o 17:15

Komentarz Whittakera sprawił, że niemal odruchowo skierowała wzrok na wskazaną galerię. Przez chwilę lustrowała wzrokiem okolice podejrzanego miejsca, ale po chwili odwróciła głowę, nie dostrzegając niczego podejrzanego ani godnego uwagi. Nie tylko ona zresztą - taki sam ruch wykonała Jedore i towarzyszący im najemnik, lecz oni również tak samo po chwili skierowali swoją uwagę na coś innego. Słysząc potwierdzenie Anthony'ego i polecenie wydane Eduardo przez Jedore, Tori ruszyła przodem. Wciąż trzymając w dłoni pistolet, spowita biotyczną poświatą bariery lustrowała okolicę starając się dojrzeć cokolwiek wskazującego na fakt obecności... kogokolwiek. Potrząśnięciem głowy próbowała odpędzić wciąż ćmiący jej ból - teraz potrzebowała maksymalnego skupienia i koncentracji, rozpraszanie uwagi i użalanie się nad sobą były zdecydowanie nie na miejscu. Stracili już część zespołu, a jeżeli wewnątrz ośrodka faktycznie czekała ich jakaś nieprzyjemna niespodzianka, Tori musiała funkcjonować na pełnych obrotach.

Okolica była cicha i wciąż wyglądała na wymarłą, co sprawiało coraz bardziej tajemnicze i nieco przygnębiające wrażenie - w powietrzu narastało jakieś poczucie tajemniczego zagrożenia i niepewności. Nie widać było jak do tej pory żadnych śladów walki czy przemocy, wciąż nie natrafili na nikogo z załogi - żywego czy martwego, nie było również żadnych śladów potencjalnych napastników. Tori przypomniała sobie widywane czasem w Wiadomościach Galaktycznych doniesienia z tajemniczo opustoszałych ludzkich kolonii. Ci, którzy lądowali tam jako pierwsi meldowali dokładnie to samo, co ich teraz otaczało - całkowita pustka, cisza i żadnych śladów mimo braku żywego ducha. Wszyscy obywatele kolonii znikali jak kamfora. Od lądowania statku obcych nie minęło jeszcze wiele czasu - oni sami zdążyli dopiero co zejść z orbity i wylądować, podróż skalnymi “schodami” zajęła może z kwadrans... Czy to wystarczyło, by załoga placówki położonej gdzieś na obrzeżach kolonii zdążyła zostać uprowadzona przez tajemniczych obcych? Dokąd? W jaki sposób? I przede wszystkim - czy napastnicy wciąż jeszcze byli w budynku i czy czekali tylko, by w podobny sposób potraktować piątkę intruzów?

Bramka, oddzielająca ich od parkingu nie stanowiła zbyt poważnej przeszkody - zwłaszcza dla Eduardo, który brutalnym potraktowaniem zamka chyba chciał rozładować narastające napięcie, albo właśnie był to naturalny dla niego sposób działania. Mimo wszystko Tori widząc jego dzieło uśmiechnęła się lekko pod osłoną swojego hełmu. Ludzie pozostają ludźmi, najemnicy najemnikami, a rozwiązanie siłowe często potrafi przyspieszyć działania.

- Widzę, że argument siły przedkładasz nad siłę argumentów - skomentowała cicho tłumiąc rosnący w niej nagle chichot, odpowiedziała jednak skinieniem głowy na zapraszający gest najemnika i minęła bramkę jako pierwsza, wchodząc na teren parkingu nie jak na miejsce, w którym mogą się spodziewać potencjalnego zagrożenia, ale jakby Eduardo kurtuazyjnie przepuszczał ją w drzwiach do restauracji. Zaskakujące, ale zdecydowanie rzeczowe i konkretne, żeby nie powiedzieć wręcz "zwyczajne" podejście Błękitnego i ta - w jakiś pokrętny sposób zabawna - sytuacja w pewnym stopniu rozładowały nagromadzone w niej napięcie i uspokoiły Tori. Emocje - zdenerwowanie i niepewność podszyte strachem i stopniowo rosnącym stresem nagle zaczęły się uspokajać, opadając do akceptowalnego poziomu. Chyba tego właśnie potrzebowała - odrobiny normalności w tej zwariowanej sytuacji jak z wstępu do horroru - Lecimy dalej, orle - dorzuciła jeszcze pod adresem Eduardo, nawiązując do nietypowej formy polecenia wydanego mu wcześniej przez Jedore, zerknęła na zajmującego tyły Whittakera i weszła na parking. Nie zapomniała jednak gdzie się znajduje - mijając zaparkowane skycary mapowała w głowie punkty kontrolne: droga wyjazdowa przez skalny tunel, brama magazynu, lądowisko ze stojącą na nim korwetą... Przyglądała się jej przez krótką chwilę, zdając sobie sprawę, że statek może być awaryjną drogą ucieczki jeśli zbieracze faktycznie tu są albo pojawią się nagle, zmuszając ich do odwrotu, a nie będzie czasu na wezwanie "Gwiazdy".

I otwarta brama, zatarasowana rozbitym pojazdem. Najemnik z wycelowaną w kierunku otwartych drzwi pojazdu bronią ruszył przodem pokazując Tori i Anthony’emu by pozostali na miejscu, ale asari nie miała zamiaru czekać zbyt długo. Ruszyła chwilę po Eduardo, ujmując oburącz pistolet, ale opuściła go już po chwili, gdy dostrzegła zwłoki kobiety. Nagle jej emocje uspokoiły się niemal zupełnie. Zostało poczucie zagrożenia, zostało podenerwowanie, ale ten jeden, namacalny dowód, że w otaczającej ich ciszy i bezruchu w ośrodku nie ma nic mistycznego czy zupełnie nieokreślonego wystarczył, by zrozumiała że może i faktycznie ścigają się z czasem, ale tutejsi pracownicy nie wyparowali tak po prostu - a przynajmniej nie wszyscy. Kobietę ktoś zabił, zatem był realny, namacalny i w razie potrzeby można było z nim walczyć. Nie była to jakaś nieokreślona "inwazja porywaczy ciał" ale zwykły, brutalny atak. I w tym momencie Tori zgadzała się w całej rozciągłości ze zdaniem Eduardo, że w środku może być podobnie. Albo i jeszcze gorzej. Wystarczyło także zaledwie jedno długie spojrzenie by stwierdzić, że na jakąkolwiek pomoc kobiecie z pojazdu jest już za późno - szeroka, długa rana spowodowała niemal natychmiastową śmierć, ale ciekawym był fakt, że rana nie wyglądała na zadaną dopiero przed chwilą. Tori przyklękła przy kobiecie, pobieżnie oceniając obrażenia - rana nie krwawiła, a krew wokół była już zakrzepła. Słysząc stwierdzenie Eduardo, że silnik jest już zimny, podniosła gwałtownie głowę i spojrzała na najemnika.

- To nie mogli być ci wasi zbieracze. Wylądowali dopiero chwilę temu, niemal równo z nami. Nie sądzę, że zdążyliby tutaj dotrzeć przed nami i tak szybko ogarnąć ten bajzel. Ta rana też nie została zadana minutę temu, a jeśli silnik jest zimny, to też musiał mieć czas żeby wystygnąć. Obawiam się, że zbieracze i to co się tutaj dzieje to nie są powiązane zdarzenia, poza tym - zbieracze podobno nie zostawiają po sobie zwłok. Ktoś tu był - lub jeszcze jest - w zupełnie innym celu. Może im też chodzi o te dane które mieliście kupić?

Nim zdążyli się wdać w dyskusję wywołała ich Jedore, informując o sukcesie w hackowaniu wejścia i pytając o status. Whittaker podsumował znalezisko, nie wspominając jednak o podejrzeniach Tori, dlatego asari odezwała się zaraz po nim - Jedore, uważajcie w środku. Ktokolwiek zostawił to ciało na parkingu, mógł zrobić to samo wewnątrz ośrodka. Zbieracze nie zostawiają zwłok, a rany nie są zadane dopiero co. Myślę, że mamy tutaj trzeciego gracza - bądź graczy - i możecie się na nich natknąć - westchnęła, spojrzała na towarzyszących jej mężczyzn, po czym przeniosła wzrok na fasadę ośrodka, po czym podjęła decyzję co do ich następnego ruchu - Wchodzimy do budynku od frontu, spotkamy się wewnątrz, w połowie drogi. Wracając teraz tylko nadłożymy drogi i stracimy czas. Kierujcie się do głównego wejścia i pozostańmy w kontakcie. Jeśli znajdziecie coś nietypowego, dajcie znać.

Sama nie była pewna, czy decyzja o wejściu od frontu była słuszna. Whittaker miał rację, razem mieli większą siłę ognia, ale straciliby cenny czas żeby ponownie okrążyć budynek i wejść tą samą drogą którą weszły Luna i Jedore. Jeśli ktoś był w środku i planował zrobić zasadzkę, wykorzystałby ten czas by uderzyć na dwie kobiety, licząc na ich wyeliminowanie zanim dotrą posiłki. Wchodząc od drugiej strony, mogą odwrócić uwagę potencjalnych i nieokreślonych jak do teraz agresorów - naturalnie jeśli podejrzenia Tori miały jakiekolwiek racjonalne podstawy. Równie dobrze może się okazać, że po prostu spotkają drugą część swojego zespołu i pójdą dalej razem.

- Wchodzimy do środka od frontu - skinęła głową na Anthony'ego i Eduardo i ruszyła w kierunku budynku, ujmując oburącz i unosząc trzymany w dłoni pistolet, gotowa w każdej chwili zaatakować lub odpowiedzieć ogniem na zagrożenie - Miejmy nadzieję, że poziom pierwszy dostępu wystarczy, żeby odblokować tam drzwi. Zapraszam! - dodała jeszcze odwracając na chwilę głowę w kierunku obu mężczyzn by zachęcić ich do działania.
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

26 kwie 2023, o 19:20

[h3]Eduardo rzuca monetą[/h3]
1- Kurs Tori 2 - Kurs Antori
0

[h3]Spostrzegawczość[/h3]
1 -T 2-A
50%
1

[h3]Spostrzegawczość Luna[/h3]
50%
2
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

26 kwie 2023, o 20:47

Wyświetl wiadomość pozafabularną Najemnik Słońc wyglądał na lekko zaskoczonego tak kolorową reakcją Tori na jego bądź co bądź proste, bezmyślne rozwiązanie przejścia przez zamkniętą bramkę. Jej dodatkowy komentarz, gdy przechodziła obok, został przyjęty z niewiadomą miną – jakby jego umysł się dopiero buforował. Oprócz wydania z siebie niezwykle inteligentnego "eee", Anthony został uraczony pytającym, speszonym i lekko zarumienionym spojrzeniem spojrzeniem.
Stojąc przy rozbitym samochodzie, trójka dywagowała krótką chwilę na temat tego, co mogło zabić nieszczęśniczkę. Spoglądając na ciało i słuchając propozycji Tori, Eduardo wzruszył tylko ramionami, rozglądając się czujnie wokół. — Jeśli da się to podziurawić, to nie to dla mnie znaczenia. Gorzej, jakby po prostu... — głos Luny w ich komunikatorze wyrwał go z monologu, skupiając na chwilę ich uwagę. Tori zaraz odpowiedziała, rzucając swoją propozycję przejścia, w opozycji do Anthony'ego, który wolał wrócić trasą, którą przybyli, by nie ryzykować za bardzo. Najemnik spojrzał po ich obojgu i wziął w ręce okrwawioną kartę dostępu, przyglądając się jej chwilę. W końcu wygiął usta w krótkim "hmm" i zadeklarował, włączając jednocześnie kanał do dwóch najemniczek. — Idziemy frontem, możecie powoli iść w naszą stronę, jeśli wiecie jak.
Machnął na naukowców i ruszył główną drogą, za chwilę wchodząc z butami na krótki zieleniak, przecinając go na wskroś i wychodząc na chodnik. Dwie odnogi z parkingu i magazynu ścierały się ze sobą przed parterowym, przeszklonym budynkiem, którego automatyczne, przeszklone drzwi otworzyły się przed nimi zanim ktokolwiek zdołał pomachać kartą. Cała trójka znalazła się zaraz w niewielkim holu z trzema kanapami wokół małego stolika, na którym leżało kilka magazynów. Niedaleko stał dyspenser z wodą, obok – automat z batonikami. Po drugiej stronie widniał symbol toalet, podczas gdy przed nimi było przejście opatrzone biurem ochrony.
Przechodząc przezeń, bramki za każdym razem piszczały wściekle i głośno, przerażone ilością metalu na ciałach poszukiwaczy. Po drugiej stronie oprócz małego korytarzyka, który kończył się na drzwiach po prawej z nikłym napisem "recepcja", była kanciapa ochrony. Eduardo wszedł do niej pierwszy, machając lufą broni na lewo i prawo, zanim uspokojony nieobecnością żywej duszy w okolicy jej nie opuścił. Zerkając za nim do środka, wszyscy zobaczyli porzucone stanowiska – byle jak odsunięte krzesła, puste kubki (chociaż patrząc na nie można było śmiało wywnioskować, że pewnie stały tam przed czymkolwiek, co się wydarzyło). Oprócz trzech komputerów było tam także kilka monitorów, aktualnie czarnych, bez oznak sztucznego życia. Nic tutaj także nie szumiało, nie piszczało i nie mrugało, a gdy najemnik wdusił jakiś przycisk, nic się nie stało.
Nie ma tutaj prądu — mruknął, rozglądając się wokół, próbując zaświecić światło, wszystko na nic. Anthony, który mógł gdzieś stać na boku, zauważył skitraną skrzynię z bezpiecznikami, podczas gdy reszta sprawdzała, czy nie ma jeszcze czegoś ciekawszego. Otwierając ją i przełączając, ze zdumieniem zauważył, że to nie działa i prawdopodobnie gdzieś jest główne źródło zasilania, które ktoś odłączył całkowicie w tym pomieszczeniu.
Nie znajdując niczego ciekawego w środku, wszyscy ruszyli dalej, wychodząc na krótki, łączący dwa segmenty korytarz, wkrótce wychodząc do kolejnej części – recepcji. Hol był iście estetyczny, z marmurową posadzką, ścianami w pastelowych, błękitnych odcieniach i wysokich roślinach będących miszmaszem różnych planet. Było tam także kilka sof, dystrybutory z wodą i nawet malutka imitacja wodospadu, który szumiał przyjemnym tonem. Centrum całego pomieszczenia było ciepło-brązowe biurko recepcji, aktualnie opustoszałe – zaś na ścianie nad nim powiększone, podświetlone logo firmy, które wcześniej rzuciło się w oczy Whittakerowi. Ludzkie DNA przecięte było przez wrzeciono, nad nim był spory napis "KLOTO", zaś pod nim dewiza firmy: Przędziemy życie. Niedaleko recepcji były zamknięte na cztery spusty drzwi, po przeciwnej stronie winda i dalej korytarz. Jeśli ktokolwiek chciał wściubić nos do tajemniczych drzwi, za nimi znajdował się malutki kantorek recepcjonistki z półkami zawalonymi takimi prozaicznymi rzeczami jak papierem, ręcznikami papierowymi, zapasowymi butlami z wodą i innymi pierdołami biurowymi. Na samym blacie zaś oprócz samego faktu, że był on utrzymany w nienagannej czystości, nie było za wiele, nie licząc przypiętego zdjęcia tej samej kobiety wraz z jakimś małym brzdącem i partnerką.
Eduardo przyłożył do czytnika kartę, z cichym zaskoczonym sapnięciem uruchamiając komputer i obchodząc hasło. Pozwalając dojść do miejsca zarówno Tori, jak i Anthonemu, cofnął się i zerknął na korytarz, stojąc tam. W samym komputerze przepatrując wszystko na szybko z pewnym rozczarowaniem zarówno mężczyzna, jak i asari zauważyli, że nie ma soczystych informacji. Uruchomione programy do fakturowania, dwieście tysięcy przypominajek o kupieniu tego, tamtego, kalendarze spotkań prezesa, czy zapisane strony kontrahentów, głównie dostawców przyrządów biurowych. To, co wpadło im natomiast w oczy, to mapa kompleksu – a przynajmniej ta cywilna w kontekście naukowym. Gdy już ją pobrali, spotkali Lunę i Jedore, które zdążyły do nich przyjść.
Dostając informacje od naukowców, Jedore i Luna mogły chwilowo rozejrzeć się po okolicy. Przyglądając się dokładniej ciałom, Meksykanka widziała wyraźnie, ze zostały one poszarpane – co do jednego. Bez kul, same rany, jak od ostrzy, bądź pazurów. — Jesteś na tej misji z polecenia, co nie? — rzuciła już po wejściu kobieta, kręcąc się przy wewnętrznym szkle, gdy Reyes sprawdzała trupy. — Luźne podejście do prawa jest bardzo dużym ogólnikiem. Wiesz, czym się zajmujemy, ktoś ci wyjaśnił rzeczywiste spektrum naszego działania? — Dopytywała dalej, ale Luna czuła, że sama nie powie niczego wyraźnego, testując ją teraz w kwestii znajomości Słońc.
W pewnym momencie Jedore krzyknęła i odsunęła się lekko od okna, unosząc broń i wzywając do siebie Lunę. Podchodząc, najemniczka widziała ruch po przeciwnej stronie na pierwszym piętrze – całkiem odległym nawiasem mówiąc, ale z racji, że szkło było tutaj przezroczyste, miała okazję złapać kawałek humanoidalnych sylwetek biegnących wzdłuż okien. Widziała też krótki, błękitny błysk, ale to akurat mogło być akurat jej przywidzeniem.
Idziemy znaleźć resztę — rzuciła przywódczyni, szybkim krokiem przechodząc przez kafeterię i znikając za drzwiami. Minęły przy tym schody zaraz widząc Eduardo stojącego na końcu przejścia. Pomachał im obojgu, pozwalając stanąć w recepcji, akurat, gdy Tori i Anthony skończyli swoją robotę z mapą części kompleksu. Jedore nie patyczkowała się przy tym i od razu zrzuciła bombę. — Widziałyśmy ruch po drugiej stronie tamtego placu, gdzieś na piętrze. Ciężko było mi określić, czy to wrogowie, czy cywile, chyba, że ty zdołałaś coś więcej zobaczyć, Reyes? — Skierowała głowę na Meksykankę, oczekując jakiejś odpowiedzi.
Mapa, którą znalazła pierwsza rozdzielona grupa, mogła rzucić światło dzienne na miejsce, o którym mówiła Jedore. Asari i człowiek widzieli wyraźnie zarysy części biurowej, w której aktualnie byli – na parterze było niewiele, oprócz przejścia ochrony, którą minęli, recepcji i kafeterii plus kilku toalet wiele nie musieli tutaj znaleźć. Na piętrze, na które można było dostać się przez schody bądź windę, były biura – marketingu, handlu, IT, administracji, parę salek konferencyjnych i pokój rekreacyjny. Jeszcze wyżej był dział HR, księgowości i biuro prezesa plus dodatkowa sala spotkań. Dwie części oddzielał jeden korytarz na piętrze prowadzący do części mieszkalnej. Można tam było się dostać właśnie z tej strony, bądź przechodząc przez dziedziniec, który wedle planów był mini-parkiem z wydzieloną częścią dla dzieci i paroma stolikami. Sama część mieszkalna była zaś gigantyczna i bardzo dobrze wyposażona. Parter zajmowały lokale usługowe – widzieli na mapie sklep spożywczo-przemysłowy, dwa gabinety lekarskie, kolejna kafeteria, pokój zabaw dla dzieci, a nawet mała siłownia i basen. Kolejne dwa piętra zajmowały czysto mieszkania pracowników i pojedyncze świetlice dla nich – na samym szczycie był zaś zielony taras widokowy, który Whittaker kojarzył z lekkiego ruchu przed wejściem. Wejście do laboratoriów było niepołączone z mieszkaniami, przylegające już do budynków leżących niemal na masywie górskim.
I gdzieś wśród tamtych mieszkań Luna i Jedore widzieli ruch. Tylko w ich kwestii było natomiast oszacowanie, w jaki sposób do tego podejdą – zakładając najlepsze, bądź najgorsze.

Wyświetl uwagę Mistrza Gry
Luna Reyes
Awatar użytkownika
Posty: 190
Rejestracja: 16 gru 2021, o 11:01
Miano: Luna Reyes
Wiek: 27
Klasa: Strażnik
Rasa: Człowiek
Zawód: Błękitne Słońca
Lokalizacja: -
Kredyty: 9.205

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

28 kwie 2023, o 17:14

Kiedy pierwsze niezbyt przyjemne wrażenie po dostaniu się do środka opadło, można było się rozejrzeć skupiając się nieco bardziej na szczegółach, skoro już wiadomo było czemu tutaj jest tak cicho. Ślady pazurów, lub zębów były widoczne, ktokolwiek zaatakował tych tutaj nie przepadał za bronią palna. -Widać ślady po pazurach, po broni niespecjalnie. Zbieracze jeśli poruszali się wolniej od nas, nie mieli tyle czasu by trafić tu pierwsi. Albo wysłali jeszcze zanim my tu dorarliśmy jakiś zwiad, albo... coś co było na miejscu ich tak urządziło. Co budzi pytanie... czy coś co hodowali w tej placówce im nie uciekło? Ewentualnie jakaś miejscowa fauna? - powiedziała na głos swoje przemyślenia tak by inni słyszeli, również w ramach ostrzeżenia. Przeniosła potem spojrzenie na Jedore i znów wyłączyła się z kanału ogólnego.
-Tak, jestem na tej misji z polecenia. stwierdziła zgodnie z prawdą. Prędzej czy później spodziewała się swoistej rozmowy rekrutacyjnej, i to zapewne przed pójściem w bój. Dopóki więc nie padł żaden wystrzał, moment był dobry jak każdy inny. Trzeba będzie mieć podzielną uwagę. -W skrócie, wiem, że Błękitne Słońca zaczynały jako agencja ochroniarska, by potem zająć się na przykład handlem bronią, szmuglowaniem legalnych i mniej legalnych towarów, a także różne zajęcia wymagające większej siły ognia. Ale fakt, nikt nie przedstawił mi każdego przedsięwzięcia z osobna i dogłębnie. odparła zgodnie z prawdą, chcąc przekazać, że nie ma osobiście nic przeciwko żadnej z tych aktywności. Bycie członkiem takiej grupy, w czasach gdy SST szarpało się z innymi, było zdecydowanie na plus. Samemu trzeba było się cały czas martwić z dnia na dzień i na dobrą sprawę gówno można było zrobić.
Luna na krzyk Jedore zareagowała na tyle szybko i znalazła się tuż obok niej, że zdążyła zobaczyć sylwetki zbliżone do ludzkich oraz pewien błysk. Nic dziwnego, że Jedore chciała się jak najszybciej spotkać z grupą, która poszła na spacer.
-Widziałam ich tylko przez chwilę. Wyglądali jak ludzie, ale zachowałabym ostrożność i broń w gotowości. Do tego jakiś niebieski błysk. Ale za cholerę nie wiem co to było. Luna spojrzała na mapę i kontynuowała.
-O ilę się dobrze orientuję, to ruch był gdzieś tutaj na wysokości mieszkań. powiedziała wskazując palcem miejsce na mapie. -Możemy się tam udać. Albo będą to jacyś ocaleni, albo idziemy w sam środek problemów. Ale dopóki tam nie dojdziemy ciężko stwierdzić, która wersja jest prawdziwa. powiedziała i czekała na decyzję reszty, sama gotowa udać się w tym kierunku.
ObrazekObrazek Statystyki:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 417
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

28 kwie 2023, o 22:48

Pozwoliła Eduardo wysforować się naprzód, mimo okoliczności zadowolona z faktu, że ten zdecydował się posłuchać jej i zamiast wracać po własnych śladach, ruszyli w kierunku frontowego wejścia. Wstęp do budynku okazał się znacznie łatwiejszy niż wejście, które sforsowała Jedore z Luną, a drzwi odsunęły się przed nimi automatycznie, zapraszając gościnnie do środka. Tori zatrzymała się tuż za progiem, lustrując uważnie wnętrze i spodziewając się za każdym meblem czyhającej na nich zasadzki, a skupiona na tym zajęciu aż się wzdrygnęła słysząc elektroniczny, ostrzegawczy pisk bramki, którą właśnie mijał najemnik.

- Na boginię, czy to musi tak straszyć? - mruknęła cicho i ruszyła w jego kierunku. Kolejny alarm rozległ się, gdy bramka zaprotestowała przeciwko nadmiarowi metalu wnoszonego przez Anthony’ego, chwilę później podobny alarm wywołała sama Tori. W obu ostatnich przypadkach dźwięk nie wywołał już tak gwałtownej reakcji - asari zignorowała go niemal zupełnie stwierdzając, że jeśli elektroniczne wrzaski bramki do tej pory nie ściągnęły im na głowy zagrożenia, najwyraźniej może znaczyć, że są w hallu sami.

Docierające do nich meldunki Luny sprawiły, że Tori zaczęła rewidować swoją teorię o napadzie jakiejś “trzeciej” grupy. Może faktycznie sprawcami tajemniczego ataku były zwierzęta? W laboratoriach genetycznych mogli trzymać jakieś - nawet dość egzotyczne - okazy do prowadzenia badań. Czy mogły się wydostać na wolność i mścić na swoich niedawnych oprawcach? Wszystko było możliwe... Albo Kloto nadepnęło na odcisk jakimś lokalnym przedstawicielom fauny, choć trudno by było uwierzyć, że gromada dzikich zwierząt mogła unieruchomić cały ośrodek. Co do samych Zbieraczy, wciąż nie bardzo wierzyła w fakt, żeby zdążyli oni dotrzeć do budynków Kloto zanim ich piątka się tu zjawiła.

- Czy na Horyzoncie są jakieś duże drapieżniki odważne czy głupie na tyle, by móc coś takiego zrobić? - spytała - zapewnie retorycznie - swoich towarzyszy. W zasadzie nie oczekiwała nawet na nie odpowiedzi, bo była to jedna z chyba najmniej prawdopodobnych teorii. Postanowiła zatem na razie nie osądzać, ale być przygotowaną na wszystko. Jak zwykle na początku każdej misji więcej było niewiadomych i pytań niż odpowiedzi, dopóki nie natrafią na wyraźne dowody potwierdzające którąkolwiek teorię, ocalałych, którzy mogliby rzucić nieco więcej światła na zastaną sytuację albo wręcz na sprawców ataku - mogli spodziewać się wszystkiego.

Biuro ochrony mogło dać odpowiedzi na wiele pytań. Mogli sprawdzić zapisy kamer z ostatnich godzin, zobaczyć co tu się tak naprawdę stało i czyja była to wina, a także gdzie się podziali wszyscy pracownicy. Mogło, ale nie chciało, bo pozbawione zasilania terminale nie dawały się nakłonić do współpracy. Zawiedziona, z malejącą nadzieją obserwowała Whittakera pstrykającego bezpiecznikami, ale najwyraźniej zasilanie zostało odcięte w jakimś innym miejscu i musieli się obejść smakiem. Wysunęła się z powrotem na korytarz lustrując ściany, czy nie dostrzeże gdzieś w pobliżu jakiejś skrzynki lub panelu kontrolnego dzięki któremu można było przywrócić dopływ prądu, ale na próżno. Recepcja, do której przeszli chwilę później była zdecydowanie przyjemnym i reprezentacyjnym miejscem. Wyglądające na dość wygodne sofy dla gości, szumiący sztuczny wodospad dodający wnętrzu uroku, nowoczesne, ale pasujące do wnętrza biurko pokryte dość realistyczną imitacją drewna - całość tworzyła estetyczne, ze smakiem zaprojektowane wnętrze, którego nie mógłby powstydzić się podobny kompleks na bardziej cywilizowanej planecie. Korporacje rządziły się własnymi wartościami i zasadami, a wywarcie pozytywnego pierwszego wrażenia na klientach czy zaproszonych gościach było zawsze chętnie oczekiwanym przez nie efektem. W przeciwieństwie do pomieszczenia ochrony, tutaj zasilanie nie było wyłączone. Eduardo aktywował terminal na biurku recepcjonistki, a gdy wraz z Whittakerem pochylili się nad jego wyświetlaczem, Tori, stojąc nieco z boku, zainteresowała się zdjęciem kobiety, na której zwłoki natrafili przy bramie. W milczeniu i ze smutkiem chłonęła widok trzech uśmiechniętych postaci, zastanawiając się, gdzie mogą się znajdować druga kobieta i dziecko z fotografii. Czy były na Horyzoncie? Może nawet przebywały w tym samym kompleksie? Czy wiedziały o śmierci opiekunki i partnerki? Czy były bezpieczne? Z cichym westchnięciem odstawiła fotografię i zastąpiła Eduardo przy terminalu, przeglądając jego zawartość. Niestety, nie było tutaj niczego ich interesującego. Terminal nie miał dostępu do danych naukowych ani wyników badań, służył jedynie do wystawiania faktur, tworzenia zamówień i planowania, a te informacje ich nie bardzo interesowały. Jedyną wartą uwagi ciekawostką był plan biurowej i - jak się okazało - mieszkalnej części kompleksu, który natychmiast został przesłany na omni-klucze całej piątki.

Pojawienie się Luny i Jedore powitała z lekką ulgą. Z jednej strony sama proponowała tymczasowe rozdzielenie się i wejście do budynku z dwóch stron, z drugiej zaś - wcześniejszy argument Whittakera miał sporo sensu, a eksploracja wnętrza podejrzanie cichego kompleksu i poszukiwanie ocalałych oraz punktu dostępu do interesujących ich danych całą grupą mogła okazać się bezpieczniejsza, jeśli natrafią na przeciwników. Jeśli. Do tej pory nie natrafili na żadne ich ślady, podobnie jak na kogokolwiek z pozostałych przy życiu pracowników korporacji. Ale ktoś - lub coś - musiało albo wywołać panikę i ewakuację całej okolicy, choć w takim przypadku zapewne roiłoby się tu od ochrony i policji Horyzontu, albo... Albo wszystko było możliwe.

Zrzucona przez Jedore bomba informacyjna mogła przynieść odpowiedzi na dręczące Tori pytania.

- Niebieski błysk? Coś jak biotyczne wyładowanie? - dopytała jeszcze zanim pochyliła się ze zmarszczonymi brwiami nad mapą, zapraszając Lunę do wspólnej jej analizy by móc zlokalizować miejsce, gdzie kobiety widziały poruszenie i postaci - Powinniśmy to sprawdzić, ale dostać się tam przez budynek, tym korytarzem - podniosła wzrok na Jedore i wskazała łącznik palcem - W tym skrzydle na piętrze są biura, możemy je po drodze skontrolować. W tamtym skrzydle na dole są sklepy, więc jeśli ktokolwiek ocalał, to raczej nie będzie w nich szukał schronienia. Mieszkania są najbardziej prawdopodobnym miejscem. Dodatkowo, będąc w budynku przez okna możemy zobaczyć co się dzieje i w tym parku i dookoła, a jeśli sami pójdziemy przez park, po pierwsze to my będziemy na widoku, a po drugie - będzie nam trudniej zajrzeć do wnętrz przez te lustrzane szyby. Im mniej nas będzie widać, tym mniej uwagi na siebie ściągniemy i łatwiej dostaniemy się do ocalałych.
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Obrzeża kolonii]Placówka badawcza Kloto

30 kwie 2023, o 11:00

[h3]Przeszukanie[/h3]
1 - Tori, 2 - Anthony (50%), 3- Luna A>33% > B > 66% (hakerwoman)
0

Wróć do „Kolonia ludzka”