Wyświetl wiadomość pozafabularną
Skrzynia, poruszona mocnymi dłońmi Kiru, jak i Krogula, pozostała nienaruszona, podobnie do zamka. W przeciwieństwie do wszystkiego wokół, organizatorzy postarali się, by nie tylko wyglądała ona na solidną, ale także i taką była, sugerując jednocześnie, że muszą się postarać mocniej, by odkryć jej tajemnice. A mogła co niektórych kusić, szczególnie, że była wystawiona na takim widoku.
Ciche dźwięki dochodzące z piętra ustały, pozostawiając grupę ze skrzypieniem ich butów na zakurzonej podłodze, nierównymi oddechami i wyciem wiatru za oknami. Nie mając niczego lepszego do roboty, grupa postanowiła się więc podzielić – Kiru, Kahleed oraz Katia postanowili poszukać generatora, który mógłby przywrócić prąd w posiadłości, zaś Krogul i Luna mieli zostać na parterze i rozejrzeć się po przyległych pomieszczeniach. I tak powoli, niczym w rasowym horrorze, grupa rozdzieliła się na dwie części, idąc niemal stereotypowym tropem w stronę piwnicy, podczas gdy duet został pozostawiony na pastwę losu.
Kroganin i Meksykanka zniknęli w pomieszczeniu po lewej, zaś Kahleed, Kiru oraz Ekaterina ruszyli w głąb posiadłości, za schody, gdzie umiejscowiony był mały korytarz, jeszcze bardziej zakurzony niż hol. Zwisające pajęczyny ocierały się o głowę Yaghanki, zaś jeżeli ktoś miał arachnofobię, cienie w rogach sufitu mogły śmiało podpowiadać, jakie ośmionogi czekały tylko, by przesunąć się po skórze nieszczęśnika w panice równej tym większym jegomościom. Same ściany były kontynuacją przedstawienia w holu i odarte tapety zwisały smętnie, zaś za nimi widoczne były gołe ściany wykonane z porządnej cegły. Wszystko wyglądało naprawdę autentycznie – wręcz do bólu.
W krótkim przejściu były dwie pary drzwi – jedne metalowe, naprzeciwko nich, drugie po ich lewej, drewniane. Oczywistym było, że szarpnięcie zarówno za jedne, jak i drugie miało marny skutek, z tym że wykonane z drewna drzwi na wskutek wkładanej doń siły wyginały się, sugerując, że można tam prawdopodobnie wyłamać zamek. I Kiru, naturalnie silna istota, z odrobiną wysiłku zdołała na chama otworzyć przejście, ukazując czarne jak kosmos przejście po wąskich schodach. Dyndający sznurek mający służyć za włącznik światła oczywiście nie działał, więc cała trójka uzbrojona w omni-klucze i kamienie w kieszeniach volusa musiała gęsiego, powoli zejść, pomagając sobie bladym światłem wbudowanych latarek. Niski sufit i klaustrofobiczne ściany były lekkim problemem dla Kiru, która szurała ramionami, zbierając cały kurz i pajęczynę na siebie, podczas gdy jedyne, czym musiał martwić się Kahleed i Ekaterina, to strome stopnie. Kilka razy wydawało im się nawet, że mogą się pod nimi zapaść, ale na szczęście schody wytrzymały i grupka stanęła w u podnóża, oświetlając kawałek graciarni, jaką była piwnica cuchnąca naprawdę paskudnie.
Oprócz zawalonej deskami i węglem podłogi w zasięgu ich wzroku widzieli zarysy półek, na których o dziwo stały absolutnie przeciętne rzeczy. Przetwory, jakieś pudła, trochę przedmiotów domowego użytku... były też obok nich bezpieczniki, oczywiście można było je przełączać wte i wewte bez skutku. Prowadziły od nich jednak kable, które dochodziły do ich głównego celu – generatora prądu, sporej bestii zasilanej wbrew pozorom całkiem nowoczesnymi metodami piezo, mogącej zapewne uciągnąć przez jakiś czas, gdyby nie to, że nie działał, bo nie miał baterii z pierwiastkiem. Mogły im się akurat przypomnieć słowa Luny mówiącej o kolejnych przeszkodach, natomiast to, co przykuło ich spojrzenie, to niewyraźny kształt leżący obok generatora.
Ciało.
Ludzkie, ubrane w zakrwawiony, nowoczesny, chociaż podziurawiony pancerz. Twarz przy bliższym przyjrzeniu się była niewyraźna, a smród, który czuli przy wejściu, mogący jeszcze pomylić z czymś innym, teraz był zintensyfikowany. Trup miał w dłoni pistolet, zaś szybka ocena jego śmierci wykazała, że mogło to być samobójstwo strzałem w głowę. I musiał tu już trochę leżeć... o ile to były prawdziwe zwłoki, co musieliby raczej dogłębnie sprawdzić, by potwierdzić. Mogli też rozejrzeć się dokładniej po piwnicy, czy poinformować resztę drużyny, która bawiła się ciągle na górze.
Luna i Krogul rozpoczęli w tym czasie swoje własne poszukiwania, wchodząc do najbliższych drzwi po lewej. Ich oczom w półmroku ukazał się salon – rzędy okurzonych półek ukazywały różnorodne tomy, które nic im nie mówiły, a gdy brali książki do rąk, widzieli multum języków, każdy im nieznany. Szli po ciemnej, drewnianej i skrzypiącej podłodze, zaś kroki ich butów wyciszał jedynie miękki dywan na środku pokoju, który oddawał tumany kurzu, gdy ktoś po nim stąpał. Oprócz stolika i kilku krzeseł były także fotele poustawiane przy kominku, nad którym zastanawiał się wcześniej MacBeth. Obok był pogrzebacz, zaś środek wyglądał na wygasły od dawna, z poczerniałymi resztkami drewna w środku. Kawałek dalej były drzwi do głębszej części skrzydła, zaś po uważniejszym przyświecaniu sobie latarkami Meksykanka i Kroganin zobaczyli czarne, zaschnięte plamy na podłodze zmierzające w tamtym kierunku. Zanim podjęli jakąkolwiek inną decyzję, usłyszeli z holu tym razem głośniejszy hałas.
Niemal rytmiczny, przypominał stukot stóp uderzających o zimną posadzkę, zbliżający się nieuchronnie z góry. Reszta uczestników ruszyła na dół, a i ich raczej ciężkie kroki nie przypominały tego, co Luna i Krogul teraz słyszeli. Jeśli któreś z nich ostrożnie postanowiło zerknąć na korytarz, z którego przyszli, po schodach schodziło... coś, czego jeszcze wyraźnie nie widzieli. W ogólnym zarysie mogli zauważyć jednak, że to coś jest wysokie i porusza się na dwóch kończynach, zniżając się czasami w bladym mroku. Słyszeli także cichy, charczący oddech, a gdy istota zeszła nieco niżej, zainteresowała się zmienioną pozycją skrzyni u stóp schodów. Wtedy też zobaczyli, jak z ciemności wyłaniają się błyszczące bladym, karmazynowym kolorem oczy, nadając temu czemuś upiornego wyglądu... zaś gdzieś w okolicy szyi ciężki ruch dyndającego przedmiotu mógł ich odrobinę zaciekawić – wytężając wzrok, na szybko oboje ocenili, że to chyba jest klucz. Analogowy, niemalże pasujący albo do drzwi... albo do skrzyni.
MacBeth oraz Reyes ciągle stali niedaleko lekko uchylonych drzwi, jeszcze niewidoczni, chociaż nie byli pewni, czy kolejny postąpiony krok zaalarmuje to coś. Równie dobrze mogło to pójść dalej, do niesprawdzonej części budynku... bądź w stronę piwnicy, gdzie reszta zajęta własnymi odkryciami nawet nie słyszała, że coś się dzieje na górze, a nijak nie można było ich w tym momencie ostrzec.
Wyświetl uwagę Mistrza GryWybaczcie za obsuwę, termin dla rozruszania 20.05 EOD