W galaktyce istnieje około 400 miliardów gwiazd. Zbadano lub chociaż odwiedzono dotąd mniej niż 1% z nich. Pozostałe światy oraz bogactwa, które zawierają, wciąż czekają na odnalezienie przez korporacje lub niezależnych poszukiwaczy.

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

[Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

12 cze 2023, o 21:48

Fel zdawała sobie sprawę z tego, że świat nigdy nie bywał czarno biały, jednak szarość podejmowanych przez nią moralnych decyzji była inna na Aeris. Brudna. Jakby ciemność wypełniająca serca i dusze zamieszkujących je potworów spaczyła rzeczywistość wokół nich, jakby wdarła się również do jej wnętrza, zagarniając wszystko dla siebie. W ciemności trudno było dostrzec, które decyzje były słuszne, a które nie.
W gardle czuła suchość, w płucach żar. Adrenalina napędzała ich ciała gdy mknęli naprzód, ale Aeris nie była małą stacją, a ostatni węzeł był daleko, choć, ironicznie, znajdował się blisko miejsca, w którym weszła do stacji. Po szaleńczej ucieczce czuła, jak wycieńczone stawało się jej ciało i niełatwo było określić, na ile wynikało to z fizycznego wysiłku, a na ile z tego stresu, który odczuwała od samego początku i który nie odpuszczał ani na chwilę.
Pomost, na którym się znaleźli, oferował odrobinę otwartej przestrzeni, lecz swoboda była ułudą. Były z niego jedynie dwa wyjścia - do przodu lub do tyłu. Zeskok na dół wchodził w grę, lecz niefortunne lądowanie mogło kosztować ich skręconą kostkę.
Daharis dostrzegł to, co ona. Jego brwi się zmarszczyły, przez twarz przemknął grymas obcej, negatywnej emocji. Smutek zabłysnął w jego oczach, w których znalazła również to, czego szukała - świadomości.
Decyzji, którą usiłował podjąć.
- Prawie koniec - szepnął. Ledwie była w stanie usłyszeć jego odpowiedź, gdy umysł zawędrował w inne miejsce - w stronę szklanej ściany, za którą chwilę temu mignęło im coś istotnego. Życie, skryte wewnątrz tej stacji. Bijące serca, niespaczone złem i okrucieństwem, napędzającym resztę kreatur. - Nie wiedzą o schronie. Nie wiem, ile ich jest i nie wiem, czy się pomieszczą, nawet jeśli ich zawiadomimy.
Wypuścił powietrze z ust. Oddychał ciężko, szybko, starając się coś zadecydować. Zamrugał, wracając wzrokiem do teraźniejszości, tu i teraz, w postaci stojącej obok niego blondynki.
- Schodzimy do nich? - spytał cicho, nie ruszając się z miejsca - nie biegnąc w stronę węzła, ani w stronę schodów, które znajdowały się po drugiej stronie pomostu. Po raz pierwszy zdał się na jej osąd, nie będąc w stanie podjąć tej decyzji sam.
Ziarenka piasku przesypywały się z jednej strony klepsydry na drugą. Zwabione kończącym się dla nich czasem okrucieństwo losu odezwało się w postaci przeraźliwego, głośnego jęku i tupnięcia teleportacji. Banshee zawyła, dostrzegając ich w końcu korytarza i Fel mogłaby przysiąc, że usłyszała też wrzaski husków, zwabionych odkryciem potwora.
- Musimy stąd zejść - warknął głucho mężczyzna, cofając się w stronę schodów.
Horda nadciągała ze strony węzła, lecz może zdołaliby ją wyprzedzić, skręcając w odnogę tunelu nim dotrą na pomost. Za nimi czekały schody, prowadzące w dól, do parku - oraz droga, z której przyszli.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

12 cze 2023, o 22:18

Tu nie było dobrych decyzji. Każda, nawet najmniejsza, okraszona była koniecznością sięgnięcia po mniejsze zło. Miała swoją cenę, konsekwencję wyboru. Za siebie płaciła bez wahania. Dobrnęła, nie wiedzieć kiedy, na krawędź dotychczas uważaną za moralność. Przepaść po drugiej stronie wydawała się jej mniej przerażająca niż na początku. Im dłużej wpatrywała się w wyłom, tym mniej czuła przed nim strachu. Wątpliwości pojawiały się jednak, kiedy miała zadecydować nie tylko za siebie.
Nie powinno być to dla niej trudne. A jednak, tu i teraz napotkała brak zgodności.
Powinna pomóc tym ludziom. Wszelkimi możliwymi sposobami. Zbiec na dół po schodach, wywlec ich z pomieszczeń, w których się kryli. Przekonać do szybkiego wymarszu do schronu.
Tyle że dała mu słowo.
Obiecała doprowadzić tę sprawę do końca na jego warunkach.
Nie uwzględnił w planach grupy ludzi żyjących dotąd gdzieś w trzewiach stacji. Nie byli bezpieczni we dwójkę, mając broń i pancerz. Jakim cudem, zatroszczyć mieliby się więc o większą ilość ludzi? Nie wiedzieli, czy zdołają ocalić samych siebie. Powinna narażać innych? Przekonywać do czegoś, czego sama nie była pewna?
Wrzask zbliżającej się hordy wyrwał ją z niezdecydowanych myśli. Ułamki sekund. Kilka uderzeń serca.
Nie zdołasz mu pomóc.
Im też nie.
- Nie przejdziemy przez hordę prowadząc ze sobą grupę ludzi - słowa, które wypowiedziała, w pewnym sensie zlewały się w jedno. Wyplute w pośpiechu, jakby same artykulatory sprzeciwiały się sensu, który niesie i chciałby zdusić je w zalążku nim Daharis zrozumie, ku jakiej decyzji się skłaniała.
- Nie mamy też stu procentowej pewności, że promieniowanie ich zabije... Idź, Cassian. Idź na bogów dalej, nim zacznę wątpić w samą siebie i rzucę się im na ratunek, ciągnąć nas na dno, gdzie już nic nie da się zrobić.
Czy to na pewno było jej słowa?
Czy naprawdę powiedziała właśnie to?
Zeszłaby tam. Momentalnie, gdyby tylko horda nie deptała im po piętach, a banshee nie zbliżała się do pomostu wprawiając sennie spokojne powietrze w drżenie. Zeszłaby do nich, gdyby odpowiedzialność ciążyła wyłącznie na jej ramionach. Gdyby nie dzieliła ją z Daharisem.
Zmusiła się, aby odwrócić spojrzenie od przeszklonego parku. Musieli wyminąć hordę, dopaść do bezpiecznika. Później policzy się sama ze sobą. Mimo iż już teraz znała konsekwencje. Miała świadomość, na co właśnie się decydowała i co będzie zmuszona z tym faktem uczynić po powrocie.
Nie była to decyzja podjęta w zgodzie z samą sobą. Nie daruje sobie jej, być może po części obwiniając za nią także Cassiana. Ale podobnie jak on, Iris także nie potrafiła zmierzyć się z trudnym wyborem w pojedynkę. Teraz jesteśmy jedną drużyną. Skazaną i potępioną. Ale już dawno nadała Daharisowi priorytet. Gdyby była tu sama, nie pędziłaby teraz w stronę węzła nie chcąc być tam, gdy horda wyczuje, że życie wciąż bije pod szkłem. Gdzieś tam na dole.
Przepraszam.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

12 cze 2023, o 22:37

[h3]powodzenie w ucieczce[/h3]
iris, cassian
A<15<B<50<C
0

Iris +1 rana, 100 dmg.
Cassian +2 rany, 200 dmg.

Cassian
Pancerz: 900 - 200 = 700
Ranny II

Iris
Pancerz: 700 - 100 = 600
Ranny I

[h4]inicjatywa[/h4]
Iris +89, Cassian +56 (+46 + 10), Banshee +100, Huski 1-5 +0
1
[h4]iris -> banshee -> cassian -> huski[/h4] [h4]akcja 1[/h4]
Wyświetl wiadomość pozafabularną

[h4]akcja 2[/h4]
Wyświetl wiadomość pozafabularną

[h4]akcja 3[/h4]
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

12 cze 2023, o 23:48

Wyświetl wiadomość pozafabularną Być może spodziewała się natychmiastowej reakcji. Rzucenia się naprzód, w stronę nadciągającego zagrożenia - w stronę, którą mu wskazała. Może zakładała, że dojrzy na jego twarzy ból, że spróbuje wybić jej z głowy tę decyzję, która była tak cholernie trudna od podjęcia. Lecz Cassian stał w miejscu - zwyczajnie zawahał się, obrzucając ją bardzo uważnym spojrzeniem. Nie dostrzegła w nim cierpienia, ciemność nie obnażyła w nim emocji, które zdobiły jej wykrzywioną mimikę. Mężczyzna zlustrował ją spojrzeniem, jakby upewniając się, czy była tego pewna, lecz poza smutkiem, który przemknął w jego spojrzeniu wcześniej, nie okazał nic więcej.
Ruszył do przodu, rzucając się biegiem wzdłuż pomostu razem z nią. Prosto na nadciągającą z daleka hordę.
Huski zlewały się w jedną, poruszającą się w ich stronę masę. Ich czarne ciała stanowiły cienie, których nie były w stanie rozjaśnić awaryjne światła. Potykały się, przewalały przez siebie nawzajem, w ślepej, dzikiej żądzy dostania ich dwójki w swoje łapska. Banshee stanowiła w tym wyjątek. Wydawała się niemal stoicka w swoim pościgu - jej sylwetka znikała i pojawiała się w odstępach kilku metrów, wypełniając powietrze zapachem zgnilizny i ozonu.
Uderzyli o ścianę, rzucając się w jedną z odnóg korytarza. Fel poczuła, jak szpony rozrywają pancerz na jej łopatce, cofając ją szarpnięciem, lecz zadrapanie było płytkie. Daharis, który puścił ją przodem, miał mniej szczęścia, co dostrzegła wyłącznie po wściekłym wyrazie na jego twarzy, gdy zrzucał ze swoich pleców najszybszego z husków.
W tej walce nie było żadnego porządku. Nie było zasady w chaosie, który otoczył ich morzem czarnych ciał i drapieżnych szponów. Fel, pamiętając słowa Cassiana, skierowała lufę pistoletu gdzieś - przed siebie, daleko, w stronę pomostu, z którego zeszli. Pocisk trafił jedną z barierek, eksplodując biotyczną poświatą, której blask odbił się od martwych gałek ocznych potworów. Trzy z lecących za nimi kreatur dały ponieść się błękitowi, rzucając się naprzód, zapominając na moment o ich żywych celach.
Banshee zawyła wściekle, gdy huk karabinu szturmowego ciął powietrze, a jego pociski cięły jej ciało. Salwa wystrzelona z karabinu mężczyzny przebiła wątłe ciało potwora, a część pocisków okazała się tak celna, że skupiony ogień nieomal odrąbał stworzeniu ramię, które zawisło na kilku ścięgnach, bezwładne. Stworzenie natychmiast rzuciło się w jego kierunku, jakby zapominając o Fel będącej obok, dzierżącą pistolet.
Nie trafiła.
Może zmieniłoby to coś, gdyby tak nie było. Pocisk minął swój cel, nie odwracając uwagi banshee, która błyskawicznie znalazła się przy Daharisie. Nie mając obydwu ramion do dyspozycji, zdawała się obojętna na ból i nieprzydatną kończynę. Zdrowym łapskiem naparła do przodu, a jej szpony zagłębiły się w jego ciele, w ceramicznych płytach pancerza.
A także w jego szyi.
Zaskoczony, padł na ziemię od impetu uderzenia, bardziej niż słabości, która nie zdążyła dotrzeć do jego ciała wraz ze świadomością zadanych mu obrażeń. Cios banshee byłby w pełni śmiertelny, gdyby tylko miała pełnię władzy w swoich ramionach, jednak sama namiastka jej mocy nieomal pozbawiła go przytomności.
Nie zdążyła do niego podejść, podbiec, wykrzyknąć, gdy dwa ciała skoczyły prosto na nią. Huski naparły, szarpiąc pazurami jej plecy, zmuszając ją do upadku na ziemię, przygwożdżając ją do zimnej podłogi. Znów poczuła krew - własną, jej charakterystyczny, metaliczny posmak, który wypełnił jej usta. Ból w klatce piersiowej odbierał jej tchu, udo rwało tak, jakby coś przypalało jej tkankę, a jednak podciągnęła się bliżej, w stronę leżącego obok mężczyzny. W uszach słyszała wyłącznie krzyk.
Obrócił głowę w jej stronę, mrugając, wracając do rzeczywistości. Jego szyja była czerwona, lepka od krwi. Z daleka nie wiedziała, jak głębokie było cięcie. Jego wzrok uniósł się wyżej, na gotowe do ataku, skupione na niej huski i dopiero wtedy, po raz pierwszy w czasie ich znajomości, dostrzegła w jego oczach przerażenie. Dopiero gdy poczuł, że nie jest w stanie nic zrobić z zagrożeniem, które czyhało na nią, a nie na niego, jego źrenice rozszerzyły się gwałtowne, wpuszczając do środka strach, barwiący chłodne oczy innym odcieniem.
Uścisk z jej pleców zelżał. Powietrze przerzedziło się nagle. Krzyk, który zdawała się słyszeć ciągle w swojej głowie, nagle stał się materialny, rzeczywisty. Dobiegał gdzieś z tyłu, z dołu. Nie wydawał się należeć do niej. Brzmiał jak krzyk dziecka, do którego szybko dołączyły inne krzyki. Głośne, męskie, damskie, wibrujące w turiański sposób, gardłowe i niskie. Huski, które pomknęły w stronę jej pocisku, musiały natrafić na ludzi, wabiąc resztę potworów. Gdy obróciła się, ośmielając spojrzeć w górę, zauważyła, że atakujące ją wcześniej huski mkną w kierunku innego kąska, a banshee teleportowała się w stronę pomostu.
Chwilę później ludzie, których porzuciła, przestali krzyczeć, a zaczęli przeraźliwie wrzeszczeć.
- Przestań - wychrypiał, gdy dopadła do niego, natychmiast łatając jego zniszczony pancerz, nanosząc medi-żel na jego rany. Cięcie na jego szyi było płytkie, ale ledwo. Wystarczyłoby kilka milimetrów, by rozpłatać jego tchawicę. Poruszył się niespokojnie, widząc jej rany, zatrzymując ją w połowie ruchów i siadając. - Potrzebujesz tego bardziej.
Potwory zniknęły, rzucając się do pięknego, zielonego parku. Gdy rozpoczęły swoje krwawe żniwa, mordując bezbronnych, których zostawili za swoimi plecami, Fel słyszała wszystko. Każdy odgłos pazurów szorujących po metalu, każde łkanie bezbronnych, każdy pisk zgromadzonych tam dzieci.
- Musimy iść - szepnął, podnosząc się do klęku ociężale, z trudem, lecz z determinacją.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

13 cze 2023, o 05:47

Wyświetl wiadomość pozafabularną Kiedy wszystko zaczynało iść zupełnie nie tak? W momencie, w którym zdecydowała się strzelić do niewinnej kobiety, znajdując usprawiedliwienie w nie zostawianiu jej huskom na pożarcie? Kiedy odwróciła się plecami do ludzi żyjących pod kopułą? A może szczęście opuściło ich już dawno, gdy wciśnięci w wyrwę w ścianie, w swoich objęciach, wyczekiwali aż walczący zaciekle mężczyzna podda się, zabierając na spotkanie ze śmiercią jeszcze kilka kreatur?
Być może szczęście tak naprawdę nigdy z nimi nie przyleciało na tę stację.
Szybko pożałowała swojej decyzji, lecz tak naprawdę inna również wzbudziłaby w niej sprzeciw już po dwóch, może trzech krokach w daną stronę. Przepychała się łokciem, już wcześniej udało im się przemknąć pośrodku hordy wodząc ich za nos, lecz nie tym razem. Poruszyła ręką, czując, jak powiększają się nieszczelności w jej pancerzu na wysokości łopatek, odwróciła się do Cassiana, ale ten uporał się z najszybszym huskiem, zrzucając go na ziemię.
To był jednak przedsmak. Preludium do tego upiornego utworu.
Musieli się bronić. Nie mieli dokąd uciekać, cel był za hordą. Niewiele myślą, pozwalając, aby decyzję podjął jej instynkt, wystrzeliła biotycznym pociskiem w stronę pomostu, co przyniosło natychmiastowy efekt. Fakt, że większość husków rzuciła się za błękitną poświatą, można było uznać za sukces. Mały, mizerny, aczkolwiek motywujący do walki.
Seria z karabinu szturmowego dudniła jej w uszach, banshee jednak niewzruszona na własne obrażenia, parła do przodu. Instynkt kazał jej atakować, wymierzyła do niej, lecz pocisk minął teleportującą się sylwetkę. W chaosie walki, wyraz jej frustracji zniknął momentalnie.
Tak, jak życie z oczu Cassiana.
Obejrzała się niedowierzając na mężczyznę, który nagle, niespodziewanie, znalazł się w szponach biotycznego monstrun. Nie zdążyła zrobić kroku w jego stronę, a stworzenie cisnęło nim na ziemie najprawdopodobniej szykując do kolejnego ataku. Napawając się tą chwilę, o ile było to w ogóle możliwe.
Nie. Nie pozwoli na to.
Problem w tym, że dwójka husków na jej plecach miała odmienne zdanie. Szarpnęła się, ale stworzenia i tak zdołały przygwoździć ją na ziemię. Dusząc wrzask, sprzeciwiając się protestującemu ciału, które tak bardzo nie chciało znowu cierpieć, wypluwając krew zalewającą jej usta, wyciągnęła rękę, aby chociaż pochwycić Daharisa, może potrząsnąć jego ręką, ocucić go...
To już?
To naprawdę działo się tu i teraz?
Walcząc z otaczającymi ją huskami, broniła życia, bo tak naprawdę już nic innego jej nie pozostawało. Była w tym uparta, jak zawsze, choć zaczynało jej brakować sił. Ulatywały one pomiędzy zaciśniętymi palcami, nawet nie potrafiącymi sięgnąć do huska, łapiącymi tylko i wyłącznie powietrze. Bezsilność trzymała ją w silnych, duszących objęciach, pozwalając tylko i wyłącznie patrzeć na ich marny koniec.
Miała go wspierać. Pomóc doprowadzić sprawę do końca. Nie licząc się z kosztami, pogrzebać tę upiorną stację. Ale zawiodła. Resztkami świadomości, które wciąż jeszcze trzymały się uparcie jak Fel na powierzchni wyciągnęła głowę, napotykając spojrzenie Cassiana. Jeżeli miał być ostatnim widokiem, który zobaczy przed śmiercią, stanie przed nią spokojniejsza.
Tyle że zamiast kostuchy nad sobą, zadowolonej, że w końcu Fel przestała zaklinać rzeczywistość, usłyszała krzyk. Pojedynczy, ale szybko nabierający siły dziesiątek gardeł dołączających się do wrzasku. Wwiercał się w jej uszy, nie pozwolił zamknąć oczu, aby już tylko oczekiwać. Był namacalny, prawdziwy, głośny i silny. Zamrugała, lecz słyszała go nadal.
Przynajmniej dopóki pierwsze husky, nie przebiły się przez szkło.
Z przerażeniem nasłuchiwała ciągnącej się dalej melodii. Takt był inny, ale brzmienie równie upiorne. Pozostawiające szerokie pola dla wyobraźni. Musiała jednak wyrwać się temu zawieszeniu na pograniczu. Mogła, naturalnie dać się skusić mrokowi i własnym wyrzutom sumienia potęgowanym przez odgłosy z dołu, ale Cassian jej potrzebował. Zmusiła się do doskoczenia do Daharisa, potykając się o własne nogi i nie wyczuwając równowagi. Powędrowała po jego sylwetce oceniającym wzrokiem, zrzuciła z rąk rękawice, palcami dotykając do rozcięcia na szyje. Rozmazała nieco krwi, aby wyczuć opuszkami, że nie przebiła się na tyle głęboko, aby musiała odliczać upływające minuty. Miała łzy w oczach, jednak jej ruchy były pewne. Działała odruchowo. Sięgnęła po medi - żel, chcąc przede wszystkim zabezpieczyć najbardziej newralgiczne obrażenia. Tak naprawdę spojrzała dopiero na niego, gdy zatrzymał jej ręce, mówiąc, że nie jego powinna opatrywać. Jak to? Co on plótł?
- Nie, Cassian. Musisz wyłączyć ostatni bezpiecznik i nas stąd wyciągną. Ja wytrzymam. Dam radę. Teraz Ty jesteś najważniejszy - delikatnie wysunęła dłoń z objęć jego palców, kontynuując. Drżała na całym ciele, ale dopóki zajmowała się nim, nie istniało ryzyko, ze pęknie i rozsypie się bezpowrotnie. Potrzebowała dosłownie chwili. O sobie tymczasowo nie myślała, był w jej oczach priorytetem. Jedyną szansą, że opuszczą to miejsce żywi.
- Ci ludzie... Dlaczego zaczęli krzyczeć? Dlaczego nam pomogli, choć my im tego odmówiliśmy? - szepnęła, odrzucając na bok pustą tubkę. Zapięła rękawice drżącymi palcami, początkowo walcząc z klamrą; to, co właśnie się stało, poświęcenie mieszkańców stacji, odwaga, której im zabrakło; Iris nie wiedziała co o tym myśleć. Jak to rozumieć. Czuć wdzięczność? Wstyd? Boląca noga, skutecznie zniechęcała ją od dogłębnej analizy, podobnie jak konieczność ruszenia się z miejscu.
Idąc w ślady Daharisa, najpierw dźwignęła się na kolana. Podpierając się, próbowała się wyprostować i w końcu wstać. Dostała właśnie niespodziewanie trzecia szansę. Kolejnych nie będzie.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

13 cze 2023, o 16:48

Krew.
Wszędzie była krew.
Ceramika zniszczonego pancerza Daharisa straciła swój oryginalny koloryt i błyszczała w światłach awaryjnych, czerwień i czerń przeplatała się w jeden, brunatny kolor. Ranna noga Fel uginała się pod nią, gdy ta ślizgała się w spływającej po gładkiej podłodze posoce. Krew tkwiła w jej ustach, ze swym obcym, metalicznym posmakiem. Zalewała jej palce, gdy pośpiesznie, desperacko, usiłowała zająć się jego ranami ignorując własne obrażenia.
Jej ciało nie potrafiło tego utrzymać nawet, gdy domagał się tego jej umysł. Do bólu dołączyło zmęczenie - rodzaj zakradającego się wycieńczenia, który nie miał nic wspólnego z nadmiernym wysiłkiem fizycznym. Zdradzieckiego, szepczącego kłamstwa jej powiekom, które stawały się coraz cięższe, dłoniom, które działały coraz bardziej ślamazarnie, tracąc na zręczności.
- Przestań - powtórzył, gdy jej ręce, śliskie od szkarłatu, wymsknęły się jego uściskowi by kontynuować. - Już wystarczy.
Medi-żel oblepił jego rany, omni-żel, nałożony pośpiesznie, chaotycznie, zalepił część ubytków pancerza. Oddech mężczyzny był ciężki, jakby każde zaczerpnięcie powietrza kosztowało go o wysiłek, ale podniósł się do klęku. Krwi było zbyt dużo, wszędzie, by była w stanie dostrzec, czy dalej leci, czy też wszystko zostało zatamowane. Daharis jednak zdawał się być tego pewny. Przysunął się, odbierając ostatnie tubki żeli, które jej zostały, by opatrzyć jej nogę, jej plecy.
Nim straci przytomność, osuwając się w objęcia ciemności.
Ciemność mogła być łaskawa. Mogła usunąć koszmar wspomnień, wypalonych w jej głowie. Mogła wygłuszyć przeraźliwe nawoływanie o pomoc, dobiegające z parku, którego zieleń musiała również ustąpić czerwieni. Mogła odebrać jej powietrze, na które nie zasługiwała, podejmując niesłuszną decyzję. Ale choć jej ciało balansowało na granicy wycieńczenia, choć umysł znalazł się zbyt blisko krawędzi, Daharis pochwycił ją, nim zdążyła spaść.
Właściwości przeciwbólowe medi-żelu zdawały się nie działać tak, jak niegdyś. Ledwie fragment odczuwanego przez nią bólu zmienił się w obojętne mrowienie, podczas gdy mięśnie nadal paliły żywym ogniem, noga wciąż z trudem wytrzymywała jej ciężar. Mężczyzna opatrzył ją, w sposób polowy, pośpieszny, ale wystarczający, po czym pochwycił ją lekko i pociągnął w górę, pomagając wstać na klęczki gdy jej ciało zawzięcie się temu opierało.
Jej szept sprawił, że zamarł w miejscu. Ból przemknął po jego spojrzeniu, niebezpieczny cień skrywający się w głębi. Emocje, które zwiastowały coś złego, coś potwornego.
Ponieważ nikt nie przyszedł im na pomoc.
Ponieważ to pocisk Fel, który wystrzeliła by odwrócić uwagę części husków od nich, trafił w pomost, zainicjował te wydarzenia. Gdy kreatury dostrzegły, jak oni wcześniej, żywych ludzi skrywających się za szklaną barierą, pomknęły w dół, w stronę schodów, kierowane ślepym instynktem. A gdy któreś dziecko krzyknęło ze strachu, odgłos zwrócił uwagę pozostałych potworów, które ruszyły ku znacznie większej, znacznie bardziej kuszącej zdobyczy. Ludzie schowani na dole mogli zadawać sobie pytanie dlaczego dwójka wojowników nie przyszła im na pomoc, lecz nie mogli zadawać go sobie długo, bo śladem ich dwójki przybyła horda.
A Cassian nie miał serca, żeby jej to wytłumaczyć. Chciał, by tkwiła w niewiedzy, nawet jeśli była to tylko napędzana szokiem chwila.
- Może mamy szczęście - wychrypiał, podrywając się w górę.
Odgłosy walki nie cichły, bezlitośnie rozbrzmiewając echem w jej uszach, gdy złapał ją pod ramię, pomagając wstać i razem ruszyli w kierunku ostatniego węzła.
W tle, jakaś kobieta panicznie krzyczała, błagając o pomoc.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

13 cze 2023, o 17:32

Widziała świat w szkarłacie.
Swoim? Jego? Tak naprawdę nie miało to większego znaczenia. Nie teraz, gdy desperacko walczyła z otwartymi ranami mając ograniczone środki. Krew lała się pomiędzy jej palcami, tubki z medi-żelem wyślizgiwały się jej z rąk. Zaczynało brakować jej sił, aby mocno uciskać, słabość i zmęczenie nie zniechęciło ją jednak; nie przestał. W pewnym momencie jej działania stały się czysto mechaniczne. Wyuczonym schematem, podążyły za instynktem, jej ręce zachowywały się tak, jak przy każdym innym krytycznym pacjencie. Nie słuchała go, gdy protestował, nie dbała także o to, że jej własne obrażenia tworzą pod nią ciemnoczerwoną kałuże. Musiał przeżyć. Musiał ich stąd wyciągnąć.
Sama z kolei osuwała się w ciemność.
Czuła, jak ciężkie stają się jej powieki. Obraz, który widziała, kołysał się niczym na statku podczas awaryjnego lądowania. Słyszała wyłącznie swój własny oddech, coraz ciszej, jakby czyjeś dłonie z czułością zasłaniały jej uszy chcąc odciąć ją od tego koszmarnego jazgotu, pieszczotliwie odgarniały włosy sprzed twarzy, zachęcająco muskały rozpalone i brudne od krwi kogoś? czegoś? czoło obiecując wolny od bólu w każdym wymiarze, słodki sen. Pamiętała, gdzieś z tyłu głowy, dlaczego tu jest, dla kogo opuściła bezpieczny statek nie stosując się do otrzymanych zaleceń, a jednak, w tym konkretnym momencie wyciętym z rzeczywistości, po woli ulegała pokusie jakie oferowała jej ciemność. Po tym, jak wykonała zdecydowany krok w jej stronę, ta chętniej upominała się o Fel i przypominała na każdym kroku o swojej obecności.
Dopóki nie szarpnęła się, czując, jak wbijają w jej ciało szpile, gdy musiał dotknąć do jej poszarpanych do mięsa pleców.
Syknęła przez zaciśnięte zęby, nagle spięcie mięśni kosztowało ją promieniującym do najmniejszych komórek bólem. Odbierał jej zmysły, paraliżował. Nie mając siły usiedzieć prosto, oparła się o Cassiana, skupiając się nie na swoim, tylko na jego oddechu. Jedynym przyjaznym dźwięku na progu koncertu śmierci. Bicie serca mężczyzny skutecznie przyciągały jej myśli, nie pozwalały im się rozbiegać i nasłuchiwać. Odnosiła wrażenie, że siedzi przy nim cała wieczność, podczas kiedy to wszystko trwało raptem kilka minut wziętych na kredyt.
Nie widziała wyrazu jego twarzy. Nie dostrzegła bólu, który odmalował się w oczach Daharisa. Znała prawdę, wyparła ją jednak. Zadziałały naturalne mechanizmy obronne umysłu. Zamknęły Iris w ochronnym kokonie, czyniąc ślepą i głuchą na własną winę. Inaczej nie podniósłby ją z zakrwawionej podłogi, nie przekonał, że z jego pomocą da rade wstać i iść
Musiał zdusić jej krzyk, zasłaniając Iris usta, gdy stanęła z jego pomocą na drżących, uginających się pod nią nogami.
- Szczęście? Jeżeli to... to nazywasz szczęściem, ni... ni... nie chcę wiedzieć jak wyglądałby pech - wydusiła ze świszczącym oddechem. Stawiała niezdarne kroki, z trudem łapała równowagę i z ogromnym wysiłkiem podążała jego śladem.
Do węzła. Do końca tego koszmaru. Był niedaleko, ale dla Fel nagle wydał się oddalony o całe lata świetlne wymagające skoku przez Przekaźnik Masy. Znowu skupiła się na jego oddechu. Nie miała siły podnieść głowy, obejrzeć się po raz ostatni na konsekwencje swoich decyzji.
Jeżeli wcześniej miał wątpliwości, teraz powinien się ich definitywnie pozbyć. Ta stacją, ludzie, których tu zginęli. To już nie tylko jego odpowiedzialność oraz ciężar. Była tak samo winna śmierci niewinnych ludzi, co on.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

19 cze 2023, o 22:13

Wyświetl wiadomość pozafabularną Szczęście było życiem, którego zaczynało brakować w skropionym krwią parku pod nimi. Choć brudne i pełne bólu, było nieustannym, szaleńczym biciem ich serc, urywanym oddechem piekących płuc, dotkliwą świadomością tego, co działo się wokół nich.
Było też krzykiem, który nie opuszczał ich uszu. Który towarzyszył im, gdy Cassian pociągnął ją w stronę tunelu, przytrzymując ramieniem, trzymając w pionie gdy jej noga chciała się poddać.
Nie powiedział już nic więcej. Być może dostrzegł, że to rozumiała, głęboko pod warstwami emocjonalnego cierpienia i wyparcia, a może nie chciał się nad tym zastanawiać. Mieli tylko jeden cel - jeden kierunek, w którym mogli podążyć. Nie mogli już pomóc tym, których wyprowadzili na rzeź, których być może też znał. Choć dla niej byli tylko cywilami, bezbronnymi osobami, którymi nie mogła pomóc, Daharis mógł widzieć w nich kolegów, przyjaciół. Towarzyszy podróży, nim Cicero zniszczyło wszystko, i wszystkich, porzucając ich w bezkresnym kosmosie, gdzie dryfowali wraz z nieaktywną Aeris, starając się zachować na tyle cicho, by nie usłyszała ich śmierć.
Korytarze jej się myliły, gdy mężczyzna parł naprzód, ciągnąc ją za sobą. Lewo, prawo, pierwsza odnoga, czwarta, drugie skrzyżowanie. Stacja nagle wydawała się labiryntem w tym krótkim odcinku, który im pozostał, aż wreszcie zatrzasnęli drzwi za sobą.
Panel piknął, gdy się z nim połączył. Nie pozwolił jej osunąć się na ziemię, gdy jej ciało desperacko tego potrzebowało. Przytrzymał ją, jeśli spróbowała, przy ścianie, przy której tkwili oboje. Jego ruchy były ospałe, powolne, zmrożone obrażeniami, których doznał. Na jego policzku zastygła krew, która równie dobrze mogła być jego, jak i jej.
Nawet mimo korytarzy, które pokonali, mimo drzwi, które zamknęli, nadal słyszała krzyki. Nie wiedziała tylko, czy były materialne, czy też były echem odbijającym się w jej głowie - wiedziała za to, że i on je słyszał, póki nie zagłuszyła ich syrena.
Póki znów nie pociągnął ją do przodu. Na korytarz, ku kolejnej alejce, ku włazowi bezpieczeństwa, ku schronieniu, które obiecał. Pomieszczenie było ciasne i wiedziała, że z pewnością nie pomieściłoby wszystkich. Może dzieci, kilka kobiet, kilka osób młodszych, bardziej wartościowych w oczach żelaznej logiki. Gdy drzwi do włazu zamknęły się bezpowrotnie, pokój zaczął jednak wydawać się obszerny. Ogromny. Pusty, jak hala, jak ogromne boisko. Ich dwójka nie zdołałaby jej wypełnić. Miejsce, które mogli zająć inni ludzie, nagle wydawało się tak oczywiste, trudne do zniesienia, jak powietrze, którego nie mogli już zaczerpnąć do płuc.
Wyczuła to. Nagromadzającą się energię. Z początku była jak delikatna fala, muśnięcie zmieniającego się pola magnetycznego, które odczuwała podobnie jak naelektryzowanie się swoich włosów. Efekt był subtelny, niemalże przyjemny, ciekawy, nie wróżył niczego złego.
Mężczyzna przysunął się jednak do niej. W półmroku ich schronu, dostrzegła napięcie na jego twarzy - charakterystyczne dla ludzi, którzy wiedzieli więcej. Wiedział, czego powinni się spodziewać. Posiadając tę wiedzę, nie pozwolił jej trwać w tym samemu, a może sam potrzebował kompana. Towarzystwa. Kogoś, z kim zniósłby to, co miało nadejść.
Gdy energia Dholen wdarła się w korytarze Aeris, niosąc ze sobą potężny ryk, jego ramiona zacisnęły się na kobiecej sylwetce, utrzymując ją w pionie. Stały się jedynym punktem we wszechświecie, który był stały, materialny, podczas gdy świat wokół pogrążył się w chaosie. Trwały, gdy ten sam chaos znikł, gdy ciśnienie nieomal przedarło się przez jej bębenki uszne, ogłuszając ją na czas trwania tego piekielnego przedstawienia. Gdy temperatura w środku się podniosła, wyczuwała zarówno kropelki potu na swojej skórze, jak i wilgoć krwi, odbijającej się na jej policzku, gdy przyciskała go do ceramicznej powłoki zlepionej omni-żelem. Światła zgasły, pogrążając ich w ciemności, w miejscu, które wydawało się stworzone do bycia ich grobem - zbyt pustym, zdolnym pomieścić tak wielu innych, których zostawiła na zewnątrz. Cywili w krwawym parku, rozszarpywanych przez bestie. Asari, której udzieliła pomocy, lecz która została w niechronionym wnętrzu stacji medycznej. Yasmin, nieprzytomnej, pozostawionej na podłodze promu, która być może już ocknęła się i próbowała ją poszukać.
Słońce odebrało jej słuch i wzrok, wyszarpnęło czucie, pozostawiając po sobie jedynie nieznośne mrowienie. Ale pozostał zapach. Ten sam, charakterystyczny, który rozpoznała w ciemnej wnęce korytarza, który towarzyszył im spotkaniom i zawsze wdzierał się do jej nozdrzy, gdy mężczyzna pozwolił sobie zbliżyć się do niej na chwilę. W tej pustce, pozbawiona innych zmysłów, wyczuła w zapach morskiej bryzy o burzowym poranku i cytrusowe, rześkie echo bergamotek.
Koniec zakradł się do niej podstępnie. Mrowienie w jej ciele ustało, gdy w jego miejsce powrócił ból. Światła nie wróciły, lecz jej oczy przyzwyczajały się do mroku. Dostrzegała męską sylwetkę na tle pustego grobowca. Cisza dudniła w jej uszach, jak gdyby ktoś przystawił broń do jej ucha i nacisnął na spust.
- Coś jest nie tak. - szept Daharisa zdawał się przytłumiony, jakby wypowiedział go w masce pod powierzchnią wody, lecz dotarł do niej, gdy mężczyzna odsunął się lekko. Wyczuwała to. Ozon, kradnący jej znajomy zapach. Fluktuację energii w powietrzu. Pobudzała jej zakończenia nerwowe, wyzwalając drobne przebłyski biotyki, gdy tylko kobieta poruszyła dłońmi. Cassian wyczuwał tego namiastkę, lecz ona dostrzegła prawdę przed nimi.
Cicero wcale nie zostało zniszczone. Urządzenie rosło w siłę, a echo jego działania wdzierało się do jej ciała. Wyczuwała je, niczym fale w morskiej toni, w której była zanurzona. Pływy, z początku delikatne, subtelne, lecz rosnące w sile.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

20 cze 2023, o 07:10

Wyświetl wiadomość pozafabularną Niósł ślepy kulawego.
Szła, podtrzymując się Cassiana, powłócząc nogami, z zawieszoną głową oraz tocząc nierówną walkę o każdy, pojedynczy krok. Krzyk, który niósł się echem po korytarzu, bądź bardziej prawdopodobne w jej głowie, sprawiał, że gdyby nie Daharis, absolutnie nic nie stałoby na przeszkodzie, aby tu i teraz zatrzymać się, załamać ręce, przestać walczyć oraz buntować się przeznaczeniu, które najwyraźniej miało dla niej już tylko jedną propozycje.
W pełni zasłużoną.
Szła, mimo napływających do oczu łez, odbierającego dech bólu. Godność zgubiła już dawno, gdzieś pomiędzy poziomem mieszkalnym, a ambulatorium. Aeris obdarło ją ze wszystkiego, również z pewności siebie, wiary w sama siebie. Czuła się przeczołgana, przeżuta i wypluta. SST ją nie złamało, choć Vincenzo wyciągnął najcięższe karty, rzucając jej w twarz martwą załogą. Ale ta przeklęta stacja była blisko tego osiągnięcia. Pozostawiła po sobie szramę, kolejną, sączącą się ranę, do tamowania których brakowało jej rąk; zarówno jej, jak i jego. On. On stał chcąc nie chcąc za lwią częścią jej wyborów. Decydując się, że nie odlatuje z Yasmin, podjęła decyzję być może podyktowaną sercem, a nie rozumiem, której konsekwencje zwaliły się na nią teraz dokładnie tak samo, jak ten prom na Cytadeli w dniu, kiedy stacja zamknęła się, a pojedynczy antagonista rozpoczął swoją vendettę.
Szła tylko i wyłącznie dzięki temu, że trzymał ją pewnie, nie dając po sobie poznać, ile kosztowało go ciągnięcie za sobą rannej Fel. Choć oboje nie wyglądali jak ktoś, kto mógłby sprawę doprowadzić do końca i wyjść z tego obronną ręką, a zdecydowanie bardziej jak karykatury samych siebie sprzed wylotu na stacje, Iris zamrugała w momencie, w którym Cassian uruchomił procedurę przy ostatnim bezpieczniku. Straciła poczucie czasu, nie zorientowała się, kiedy w tym krętym labiryncie, odnalazł właściwy zaułek.
To już?
Oparła się o niego, zrównując oddech z jego ciężkim oddechem. Nie była gotowa na ostatnią drogę, kiedy więc zawyły syreny, a Cassian pociągnął ją w stronę schronu, potknęła się o własne nogi. Z jego pomocą, zebrała się z ziemi, zadając sobie po raz kolejny pytanie dlaczego to on musiał się troszczyć o nią, choć to ona przyszła tutaj pomóc jemu.
Wpadła do środka, intensywnie mrugając i uspokajając obraz, który tańczył przed jej oczyma. Palił ją przełyk, gardło. Rozejrzała się po boleśnie pustym pomieszczeniu, robiąc krok w stronę Daharisa, gdy ten zatrzasnął za nimi właz. Popatrzyła się na mężczyznę, bez słowa robiąc kolejny krok, jakby to było coś naturalnego. Oczywistego. Wślizgnęła się pomiędzy jego ramiona, które niemalże od razu objęły ją w bezpiecznym uścisku. Jakby działał tak, jak zawsze. Bez zastanowienia się. Odruchowo. Cokolwiek nie miało właśnie teraz nastąpić...
- Cassian? ... Nawet, gdybym wiedziała, jak to się skończy, drugi raz też nie zostałabym na statku tylko przyszła tutaj po Ciebie - udało się jej wydusić przez zaciśnięte w supeł gardło. Nie widziała jego twarzy. Zgasły światła, otoczył ich mrok prowokujący jej serce do kolejnego, szaleńczego tempa. Nie była gotowa na definitywny koniec, choć rzekomo w schronie miało nic im nie grozić. Zrzuciła po omacku, na oślep, rękawice z mokrych dłoni. Dotknęła do jego twarzy, rozmazując krople krwi oraz potu, wciskając policzek w połatany omni-żelem napierśnik mężczyzny, dziwnie ciepły, jak zresztą cały Daharis.
Na moment, nieistotne czy dłuższy, czy jednak krótszy, trwała w tym zawieszeniu, w jego ramionach, oczekując i zastanawiając się co teraz, co dalej, czy wszystko przebiegło zgodnie z planem, dlaczego akurat bergamotka.
Drgnęła, słysząc jego głos w tej jednej, wielkiej pustce, w której choć nie była sama, bo wiedziała, że jest tuż obok i bliżej już być nie może, nagle, niespodziewanie, odczucia okazały się zdradzieckie i Iris nie mogła zaufać samej sobie.
- Czujesz to? - szepnęła, uświadamiając sobie, że cała drży nie za sprawą adrenaliny, bądź strachu, że już więcej miałaby go nie zobaczyć, gdyż los jak wiadomo lubił z nich drwić prosto w twarz.
Odskoczyła od Cassiana nawet kosztem utracenia równowagi. Odsunęła się jak najdalej od mężczyzny, chaotycznym gestem dając mu do zrozumienia, aby się nie zbliżał. Nie panowała nad tym. Biotyka przepływała przez jej ciało, czuła pomiędzy palcami wyładowania, których nie powinno być. Wycieńczony, zmęczony organizm nie byłby w stanie wykrzesać z siebie najmniejszego ładunku. Te jednak pojawiały się i otaczały ją, niczym płomienie tańczące wokół źródła. Podniosła głowę, odszukując jego spojrzenie. Domyślał się? Połączył fakty?
- To biotyka. Cicero. Gromadzi energię. Co się stanie, jak przekroczy swoje możliwości? Jak już nie będzie w stanie jej pomieścić? Wybuch, wyrzuci całą stację w kosmiczną pustkę? - zastanawiała się na głos, szukając w mimice Daharisa podpowiedzi, w którą stronę iść. Za jaką nić się chwycić, aby zwijając ją, odnaleźć kłębek. Co było najbardziej prawdopodobne? Jak to powinno działać? Dla niej, Cicero przypominało dzieci przewiedzionych na Korlus z Aeris. Gwałtowne namnażanie się komórek, przeciążenie, śmierć. Pojedyncza furia, nie była w stanie zagrozić bezpieczeństwu wieży, ale serce całego projektu w sąsiedztwie z niestabilną gwiazdą? Rozluźniła zaciśnięte palce, przyglądając się kątem oka błyskom, które na ułamki sekund odganiały mrok.
- Musimy go najwyraźniej wyłączyć ręcznie.
Bo muszą, prawda?
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

21 cze 2023, o 18:51

Wyświetl wiadomość pozafabularną Prawdopodobnie gdyby znajdowali się dalej od Dholen, nie odczuliby żadnych skutków ubocznych. Gdy jednak ochronne ekrany zostały wyłączone, usuwając zbawienny cień pokrywający stację, niszczycielska siła wdarła się do jej wnętrza. Niestabilna energia gwiazdy niepowstrzymanie sięgała swoimi mackami w stronę wnętrza Aeris, do skrytego w jej sercu, obcego urządzenia. Fel wyczuwała muśnięcia Dholen, niczym subtelny, lekki wiatr sunący po jej skórze, pozostawiający po sobie gęsią skórkę. Niczym pływy oceanu, w którym zanurzyła swe ciało. Energia zdawała się pchać ją w jednym kierunku, jakby jej biotyka była żaglem, który potrafił ją podchwycić. Który pchał ją do przodu.
- Nie. Ale nie tak to powinno wyglądać - odpowiedział cicho, rozglądając się wokół, jakby spodziewał się dostrzec coś nowego, coś innego. Dopiero gdy pochylił się w jej stronę, jej dłoń zsunęła się z szorstkiego policzka pod wpływem tego ruchu. - Co czujesz?
Jego usta zacisnęły się w wąską linię, a napięcie wdarło do szczęki, gdy usłyszał jej odpowiedź. Odsunął się, wreszcie, z trudem, lecz wiedziony reperkusjami, które ich czekały. Musiał przygotowywać się na taki scenariusz. Nie wiedzieli w końcu, jak Cicero zareaguje na pełną moc gwiazdy i choć ekrany wracały na swoją pozycję, odcinając drogę energii do środka, wnętrze nadal zdawało się naelektryzowane.
- Nie chcę się tego dowiedzieć - mruknął pod nosem, od razu odwracając się w stronę drzwi, którymi weszli do środka. Panel był nieaktywny - martwy, jak wszystkie urządzenia elektryczne na pokładzie stacji. Jak systemy podtrzymywania życia, które przestały szumić w tle. Stacja była ogromna, a tlenu w niej nie zabierali już żyjący mieszkańcy. Musiał im wystarczyć, przynajmniej na te następne kilkadziesiąt minut. - Musimy.
Mężczyzna sięgnął do panelu obok drzwi, odsłaniając mechanizm manualnego otwierania schowany w ścianie. Zaciskając zęby z wysiłku, pochwycił za stary, toporny mechanizm i powoli uchylił przejście na zewnątrz.
Stacja była złowieszczo normalna. O tym, że wyszli na zewnątrz, poinformowały ich systemy ich pancerza, nakazując powrót do bezpiecznego środowiska. Promieniowanie tła rosło wokół nich, gdy stąpali czarnym korytarzem, wraz z energią wypuszczaną przez Cicero. Nie było już świateł awaryjnych i choć wcześniej Aeris zdawała się ciemna, teraz była bezdenną, kosmiczną otchłanią. Promienie ich latarek, wciąż działających dzięki schowaniu się w schronie na czas wyładowania, miotały się po ścianach i podłodze, gdy Daharis ciągnął ją za sobą, w sobie znanym kierunku. W dłoni trzymał karabin, na wypadek, gdyby cokolwiek przeżyło starcie z gwiazdą.
Przestępując nad trupami, Fel dostrzegła, że były wśród nich banshee oraz huski. Ich ciała pokryte były czarnymi pręgami, jak gdyby muśnięciami słonecznego wiatru, który wyszarpał z ich wnętrz resztki życia. Wnętrze stacji było zupełnie ciche. Nie słyszała już kroków, ani okrutnych wrzasków potworów. Nie było już nic.
Aeris nareszcie stała się grobowcem.
- Cholera - syknął Cassian, gdy dotarli do końca labiryntu, znów znajdując się gdzieś w części wspólnej. Drzwi, do których ją prowadził, były osmolone, zablokowane. Płyty wygięło, jak gdyby jakaś ogromna pięść przedarła się przez nie częściowo, wyginając metal, uniemożliwiając im otworzenie ich manualne, bądź wciśnięcie się do środka. - Nie ma przejścia.
Podłoga i ściany zadrżały. Daharis zaklął pod nosem, rozglądając się wokół, szukając jakiegoś przejścia. Fel dostrzegła znaki jako pierwsza. Czarne pręgi, niczym ślady, które wiatr pozostawiał w piasku, zdobiły pobliskie ściany korytarzy. Zdawały się być śladami pozostawionymi przez energię, mknącą w kierunku Cicero. Prowadziły w stronę ambulatorium.
Do przejścia, które znała.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

21 cze 2023, o 19:46

Wyświetl wiadomość pozafabularną Przymknęła oczy czując rosnące ciepło, a twarz wcisnęła w jego pancerz, chowając w zagłębieniach, które nie udało się skleić omni-żelem. Przez ostatnie, wywalczone tu kroki, w momencie, w którym Cassian pociągnął za wajchę bezpiecznika, szukała odpowiedzi co teraz nastąpi. Jak odczuje wyłączenie ekranu, wpuszczenie na korytarze energii Dholen. Nie wiedziała czego się spodziewać, on również nie potrafił przygotować ją a także siebie na to, co właśnie się działo.
Przez moment miała nieodparte wrażenie, że jest na plaży w środku upalnego lata. Coś mówiło jej, że powinna wyciągnąć twarz do słońca, uśmiechnąć się, gdy jego promienie muskały z natury blade poliki gdzieniegdzie upstrzone piegami. Wyjątkowo nie przeszkadzał jej brak morskiej bryzy chłodzącej ciało. Czuła niemalże zawód, gdy otwierając oczy i mrugając, zdała sobie sprawę, że to wciąż Aeris. Stacja na Odległej Krawędzi, a nie wybrzeże w Ameryce Południowej.
Cofnęła się dla pewności o jeszcze dwa kroki, podnosząc ręce i prostując rozcapierzone palce. Przyglądała się dłoni, którą utrzymywała w tej pozycji z nie małym trudem, lecz interesowały ją przede wszystkim własne odczucia, a nie to jak zdarte miała kłykcie. Biotyka, która jak wiatr targająca zaczepnie włosy, chichotała oraz igrała z nią, za żadne skarby nie dawała się pochwycić. Tym bardziej trzymała Daharisa na wyraźny dystans odsuwając się, jeśli ten wbrew jej prośbom zbliżał się zaniepokojony tym, że wciąż ledwo trzyma się w pionie na własnych nogach.
- Łaskotanie. Dreszcze, jakby było mi zimno, a przecież jest tutaj nieludzko gorąco.... - urwała, odwracając głowę w stronę drzwi, jakby usłyszała szept, cichy głos, na który Cassian był głośny. - Cicero mnie woła.
Odnalazła jego spojrzenie, znajome, ciemne oczy potwierdziły obawy Fel. Z ciężkim westchnięciem odepchnęła się od ściany. Nim doszła do wyjścia, mężczyźnie udało się ręcznie odblokować zatrzaśnięte drzwi, wyciągnęła rękę chcąc chwycić go za ramię i na moment zatrzymać, lecz jej palce pochwyciły wyłącznie powietrze, gdy w ostatnim dosłownie momencie przypomniała sobie, że lepiej tego nie robić.
- Jesteś pewien, że powinieneś tam wychodzić? - mruknęła oczywiście w pierwszej kolejności nie myśląc o sobie. Jak rozhulana biotyka potraktuje człowieka nie władającego nią? Z całą niepewnością, wbijała wzrok w plecy Daharisa, ale kiedy zrobił krok na zewnątrz, musiała mu na to pozwolić. Tym bardziej, że nie dając jej szans na zawahanie, pociągnął ją za sobą podejmując ostateczną decyzję za ich dwójkę.
Pierwsze kroki szła obok, polegając na Cassianie. Im jednak dalej zapuszczali się na dziwnie pustej oraz cichej stacji, nabierała pewności, że da radę iść blisko ściany, ale w odległości od niego. Na wypadek, gdyby wyładowania przeskoczyły na Daharisa. Błądziła dłonią po ścianach, narzucając sobie tempo i starając się nie oglądać na ciała husków, a także banshee, obok których przechodzili. Z tyłu głowy, wciąż słyszała ich wrzask. Będzie do niej wracał w każdym koszmarze, podobnie jak czające się w świadomości wyrzuty sumienia. Konsekwencje podjętych decyzji. Wybory, na które się uparła.
Szurając butami, zatrzymała się niemalże na plecach Cassiana. Dopiero teraz podniosła głowę, przyglądając się wgniecionym drzwiom oraz zablokowanemu przejściu. Normalnie, mogłaby zebrać biotykę i je pociągnąć, lecz w ich obecnej sytuacji, przypominałoby to rzucenie zapałki do usypanego prochem pomieszczenia.
- Jest inne przejście? - zapytała, wodząc oczyma po korytarzu.
Aż nie spojrzała na czarne muśnięcie. Przekrzywiła głowę, podchodząc i dotykając do powierzchni obrysowując czarne znaki. Powiodła dłonią dalej, w stronę ambulatorium, prawie tak, jakby była w stanie wychwycić zawieszone w powietrze, czarne nitki.
- Widziałam przy ambulatorium właz, a nad nim napis Cicero z wielką strzałką. To jakiś korytarz serwisowy, skrót, którego nie powinno być? - wskazała na kierunek, którym czuła, że oboje powinni iść.
Już niedaleko.
Miała z Cicero wiele do wyjaśnienia.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

22 cze 2023, o 10:59

Wyświetl wiadomość pozafabularną Czas zakrzywiał się na Aeris, jak gdyby pobliskie Dholen nie było niestabilną gwiazdą, a czarną dziurą usiłującą ich wchłonąć. Gdzieś na granicy horyzontu zdarzeń, rozciągał się i przyśpieszał w chwilach, w których było to dla nich najbardziej dotkliwe. Gdy skradała się ciemnymi korytarzami, unikając żądnych krwi potworów, szkieletów tego, kim byli niegdyś, minuty zmieniały się w godziny. Każdy krok kosztował ją o kolejny skrawek czasu, którego nie posiadała - w którym inni walczyli, oraz ginęli, a ona nie była w stanie im pomóc. Teraz jednak, gdy Cicero pochłonęło energię gwiazdy, minuty były zaledwie sekundami. Choć szli szybko, na tyle szybko na ile potrafili, przed siebie, mknąc po korytarzach w znanym Daharisie kierunku, trudno było pozbyć się wrażenia, że powinni się pośpieszyć. Iść szybciej, starać się bardziej.
Świat wokół wydawał się kończyć i zaczynać. Utkwili w pętli, w której Aeris usiłowało ich zatrzymać. Naznaczone ciemnymi smugami ściany zamykały ich we wnętrzu grobowca, a umykająca przez szczeliny energia pchała Fel w znanym jej kierunku.
Prawdopodobnie nie było w tym niczego mistycznego. Być może energia płynęła tak za sprawą tajemniczego działania urządzenia. Spływała z każdego zakątka stacji i wcale nie wyszukiwała jej jako swojego celu. Może to, co dostrzegała w swojej biotyce, co tańczyło na powierzchni jej skóry, było jedynie efektem ubocznym - jak piasek dostający się w oczy temu, który znalazł się w środku pustynnej burzy.
Trudno było jednak oprzeć się wrażeniu, że Cicero przyciągał ją ku sobie świadomie.
- Dwa inne są zablokowane. To ostatnie, które znam - odrzucił w odpowiedzi, we wściekłości uderzając ręką w metalową płytę. Ziarenka piasku przesypywały się przez ich palce.
Lecz nie był to koniec ich drogi.
Odwrócił się w jej stronę, z zaskoczeniem, aż wspomnienie tego, o czym mu mówiła, wskoczyło na swoje miejsce. Przytaknął, ostrożnie, niechętnie, jakby spodziewając się tego, co miało nadejść.
- Pewnie jeden z korytarzy serwisowych - przytaknął. - Prowadź.
Starała się trzymać od niego z daleka, lecz Daharis trzymał się blisko. Jej biotyka sporadycznie muskała tarcze pokrywające jego pancerz, nie wyrządzając mu żadnej krzywdy. Energia wokół pulsowała, nabierała na mocy. Odnalezienie drogi do ambulatorium nie zajęło im wiele czasu, lecz zdawało się, że upłynęły całe eony, podczas których Cicero nabrał jeszcze więcej impetu.
A wtem dostrzegli napis na ścianie.
Cicero.
- Nie - warknął, dostrzegając jak ciasne było przejście, wiedząc, co prawdopodobnie chciała zrobić. Nie było najmniejszych szans, by zmieścił się w przejściu w pancerzu i prawdopodobnie nawet bez niego nie byłby w stanie przejść dalej. Korytarz przystosowany był do techników, do odzianych jedynie w kombinezon, nieprzesadnie zbudowanych pracowników stacji. Nawet dla Fel wydawał się dość ciasny, gdy podeszła bliżej. - Zdążymy wrócić do promu. Chodź.
Mylił się. Gdy znalazła się blisko wejścia, ciepły, naładowany energią elektryczną wiatr omiótł jej twarz, niosąc ze sobą pieśń Cicero, którego proces gromadzenia ładunku zbliżał się do końca.
Cassian chwycił ją za rękę i pociągnął lekko w drugą stronę, w tą, z której przyszli. Tajemniczy wiatr, który wyczuwała, płynąl w przeciwnym kierunku i napotkała jego opór, gdy odwróciła się za mężczyzną.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

22 cze 2023, o 11:31

Wyświetl wiadomość pozafabularną Bywał uparty, podobnie zresztą jak ona, dlatego kiedy pomimo jej ostrzeżenia i wyraźnego życzenia, aby szedł prawą stroną, podczas kiedy sama będzie się trzymał lewej, Daharis kroczył środkiem, z przewagą stawania kroków po lewej stronie, końcem koców dała za wygraną. Czuł jednak, jak spina się za każdym razem, gdy niewielkie wyładowania biotyki spotykały się z jego tarczą. Nie ważne, jak bardzo by się starała, to było zwyczajnie poza jej zasięgiem.
Prowadziła go, idąc śladami mknącej ku Cicero energii. Skręcając tam, gdzie czarne smugi otarły się o ranty ścian, w końcu mijając ambulatorium. Przeszło jej przez myśl, aby obejrzeć się na zamknięte drzwi, powstrzymała jednak chęć zajrzenia do środka. Nie była gotowa na widok asari, której pomogła i która została tam, na sali chorych, niezdolna ruszyć się z miejsca, posklejana wyłącznie omni i medi-żelem. Brakowało im również czasu. Nie potrafiła określić, ile Cicero zajmie osiągniecie punktu krytycznego, po minie Cassiana także zakładała, że mężczyzna ma wyłacznie przypuszczenia. I bardzo nie chciałby konfrontować ich z rzeczywistością.
- To tu - pokazała na napis na ścianie, następnie na właz. Jak przez gęsta mgłę, wróciły do niej echa wspomnień rozgrywających się w tym miejscu kilka godzin wcześniej, gdy decydowała, czy wchodzić do środka, czy jednak podążyć za ludzkim krzykiem gdzieś na drugim końcu poziomu.
Wtedy wybrała jego.
Teraz również bardzo chciała móc zdecydować podobnie, ale w przeciwieństwie do Dharisa, czuła i wiedziała, że tak być nie może.
Nie tym razem.
Jej źrenice rozszerzyły się, gdy podobnie jak mężczyzna, zdała sobie sprawę, że wejście do tunelu wymagać od nich będzie zrzucenie z siebie pancerza. I o ile sama już była pogodzona z tą koniecznością, wyczuwała, że on z kolei buntuje się tej drodze. W pośpiechu podszytym rosnącą paniką, szukał innych, lecz nie było żadnych alternatyw. Doszli do przysłowiowej ściany.
- Nie zdążymy, Cass - odparła, nie ruszając się z miejsca. Dopiero, gdy sugestywnie pociągnął ją za rękę, prawdopodobnie gotowy do biegu na łeb i szyje, byleby tylko zdążyć z nią na prom w uciekających im sekundach, zrobiła krok, może dwa za nim, ale znowu się zatrzymała. Kąciki jej ust drgnęły, gdy obejrzał się wściekły na nią.
- Nie czujesz tego, ale ja tak. Skończył nam się czas. Wybuchnie, nim zejdziemy na właściwy poziom, może dopadnie nas w ostatnim korytarzu, może wcześniej... Wracaj do schronu - urwała nagle, nie dając mu sobie wejść w słowo. Wtrącić się, zatrzymać ją. Podjęłz kolejną decyzje. Jak on, w oka mgnieniu. Wcisnęła w dłonie mężczyzny apteczkę, którą miała przy sobie od początku z wszystkimi, cennymi danymi, a także książką znalezioną w jej - w ich - mieszkaniu oraz pękniętą wstążką do włosów całą we krwi.
- Proszę, nic nie mów - dodała, dotykając do jego dłoni. Musnąwszy palce Daharisa, zrzuciła z rąk rękawice. Odpięła naramienniki, nogą starając się zrzucić but z drugiej. Nie patrząc na niego, nie myśląc zbyt wiele, zrzucała z siebie kolejne części pancerza w pośpiechu, a głucha cisza odbijała z łoskotem kolejne elementy lądujące na ziemi.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

22 cze 2023, o 14:30

Wyświetl wiadomość pozafabularną Naprzeciw wejścia do korytarza technicznego, za plecami Fel tkwiły zamknięte drzwi do ambulatorium. Wzrok Daharisa zatrzymał się na nich na ułamek sekundy, gdy rozglądał się wokół w poszukiwaniu optymalnej drogi do promu. Czy asari, którą udało jej się uratować, przetrwała niszczycielskie promieniowanie Dholen, szczególnie tak blisko obcej maszyny? Czy udzielenie jej pomocy było zbytecznym, pustym aktem łaski, podczas gdy być może większym byłoby ukrócenie jej cierpienia?
Odwrócił głowę, być może zadając sobie w głowie właśnie te pytania, nim odrzucił je z dala od siebie. Nie było na nie w tej chwili miejsca, nie było czasu.
- Chyba oszalałaś jeśli myślisz, że pozwolę ci tam wejść - warknął w odpowiedzi, podchodząc, gdy oddalili się od siebie w chwili jej zatrzymania się w miejscu. Jego ton głosu brzmiał jednoznacznie. Upartość mężczyzny była czymś więcej niż emanacją swojego sprzeciwu. W sytuacjach takich jak ta, nie dawał jej nawet pola do dyskusji. Podejmował decyzję, jeśli uważał, że jest słuszna, lub jeśli dostrzegał, że kierujące nią pobudki wiążą się ze zbytecznym ryzykiem. - Lepiej spróbować stąd uciec niż umrzeć wciśniętym w przejście techniczne. Wracamy na prom. Natychmiast.
Podszedł bliżej, nawet jeśli się odsunęła. Dostrzegała zamiary w jego oczach jeszcze zanim sięgnął ku niej rękoma. Wolał podnieść ją, protestującą i przekazującą swoje obiekcje, po czym siłą wynieść z powrotem. Do bezpieczeństwa. Do wyjścia. Wszystko, byle tylko nie patrzeć, jak wchodzi w korytarz, do którego nie mógł za nią podążać - prosto w śmiertelne objęcia urządzenia, które pozbawiło go wszystkiego, co miał w tym przeklętym miejscu. Gdzieś głęboko za determinacją i złością, które wykrzywiały jego twarz, w głębi jego spojrzenia dostrzegła strach.
A wtedy pieśń Cicero poniosła się korytarzem.
Jęk wyginanego metalu, błysk wyładowań elektrycznych sunących po ścianach. Drobne, biotyczne iskierki, z początku błękitne, później czarne niczym smoła aż wreszcie gasnące na metalowej powierzchni pojawiały się w różnych miejscach i znikały, nim wzrok zdążył je dostrzec. Wnętrze Aeris zdawało się naelektryzowane. Powietrze przepełniał zapach ozonu, a iskierki zdawały się wskazówkami zegara, wiecznie przesuwającymi do przodu, wyznaczającymi im tempo.
Dlatego odsunął się. Zaklął siarczyście w sposób, którego zwykle u niego nie słyszała i odsunął się. Gdy jej dłoń musnęła jego, uścisnął ją lekko, krótko, przytrzymując na chwilę, jakby każda z nich nie była teraz piekielnie cenna.
A później pomógł jej zdjąć naramienniki, ograniczające jej ruchy.
- U podstawy urządzenia znajduje się wyłącznik bezpieczeństwa. Rozpoznasz go, wielki przycisk. Jeśli nie zadziała, wyrywaj kable - rzekł cicho, od razu planując, posyłając w jej kierunku informacje. Pomógł jej odpiąć zaczepy z jej poranionych pleców. Poszarpane rany natychmiast odezwały się bólem, gdy wraz z pancerzem, oderwały się od nich fragmenty medi-żelu, a w nasączony już krwią kombinezon zaczęły wnikać kolejne strużki krwi. - Wyłącz to i wracaj. Ani minuty dłużej.
Skrzywił się, z bólem w oczach pomagając jej zdjąć nagolenniki. Nadszarpnięta, stara rana w udzie nieomal pozbawiła ją przytomności gdy pośpiesznie zdzierała z siebie ceramiczną ochronę, a zarazem usztywnienie. Daharis pochwycił za apteczkę, którą nosiła ze sobą i przypiął ją sobie do pasa. Przez moment przyglądał jej się, wyglądając, jakby chciał coś więcej powiedzieć, lub zrobić, lecz zmarszczył brwi, a jego szczęki na powrót się zacisnęły.
- Ani minuty dłużej - powtórzył, gdy biotyczne wyładowania mignęły iskrami na powierzchni namalowanego napisu CICERO na ścianie.
Mogłaby przysiąc, że słyszy, jak powtarza te słowa gdy naprędce wcisnęła się do wnętrza korytarza technicznego.
Na początku mogła poruszać się do przodu na klęczkach, bo w miarę wysoki sufit jej to umożliwiał. Tunel okazał się czarniejszy niż schron, w którym się schowali. Ciasna, ciemna przestrzeń sprawiała, że zatracało się w niej poczucie. Gdy parła naprzód, w niektórych chwilach nie wiedziała, czy w ogóle porusza się nadal - czy jej ciało, którego wręcz nie czuła przy nadmiarze atakującej jej zmysły energii, nie poddało się w połowie drogi, a jedynie jej umysł dryfował w nieskończonej pustce. Gdy zwątpiła w kierunek, który obrała, z pomocą przybyły jej małe, biotyczne iskierki. Podświetlały czarne smugi pozostawione na ścianach tunelu, jakby pozostawione przez ogień wylotowy w silosie rakiety.
Ostatni fragment musiała się czołgać i mogła podziękować sobie, że pancerz zostawiła za sobą. Zimne ściany tunelu ocierały się o rany na jej plecach i udzie, głowa sporadycznie uderzała o kanciaste krawędzi, lecz łokcie i kolana pracowały nieustannie, popychając ją do przodu.
Prosto w ciemność.
Koniec drogi.
Dopiero po chwili dostrzegła, że zaułek, do którego dotarła, był zakończony włazem łatwym do wyważenia. Pchnięciem pięści otworzyła sobie drogę, a do tunelu wdarł się wiatr, niosący niszczycielską, czarną energię. Obrazek Cicero.
Korytarz wychodził do dużego pomieszczenia, którego większość stanowił otaczający urządzenie, sztuczny basen oraz unoszące się ponad nim platformy. Urządzenie przypominało z daleka dziki, obcy reaktor. Połyskiwało, niczym ostatnie chwile przeciążonego rdzenia pierwiastka zero na pokładzie statku, którego los był przesądzony. Blask ją oślepiał, huk poddających się systemów wdzierał w jej uszy, gdy wydostawała się z korytarza by stanąć na platformie, ledwo trzymając się na nogach.
Urządzenie nieustannie pobierało energię. Wyglądało jak metal, który doprowadzono do zbyt wysokiej temperatury, emanujący niezdrowym, błękitnym blaskiem promieniowania Czerenkowa. Mogłaby przysiąc, że gdy przyglądała mu się przez chwilę, czasem, gdy mrugnęła, widziała czerń kosmosu zamiast metalowych ścian Aeris.
Przycisk wyłączenia czekał, aż podejdzie bliżej, aż ku niemu sięgnie. Na dobre lub na złe.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

22 cze 2023, o 15:13

Wyświetl wiadomość pozafabularną Czy drugi raz podzieliłaby się ze spotkaną na korytarzu stacji, ranną asari swoimi ograniczonymi zapasami? Tak. Bez zawahania. Nawet, jeżeli później, nie mogłaby jej pomóc i zapewnić azylu przed promieniowaniem wpuszczonym do Aeris. To były decyzje nie do podważenia. To koszmarne miejsce nie miało nic, co mogłoby jej zaoferować w zamian za odwrócenie wzroku i zignorowanie zwykłego, ludzkiego cierpienia.
Dopóki nie musiała czegoś robić kosztem Cassiana, wybory były dla niej oczywiste.
Tak, jak ten, który podjęła chwilę po tym, jak zdała sobie sprawę, że nie zdążą na czas wrócić do promu. Widziała w jego oczach sprzeciw, a mimo to, zatrzymała się w połowie kroku, niemalże wyszarpując rękę z jego objęć. Pokręciła głową, choć patrzył się na nią surowo. Domyślała się, że za moment doskoczy do niej, porwie w objęcia i wyniesie na korytarz najbliższy do wyjścia, ale podniosła ręce, zatrzymując go, gdy zbliżał się, nie chcąc kontynuować tej dyskusji.
Być może już teraz domyślając się, że ma racje. Innego wyjścia z tej patowej sytuacji nie było. Świadomość ta, bolała tak samo jego, co Iris.
- Wybacz, ale nie pytam Cię o pozwolenie, Cass - zaczęła łagodnie, nie oglądając się na niego, tylko obserwując odpinane sprzączki w pancerzu. Zapach bergamotki, który wtargnął do jej nozdrzy, sprawił, że Fel drgnęła i niepewnie podniosła głowę, napotykając jego przerażone oczy.
Też się bała. Ale resztkami opanowania trzymała swoje rozchwiane emocje w ryzach.
- Chcesz to wszystko zaprzepaścić? Swoje poświęcenie? Przecież wiesz, że... - gwałtownie odwróciła głowę, gdy biotyka przemknęła namacalnie po ścianach. Doskoczyła do Cassiana, gotowa objąć go i zamknąć w swojej biotycznej barierze, gdyby wyładowania nie tyle otarły się o nich, co boleśnie przeskoczyły i przeorały przez ich ciała. Nic takiego się jednak nie zadziałało, odetchnęła, cofając się o krok i krzywiąc, gdy ciężar ciała spoczął na rannej nodze.
Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale zrezygnowała, gdy poczuła, jak mężczyzna odpina zaczepy na jej plecach. Zagryzała do krwi policzki, ból był przeokropny, jednakże adrenalina, a także myśl o Daharisie, w pewnym stopniu łagodził to, co odbierało jej dech oraz świadomość.
Pozbycie się pancerza z rannej nogi kosztowało ją najwięcej, podobnie jak świadomość, że wszystko to rozgrywało się na oczach Cassiana. Nikt, nigdy nie widział ją w takim stanie, na granicy, jednakże cenna była zbyt wysoka, aby wybrzydzać. Kazać mu nie patrzeć, mimo tego, że najchętniej oszczędziłaby mu pewnego widoku. Oddychając ciężko, stanęła na własnych nogach, czuła, jak pojedyncze krople krwi wsiąkają w kombinezon, zignorowała je jednak. Adrenalina już od dłuższego czasu szumiała w jej żyłach.
- Wyłączyć przycisk bezpieczeństwa u podstaw urządzenia i niezwłocznie wrócić - powtórzyła po nim, ponownie znajdując jego spojrzenie. Ciążyło jej przez cały ten czas pospiesznych i chaotycznych przygotowań do wejścia do korytarzy serwisowych, ale mimo to, dla niego, wykrzesała blady uśmiech.
- Mam Twój nieśmiertelnik, prawda? Muszę wrócić, aby Ci go oddać - paznokciem, zastukała w kawałek metalu, który zanim oddała mu apteczkę, wylądował w wewnętrznej kieszeni kombinezonu.
Podeszła do odsłoniętego włazu, posyłając Cassianowi ostatnie spojrzenie. Wrócę, obiecuje. Weszła w ciemność, idąc przed siebie, narzucając sobie szybkie tempo, które w pewnym momencie musiała dostosować do swoich możliwości. Spieszyła się. Czas uciekał jej pomiędzy palcami, jak przepływające, biotyczne wyładowania. Nie rozglądała się na boki, nie zatrzymywała. Szła na zdartych kolanach do przodu, następnie czołgała się, zmuszając swoje mięśnie do nadludzkiego wysiłku. Myślała o nim, o własnej nienawiści do Cicero. Gdyby nie motywacja, gdyby nie świadomość, że robi to dla niego, dla odkupienia własnych win, gdzieś po drodze najprawdopodobniej zwątpiłaby, dlaczego będąc Radną Cytadeli, kimś, kto stał po drugiej stronie barykady, sprawia SST nie małą przysługę.
Sęk w tym, że w obliczu zagrożenia, wszyscy byli tylko ludźmi. Podziały przestały mieć znaczenie, na Aeris, jak mało kiedy, czuła się tylko słabym człowiekiem.
Dotarłszy do końca drogi, pchnęła właz, który niespodziewanie łatwo odskoczył, wpuszczając ją do serca Cicero. Wyszła na zewnątrz, patrząc się na centrum kontroli. Jej niezgrabne kroki, niosły się echem po platformie. Mrużyła oczy, niepewna tego, czy to, co widzi jest rzeczywistością. W pewnym momencie dłonią chciała osłonić się od biotyki, lecz ta, zwlaszcza tutaj, wyczuwalna była w każdej cząsteczce powietrza.
Objęła spojrzeniem główne urządzenie, prześlizgując się na podstawę.
- W końcu się spotykamy - zwróciła się do reaktora pulsującego niezdrowym blaskiem.
- Mam nadzieję, że mnie rozumiesz. Nie mogę Ci pozwolić zniszczyć tej stacji - uklęknęła, wyciągając dłoń w stronę widocznego przycisku. Musnęła powietrze obok panelu, Cicero nie mogło jej odpowiedzieć. Ale Fel i tak nie czekała na jakąkolwiek reakcje urządzenia.
Oby Cassian był bezpieczny. Oby nie było za późno. Oby wrócili na Cytadelę Korlus, zostawiając gdzieś daleko za sobą przeżycia z Aeris.
Nacisnęła przycisk.
Nie. Wcisnęła go mocno, do samego końca, wiedziona frustracją, zmęczeniem, bólem, rozgoryczeniem, wstydem i przerażeniem.
Klik.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

22 cze 2023, o 16:17

Wyświetl wiadomość pozafabularną Atrium, którego serce wypełniała maszyneria Cicero, przypominało pomieszczenie szczelnie zamknięte pod ciśnieniem. Dostrzegła dwie pary drzwi, wciśnięte na ściany naprzeciwległe do ogromnej platformy, lecz wyglądały na zablokowane. Poza włazem, przez który przeszła, wąskim okienkiem na długi tunel prowadzący do świata zewnętrznego, z tego miejsca nie było żadnej ucieczki.
Czuła, że było to miejsce, w którym powinna mieć pancerz. Jej tkanki nie zaczęły drastycznie odchodzić od kości, na skórze nie pojawiły się natychmiast oparzenia radiacyjne, lecz Fel czuła pod skórą, że przebywanie w tym miejscu tworzy niewidzialne blizny w jej ciele z każdą sekundą, którą tutaj spędzała. Mogła podejrzewać, że gdyby miała na sobie opancerzenie, jego panele ostrzegałyby ją przed tym, czego zamierzała dokonać.
Gdy wykonała krok naprzód, jej omni-klucz zawył przeraźliwie. Aktywowany przez niego alarm natychmiast utracił swą moc, a dźwięk zniekształcał się, jakby podlegał zakrzywieniom czy otaczającemu go promieniowaniu, nim zgasł. Zanim urządzenie zrobiło to samo, dostrzegła holograficzny napis unoszący się na ekranie.
ALERT ŚRODOWISKOWY
⌥ wzrost poziomu promieniowania
Omni-klucz wytrzymał wiele, lecz w natarciu, do którego go zabrała, poddał się zaledwie po minucie.
Cicero pulsował, niczym pojmany duch, piorun kulisty zamknięty w rozpadającym się, metalowym więzieniu. Błękitne smugi biotyki przeplatały się z czernią iskier, które zdawały się pożerać pobieraną przez niego energię. Łakome, zuchwałe, wyciągały ku niej swe macki, gdy ruszyła do przodu, wspierając się na rannej nodze. Nigdy w życiu nie widziała czegoś takiego. Wizja, którą dostrzegła gdy tajemnicza, szalona dziewczyna naznaczyła jej ramię, wydawała się jedynie namiastką tego, do czego się zbliżała. Preludium zagmatwanej historii chaosu, w której przeznaczenie wyryło jej imię. Nie wiedziała, w którym miejscu historia rozpoczęła się bez niej, ani nie dostrzegała jej końca. Wiedziała jedynie, że znalazła się w miejscu, które z trudem przyjdzie jej opisać, jeśli uda jej się ujść stąd żywym.
Dostrzegała przebłyski kosmosu pod powiekami, stawiając jeden krok za drugim naprzód. Jej własne słowa wracały do niej stłumione, zniekształcone, jakby przedzierały się przez poła gęstej energii wypełniającej pomieszczenie. Czuła, jak cienka granica dzieliła ją od innego świata, wyrysowana gęstą linią ciemnej materii przepływającej przez Cicero.
Pierwiastek zero truł powietrze. Zastępował dwutlenek węgla, pochłaniał azot, wydzierał tlen z jej płuc z każdym zaczerpniętym przez nią oddechem. Czarne iskierki sięgały ku niej, gdy nieomal potykała się o walające po ziemi kable. Muskały jej skórę, kombinezon, wtłaczając się w gruby materiał, piekąc pozostawianymi przez siebie pajęczynkami oparzeń. Gdy znalazła się blisko, zbyt blisko, wspinając na platformę otaczającą urządzenie, spostrzegła, że na powierzchni sztucznego basenu przesuwały się błękitne smugi. Pod nimi, spostrzegła wysunięte pręty kontrolne . Ślad próby zatrzymania Cicero, odebrania mu siły napędowej, którą z tak wielkim łakomstwem pochłaniał. Bezskuteczny.
Bo jak ktokolwiek mógłby unicestwić ciemną energię?
W chaosie czerni i błękitu, w morderczym blasku promieniowania Czerenkowa, dostrzegła specyficzną budowę zniszczałego urządzenia. Przypominało rdzeń efektu masy, a zarazem jego metalowa konstrukcja przepleciona była nieznanymi jej komponentami. Cicero był bijącym sercem, nawet jeśli nie niósł ze sobą żadnego życia. Trudno było uwierzyć, że niegdyś ta machina mogła wyglądać niewinnie, nieszkodliwie.
Przycisk awaryjnego wyłączenia kusił. Był duży, mechaniczny, tak prosty w obsłudze że wydawał się splunięciem w oblicze zawiłości urządzenia, które kontrolował. Gdy wyciągnęła ku niemu palce, jej dłoń drżała. Opuszki musnęły jego chropowatą powierzchnię.
Pierwszym, co wyczuła, był opór. Przycisk był zablokowany. Awaryjne wyłączenie wcale nie działało. Oczywiście, że nie. Przecież w innym wypadku ktoś już wyłączyłby machinę. Jakże mogli myśleć, że to zadziała?
Po nim przyszedł ból.
Jej ciało zastygło, sparaliżowane, niczym porażona prądem elektrycznym istota niezdolna do odsunięcia się od źródła rażenia. Iskry podążyły jej dłonią, objęły jej sylwetkę, zawładnęły jej kośćmi i wdarły pomiędzy tkanki, pozostawiając po sobie jedynie torturę. Ból nie miał początku ani końca, ogień sunął w jej żyłach, docierając do serca, płuc, wbijając swe igiełki w jej wrażliwy, obnażony w tej chwili mózg.
Jej policzek musnął wiatr, kojąc cierpienie.
Do nozdrzy wdarł się zapach traw. Wysokie, zielone źdźbła sięgały jej niemal do pasa. Gęsta polana upstrzona była sporadycznymi kłosami polnych kwiatów. Słyszała szum strumyka płynącego nieopodal. Słońce padało na ziemię, kąpiąc ją w blaskach zachodu. Zieleń była soczysta, biel i żółć kwiatów zwracała na siebie uwagę. Jedynie niebo było czarne - niczym pustka kosmosu, upstrzona koszmarami przeszłości. Czarne dziury i migające różnymi kolorami, w różnych interwałach pulsary spoglądały na nią z góry, kontrastując z nasyconą powierzchnią ziemi, po której stąpała. Gdzieś tam, u góry, wyczuwała czujny wzrok Dholen. Niestabilna gwiazda nie należała ani do świata żywych, ani martwych, stąpając po cienkiej granicy wydzieloną przez wypełniającą jej wnętrze, ciemną energię.
Sylwetka mignęła jej pośród traw. Niska, drobna postać dziewczynki, której dziecięcy śmiech przeciął powietrze, zniekształcony, cichy. Miała na sobie niebieską sukienkę w kratkę, ubrudzoną zielenią trudnych do zmycia plan trawy. Jej jasne, długie włosy w kolorze blond ktoś zaplótł w prosty, ciasny warkocz. Uciekała, mknąc przez trawę, umykając stojącej obok Fel, brnąc w stronę strumienia.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

22 cze 2023, o 17:40

Wyświetl wiadomość pozafabularną Syknęła, przeklinając w duchu swoją wiedzę medyczną, która teraz zapragnęła zrobić w jej głowie wykład na temat radiacji, a także wyjący z ostrzeżeniami omni-klucz. Gotowa była odpiąć urządzenie i rzucić je gdzieś w kąt, byleby tylko w końcu pozwoliło jej pozbierać myśli, lecz otoczenie przyszło jej z pomocą. Roztopiony omni-klucz przestał wypluwać sygnały, oby Yasmine okazała zrozumienie, kiedy odda jej to, co zostało z niego.
Jedno mrugnięcie.
Widziała kosmos. Rzecz niepojętą, trudną do zaakceptowania. Materia nie była widoczna dla ludzkiego oka, dałaby sobie jednak rękę ująć, że w tym miejscu i w tej chwili, potrafiłaby rozproszyć ją ruchem ręki, namalować w przestrzeni linie, w które układała się biotyka skumulowana w sercu Cicero. Pęczniejąca i szukająca wyjścia.
Kolejne mrugnięcie.
Patrzyła się na maszynę, która odpowiedzialna była za to wszystko. Zbliżyła się do niej, niezrażona warunkami otoczenia, tym, że być może stawia kolejne kroki w stronę zguby. Do miejsca, z którego nie było powrotu, choć przecież obiecała Daharisowi, że wróci. Szła, balansując ciałem, w ostateczności przytrzymując się barierek platformy, sunąc do włącznika po urządzeniu nieco na oślep, trochę po omacku.
Nie zamierzała niszczyć czarnej materii. Jej działania wymierzone były w Cicero, nie w biotyke. W katalizator, który bezprawnie gromadził energię, roszcząc sobie prawa do władania nią wedle swojego widzimisię. Pragnęła wypuścić czarna biotykę wolna, niczym nie skrępowana. Uwolnić ją, fakt ten powinien poniekąd czynić z nich sojuszników, nie powinna jej w tym przeszkadzać, a jednak, napotkała opór gdy w końcu zmusiła swoje ciało do wciśnięcia przycisku.
Przycisk nie działał. Powinna się tego spodziewać. Musiała wyrwać kable zgodnie z sugestiami Cassiana, które powinna znaleźć nieco niżej, gdzieś tutaj...
Krzyknęła, a przynajmniej tak się jej wydawało, gdyż w ułamku sekund straciła władze nad ciałem oraz poniekąd swoja własną świadomością. Wypełniał ją wszechobecny ból, który rzucił ją na kolana. Przed którym nie mogła się bronic. A jednak, upór obecny nadal gdzieś z tyłu jej głowy nakazywał jej oderwać rękę od panelu kontrolnego. Nie poddawać się. Nie dać za wygraną jakiemuś cholernemu urządzeniu.
Zacisnęła palce w pieść, wyrywając pojedyncze kłosy.
Nagle, niespodziewanie, znalazła się pośrodku zielonego pola skąpanego w ciepłym słońcu. Czuła na policzkach lekki, przyjemny, orzeźwiających wiatr. Odetchnęła pełna piersią, chłonąc otoczenie wydarte z ziemskich, nielicznych miejsc, gdzie technologia nie zdołała przezwyciężyć natury. Gdzie wciąż było dziewiczo mimo obecnego roku. Rozejrzała się po soczystej zieleni, mrużąc oczy, gdy zadarłszy głowę, promienie tak naturalnie raziły ją i zmuszały do osłony wrażliwych tęczówek. Logika podpowiadała, że to nie jest rzeczywiste. Że zabłądziła gdzieś na granicy jawy i snu, prawdy u fałszu, życia, bądź śmierci.
Mimo to, uśmiechnęła się do słońca, pozwalając, aby wiatr tańczył w jej swobodnie rozpuszczonych kosmykach.
Dziecięcy śmiech momentalnie przykuł jej uwagę. Obejrzała się na biegnącą w zbożu dziewczynkę. Biła od niej radość, była taka... żywa, Wodząc za nią wzrokiem, zastanawiała się, czy gdzieś ja już wcześniej nie widziała. Na ile miała znajoma twarz? Rozpoznawała ten tembr, który niósł wiatr?
- Hej! Zaczekaj, proszę! - zawołała za nią, obracając się tam, gdzie właśnie biegła. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że stanie na własnych nogach nic ją nie kosztuje, ba! Może zerwać się do swobodnego biegu jakby obrażenia i rany nie miały tu żadnego znaczenia. Pobiegła więc za dzieckiem, wyciągając ku niej ręce. Było to niesamowite uczucie, trawa uginała się i szelescila, choć za rogiem czaiło się czarne jak materia słońce Dholen, nie spojrzała w jego stronę ani razu.
Nie tu I nie teraz
- Co to za miejsce? Jak tu się dostałam? Kim jesteś? Zapleciemy razem wianki?! - wolała za dzieckiem, mając nadzieję, że w końcu zatrzyma się i zwróci na nią swoją uwagę, choć Fel gotowa była także na zabawę w berka. Wielokrotnie udawało się jej wygrać z Mikaelem, nie mogła wyjść z wprawy mimo dziesiątek lat, które upłynęły.
A kto wygra, ma prawo do zadawania pytań.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

23 cze 2023, o 15:09

Jej głos poniósł się echem, jakby otaczały ją ściany, od których mógł się odbić. Gdzieniegdzie się jednak nie obejrzała, wokół niej piętrzył się dziki krajobraz - z jednej strony kompletnie enigmatyczny i obcy, z drugiej tajemniczo, boleśnie znany. Widziała wzgórza w oddali, które wydawała się rozpoznawać i pamiętać, choć nie wiedziała skąd. Porastały je drzewa, nadając wrażenia krainy dziewiczej, w której nigdy wcześniej nie pojawiła się ludzka ingerencja.
Trawa zafalowała lekko, przynosząc jej śmiech biegnącego nadal dziecka. Wysoka roślinność niemalże przykrywała dziewczynkę w całości i Fel widziała tylko mignięcia jej niebieskiej sukienki, gdy ta biegła w sobie tylko znanym kierunku. Nie odpowiedziała jej, choć zatrzymała się nagle, na samym skraju. Mała dłoń wystrzeliła znad traw, gdy obce dziecko pomachało w jej stronę i odwróciło się, biegnąc nadal przed siebie.
Przedzierając się przez trawy, Iris czuła zapach kwiatów, które porastały polanę. Słońce oświetlało świat wokół niej zupełnie tak, jakby znajdowała się na Ziemi, lub na innej, podobnej planecie, w momencie zachodu gwiazdy za horyzont, jednakże gdy unosiła głowę w górę, nie napotykała nieba w jego błękitnych czy pomarańczowych barwach. Nad nią tkwił tylko kosmos, obcy, zwykle niewidoczny gołym okiem. Ten sam, który obnażało promieniowanie Czerenkowa gdy w trakcie podróży pomiędzy Przekaźnikami Masy wyglądała na zewnątrz, przez okno statku kosmicznego, którym się poruszała. Zamiast gwiazd, mrugały ku niej czerwone karły, pulsary i owinięte językiem pochłanianej przez siebie materii czarne dziury.
Pomiędzy nimi królowała Dholen. Jasna, czerwona, niestabilna. Niczym huski i banshee, polujące na Fel wcześniej, gwiazda zdawała się tkwić pomiędzy światami. Między kosmosem pełnym życia i planet, a pustką zrodzoną z koszmarów tego, co było kiedyś.
Wysokie trawy skończyły się nagle, wypuszczając kobietę na niską, usianą piaskiem, dziką plażę. To na niej dostrzegła swój cel - dziewczynka kucała przy brzegu rwącego strumienia, muskając dłońmi wartką wodę.
- Nie mów nikomu - poprosiła głośno, gdy Fel podeszła bliżej. Jej policzki były rumiane od biegu. Zamoczyła rąb swojej sukienki w wodzie i tarła materiał, usiłując uprać zielone plamy z trawy w wodzie strumienia, w dziecinnej naiwności sądząc, że będzie w stanie to zrobić. - Nie powinno mnie tu być.
Uklękła przy brzegu. Jej kolana nosiły na sobie siniaki, brud ziemi i kilka drobnych skaleczeń, którymi się nie przejmowała. Były efektami bycia dzieckiem i zabawy na zewnątrz. Wbrew eleganckiej, niebieskiej sukience, wyglądała na dziecko przyłapane na przeżywaniu jakiejś symbolicznej przygody, z daleka od wzroku rodziców.
Przerwała swoją pracę, unosząc wzrok nad Fel. Tkwiła w pewnej odległości od niej, niechętna do zbliżenia się, jeśli Iris spróbowałaby to zrobić.
- Ciebie też nie.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

23 cze 2023, o 16:36

Było tu pięknie.
I przeraźliwie zarazem.
Znajome obrazy nakładały się na mistyczny, utkany w wyrwie w czasie oraz w przestrzeni świecie czyniąc go bardziej przystępnym. Chciała zatrzymać się na moment, zastanowić, na ile z jej odczuć oraz wrażeń było prawdziwe, a ile pochodziło ze wspomnień przywoływanych w głowie z czasów bezpiecznych oraz spokojnych. Gdy nic jej nie groziło. Być może tam, na stacji działy się rzeczy straszne, zadziałały naturalne mechanizmy obronne, wpychając ją do miejsca na pograniczu, aby rzeczywistość działała poza jej świadomością.
Dziecięcy śmiech skutecznie wytrącił ją z logicznych rozważań. Porzuciła analizę, nie gdybała już dłużej, tylko biegła za dziewczynka podążając jej śladem, tam, gdzie ruszała się trawa, gdzie szeleściły źdźbła i wiatr szumiał pomiędzy wysoka roślinnością. W biegu, porwała dwa, może trzy kwiatki, ich intensywna barwa na tle pełnego słońca mieniła się niczym pryzmat. Niebieski wsunęła sobie za ucho, pomarańczowy trzymała w ręku. Wyciągnęła go w stronę dziecka, gdy zbiegła za nią na plażę i zatrzymała się obok dziewczynki kilka kroków przed drobna, bawiąca się woda sylwetka. Uśmiechnęła się do niej, gdy zadarła głowę i spojrzała prosto na nią. Położyła kwiat na ziemi, która dzieliła ich od siebie nie robiąc jednak kroki do przodu. Nie chciała ja przestraszyć.
- Proszę. Będzie pasować do Twojej sukienki - szepnęła konspiracyjnie i puściła jej oczko, potwierdzając, ze maja umowę oraz że nikomu nie wspomni o ich przypadkowym spotkaniu.
Choć naprawdę chciała moc mu o tym powiedzieć.
- Skoro nie powinno nas tutaj być, dlaczego jesteśmy? Jak się tu dostałyśmy? - spytała ostrożnie, wykorzystując moment, kiedy jeszcze dla dziecka była ciekawsza niż tafla wody. Po chwili zawahania, usiadła nad brzegiem, rozglądając się po kamieniach. Szukała odpowiednio okrągłego i płaskiego, Mikael zawsze znajdował takie, którymi dawało się puszczać kaczki. Ciekawe czy wciąż to potrafiła.
- Wiesz, jak można stad wyjść? - poprawiła kwiat, który wysuwał się z jej włosów. Palcami, które przeczesaly kosmyki, dotknęła do kieszeni kombinezonu. Wciaz był tam nieśmiertelnik?
- Jestem Iris - nie spuszczała dziewczynki z oczu, jej beztroskość była dla Fel w pewnym sensie hipnotyzująca.
Ostatnio zmieniony 23 cze 2023, o 17:56 przez Iris Fel, łącznie zmieniany 1 raz.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

23 cze 2023, o 17:33

Pomarańczowy kwiat spoczął na jasnym piasku, odcinając się od niego kolorem swej zielonej łodygi. Dziewczynka zerknęła na podarunek bez głębszego zainteresowania. Jej wzrok musnął plamkę pomarańczu i natychmiast powrócił do sukienki, którą usiłowała uprać. Gest najwyraźniej nie zrobił na niej wrażenia, choć mogło się kryć za tym coś jeszcze.
Strumień pluskał lekko, uspokajająco. Nadawał idyllicznego charakteru w tym świecie, w którym nagle się znalazła. Dopiero gdy zbliżyła się do tafli wody, dostrzegła, że lustrzane odbicie uwydatniało wszystko to, co było z tym miejscem nieprawidłowe. Odbity obraz kosmosu połyskiwał na powierzchni wody, czarnej, naznaczonej jasnymi refleksami drobnych pływów. Na jego tle pojawiła się piorąca swoją sukienkę dziewczynka. Jej związane włosy i wystające z warkocza kosmyki wydawały się punktem tak jasnym, jak gwiazdy, pośród pochłaniającej ją czerni.
Gdy Fel nachyliła się bliżej, nie dostrzegła swego odbicia. Zupełnie, jakby nie było jej w tym świecie, choć wyczuwała pod sobą grząski grunt, wychwytywała zapach kwiatów i przyjemny wiatr, który pieścił jej skórę.
- Ja tutaj przyszłam i mogę stąd wrócić. O, tędy - wskazała dłonią na strumień. Wartka woda wydała się wypływać z daleka i znikać za kamiennym zakrętem, być może przeradzając się później w rzekę. Nie przypominała za to żadnego przejścia, ani niczego szczególnego. Dziecko wskazywało na to, co wyglądało na zwykłą wodę. - To nie ma sensu.
Westchnęła, z frustracją prostując się nad wodą, która tworzyła coraz większa plamę na jej sukience. Odsunęła się o krok i zacisnęła piąstki na materiale, wyrzynając z niego kilka kropel wody. Teraz sukienka była nie tylko ubrudzona, ale i pomięta.
- Wiem, kim jesteś. Ale nie mogę ci pomóc. Na razie. Póki to się nie skończy - dodała, spoglądając, jak Iris chwyta za jeden ze znalezionych, płaskich kamieni. Wspomnienie z dzieciństwa pozwoliło jej puścić kaczkę, lecz kamyk nie zawędrował zbyt daleko. Uderzenia o taflę wody zniekształciły odbicie kosmosu, który miały nad sobą, nim strumień uspokoił się nieco, z powrotem wracając do swojego spokojnego nurtu. - Musimy zaczekać, aż umrzesz. Wtedy będziesz mogła ze mną pójść.

Wróć do „Galaktyka”