Choć jego słowa brzmiały groźnie, nie dostrzegała żadnych poważnych uszczerbków na zdrowiu - nawet pod bandażem, który związała w kokardkę. Ashford nie kwapił się do odpowiedzi, pozwalając jej wyciągnąć własne wnioski. Gdy oboje ruszyli w kierunku wyjścia z pokładu obserwacyjnego, podobnie jak wcześniej przyjął jej kubek i pozwolił jej pójść przodem po stromych i wysokich stopniach.
Jej warunek spotkał się z chwilą ciszy, w której w skupieniu pokonywali zdradziecką drogę w dół. Niezdecydowanie w wyrazie twarzy Jamesa pokazało jej, że zastanawia się nad tym, czy może go przyjąć. Status Fel wykraczał poza zwykłą hierarchię wojskową, z której mógłby zrezygnować w chwilach nieoficjalnych bez większych problemów. Gdy jednak podjął decyzję, przytaknął głośno.
-
Z taką dyspensą nie mam powodu, by się nie zgodzić - przyznał, dorównując do niej gdy szli szerszym korytarzem w stronę części mieszkalnej. Zatrzymując się przed obszernymi drzwiami, wyciągnął do niej rękę, rozpoczynając ten rozdział na nowo - tym razem w nieco inny sposób. -
W takim razie miło mi cię poznać, Iris.
Parsknął śmiechem w odpowiedzi na jej pytanie, chwytając za uchwyt śluzy i otwierając przed nimi grube, ciężkie drzwi. Wracając do swoich kwater nie napotkali nikogo na swojej drodze, kto mógłby zadawać niepotrzebne pytania.
Ashford odprowadził ją do drzwi przydzielonej jej kajuty. Zabrał przy tym jej kubek, obiecując odnieść go do kantyny i zatrzeć ich ślady zbrodni.
-
Wypocznij - polecił jej, choć w mniej nakazującym tonie niż zrobiła to Clarissa. Dopiero gdy zatrzasnęła drzwi za sobą odwrócił się, ruszając do kantyny by zostawić w niej brudne naczynia.
Jej pierwsza noc była krótka w czasie, lecz wydawała się nieznośnie długa dla jej umysłu. Wraz ze snem nadeszły koszmary. Przytomna tkwiła wewnątrz zamkniętej kapsuły medycznej w promie, który miał zabrać ją z dala od Aeris, na Cytadelę. Tym razem jednak wszystko wydawało jej się naopak - przez szklaną kopułę widziała okna promu, a przez nie niebezpiecznie zbliżający się blask Cicero. Prom mknął w stronę zagłady i nie było wokół nikogo, kto mógłby jej pomóc. Nieważne jak długo uderzała pięściami w szybę, kapsuła nie dawała jej się otworzyć ani zniszczyć. W jej uszach dźwięczało od odgłosów bezsilnych uderzeń pięści w pokrywę.
Gdy przebudziła się nagle, wyrwana z okowów swojego koszmaru, walenie nie ustąpiło. Rozpoznała w nim stukanie do drzwi jej kajuty, w której doszło do jakiegoś zamieszania. Wnętrze jej mieszkania wyglądało, jakby przeszło przez nie oko cyklonu - jej rzeczy były porozrzucane wszędzie wokół, choć rygiel na drzwiach był mocny i nikt nie mógł wejść do środka.
Clarissa przywitała ją uprzejmie pół godziny po czasie, na który były umówione, lecz Fel nie słyszała budzika. Zdziwiona podała jej małą torebkę ze znajomym logiem ziemskiej kawiarni "Starbucks" twierdząc, że leżała przed drzwiami do jej kajuty. Wewnątrz Iris znalazła szczelnie zapakowaną i wciąż gorącą kawę, na której kubku tkwiła holograficzna etykieta: "
venti zimowa latte z mlekiem z alpejskich krów, ośmioma shotami Blonde espresso, siedmioma pompkami sosu piernikowego, trzema pompkami sosu marcepanowego żartuję, bezkofeinowa latte na najlepszych ziarnach, jakie macie." Duval była na tyle uprzejma, by tego nie skomentować.
Ashford nie żartował. Po jej spotkaniu z Clarissą czekał na Fel w pancerzu przy śluzie. Ich przebieżka wokół bazy była pierwszego dnia wyłącznie szybkim spacerem, ale i tak sprawiła, że kobieta zmęczyła się i spociła od stóp do głów, co wymagało od niej prysznica przed obiadem. Porucznik nie poruszał tematu kawy, która znalazła się pod jej drzwiami, ale dostrzegła w jego wymówieniach odrobinę zabarwionego rozbawieniem fałszu.
Następne pięć dni zlewały się w jeden, żmudny okres w życiu Fel.
Jej noce były niespokojne, a biotyka wirowała w jej sypialni gdy nocne koszmary wykręcały ciałem kobiety. Poranki rozpoczynała z Duval, która przychodziła do niej również po południu i wieczorem. Mimo jej prób, nie udało jej się zlokalizować na razie doktor Maketari, ale piątego dnia zaoferowała Fel swój korektor pod oczy. Gdy blondynka spojrzała w lustro, dostrzegła pogłębiające się pod nimi cienie.
Jej treningi były różne, choć było ich dużo. Co drugi dzień Ashford zabierał ją na przebieżkę wokół bazy, którą była w stanie okrążyć już powolnym truchtem, choć wciąż z zadyszką. Po południu ćwiczyli z biotyką. Niejednokrotnie znajdowali się w sytuacjach bliskich utraty kontroli, lecz porucznik dobierał proste ćwiczenia i w razie potrzeby interweniował. Na swój sposób było to coś nowego dla Fel. Potrafiła zrobić wszystko to, o co ją prosił więc w przeciwieństwie do klasycznego szkolenia biotycznego, celem nie było wykonanie ćwiczenia - ale wykonanie go z użyciem proporcjonalnej do tego siły bez incydentu.
Jej leczenie było dość podobne przez cały ten czas. Zmieniano jej dawki oraz dwa różne leki, lecz poczucie chłodu jej nie opuściło, a codzienne migreny nie znikały - szczególnie bez wspomożenia się zmieniającą ciśnienie kofeiną.
Czwartego dnia dostała w wiadomości przeprosiny od admirała Stovorei, który poprosił ją o odrobinę cierpliwości, nie dając przy tym żadnych informacji - obiecał, że wyjaśni wszystko na miejscu, pewnie nie chcąc ryzykować, że ktoś przechwyci wiadomość.
Szóstego dnia, gdy jak zwykle rano zastukała do niej Clarissa po kolejnej, kiepskiej nocy, Fel zastała asystentkę bladą jak ściana.
-
Pani Fel - wydusiła z siebie, wciskając się do środka kajuty nim Iris zdążyła z niej iść, by jak zwykle mogły zjeść razem śniadanie. Zatrzasnęła grube drzwi i zaryglowała. Jej dłonie drżały gdy odwróciła się do blondynki, sięgając do swojego omni-klucza. -
To pilotka. Pilotka Venus dotarła na Cytadelę - wydusiła ściszonym tonem, jakby ktoś w tym miejscu z nimi był, mógł ich podsłuchać. Jej omni-klucz zalśnił, ukazując komunikat wewnętrzny SOC. Według niego, na Cytadelę cztery godziny temu dotarł prom z uchodźcami z Terminusa. Wśród nich, na liście pasażerów, Fel odnalazła znajome nazwisko. -
Z tego co wiem, zabrano ją na przesłuchanie. Usiłuję... usiłuję ustalić, co ona tam robi i dlaczego tam jest. Ale spałyśmy, gdy to się stało, jesteśmy tak daleko, nie mogłam zareagować zawczasu...
@Iris Fel