Ojczysta planeta ludzi wkracza w złoty wiek - rozwojowi ulega przemysł, handel i sztuka. Postawiono na ekologię i lepiej zagospodarowano teren, dzięki czemu wszystkim, teoretycznie, żyje się lepiej, choć prawdę mówiąc stale rośnie przepaść między biednymi i bogatymi mieszkańcami.
LOKALIZACJA: [Gromada Lokalna > Układ Słoneczny]

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

[LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

1 wrz 2023, o 12:05

Obrazek Ośrodek szkoleniowy o wojskowym oznaczeniu I.L.R.C. jest jedną z pierwszych baz Przymierza stworzonych na powierzchni Ziemskiego księżyca. Założony w roku 2050, w trakcie swoich długich lat operacji pełnił różne funkcje, począwszy od zapewnienia członkom oddziałów specjalnych miejsca do prowadzenia szkoleń w warunkach niskiego ciążenia aż po bezpiecznie wysunięte laboratorium, w którym eksperymentowano na nowo odkrytych polach efektu masy w ostatnich latach jego działania. Wraz z powstaniem pierwszej osady na Lunie w roku 2069, popularność I.L.R.C. spadła, a ośrodek wpadał w ręce różnych sekcji i dywizji, które wyrażały chęć wykorzystania tego skrawka zdatnej do życia przestrzeni w kosmosie, aż wreszcie doszło do jego oficjalnego zamknięcia na krótko przed wojną pierwszego kontaktu. Zdaniem niektórych, zamknięcie było jedynie fasadą, a przez długi czas Przymierze eksploatowało bazę po cichu, korzystając z jej położenia z dala od wielkich kraterów, w których wnętrzach rozkwitały w ogromnym tempie pierwsze, Księżycowe miasta.

Przez lata, I.L.R.C. był wielokrotnie modernizowany oraz rozbudowywany, lecz szkielet jego budynku nadal emanuje staroświecką modłą architektury. Ośrodek nie posiada wielu udogodnień, które na przestrzeni ostatnich stu lat stały się nieodłączną częścią wszystkich niezależnych placówek poza planetarnych. Transport do i z niego odbywa się w staromodny sposób, z pomocą pojazdu naziemnego odbierającego personel oraz zapasy z oddalonego o siedemdziesiąt kilometrów portu w Couloir City.
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

3 wrz 2023, o 13:02

Pojedynek spojrzeń, któremu towarzyszyła strategiczna wymiana informacji, którymi były przecież żywe emocje, nie trwała długo. Irissa przekazała Fel wszystko, co chciała zrobić przed odlotem - łącznie nieśmiertelnik. Coś namacalnego, co wskazywało, że to, co przeżyła, nie było wyłącznie wyśnionym przez nią koszmarem, marą nocną, która nie miała prawa afektować jej codziennego życia. Z małą, metalową plakietką, w której wnętrzu wyżłobiono dane posiadacza, Iris pozostała w swoim doku sama, gdy radna asari skierowała się do wyjścia, raz jeszcze życząc jej bezpiecznej podróży.
Coś, czego być może potrzebowała bardzo przy ostatniej.
Clarissa czekała na nią w śluzie do świeżutko wylakierowanej, nowej korwety. Ukłoniła się nisko, witając Fel na pokładzie. Skrzętnie trzymała się formalności, które Basset na takim etapie ich znajomości już dawno odrzuciła. Duval nie wydawało się to przeszkadzać - wręcz przeciwnie, sama chętnie podkreślała status radnej Fel, nie chcąc ani przez chwilę odezwać, bądź zachować się wobec niej jak koleżanka, co mogłoby jej uniżać.
- Witaj na pokładzie, radno Fel - zakomunikowała sztywno, uśmiechając się niepewnie, co natychmiast pokazało sprawnemu oku Iris, że Clarissa nieczęsto bywała na statkach kosmicznych, a już na pewno nigdy nikogo na żadnym nie witała. Brakowało jej tej swobody, z którą wojskowi bądź załoga okrętów cywilnych traktują statek jako swój dom czy przydział. Jej buty na lekkim obcasie nie były kompletnie przygotowane do potencjalnych warunków bojowych - coś, o czym z reguły nie musieli myśleć cywile, których nadzieją było nienapotkanie żadnego problemu w głębokiej Galaktyce. Z reguły była to cecha, która umożliwiała w łatwy sposób identyfikację tego, kto stanowi załogę statku, a kto ludzkie cargo, które zamierzało opuścić statek gdy tylko zawiną do portu i nieprędko na niego wracać. - Gdzieś tutaj był... ach! Kapitan!
Kapitan Avera okazała się dobrze zbudowaną asari o jasnej, fioletowej karnacji. Jej twarz miała surowe rysy, lecz w oczach okalanych tatuażem chowało się ciepło, dzięki któremu musiała z łatwością nawiązywać znajomości. Przywitała radną na pokładzie w sposób oficjalny, a sposób jej zasalutowania zdradzał wojskowe przyzwyczajenia, których nie pozbawiło jej przejście do cywila. Kapitan była uprzejma i rzeczowa. Na wstępie poinformowała Fel, że jej kajuta była już gotowa, a wszystkie jej bagaże zostały przetransportowane do środka. Zapytała też wprost, czy ma omawiać z nią wszystkie techniczne aspekty ich przygotowania do odlotu, czy też zwięźle informować ją wyłącznie o konkretach, które z tego wynikały - na przykład czy życzyła sobie poznać szczegóły załadunku, który zabierali z Cytadeli, czy interesowało ją tylko to, że są wyposażeni na trzy miesiące i gotowi do drogi.
Nowa korweta była nieco mniejsza od Venus, co czyniło ją zgrabniejszą, a załogę nieco szczuplejszą. Pierwszym, co dostrzegła Fel, było jej zróżnicowanie. Na Venus służyli ludzie, których znała i którym ufała - z czego słowo ludzie było kluczem. Załoga nowego statku była niczym kolorowy ptak, reprezentujący przekrój czterech ras, które dostąpiły zaszczytu posiadania przedstawicieli w Radzie.
Statek miał tylko trzy pokłady. Na głównym mieściło się obszerne Centrum Informacji Bojowych, wypełnione przyjemnym pomrukiem rozmów przygotowującej się do wylotu załogi. Z Centrum Informacji Bojowych korytarzem Avera poprowadziła Fel do kokpitu, w którym zastały ludzkiego pilota - młodego mężczyznę, może koło trzydziestki, siedzącego u sterów. Po drodze z CIB do kokpitu tkwiła śluza, przez którą Fel weszła do środka. Za CIB znajdowała się też mała sala odpraw dla oddziału polowego, gdyby ten takiej potrzebował. Druga połowa pokładu, oddzielona dwoma, grubymi drzwiami i krótkim korytarzem, ukazała radnej kajuty załogi, mesę, małe ambulatorium i dwie łazienki. W tej części pokładu nie przebywało tutaj zbyt wiele osób, gdyż w przygotowaniu do wylotu, większość miała jakieś zajęcie przed oficjalnym rozpoczęciem systemu zmianowego. Kwatermistrzem okazała się młoda turianka, która przywitała się z Fel usłużnie, przerywając sprawdzanie ich zapasów jedzenia w części kuchennej mesy, gdy przez nią przechodziły. Avera pokazała radnej również małe ambulatorium, w którym zastały ludzką lekarkę, doktor Evans. Doktor Evans służyła wcześniej w Przymierzu i była wstępnie zaznajomiona z wynikami badań Iris. Wyraziła chęć zejścia na bazę na Lunie wraz z nią, by móc przyuczyć się od tamtejszych lekarzy w jaki sposób najlepiej móc kontrolować nietypowy stan Iris. W ambulatorium znajdowały się również dwie kapsuły medyczne - jedna przystosowana do ich fizjonomii, druga zarezerwowana dla znacznie wyższych turian i barczystych przedstawicieli innych ras. Mogłaby pewnie pomieścić nawet kroganina.
Poziom niżej od głównego był typowo roboczy, co uświadomiła sobie po luźnych pogawędkach mechaników odbijających się echem od ścianek korytarza. Mieściły się tutaj wszystkie, potrzebne systemy, a także mały hangar, zdolny pomieścić tylko jeden prom - lub dwa, jeśli te praktycznie staną ze sobą łeb w łeb, co było w teorii wbrew zasadom. Główny mechanik okazał się neurotycznym salarianinem o ogromnej pasji do swojej pracy i zerowym wyczuciu towarzyskim. Avera musiała w pewnym momencie nakazać mu przystopowanie, gdy ten zaczął zalewać Iris potokiem słów na temat technologii na ich okręcie, stanie poszczególnych podzespołów, czy wyrażać swój zachwyt niektórymi nowymi elementami czy wątpliwość w stosunku do innych. Zupełnie nic nie robiąc sobie z tego, że rozmawia z radną, paplał w najlepsze na temat ich rdzenia pierwiastka masy, ignorując chrząknięcia Avery, która musiała dość dosadnie mu przerwać, co w żaden sposób go nie obruszyło.
Najwyższy pokład był w pełni zarezerwowany dla Fel oraz potencjalnych dyplomatów, którzy mieliby jej towarzyszyć. Na samym końcu korytarza, za dwójką drzwi dla bezpieczeństwa, znajdowała się jej kajuta. Pamiętając statki wojskowe, Iris natychmiast dostrzegła, że na miarę okrętów mogła być uznana za luksusową. Na okrętach każda przestrzeń była wartościowa, lecz tutaj nikt nie żałował jej radnej. Jej kajuta była obszerna, wyposażona w meble niczym standardowe mieszkanie na Cytadeli, posiadała również wielką łazienkę z prysznicem o nielimitowym przepływie wody, w którym pomieściłyby się ze trzy osoby. Wielkie łóżko było wygodne i miękkie, a nawet tapczan stojący pod dużym wizjerem, reprezentującym widok na zewnątrz - obecnie wnętrze doku - był tak duży i wygodny, że gdyby chciała, mogłaby w nim spać.
Być może za poleceniem Clarissy, jej rzeczy zostały pozostawione w torbach i nikt nie ośmielił się ich wypakowywać. Fel mogła zrobić to sama, korzystając z dużej ilości wkomponowanych w ściany szafek. Miała nawet swój mały ekspres do kawy, obok którego ustawiono ogrom zamówionych przez Duval ziaren, tak, by nie musiała korzystać z tego umieszczonego w mesie. Kwatera Iris była samowystarczalna i kobieta mogła nie opuszczać jej przez cały okres podróży, jeśli tego by chciała.
Poza tym, na pokładzie znajdowała się sala konferencyjna oddana wyłącznie do prywatnego użytku radnej. Avera z niemałą dumą wskazała jej urządzenie stojące na środku, w którym Fel rozpoznała wyjątkowy komunikator. Umożliwiał jej kwantowe połączenie z Radą Cytadeli w każdej chwili, oraz w każdym miejscu na świecie - bez udziału boi komunikacyjnych. Tego typu połączenie nie miało prawie żadnych ograniczeń - poza tym, że kierowało ją wyłącznie do Rady i nie mogła korzystać z niego by połączyć się z jakimkolwiek innym w galaktyce. Obok sali konferencyjnych, na statku umieszczono również cztery małe kajuty przeznaczone dla cywilnych towarzyszy Radnej. Były małe, zdecydowanie bardziej wojskowe pod względem wielkości i udogodnień, takich jak brak ekspresu czy mały prysznic z ograniczonym przydziałem wody, lecz ich standard i tak był znacznie wyższy niż robiono to zwykle. Jedną z nich zajmowała już Clarissa. Jeśli Fel chciała ją odwiedzić, dostrzegła, że Duval spakowała tak wiele ubrań, że nie mieściły się w jej jednej szafce, którą jej przydzielono i część zawiesiła na wieszakach na swoim prysznicu.
Po zwiedzeniu całego okrętu, Fel została zaproszona przez asari do Centrum Informacji Bojowych. Holograficzny obraz Galaktyki zabłysnął, gdy weszła na podwyższenie zwykle zarezerwowane dla kapitana statku, lecz które teraz użyczyła jej Avera. Rozpoczynali pierwszy, dziewiczy lot ich korwety i choć nie posiadała ona jeszcze wymalowanej z boku nazwy, ani nie widniała w rejestrach jako własność radnej Fel, załoga z wyczekiwaniem spoglądała na to metaforyczne przecięcie czerwonej wstęgi, którym było wybranie kursu ich podróży.
Gdy Iris ożywiła hologram swą dłonią, odnajdując w nim znajomy punkt Gromady Lokalnej - swój dom - obok znajomego globy pojawił się mały, połyskujący Księżyc. Wybranie go i zatwierdzenie jako ich punktu docelowego ustanowiło rozpoczęcie pierwszej trasy okrętu w rejestrze i spotkało się z wiwatem wszystkich znajdujących się w Centrum Informacji Bojowych.
Podróż na Lunę miała zająć plus minus dwadzieścia godzin, z których większość mieli spędzić w tunelu Przekaźnika Masy. Przed wlotem do tunelu mieli dziesięć minut, więc gdy korweta obudziła się do życia, Fel musiała wysłać wszystkie wiadomości, jakie chciała, nim wyjdą z zasięgu boi komunikacyjnych. Gdy wkroczyli w miękkie objęcia promienia Czerenkowa, jedynie komunikator w sali konferencyjnej nadal działał, oferując jej bezpośrednie połączenie z Radą.
Dwadzieścia godzin zleciało szybciej, niż zwykle schodziło na podróże międzygwiezdne. Część z tego wynikała z nowości tego wszystkiego - nowych członków załogi, nowych planów, tajemniczego celu, o którym nie miała wiedzieć reszta wszechświata. Niektórzy załoganci chętnie witali się z radną Fel i odpowiadali w sposób luźny na jej pytania, inni byli nieco onieśmieleni jej statusem i stresowali się, gdy zagadywała do nich na jakiś temat - jakby przepytywała ich na sprawdzianie. Ich twarze czerwieniały, głosy zaczynały się jąkać. Ci umykali nieco przed jej spojrzeniem, czmychając do przydzielonej sobie pracy gdy przechodziła obok.
Mniej więcej w połowie drogi zmieniła się zmiana i Iris mogła porozmawiać z drugą połową załogi, jeśli miała na to ochotę. W tym czasie, Clarissa towarzyszyła jej w jej podróżach po statku - częściowo dlatego, że ciągle konsultowała z nią jakieś rzeczy, a częściowo dlatego, że niezbyt miała coś innego do roboty. Duval nie czuła się zbyt komfortowo, sama przechadzając się korytarzami choć kapitan Avera traktowała ją z uprzejmością należną gościowi radnej Fel.
Przez kilka godzin ich drogi omawiały razem strategię tego, co oficjalnie porabiała radna. Duval przedstawiła jej harmonogram, którego w praktyce nie miały się trzymać, ale który otrzymały media. Miała do niego kilka uwag i pytań, szczególnie dotyczących hipotetycznych, wymyślonych spotkań ze znajomymi i kolegami po fachu Iris, co do których mogła mieć różny stosunek. Duval przygotowała również pod okiem Fel kilka przemów, które ta miała rzekomo wydać w kilku miejscach na Ziemi - pokrzepiających, upamiętniających tragedię na Mindoirze, potępiających działanie Sojuszu Systemów Terminusa i zapowiadających ognisty odwet. Wszystko to, czego oczekiwano po ludzkim reprezentancie rządu, któremu w tak personalny sposób wypowiedziano wojnę.
Ostatnie kilka godzin podróży, gdy entuzjazm nieco przygasł, a na statku wśród załogi wkradła się rutyna, okazało się ciche. Clarissa udała się na spoczynek, sugerując to samo Iris. Jej pościel była miękka, biała, uszyta z jakiegoś nieprawdopodobnie delikatnego materiału, a jednak sen nie był czymś łatwym do osiągnięcia. Być może to stres tego, co miało nadejść, nowe otoczenie, a może te namacalne mary senne, które pojawiały się przed jej oczyma zawsze, gdy przymknęła powieki - coś nie pozwalało jej wypocząć w należyty sposób.
Wtedy w dłonie wpadł jej pakiet danych, który pobrała za poleceniem Irissy. Jego zawartość brutalnie zamazała nową rzeczywistość, w której znalazła się na kilka godzin. Zatarła nowy, uroczysty okręt Radnej Cytadeli, przykryła uśmiechy gotowej na nową przygodę załogi, utwardziła miękki materac, na którym siedziała. Wyrwała ją z tego świata, do którego udało jej się powrócić, wrzucając ją z powrotem w środek nieprzyjaznego, obcego Korlusu. We wspomnienia, które na krótką chwilę świeżość nowego statku i załogi mogły zepchnąć na dalszy tor, upchać w tyle głowy, w jednej z szuflad, z których szybko wylewa się zawartość na zewnątrz, domagając interwencji.
Pierwszą sekcją pakietu stanowiły obszerne dane wywiadowcze, które udało się pozyskać na przestrzeni kilku ostatnich tygodni. Według nich, Korlus został w pełni przejęty przez Sojusz Systemów Terminusa i obecne na nim samorządy poddawały się woli SST bez najmniejszych skrupułów. Prawda sięgała jednak nieco głębiej i konfliktowa natura, tak charakterystyczna dla tego rejonu, wychodziła na powierzchnię. Nawet na Korlusie, SST nie potrafiło być jednorodne. Wyróżniano trzy ugrupowania, które posiadały największą kontrolę nad tym obszarem. Maelstrom kontrolował największe przetwórnie złomowiska, z którego pozyskiwał części. Jego główną bazą była wytwórnia broni, położona trzy tysiące kilometrów od Choquo w ogromnej metropolii Kadre. Kadre, głównie za sprawą Maelstromu, ogłosiło się oficjalną stolicą planety, za którą obecnie uznawane jest Choquo i do dziś trwają spięcia na temat tego, które z miast piastuje tę funkcję.
Choquo za to podzielone jest pomiędzy dwa ugrupowania, które wydają się działać ze sobą w symbiozie. Hybris kontroluje wszystkie porty kosmiczne w jego okolicy, co daje mu ogromną przewagę monitorowania tego, co dzieje się na powierzchni planety. Prawdopodobnie wiedzieli też o tym, że transportowana jest jakaś wartościowa paczka przez Crucis. Przedstawiciele ugrupowania zasiadają w radzie miasta, dzieląc się swoimi stołkami z trzecim pionkiem na mapie - pionkiem, który nadal nie ujawnił się szerszej publice.
Niewiele było wiadomo o trzecim ugrupowaniu, które posiadało swoje wpływy na planecie. Raporty spekulowały, że Hirano Tower, którego boleśnie znajomą architekturę Fel dostrzegła na zdjęciach, było jakiegoś rodzaju placówką badawczą, kontrolowaną przez właśnie to, nieznane ugrupowanie. Grupa ta działała w sojuszu z Hybris, lecz jej powiązania z Maelstromem były nieznane. Prawdopodobnie również to do niej należała stacja Aeris, położona w środku wrogiej przestrzeni gethów. Na temat potencjalnego sojuszu SST z gethami, Fel znalazła dodatkowe czterdzieści stron analizy wszystkich za i przeciw, z wypisanymi potencjalnymi zasobami, które Sojusz mógłby w ten sposób pozyskać oraz korzyściami obu stron, dzięki którym taka współpraca w ogóle byłaby możliwa.
W raportach znalazł się nawet Vincenzo Artonis, o którym dość długą notkę mogła przeczytać. Młody, ambitny, zawsze miał o sobie nieco zbyt wielkie mniemanie i bywał najgłośniejszy w barach na Omedze, wygłaszając swoje plany na przyszłość i propozycje zmian, które jego zdaniem musiały zajść. Krogański właściciel The Brick mówił, że przerżnął własną matkę, żeby dopiec zapijaczonemu ojcu, choć były to jedynie plotki. Pomimo swojego nieco wydumanego ego i słabości do kobiet, słynął ze swojego rewolucjonistycznego podejścia, dobrych pomysłów i determinacji, której brakowało wielu. Trzy lata temu jako pierwszy zaczął nawoływać do mobilizacji, lecz z tego co było wiadome, nie współpracował ani z Hybris, ani Maelstromem. Jakiś czas temu zniknął z barów, a plotki wśród Sojuszu Systemów Terminusa głosiły, że planuje coś wielkiego. Zdaniem Widm i uzyskanych przez nich danych wywiadowczych, Artonis objął dowodzenie nad nową frakcją Sojuszu Systemów Terminusa.
Nad ich flotą.
Sojusz doczekał się zorganizowanej na wzór wojskowej floty, na której czele stał rewolucjonista. Nie było wiadome, jak wielki jest ich rozmiar, iloma statkami dysponują, ani nawet gdzie w Terminusie schowała się cała, ogromna flota. Iris widziała tylko zamazane zdjęcia okrętów na tle czarnej, kosmicznej otchłani, niewyraźne ujęcia wnętrz brudnych doków i odczyty z sond kosmicznych, które nic jej nie mówiły. Vincenzo, szalony i ambitny człowiek, zdaniem Widm miał w garściach potencjalne zagrożenie dla Przestrzeni Rady Cytadeli.
Cassian Daharis.
Znajome nazwisko przykuło uwagę, przywróciło wspomnienia słodkiej, fioletowej kawy i skórzanej książki, pozostawionej na zapomnienie w kajucie na Aeris. Dostrzegając, że do końca dokumentu zostały jej zaledwie dwie strony, mogła poczuć ukłucie zawodu. Informacji na jego temat nie było wiele - nie tyle, ile by chciała.
Nie tyle, ile obiecał jej, że wyjawi, gdy to wszystko już się skończy.
Dane pozyskane na jego temat były przedstawione w formie odwrotnie chronologicznej, od najnowszych po najstarsze. Pierwszy wpis datowany był na tydzień temu - był zaledwie niewyraźnym zdjęciem, na którym rozpoznała męską sylwetkę na lądowisku Hirano Tower. Nie widziała jego twarzy, nie mogła nawet być pewna, czy to w ogóle był on, choć Widmo kierujące operacją zakreśliło jego sylwetkę kółkiem. Towarzyszył mu cały oddział uzbrojonych żołnierzy, w którego środku gdzieś zmierzał. Nie wiedziała, czy im dowodził, czy też był przez nich eskortowany.
Następna data była dla niej znajoma. Boleśnie znajoma. Znajome, jasne korytarze pięknego budynku w samym środku kolonii na Mindoirze przywitały ją wspomnieniami uroczystej ceremonii, zakończonej w tak brutalny sposób. Nagrania były krótkie, lecz ukazywały jej perspektywę, której nigdy wcześniej nie widziała - gdzieś na samym dole ulic, którymi cywile uciekali w stronę najbliższego wejścia do kosmicznego promu. Fel dobrze pamiętała swoją pośpieszną ewakuację z powierzchni planety prywatnym transportowcem. Tak samo jak ona, większość polityków wezwała swoje statki kosmiczne i rzuciło się do ucieczki. Lecz zwykli ludzie, ci, którzy nie mieli możliwości ominięcia prawa z pomocą swojego pieniądza, rzucili się do portu by dotrzeć na statek na czas.
Dostrzegła Daharisa wyraźnie. Jego włosy były krótsze, policzek przykryty krótkim zarostem. W dłoniach dzierżył ten sam karabin, którym strzelał do gnających w ich kierunku husków na Ilos. Na jego piersi, czerwienią wymalowano symbol Sojuszu Systemów Terminusa. Za jego plecami, pełen oddział uzbrojonych bojowników okopał się u wejścia do promu. Gdy z budynku wypadła ku nim nadciągająca masa ludzi, gnana paniką i chęcią ewakuacji z planety, Daharis wykonał znak ręką na wzór tych, którymi posługiwano się w Przymierzu.
Wtedy rozgorzały strzały. W nagraniu nie było głosu, ale doskonale widziała drżenie karabinów w ich dłoniach, błysk ognia z lufy. Oddział Sojuszu zaatakował gnających ku nim cywili, fortyfikując wejście do portu kosmicznego. Kule wbiły się w zdesperowaną, ludzką masę, a pierwsze ciała wpadły pod nogi biegnących, brocząc ulicę krwią. Ani przez chwilę, żołnierze nie drgnęli, nie zawahali się, nie zaprzestali strzelania. Tak długo, jak ich pochłaniacze ciepła były zimne i prawne, atakowali nacierającą masę zdesperowanych ludzi. Niektórzy odpowiadali im ogniem z prywatnych pistoletów czy działek, w tłumie pojawiło się nawet kilku policjantów, których tarcze błyszczały chwilę, nim ich właściciele padali na ziemię. W chwili, w której Fel wznosiła się prywatnym statkiem w powietrze, w stronę czarnego kosmosu, Daharis znajdował się niespełna kilometr dalej, w dole.
Upewniając się, że ci, którym przeznaczone było zostać pogrzebanym nie umkną swojemu przeznaczeniu tak, jak zrobiła to ona.
Kolejny przeskok w informacji był datowany na ponad rok wcześniej. Początkowo, w raportach tkwiła w tym miejscu pustka, w której Widmo hipotetycznie wpisało "śmierć" jako powód. Teraz, po informacjach uzyskanych przez Fel, uzupełniono ten obszar jako przydział na stację Aeris. Z jakiegoś powodu, Widmo prowadzące szkolenie użyło określenia "degradacja na kosmiczne zadupie", opisując pokrótce przeniesienie się Daharisa do przestrzeni gethów.
Poprzedzające lata były jedynie urywkami, strzępami wyszarpanymi z odmętów wywiadu działającego w Terminusie. Początki nawiązywania się Sojuszu Systemów Terminusa są wciąż niejasne dla Wywiadu, lecz sylwetka Daharisa, a czasem nawet jego nazwisko, przewija się przez akta od samego początku. W jednym z wydanych za nim listów gończych na Aite widnieje jako oficer reprezentujący ugrupowanie Maelstromu. Lista przypisywanych mu morderstw, kradzieży, przypadków przemytu oraz handlu bronią jest tak rozległa, jak niepotwierdzona. W niektórych raportach pojawiają się jego zdjęcia i choć zawsze są kiepskiej jakości, Fel bez trudu go rozpoznaje. Na większości z nich ma na sobie pancerz, lub przy pasie przytroczoną broń. Uchwycone w półmrokach stacji kosmicznych lub w ciemnych alejkach planet, ukazują jej życie, które wiedziała, że prowadził - a jednak surrealistycznym było je dostrzec.
Mogła podejrzewać, że Daharis był kiedyś żołnierzem. Inaczej posługiwały się bronią i poruszały na polu walki szczury z Omegi, których walki o życie nauczyły ulica i rządzące nią gangi, a inaczej robili to zawodowi żołnierze. Cassian walczył metodycznie, na swój sposób spokojnie, tak, jak robił to ktoś, kto całe życie operował w podobnym środowisku. A jednak nie znalazła zbyt wielu informacji na temat jego służby wojskowej. Widmo o inicjałach I.L. zgłosiło do radnej Irissy problem z komunikacją z Przymierzem, które niechętnie dzieliło się swoimi danymi z bazy, nawet na uprzejme prośby ze strony Rady. Fel wiedziała, że mogło stać za tym wiele powodów - począwszy od wstydu. Według pozyskanych informacji, major Daharis otrzymał zwolnienie karne w 2180 roku, lecz szczegóły tego zwolnienia zostały utajnione. Umknął systemowi prawnemu, opuszczając Układ Słoneczny i zaszywając się w Systemach Terminusa i do dziś wisiał za nim oficjalny nakaz aresztowania, którego nikomu z Przymierza nie udało się jeszcze wyegzekwować.
Dane o misjach i awansach były z tego powodu bardzo strzępkowe i niewiele jej mówiły. Z tego co widziała, zaciągnął się bardzo młodo i większość swojego życia poświęcił wojsku. W kilku misjach, w których uczestniczył, udostępniono nazwiska poległych bądź członków jego oddziału. To wśród nich, czytając raporty raz po raz, Fel znalazła znajome nazwisko. Wiele lat temu, w oddziale wtedy komandora Daharisa znalazł się sierżant Peter Yoxall, którego poznała przelotnie i w nieprzyjemnych warunkach, gdy piastował już inną rangę, wiele lat później.
Z czytania danych raz po raz wyrwało ją stukanie do drzwi kajuty. Orientując się w świecie wokół i czasie, który upłynął, wyczuła, że korweta drżała lekko, co oznaczało, że konwencjonalne silniki pchały ich w stronę celu. Nie wyczuła charakterystycznego wchodzenia w atmosferę planety, lecz nie powinna się takich samych wrażeń spodziewać, ponieważ lecieli na Lunę. W drzwiach stanęła Clarissa. Miała na sobie długą, ołówkową spódnicę, niskie obcasy i kremową koszulę, której rękawy podwinęła. Włosy spięła w elegancki kok.
- Radno Fel, za dziesięć minut wylądujemy w porcie w Couloir City, na Lunie - poinformowała ją. - Z portu podróż do ośrodka I.L.R.C. odbędzie się z pomocą jakiegoś pojazdu naziemnego, nie możemy wylądować bezpośrednio przy nim. Z tego powodu chciałam spytać, co chciałaby Pani do niego zabrać? Ośrodek znajduje się godzinę drogi od portu.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

3 wrz 2023, o 16:19

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Zacisnęła palce na nieśmiertelniku, opuszkiem muskając wybite na metalu litery składające się na dwa słowa, które budziły w niej ambiwalentne uczucia.
Tęsknotę i wściekłość, żal, rozgoryczenie, duszność, uścisk odbierający oddech.
Jednym, szybkim ruchem, jakby bała się, że tuż za rogiem są wątpliwości, które powstrzymają jej działania, wsunęła nieśmiertelnik do kieszeni marynarki. Ciążył jej na piersi, gdy obróciła się napięcie, szybkim krokiem wchodząc na korwetę.
Uśmiechnęła się do Clarissy, odpowiadając na jej pozdrowienia. Obie, w pewnym sensie, znalazły się w nowym, nieznanym środowisku - Duval, odbywając kolejną z nielicznych podróży, po raz pierwszy w charakterze asystentki Radnej, a także Fel, idąc na przeciw nieznanej załodze. Zaskoczyło ją to, jak zróżnicowana pod względem rasowym była obsługa korwety, choć musiała się tego spodziewać, z tyłu głowy mając na uwadze, że jest to statek, który sprezentowała Rada. A mimo to, przed oczyma stanęły jej wspomnienia Wenus. Twarze tych, którym ufała. Rozmyła je, witając się z kapitan z uśmiechem, który nie zdradzał zawahania. W standardowych formułach - dziękując, za dopilnowanie jej kajuty, objęcia dowództwa nad statkiem, wyrażając nadzieję na owocną współpracę - pozwoliła sobie na szczerość względem asari, która stała naprzeciwko niej. Wierzyła w jej kompetencje, wystarczyło więc, że zostanie zapoznana z konkretnymi informacjami. Wysłuchawszy podsumowania, poprosiła kapitan Avery o jedno. Dyskretnym szeptem, w momencie, gdy Clarissa szła przodem, nie mogąc usłyszeć jej słów, o uwzględnieniu w procedurach bezpieczeństwa zapewnienia go także Duval i innym załogantom. Drugiego statku nie straci.
Przeszła przez Centrum Informacji Bojowych prosto do kokpitu, gdzie uścisnęła rękę pilotowi. Zamieniła kilka słów z kwatermistrzem, nieco dłużej zatrzymując się z Duval oraz kapitan w ambulatorium. Dopilnowała, aby doktor Evans zyskała autoryzację do jej dokumentacji medycznej, wraziła także zgodę, aby kobieta udała się z nimi do Instytutu. Kątem oka, oceniła jakość sprzętu, wyposażenie - jak zresztą wszędzie - wydawało się być dopieszczone. Zapewniające wygodę, ale przede wszystkim możliwość przeżycia w każdych zakątkach galaktyki.
Idąc maszynownią, witała się z każdym, kto mógł i chciał oderwać się od pracy. Wylewność salarianina i jego wykład, odebrała z autentycznym zainteresowaniem - choć nie miała zielonego pojęcia, o czym konkretnie do niej mówi, przytakiwała uprzejmie, dając mu przestrzeń, aby się wygadać i skomplementować rdzeń korwety. Dopiero po drugiej stronie drzwi, gdy praca systemów zagłuszała ich oraz odgłosy zza ściany, Fel pozwoliła sobie na dyskretny chichot, widząc w oczach kapitan, a także Clarrissy zrozumienie.
Wchodząc na najwyższy poziom korwety, zajrzała do mijanych po drodze kajut przeznaczonych dla gości, a tym jedną przekazana w chwili obecnej Duval, aby wycieczkę zakończyć w kajucie kapitana Radnej. Nikogo zapewne nie zdziwiło, że Fel od razu podeszła do ekspresu do kawy, sprawnym ruchem wsypując paczkę losowo wybranych ziaren z Thessi, aby dalej iść już z kubkiem parującej kawy w ręku. Częstując nią również asari i Clarissy, o ile miały ochotę.
Przeszła przez obszerną salę konferencyjną, obchodząc komunikator, który umożliwiał jej kontakt z Radą zawsze i wszędzie. Dopytała o kilka szczegółów Avery, zapamiętując, że powinna móc połączyć się z Cytadelą nawet z pozbawionych boi komunikacyjnych systemów, a także kto - poza załogą - wiedział o obecności takiego komunikatora.
Zaprotestowała, ale gdy Avery powtórzyła pewnie swoje zaproszenie, weszła na podest, budząc holograficzną mapę. W powietrzu, jej dłonie przemknęły nad Ziemią, wybierając księżyc. Zatwierdziwszy trasę zaznaczoną czerwoną wstążką, dołączyła do oklasków.
Kilka nazwisk przemknęło przez jej myśli, ograniczyła jednak wiadomości do jednej, nadanej dyrektorce instytutu zaszyfrowanym kanałem potwierdzając przybycie o umówionej porze. Na moment, zatrzymała się przy oknie pokładu obserwacyjnego; czuła niepokojące mrowienie, widząc promienie Czerenkowa. Potrząsnąwszy głowa, ruszyła dalej, przez kilka pierwszych godzin przebywając wśród załogi i poznając ją na tyle, na ile ta była otwarta, po czym usiadła z Duval w sali konferencyjnej na prywatnym, najwyższym pokładzie, aby omówić sprawy bieżąco i poświęcić nieco czasu na przygotowane przez asystentkę strategię na ziemską podróż, w którą nigdy tak naprawdę miała nie wyruszyć. Była pod wrażeniem ogromu pracy, który już zrobiła Duval. Przeglądała jej harmonogramy, przemówienia, nanosząc kilka, niedużych poprawek. Od razu autoryzowała większość, aby machina mogła ruszyć, a Clarissa na bieżąco monitorować informacje napływające z ziemi i ze statku, którym w oczach opinii publicznej podróżowała.
Rozeszły się do siebie po dopięciu ostatnich guzików. Wchodząc do kajuty, uderzyła ją myśl, że odwlekała tę chwilę i ten moment tak długo, że dłużej już nie mogła.
Jeżeli teraz nie sięgnie do danych, nie odważy się tego zrobić później.
Usiadła na łóżku, zrzuciwszy z nóg buty. Pościel przyjemnie zaszeleściła pod jej ciężarem, gdy wyciągała rękę do stolika nocnego i odkładała kubek. Niepokój osiadł na jej ramionach, sprawiając, że były nienaturalnie ciężkie, gdy rozpakowała plik i wyświetliła pierwsze strony.
Nie było już odwrotu.
Przemknęła wzrokiem po raporcie, widząc Korlus nie tylko oczyma Widma, ale przede wszystkim swoimi własnymi. Wyraźnym jak mało kiedy. Informacje na temat Maelstromu i Hybris potwierdziło kilka jej przypuszczeń, serce zabiło mocniej, gdy dotarła do wzmianki o trzeciej, najmniej znanej grupie z Hirano Tower. Z tyłu głowy, usłyszała Cassiana, który zapewniał ją, że byli tak jego ludzie, z ich strony nich jej nie groziło. Daharis dowodził większą grupą? Wyłamywał się dwóm, znanym im schematom SST, chcąc stworzyć w obrębie Sojuszu coś swojego? Na własnych zasadach?
Zagryzła policzki od środka, gdy raport rozwodził się na temat Artonisa. Nie skrzywił ją, nie osobiście, ale fakt, że zabrał jej statek, załogę, najprawdopodobniej większość zamordował bez mrugnięcia okiem, wbił w jej serce osobistą zadrę. I już zawsze, widzieć będzie Vincenza w jednych i tych samych barwach.
Jej myśli nie zdążyły wyrazić wszystkich, negatywnych względem samozwańczego admirała floty SST uczuć, gdy znowu, jej oczy zatrzymały się na informacjach na temat Cassiana. Pochyliła się nad omni-kluczem, powiększając zdjęcie, na którym uchwycono jego sylwetkę pośrodku innych żołnierzy. Nie pozwolę, abyś do nich wróciła szeptał pochylając się nad kapsułą. To była cena, którą musiał zapłacić za jej odesłanie? A może tak, jak ona, po prostu grał dalej swoją rolę, utrzymując prawdę znaną ich dwójkę z dala od wszystkich innych? Wiele by dała, by móc go o to zapytać. Usłyszęc jego głos. Zobaczyć, jak znowu...
Wypuściła ze świstem powietrze, patrząc dalej. Mocniej pociągając za strupa świeżej rany, aby rozedrzeć wrażliwą tkankę na nowo.
Przez chwilę wodziła spojrzeniem po korytarzach Mindoiru, wpatrywała się w nagranie pozbawione dźwięku, czując, jak z każdą kolejną sekundą uchwyconą przez kamery zapada się bardziej w łóżko. Jakby chciała, aby pościel wciągnęła ją do środka i nie wypuściła na zewnątrz. Musiała obejrzeć raz jeszcze, aby upewnić się, że jej wyobraźnia nie płatała jej figli; kręciła głową, gdy ponownie widziała Cassiana strzelającego do cywilów. Dlaczego? Dlaczego mordował z ziemną krwią ludzi? Ludzi, którzy nie byli inni od tych, bezbronnych, którym mogła tam. W Hrano Tower. Głos serca zakrzykiwał rozum, resztkami logiki, starała się w pamięci obliczyć ile czasu dzieliło wybuch na Aeris od ataku na Mindoir? Czy to mogła być zemsta? Za odebranie mu bliskich, rodziny, stacji? Skierowana w nie ważne kogo, byleby tylko ktoś inny poczuł tę pustkę, co on?
Drżącymi rękoma przerzuciła dane, docierając w strzępkach informacji na temat Cassiana do wzmianki o służbie Przymierzu i karnym zwolnieniu. Być może, jego akta znajdowały się gdzieś w wojskowych archiwach, a sama osoba Daharisa była znana ludziom, którzy służyli w jego przydziale, ale myślała jednak o tym, aby je wyciągać. Poznawać mężczyznę przez kolejne raporty, bądź dane wywiadowcze. To, co przeczytała, niewiele miało wspólnego z mężczyzną, który przebywał z nią na Korlusie. Kiedy wspomniał, że mam jej tak wiele do powiedzenia i o wszystkim tym powie, kiedy wrócą z Aeris, miał również na myśli te cząstki swojej przeszłości, które właśnie miała przed sobą, na tajnych raportach? Dające więcej pytań, niż odpowiedzi? Chciała wierzyć, że nie, że to nie mógł być ten sam Daharis, a przynajmniej składający się nie tylko z tych boleśnie niemiłych faktów, lecz brakowało jej pewności siebie. Nie miała solidnego argumentów, aby chociaż próbować okłamywać samą siebie.
Wzdrygnęła się, mając ochotę wykrzyczeć mu prosto w twarz, albo chociaż nieśmiertelnikowi co właśnie teraz o nim myślała, jak bardzo przeklinała go za fakt, że odesłała ją z jednej klatki do drugiej, różniącej się wyłącznie tym, że ta akurat była ze złota, lecz zanim zdążyła sięgnąć do kieszeni, a także otworzyć usta, dając upust frustracji, w drzwiach stanęła Duval, boleśnie ściągając ją na ziemię. Przez te kilka, ostatnich godzin podróży, nie zmrużyła oka, a mimo to czuła się przytomniejsza, niż po regeneracyjnym śnie. Po woli obróciła się w stronę Clarissy, wyłączając wyświetlane dane.
- Wystarczą najpotrzebniejsze rzeczy spakowane do podręcznego bagażu - odparła, grzbietem dłoni ocierając z twarzy resztki zamyślenia.
A także wilgotny ślad po pojedynczej, samotnej łzie.

@Mistrz Gry
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

3 wrz 2023, o 22:38

Jeśli Clarissa dostrzegła jakiekolwiek emocje na twarzy Fel, które mogły ją zdziwić, nie dała tego po sobie poznać. Żwawo przytaknęła na jej odpowiedź i przełączyła coś w swoim omni-kluczu, zapewne wzywając jakiegoś żołnierza, by ten podręczny bagaż zabrał i Fel nie musiała go nosić.
- Dobrze. Kapitan przyśle tutaj kogoś, kto zabierze bagaże - potwierdziła, załatwiając tę prostą rzecz w chwilę. - Doktor Evans czeka już przy śluzie. Ma przy sobie bardzo dużo bagażu, ale z tego co widziałam, jest on głównie sprzętowy.
Wycofała się do korytarza po skinieniu głową, dając Iris przestrzeń, by ta mogła się przygotować do wyjścia. Dziesięć minut wydawało się zaledwie mrugnięciem oka w porównaniu z dwudziestoma godzinami, które spędziła jak na razie na pokładzie nowej korwety w podróży kosmicznej. Minęło jak z bata strzelił i Duval z powrotem stanęła w drzwiach jej kajuty, już przygotowana do drogi. Na ramiona narzuciła sobie lekką marynarkę, która wydawała się pełnić funkcję głównie dekoracyjną. Doktor Evans odnalazły przy śluzie, odziana była grubą, puchową kurtkę i miała przez szyję przewieszoną maskę tlenową.
Fel za to była odziana w pancerz.
- Lądujemy w cywilnym porcie. Czy powinniśmy spodziewać się surowych warunków? - zaniepokoiła się Clarissa, patrząc na to, że nawet doktor Evans była lepiej przygotowana na potencjalną kosmiczną pustkę niż ona. Czasu jednak nie było - korweta osiadła miękko w wyznaczonym jej doku, a zielona kontrolka zaświeciła się w śluzie, umożliwiając im przejście do komory dekontaminacyjnej.
Colour City powitało ich stosunkowo skromnie. Jak wszystkie miasta założone na księżycu, położone było głęboko w kraterze a sztuczna atmosfera w środku trzymana była w okowach przez przeszkloną kopułę. Dok był przestronny, choć nieco ciemny za sprawą braku okien na zewnątrz. Przypominał zwykły hangar, bez żadnych dekoracji czy widoków. Metalowa puszka, która wydawała się zupełnie pusta - a jednocześnie nie była.
- Radno Fel - ciepły, męski głos dobiegł kobietę z boku śluzy, przy której czekała jedna osoba. Clarissa aż podskoczyła za jej plecami, przestraszona dźwiękiem wydanym przez osobę, której wcześniej nie zauważała w półmroku. Doktor Evans napięła się w oczekiwaniu.
Do kręgu rzucanego przez wnętrze śluzy światła wsunął się jego właściciel. Na samym początku Fel zauważyła jego pancerz. błyszczący, granatowy, od razu pokazał jej, że patrzyła na żołnierza Przymierza. Był lekko zmodyfikowany, lżejszy niż inne, co sugerowało jej, że nie miała do czynienia ze zwykłym piechurem. Hełm przytroczony miał do pasa, w którym tkwiła strzelba i ciężki pistolet. Na jego ramieniu wymalowane odznaczenia oraz jego stopień.
Mężczyzna był stosunkowo młody. Jego ciemne blond włosy odznaczały się w ciemności hangaru, podobnie jak gęsty zarost i jasna cera. Najwyraźniej lekko zaskoczony reakcją, którą wywołał, wyglądał na nieco zmieszanego przerażeniem Duval. Widząc jednak, że Fel nie spogląda na niego z przerażeniem i jest skłonna wyjść z korwety, wyprostował się jak struna.
- Porucznik sztabowy James Ashford - zasalutował, jak gdyby Fel była admirałem Przymierza, który właśnie uraczył go swoją obecnością. - Trafiliście na piękną pogodę. Transport do Ilercu już czeka.
Clarissa obejrzała się dookoła krytycznie. Ściany hangaru niezbyt reprezentowały piękno pogody. Kobieta ostrożnie wyściubiła nos ze śluzy i natychmiast zaczęła zapinać swoją marynarkę. Jej oddech zmieniał się w parę w zimnym powietrzu, którego Fel nawet nie czuła dzięki pancerzowi.
- W hangarze niezbyt to widać, poruczniku - zauważyła trzeźwo, a on uśmiechnął się krzywo w odpowiedzi.
- Na zewnątrz też nie - odrzekł, odsuwając się lekko, by zrobić im miejsce u wyjścia ze śluzy. - To księżyc.
Doktor Evans parsknęła śmiechem, wymijając Clarissę w przejściu i owijając się swoją puchową kurtką.

@Iris Fel
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

3 wrz 2023, o 23:14

Grubym murem odgrodziła się od wszystkiego, co dotknęło ją, gdy zagłębiła się w danych. Obecność Duval była dodatkową motywacją, aby wyrwać się z objęć wspomnień. Uciekających myśli, próbujących z jej uporem i za wszelką cenę utrzymać dotychczasowe wyobrażenia w całości. Zaprzeczyć, że przed momentem nie legły one niczym domek z kart.
- Zakładam, że nie będzie problemu, aby przysłać coś ze statku do instytutu - dodała jeszcze, na odchodnym, spojrzeniem ogarniając nietknięte i nierozpakowane walizki. Gdzieś z tyłu jej głowy, pojawiła się myśl, czy Clarissa zdoła przetransportować wszystkie stroje, których nie pomieściła szafa w gościnnej kabinie, pytanie jednak zachowała dla siebie. Będzie miała niespodziankę, gdy spotka się z kobietą w kwaterach mieszkalnych instytutu.
Dziesięć minut wystarczyło jej, aby się odświeżyć, a także przebrać w standardowy pancerz, jeden z wielu obecnych na korwecie. Jej wizyta na Lunie nie była służbowa, nawet, jeżeli Przymierze, a także Rada zadbały o niezbędną dyskrecje, Fel zdecydowanie mniej rzucać będzie się w oczach ubrana jak członek załogi, która właśnie wylądowała w lokalnym porcie, niż cywil przemykający gdzieś poza spojrzeniami lokalnych funkcjonariuszy.
Widząc niepewną minę Clarissy, kiedy we trójkę stały przy śluzie, posłała asystentce uspokajający uśmiech.
- Co najwyżej grożą nam minusowe temperatury - odparła, robiąc pierwszy krok do wąskiej przestrzeni dekontaminacji.
A więc to już. Byli na Lunie. Ostatnia prosta dzieliła ją od instytutu oraz odpowiedzi, na które musiała cierpliwie czekać przez ostatnie, kilka dni.
Zadarła głowę patrząc na wielką, szklaną kopułę ponad nimi od razu po tym, jak opuściły korwetę. Pamiętała słowa, który Neil Amstrong wypowiedział, gdy jako pierwszy członek stawał na księżycu. Widziała te czarno-białe ryciny zgrane na widy dla potomnych, tylko chwilę zastanawiała się, czy Amstrong choćby śnił o tym, jak teraz wyglądał księżyc, po którym stawiał pierwsze, wielkie kroki dla ludzkości, gdyż głos mężczyzny przyciągnął jej uwagę. Nie zareagowała tak panicznie, jak Duval, aczkolwiek jej dłoń sięgnęła automatycznie do magnetycznego paska, przy którym jednak nie miała doczepionej broni.
Omotała sylwetkę w pancerzu Przymierza uważnym spojrzeniem, pierwsza ruszyła w stronę mężczyzny, zatrzymując się dwa, może trzy kroki od Ashforda. Jego nazwisko, brzmiało obco, mimo to powtórzyła je w myślach, szukając powiązań i skojarzeń.
- Powinniśmy darować sobie tytuły, poruczniku - zasugerowała. Nie ufała temu miejscu i nie było to nic osobistego. Żadna potwarz dla Przymierza, czy też osobisty zarzut względem Jamesa. Nauczona doświadczeniem, Radna spodziewała się uszu wszędzie. Nawet w doku w cywilnym porcie, gdzie jej obecność nie zostanie nigdy oficjalnie odnotowana.
- Czy okolica, którą będziemy jechać, jest równie piękna i malownicza? - to Księżyc mógł być uniwersalną odpowiedzią na najprawdopodobniej większość ich pytań, a jednak dała mu szansę na bardziej rezolutny odzew. Stanęła obok Clarissy, jeżeli kobieta potrzebowała chwili, aby zebrać się w sobie, zamierzała jej ją dać, szykując swoją maskę tlenową. Czymkolwiek nie mieli jechać, szczerze wątpiła, czy była na to gotowa.
A tym bardziej Duval.

@Mistrz Gry
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

3 wrz 2023, o 23:31

Wnętrze hangaru było zimne, puste i nie nastrajało pozytywnie, a jednak twarz Ashforda miała dość optymistyczny wyraz. Musiał być przystosowany do tego otoczenia, w przeciwieństwie do Duval, która wydawała się być nieco oburzona - tym, co zastała po drugiej stronie śluzy, lub własnym brakiem przygotowania na to wszystko, czego mogła się domyślić, lub sobie jakoś wyobrazić.James przytaknął na jej propozycję pominięcia wojskowych stopni i politycznych tytułów, choć wydawał się tym lekko zaskoczony. Obrócił się do nich bokiem, wskazując podbródkiem drzwi prowadzące na zewnątrz.
- Ależ oczywiście. Nasza wycieczka ma charakter krajobrazowy - odpowiedział rzeczowo i tylko uniesiony przez niego kącik ust wskazywał o sarkazmie. - W naszym planie widnieją szare góry, szare równiny i szare doliny. Będą panie zachwycone.
Odchrząknął, dostrzegając bagaże, które jeden z załogantów mościł w śluzie. Przyglądał się pojawiającym się paczkom, z początku nie pokazując po sobie zaskoczenia, lecz gdy któraś z ciężkich skrzyń z hukiem wylądowała na szczycie sterty większej niż Evans i Duval razem wzięte, jego brew powędrowała w górę.
- Lekko się spakowałyście, muszę przyznać - zauważył sarkastycznie, a gdy jego wzrok przesunął się po sylwetce Clarissy, na moment zatrzymując na butach na obcasie, przez jego twarz przemknęło rozbawienie, które udało mu się stłumić. Zamiast tego, dyplomatycznie zwrócił się do asystentki. - Moim rozkazem jest przetransportować radną Fel do Ilercu przy zachowaniu maksymalnej dyskrecji. Nasz pojazd naziemny jest jeden i może pomieścić czwórkę pasażerów, ale patrząc po ilości towaru, bagaże wypełnią większość przestrzeni załadunkowej.
- Rozumiem, co macie na myśli, poruczniku - odezwała się natychmiast Clarissa, bardzo chętnie. - Oczywiście, poczekam. Niech pan zawiezie najpierw radną oraz doktor Evans...
Gdy Duval wycofywała się w stronę śluzy, która była ciepła i przyjazna, Evans rozejrzała się zakłopotana.
- Mój sprzęt jest bardzo wrażliwy, radno Fel. Wolałabym osobiście przypilnować jego transportu, jeśli to nie jest problem - poprosiła, wskazując na stos skrzyń. - Może zabierzecie bagaże osobiste mnie, pani Duval oraz pani, radno Fel, i pojedzie pani w pierwszym rzucie?
- Myślę, że to nierozważne. Radna Fel nie powinna jechać sama - wtrąciła się Duval. - Poruczniku Ashford, czy na zewnątrz czeka na nas oddział, zgodnie z moją prośbą?
James westchnął lekko, jakby cała wymiana zdań i szafowanie miejscami w aucie tworzyła chaos, w którym powoli zaczynał się gubić.
- Uzbrojony oddział wyjeżdżający na skrawek pustego miejsca na punkcie Księżyca nie jest zbyt dyskretny, pani Duval - odrzucił cierpliwie. - Droga, która nas czeka, jest nudna i prosta. Jesteśmy w sercu Gromady Lokalnej i mogę zapewnić panią, że ani jeden włos nie spadnie z głowy radnej Fel.

@Iris Fel
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

4 wrz 2023, o 06:59

Raz, na samym początku tej dyskusji, pozwoliła sobie zauważyć, że wszyscy tu obecni zgodzili się, aby pominąć tytuły i nie zwracać się do niej vel Radno na każdym kroku w sposób, w którym można byłoby zakładać, że robią to po to, aby upewnić się, że Ci, którzy zwróciliby na nich uwagę, na pewno usłyszeliby kim jest.
Musiała jednak odpuścić, słysząc, że w toku dyskusji oraz ustaleń, każdy - łącznie z Clarissą - nie mówi o niej i do niej inaczej, niż oficjalnym tytułem. Z jednej strony, budziło to podziw, że Duval w tak ekstremalnych warunkach jak na swój dotychczasowy komfort nawet się nie zająknęła, z drugiej skłaniała się ku rozbawieniu za sprawą uporu maniaka, który temu towarzyszył.
Jej oczy uśmiechnęła się, gdy napotkały spojrzenie Ashforda. Podobnie jak mężczyzna, Iris również przestawała nadążać za ustaleniami odnośnie ich podróży, konfiguracje komplikowały się z każdą kolejna propozycja usadzenia choć wydawałoby się to takie proste biorąc pod uwagę ilość miejsc i pojemność luku bagażowego. Nikt jednak nie był gotowy na suknie Clarissy oraz sprzęt medyczny doktor Evans. Chwilę zachowywała się tak, jakby jej wcale tam nie było, pozwalając obu paniom przerzucać się propozycjami; jej spojrzenie, wędrowało po - bez zaskoczenia - szarym hangarze. Faktycznie był tylko Ashford. Niepozorny porucznik sztabowy. Miał zapewnić bezpieczeństwo jej, nie Duval czy doktor Evans. Westchnęła w duchu, zduszając paranoiczny głos, który momentalnie pochwycił tę myśl.
- Dobrze, że związałam włosy, bo inaczej wiatr porwałby już kilka... - wtrąciła, przerywając gorącą dyskusję na temat kolejności, ze wszystkich słów, które padły, skupiając się wyłącznie na tych pojedynczych i pozornie bez znaczenia.
Z małym ukłonem ku ich nadawcy.
- Czy w transporcie czeka kierowca? Jeżeli tak, pierwsze jadą Panie oraz bagaż doktor Evans. Jeżeli Pan jest i naszym przewodnikiem, i kierowcą, pojedzie nasza dwójka oraz bagaże, a po dwie Panie się Pan wróci. Nikt nie będzie w pojedynkę czekał w śluzie - postanowiła, dając Jamesowi zawężony wybór. Albo właśnie teraz odprowadzi Clarisse i doktor Evans do pojazdu, albo weźmie tylko ją i całe bagaże. Mogła argumentować swoje życzenie, najważniejszym było jednak to, że w tej konkretnej chwili to nie ona, w neutralnym pancerzu na powierzchni księżyca, rzucała się najbardziej w oczy, tylko nieubrana na podróż Duval oraz obładowana doktor Evans. Oczywistym było więc, że musiały się rozdzielić.
Poza tym, ktoś tu obiecał jej opowieści na temat szarych gór, szarych dolin i nie mniej szarych kraterów. Ufała, że były one na tyle długie i ciekawe, aby zająć jej czas, gdy czekać będą we dwoje na powrót transportu.

@Mistrz Gry
Ostatnio zmieniony 5 wrz 2023, o 15:21 przez Iris Fel, łącznie zmieniany 1 raz.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

5 wrz 2023, o 15:16

Kobiety umilkły natychmiast, gdy Fel zaczęła się odzywać, co dość wyraźnie pokazałoby każdej osobie z zewnątrz, kto w tej grupie wydawał polecenia pozostałym - i nie była to elegancko ubrana Duval czy opancerzony oficer, a osoba w niepozornym pancerzu. Nie miała na sobie ubrania galowego, ani nie wyglądała jak zawsze, gdy przygotowywano ją do publicznych wystąpień, lecz każdy znajdujący się w jej pobliżu doskonale zdawał sobie sprawę z tego, kim była.
Ciężko stwierdzić, kto bardziej trzymał się utartego schematu zwracania się do niej w oficjalny sposób. Być może żołnierz nie czuł się komfortowo w przechodzeniu na ty gdy Clarissa w tak ostentacyjny sposób utrzymywała język formalny, nieświadom był bowiem tego, że kobieta miała to już w zwyczaju. Być może była to w niej zbyt dogłębnie zakorzenione, a może uważała za ważnym utrzymywanie statusu, który otaczał radną oraz jej świtę - nawet, jeśli Fel nie widziała w tym takiej potrzeby.
- Jest pani zdana na mnie, niestety - odpowiedział, pół żartem, pół serio, gdy spytała go o kierowcę. - Ale obiecuję, że posiadam ważne prawo jazdy. Chyba.
Clarissa skrzętnie wycofała się do środka, a doktor Evans przez chwilę wpatrywała się to w kobietę, to w porucznika, nim westchnęła lekko. Opatulona swoją puchową kurtką, ruszyła z powrotem do śluzy, rozumiejąc dość dobrze aluzję i swoje miejsce w szeregu.
- Liczę na pana, poruczniku Ashford - ostrzegła go Duval z przejścia. W swojej marynarce, surowym spojrzeniu i wysoko spiętym koku wyglądała jak opiekunka, która powierzała cenne życie w ręce innej osoby i nie była do końca zadowolona z tego, że przed ich korwetą nie stała teraz cała żandarmeria. - Radno Fel, przybędziemy z doktor Evans następnym transportem.
Kobiety ukłoniły się jej nisko. Zza ich pleców, dwójka żołnierzy odzianych w pancerze chwyciła za kilka skrzyń, zabierając się do przeładunku. Duval nie pozwalała sobie zamknąć śluzy mimo tego, że zamarzała, nie chcąc zamykać drzwi przed nosem Iris. Czekała, aż ruszą w stronę wyjścia i dopiero gdy dotarli do wyjścia z hangaru, Fel zauważyła, że śluza wreszcie się przymknęła. Obrazek Drzwi wypuściły ich na jasno oświetlony korytarz, którego jedna ze ścian była w pełni przeszklona. Widok był czarujący - za oknem w najbliższym polu widzenia nie czekało nic poza wyrównaną, powierzchnią krateru. Wyglądało na to, że znajdowali się na obrzeżach miasta, na lekkim wzniesieniu - kopuła powyżej była dość blisko, musieli więc znajdować się wysoko. Oznaczało to również, że wysoko w górze, na czarnym, kosmicznym niebie, znajoma planeta mrugała przyjaźnie do Fel, witając ją na powierzchni swojego satelity.
- Pani towarzyszka wydaje się niezbyt ufna - zauważył Ashford dyplomatycznie, wskazując jej drogę do końca korytarza, który leniwie skręcał w łuk. W oddali za nimi, dwójka mężczyzn transportowała prywatne bagaże trzech kobiet.

@Iris Fel
Ostatnio zmieniony 6 wrz 2023, o 13:04 przez Mistrz Gry, łącznie zmieniany 1 raz.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

5 wrz 2023, o 15:51

Uniosła brew, oszczędnie komentując słowa mężczyzny. Istniały inne rozwiązania tej sytuacji, na szczęście dla porucznika, Fel była ugodowa i nie widziała potrzeby, aby dla zasady, zmieniać decyzję Przymierza, które musiały zapaść w związku z jej przybyciem.
Obejrzała się na dwie, stojące w śluzie kobiety, następnie na bagaże w rękach dwóch żołnierzy.
- Dopilnuje, aby dotarły do instytutu w całości - obiecała doktor Evans, mogąc choć w ten sposób uspokoić jej obawy. Chciała dodać coś jeszcze, na końcu języka miała pewne słowa, przestrogę przed straceniem czujności, wyjaśnienie, dlaczego tak ważne było, aby nikt nie czekał w pojedynkę, lecz napotykając spojrzenie oczu Duval, zrezygnowała. Byli tak blisko Ziemi, niepotrzebnie więc podburzałaby tylko ich poczucie bezpieczeństwa. Tym bardziej, że podróż ta obarczona była minimalnym ryzykiem. Włożono wiele przygotowań, aby wszyscy - dosłownie - uwierzyli, że lada moment lądować będzie w porcie w Wielkiej Brytanii.
- Do zobaczenia na miejscu - pożegnała obie krótkim skinięciem, nie chcąc, aby dłużej, niepotrzebnie, tkwiły wystawione na mroźny wiatr. Ruszyła w drogę, którą wskazał jej James, na moment zwalniając, gdy szli obok przeszklonej ściany. Nie interesował ją specjalnie krater, przemknęła oczyma ponad linią na horyzoncie, aby zdecydowanie większą uwagą obdarzyć do bólu znajomą planetę widoczną nawet stąd jasno i wyraźnie.
Była w domu.
Dlaczego więc tego nie odczuwała?
Dlaczego ściskające ją zaniepokojenie nie odpuściło, albo chociaż nie poluźniło swoich szponów, którymi trzymało ją w garści?
Uciekając przed odpowiedziami z obawy, że się jej one nie spodobają, zerknęła na idącego obok niej mężczyznę. Jego równy krok mógł wygrywać cichą melodię, gdy buty stykały się z posadzką.
- Clarissa jest doskonałą asystentką - zaczęła, obserwując kątem oka reakcje Ashforda, który jak dotąd niespecjalnie krył się z własnymi odczuciami i pozwalał z siebie czytać niczym jak z otwartej książki mniej, bądź raczej nie do końca świadomie swojej otwartości. - Dlatego też proszę się nie zdziwić z konieczności złożenia wyjaśnień na minimum trzy strony argumentujące dlaczego jest tu tylko Pan, a nie cały oddział mający gwarantować moje bezpieczeństwo - w tym pół żartem, pół serio zdecydowanie przeważało serio, dlatego też po kilku uderzeniach serca niepokoju, które pozwoliła mu celowo odczuwać, Fel dodała łagodniej.
- To nic osobistego. Nie znam Pana, ale zakładam, że nie został Pan wysłany tutaj z łapanki... Prawda? - kąciki jej ust drgnęły, utrzymując żartobliwy ton, gotowy wytknąć mu każdą panią i inną radną, gdyby teraz też chciał się trzymać formalności. Z dala od czujnych oczu Duval.
- Jest to jednak coś nowego. Coś, co na Cytadeli, czy w innych miejscach nie było normą. Ale też powód mojej obecności nie jest sztampowy. Proszę powiedzieć, że chociaż z tym prawem jazdy Pan nie żartował i naprawdę umie prowadzić to coś, czym będziemy jechać. Albo, że pojazd ma świetnie wspomagane, najlepszego asystenta pasa ruchu i potrójne bariery chroniące przed rozbiciem się o krater - wyliczała głośno i wyraźnie.
- Czy czeka na nas Mako? - dopytała jeszcze w korytarzu. Nie miała najlepszych wspomnień z ludzkim łazikiem, duma jednak nakazywała zagryźć zęby, gdyby okazało się, że właśnie taką sztuką, bądź wariacją na temat tego modelu, przyjdzie im pokonać odległość dzielącą ich od instytutu.

@Mistrz Gry
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

6 wrz 2023, o 13:30

Korytarz wiodący od hangaru skręcał lekko, przez co nie mogła dojrzeć jego końca gdy szli do przodu. Ashford utrzymywał sprawne, szybkie tempo, dzięki czemu ich droga nie miała potrwać zbyt długo, lecz przez cały ten czas towarzyszył im odległy widok Ziemi i wpadające do środka, odbite światło słoneczne. Przeszklone pasmo ciągnęło się wzdłuż całej ściany, wbudowane w wytrzymałą strukturę.
- Nie wątpię - dodał ostrożnie, jakby na wypadek, gdyby Fel odebrała jego słowa w opatrzny sposób. Uśmiechnął się lekko, słysząc, gdzie na granicy żartu a serio padały jej słowa. - Czy mam przedstawić swoje portfolio? Obawiam się, że moje medale zostały na Ziemi w materiałowych kasetkach. Moja matka lubi je wieszać na ścianie.
Podobny, żartobliwy ton zabarwił jego głos, przez co nie mogła wiedzieć, co z tego, co mówił, było prawdą, a co nie. Medale zwykle przypinano do mundurów galowych, ale James nie do końca w takowym się teraz znajdował. Na pancerzach nie było miejsca na odznaczenia za wybitne osiągnięcia w boju.
- Jestem znajomym doktor Shaw - wyjaśnił, tym razem na poważnie. Na końcu korytarza natrafili wreszcie na prosty odcinek i kilka par drzwi migało do nich z daleka. - Zaprosiła mnie na Lunę osobiście i to ona wysłała mnie po panią.
Ashford wybrał trzecie z pięciu drzwi, tkwiących na wewnętrznej ścianie korytarza w równych odstępach. Wyszli do równie ciemnego i pustego hangaru, jak poprzedni, lecz ten był wielokrotnie mniejszy. Na jego środku większość miejsca wypełniał pojazd terenowy, do złudzenia przypominający jedne z nowszych Mako, które nie były Fel obce.
- Ma pani swoją odpowiedź. Zmodyfikowana wersja M38 Mako, przystosowana do przewożenia towarów i personelu w niegościnnych warunkach - wskazał na pojazd, który pojawił się nim zdążył udzielić jej odpowiedzi na pytanie. - Na Lunie mówimy na niego Łazik.
Łazik nie wyglądał na nowy, ale to szorstkie otoczenie mogło go tak postarzać. Ashford wyprzedził ją nieco, podchodząc do ogromnego luku bagażowego, który otwierał się w przeciwieństwie do wojskowego oryginału, przystosowanego do przewożenia wyłącznie małych oddziałów naziemnych i walki. Pojazd zareagował na jego omni-klucz, gdy ten znalazł się w pobliżu i otworzył przestrzeń bagażową od tyłu.
- Nie ma świetnego wspomagania, ani asystenta. Tak naprawdę, jest trochę wadliwy. Gdy najedzie się na kamień, czasem aktywują się silniki odrzutowe - odrzucił do niej przez ramię, zupełnie niewinnym głosem, w którym wyczuwała odrobinę rozbawienia. - Na szczęście na Księżycu nie ma w ogóle kamieni.
Gdy dwójka żołnierzy przytroczyła ich bagaże osobiste, odebrał jedną paczkę po drugiej i zajął się umieszczaniem ich w luku bagażowym. Było ich na tyle dużo, że jedna z toreb Clarissy spoczęła na wolnym miejscu dla pasażera, na siedzeniu z tyłu, bo nie mieściła się już w bagażniku.
- Bywała już pani na Lunie? - zagadnął, gdy dwójka mężczyzn zasalutowała jej na pożegnanie, a on z hukiem zamknął bagażnik.

@Iris Fel
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

6 wrz 2023, o 18:51

Starała się iść prosto i patrzeć przed siebie, nie ważne jednak, ile sił oraz uporu włożyła w te proste polecenia, prędzej - zdecydowanie nie później - jej spojrzenie i tak uciekało w stronę słońca, które wlewało się promieniami do przeszklonego korytarza, sprawiając, że musiała mrużyć oczy kiedy próbowała zerknąć na Ziemię i porównać, czy z nowej perspektywy nagle wygląda tak samo. I nadal budzi te same neutralne emocje. Zdecydowanie nie tak wyobrażała sobie księżyc, aczkolwiek musiała przyznać, że w stacji wybudowanej na jej powierzchni czuć było, że była ona pierwsza. Że stanowiła zapowiedź początku, czegoś nowego i wielkiego.
Preludium do wylądowania na Cytadeli, z której właśnie przybyła.
Chrząknęła, trzymając mężczyznę przez moment w niepewności. Otwarcie lustrowała jego twarz, Iris niespecjalnie kryła się z faktem, że może nie patrzyła się Ashfordowi na ręce, lecz w jego oczy już jak najbardziej.
- Układa z nich kompozycje? - odparła, jakby faktycznie interesowało ją, czy odznaczeń otrzymał w czasie swojej służby na tyle, aby teraz tworzyć z nich wymyślne wzory na ścianach.
- Rozumiem - dodała, gdy przechodziła przez otwarte przez mężczyznę drzwi prosto do zaciemnionego hangaru. - Ufam doktor Shaw, pozwolę sobie więc na kredyt zaufania wobec Pana - ucięte zdanie aż prosiło się, aby wybrzmiało jeszcze nie zawiedź go łamanie na mnie lecz żadne więcej słowa nie padły. Przynajmniej nie w odniesieniu do tego, co zdradził na temat swojej obecności w porcie kosmicznym.
Zamrugała, gdy czujki wyłapały ich ruch i rozświetliły wnętrze, ukazując pojazd, który Fel obawiała się znaleźć w środku. Obdarzyła Mako sceptycznym spojrzeniem, prześlizgując się po detalach oraz śladach użytkowania.
- Łazik w odniesieniu do pojazdu, który samoczynnie uruchamia silniki odrzutowe to albo żart wyższego stopnia, albo co najmniej średnie nieporozumienie. Był jakiś lokalny konkurs na nazwę suto zakrapiany alkoholem na gali ogłoszenia zwycięzców? - zerknęła do luku bagażowego, aby upewnić się, że żołnierze spełnili prośbę doktor Evans i ułożyli jej bagaże tak, aby w trakcie podróży, nie było szans na radosne ich przemieszczanie. Podziękowała dwójce mężczyzn, z rozpędu odpowiadając na ich gest w sposób podobny; gdyby ktoś jednak obserwował ich z dyskretnej odległości, być może odnotowałby fakt wojskowych manier gości i dał się zmylić.
- Prawdę mówiąc jestem tutaj po raz pierwszy. Raz, statek, którym podróżowałam zatrzymywał się w porcie na księżycu, ale był to na tyle krótki i nieplanowany postrój, że nie schodziłam z pokładu. Może się Pan wczuć w przewodnika po szarych dolinach i szarych wzgórzach - odsunęła się, pozwalając, aby James otworzył przed nią drzwi i przytrzymał je, kiedy będzie wsiadać. Nie potrzebowała tego, nie było to nic, z czym Fel nie poradziłaby sobie w pojedynkę, aczkolwiek odrobina przekory i więcej żartem niż serio wydawała się jej w tym konkretnym momencie niegroźna.

@Mistrz Gry
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

8 wrz 2023, o 21:02

Nikt nie przeszkadzał im w drodze z hangaru do małego garażu, w którym czekał na nich pojazd. Ewidentnym było, że zapewniono im prywatność - czy też specjalnie, za sprawą bezpośredniego polecenia Przymierza, czy też umieszczając ich na samym końcu portu, gdzie nie dopuszczano ludności cywilnej i personel był okrojony.
- Ależ oczywiście. Układa z nich logo Przymierza - odparł z powagą na jej pytanie o kompozycję, jakby był to rzeczywisty temat dyskusji, a nie jedna anegdotka.
Towarzyszący im tragarze szybko się ulotnili, podczas gdy Ashford ładował bagaże do wnętrza pojazdu. Doktor Evans wyraziła chęć zaopiekowania się swoimi wrażliwymi bagażami we własnej osobie, więc przewozili wyłącznie torby z rzeczami osobistymi i mniej delikatne przedmioty. Zmieściły się w luku bagażowym, lecz torby Duval musiały trafić na tylne siedzenie.
- To był taki żarcik, radno Fel - uspokoił ją Ashford. - Silniki nie włączają się samoczynnie - dodał, zatrzaskując drzwi do luku bagażowego, po czym pod nosem dodał: - zwykle.
Gdy wspólnie obeszli pojazd, James otworzył przed nią drzwi automatycznie, odruchowo i dopiero gdy umościła się w środku, pozwolił im się zamknąć. Wnętrze tego modelu Mako było nieco wygodniejsze niż to, do którego przywykła. Fotele były obite miękkim materiałem, który pewnie doceniłaby gdyby nie miała na sobie pancerza. Miał nawet standardowe pasy, które Ashford polecił jej zapiąć dla własnego bezpieczeństwa.
- W takim razie miło mi będzie być pani przewodnikiem - uśmiechnął się, zatrzaskując drzwi za sobą gdy zajął miejsce kierowcy po jej lewej stronie. Systemy Mako rozbłysły rozpoznając jego omni-klucz, a gdy musnął tablicę rozdzielczą urządzeniem, silnik warknął przy aktywacji, a pojazd zadrżał. - Obiecuję, że nie będzie się pani nudzić.
Drzwi garażu otworzyły się leniwie, uchylając im widok na kamienistą powierzchnię Księżyca. W górze nie było błękitnego nieba, na którym mogłaby zawiesić wzrok. Nie było nic poza bezmiarem gwiazd na atłasowym nakryciu.
Wyjechali na kamienistą i grząską drogę, lecz ogromne koła Mako radziły sobie bez żadnego problemu. Ich droga była stosunkowo mało urozmaicona - tak jak obiecywał, mijali szare doliny i wzniesienia, które Ashford komentował barwnymi opisami. Czasem mijali stacje pomiarowe i małe centra badawcze, jasne na tle ciemnej powierzchni i na ich temat również miał coś do powiedzenia.
- O, a tam daleko wciąż tkwi flaga Stanów Zjednoczonych. Pamięta pani pierwsze lądowanie na Księżycu? - rzucił, wskazując jej jakieś wzgórze, ale nie była w stanie dostrzec z tak daleka tej flagi. - Nie dziwię się obcym, że tak na nas łypią. W tak krótkim czasie dokonaliśmy tego, do czego oni zbierali się stulecia.
Uśmiechnął się lekko. W tle grało radio, na tyle głośno by wypełniać ciszę, na tyle cicho by nie być inwazyjne ani nie wypełniać wnętrza pojazdu żadną, konkretną melodią - jedynie szumem muzyki.
- Jak się pani czuje? - spytał, ni stąd, ni zowąd, gdy wyjechali na płaskowyż i nawet dla niego zabrakło elementów charakterystycznych, które mógłby skomentować.

@Iris Fel
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

8 wrz 2023, o 21:47

- ... Jak? - wyrwało się jej, nim doszedł do niej sens słów mężczyzny. Parsknęła, jakby faktycznie oczyma wyobraźni mogła zobaczyć niecodziennie ozdobioną ścianę z medalami zawieszonymi tak, że gdyby cofnąć się pod przeciwległy kąt pokoju i przymknąć jedno oko, to drugie, z wadą wzroku, dopatrzyłoby się symbolu Przymierza ułożonego z orderów i innych, wojskowych odznaczeń.
Jeżeli pani Anshford faktycznie wciąż żyła na Ziemi, czy inne stacji, musiała być barwnym ptakiem wartym nie jednej opowieści. Ale te, postanowiła pozostawić na inne okoliczności przemierzania stacji na księżycu w towarzystwie pojedynczego żołnierza Przymierza. Prawdę mówiąc, dopiero tu i teraz, gdy stali w hangarze, a Ashford zatrzaskiwał bagażnik Mako, zdała sobie sprawę, że nie poprosiła Jamesa o wylegitymowanie się. Widząc go w pancerzu Przymierza, wiedzącego na kogo i po co czeka, swobodnie idącego obok członków załogi jej korwety, z góry założyła, że jest tym, za kogo się podaje. Na słowo honoru. Ostatnio, gdy bez zająknięcia weszła na statek kogoś, komu zaufała, odleciała w stronę Korlusa.
Głośnym syknięciem w myślach uspokoiła paranoiczne głosy. Znał doktor Shaw. W ostateczności, rozkwasi jego twarz z wilczym uśmiechem o kierownice. Założenie to, uspokoiło ją na tyle, aby nie dać po sobie poznać zawahania, gdy jednym, zgrabnym susem, zasiadła na fotelu pasażera, puszczając drzwi i pozwalając je mężczyźnie zamknąć.
Kiedy Ashford obchodził pojazd, aby wsiąść za kierownice, przelotnym spojrzeniem ogarnęła wnętrze Mako. Brak czegokolwiek charakterystycznego oraz odzew pojazdu na omni-klucz Ashforda wzięła za dobry omen.
- Zamierza Pan dać mi poprowadzić, czy udać, że wcale niespecjalnie aktywował te sławne silniki odrzutowe, gdy wjedziemy na pierwsze wzniesienie? - odparła, rozsiadając się wygodniej, na tyle, na ile pozwalały pasy bezpieczeństwa.
Spojrzała przez szybę na otwierające się bramy garażu. Powierzchnia księżyca nie przyciągnęła jej wzroku, ale niebo ponad nimi jak najbardziej - skakała spojrzeniem po gwiazdach, które była w stanie rozpoznać. Szukała znajomych konstelacji, w duchu powtarzając niektóre nazwy. Słuchała Ashforda, aczkolwiek nie zawsze patrzyła tam, gdzie akurat znajdował się cel fragmentu opowieści.
- Brakuje mi tego na Cytadeli. Widoku gwieździstego nieba w naszym układzie. Jest... uspokajający - dodała po kilkusekundowym, nie dłuższym nie dwa uderzenia serca, namyśle. Być może w ogóle nie zwrócił uwagę na szukanie właściwego słowa.
Jakby sama próbowała się do niego przekonać.
Przytuliła policzek do zimnego szkła, spojrzeniem szukając wetkniętej w twarde podłoże księżyca flagi Stanów Zjednoczonych. Zmarszczyła nos, niezadowolona, że była zbyt daleko, aby ją wypatrzyć.
- Mój ojciec miał vid z nagranym lądowaniem Amstronga i jego pierwszymi, wypowiedzianymi słowami, które chyba zna każdy. Zastanawiał się kiedyś Pan, co Pan by powiedział, gdyby był pionierem i odkrywał nowe planety? - wróciła spojrzeniem do Jamesa na tle smutnie szarych dolin.
Zacisnęła usta, pytanie, być może podyktowane dobrą wolą, dla Fel brzmiało podejrzliwie. Na co dzień nikt ją o to nie pytał, dlaczego więc dopiero co poznany żołnierz, miałby na uwadze jej samopoczucie?
- To podchwytliwe pytanie, poruczniku? Powinnam o czymś wiedzieć? Poza bodyguardem i szoferem, jest Pan psychologiem? Lekarzem? Innym naukowym pracownikiem instytutu? - polityka wykluczyła już wcześniej.

@Mistrz Gry
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

13 wrz 2023, o 20:35

Mako mknęło naprzód, nic nie robiąc sobie z kamienistego lub piaszczystego podłoża. Gdyby Fel sprawdziła swój omni-klucz, połączony z siecią lokalną, zauważyłaby, że zmienił się czas na jej zegarku - na Księżycu wciąż ranek. Nie widziała tego jednak na własne oczy - nie było tu nieba, po którego kolorze mogłaby określić, czy był dzień, czy noc. Przez małe okno w Mako widziała wyłącznie błyszczące na tle czerni gwiazdy.
- Z całym szacunkiem, radno Fel, jeśli mam panią dostarczyć cało i zdrowo do ośrodka, to raczej nie wpuszczę pani przed kierownicę - odpowiedział żołnierz, pół żartem, pół serio, gładko prowadząc Mako Księżycowe pustkowie.
Również on wyjrzał przez okno, zerkając na znajome niebo. Widok tych samych gwiazdozbiorów, pod którymi się wychowała, musiał być dla kobiety uspokajający. I on przemknął spojrzeniem po gwiazdach zawieszonych nad nimi, na moment zatrzymując spojrzenie na odległym, Ziemskim globie unoszącym się nad horyzontem.
- Pewnie docenia go pani bardziej, będąc z daleka - odrzekł. - Ja stacjonuję na Ziemi i tu wracam pomiędzy misjami. Dla mnie to chleb powszedni.
I ona, jeszcze nie wiedząc, że czeka ją przyszłość w fioletowej Mgławicy Węża, musiała w pewnym momencie swojego życia traktować to, co widziała zadzierając głowę w górę, za pewnik - jak większość osób urodzonych na Ziemi. Zatłoczona planeta była jednocześnie przepełniona ludźmi, którzy zrobiliby wszystko, by móc zamienić się z nią miejscem i otrzymać jakiekolwiek lokum na Cytadeli. Na wyjazd jednak nie było stać tych najmniej uprzywilejowanych.
- Mój ojciec walczył w wojnie pierwszego kontaktu - odpowiedział, odwracając ku niej głowę i uśmiechając się krzywo. - Nie wspomina tego najlepiej, ale mówił mi o początkach, pierwszej aktywacji odkrytego Przekaźnika i podróży przez niego. Tak, wtedy wszyscy na Ziemi czuli się wspaniale, nawet nie będąc na miejscu.
A później smutna rzeczywistość zweryfikowała ludzki podbój galaktyki.
Gdy wyjechali na pustkowie, w którym na próżno szukać jej było nawet zwykłych stacji badawczych czy anten, mogła spodziewać się, że zbliżają się na miejsce. I.L.R.C., lub Ilerc, jak nazywał ośrodek Ashford, był położony pośrodku niczego, co pomagało mu zachować anonimowy status. Wkrótce czubek staromodnego budynku zaczął wyłaniać się zza horyzontu, widziany przez okna Mako.
- Czy właśnie wytyka nam pani braki kadrowe? - spytał, uśmiechając się pod nosem. - Nie jestem lekarzem ani naukowcem. Za szofera robię, bo lubię, więc zgłosiłem się do tego zadania.
Światła Ilercu jaśniały bardziej niż jakakolwiek gwiazda, gdy zbliżali się do dużego kompleksu. Z zewnątrz wyglądał na pusty i jedynie zewnętrzne oświetlenie, rozświetlające podjazd i wjazd do hangaru, świadczyło o aktywności wewnątrz budynków.
- A wygląda na to, że będę pani nauczycielem - dodał, omni-kluczem posyłając sygnał do bramy wjazdowej, która zaczęła otwierać się przed nimi.

@Iris Fel
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

14 wrz 2023, o 05:36

Parsknęła, tłumiąc cichy, choć perlisty śmiech, który cisnął się na jej ustach. We wnętrzu Mako, dotarłby zapewne w każdy zakamarek, wracając spotęgowany przez echo.
- Następnym razem, poruczniku - odparła gładko, robiąc słyszalny dla ucha nacisk na słowie następnym, podobnie jak on podkreślił raczej. Nie miała na celu łapać go za słówka, aczkolwiek to wyjątkowo wykorzystała skoro James celowo, bądź nie do końca świadomie, sam zachęcał ją za zamkniętymi drzwiami do większego żartem niż serio.
Kiedyś, patrząc w niebo, nie śmiała nawet myśleć o życiu na Cytadele. Miała bardziej przyziemne plany, jak i marzenia. Ukończenie Akademii Przymierza, najprawdopodobniej wojskowa kariera ścieżkami utorowanymi przez jej ojca, a także przyrodniego brata. Wtedy, wydawało się jej, że szczytem byłaby służba medyczna na jednym z flagowych statków we flocie Przymierza.
A potem wszystko - dosłownie - potoczyło się inaczej. Jeden impuls, praktyka w Huercie zmieniająca się w regularną pracę, stanowisko dyrektorskie, wejście w świat polityki z przytupem....
Zamrugała, nie mogąc się oprzeć wrażeniu, jak wiele widzi w odbiciu gwiazd w szybie, do której przyciskała zimny już od opierania się o okno policzek.
- Szybko by Pan za nimi zatęsknił, gdyby spędzał Pan czas pod sztucznym niebem. Nie ważne jak dokładna i misterna jest to projekcja, wszystko, co sztuczne, nie może się równać z prawdziwym obrazem jaki mamy wyryty w naszej głowie - popatrzyła na Anshforda, odruchowo dłońmi łapiąc się fotela, gdy Mako wspinał się na nierówność.
Obejmowała spojrzeniem pustkowia, które pokonywał pojazd, zastanawiając się przez moment czy właśnie tego spodziewała się zastać na Lunie. Nie do końca. Jej wyobraźenia o wiele bardziej zagospodarowały księżyc, być może po drugiej jego stronie, bliżej portu, bardziej na wschód, wznosi się więcej ogólnodostępnym zabudowań. Stacja tętniąca nieustannym życiem, będąc na drodze z oraz na Ziemię. Ale już widok samotnego żołnierza odbierającego ich spod korwety uzmysłowił Fel, że tym razem będzie inaczej.
Jakby mało przesłanek jej stanu zdrowia podkreślało inność oraz odmienność.
- Proszę mi coś opowiedzieć o ośrodku. Nie wygląda jak miejsce, z którego można swobodnie spacerować po księżycu, to jest w ogóle możliwe? Wyjść i pójść na własnych nogach tam, gdzie na przykład wbił Armstrong flagę? - dopytywała, gdy na horyzoncie pojawiła się wiekowa budowla, a sam I.L.R.C. zaczynał nabierać kształtów. Odruchowo, poprawiła się w miejscu. Jakby od jej wyprostowanej sylwetki i ułożonych na kolanach dłoni wiele zależało.
- ... Zgłosił się Pan do tego zadania, czy został poproszony przez doktor Shaw? - przekrzywiła głowę bliżej lewego ramienia, aby widzieć drgające mięśnie na twarzy Anshforda. Jego profil, a także oczy, które napotkawszy jej wzrok, być może także dostrzegły lekki uśmiech, który towarzyszył temu konkretnemu pytaniu.
- Jest Pan biotykiem? - nauczyciel niósł za sobą szerokie znaczenie, Iris nie do końca była zdecydowana, czemu wierzyć. I choć na końcu języka miała kolejne pytanie, o wiek żołnierza, powstrzymała jego wybrzmienie. Był furią? W tym wieku? Zdecydowanie potrzebowała rozmowy z doktor Shaw.

@Mistrz Gry
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

14 wrz 2023, o 15:07

Ośrodek, który Ashford nazywał kolokwialnie Ilerc, z tego co mówiła doktor Shaw był dość dobrze ukrytą placówką Przymierza, choć nie wiedziała czy dlatego, że służył operacjom specjalnym, czy z innych powodów. Przymierze posiadało tysiące, o ile nie dziesiątki tysięcy różnych ośrodków, mniejszych lub większych stacji o wszelakim charakterze i w ich morzu miejsce tego typu bardzo łatwo ginęło na tle pozostałych.
Co stanowiło z niego idealną kryjówkę dla ludzi takich jak ona.
- W teorii w pancerzu może pani wyjść i pójść gdzie tylko pani zechce - odrzekł ostrożnie, a w jego głosie z łatwością wyczuła czyhające ale. - Odległości po prostu są duże, a spacery w pancerzu nie są tak wygodne, jak bez niego. Tempo poruszania się też jest ograniczone. Lepiej wziąć pojazd, taki jak ten.
Wrota bramy otworzyły się przed nimi, wpuszczając ich na terytorium ośrodka. Mako powoli, leniwie ruszyło do środka, kierując się do podświetlonych drzwi hangarowych.
- Ilerc jest bardzo stary. Nie znajdzie pani w nim wygód, które miała pani na Cytadeli. Ma grubo ponad sto lat - westchnął James i, jakby na potwierdzenie tego, drzwi do hangaru zaczęły bardzo powoli się przed nimi otwierać. - Nie jest elegancki ani nawet zbyt wygodny. To metalowa puszka, ale spełnia swoje założenia. No i nikt nie zakłada, że cokolwiek wartościowego tutaj się dzieje, bo nie wygląda na zbyt dofinansowany z zewnątrz.
Co prawda z pojazdu nie widziała obdrapanej farby czy wyraźnych śladów starości obiektu, ale jego budowa faktycznie była nieco archaiczna. Gdy wjeżdżali do środka hangaru, zauważyła, że jego ściany były upstrzone elektroniką, jak w starych vidach wyobrażano sobie śluzy czy stacje dokujące.
Zauważyła też, że w hangarze, mimo zamykanych za nimi drzwi, nie wytwarzano atmosfery. Z pojazdu będą musieli wyjść w hełmach na głowie.
- A czy to istotne? - odparował pytaniem na jej pytanie, uśmiechając się pod nosem.
Sięgnął do tyłu, na tylne siedzenie, z którego zgarnął swój hełm. Mogła uznać, że to był również sygnał dla niej, by zrobiła to samo.
- Brzmi pani na zaskoczoną - zauważył, zakładając hełm na głowę. Zerknął na nią zza przeszklonego wizjera i spostrzegła po jego oczach, że znów uśmiechnął się szeroko. - Nie wyglądam na biotyka?
Gdy założyła hełm na głowę, dobiegł ją syk ulatującego z pojazdu powietrza. Ashford otworzył drzwi do pustego hangaru i wyszedł, obchodząc pojazd by otworzyć je przed nią.

@Iris Fel
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

14 wrz 2023, o 15:29

Tydzień, poprzedzający jej podróż na Lunę, poświęciła przygotowaniom oraz zapoznawaniu się z informacjami, które napływały do niej systematycznie od doktor Shaw częściej, niż jakiekolwiek inne, zawodowe obowiązki. Danych na temat samego ośrodka było niewiele, zawierały właściwie strzępki faktów, bardzo ogólną charakterystykę, nie pozwalającą sobie wyrobić właściwie jakiegokolwiek zdania na temat miejsca, w którym miała spędzić bliżej nieokreśloną przyszłość.
Nie zdecydowała się zabrać ze sobą ekspresu do kawy. Ani nawet kwiarki. Czy to był błąd?
Zadarła wyżej głowę, wymownie zerkając na bramę, która otwierała się przed nimi bez pośpiechu. Jakby wymagała mechanicznej siły kilku ludzi, może w rzeczywistości tak właśnie było?
- Jak dobrze, że po godzinach jest Pan kierowcą. Muszę zapisać do Pana kontakt, jeżeli najdzie mnie ochota na spacer, czy zobaczenie tego historycznego miejsca na własne oczy - dodała, nie pozostawiając w tym jednym, wielokrotnie złożonym zdaniu miejsca na jakiekolwiek ale.
Ani tez na jego sprzeciw.
- Nie przyjechałam do ośrodka pławić się w luksusach. Jestem tutaj w konkretnym celu, o czym Pan, jako mój rzekomy nauczyciel wie najlepiej - nie mogła się oprzeć wrażeniu, że nie powiedział jej wszystkiego. Że w tej niewinnej, lekkiej rozmowie, nie wszystkie karty wylądowały na stole. Postanowiła jednak być cierpliwą, a samemu Ashfordowi dać szansę. Nawet, jeżeli znacznie odbiegał od nauczycieli z Grimssona, a także trenerów z akademii Przymierza.
Powinna spytać go jednak o wiek przy najbliższej okazji. Program, który ukończył. Nie przypominała sobie jego twarzy, ani też tembru głosu, a jednak, istniało niewielkie prawdopodobieństwo, że na pewny, odległym etapie, ich drogi mogły się kiedyś ze sobą przeciąć. I teraz, ponownie zapętlić.
Iris obejrzała się za siebie, wyciągając jedną rękę i sięgając po hełm. Pochyliwszy się w fotelu, na moment podniosła oczy, gdy poczuła na sobie uważniejsze spojrzenie porucznika.
- Prawdę mówiąc nie wygląda Pan jak jakikolwiek żołnierz, który przebywał w moim towarzystwie na co dzień. Proszę to jednak potraktować jak komplement - dodała wspaniałomyślnie, nim nie założyła hełmu pewnie mocując przyczepu, gotowa wysiąść z Mako tu i teraz. Naturalnie, oczekiwała, że Ashford pierwszy opuści pojazd, obejdzie go dookoła i otworzy przed nią drzwi, choć samej nic to jej nie kosztowało.
Chodziło o te cenne, ułamki sekund. Czas, kiedy mogła odetchnąć, będąc sama ze sobą. Po woli oswajając spojrzenie z miejscem, które czuła, że mimo najszczerszych życzeń jej najbliższych współpracowników, nie opuści zbyt szybko.

@Mistrz Gry
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

16 wrz 2023, o 17:14

Ich droga z portu minęła dość szybko, lecz Fel mogła zawdzięczać to nowości swojego otoczenia i kierowcy prowadzącego pojazdem. W praktyce minęła niemal godzina nieustannej, szybkiej jazdy po wybitej w kamienistej powierzchni Księżyca drodze. Wreszcie znaleźli się jednak w Ilercu, który przywitał ich swoim zimnym, niehermetycznym hangarem.
Nie wiedziała, czy kiedyś jej ścieżki przecięły się z Ashfordem. Mężczyzna nie był znajomy ani z nazwiska, ani z twarzy. Jeśli kiedyś uczestniczyli w tych samych programach, bądź służyli w Przymierzu w podobnym okresie, to zwyczajnie go nie pamiętała, choć istniała duża szansa, że po prostu rozminęli się w czasie.
- To znaczy? W towarzystwie jakich żołnierzy obraca się pani na co dzień? - spytał z rozbawieniem, otwierając jej drzwi i podając rękę, jeśli potrzebowała pomocy z wytaszczenia się z głębokiego fotela. - Myślałem, że Radni nie korzystają z usług wojskowych, kiedy mają do dyspozycji Widma.
Przeszedł na tył pojazdu, otwierając luk bagażowy i wyjął z niego jej bagaże prywatne, oraz doktor Evans, najwyraźniej pozostawiając trudne zadanie przetaszczenia całych bagaży Clarissy na następną rundę tam i z powrotem.
Hangar był mały, przeznaczony do przeładunku towarów z i na środki transportu naziemnego, takie jak Mako, którym tu przyjechali. Ashford poprowadził ją ku małej platformie, na którą wspięli się dwoma schodkami. Z platformy wychodziły tylko jedne drzwi i gdy przeszli przez nie, znaleźli się w dużej śluzie, zdolnej pomieścić cały oddział żołnierzy.
- Doktor Shaw powinna już na panią czekać - poinformował ją James, podczas gdy wąski promień świetlny przesuwał się po pomieszczeniu podczas rutynowej czynności. Śluza powoli wyrównywała ciśnienie i pompowała do środka powietrze. - Witamy w Ilercu. Skromne progi, ale własne.
Skinął jej głową, uderzając w zielony panel drzwi gdy tylko proces został zakończony. Drzwi uchyliły się na krótki przedsionek, który wydawał się być elementem strefy załadunkowej. Po drugiej stronie czekały dwie osoby - znajoma jej sylwetka doktor Shaw, oraz towarzysząca jej, umundurowana kobieta trzymająca się z tyłu.
- Radno Fel, cieszę się, że udało się pani dotrzeć do nas bez żadnych przeszkód. - Adrianne przywitała ją z uśmiechem, wychodząc jej naprzeciw i czekając, aż Iris zdejmie swój hełm. W tym czasie, Ashford wyminął kobiety, wręczając bagaże stojącej obok kobiecie. Ta zasalutowała mu, nim odebrała torby i ruszyła w sobie znanym kierunku z dobytkiem Iris i doktor Evans. - Mam nadzieję, że podróż tutaj z portu nie była dla pani problemem. Wiem, że to dość przestarzała metoda i mogło brakować komfortu, ale mam nadzieję, że porucznik wybrał w miarę gładką trasę.
- Ależ oczywiście - parsknął mężczyzna, odwracając się w stronę śluzy. Wciąż miał na sobie hełm i ruszył do hangaru, by przynieść resztę bagaży do środka.
@Iris Fel
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

16 wrz 2023, o 18:13

Nie sprawdzała upływającego czasu. Odkąd opuściła Cytadelę, przestała czuć potrzebę kontrolowania mijających minut, a także godzin. Nie miała harmonogramu pełnego spotkania, który wymagał od niej sprawnego przemieszczania się po stacji, taktycznego planowania i odpowiedniego gospodarowania czasem. Uzmysłowiwszy sobie ten fakt, szybko zdała sobie sprawę z jeszcze jednego szczegółu - praktycznie w ogóle nie spoglądała na swój omni-klucz. Nie korzystała z komunikatora, nie czytała poczty, nie sprawdzała udostępnionego Duval oraz ambasadzie kalendarza.
Jakby cały pośpiech pozostał na Cytadeli.
A jej do tego, co czekało na nią w ośrodku, niekoniecznie aż tak było spieszno.
Po chwili widocznego zawahania, ujęła dłoń, którą wyciągnął do niej Ashford i z drobną pomocą mężczyzny zeskoczyła na równe nogi. Rozejrzała się po hangarze, zwracając uwagę, czy były tu inne pojazdy, bądź inni ludzie, po czym bez słowa przechwyciła własne bagaże, które akurat James wyciągał z luku bagażowego.
- Tych, którzy mają odwagę prosić o przysługę, bądź powołują się na znajomości z moim ojcem. Interesownych, ambitnych, zaślepionych, o wiele bardziej skupionych na interesach Przymierza, niż niekiedy powinni. Tak, jak mówiłam, to inny typ żołnierza, niż jako pierwszy nasuwałby się na myśl - ruszyła za mężczyzną, nie mając większego problemu z dotrzymaniem mu kroku mimo walizki, którą ze sobą ciągnęła i drugiej, przewieszonej przez ramię torby. Nie było to wielki problem, nie oczekiwała, że ktoś będzie tu za nią chodził, otwierał jej przed nosem drzwi, dlatego kiedy James spróbował przejąć od niej bagaż, subtelnie, aczkolwiek zdecydowanie i w sposób bezdyskusyjny, odsunęła jego rękę, idąc dalej przed siebie.
Przed kolejną śluzą nieco zwolniła kroku. Jakby świadomość, jak niewiele ją dzieli od celu, stawała się z każdą, kolejną stawianą na posadce stopą, bardziej namacalna oraz przytłaczająca.
Czy była na to gotowa?
Zmrużyła oczy, czując, jak wiązka przemyka po jej twarzy i przez moment przesuwa się po wizjerze hełmu.
- Dziękuję, poruczniku. Mniema, że do zobaczenia? - zdradził jej prawdziwy powód swojej obecności w I.L.R.C., wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazywały, że przyjdzie im poznać się lepiej. Tymczasem, obróciła się do stojącej w korytarzu doktor Shaw. Zdjęcie hełmu wymagało od niej puszczenia walizek, nim ponownie chwyciła za torby, te były już przekazane dalej. Cmoknęła, wracając oczyma do twarzy Adrianne.
- Porucznik miał wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia, droga z lądowiska do ośrodka minęła sama nie wiem kiedy - dodała, nie zagłębiając się w szczegóły, puszczając jednocześnie przysłowiowe oko do Jamesa. Pożegnała do krótkim skinięciem, ufając, że nie zapomni o Clarissie oraz doktor Evans, tymczasem jednak zwróciła się do doktor Shaw.
- Dobrze Panią widzieć, doktor Shaw. Jeśli to nie problem, chciałabym się rozeznać w ośrodku, w którym spędzę najbliższy czas. Placówka sąsiaduje... Z niczym, nieprawdaż? - Mako długo przecinał pustkowia, nim nie dostrzegła wśród wzniesień murów ośrodka.

@Mistrz Gry
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [LUNA] Ośrodek szkoleniowy I.L.R.C.

16 wrz 2023, o 18:29

Ashford nie kłócił się z nią zbytnio w kwestiach bagażowych, choć wyglądał na nieco zaskoczonego gdy chwyciła ochoczo swoją walizkę i ruszyła w stronę śluzy. Nawet mimo odebrania mu części pakunków, bagaże Clarissy wciąż stanowiły przeszkodę nie do przejścia i wymusiły na nim dwa kursy, jako, że nie mieli nikogo więcej do pomocy.
- Przyniosę resztę bagaży a potem wrócę po pozostałe dwie panie do Couloir - przytaknął na odchodnym, zatrzymując się, gdy się z nim pożegnała. - Zobaczymy się późnej, radno Fel.
Skinął głową zarówno jej, jak i doktor Ashford, nim zniknął z powrotem w obszernej śluzie i drzwi się za nim zamknęły. Sądząc po cichym buczeniu, które wydobywało się zza nich, znów rozpoczął się proces normowania atmosfery i dekontaminacji.
Zostały w korytarzu same z doktor Shaw.
- Ależ oczywiście. Tak myślałam, że będzie pani chciała najpierw zaznajomić się z tym miejscem - przytaknęła kobieta, wsuwając jedną dłoń do kieszeni marynarki, którą miała na sobie. Mimo swojego naukowego tytułu, który mógł to sugerować, Shaw nie nosiła kitla. Miała przy sobie za to datapad, na który co jakiś czas zerkała. - Dokładnie. Jesteśmy po środku niczego.
Uśmiechnęła się lekko, wskazując Fel wyjście z korytarza. Przecięły krótki przedsionek i dotarły do kolejnej śluzy. Drzwi w ośrodku były grube, przestarzałe i otwierały się znacznie wolniej, niż te, do których była przyzwyczajona na Cytadeli - w dodatku nie robiły tego autonomicznie. Należało podejść i uderzyć w panel na ścianie znajdujący się obok nich.
- Musi pani wybaczyć... wygląd tego ośrodka. Ilerc jest wiekową staruszką, ale nadal zipie całkiem nieźle. Jest też doskonałą kryjówką przez to, że nikt za wiele się po niej nie spodziewa - dodała, uśmiechając się przepraszająco. - Cały sprzęt jest już na miejscu a lekarze są gotowi do pracy. Udało mi się wyciągnąć większość moich czołowych specjalistów z ośrodka. Możemy zacząć praktycznie od razu, gdy skończymy oprowadzanie.
Drzwi otworzyły się, wypuszczając ich do długiego, idącego okręgiem korytarza. Ściany ośrodka były szare, choć czyste. Korytarz, w którym stanęły zakręcał i wyglądało na to, że był okręgiem idącym wzdłuż krawędzi ośrodka. Każda z ćwiartek okręgu oddzielona była od drugiej grubą śluzą ze względów bezpieczeństwa.
- Co chciałaby pani zobaczyć najpierw? Przygotowaliśmy dla kwatery dla pani, oraz dwóch towarzyszek, które zgłosiła mi pani asystentka, jeśli miałaby pani ochotę zdjąć z siebie pancerz najpierw - kobieta przystanęła, zerkając na nią. - W Ilercu znajduje się też stołówka, sale treningowe, klinika oraz pokój widokowy.

@Iris Fel

Wróć do „Ziemia”