Ojczysta planeta ludzi wkracza w złoty wiek - rozwojowi ulega przemysł, handel i sztuka. Postawiono na ekologię i lepiej zagospodarowano teren, dzięki czemu wszystkim, teoretycznie, żyje się lepiej, choć prawdę mówiąc stale rośnie przepaść między biednymi i bogatymi mieszkańcami.
LOKALIZACJA: [Gromada Lokalna > Układ Słoneczny]

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

[LUNA] Couloir City

26 sty 2024, o 22:16

Obrazek Couloir City było pierwszym miastem, które założono na Księżycu. Efektem lokalnej terraformacji terenu stała się prężnie rozwijająca metropolia skryta pod ogromną kopułą, umożliwiającą utrzymywanie wewnątrz warunków przypominających Ziemskie. Pierwsi osadnicy Couloir City byli zamożnymi Ziemianinami i choć Luna nie była wdzięcznym miejscem do przebudowy, pionierzy pierwszych kopuł słynęli ze swojego chorobliwego patriotyzmu. Szukający ucieczki przed przeludnioną Ziemią, z pieczołowitością odzwierciedlili warunki ojczyste w nowym, nieprzyjaznym terenie.
Dziś, Couloir City jest miastem akademickim. Liczne uniwersytety zbudowane pod kopułą szybko zapełniły się naukową elitą profesorską, zyskując renomę jednych z najlepszych w Układzie Słonecznym. Metropolia, uważana za jedną z bogatszych na Księżycu, oferuje również mnogie atrakcje takie jak muzea, dzielnice handlowe, centra rozrywkowe i przestronne parki, których roślinność jest Ziemskiego pochodzenia.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [LUNA] Couloir City

26 sty 2024, o 22:31

Obejrzała się przez ramię, odprowadzając kawałek doktor Amber spojrzeniem. Kiedy tutaj przyszli, nie wyglądali, jakby mieli za moment kończyć dyskusję. Poczuła, że właściwie to weszła w jej środek i gdyby nie to cholerne wyczucie czasu, być może stałaby się świadkiem bardziej zaciekłej wymiany zdań, bądź narzucania swojego drugiej osobie.
- Wie, dokąd jedziemy? - zwróciła się do mężczyzny, ciekawa, czy James wziął całą winę na siebie i nawet słowem się nie zająknął, że z kolei ona nawet przez moment nie opierała się, kiedy padła propozycja, aby dzisiejszego popołudnia wyjść poza teren ośrodka. Byli partnerami w jej zbrodni, gdyby pomyślał, aby zapytać ją o zdanie, nie umywałaby rąk i sprawiedliwie zgarnęła swoją dolę na barki własnych wyrzutów sumienia. Wspólnie z porucznikiem, okrążyła pojazd, którego pełnej nazwy nadal nie potrafiła przywołać z meandrów zatartych wspomnień, po czym z jego drobną pomocą, zgrabnie usiadła na miejscu pasażera, pokonując kilka stopni na podwyższonym nadwoziu bez potknięć na obcasach. Miała te manewry wyćwiczone wielokrotnie podczas bankietów i podróży dyplomatycznych.
Przytrzymała na chwilę spojrzenie Ashforda, kiedy stał w otwartych na oścież drzwiach i z jakiegoś nie do końca jasnego powodu, skupiał na nim swoje spojrzenie, jakby chciał odnotować w pamięci to, jak dzisiaj wyglądała.
- Jak dziewczyna, którą zabrałbyś na randkę do miasta? - zażartowała lekkim, niezobowiązującym tonem, zapinając pas. Skupiła wzrok na przedniej szybie, czując podekscytowanie na myśl, że ostatnie minuty oddzielają ją od widoku otwartej przestrzeni.
- Dokąd tym razem lecimy z Ziemi? Podróż służbowa, rodzinne zobowiązania, w końcu wakacje, bo dostałeś przepustkę po odbytej służbie? - musieli ustalić wspólną wersje wydarzeń, nawet, jeżeli Fel nie zamierzała wdawać się w dyskusje z lokalnymi mieszkańcami, bądź innymi turystami, pozostawiając tę niewątpliwą przyjemność mężczyźnie, przezornie chciała mieć w głowie ułożoną historię i jej się trzymać w toku wydarzeń. Przyglądała się Jamesowi, gdy sprawnie i nie zawsze pod kontrola wzroku, odpalał kolejne kontrolki na pulpicie sterującym pojazdem, a jej policzek coraz bardziej zapadał się w twarde siedzenie, testując wytrzymałość makijażu; Duval zadbała, aby tak łatwo się ścierał się z twarzy, co z ulgą odnotowała w pamięci, gdy potarła wierzchem dłoni nawet nie zaczerwienioną skórę.
- Chciałabym się... Przejść. Chociaż mały, krótki spacer. Czytałam, że aleje wokół uniwersytetów są przepiękne i pełne zielonych murali, choć już Ty musisz ocenić, czy to dobry pomysł iść tak zatłoczoną ulicą - sugestywnie dotknęła swoich kolczyków, na wypadek, gdyby miało to znaczenie.
- Następnie kawa, zwiedzenie miejsca, które jest Twoim ulubionym w Couloir, a w drodze powrotnej, oszacujemy gdzie i po co uda się nam wejść do sklepów z listy - zaproponowała, szukając w spojrzeniu mężczyzny aprobaty.

@Mistrz Gry
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [LUNA] Couloir City

26 sty 2024, o 23:26

Czerwona jak burak Amber pierzchała pod spojrzeniem Fel, choć jeszcze chwilę temu wyrzucała z siebie słowo za słowem, wszystkie kierując do czekającego na Fel żołnierza. James uśmiechnął się enigmatycznie, nieskory do głębszego wyjaśnienia. Po chwili trzymania jej w niepewności odparł jednak:
- Nie do końca. Ale wie, że wyjeżdżasz na kilka godzin ze mną i nie jest zadowolona - przyznał z krótkim westchnieniem, w którym nie było śladu faktycznej irytacji czy niezadowolenia. Choć rezydentka się wściekała, przyjmował to ze spokojem i również teraz nie wydawał się tym przejmować. - Jestem pewien, że to przeżyje.
Mrugnął do niej porozumiewawczo. Zbrodnia najwyraźniej nie należała wyłącznie do radnej, uciekającej przed kolejnymi godzinami spędzonymi w zamkniętym ośrodku na powierzchni Księżyca. Iris nie miała możliwości zabrania pojazdu z garażu i wyjechania tam, gdzie miała tylko ochotę - gdy zgodził się zabrać ją do miasta, stał się w tej zbrodni wspólnikiem.
Nie mówiąc już o tym, że to on to zaproponował.
- Jak kobieta, którą zabrałbym na kolację - odbił piłeczkę, bez choćby mrugnięcia okiem. Jego tęczówki zabarwiło rozbawienie. - Chociaż może nie tym autem.
Pojazd wojskowy znacznie kontrastował z ich ubiorem. Odziani jak zwykli turyści, równie dobrze mogli jechać do Couloir City samym czołgiem, sprawiliby wtedy podobne wrażenie. Na szczęście nikt nie miał zobaczyć jego pojazdu, gdy już wjadą do prywatnego garażu, do którego nikt inny nie miał dostępu.
- Zdecydowanie wakacje. To moja pierwsza przepustka od rozpoczęcia wojny - przytaknął, nadając swojemu głosowi odpowiednio zmęczony ton. - Słyszałem, że Pina jest piękna o tej porze roku. Tylko my, plaża i drinki z palemką.
Fikcyjne życie było tak odległe, jak tylko mogło od ich obecnej sytuacji. Jakkolwiek miasto na horyzoncie było ładne, krajobraz Luny nijak miał się do rajski wysp, plaży i ciepła słonecznego na twarzy.
- Prawidłowa kolejność - zgodził się, prowadząc pojazd po nierównej nawierzchni księżyca. Za wizjerami, na czas ich podróży towarzyszył im widok na kosmiczną pustkę i jasne miasto na horyzoncie, połyskujące na jej tle. - Ale nad ulubionym miejscem będę musiał się zastanowić.
Ich podróż, tak jak poprzednim razem, zajęła czterdzieści minut, ale te płynęły szybko gdy spędzali je na rozmowie. Ashford często bywał w Couloir City, ponieważ, jak wiele innych Furii, spędził kilka miesięcy w tym samym ośrodku, w którym teraz ona uczyła się, jak posługiwać się swoją biotyką na nowo.
Gdy ich pojazd wtoczył się do wnętrza garażu, sięgnął do omni-klucza by wezwać dla nich taksówkę.
- Alejki koło uniwersytetu idące przez park - wymienił, zerkając na nią. - Czy deptak koło akademii? Wydaje mi się, że są tam jakieś murale.

@Iris Fel
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [LUNA] Couloir City

26 sty 2024, o 23:56

Miała w zanadrzu kilka pytań o doktor Amber - jak szybko poinformuje doktor Shaw, czy jego przełożeni dowiedzą się o samowolce i niesubordynacji, czy musiał odwoływać się do przysługi z minionych lat, aby Amber nie weszła im na poważnie w paradę, umożliwiając wyjazd. Ostatecznie, uznała, że to i tak nie było teraz już ważne. Nikt ich nie zatrzymał, naprawdę opuścili ośrodek, a pojazd nabrał rozpędu, przecinając jednolity pejzaż horyzontu. Odetchnęła, jakby po raz pierwszy od sześciu dni, mogła zaczerpnąć wdech pełną piersią. Nie czuła się tutaj zamknięta, uwięziona, nikt też nie traktował Fel, jakby była w złotej klatce, a jednak ciężar świadomości dlaczego znajdowała się na księżycu, zamiast wywiązywać się ze swoich obowiązków na Cytadeli, sukcesywnie przygniatał ją buciorem do czystych podłóg na korytarzu ośrodka.
Wystarczyło nie pchać swoich rąk do Cicero.
Zamilcz.
Parsknęła pod nosem, przyznając, że początkowo nie doceniała Ashforda w gierkach słownych. Z dnia na dzień, stawał się coraz bieglejszy w sztuce niedomówień, można byłoby się zastanawiać, kto tutaj kogo trenuje.
- Zabierając ją na kolacje, raczej nie odwoziłbyś następnie przed godziną policyjną do ośrodka, prawda? - mieli przed sobą kilkanaście minut drogi, jak dobrze pamiętała. Nic nie stało na przeszkodzie, aby wyciągnąć od Jamesa kilka informacji na jego temat, o których nie było sposobności pytać na sali treningowej, w stołówce, czy kiedy od czasu do czasu, wypijali herbatę w obserwatorium. Zgarnęła sprzed oczu brązowy kosmyk włosów, zaczesując go za ucho.
- Pinia? Mógłbyś się rozczarować... - odparła, dusząc grymas, gdy wspomnienie sprzed trzech lat stanęło przed jej oczyma. Odepchnęła je od siebie, podobnie jak smak słonej wody na końcu języka, gdy zalewająca jacht wodę, podchodziła im do gardeł. - Ale przecież my nie możemy o tym wiedzieć. Z opowieści naszych wspólnych znajomych to wymarzony kierunek na rajskie wakacje. Nadaliśmy bagaż, mamy kilka godzin do lotu... - kontynuowała opowieść, obserwując Ashforda w bocznym lusterku. Z łatwością przychodziło jej doklejać kolejne puzzle, choć żadne z imion, które padło, kiedy zaczęli się zarzucać propozycjami w jakiej formie się do siebie zwracać, do końca nie pasowało jej do niego. Zabroniła mu mówić, które pierwsze przyszło mężczyźnie na myśl. Chciała je zobaczyć, bez wcześniejszego naprowadzania.
Z przyjemnością, po czterdziestu minutach jazdy, odpięła pas i stanęła na własne nogi, wygładzając dłonią pomięty materiał sukienki. Przewiesiła przez ramię niewielkiego rozmiaru torebkę - wystarczającą, aby zasłonić twarz, o ile akurat nie będzie mogła schować nosa w rękawie jego kurtki.
- Mają tam prawdziwy park!? Jeszcze pytasz!? - prychnęła, popychając go zniecierpliwiona do wyjścia.

@Mistrz Gry
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [LUNA] Couloir City

27 sty 2024, o 00:47

Jej omni-klucz milczał gdy oddalali się od ośrodka. Ciężko było powiedzieć, komu zameldował o ich wyjeździe Ashford - być może nikomu, a może wyłącznie doktor Shaw. Amber najwyraźniej nie wiedziała do końca gdzie jadą, więc inni lekarze również mogli nie mieć o tym pojęcia. Jedynie urządzenie przymocowane do jej klatki piersiowej nadal wysyłało im wszystkie, potrzebne informacje, zapewniając przy okazji, że kobieta nadal żyła i miała się dobrze.
- Godziną policyjną? To ty masz spotkanie wieczorem, na które musisz wrócić - upomniał ją, nie biorąc na siebie ani krzty winy za ich rychły powrót. - Ja mógłbym spędzić w mieście całą noc.
Temat planety pozostawił niesmak w jej ustach, który James najwyraźniej potrafił wyczuć. Zauważając lekką zmianę atmosfery, nie podejmował kwestii Pini, zamiast tego kontynuując ich zmyśloną historię, skupiając się na szczegółach, wokół których ona prowadziła własną.
Aż do chwili, w której wreszcie dotarli do innego, znacznie większego garażu.
- Mają w nim pewnie też irytujących biegaczy, dzieci na deskorolkach i psy wyprowadzane na smyczy - przytaknął, przedstawiając kolejne, prawdziwe zalety tego miejsca. Wstukał adres na omni-kluczu.
Couloir dysponowało systemem podobnym do szybkiej kolei miejskiej z Cytadeli. Praktycznie od razu po wyjściu z garażu, w następnym, pustym korytarzu znaleźli stanowisko, w którym podstawiony był prom. Taksówka miała wygląd do złudzenia przypominający Ziemski i otworzyła przed nimi drzwi, wykrywając ich nadejście. James puścił ją przodem i gdy przesunęła się na siedzeniu, sam wszedł do środka, zajmując miejsce obok. W ciasnym wnętrzu taksówki, do jej nozdrzy dotarł piżmowy zapach jego perfum.
Couloir City było wielką metropolią. Gdy wznieśli się ponad jego wysokie budynki, Fel mogła dostrzec kształt zarysowanej na niebie kopuły, odgradzającej miasto od nieprzyjaznego terytorium Księżyca. Jej kształt był subtelny - z ziemi, wyświetlana na niej projekcja nieba do złudzenia przypominała prawdę i dopiero gdy lecieli wysoko, zauważyła, jak obraz chmur załamuje się nieco na horyzoncie. Podobnie jak na znajomej jej stacji, w Couloir niebo było niemal bezchmurne. Słońce wciąż wisiało wysoko, jako że na Ziemi dochodziła dopiero czwarta po południu.
Prom zniżył swój lot nad sporym segmentem miasta wypełnionym zielenią. Z góry, drzewa wyglądały jak gęsty, zielony gąszcz nieposkromionego lasu, lecz gdy wylądowali przy wejściu, ukazały im się rozsiane między nimi alejki.
- Prawie jak w domu - uśmiechnął się mężczyzna, gdy wyszli z wnętrza pojazdu. Rześki wiatr zadął w twarze, rozwiewając brązowe włosy i zmuszając go do przytrzymania czapki na głowie. Poprosił ją, by zaczekała chwilę, samemu udając się do kasy przed wielką bramą parku. Wejście do niego było płatne - co prawda kwota była symboliczna, ale bilety były sprawdzane przez automat w wejściu. - Gdyby u nas trzeba było płacić za wstęp do każdego parku, może nie byłyby takie zawalone śmieciami - westchnął, gdy przechodzili przez bramkę. Skaner omiótł ich ciała swoim promieniem, łącząc się z omni-kluczem Ashforda, na którym zgrane były oba bilety.
Gdy przeszli na drugą stronę, uśmiechnął się do niej przebiegle.
- Chyba, że w wielkim i wspaniałym Londynie wszystkie parki są czyste, trawa przystrzyżona, a po drzewach skaczą wyłącznie szare wiewiórki?

@Iris Fel
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [LUNA] Couloir City

27 sty 2024, o 01:22

Zaufała mu. Musiał wiedzieć, co robić oraz jak zorganizować ten wyjazd, aby nie był on wyłącznie spontanicznym pomysłem, na realizacje którego rzucili się pod wpływem chwili z dziecinną wręcz naiwnością.
Zabębniła palcami o podłokietnik. To jeszcze nie był moment, aby odpuścić.
- Muszę wziąć w nim udział. Nigdzie nie jest powiedziane, że obowiązkowo na terenie ośrodka - podkreśliła, wystukując do rytmu słów. Potrafiła wyobrazić sobie reakcje Irissy i pozostałych Radnych, gdyby odezwała się do nich przykładowo z hotelowego pokoju, wyglądając tak, jak teraz. I choć taka myśl nie powinna odezwać się w jej głowie, nigdy dojść do głosu, w porę zduszona przez zdrowy rozsądek, ten jeden, jedyny raz pozwoliła sobie pomyśleć, że byłby to widok wart grzechu.
Niestety, narażał przede wszystkim porucznika, który nie zasługiwał, aby tłumaczyć się przed Cytadelą z jej osobistych fanaberii.
Zmrużyła oczy, które nie były przygotowane na naturalne światło zalewające ulice. Nawet, jeżeli była to tylko iluzja i sztuczny system podtrzymuwał atmosferę dookoła metropolii, nagle poczuła się jak wypuszczona na świeże powietrze po prawie dobie ślęczenia w dusznym, zamkniętym pomieszczeniu nad pracą.
- Chyba nie boisz się psów? - rzuciła do Ashforda, trzymając się blisko mężczyzny, gdy szli chodnikiem do najbliższej stacji taksówek. Skomunikowane wydawało się obejmować całe miasto, jak zrozumiała ze schematów na przystanku. Nie przyjrzała się jednak dokładnie punktom szybkiego dostępu, ponieważ taksówka zajechała pod krawężnik. Wsiadła pierwsza, od razu przesuwając się, aby James również mógł zajęć miejsce w środku. Wydawało się jej, że przemknęli bez echa, jednakże ocenić mogła to dopiero, gdy taksówka zaczynała się wznosić i Fel tym samym zyskała możliwość uważniejsze zlustrowania okolicy. Pochyliła się nieznacznie do przodu, jakby chciała wyjść na spotkanie chmurom, lecz ich sztuczność przyniosła wyłącznie rozczarowanie. Postanowiła więc w duchu udawać, że absolutnie nie widziała, jak przecinają projekcje, rozmazując piksele w rzeczywistości.
- Dużo osób może Cię tutaj rozpoznać? - podjęła temat jeszcze w promie, zanim wylądowali przed wejściem do parku. Ashford bywał w Coluior City regularnie, nikt nie spodziewał się tutaj Radnej, ale stacjonującego od czasu do czasu w ośrodku żołnierza?
Uśmiechnęła się na widok żywej, soczystej zieleni, od której oddzielały ją już tylko barierki. Niemalże przeskoczyła na drugą stronę, niecierpliwie ciągnąc za sobą Jamesa. Jego omni-klucz wydawał się mielić w nieskończoność bilet i dostęp, dzisiaj nie musiała być cierpliwa.
- Kiedy ostatnio byłeś w domu? - jej ostatnie wizyty w Londynie nie miały zbyt wiele wspólnego z czasem wolnym, który mogła poświęcić, aby przejść tymi samymi ulicami, którymi chodziła od zawsze porównując stan rzeczywisty ze wspomnieniami. Istniało też prawdopodobieństwo, że gdyby tylko jej stopa stanęła w Hyde Parku, bądź Kensington Gardens, nie zostałby nawet skrawek zieleni wolny od gapiów, przypadkowych przechodniów i żołnierzy Przymierza.
- Zapomniałeś wymienić stojące na baczność drzewa w równych, jak formacje alejach - wytknęła mu, dusząc śmiech, kiedy sam doszedł w swojej liście do wiewiórki. Nie miała na sobie obuwia odpowiedniego do długich wędrówek, a mimo to wydawało się to Fel absolutnie nie przeszkadzać, kiedy szli żwirową ścieżką. Zwolniła, był to moment i miejsce, które najchętniej dobrze zapisałaby w swoich wspomnieniach, dlatego też nigdzie się nie spieszyła, kiedy leniwie przechodzi z jednego cienia wysokich koron pod kolejny.
- Przynajmniej wyjątkowo nie pada - cmoknęła.

@Mistrz Gry
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [LUNA] Couloir City

27 sty 2024, o 14:02

Światło wydobywające się z imitującej niebo kopuły wydawało się wysoce realistyczne. Nie było jedynie projekcją błękitu i leniwie przesuwających się po nim chmur. Gdy Fel wyszła z ciemnego garażu, poczuła je na swojej skórze - prawdziwe ciepło słonecznych promieni, znacznie intensywniejsze niż wszystko, co mogła poczuć na Cytadeli.
- Absolutnie nie. Nawet mam jednego - odrzucił, z uśmiechem wspominając zwierzaka przez krótką chwilę. Po niej, jego usta wykrzywiły się w lekkim grymasie. - Ale koty? To co innego.
Nie wchodząc w szczegóły, skrzętnie zmienił temat gdy lecieli do parku nowoczesną taksówką.
- Niewiele - odrzucił, wyglądając przez okno na świat, nad którym lecieli. - A ci, którzy mogą, nie są powiązani z Przymierzem. Z mojej strony powinniśmy być bezpieczni.
Wiatr niósł ze sobą zapach parku - soczystej zieleni i kwitnących kwiatów. Choć nad ich głowami tkwiła kopuła, a nic w ich środowisku nie było naturalne, złudzenia były wysoce realistyczne. W tym miejscu, park przypominał Anglię wiosną, w tych rzadszych chwilach, w których niebo nie było przykryte grubą warstwą szarych chmur.
- Cierpliwości - parsknął śmiechem, widząc, jak niemal przeskakuje przez barierki. Jego omni-klucz błysnął biletem i szybko znaleźli się po drugiej stronie. Alejki parku były szerokie i czyste, a ilość ludzi w nim o tej porze była dość skromna. Może wiązało się to z opłatą, którą nie każdy chciał uiścić, a może z porą dnia. - Musisz sprecyzować dom.
Westchnął lekko, poprawiając czapkę na swojej głowie.
- W Anglii byłem tydzień temu. W swoim mieście rodzinnym... - zamyślił się, sięgając myślami ku wspomnieniom. - Może w zeszłym roku.
Poprowadził ją do dużej mapy całego parku. W przeciwieństwie do parków na Cytadeli, ta nie była holograficzna - duża, drewniana tablica stała na rozdrożu alejek, wskazując wszystkie, potencjalne atrakcje.
- Na terenie parku jest kawiarnia nad zalewem - wskazał palcem miejsce na mapie. Park wydawał się dość zorganizowany - nie był tylko alejkami przecinającymi pola zieleni. Na jego terenie znajdowały się ogrody, strumyki, mola, jedna kawiarnia i restauracja. Po lewej stronie mapy zauważyła prezydenckie ogrody, zaszytą w małym lesie altankę i ścieżkę wspinaczkową. Po prawej stronie czekała kawiarnia nad wielkim stawem, pomnik upamiętniający założyciela Couloir City i... - Spójrz, mają tutaj ogród okazów Ziemskich - zerknął na prawy górny róg mapy. Ogród mieścił wiele gatunków roślin sprowadzonych tutaj z Ziemi. - Może niektóre drzewa stoją na baczność ku czci królowej.

@Iris Fel
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [LUNA] Couloir City

27 sty 2024, o 14:39

Dotknęła palcami do ciepłego policzka, pozwalając sobie na chwilę trwająca nie dłużej, niż pojedyncze uderzenie serca, szczerej tęsknoty za czymś, co było niedostępne na co dzień. Była częścią najwyższej cywilizacji, żyła w samym sercu galaktyki, a jednak nie miała tam na miejscu czegoś tak... prozaicznego, jak prawdziwego słońca muskającego naturalnie bladą skórę Fel tak, jak teraz.
Nie drążyła tematu kotów, choć mógł dostrzec w jej spojrzeniu pytania, które powstrzymywała przed wybrzmieniem, podobnie jak wesołe iskierki i jeszcze bardziej wredne chochliki. Zapowiadało się na anegdotę, którą chciałaby poznać, ale niekoniecznie w ciasnym wnętrzu taksówki, do której właśnie wsiadali. Gdzie była przyjemność z wygranej, słownej potyczki, jeżeli przeciwnik nie miał dosłownie gdzie uciec?
Miasto, z góry i nie tylko, wydawało się rozwinięte oraz przemyślane, a mimo to, Fel ze wszystkich atrakcji, które oferowało Couloir City, zdecydowała się na spacer niepozorną zielenią. Widywała już aglomeracje od ich reprezentatywnej strony, pięknych, wzniosłych i olśniewających, dziś, mając prawo decydowania i żadnego scenariusza z przemówieniami, publicznymi występowaniami, niewielkim czasem przeznaczonym na wysłuchanie tych dygnitarzy, którzy zostali dopuszczeni do towarzyszenia jej w porze lunchu, bądź zwiedzania, postanowiła wybrać coś, czego w innych - tych normalnych, oficjalnych okolicznościach - nie zobaczyłaby na własne oczy.
Obejrzała się na Ashforda, kiedy wchodzili na główną alejkę, udając zdziwienie, że jeszcze żaden biegacz się do nich nie zbliżał, podobnie jak nie było na horyzoncie nikogo na deskorolce.
- W Londynie, prawda? - uśmiechnęła się do niego, celowo przekręcając jego rodzinne strony, jakby przez gardło nie mogła przejść Fel, urodzonej w stolicy Anglii, Brytyjki z krwi i kości, faktyczna nazwa dzielnicy.
Śmiejąc się pod nosem, stanęła przed mapą, obejmując spojrzeniem wyrysowany plan parku. Wahała się pomiędzy trzema punktami, rozważając nawet ścieżkę wspinaczkową, przekonana zapewnieniami o zapierającymi dech w piersi widokami na niewielkie wodospady z góry, ale propozycja mężczyzny była z nich zdecydowanie najlepsza.
- Przekonajmy się więc, czy jakieś znajdziemy - zapamiętując oznaczenie ścieżki prowadzącej do wspomnianego ogrodu, ruszyła nią bez pośpiechu, dając Jamesowi szansę, aby zrównał się z nią krokiem, jeżeli nie zrobił tego od razu.
- Mam dzisiaj ochotę na pink latte, jeżeli nie będą ją mieć w menu w kawiarni w parku, będziemy szukać dalej - postanowiła, uznając, że ma prawo być wybredna, skoro to pierwsze - i być może ostatnie - ich swobodne wyjście do miasta. Mimo cienia, które rzucał drzewa, było na zewnątrz zaskakująco ciepło, rozpięła więc kilka górnych guzików od płaszcza, a elegancką apaszkę, którą Duval miała wsuniętą pod kołnierz, tymczasowo wsunęła do kieszeni.
- Jak dobry jesteś w rozpoznawaniu nazw kwiatów i drzew? - już sam ton jej głosu, rzucał mężczyźnie wyzwanie.

@Mistrz Gry
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [LUNA] Couloir City

28 sty 2024, o 22:35

Uwaga dotycząca rodzinnych stron Ashforda spotkała się z jego ostentacyjnym zmrużeniem oczu. Cmoknął, kręcąc głową z wyraźnym niezadowoleniem.
- Ach ci Londyńczycy - westchnął głośno, wsuwając dłonie do kieszeni jeansowej kurtki. - Świata poza tym przerośniętym zegarkiem nie widzą.
Odsunął się lekko, jakby uchylając od potencjalnego łokcia wymierzonego w żebro. Parsknął śmiechem, ruszając w odpowiednim kierunku, gdy tylko wybrała ich następny punkt na mapie. Park oferował wiele możliwości, ale kawiarnia pozwalała im na załatwienie dwóch rzeczy za jednym zamachem - w dodatku w pięknej i zacisznej scenerii.
Nikt im się nie naprzykrzał, gdy ruszyli szeroką alejką pomiędzy gęstymi krzewami i piętrzącymi się w stronę sztucznego nieba drzewami. Sporadyczni biegacze mijali ich z lewej lub prawej, a na polanie po jednej stronie paradowało kilka osób z psami, ale nie wyróżniali się ponad resztę odwiedzających w parku. Nikt nie zwracał na nich uwagi.
- Czym do diabła jest pink latte? - spytał z rozbawieniem, zerkając na nią skonfundowany. - Czy to jakaś fanaberia kawosza?
Choć sam nie wyrażał swojego sprzeciwu względem kawy, wiedziała, że Ashford zwykle sięgał po herbatę gdy byli w ośrodku. Może była to jego chęć nieirytowania personelu medycznego i zaleceń, które wydał, a może zwyczajnie głęboko zakorzeniona w nim cecha wynikająca z jego pochodzenia. Cecha, której najwyraźniej Fel nie odziedziczyła.
- Doskonały. Uwielbiam krzyżówki - odrzekł, z tak neutralną miną, że nie potrafiła określić, czy mówi prawdę, czy kłamie. Dostrzegając jej wzrok, zmarszczył brwi. - Czy to wyzwanie? Nie mów, że twoim hobby jest florystyka.
Kawiarnia ukazała im się na horyzoncie dość szybko. Skręcili w lewo przy pierwszym skrzyżowaniu, a w ich polu widzenia znalazł się obszerny staw. Jego powierzchnię pokrywały liście lilii wodnych, bez kwiatów, które najwyraźniej były poza sezonem kwitnienia.
Budynek kawiarni mieścił się na samym brzegu tego stawu. Jego ściany były w pełni przeszklone, a po drugiej stronie od wejścia znaleźć można było taras, wychodzący bezpośrednio nad wodę. Widoki można było podziwiać zarówno z miękkich siedzeń w środku, przy szklanej ścianie, jak i stojąc na rześkim powietrzu na zewnątrz.
Promienie słońca rozświetlały skromne, ale eleganckie wnętrze gdy weszli do środka.
- Pink latte musisz zamówić sobie sama - zadecydował, z rozbawieniem wycofując się za jej plecy. Jego dłoń znalazła się między jej łopatkami, popychając ją lekko w stronę kasy, do której wysłał ją jako pierwszą.

@Iris Fel
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [LUNA] Couloir City

28 sty 2024, o 23:26

Nie była aż tak przewidywalna. Podstawiła Ashfordowi nogę dopiero za którymś z kolei zakrętem, gdzie korzenie nachodziły na ścieżki i mogła uśmiechnąć się niewinnie, udając, że co złego to absolutnie nie ona.
Początkowo czuła się nieswojo, kiedy mijali innych ludzi w parku. Idący obok niej mężczyzna, mógł wyczuć, jak spinają się jej mięśnie, a Fel odruchowo prostuje, dostrzegając na horyzoncie biegacza, bądź słysząc za nimi szczekanie psa. Dopiero, kiedy przekonała się na własnej skórze, że absolutnie nikt się za nimi nie oglądał, nie odrywał wzroku od datapadu, bądź uruchomionego omni-klucza, przecinając alejkę, którą szli, sama w końcu przestała się rozglądać, a nawet zwracać uwagę na obecność innych. Było to coś... Nowego. Odświeżającego. Zapomniała już, jak smakuje anonimowość. Ta, na Cytadeli, była złudna. Nawet, kiedy szła przez Prezydium, okrążając wielkie jezioro pośrodku, gdzieś w zasięgu wzroku zawsze czekał funkcjonariusz SOC, a ostatnimi czasy także Widmo.
Wszyscy więc wiedzieli, kiedy Radni wychodzili poza Wieżą Cytadeli.
- Zapomniałam już, że można tak po prostu spacerować we dwoje i czerpać z tego radość - zwierzyła się Jamesowi, tym razem reagując od razu, gdyby parsknął, bądź zażartował sobie z niej, wyjątkowo nie udając, że jego but natrafił na większy kamień, czy kolejny korzeń.
Przewróciła oczyma, a jej szczerze rozbawiony uśmiech mimowolne dosięgnął oczu.
- T o po prostu kawa barwiona na różowo odpowiednim barwnikiem ze spienionym mlekiem, który tworzy trzecią warstwę. Wygląda trochę, jakbyś próbował specyfików spod lady w Czyśćcu, ale to głównie przez walor estetyczny. Smakuje normalnie i nadal jest zwykłą kawą - nie wyglądał na przekonanego, a Fel nie zamierzała naciskać. Istotnie, była to mała fanaberia, nadal marna w porównaniu z listą życzeń od Clarissy.
Zatrzymała się na moment na brzegu stawy, zaglądając pod okrągłe liście na tafle wody, ciekawa, czy żyją tu jakieś ryby, bądź inne sprowadzane z Ziemi, czy odleglejszych zakątków galaktyki wodnolubne stworzenia.
- Nie widziałam Cię nigdy z krzyżówką - stwierdziła rzeczowo, unosząc brew. Wyraźnie testowała mężczyznę, którego odpowiedź końcem końców nie odbiegała od tego, co chciała usłyszeć. Na całe szczęście.
- Nie, nie jest, dlatego szanse będą wyrównane. Chciałam zaproponować, że ten, kto odgarnie więcej roślin z ziemskiego ogrodu, będzie miał prawo wybrać miejsce, w którym zjemy obiad i co na ten obiad, a druga strona się zgodzi - przyglądała się jego oczom wpatrzonym w jej skromną osobę w oczekiwaniu na to, czy przyjmie małe wyzwanie. Oceniła go już wcześniej jako skłonnego do niegroźnych zakładów. Fakt, że teraz szli przez Couloir City był tego idealnym odzwierciedleniem.
Ponieważ kawiarnia znajdowała się idealnie na ich drodze, mogli zamówić na wynos dwa napoje, kontynuując spacer i jednocześnie rozgrzać się wrzątkiem. Słońce, przyjemne muskało policzki, ne mniej Fel zaczynała czuła, że jej dłonie kostnieją. Powietrze okazało się rześkie, jak wczesną wiosną w Londynie. Widząc w spojrzeniu Ashforda, iż musiał pomyśleć o tym samym, weszli do środka, a jej oczy niemalże od razu uciekły na taras wychodzący nieco nad wodę. Dziesięć minut ich nie zbawi, prawda?
Albo dwadzieścia?
- Mam... co!? - nie zdążyła zareagować, ani też zaprotestować. Obejrzała się przez ramię, mrużąc oczy nie tyle gniewnie, co z obietnicą. iris westchnęła, zrobiła jeszcze jeden krok, ale zachowała dystans od kasjera, któremu posłała niewymuszony uśmiech po przykuciu jego uwagi.
- Bonjour! Pourriez-vous me préparer un café au lait rose et une infusion de plantes amères pour monsieur, s'il vous plaît - nie miała najmniejszych wątpliwości, że translator poradzi sobie z zamówieniem złożonym w języku francuskim, w którym jej wyuczony akcent maskował tembr głosu, który można było usłyszeć chociażby w wiadomościach galaktycznych.
@Mistrz Gry
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [LUNA] Couloir City

29 sty 2024, o 20:14

Bycie Radną wiązało się z ogromną ilością możliwości i przywilejów. Samo wynagrodzenie oferowało dużą dozę swobody - nie była w końcu uwięziona w niegodziwych warunkach przez swoją trudną sytuację, nie była też niewolnikiem pracującym dziesięć godzin w swoim kubiku w korporacji. A jednak swoboda była czymś z goła odmiennym od prawdziwej wolności.
Wolność była odległymi odgłosami tętniącego życiem miasta i słodkim zapachem kwiatów w miejscu, w którym nikt nie zwracał uwagi na dwójkę spacerujących alejką ludzi. Była chwilowym, choćby ulotnym, brakiem obowiązków i ciężaru, który spoczywał na jej barkach odkąd objęła jedną z najważniejszych posad rządowych w galaktyce. Przez chwilę, mogła przestać być charakterystyczną radną Fel, a mogła stać się niepozorną turystką o krótkich, brązowych włosach.
Ashford nie skwitował jej słów złośliwie, możliwie z obawy o kolejną, podłożoną mu nogę. Poprzednią wyminął z gracją i choć posłał jej chyłkiem spojrzenie, odchrząknął tylko znacząco, nie siląc się na komentarz dotyczący jej zachowania.
- Kto chciałby próbować tamtych specyfików? - odrzucił tylko, początkowo machając dłonią, jakby nie zamierzał się wdawać w dyskusję, ale podkusiło go jedno pytanie. - Myślałem, że może chociaż będzie miała inny smak. Czy kosztuje dwa razy tyle, co zwykła, za sam różowy kolor?
Wejście do kawiarni skutecznie uciszyło jego kontemplacje na temat sensu zamawiania różowej latte. Wnętrze było puste i małe, choć przeszklone ściany dawały złudzenie ogromu przestrzeni. Ich słowa brzmiały głośno i wyraźnie.
Baristka stojąca za kasą uśmiechnęła się do Fel w sposób, w którym obsługa zwykle uśmiechała się do klienteli. Lekko sztuczny, choć przyjazny. Radna przywykła do znacznie bardziej wylewnych reakcji na swoją obecność, ale tutaj nikt nie miał pojęcia, kim była. Słysząc francuski zarówno ona, jak i stojący za nią Ashford zastygli w miejscu, zaskoczeni.
- Przepraszam, może pani powtórzyć? Translator mi nie wyłapał... - westchnęła cicho i, choć stojący za nią mężczyzna przyglądał jej się podejrzliwie, kazała Fel mozolnie powtórzyć treść zamówienia. Nie dała po sobie poznać, że jego treść była podejrzana. - Imię? - spytała, chcąc wiedzieć, jak ją wywołać. Gdy Iris podała jej jakieś, obróciła się następnie do stojącego za nią porucznika.
James odchrząknął dyplomatycznie, podchodząc do kasy.
- Para mí, simplemente café. Sin cafeína. Café verde para la señora que está a tu lado - wyrzucił, lekko łamanym hiszpańskim. Gdy posłużył się innym językiem, jego brytyjski akcent nagle stał się ostry, mocny i jeszcze bardziej skonfundował baristkę. - La señora no lo beberá a menos que sea de otro color.
Uśmiechnął się, zadowolony ze swojego zamówienia. Kobieta stojąca za kasą zerknęła to na niego, to na Fel i, z wahaniem, przytaknęła, podsumowując rachunek. Z podejrzliwością na widok kwoty wyższej, niż wynosiłaby cena dwóch napojów dla dwóch ludzi, Ashford płynnie zapłacił swoim omni-kluczem.
- Jesteśmy multikulturowym małżeństwem, którego związek opiera się na translatorze - zadecydował, gdy wyszli na taras w oczekiwaniu na dziwne zamówienie. Nikogo tutaj nie było. - Niestety w szkole miałem hiszpański.

@Iris Fel
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [LUNA] Couloir City

29 sty 2024, o 20:49

Zaskoczył ją. Ponownie rzucił na głęboką wodę i choć teraz oczekiwał od niej, że osobiście zamówi kawę, a nie zmaterializuje swoją ujarzmioną biotyką wrota służące do przejścia z jednego końca pokoju do drugiego, dla Fel pierwsze myśli i odczucia były podobne.
Za wyuczonym, grzecznym uśmiechem baristki nie krył się żaden podstęp. Jej zachowanie, sugerowała, że nie pozostała rozpoznana mimo drastyczne zmniejszonej odległości. Szybka analiza dokonana rzuconym jednym, a następnie drugim, oceniającym spojrzeniem, pozwoliła jej uspokoić spanikowane głosy w głowie. Miała ułamki sekund na reakcje, wyskoczyła z zamówieniem w obcym języku, co najwyraźniej skutecznie rozbroiło i pracownice kawiarni, i samego Ashforda.
Z większą pewnością siebie, powtórzyła zamówienie, głośno i wyraźnie artykułując każde słowo. Lingwistyczne zamiłowanie z czasów szkolnych przydało się w najmniej spodziewanym momencie. Gotowa była pokazać kobiecie palcem na pozycje w menu, gdyby ta wciąż nie miała pewności, czy się dobrze zrozumiały, na szczęście obeszło się bez werbogestów. Do czasu.
- Comment je me nomme? - teraz to Fel potrzebowała pewności, iż się nie przesłyszała. Na końcu języka miała pytanie, od kiedy praktykuję mode ze Starbucksa, wywołując klientów po zamówienie po ich imionach, ograniczyła się jednak do jednego, pojedynczego słowa - Léa.
Z triumfalnym spojrzeniem, odsunęła się, aby zrobić miejsce dla mężczyzny. Słuchając jego życzeniem dla odmiany w języku hiszpańskim, gryzła się w policzki, aby nie parsknąć przede wszystkim w odpowiedzi na przytyk, który musiał zawrzeć w swoim wywodzie.
Zostawiła za nimi otwarte drzwi na taras, aby usłyszeli skonsternowaną baristkę ze środka kawiarni. Stanęła obok mężczyzny, opierając dłonie na zimnej, stalowej barierce. Popatrzyła na tafle wody, która odbijała ich falujące sylwetki do połowy; pozostałość znikała za szerokimi, pływającymi na powierzchni liśćmi.
- Słyszałam, że nie dałeś się przekonać i zamówiłeś bezkofeinową kawę. Ufam, że kiedy płaciłeś, nie szepnąłeś pracownicy, aby podmieniła nasze zamówienia - byli sami, nie było więc konieczności, aby ciągnęła tę rozmowę w innym języku. Zresztą, gdyby ktoś ich nakrył, zobaczyłby i tak stojącą obok siebie dwójkę ludzi, rozmawiających półgłosem, jakby chwila była intymna oraz wyjątkowa.
- Skoro tak, to kłócić się musimy zdecydowanie po włosku - puściła mu oczko, na moment uciekając od mężczyzny wzrokiem i obejmując spojrzeniem spokojnym, senny, nieco leniwy krajobraz. Mogłaby mu uwierzyć, że absolutne nigdzie się nie musi spieszyć, nie ma już żadnych, naglących obowiązków, także tych z tyłu głowy.
- Dlaczego zgodziłeś się przyjąć propozycję doktor Shaw? - w tej iluzorycznej bańce anonimowości, najłatwiej przychodziło pytać o rzeczy ważne, niekiedy trudne, a już na pewno nieoczywiste. Widziała w Jamesie uczciwego żołnierza zdolnego do udźwignięcia ciężaru ważnego, ambitnego zadania z ramienia admiralicji Przymierza. Dlaczego więc był tutaj z nią, a nie na froncie?

@Mistrz Gry
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [LUNA] Couloir City

29 sty 2024, o 21:29

Wiele rzeczy dotarło na Księżyc prosto z Ziemi - najwyraźniej również moda na wywoływanie klientów po imieniu, zamiast serwowania im napojów do stolika. Baristka z uśmiechem powtórzyła swoje pytanie i gdy usłyszała satysfakcjonującą odpowiedź, zapisała usłyszane imię na kartce papieru, nie udając nawet, że je zapamięta.
Taras był orzeźwiający. Słońce odbijało się od tafli stawu, nad którym był zawieszony. W oddali widzieli więcej parkowych alejek i spacerujących po nich ludzi, ale wysoko ponad rosnącymi wokół nich drzewami, ku sztucznemu niebu pięły się w górę wysokie wieżowce miasta.
W tym parku nie było słychać odgłosu skycarów mknących w powietrzu, ani zwykłej wrzawy głośnego miasta. A jednak było tutaj, otaczało ich - wysoko ponad zielenią, budynek na budynku, jakby i one wyrastały jedno po drugim na wzór drzew i kwiatów.
- Kto wie, może poprosiłem, żeby moja bezkofeinowa kawa była soczyście różowe? - odbił piłeczkę, uśmiechając się do niej szeroko.
Na tarasie było kilka stolików, umieszczonych przy przeszklonych barierkach. Chwilowo, mężczyzna oparł się jednak o balustradę, wodząc wzrokiem po pięknym i zupełnie nieKsiężycowym krajobrazie, który mieli przed sobą. Przez otwarte drzwi, Fel słyszała krzątającą się baristkę, która jako jedyna operowała za ladą i właśnie rozpoczęła przygotowywanie ich specyficznego zamówienia.
Parsknął śmiechem, nie wyjawiając swojej ukrytej znajomości języka włoskiego - o ile taką posiadał. Ta kwestia miała pozostać tajemnicą, podobnie jak natura ich dwóch zamówień, które niebawem miały być gotowe do odbioru.
Słysząc jej nagłe pytanie, zmieniające temat z błahego na znacznie ważniejszy, mężczyzna umilkł na krótką chwilę. Wodził przez chwilę wzrokiem po porastającej staw roślinności, nim wreszcie westchnął cicho, odrywając się od barierki.
- Ponieważ mam dobre serce i lubię pomagać innym? - odpowiedział, pół żartem, pół serio. Wyprostował się, odwracając plecami do pięknego krajobrazu, plecami opierając o barierkę. Podświadomie zauważyła, że teraz jego wzrok utkwiony był w drzwiach - jedynych wejściowych i wyjściowych na ten taras. - A może to ten milion kredytów, który mi zaoferowała?
Uśmiechnął się do niej półgębkiem. Jego rozbawiony ton wskazywał, że nie była to w pełni żadna z tych dwóch rzeczy, ale jednocześnie jej pytanie postawiło go na baczność. Powód był gdzieś schowany w jego głębi i skrzętnie sięgnął po humor, by nie wywlekać go na światło dzienne.
Fel wiedziała też, że Shaw na razie nie wystawiła jej żadnego rachunku, a wszelkie pytania o to zbywała w kulturalny sposób.
- Znamy się z Adrianne już długo - przyznał wreszcie, patrząc z daleka na baristkę, kończącą trzeci z czterech zamówionych przez nich napojów.

@Iris Fel
Ostatnio zmieniony 31 sty 2024, o 15:32 przez Mistrz Gry, łącznie zmieniany 1 raz.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [LUNA] Couloir City

29 sty 2024, o 22:01

Zmrużyła lekko oczy, aby wyłapać refleksy i tę subtelną grę świateł tuż nad powierzchnią wody. Gdyby w pakiecie z ich biotycznymi zdolnościami podbitymi przez czarną materię zawierało się zatrzymanie czasu, Iris bez wahania wykorzystałaby to miejsce i ten czas, aby złapać prawdziwy, głęboki oddech. Zdystansować się do wydarzeń z poranka. Dzięki Ashfordowi, skutecznie uciekała myślami od tego, co musiało się teraz rozgrywać na Cytadeli. Obiecała sobie, że podczas ich małej wycieczki do Couloir City myślami będzie tylko tutaj. Jak dotąd, udawało się jej wywiązać ze słowa, które może i nigdy otwarcie nie padło, ale osobiście uważała je za wiążące.
Roześmiała się teraz już bez skrępowania. Głośno i perliście. Zerknęła na Jamesa, jakby ten żart był soczysty. Dosłownie wybitny.
- Jeżeli to prawda, ciesze się, że tak naprawdę wolisz herbatę i obie będą dla mnie - odpowiedziała uśmiechem na jego uśmiech przytrzymując spojrzenie porucznika tak długo, aż nie dopatrzyła się wszystkich refleksów również w jego tęczówkach.
Wyprostowała się. Wiedział dobrze, że nie o to pytała. To nie tak, iż uważała Ashforda za egoistycznego, samolubnego człeka. Pasował jej do ram dzielnego samarytanina, gdyby zgodzić się, że te nie byłyby do końca sztywna. Definiujące. Ograniczające. Dając mu przestrzeń - oraz szansę - do pogłębienia swojej odpowiedzi, obróciła głowę tak, aby jednym okiem móc zareagować i dostrzec zmiany w jego postawie, mimice twarzy, ale drugim starała się obejmować otoczenie skoro James pilnował drzwi i w porę zareagować, gdyby ktoś wszedł w ich pole widzenia, jednocześnie mógł usłyszeć pojedyncze słowa wyrwane z toku rozmowy. Będąc połową multikulturowego małżeństwa, miała szeroki wachlarz możliwości, aby zamaskować poważną konwersacje, a także zwyczajnie odwrócić cudzą uwagę i zniechęcić do podejścia jeszcze bliżej.
- Była Twoim lekarzem? - dopytywała, starając się wyczuć, po którym pytaniu grunt stawał się śliski. Kiedy odpuścić, nie drążyć, nie próbować wciągnąć mężczyznę na niestabilna, niekomfortowe podłoże.
- Możesz mi wierzyć lub nie, ale nie czytałam Twoich akt, choć zasugerowano mi, że to... nietypowe, że ktoś z Twoimi dokonaniami na koncie nadal piastuje stopień porucznika i jest dyspozycyjny. Powiedz mi. Tego się spodziewałeś? - gestem, wskazała na siebie nieco odbiegając od poruczonego tematu, choć nie do końca. Nie wiedziała, co dokładnie powiedziano Ashfordowi, kiedy przedstawiano mu ofertę zjechania do ośrodka i wzięcia pod opiekę trenerką Radną Cytadeli we własnej osobie. Nie miała pojęcia, jaka wydawała się być w oczach mężczyzny, czego się po niej spodziewał, jakie miał obawy i założenia widząc najpierw nieznajomą figurę w telewizji, a następnie przed sobą na sali treningowej.
Czy już wtedy wiedział, że uda mu się ją wyciągnąć na randkę w Couloir City pod pretekstem zrealizowania zakupowej listy Duval?

@Mistrz Gry
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [LUNA] Couloir City

31 sty 2024, o 15:41

Dla kogoś wchodzącego do wnętrza kawiarni wydawaliby się zwykłą parą konwersującą na tarasie i korzystającą z piękna dzisiejszej pogody. Mimo tego, z bliska widziała czujność w spojrzeniu mężczyzny, gdy ten mimochodem ustawił się przodem do drzwi. Przez wejście do tarasu widać było również drzwi wejściowe do kawiarni, które kątem oka ciągle obserwował nie chcąc, by ktoś usłyszał choćby fragment ich rozmowy. Spod czapki na jego głowie, nie było widać zainteresowania w jego oczach, a jedynie wyglądał na kogoś pogrążonego w rozmowie i czekającego na swoją kawę.
- Absolutnie nie - parsknął śmiechem, kręcąc przecząco głową. Wyczuła, że o ile temat ich dyskusji wprawił go w czujność, to jeszcze nie balansowała na jakiejś granicy, której wolałaby nie przekroczyć. - Aż tak młody nie jestem.
Uśmiechnął się półgębkiem w jej stronę. Adrianne wyglądała na kobietę po czterdziestce i choć osiągnięcia medycyny estetycznej pozwalały ukryć wiek na długi czas, jeśli Shaw po nie nie sięgała to była dość młoda jak na szefową całego instytutu. Z pewnością zbyt młoda, by być lekarką trzydziestosześcioletniego Jamesa, który traktował ją najwyraźniej bardziej jak kogoś, z kim był na równi.
- Przyjaźnimy się - uściślił, nie chcąc, by wyobrażała sobie coś innego. Uśmiechnął się pod nosem na dźwięk jej zapewnienia. - Ale nie powiedziałem, że jestem dyspozycyjny.
Wsunął dłonie do kieszeni kurtki, zerkając na baristkę, która kończyła właśnie ich zamówienie.
- Gdy dołączyłem do programu, warunki wyglądały zupełnie inaczej, niż teraz. Podejrzewam, że sama wiesz, jak ludzcy biotycy byli traktowani przez Przymierze przez długi czas. To, że jestem teraz porucznikiem, wtedy wydawało się niemożliwością. Nie dla kogoś o tak nieprzewidywalnej przypadłości, jak moja - westchnął lekko. - Spodziewałem się znacznie gorszej przyszłości, niż mam teraz. Ale bycie porucznikiem to dla furii szklany sufit, którego nie da się przeskoczyć. Nie przez nasz okres przydatności...
- Léa! - krzyk baristki z wnętrza sprawił, że mężczyzna urwał w połowie. Oderwał się od barierki i automatycznie ruszył do wnętrza, ruchem ręki wskazując jej, by zajęła spokojnie miejsce przy stoliku i nie kłopotała się pójściem z nim.
Gdy wrócił z tacą wyłożoną czterema napojami, na jego twarzy malowało się rozbawienie. Trzy kawy i napar ziołowy - wszystko miało zupełnie inny wygląd i inną szklankę. Różowa latte, którą zamówiła dla siebie, była serwowana w niskiej, szerokiej szklance. Na różowej piance tkwił zdobny, jadalny kwiatek o płatkach w tym samym kolorze. Napar, który zamówiła dla Jamesa, zaparzony był w kubku jak do yerby mate, ale z wyglądu przypominał błoto, a mężczyzna ocenił go krytycznie spojrzeniem.
- Wygląda na to, że to dla ciebie, moja małżonko - westchnął ostentacyjnie, przesuwając ku niej wysoką, wąską szklankę z zieloną zawartością. Pachniała jak kawa, ale pianka w niej była bardzo wysoka, a w środku tkwiło coś, co wyglądało jak źdźbło trawy - najwyraźniej element ozdobny.
Przysunął do siebie zwykłą latte bez kofeiny, która wyglądała na najbardziej normalny element ich zamówienia.
- Cóż to jest? - zmarszczył brwi, przyglądając się błotnistemu naparowi.

@Iris Fel
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [LUNA] Couloir City

31 sty 2024, o 17:53

Byli zwykłą, najnormalniejszą parą, która korzystając z wolnej chwili oraz zauroczona skrawkiem zieleni, przysiadła w urokliwej kawiarni, gdzie prywatności wydawała się być w cenie nie większej, niż standardowe i bardziej wymyślne napoje serwowane przez tutejszych baristów. Umiała być przekonywująca w swojej roli, udanie zainteresowanej, czy wyrażanie atencji na kogoś, kto na co dzień żył w świecie polityki i zarazem brutalnej rozgrywki, wejście w swoją rolę wydawało się wręcz dziecinnie proste. Nie wykluczę, że gdyby rzeczywistość wymusiła na niej danie temu świadectwa, tak jak przed momentem James, popychając ją do złożenia zamówienia zamiast wyręczyć w tym Radną, miałaby większe opory przed okazaniem zauroczenia, bądź innego zapatrzenia w stojącego przed nią mężczyznę, na szczęście los im sprzyjał i nikt inny o tej porze nie poczuł nagle nieodpartej chęci napicia się kawy.
Przewróciła oczyma, kiedy napomknął o wieku. Teoretycznie, nie była to rzecz niewykonalna. Każda furia, nawet on, musiał mieć opiekę lekarską. Co prawda nie zagłębiała się w szczegóły funkcjonowania ośrodka oraz formacji Przymierza zrzeszającej w swoich szeregach żołnierzy posługujących się czarna materia. Była to jednak rozmowa na zupełnie inna okazję, ale też taką, którą bez większego zawahania mogli odbyć na terenie ośrodka na przykład w obserwatorium. Tutaj, na zewnątrz, chciała poruszyć inne kwestie.
Słuchała go uważnie, skupiona na twarzy oraz mimice mężczyzny, szukając w jego profilu tego, co wolał przemilczeć albo uważał, że nie warto wspomnieć. Nie wtrąciła się ze swoim zdaniem. Domyślała się, że Przymierza obchodziło się z furiami inaczej, niż z pozostałymi żołnierzami, także biotykami. Nie chcieli powierzać im wyższego szczebla dowodzenia z uwagi na obawy, przed ich wymuszoną samokontrola, przed brakiem pewności, kiedy dotychczasowa skuteczność zawiedzie, a tama pęknie, uwalniając cała, trzymaną na wodzy biotyke?
Żadne z jej pytań nie wybrzmiało, nie zdążyło się też odbić w spojrzeniu Fel. Z ociąganiem, kobieta odsunęła się od barierki i usiadła przy pierwszym stoliku, z którego nadal widzieli spory kawałek sztucznego zbiornika i jego roślinność. Na moment wystawiła twarz do słońca, chłonąć ciepło promieni, których nie miała na co dzień. Słysząc kroki, uniosła powieki i wyprostowała się. Spojrzała na Ashforda, na tarce, po czym parsknęła.
- Cóż za dobrobyt, kochanie - od razu, zgarnęła różane latte, obejmując palcami szklankę i przysuwając ja do siebie jak coś cennego. Coś, za czym tęskniła. Przez moment chłonęła oczyma kunsztowne wykonanie, nie spodziewała się, że w miejscu takim jak to, ktoś naprawdę zna się na swojej pracy i choć nie była to kawa sprowadzana z kolonii asari...
- Nalegam, abyś spróbował. Krytykujesz, a przecież nigdy nie piłeś, chyba że chcesz mi o czymś powiedzieć, o czym wstyd było Ci się przyznać wcześniej?- zwróciła się do Jamesa, oddając mu swoją kawę o dziwo bez żadnego zawahania. Nie każdy mógł liczyć na taki zaszczyt, a już na pewno wyróżnienie. Tymczasem, krytycznym spojrzeniem zmierzyła smuklejsze szkło i ostrożnie, wydobyła źdźbło trawy.
- To herbata. Wygląda jakby zaparzyli ją z jakiś liści, a pachnie... Mięta? Cytrusami? - nie mogła się zdecydować, pochylając się nad wrzątkiem i zaciągając intensywnym aromatem mieszanki ziół. Wygląd nie zachęcał, ale zapach nie był najgorszym. Pokręciła nosem. - Wymiękasz?

@Mistrz Gry
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [LUNA] Couloir City

3 lut 2024, o 14:06

Niewiele subtelności zdradzało, że nie byli zwykłą parą rozkoszującą się dniem w pięknym parku Couloir City, takich, które umykałyby wszystkim obserwatorom, ale były dostrzegalne dla nich samych. Fel, odziana w ubrania Clarissy i mająca krótkie, brązowe włosy, nie przypominała już siebie, ale jej mowa ciała nadal zdradzała kogoś, kto od paru lat posiada pewną władzę w swoich rękach. Jej podbródek zawsze zadarty był nieco wyżej niż przeciętnych mieszkańców, a nawet gdy w jej dłoni znalazły się dwie kawy - jedna piękna, różowa i druga podejrzana, zielona - w jej ruchach widoczna była etykieta. Sugerowała, że kobieta przywykła do zwracania szczególnej uwagi na swoje ruchy i miała świadomość tego, jak małe, drobne gesty mogły tworzyć różnicę.
Siedzący naprzeciw niej mężczyzna ubrany był na modłę, która w Couloir City była dość popularna. Wytarta, jeansowa kurtka zamiast eleganckiej marynarki garnituru wskazywała, że w swoim codziennym życiu nie musiał przywiązywać wagi do swojego wyglądu i nie obracał się w wysokich kręgach towarzyskich. Czapka na jego czole była zwykła, ale jej krój zdradzał zainteresowanie sportem i przebywaniem na zewnątrz, zamiast chowaniem się w środku przed słońcem. Ale jego szerokie barki zdradzały mięśnie chowające się pod materiałem, których nie sposób było nabawić się zwyczajnie spacerując na zewnątrz. Jego postawa zawsze zdradzała odrobinę napięcia - wybierał miejsca, w których mógł obserwować drzwi wyjściowe, a jego wzrok skanował otoczenie nieustannie, zwracając uwagę na najdrobniejsze szczegóły.
Teraz, chwilowo ta uwaga pochłonięta była naparem, który stał przed nim.
- Bardzo chętnie, kochanie - odrzucił z przekąsem, przyjmując od niej szklankę z różową latte - być może po części dlatego, by odsunąć od siebie wizję próbowania naparu. Upił mały łyk jej kawy, nim odstawił ją z powrotem przed kobietą. Cmoknął lekko, a jego ramiona drgnęły. - Kawa jak kawa - odrzucił, uśmiechając się pod nosem. Ciężko było powiedzieć, czy faktycznie nie widział w nim nic specjalnego, czy tylko szukał sposobu, by zajść jej za skórę. Tutaj nie mogła mu w końcu podstawić nogi.
- Ja, wymiękam? Po prostu jeszcze jest gorące - wytłumaczył się z rozbawieniem, ale przysunął kubek bliżej siebie. Zerknął na zawartość, która mimo cytrusowej nuty nadal przypominała błoto i upił łyk swojej kawy. - Oby nie zaparzyli tego z liści, które leżały akurat na ziemi.
Westchnął lekko, z wahaniem unosząc kubek i upijając najmniejszego możliwego łyka. Jego zmarszczone brwi rozluźniły się nieco w zaskoczeniu.
- Może być - określił się po krótkiej chwili, odstawiając kubek na bok. - A jak twoja zielona kawa?
Uśmiechnął się podstępnie, opadając na oparcie krzesła. Aktywował omni-klucz, łącząc się z siecią parku, w którym przebywali. Wywołał mapę, którą wcześniej oglądali przy wejściu.
- Jakieś jeszcze życzenia co do dzisiejszego dnia? - zagadnął, śledząc wzrokiem po mapie. - Mamy po drodze źródełko szczęścia, jakbyś chciała naładować bateryjki - dodał, zerkając na nią sponad mapy.

@Iris Fel
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [LUNA] Couloir City

3 lut 2024, o 15:00

Skupianie się na tym, aby w kazdym aspekcie zachowywać się absolutnie jak nie ona, mogłoby przynieść odmienne skutki i jeszcze bardziej rzucać się w oczy dla osob postronnych. Dzisiaj mogła być dyrektorem operacyjnym jakiejś korporacji, menadżerem dobrze presperującego w kosmosie biznesu, kobietą sukcesu, która zazwyczaj nie ma czasu na wakacje i dobrze czuje się ze swoimi pracoholizmem, lecz jak kazdy - bez wyjątku - kiedy w grę wchodzą uczucia i rzadko sprezentowana przepustka, nie wahała sie dlugo, pewna, ze na liscie priorytetów małżeństwo musialo byc co najmniej na równi z biznesowymi negocjacjami.
Przyglądała się uważnie Ashfordowi, kiedy chwycił w ręce jej filiżankę i nastepnie umoczyl w niej usta, kosztujac nietypowa i pod zadnym wzgledem przeciętną kawę.
- Amator - udala, ze wzdycha ciezko, maskujac swoj bardziej niż by chciała to przyznać rozbawiony usmiech za cienkim, eleganckim szkłem odzobionym abstrakcyjnymi maziajami, ktore nawet z bliska nie przypominaly konkretnego wzoru. Wątpiła, aby w miejscum takim jak to, serwowano kawę w miniaturowych dziełach sztuki, nie mniej, nic nie stalo na przeszkodzie, aby cieszyc oczy czyms po prostu ladnym. Od tygodnia jadala posiłki w zbiorowej stolowce, pila kawę jesli juz byla okazja w papierowym kubku i choc nie bylo w tym nic zlego, czujac pod palcami rozgrzana porcelane, jakas jej sentymalna czesc wspominala dom.
Nie była jednak pewna, czy ten na Cytadeli, czy jednak dawno nie odwiedzany na Ziemi.
- To moglby byc hit - podchwycila jego obawy i zamiast je rozwiac, zapewniajac mezczyzne, ze nikt nie odwazylby sie mu podac do picia chwastow, brnela w to dalej zachowujac niby zartobliwy ton, ale nie do końca.
- Zaparzymy Ci herbate z tego, co pozbierasz po drodze w parku. Tylko cztery razy drozej, niz cejlońska, badz earl gray - oparła się wygodniej na krzesle. Widok dookoła nich byl cudowny, autentyczny, a mimo to jej oczy uciekaly do Ashfoeda zamiast dobrze przygladac sie stawowi i zapamietac ten widok, kazdy jej szczegoł na później.
Cmoknęła, katem oka patrzac sie nieufnie na kawe, którą od dłuższej chwilowo kolysala w reku leniwie i jakos nie spieszyla sie do próbowania. Z drugiej strony, niebieska tez wydawala sie jej nieodpowiednia, a jej armat przeszedl najsmielsze oczekiwania, kiedy kosztowala jej na Korlusie. Wstrzymala oddech i spróbowała, najpierw zblizajac nos i zaciagajac sie aromatem, a kiedy ten ja do siebie przekonal, upila również lyk, ktoremu pozwolila rozlac sie po kubkach smakowych.
Nie odkladajac filiżanki na spodek, podniosla oczy na wyswietlona mape, zza ramienia Jamesa podazajac spojrzeniem po wytyczonych sciezkach.
- Znajac juz lepiej Ciebie i Twoje pomysly, przyda mi sie odrobina szczescia na najblisze dni. Dojdziemy tam ogrodem ziemskim, prawda? - wyciagnela reke i w powietrzu nakreslila sciezke, zerkajac na Jamesa czy wyrazi swoia aprobate.
- Później chciałabym zobaczyć Twoje ulubione miejsce w miescie i w drodze do sklepow, moze najbardziej turystyczną i reprezentatywną czesc? Chocby przelotem, z taksowki. Co Ty na to? - podejmowala pewne decyzje, byla jednak otwarta na negocjacje i sugestie swojego przewodnika. To znaczy męża.

@Mistrz Gry
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [LUNA] Couloir City

3 lut 2024, o 23:05

James nieufnie zerknął do wnętrza swojego nieprzeźroczystego kubka, w którym pływał szlamiasty napar. Chociaż zioła nie przypominały liści leżących na ziemi w parku, kawiarnia była wystarczająco elegancka i hipsterska zarazem, że nie było to takie nieprawdopodobne. Mimo tego, Ashford wypił kolejny łyk. Wyraźnie dawkował sobie tą przyjemność, bo głównie pił swoją kawę i tylko sporadycznie popijał zamówiony przez nią napój z ziół.
- Mnie i moje pomysły? - obruszył się początkowo, podnosząc wzrok znad mapy. Po chwili jednak jego myśli cofnęły się do dzisiejszego szkolenia i jego westchnienie zdradziło jej, że przyznał jej w duchu trochę racji. - Ale tak, przejdziemy ogrodem ziemskim. Muszę w końcu pobić cię w znajomości krzaków.
Schował uśmiech za krawędzią szklanki, dopijając swoją małą, bezkofeinową kawę jednym haustem. Pozostał mu tylko ziołowy napar, który chwycił w dłoń odruchowo, ale jeszcze nie zdecydował się na kontynuację walki z nim.
- Nie wiem, czy zdążymy zaliczyć wszystkie sklepy Clarissy - ostrzegł ją, zerkając na zegarek. - Do której mamy czas?
Narada Rady Cytadeli miała odbyć się za trzy godziny, z czego czterdziestu minut potrzebowali na samo dojechanie do ośrodka z garażu w Couloir City. To dawało im niecałe dwie godziny na obskoczenie wszystkiego, co chcieli zobaczyć i powrót do portu, by mogła jeszcze przygotować się przed spotkaniem.
Przez kilka minut Ashford zawiesił wzrok na stawie przed nimi. Jak ona, chłonął przyrodę, która w tym miejscu wcale nie wydawała się sztuczna czy nienaturalna. Ptaki ćwierkały w powietrzu, słońce przyjemnie grzało jak w samym środku wiosny, a drzewa szumiły, szturchane wiatrem.
Jedynie stukot jego kubka o blat zmącił tę ciszę po krótkiej chwili. Mężczyzna dopił resztę naparu i zerknął na nią wyczekująco. Gdy i ona była gotowa, wstał z miejsca i przytrzymał jej drzwi, gdy wychodzili z kawiarni. Wychodząc, spostrzegła znak w okolicach kasy z prośbą o odnoszenie naczyń, ale mężczyzna, mistrzowsko udając, że go nie widzi, wyciągnął ją z kawiarni jeśli tylko próbowała się wrócić.
W parku przybywało ludzi, choć gdy skierowali się do ziemskiego ogrodu, alejki były mniej uczęszczane. W oddali, Fel dostrzegła dwa, pokaźne drzewa jabłoni stojące u wejścia do odgrodzonej sekcji parku. Choć owoce na ich gałęziach były małe i niedojrzałe, rozpoznała je od razu.
- Chodziłaś kiedyś na grandę? - zagadnął, ni z tego, ni z owego gdy docierali do wejścia do ogrodu ziemskiego. - Czy w eleganckim Londynie nie uprawia się takich niewdzięcznych aktywności przeznaczonych dla klasy średniej?
Uśmiechnął się pod nosem, odsuwając lekko, jakby w obawie, że walnie go łokciem między żebra.

@Iris Fel
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2095
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [LUNA] Couloir City

4 lut 2024, o 00:31

Posłała mu wymowne spojrzenie. Jak się miała przyjemność przekonać na własnej skórze, nie żartował, kiedy napomknął, że nazajutrz będą biegać wokół bazy, tak samo nie drwił z niej, gdy oznajmił, iż dzisiaj jest dobry dzień na otwieranie przez nią kosmicznych wrót choć daleka była jeszcze od wypracowania jako takiego porozumienia z czarną materia. Biotyka wciąż plątała jej figle, aczkolwiek z dnia na dzień, czuła, że kontrola jest większa, a już na pewno czuła się pewniej, gdy czerpała z niej określoną, dostosowaną do potrzeb polecenia ilość.
Była na dobrej drodze, aby budzic się bez balaganu w pokoju. Przynajmniej taką miała nadzieję.
- Jeszcze czego! - udała oburzoną, a pustą filizanka wylądowała z łoskotem na spodeczku.
- Nie masz ze mną szans. Lepiej już pogodz się z porażką i obiadem kupiona w food trucku - nie chciała tracić czasu na eleganckie, czy inne, znane w mieście lokale. Mając do wyboru zjeść obiad w biegu, czy też drodze, a odczekać swoje w kolejce, następnie rozmawiać pół szeptem i oglądać się na każdego kelnera oraz gościa, który przechodziłby obok nich, bez zawahania wybrałabym opcje z kebabem w przydrożnej budce, ale zjedzonym później na świeżym powietrzu, na szczycie rzeźby sławnej tu jak Wieża Eiffla w Paryżu, czy Statua Wolności w Stanach Zjednoczonych, bądź inna, religijna rzeźba w środkowym państwie Europy.
Zerknęła na swój omni- klucz, sprawdzając czas lokalny z zapisanym w harmonogramie i kalendarzu spotkaniem.
- Posiedzenie zaczyna się za trzy godziny i sześć minut. Za tyle muszę się połączyć z nimi, lepiej, aby nie widzieli mnie w nowej fryzurze, z tego trudniej byłoby się wytłumaczyć niż z tłem absolutnie nie pasującym do ośrodka - mial rację. Musieli mierzyć siły na zamiary, wybrać pierwsze pozycje z listy Duval, dodać do nich butelkę, a najlepiej dwie przemyconego dla asystenci wina w podziękowaniu za to, co zrobiła dotychczas i co jeszcze będzie zawdzięczać Clarissie. Dopinając kawę w przyjemnej scenerii, opracowała z mężczyzna plan gdzie najpierw, a gdzie jak uda im się zdążyć w drodze do portu. Mimo tej całej spontaniczności, w której udało się jej odnaleźć bez potknięć, wiedza, gdzie i ile czasu mogła dalej spacerować, dodało Fel pewnej pewności siebie oraz bezpieczeństwa, jakby znowu - dokładnie tak, jak na co dzień - wszyatko było na swoim miejscu ściśle określonym przez procedury.
Roześmiała się, kiedy Ashford pociągnął ją do wyjścia, reagując szybciej, niż Iris zdążyła zrobić kroku ku stolikom, kiedy mijali informacje z prośbą o zwrot naczyń. Wypadli na zewnątrz, jak przyłapani na zbrodni amatorscy złodzieje. Puściła jego rękę dopiero, gdy weszli na właściwą ścieżkę, zgarniając sprzed oczu wyplatane przez wiatr brązowe kosmyki.
- Czesto wychodzisz po angielsku z lokali? - zagadała, nie dając mu do końca szansy na udzielenie odpowiedzi, ponieważ wystrzeliła palcem na najbliższy krzak.
- Herbaciane róże! Jeden zero, kochanie - ruszyła przodem, oglądając się na mężczyznę i puszczając mu oko. Zrównała się krokiem stając przed jabłoniami. To nie była pora, kiedy drzewa owocowały, a mimo to widok małych, niedojrzałych jabłek, budziło pewne odległe wspomnienie z beztroskich lat.
- Byłam dzieckiem admirała. Wiele rzeczy nie wypadało... - rozejrzała się, szacując, jak daleko byli ewentualni, inni goście w parku w zasięgu ich wzroku. - ... Na szczęście ojciec często wyjeżdżał na front, albo do sztabu. A czego oczy nie widzą, to wiadomo, że sercu nie żal. Masz ochotę na jabłko? Jeśli tak, musisz mnie podsadzić - nie wierzyla, że Ashford były do tego zdolny, a mimo to, z niemym wyzwaniem, wskazała głową ja niższa jabłoń, gdzie sięgnęłaby do gałęzi, gdyby tylko urosła te kilkadziesiąt centymetrów.
Bądź otworzyła sobie biotyczne wrota. Tyle że Lea nie była furią, a Radna Fel na szczęście skończyła już swój dzisiejszy trening.

@Mistrz Gry
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wróć do „Ziemia”