Tłum przetaczał się przez korytarz Cytadeli kilka metrów przed nimi. Większość przechodniów rozmawiała - choć nie ze sobą nawzajem, tylko z osobami gdzieś z drugiej strony extranetu - wywołując straszny harmider. Wysoko nad tłumem, na ścianie jednego z wieżowców, znajdował się ogromny animowany bilbord. Reklama wysokiej klasy żeli do ciała dla volusów prześcigała się o pierwszeństwo ze spotami zachęcającymi do zasilenia szeregów wciąż odbudowujących sił militarnych Rady.
- Co ty robisz... ziemskie plemię? - podirytował się volus, wskazując swą trójpalczastą dłonią na wyciągnięty omni-klucz Dalii
- Nie życzę sobie... żeby ktoś mnie skanował tylko dlatego... że tak mu się podoba! - brzmiał na autentycznie zbulwersowanego, ale czy ktoś jeszcze przykładał wagę do jego słów?
- To naruszanie... mojej prywatności! Wzywam SOC...! - zagroził, gdy Daniel złapał towarzyszkę i zaczął kierować ją w stronę wyjścia z zaułku. Niewysoki osobnik próbował zastąpić im drogę, jednak Frost niewiele się tym przejmując odepchnął go na bok z siłą, która wytraciła volusa z równowagi.
- Jak śmiesz! - krzyknął, odbiwszy się od ściany, co uratowało go przed upadkiem na plecy.
- Jestem...! - nie usłyszeli już kim, bo wmieszali się w tłum.
W porównaniu z mieszkańcami Cytadeli, obywatele miast planetarnych mieli niewielkie problemy z dotarciem do pracy. Na stacji nie dało się wyróżnić dnia i nocy - sztuczny cykl tych pór utrzymywano jedynie w Kręgu Prezydium. Zdecydowana większość stolicy nie zasypiała nigdy. Przez dwadzieścia godzin na dobę ulice pełne były zarówno śpieszących się do biura lub inne stanowisko, jak i z nich powracających. Nie było na Cytadeli pory, gdy nikt nie zaczynałby bądź nie kończył pracy. W tym największym mrowisku galaktyki panował wieczny ruch. Daniel i Dalia stali się jego częścią.
Dalia:
Co chwila przez kogoś potrącani lub popychani, starali się zmierzać w stronę doków, gdzie znajdował się należący do Frosta prom. Mijali akurat niewielki butik z pamiątkami, pod fasadą którego stała dwójka istot - salarianin, cały czas operujący na swoim omni-kluczu oraz młody ludzki mężczyzna. Skończyli swoją rozmowę, po czym szybkim korkiem ten drugi skierował się w stronę dwójki. W połowie drogi obrócił się, wciąż w marszu, by dodać
- Tylko się nie spóźnij! - a w efekcie wpadł prosto na Dalię, której najwyraźniej nie widział, idąc tyłem. Rosły mężczyzna, przemieszczający się z dużą prędkością, miał dość pędu, by wytrącić niewielką kobietę z równowagi, o ile nie wywrócić.
- Och, najmocniej przepraszam! Nic się pani nie stało? Ale ze mnie gapa! - zaczął szybko wypytywać, podając jej rękę, jeśli potrzebowała wrócić do równowagi. Złapał ją nawet delikatnie za ramię, gdy już stała i dodał
- Wszystko w porządku?
Daniel:
Najemnik bacznie obserwował tłum wokół siebie. Widział podejrzanego mężczyznę zaledwie kilka sekund, ale to wystarczyło, żeby w razie czego go rozpoznać. Gdyby Opiekun nie odwrócił jego uwagi, być może Frost zobaczyłby chociaż w którą stronę oddalił się osobnik. W tej chwili nie miał pojęcia gdzie tamten się znajduje - czy dalej ich śledzi? Może wie, że jest spalony? Jeżeli ktoś z nim był, to może teraz obserwuje ich ta osoba? Daniel pewny mógł być tylko jednego. Tego jednego, konkretnego mężczyzny nigdzie nie widział.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDeadline: jak napiszecie, to będzie.
Kolejka: Dalia > Daniel.