3 cze 2012, o 23:06
Cieszyło ją, że drell okazał się być taki kontaktowy i że trudno było go urazić. Właśnie takie osoby lubiła, zresztą sama taka była.
- Cóż, fakt, że wychowywałam się na Ziemi, w warunkach takich, że równie dobrze można było mnie zamknąć w klatce, nie pomógł w spotkaniu żadnego drella - powiedziała, dopijając U-boota. Jeden kufel to nie tragedia, ale jako następny trunek wolała zamówić coś sama, a nie zdawać się na łaskę kelnerki - choć ta może była łaskawsza. Poprosiła o wódkę z sokiem jabłkowym, żeby trochę się osłodzić.
Uwaga Hermesa o liliach wywołała w niej pewną tęsknotę za czasami, gdy ojciec nazywał ją swoim kwiatkiem. Cholera, drell strasznie ją tym rozczulił... Spojrzała na niego, przekrzywiając głowę. Z rozmarzonym spojrzeniem wyglądała trochę jak mała dziewczynka.
- Tak, lilie. Oczytany jesteś - stwierdziła. - Czyli doki, mała sumka pieniędzy... i zaproszenie kelnerki na wykwintną kolację. Ale kręcisz - stwierdziła dowcipnie tonem, który wskazywał na to, że nie żąda wyjaśnień, ale zwyczajnie żartuje. - Też wydawało mi się, że pracownicy nie pijają w klubach, w których obsługują... widać czerwonooka albo jest inna, albo ma ciężki dzień. - Spojrzała uważnie na mężczyznę i odezwała się w delikatny, przyjacielski, acz z nutką lekkiej przykrości, sposób: - Słuchaj, jesteś miły i w ogóle. Cieszę się, że ze mną rozmawiasz, ale nie krępuj się, jeśli chcesz do niej podejść... nie będę miała za złe, a przecież widzę, że ona cię interesuje.
Upiła łyka wódki z sokiem, która skapnęła jej trochę na bluzkę. Odstawiła szklankę i ręką niedbale przetarła plamę, nie zważając na to, jaki efekt to przyniesie.