Pani doktor przeprosiła Lillian, a jak tylko kobieta się odsunęła, uruchomiła kilkoma wpisanymi komendami monitor, który wyświetlił hologramowe podobizny czegoś, co wyglądało jak larwy. Kilka obiektów, każdy pokazany w innej pozycji, jedne nawet przekrojone tak, że było widać ich wnętrzności.
-
Zostały wprowadzone do ciała Zbieraczy. Największe ich skupiska znajdują się w mózgu oraz przy rdzeniu kręgowym. Wpłynęły na zmianę kodu DNA, ich ciała stają się bardziej przeźroczyste i świecące na pomarańczowo. Zarejestrowano także wyostrzone zmysły, szybszy refleks. Te drobnoustroje zmieniają Zbieraczy jakby pod czyjąś komendę. Wiem, ze to śmiałe stwierdzenie, lecz chcę je jak najszybciej udowodnić bądź obalić.
Wejście młodego mężczyzny z narzuconym na cywilny pancerz białym fartuchu przerwało wywód kobiety. Spojrzał on zmieszany po nieznanych mu osobach, lekko skinął głową, starając się ukryć swoje zawstydzenie.
-
Pani doktor, pilna rozmowa na linii. Czekają na panią w centrali komunikacyjnej.
-
Na mnie? Już idę. W tym terminalu znajdują się wszystkie badania i dane jakie dążyłam przeprowadzić. Nie ma tam nic nowego ponad to o czym już mówiłam, jednak może je śmiało i na spokojnie przejrzeć. Przepraszam.
Johnson pożegnała się i czym prędzej w towarzystwie mężczyzny opuściła pomieszczenie.
Kapitan McMillan nie zamierzał ukrywać, ze pojawienie się dodatkowych osób w kolonii nie było mu na rękę. Czuł się odpowiedzialny za każdą, pojedynczą jednostkę, ich obecność komplikowała mu bardziej życie. Nikt nie kazał mu ich polubić, pochodził więc do komandora z chłodną perfekcją, utrzymując całą rozmowę w służbowym tonie.
-
Trzydzieści żołnierzy w czynnej służbie oddanych pod moją komendę. Połowa patroluje bezpośrednio kolonię, druga połowa zaś jej okolicę oraz przestrzeń na wypadek zbliżenia się wrogich statków. Ta kolonia nie jest przygotowana na odparcie ataku z powietrza, toteż alarm pozwoli nam się szybko stąd wynieść.
Mierzył go przez chwilę spojrzeniem. Jego postawa ciała była prosta, mięśnie napięte.
-
Moje rozkazy? Wsadzić bezpiecznie naukowców do statków, które za dwa dni zjawią się tutaj i ich stąd zabiorą. Następnie zlikwidować okazy, które nie zostaną zabrane do laboratoriów oraz wrócić do domu. Co się tyczy środków bezpieczeństwa... na stole leżą datapady oraz mapy. Może je pan przejrzeć komandorze i nanieść swoje uwagi oraz propozycje.
Wskazał mu na stół ręką, co by się nie krępował, sam zaś został w pomieszczeniu niczym jakiś cień, który obserwuje każdy jego ruch. Oczywiście każda propozycja Wilsona spotkała się z dyskusją.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąAby nie przedłużać, możesz ze mną ustalić co i jak na gadu.
Pod wieczór cała kolonia zbierała się na posiłku. Salariańskie Widmo cieszyło się zainteresowaniem. Nikt oczywiście nie podszedł i nie powiedział mu niczego prosto w twarz, słyszał jednak szepty za swoimi plecami jaki przechodził obok. Jadalnia ulokowana była na centralnym placu kolonii. Stoły ustawiono pod gołym niebem. Było ciasno i tłoczno, jednak każdy się zmieścił oraz każdy dostał porcje ciepłego dania. Przebywanie w kupie choć trochę zmniejszało uczucie przytłoczenia faktem, że znajdowali się w zupełnie opustoszałej kolonii. To, co trzymał na tacy Flash różniło się od potraw podawanych ludziom, widocznie ktoś pomyślał, aby zatroszczyć się o żołądek Widmo. Kobieta puściła mu oczko kiedy odbierał swoją kolację.
Lilian poczuła jak czyjaś ręka uderza ją przyjacielsko w plecy. O mało nie przypłaciła tym wylądowaniem twarzą w misce.
-
Witaj, słodka.
Znała ten głos, znała również tę osobę. Wysoki, anorektycznie chudy mężczyzna z burzą czarnych loków i pięknymi, zielonymi oczyma był w jej oddziale podczas szkolenia N1. Andy? Tak. Sierżant Andy Villiers. Przysiadł się do niej.
-
Nie karmią tutaj najlepiej, toteż mogę Ci oddać moje ciastko. Co tutaj robisz, słodka? Przymierze przysłało nam pomoc, bo twierdzi, że sobie nie poradzimy?
Wilsonowi jak na złość przypadło miejsce obok pani doktor, która ostentacyjnie starała się patrzyć w stronę każdą byleby nie tę, po której on siedział.