- Przecież ja nie... ugh - Yovenko żachnęła się, nieuważnie omijając dwa pyjaki, które z nieukrywanym zadowoleniem zgarnął za to Rhama. Inna sprawa, że gdy odblokował swoją granicę stołu, jeden pyjak zdążył mu przez nią uciec. Chyba jednak tego nie zauważył. W przeciwieństwie do Nadii i Hawk, był równie beznadziejny w tę grę, co większość siedzących przy stole mężczyzn. O dziwo w punktacji nie był nawet ostatni. Ktoś jakimś cudem był jeszcze za nim.
- Po prostu lubię rozmawiać ze znajomymi i nieznajomymi, a że mi się dobrze z nim rozmawiało, to rozmawiałam, to nie moja wina że potem przyszli ci i zaczęli się czepiać.
Kilka osób roześmiało się szczerze, nadając słowom blondynki niewielką wiarygodność. Cokolwiek się wydarzyło przy barze, raczej nie dowiedzą się co to takiego było. Nie to, żeby to było jakoś szczególnie intrygujące.
Niepokój, który Hawk czuła, był zupełnie irracjonalny i nie czuł go nikt inny. To było pożegnanie, które miało być ostatnimi bezstresowymi chwilami na przestrzeni najbliższych kilku tygodni. Ale całe zamieszanie miało zacząć się od momentu, w którym Rhama odetnie swój omni-klucz i cały zabrany sprzęt od sieci Cerberusa, blokując siebie i całego Wraitha przed namierzaniem. Od chwili, w której wszyscy będą daleko stąd, a Iluzja zacznie wściekać się, że wyrwała mu się jego cenna zdobycz. Musiał mieć wobec niej kolejne plany, musiał wiedzieć jak wykorzysta jej okręt, skoro tak bardzo mu na nim zależało, a jednak ani Hawkins, ani Naeem nigdy nie dowiedzą się już, jakie te plany były. Teraz jeszcze byli bezpieczni, na tyle, na ile bezpiecznym można być na Omedze.
- Mam świetne nogi, podziękuję - odparła Nadia.
- Nie zauważyłem, chyba muszę sprawdzić - z udawanym niepokojem skomentował siedzący obok niej blondyn, a kobieta szturchnęła go z całej siły łokciem, wypuszczając kolejnego pyjaka, przez co faktycznie Hawkins wysunęła się na prowadzenie. Nie na długo jednak. Walka była wyrównana, obie odsadziły całą resztę o dobre kilkanaście punktów. W końcu jednak runda się skończyła i omni-klucz czerwonowłosej wyświetlił informację o wygranej.
- Szlag by to! Znaczy gratuluję - zreflektowała się Nadia, ale nie wydawała się szczególnie zadowolona z wyniku. Szybko jej jednak przeszło.
- Nauczyłam się cieszyć z małych rzeczy - wzruszyła ramionami. - Nietrudno mnie usatysfakcjonować.
To stwierdzenie poskutkowało kolejną salwą śmiechu przy stole, w kontekście całej poprzedniej rozmowy i wyczynów kobiety przy barze. Nawet Naeem zaśmiał się, wychylając jednocześnie ostatniego z płonących kieliszków. Zabrał się za zamawianie kolejnych, nieruchomiejąc na ułamek sekundy, gdy Hawk się o niego oparła, tak jakby powstrzymywał się przed automatycznym objęciem jej. I pewnie tak było. Nie odsunął się jednak.
- Ale się zdziwicie, jak się wam klima sama z siebie w waszych kajutach poprzestawia - mruknęła. - Oby wam gorąca ściana dupska nie odparzyła. Nie mam. Mam znajomych za to, ale wylecieli gdzieś tam. Teraz ich nie ma.
Zaproponowała kolejną rozgrywkę, ale nie było już chętnych. Potem zaczęła opowiadać coś na temat swojej pierwszej wizyty na Omedze, co miało zbyt długi wstęp, by móc się na tej opowieści skupić, do tego stopnia, że ostatecznie słuchały jej może ze dwie osoby. Dłoń Rhamy znów przesunęła się po udzie Hawk, równie niezauważalnie, co poprzednio. W końcu teraz siedziała jeszcze bliżej.
- A ty, Jean? - usłyszała jego głos, przebijający się przez muzykę i ogólny hałas. Długo się nie odzywał, teraz jednak odwrócił do niej głowę, wbijając wzrok w jej zielone tęczówki. - Nie masz tu nikogo, z kim chciałabyś się pożegnać? Albo chociaż zobaczyć przed wylotem?
- Może potańczyć pani chce, co? Tak siedzieć to bez sensu - zaproponował Sam, pochylając się do Hawkins z szerokim uśmiechem i wyciągając do niej dłoń. Nawigator był sympatyczny i należał do tych bardziej ogarniętych członków załogi Wraitha, a do tego doskonale tańczył, jako jeden z bardzo niewielu na tym pokładzie. Propozycja nie do odrzucenia, zwłaszcza że Naeem nadal nie kwapił się do towarzyszenia jej w tej rozrywce. Teraz jednak błękitne spojrzenie utkwione było w blondynie, a na twarz mężczyzny wróciła maska obojętności, która mogła w tej chwili znaczyć bardzo wiele.