Wyświetl wiadomość pozafabularną
Widząc, jak przygotowała się do wyjścia Jaana, zarówno Khari jak i Lybeck - jakby się umówili - z głośnym westchnieniem zawrócili z mesy, by ubrać się przed spotkaniem w pancerz. Dopiero uzbrojeni i opancerzeni zeszli z dziewczyną na stację. Bjorn wziął od niej torbę, nie po to jednak by przejąć na siebie całą odpowiedzialność, ale z czystej uprzejmości - w końcu ważyła trochę ponad osiem kilo. Obaj towarzysze Ritavuori z jej punktu widzenia wyglądali odpowiednio groźnie, by rola
dziewczynki z narkotykami nie powodowała aż tyle stresu. I nawet jeśli coś by miało pójść nie tak, nie byli bezbronni. Jaana w swoim ciężkim pancerzu przede wszystkim wydawała się wyższa, rzucał się też w oczy fakt, że czuła się w nim względnie swobodnie. Ludzie, którzy nosili taki sprzęt po raz pierwszy w życiu, ruszali się jak paralitycy, a dziewczynie do paralityka było na szczęście daleko.
Omega przywitała ich ciężkim powietrzem i hałasem. Tuż po wyjściu z doków nasyczał na nich kucający pod ścianą vorcha, a chwilę przed dotarciem do postoju taksówek jakiś niedomyty ludzki mężczyzna zaproponował im tanie papierosy, nad których jakością lepiej było się nie zastanawiać. Nikt jednak ich nie zaczepił na tyle, by Jaana mogła się poczuć zagrożona. Stacja żyła swoim życiem - chaosem, ale całkiem nieźle opanowanym, bezprawiem, ale pod kontrolą. Dla niektórych mogła być rajem, innych potrafiła zrazić już przy pierwszym lądowaniu.
Taksówka, kierująca się w stronę samego centrum Omegi, posłusznie włączyła się do ruchu i po kilkunastu minutach nawet przez zamknięte okna zaczęli słyszeć dudniącą muzykę. Zaświaty nie spały, wołały do siebie prymitywnym rytmem, w tempie uderzeń serca. I to działało, przelatując nieopodal wejścia do klubu widzieli długą kolejkę przed wejściem, czekającą tylko, aż będzie mogła się dostać do środka, znietrzeźwić i pozwolić się ponieść nocy.
Ale oni lecieli dalej, w górę. Skycar zawiózł ich w miejsce niedaleko, gdzie muzyka nie była już tak głośna, ale wciąż słyszalna. Po wyjściu z pojazdu i przejściu kilkunastu metrów, ukazały im się drzwi, przed którymi stał opancerzony batarianin, przeczesujący okolicę znudzonym spojrzeniem. Na widok przybyłej trójki wyprostował się i zmrużył swoje dwie pary oczu w wyrazie niekoniecznie zachęcającym.
Pierwszy w jego kierunku ruszył Lybeck, a Khari za nim, nie pozostawiając Jaanie innego wyjścia, jak tylko się dostosować. W końcu Bjorn wciąż trzymał torbę.
-
Aeedra na nas czeka - poinformował ochroniarza, na co ten zareagował jedynie skinięciem głową i ustąpieniem z drogi. Drzwi rozsunęły się, wpuszczając ich do środka.
Znaleźli się w vipowskiej części klubu, tego nie dało się ukryć. Muzyka była tu nadal głośna, ale nie aż tak, nie było też tłoku. Na ich trójkę prawie nikt nie zwrócił uwagi, może poza jedną asari i barmanem, który tylko przesunął po nich wzrokiem i wrócił do swoich zajęć.
-
Ma czekać w prywatnej loży... chodźmy jej poszukać - Lybeck rozejrzał się w poszukiwaniu wspomnianego miejsca i w końcu skinął na pozostałych głową. -
Tam.
Loża znajdowała się za drzwiami prowadzącymi do krótkiego korytarza, a z niego dało się już wejść do właściwego pomieszczenia. Nietrudno było się domyślić, o które mogło chodzić - było jedno, przed którym stały dwie asari w lekkich pancerzach. Nie zatrzymywały ich, pozwalając im wejść do środka i wtedy już Bjorn wpuścił Ritavuori przodem.
Pokój był niewielki, umeblowany wygodnie, ale ascetycznie. Nie było tu tysiąca poduszek i czerwonych, miękkich obić, czego mogli się spodziewać. Okrągły stolik na środku otoczony był fotelem i trzema szerokimi kanapami z twardej skóry, co prawda wygodniejszymi niż te w części klubu dostępnej dla wszystkich, ale utrzymanych w tej samej kolorystyce. Na jednej z kanap, przodem do wejścia, siedziała asari w grafitowym kombinezonie. Na widok Jaany uśmiechnęła się szeroko, może trochę lubieżnie i gestem wskazała wolne miejsca wokół siebie.
-
Proszę - rzuciła cicho. -
Czekałam, chociaż i tak jesteście wcześniej, niż się umawialiśmy. Chcecie coś do picia?
Jej głos był miękki, z rozciągniętymi samogłoskami i pojawiającym się nieregularnie przydechem, jakby mówiła tylko do jednej osoby i mówiła w sekrecie, tłumiąc głos przed innymi. Człowiek mimowolnie pochylał się ku niej, przekrzywiał głowę. I ten uśmiech, równie niepokojący, co uroczy.