W galaktyce istnieje około 400 miliardów gwiazd. Zbadano lub chociaż odwiedzono dotąd mniej niż 1% z nich. Pozostałe światy oraz bogactwa, które zawierają, wciąż czekają na odnalezienie przez korporacje lub niezależnych poszukiwaczy.

Carmen Ortega
Awatar użytkownika
Grafik
Posty: 1179
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:32
Wiek: 32
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Oficer Cerberusa
Lokalizacja: Aite
Status: Agentka Cerberusa działająca pod przykrywką fałszywej tożsamości, pirat.
Kredyty: 9.300
Medals:

[Sheol->Ferr]

30 lip 2012, o 10:51

Podszedłszy bliżej, kobieta mogła dostrzec coś, czego nie widziała wcześniej. Oczy Maulsona. To nie były oczy człowieka zdrowego psychicznie, zaczynała powątpiewać, czy w ogóle oczy człowieka mogą normalnie w ten sposób wyglądać. Nie uśmiechało jej się podążanie w głąb tego szaleństwa za kimś takim, ale czy w ogóle miała jakikolwiek wybór w tym momencie? No właśnie. Dodatkowo, o ironio, posłuchanie go było jedynym wyjściem, jeśli chcą zbadać co tu właściwie cały czas ma miejsce; pomimo tego, wolałaby jednak by aktualnie nie byli prowadzeni niczym bydło do zagrody.
Wreszcie, na końcu przerażającego tunelu zauważyli światło, jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało. Okazało się to nie być niczym innym, jak dość pokaźnych rozmiarów pomieszczeniem urządzonym na planie koła. Co dziwne... nagle zdała sobie sprawę, że panuje tutaj nienaturalna cisza. Po spojrzeniu na towarzyszy zauważyła, że nawet oni nie wydają żadnego dźwięku. Jak to możliwe? Może komunikator w hełmie szwankuje… Tylko nie znowu to cholerstwo, nie w tej chwili!
Właściwie to, co działo się w następnych sekundach przeczy wszelkim prawom logiki. Maulson kulący się na ziemi, wrzeszczący do sufitu... wszystko, każdy centymetr ściany, podłogi, "opętany" - bo chyba to było najadekwatniejszym określeniem - żołnierz, wszystko manifestowało złowrogo fakt, że nie są tu mile widziani. Na domiar złego coś zaczęło spadać... "O jezu" - pomyślała tylko, gdy spojrzała w górę a nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Poczuła niechciane mrowienie na karku, które szybko rozeszło się po całym ciele, dając upust negatywnym emocjom związanym z widokiem "żywego" sufitu pełnego owadów. Pająk, który właściwie znikąd nagle pojawił się na jej wizjerze był jednym z najgorszych rzeczy, jakich dzisiaj - i zapewne przez długi czas - zdołała doświadczyć. Pospiesznie strzepnęła go z hełmu, jak wcześniej skolopendrę z ramienia, z obrzydzenia prawie roniąc łzę. Nie było już ku temu daleko.
Było stąd wyjście. Prowadziło korytarzem na wprost, tylko chwilę biegu z jej aktualnego miejsca położenia. Obejrzała się jeszcze raz na Stark, by ocenić, czy jest choć w znikomej części władz umysłowych, by pobiec do wyjścia razem z nią. Gdyby nie była, szarpnęłaby ją za sobą i puściła się jak najszybszym biegiem w stronę korytarza.
Mundur Ubiór cywilny Theme Carcharias Wraith GG: 5800060
ObrazekObrazek
+70% do obrażeń od mocy +15% do obrażeń od broni +15% do celności
Obrazek
Ahri’Zhao vas Orionis
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 372
Rejestracja: 2 cze 2012, o 10:28
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Quarianka
Zawód: Medyk
Status: Członek załogi statku ludzkiego Widma. Wędrówkę ukończyła zdalnie (dzięki pomocy Rady), nie powróciła jeszcze na Flotyllę.
Kredyty: 10.535
Lokalizacja: Miasto Łódź
Medals:

Re: [Sheol->Ferr]

30 lip 2012, o 13:47

Ahri mogła się nad wyraz dosadnie przekonać, że Maulson był silnym mężczyzną. Jego ramię przytrzymywało ją tak mocno, że nie próbowała się już nawet wyrywać. Uścisk sprawiał jej pewien ból, ale szeregowy miał tyle wyczucia, że mogła swobodnie oddychać. Konrad, pani doktor i pani komandor powoli ruszyli korytarzem, który wskazał mężczyzna. Potem ruszył przed siebie, pchając przed sobą quariankę, ale nie luzując chwytu.
Mijali długie metry podobnych do siebie ścian. Ahri nie mogła przyjrzeć się im zbyt dokładnie, gdyż swoboda jej ruchów była raczej niewielka. Widziała, że korytarz jest raz szerszy, raz węższy, ale nie była pewna: czy to tylko kwestia tego jak go zbudowano, czy budowla zmieniała swój kształt? Wydawało się jej również, że jest w kamieniu coś, co ją obserwuje. W obecnej sytuacji, będąc zakładnikiem żołnierza opętanego przez nieznaną technologię, zapuszczając się głęboko w otchłań przyprawiającej o obłęd budowli, stwierdziła, że to złudzenie. Nie szukać wroga w samym korytarzu.
Ten się skończył, a grupa wylądowała w dużym, okrągłym pomieszczeniu. O ile wcześniej skrajni sceptycy mogli się upierać, że to jaskinia, a nie budynek, to teraz nie można było mieć wątpliwości. Sala była idealnie okrągła. Nie to jednak przykuło uwagę Ahri. Gdy się w nim znalazła, nastała cisza. Absolutna cisza, w której nie słyszy się nawet naturalnego szumu, jaki wydaje świat. Ludzie dookoła, krople wody, jej własny kombinezon. Nic nie wytwarzało ani odrobiny dźwięku. Uczucie jaki to wywoływało było okropne. Myślała, że ogłuchła. Nagle poczuła przypływ wolności, a przede wszystkim przestała czuć sprawiający ból nacisk, gdy Maulson ją puścił. Doktor Zhao ledwo utrzymała się na nogach, biorąc głęboki wdech. Wtem mężczyzna rozdarł ciszę swym krzykiem. Dźwięk cierpienia jako jedyny wypełniał ich uszy.
Była blisko Konrada, gdy sufit zaczął się sypać. Poczuła nagły przypływ ciepła i ponownie robiło jej się duszno. Czuła dym. Co on robił wewnątrz jej skafandra? Nieszczelność? Keelah, musiała coś uszkodzić próbując wyrwać się z uścisku. Pomieszczenie wypełniły płomienie, oddzielając ich od reszty grupy. Ściana ognia zbliżała się do nich, choć w sali nie było niczego, co mogłoby się palić. Z wyjątkiem ich samych. Na Flotylli nie było gorszego żywiołu niż ogień. Niszczył statki, trawił ciała tych, którzy nie mogli przed nim uciec. Dla Ahri i inżyniera jedyną szansą na nie padnięcie jego ofiarą wydawał się korytarz na drugim końcu komnaty. Medyczka miała nadzieję, że pozostali, od których zostali odcięci, też znajdzie sposób na ucieczkę. Poczuła rękę Konrada ciągnącą ją w stronę wyjścia. Opierała się przez krótką chwilę, czekając aż przyjdzie jej do głowy sposób by pomóc reszcie. Strach przed ogniem był jednak zbyt silny. Zakorzenił się w każdym quarianinie i wołał "Uciekaj!".
Tak też zrobiła.
ObrazekObrazek GG: 21021010 Have killed many, Shepard. Many methods. Gunfire, knives, drugs, tech attacks, once with farming equipment. But not with medicine.
~ Mordin Solus
Bonusy:
  • - 30% koszt mocy
  • + 10% obrażenia broni
  • + 10% tarcze
  • + 10% pojemność pochłaniaczy
Ku uniknięciu wszelkich nieporozumień:Zwracając się do mnie jako do postaci, używaj rodzaju żeńskiego.
Zwracając się do mnie jako do użytkownika, używaj rodzaju męskiego.
Stark
Awatar użytkownika
Posty: 292
Rejestracja: 12 lip 2012, o 11:23
Miano: Jessica Andromeda Stark
Wiek: 33
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Komandor Sztabowy, N5
Kredyty: 80.000
Medals:

Re: [Sheol->Ferr]

30 lip 2012, o 14:31

Stark nienawidziła takich sytuacji bezradności. W tym ciemnym korytarzu nie mogła nic zdziałać, było zbyt wielkie ryzyko, że szeregowy faktycznie kropnie quariankę. Mogła tylko iść przed siebie z resztą ludzi. Podróż się cholernie dłużyła, zdawała się wlec i wlec, a Stark nie miała okazji na uwolnienie kobiety, szlag!
Dotarli w końcu do okrągłego pomieszczenia... no i co teraz można by było zapytać. Odpowiedź przyszła sama. Chaos, nieprzenikniony chaos. Szeregowy zaczął krzyczeć jakby coś rozsadzało mu głowę, puścił quariankę i darł się dalej. Ten krzyk był tak przenikliwy, że ranił uszy w połączeniu z tą nagłą nienaturalną ciszą. Ciarki na plecach pojawiły się nagle, Andy rozejrzała się za Straussem, ale ani jego ani pani doktor nie było! Co się dzieje do ciężkiej cholery. Latynoska tylko została, ale zdawała się nie dostrzegać Szerego... chwila... przecież to nie był szeregowy tylko Rose! W tej też chwili uświadomiła sobie, że słyszy nie jego krzyk, a głos młodszej siostry. Reakcja była całkowicie odruchowa. Stark podbiegła do Rose i padła przy niej na kolana łapiąc ją za ramiona. Co się działo?! -Rose! - Krzyknęła i lekko potrząsnęła dziewczyną. -PEREZ!! - Wrzasnęła do stojącej i gapiącej się w sufit kobiety. Co ona tam tak wygląda, kiedy Rose... kiedy... szeregowy... cholera ta osoba cierpi!!
Stark starała się odepchnąć myśl, że to jej siostra mimo, że słyszała jej płacz i krzyk, że widziała ją przez wizjer! To nie mogła być ona! -Rose do ciężkiej cholery zostałaś na Cytadeli, jesteś z rodzicami! Bezpieczna! Słyszysz, jesteś bezpieczna!! - Wrzasnęła do osoby przed sobą czy to był szeregowy czy jej siostra. -Perez przestań gapić się w ten pierdolony sufit! Musimy zabrać Ro... szeregowego. Kurwa gdzie jest Strauss i Zhao!!?? - Krzyknęła patrząc wciąż w wizjer hełmu siostry... NIE! szeregowego! -Szeregowy, weź się w garść! -Krzyknęła raz jeszcze po czym, starając się nie panikować i zachować zdrowy rozsądek, wstała i pociągnęła za sobą szeregowego za rękę, zarzuciła sobie jego ramię na szyję, a drugą ręką objęła go w pasie by nie upadł. -Nie możemy się zatrzymywać. - Zakomenderowała. Musieli iść, tak czy siak, musieli iść. Zbliżyła się do Perez. -Strauss, słyszysz mnie? Odezwij się do cholery, gdzieś polazł? - Zawołała raz jeszcze do mikrofonu. Mieli się nie rozdzielać do groma!
ObrazekObrazek

Moje avki: ~1~, ~2~, ~3~
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Sheol->Ferr]

30 lip 2012, o 16:11

Ahri i Konrad pobiegli w głąb przeciwnej konstrukcji, tak szybko jak się dało, ale mimo wszystkie byli świecie przekonani, że ogień ich goni, że depcze im po piętach i dym odbiera oddech. Byle jak najdalej, byle uciec od koszmaru. I nagle wrażenie znikło, mogli swobodnie oddychać, chociaż czuli zmęczenie od biegu.

Konrad:
Opierał dłonie na kolanach starając się złapać oddech po długim biegu. Mimo wszystko coś takiego było wyczerpujące, tym bardziej, że napędzał go strach. Nagle usłyszał za sobą głos. Znajomy głos osoby której nie powinno tu być.
- Te, Blondie, ruszaj się, kapitan nie będzie czekała na nas wiecznie a blokujesz przejście. – Kiedy wyprostował się i obrócił za nim stał Krush, Ahri i Sile, unoszący w wyczekiwaniu za wizjerami brwi. Coś tu było mocno nie tak. Kiedy spojrzał z powrotem na przód, rozpoznał to miejsce od razu. Logasiri utrwaliło się w jego myślach na stałe i chyba już tam zostanie. Znajdowali się przy ostatnim zakręcie, na ziemi leżał martwy batarianin, obok unieruchomionej wieżyczki. Zaraz, czy w tym momencie nie powinni już spotkać Vanessy? Miał mętlik w głowie i nie wiedzieć czemu jakieś dziwne, nieprzyjemne przeczucie ściskało mu gardło. Tak jakby domyślał się złego zakończenia nim jeszcze ono nastąpi. Kroganin popchnął go w przód i chcąc nie chcąc skierował się w stronę uchylonych drzwi celi. Kiedy Sile pchnęła je do przodu, wszyscy nagle zamarli. Na pryczy leżała ich kapitan, z głową opuszczoną w dół. Ogniste włosy miała posklejane od osocza, zapadnięte policzki podkreślone zostały jedynie przez nienaturalną bladość. Pod jej osobą powoli rosła niewielka kałuża krwi barwiąc szarą pościel i ściekając po opuszkach palców na leżący na podłodze pistolet. Ahri dopadła od razu do kobiety, chcąc jakoś zareagować, pomóc, jednak po chwili tylko smętnie pokręciła głową, szepcząc coś, co mimo wszystko dosłyszeli.
- Spóźniliśmy się... Ona... – Tutaj zabrakło jej słów. Ona nie żyła, sama odebrała sobie życie. To by wyjaśniało czemu wcześniej, na łaziku widział jej zjawę z raną postrzałową w głowę. Najgorsze, poza tym widokiem, był fakt, że chwilowo trudno było odróżnić wizję od rzeczywistości. Sile uderzyła z całej siły w ścianę, gdzie od biotyki pozostał głęboki odcisk. Krush stał jedynie w miejscu, chyba wciąż jeszcze nie wiedząc jak zareagować.

Ahri:
Biegła za Konradem, starając się dotrzymywać mu kroku. Wciąż czuła żar na plecach i już czuła, że nie da rady, kiedy nagle uczucie minęło. Opierała się plecami o metalowe drzwi. Chwileczkę. Metalowe drzwi? Kiedy się obróciła, idealnie rozpoznała wnętrze maszynowni Tesleya. Drzwi emanowały ciepłem, a gdzieś zza nich słyszała krzyki agonii. Tam umierali jej towarzysze, znajomi. Nie wiedziała nawet skąd ta nagła pewność, że tak właśnie było. Poczuła jak ktoś chwyta ją za ramię. Przed nią stała jej matka i nawet mimo wizjera, dało się z jej oczu i gestów odczytać wyraźne cierpienie. Cokolwiek się tutaj działo, to musiałą być katastrofa.
- Jesteśmy odcięte w maszynowni, im już nie pomożemy, skarbie. – Wyszeptała z trudem przełykając własne słowa. Po chwili pociągnęła ją za sobą i zaczęła wystukiwać coś na klawiaturze terminala. Po chwili kiedy Ahri zerknęła jej rpzez ramię zauważyła krótkie nagranie z ojcem w roli głównej. Kurczył się zrezygnowany w rogu pokoju, gdzie dookoła panował żywioł ognia. Zaraz usłyszała też jego zmęczony ale i przestraszony głos. „Kochanie, to jakieś zwarcie w kabinie pilota, wymknęło się spod kontroli. Ja... Nie dam rady do was dotrzeć, ratuj naszego małego geniusza. Niech któregoś dnia obejrzy zachód słońca na Rannoch, mnie nie będzie to dane. Kocham was obie. Keelah Se’lai” Potem film się urwał, a quarianka uderzyła pięścią o terminal. W gardła wyrwał jej się krótki szloch.
_____________ Obie kobiety, Carmen i Stark jak najszybciej chciały wydostać się z tego dziwacznego pomieszczenia. Carmen biegła ile sił w nogach, Stark pozostawała nieco w tyle, z powodu obciążenia szeregowy/Rose. Dopadły w końcu do kolejnego pomieszczenia, gdzie ściany... całe ozdobione były lustrem. Zarówno sufit jak i boki pomieszczenia odbijały ich postaci.

Carmen:

Przez całą drogę ucieczki, miała nieodparte wrażenie, że coś dostało jej się pod materiał pancerza i pełza teraz po nagiej skórze, znajdując się coraz bliżej twarzy. Kiedy już czuła, że nie wytrzyma, nagle uczucie zniknęło. Kiedy tylko znalazła się w tym nowym, tajemniczym pokoju, od razu poczuła ulgę. Przynajmniej chwilową. Kiedy zerknęła w lustro widziała swoje odbicie, zmęczony oczy za wizjerem, ze znikającą powoli trwogą. Z początku obserwując swoje odbicie, czuła jedynie dziwaczny spokój. Jakby nagle uleciały z niej wszystkie negatywne emocje. Słyszała jakiś huk za sobą, kiedy spojrzała przez ramię okazało się, że na Ziemi leży szeregowy, wyraźnie jednak wciąż oddychając. Dobrze, uwolnili się od koszmaru, przynajmniej na jakiś czas. Powierzchnia lustra była nadzwyczaj gładka. Kiedy jednak chciała wrócić spojrzeniem do swojego odbicia zarejestrowała coś dziwnego. Mimo, że ona się poruszała, Carmen pod drugiej stronie, pozostała w zupełnie sztywnej pozycji. Tak jakby lustro uchwyciło obraz pierwszego odbicia. Nagle obraz zaczął się powielać i teraz w rządku stało obok siebie kilkadziesiąt jej klonów, zerkając na nią beznamiętnym spojrzeniem zza drugiej strony.

Stark:
Wpadła do Sali z Rose wciąż przewieszoną przez jej ramię. Mimo, że przedostali się z jednego pomieszczenia do drugiego, na kanale panowała cisza. Nie słyszała odpowiedzi Konrada ani Ahri, była tutaj sama z Doktor Perez i sama już nie wiedziała kim. Była święcie przekonana, że zostawiła Rose na Cytadeli a jednak... A jednak była tu, opierała się o jej ramię oddychając ciężko. Ale przynajmniej gdzieś w połowie drogi przestała krzyczeć. Teraz pozwoliła sobie wyślizgnąć się z uścisku siostry i opadła na ziemię, twarzą do dołu. Wciąż jednak poruszała jej się klatka piersiowa, gdy oddychała chrapliwie.
- Ja nie dam rady, sis. Lepiej mnie tutaj zostawcie. – Wymamrotała. Kiedy Stark uniosła jednak spojrzenie na lustra, widziała w nich jedynie odbicie swoje jak i Perez. Rose, leżąca u jej stóp zwyczajnie nie była tam widoczna. To była pusta przestrzeń. A mimo to, kiedy spojrzała w dół, wciąż ją widziała. Całą, żywą i bynajmniej nie była mirażem. Mogła ją spokojnie dotknąć. Kiedy obróciła ją na plecy, dostrzegła to co ostatnio w łaziku. Nagą czaszkę za wizjerem. Z tą różnicą, że teraz na pancerzu wymalowane miała krwią cztery proste słowa „Nie patrz za siebie.”Tak się boje, tu jest tak ciemno. – Usłyszała słowa siostry, mimo, że wciąż widziała za wizjerem makabryczny widok.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Carmen Ortega
Awatar użytkownika
Grafik
Posty: 1179
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:32
Wiek: 32
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Oficer Cerberusa
Lokalizacja: Aite
Status: Agentka Cerberusa działająca pod przykrywką fałszywej tożsamości, pirat.
Kredyty: 9.300
Medals:

Re: [Sheol->Ferr]

30 lip 2012, o 18:55

Dobiegając do pomieszczenia najszybciej jak umiała, poczuła wielką ulgę, gdy to paskudne uczucie łażących po jej ciele robali w końcu się ulotniło. Nienawidziła tego. Wszelkie, co małe, z różkami, sześcionogie... budziło w niej najgorsze obrzydzenie jakie tylko może budzić w kimś owad. Obrzydzenie posunięte do tego stopnia, że każde pomieszczenie będące pod jej "nadzorem" i nie znajdujące się w przestrzeni, najpierw jest dokładnie odkażane i dekontaminowane, by nadawało się do użytku. Stanęła na moment i wzięła głęboki oddech, po czym odwróciła się, gdy usłyszała, że za nią dobiegła tu też Stark. Co więcej, nie sama, a to ją nieco zirytowało.
- Nie trzeba było go stamtąd zabierać - rzuciła w stronę pani komandor zimnym niczym sopel lodu tonem - będzie tylko przeszkadzać. On nam jeszcze uprzykrzy życie - dokończyła, swoją uwagę z Maulsona kierując na otoczenie, w jakim się znajdowali. Lustra? O do cholery, niech szlag weźmie ten cały pieprzony dom strachów. Chciałaby się w końcu pozytywnie zaskoczyć, ale chyba już nie miała co liczyć, aż do momentu odnalezienia źródła problemów, jakie cały czas ich dręczyły. Mimo wszystko, po chwili nerwów poczuła się dziwnie odprężona. Nie wiedziała co się właśnie z nią dzieje, ale była stuprocentowo przekonana, że to znowu sprawka tego samego...
Wcześniej zerknęła na te gładkie ściany i zdawały się być normalne. Dlaczego teraz jej odbicie się nie porusza? I... dlaczego jest go aż tyle? Chorych wrażeń zaczynała mieć już dość na długie miesiące. Podchodząc do jednego z luster, tego najbliższego, delikatnie pogładziła je opuszkami palców. Jakkolwiek dziwnie by to teraz nie brzmiało lub wyglądało, zdawały się być prawdziwe. Wiedziała jednak, że odbiciom nie może ufać. Złapała się przez chwilę obiema dłońmi za hełm w miejscu czoła, jakby rozmyślając co zrobić. Poczęła się rozglądać w ciszy za następnym przejściem.
Mundur Ubiór cywilny Theme Carcharias Wraith GG: 5800060
ObrazekObrazek
+70% do obrażeń od mocy +15% do obrażeń od broni +15% do celności
Obrazek
Konrad Strauss
Awatar użytkownika
Posty: 861
Rejestracja: 2 cze 2012, o 09:03
Wiek: 29
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Specjalista N2
Lokalizacja: Treches
Status: Starszy sierżant. Doświadczenie z obcą technologią(trzy razy). Po załamaniu nerwowym, jest na przymusowym urlopie.
Kredyty: 38.570
Medals:

Re: [Sheol->Ferr]

30 lip 2012, o 20:32

Kiedy razem z Ahri, przemierzali jedne z korytarzy, szukając drogę ucieczki przed goniącym ich ogniem, na moment przestał czuć żar na plecach. Spojrzał za siebie i rzeczywiście ognia nie było, a jedyne uczucie jakie czuł obecnie, to zmęczenie po tym maratonie. Przykucnął chcąc złapać oddech, kiedy usłyszał czyiś znany głos. Odwrócił się za siebie i zobaczył całą drużynę. Wszystkich, którzy wtedy byli na tej planecie batarian, której nazwy nie potrafił zapamiętać do dziś.
- Już, już - odpowiedział i zamrugał. Odpowiedział fantomowi i zaśmiał się krótko z tego powodu. Pamiętał jednak to miejsce, bo tutaj właśnie była ostatnia prosta do celi Ness. Coś się tylko zmieniło. Batarianin i działko, popsute, ale gdzie ona była? Tam blisko była jej cela, powinna tam być.
- To ta cela - powiedział, wskazując na drzwi i pozwolił, żeby asari je otworzyła. Widok jaki tam ujrzał, był wręcz rozkazem dla serca, o treści: Maszyny stop! Przestał mrugać. Przestał, a w kąciku oka zbierały mu się łzy.
Widział oto Vanessę, chorobliwie bladą, nieruchomą na więziennej pryczy, a pod nią kałużę krwi, która skapywała z jej głowy. Zaschło mu w ustach, i nabrał powietrza, kiedy płuca zaczęły się o nie dopominać.
Wszedł do środka celi i podszedł do ciała swojej kapitan, ze wściekłością odpychają, bogu-ducha winną quariankę.
- Neska - wyszeptał chcąc ją dotknąć rękoma, ale się zawahał i stał tak przez chwilę, zanim nie klęknął obok niej. Paradoksalnie bał się, że mógłby coś jej zrobić. Nie wiedział, co zrobić i zaczął ostrożnie układać jej włosy, by widzieć jej twarzy.
- Boże nie. - powiedział, obejmując martwe ciało kobiety i zaczynając płakać. Słone łzy ściekał mu prawego oka, a w lewym już się zbierała wilgoć. Oparł podbródek na jej ramieniu i zaczął chlipać - Tak nie było! Uratowaliśmy ciebie. Uratowaliśmy i potem się spotykaliśmy. Ty i ja. I nasze wygłupy. Nasze wspólne noce.
Wymieniał, po kolei, chcąc zaprzeczyć temu co się tu działo, ale jednocześnie nie potrafił. Nie potrafił przestać płakać i puścić ciało rudowłosej. Po prostu nie potrafił. Przeżywał właśnie najgorszy scenariusz, kiedy wszystko poszło nie tak i nie zdołał jej uratować. Widział ciało osoby, którą kochał. Chyba ten widok w nim to uświadomił, ale czuł do Widma więcej niż tylko pożądanie. Teraz był tego pewien, bo oto widział jak ją stracił.
ObrazekObrazek Theme Ubiór cywilny

Wszystko co słyszymy jest opinią, a nie faktem.Wszystko co widzimy jest perspektywą, a nie prawdą. - Marek Aureliusz
Stark
Awatar użytkownika
Posty: 292
Rejestracja: 12 lip 2012, o 11:23
Miano: Jessica Andromeda Stark
Wiek: 33
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Komandor Sztabowy, N5
Kredyty: 80.000
Medals:

Re: [Sheol->Ferr]

30 lip 2012, o 21:10

Nie mogła zostawić Rose... czy szeregowego... niezależnie kim była osoba. Nie mogła, nie potrafiła! Dlatego z tyłu szła właśnie ona, zaciskając zęby i dźwigając na pół omdlałe ciało. Była zdeterminowana, była żołnierzem, nie przez takie wyzwania przechodziła. Nie było to nic, z czym nie mogła sobie poradzić, była mała, ale zawzięta, nigdy nie zostawia swoich. Kiedy dotarły do kolejnego pomieszczenia, Stark położyła siostrę, albo szeregowego, na ziemi, by i on odpoczął i ona też. Czuła pot spływający jej wzdłuż kręgosłupa, ale lubiła to uczucie zmęczenia. Wysiłek fizyczny był jej bliski od lat, przyjemny, uświadamiał, że Andy wciąż żyje. -Milcz szeregowy. - Zakomenderowała na jękliwe stwierdzenie leżącej osoby. Słowa Perez wywarły dwojaki skutek. Z jednej strony utwierdziły ją, że Rose jest tylko omamem, kobieta powiedziała "go" więc widziała szeregowego, nie młodszą wersję Stark. Drugi efekt nie był tak miły. Komandor zmieniła zdanie o kobiecie w jednej chwili. Powiedziała o pozostawieniu tam na pastwę losu członka ich ekipy... powiedziała to tak zimnym tonem, że zdawało się, że kropelki potu na jej plecach zamarzły. -Nie zostawiamy swoich Perez! - Krzyknęła z mocą dowódcy w głosie. Nie było sprzeciwu, nie było na niego miejsca, pewność w tonie była wręcz miażdżąca. -Nie wiem z kim pracowałaś wcześniej, ale póki ja jestem w składzie, wrócimy wszyscy. - dodała tym samym tonem. Słowa znaczyły nie mniej nie więcej tylko to, że Stark nie pozwoli zostawić tu nikogo, póki będzie w stanie zrobić w tej sprawie cokolwiek, bodaj miałaby ich wynosić do łazika na plecach!
Po tych słowach rozejrzała się. Lustra. Pięknie, nie ma jak cyrk! Widziała swoje odbicie, widziała panią doktor, ale nie widziała odbicia szeregowego... kolejne omamy... wciąż omamy. Kto wie, czy całe to miejsce, cały ten bieg też nie jest jednym wielkim omamem! Cholera. Cóż, gapienie w lustra nic nie da, dlatego kobieta znowu skupiła zainteresowanie na leżącej osobie. Odwróciła go na plecy i omal nie krzyknęła, w ostatniej chwili gryząc się w wargę. Jasna cholera... Jęknęła w myślach widząc znowu tą cholerną czaszkę zamiast twarzy...
Mało tego, na pancerzu było coś napisane, przejechała palcami po napisie... wyglądało jak krew. Spokojnie uruchomiła omniklucz. -Ciiiii... To się niedługo skończy. Jestem tu. Nikogo nie zostawię. - Powiedziała pewnie. Wiedziała, że nikogo nie zostawi, ale nie wiedziała czy to piekło się skończy. Wolną ręką złapała rękę szeregowego, który wciąż wyglądał jak jej siostra z gołą czaszką zamiast twarzy i odwróciła się za siebie mierząc w tą samą stronę w którą patrzała ręką z omnikluczem gotowa wystrzelić spalenie jeśli będzie tam coś co stanowi zagrożenie.
ObrazekObrazek

Moje avki: ~1~, ~2~, ~3~
Ahri’Zhao vas Orionis
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 372
Rejestracja: 2 cze 2012, o 10:28
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Quarianka
Zawód: Medyk
Status: Członek załogi statku ludzkiego Widma. Wędrówkę ukończyła zdalnie (dzięki pomocy Rady), nie powróciła jeszcze na Flotyllę.
Kredyty: 10.535
Lokalizacja: Miasto Łódź
Medals:

Re: [Sheol->Ferr]

30 lip 2012, o 23:47

Biegła tak szybko jak mogła. Czyli wystarczająco wolno, by trzymać się kawałek za Konradem. Czuła, jak ogień liże ją po plecach. Była niemal pewna, że jedynie chwila dzieli ją od momentu, gdy jej kombinezon zapłonie. Uczucie to, jak i samo ciepło, zniknęło jednak niespodziewanie. Ahri nie miała sił, by zrobić choć jeden krok na przód. Musiała złapać oddech. Zatrzymała się na środku korytarza i wspierając się dłońmi o kolana spróbowała się uspokoić. Gdy przechyliła się lekko do tyłu, poczuła, że jej plecy, uściślając dolna ich część, znalazła oparcie. Tylko w czym?
Za nią znajdowały się metalowe drzwi. Odwróciła się ku nim i z wrażenia odeszła od nich o krok. Były to potężne wrota grodzi, które zamykano, by odciąć niebezpieczne części pokładu. Tylko co one tu robiły? Dłoń przyłożyła do powierzchni metalu. Był rozgrzany. Po drugiej stronie musiał trwać pożar. Ale przecież tam byli jej towarzysze. Przed chwilą widziała ich żywych! Jeśli tylko dać im szansę... przecież dadzą radę. Quarianka zaczęła chaotycznie szukać na grodzi terminalu, który by ją otwierał. Na niej go jednak nie zamontowano. Musiał być gdzieś w pobliżu. Zerknęła na najbliższe wrotom fragmenty ścian. Znała to miejsce! To maszynownia na Tesleya. Gródź, gdzie tu otwierało się gródź? Skup się! Wychowałaś się tu! - pomyślała, na głos dodając - Bosh'tet!
Poczuła dotyk na ramieniu. To musiał być Konrad. Przecież przed chwilą biegł przed nią. On z pewnością znajdzie sposób na otworzenie wrót! Gdy Ahri się odwróciła nie zobaczyła jednak inżyniera z Orionis.
- Mamo? - to była ona. Mimo opinii, że wizualnie można quarian podzielić jedynie na kobiety i mężczyzny, jaka panowała wśród innych ras, potrafiła rozpoznać własną matkę. - Mamo, co tu się dzieje? - starsza quarianka głosem, gestem i zachowaniem pokazywała, że cierpi. - Nie, nie! Zaraz coś wymyślimy! Nie mogę ich zostawić! - zamiast ją wysłuchać, matka pociągnęła ją jednak do pobliskiej konsoli. Na niewielkim ekranie technicznym wyświetliło się nagranie. Jej ojciec, próbujący utrzymać się w ostatnim nie zajętym przez ogień skrawku pomieszczenia. To co mówił.... Żegnał się z nią, z nimi obiema. - Tato, nie! Wytrzymaj! - Ahri rzuciła się do innego, stojącego obok panelu. Włączyć systemy przeciwpożarowe. Otworzyć część grodzi, by wypuścić zamkniętych w płonących pomieszczeniach. W najgorszym razie wywołać dekompresję. Była medykiem, nie technikiem, ale przecież potrafiła to zrobić. W warunkach awarii można to było zrobić bez uprawnień, z każdego terminala. Potrafiła.
ObrazekObrazek GG: 21021010 Have killed many, Shepard. Many methods. Gunfire, knives, drugs, tech attacks, once with farming equipment. But not with medicine.
~ Mordin Solus
Bonusy:
  • - 30% koszt mocy
  • + 10% obrażenia broni
  • + 10% tarcze
  • + 10% pojemność pochłaniaczy
Ku uniknięciu wszelkich nieporozumień:Zwracając się do mnie jako do postaci, używaj rodzaju żeńskiego.
Zwracając się do mnie jako do użytkownika, używaj rodzaju męskiego.
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Sheol->Ferr]

31 lip 2012, o 08:20

Stark
Kiedy Stark się obróciła, powoli, dostrzegła za sobą lustro. Nie stał tam nikt, ani nic. Przynajmniej dopóki nie przyjrzała się bliżej swojemu odbiciu. Z początku normalny obraz zaczął się zmieniać. W lustrach widziała jak w sali pływały te same szare, widmowe stworzenia, które wtedy widziała za Straussem, na samym początku wyprawy. W pomieszczeniu znajdowały się ich cztery. Dwie poruszały się w okręgach wokół niej i Doktor Perez. Trzecia pochylała się nad szeregowym, a przynajmniej nad miejscem gdzie powinien się znajdować, bo wciąż nie widziała jego odbicia. Zdawała się głaskać jego policzek, niemalże czule, kiedy rozwarła nienaturalnie usta. Poczuła że uścisk szeregowego na jej dłoni staje się lżejszy. Czwarta zjawa wisiała w powietrzu, patrząc z odbicia prosto na nią i przykładając palec do ust w geście uciszenia. Jej własne odbicie w lustrze też zdawało się zmieniać. Im dłużej to coś krążyło wokół niej, tym jej oczy zdawały się bardziej zmęczona, przekrwione a skóra blada jak u trupa. Podobnie jak u Maulsona.

Carmen
Wzrok Carmen przesuwał się po ścianach z luster, starając się ignorować wbijające w nią spojrzenia odbicia. Stały tak nieruchomo, zawieszając spojrzenie wprost na jej twarzy. Przejście dalej znajdowało się po drugiej stronie pokoju. Łatwo było je przeoczyć w półmroku pomieszczenia. Kiedy już miała odwrócił się w tamtą stronę, jej odbicia nagle się poruszyły. Z martwym wyrazem twarzy, najpierw uniosły dłonie w górę wskazując wprost na nią. Zaraz potem jej twarz zaczęła wykrzywiać się w nienaturalnych, groteskowych grymasach, od śmiechu zaczynając, na gniewie kończąc. Zaraz potem obraz się rozmazał, jak w telewizji z kiepskim zasięgiem, a postacie znowu zlały się w jedno. Przed nią stała ona sama, ale o jakieś kilkanaście lat młodsza. W dłoni trzymała jakąś szmacianą lalkę, jedną z starych zabawek, które podarował jej ojciec a już dawno stały się częścią starego życia. Dziewczynka uniosła rękę i pomachała do niej wesoło. Zaraz potem z cienia w lustrze wyszedł jej tata, klękając obok niej i całując ją w policzek. Dziewczynka roześmiała się w głos. I zapewne nie byłoby w tym nic specjalnie przerażającego gdyby sama też nie poczuła dotyku ust na skórze i ciężaru w dłoni. Kiedy spojrzała w dół, w ręce miała zużyta szmacianą lalkę. A tuż obok ucha, czuła czyjś oddech. Obok niej stał nikt inny jak jej własny ojciec.
- Tęskniłem za Tobą, córeczko.

Konrad
Konrad klęczał na zimnej podłodze celi, tuląc do siebie martwe ciało kapitan Chorisso. Reszta załogi stała, gdzieś w tyle, jak zaczarowana. Chyba nikt nie miał serca odrywać go od kobiety. Najgorsza była świadomość, że spóźnili się o tak niewiele czasu. Skoro krew jeszcze nie zakrzepła, musiała to zrobić to bardzo niedawno. Przez dobre dziesięć minut panowała straszliwa cisza, przerywana cichym szlochem Ahri, płaczem Konrada i seriami przekleństw od Sile i Krusha. Porażka zawsze bolała, zwłaszcza tak dotkliwa i tragiczna w skutkach. Po chwili blondyn poczuł delikatny dotyk czyjej dłoni na ramieniu.
- Strauss, musimy ją stąd zabrać i... oddać ciało rodzinie. – Wyszeptała asari, wyjątkowo łagodnie jak na nią. Kto by pomyślał, że niebieska miała jakieś wyższe uczucia? Nagle usłyszał głos, który dobiegał jakby zza ściany, odbijający się lekkim echem, ale z czasem zyskujący na sile. Wspomnienie związane z Vanessą zniknęło, a on znajdował się w okrągłym pomieszczeniu, klęcząc na podłodze. W komunikatorze słyszał głos Stark: „Strauss, słyszysz mnie? Odezwij się do cholery, gdzieś polazł?!”. Kiedy rozejrzał się po pomieszczeniu widział tylko Ahri, która stała nad pusta przestrzenią i wystukiwała coś w powietrzu jakby operowała na klawiaturze.

Ahri:
Próby quarianki, jak desperackie by nie były, nic nie dawały. Terminal w kółko i uparcie twierdził ‘Brak dostępu, brak dostępu.” Próbowała obejść system, wystukała chyba wszystkie znane jej komendy a terminal w kółko i w kółko powtarzał ten sam komunikat. Poczuła po chwili dotyk czyjejś dłoni na ramieniu. Matka zacisnęła palce na ramieniu Doktor Zhao i przyciągnęła ją do siebie, tuląc mocno. Krzyki zza ścian powoli cichły, co oznaczało jedno. Nie było tam już kogo ratować. Sama ta świadomość sprawiała, że brakło oddechu. Jej rodzicielka starała się chyba trzymać, tylko ze względu na córkę. Widziała jak kobiecie drżąc dłonie, kiedy odsunęła się powoli.
- Powinnyśmy udać sie do kapsuł ratunkowych, będą zaraz za tymi drzwiami... – Wymamrotała i podeszła do kolejnego wyjścia. To, co działo się chwilę później Ahri widziała jak w zwolnionym tempie. Kobieta otwierająca właz, nagły wstrząs, huk i podmuch ciepła. Wyraźnie droga do kapsuł również zablokowana była ogniem, bo właśnie coś wybuchło, posyłając panią Vas Tesleya kilka metrów do tyłu, tak ze uderzyła plecami o ścianę. Zauważyła lekkie pęknięcie na jej wizjerze. Były w pułapce bez wyjścia.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Stark
Awatar użytkownika
Posty: 292
Rejestracja: 12 lip 2012, o 11:23
Miano: Jessica Andromeda Stark
Wiek: 33
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Komandor Sztabowy, N5
Kredyty: 80.000
Medals:

Re: [Sheol->Ferr]

31 lip 2012, o 10:01

Bała się zobaczyć to przed czym ostrzegał napis na kombinezonie szeregowego. Bała, ale walczyła z tym uczuciem, nie raz już musiała, ale ta sytuacja była inna od wszystkich innych do tej pory... jedno było tylko takie same, strach zawsze był taki sam, był tym samym uczuciem i tak samo się z nim walczyło. Oddychając dość szybko obserwowała postacie w lustrze takie same jak widziała z początku przy Straussie. Jakieś okropne zjawy, upiory. Krążyły wokół niej, szeregowego i pani doktor. -Spierdalaj. - Warknęła w eter, gdy zjawa nad szeregowym pochyliła się i wyciągnęła do niego rękę. Nie widziała ich nigdzie tylko w lustrze, ale to nic, odwróciła się i wystrzeliła spalenie w zjawę nad leżącym mężczyzną. Jeśli tam coś będzie, oberwie, jeśli nie, spalenie przeleci nad szeregowym i rozpryśnie się dalej. Pożar im tu nie groził, nie było tu nic, co mogłoby się zająć, chyba, że ta cholerna zjawa! Zaraz po tym, kobieta sięgnęła na plecy po swój karabin i odwróciła się z nim w półklęku do luster. Sprawdziała co ze zjawą, w którą poszło spalenie, a następnie spojrzała w oczy zjawie w lustrze, która gapiła się bezczelnie na nią samą. Przyłożyła karabin do ramienia i z jakąś mściwą satysfakcją pociągnęła za spust celując prosto między oczy tej poczwarze. Kto wie, może za lustrem coś jest, a może to tylko kolejny omam który po strzale zniknie? Od razu po strzale przeładuje karabin, by w razie potrzeby mieć go gotowego do strzału.
ObrazekObrazek

Moje avki: ~1~, ~2~, ~3~
Ahri’Zhao vas Orionis
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 372
Rejestracja: 2 cze 2012, o 10:28
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Quarianka
Zawód: Medyk
Status: Członek załogi statku ludzkiego Widma. Wędrówkę ukończyła zdalnie (dzięki pomocy Rady), nie powróciła jeszcze na Flotyllę.
Kredyty: 10.535
Lokalizacja: Miasto Łódź
Medals:

Re: [Sheol->Ferr]

31 lip 2012, o 11:29

Dlaczego nic na tym panelu nie działało? Protokoły bezpieczeństwa nakazywały w takich sytuacjach automatycznie zdejmować blokady ze wszystkich terminali, ale ten wciąż odmawiał jej dostępu. Nawet klucz głównego inżyniera, który lata temu podpatrzyła mamie, nic nie zmieniał. Każdą wprowadzoną komendę konsola kwitowała krótkim "brak dostępu". Zupełnie jak gdyby nie była podłączona do żadnej sieci. A przecież tu... na Tesleya? Chwilę...
Przez jej głowę przewinęły się drobne przebłyski. Śnieg. Brama z kamienia. Napis na ścianie. Poczuła jednak, jak matka ponowne kładzie jej rękę na ramieniu. Wróciła myślami do towarzyszy uwięzionych po drugiej stronie grodzi, ojca zamkniętego w odległym fragmencie statku. Musiała im pomóc, tylko czy miała jeszcze dość czasu? Za wrót nie przedostawał się już żaden krzyk, stuknięcie. Wiadomość od ojca była chyba nagrana i jeśli od tamtej pory nikt nie pokonał tam żywiołu, to on nie mógł już... Matka zaczęła odciągać ją w kierunku kolejnych drzwi. Kapsuły? Ale czy te drzwi aby nie prowadziły wgłąb statku?
- Mamo, nie! - zdążyła tylko krzyknąć, nim kolejna fala ciepła i dymu wdarła się z ogromną siłą i gwałtownością do pomieszczenia, rzucając panią inżynier o ścianę. Pod Ahri aż ugięły się nogi. Jednocześnie, całą jej resztę scena przyprawiła o moment odrętwienia. Gdy odzyskała nad sobą kontrolę, wykorzystała to, by wydrzeć z siebie krótki, ale bolesny krzyk. Pobiegła ku matce. Jej kombinezon był uszkodzony. Wizjer hełmu pękł. Materiał był osmalony a jego krawędzie strawił płomień. Medyczka uklękła przy quariance, czując, jak ciepło co raz mocniej działa na jej plecy. Ogień zbliżał się ze wszystkich stron.
- Mamo, wszystko będzie dobrze. - zaczęła mówić tym opiekuńczym tonem, który sama była kojona, gdy zrobiła sobie coś w dzieciństwie - Zaraz się stąd wydostaniemy. Mamo, błagam, zostań ze mną. - Ahri zaczęła aplikować matce medi-żel, dawkę za dawką, bojąc się, że ta zemdleje lub po prostu wybuch coś jej zrobił. - Będzie dobrze, obiecuję.
ObrazekObrazek GG: 21021010 Have killed many, Shepard. Many methods. Gunfire, knives, drugs, tech attacks, once with farming equipment. But not with medicine.
~ Mordin Solus
Bonusy:
  • - 30% koszt mocy
  • + 10% obrażenia broni
  • + 10% tarcze
  • + 10% pojemność pochłaniaczy
Ku uniknięciu wszelkich nieporozumień:Zwracając się do mnie jako do postaci, używaj rodzaju żeńskiego.
Zwracając się do mnie jako do użytkownika, używaj rodzaju męskiego.
Carmen Ortega
Awatar użytkownika
Grafik
Posty: 1179
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:32
Wiek: 32
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Oficer Cerberusa
Lokalizacja: Aite
Status: Agentka Cerberusa działająca pod przykrywką fałszywej tożsamości, pirat.
Kredyty: 9.300
Medals:

Re: [Sheol->Ferr]

31 lip 2012, o 15:57

Przez myśl przeleciała jej riposta, w której już miała zapytać Stark, czy będzie równie chętna do heroicznego ratowania Maulsona, kiedy ten będzie celować w nią z pistoletu, jak niedawno w Ahri. Mogła odpowiedzieć. Mogła, ale tak naprawdę nie widziała celowości. Pani komandor prawdopodobnie była jedną z tych osób, które "wiedzą lepiej", co mógł sugerować utrzymywany przez nią prawie cały czas wojskowy ton. Nie mogły się teraz na domiar złego jeszcze zacząć kłócić, mogłoby to niekorzystnie przechylić szalę ujścia z życiem z tego cyrku. Pozostawała cicho, z dłońmi na hełmie, wyszukując jakiegokolwiek przejścia.
Postaci w lustrach nadal stały niczym niewzruszone posągi. Na dłuższą metę wyglądało to nieco psychodelicznie, ale Carmen starała się nie zwracać na nie uwagi. Każdy miał tu jakieś zwidy towarzyszące mu niemal non stop, dlaczego ona w ogóle miałaby wspominać o tak mało - jak na możliwości tego budynku - istotnych rzeczach...
Odbicia się poruszyły. Wskazywały na kobietę, co przestało się jej już w ogóle podobać. Próbowała nie zapominać, że to tylko wymysły, to tylko głupie zwi... Dreszcz pognał jej wzdłuż kręgosłupa, gdy poczuła, że trzyma coś w ręce. Spojrzała w dół, a jej oczom ukazała się stara lalka. Natychmiastowo choć raczej odruchowo puściła ją, a ta uderzyła o podłogę. To była zabawka z jej dzieciństwa, poznała ją doskonale. Jedna z jej ulubionych. Jedna z tych, które podarował jej ojciec... Wzrok skierowała ponownie na lustro naprzeciw. Mała dziewczynka o śniadej cerze, kruczoczarnych, obfitych puklach włosów rozpuszczonych na ramionach i uśmiechniętych oczach koloru jasnego nieba wpatrywała się w nią. Trzymała tę samą lalkę, a na sobie miała letnią, białą sukienkę... Carmen zamknęła oczy, jakby obawiając się siebie samej, tego, co za chwile może ujrzeć i co wtedy zrobi. Gdy je ponownie otworzyła, ujrzała podchodzącą do dziewczynki postać. "O boże, tato..." - pomyślała, gdy postać, jaka okazała się być jej ojcem, klęknęła i pocałowała dziewczynkę w policzek. Chwila ciszy. Kropla łzy spłynęła po policzku, nieznacznie rozmazując tym samym obficie potraktowane grafitowym, niemal czarnym odcieniem oko. Był taki delikatny, taki opiekuńczy i kochany... ogromna fala tęsknoty ścisnęła jej serce, gdy po policzku popłynęła następna łza.
Dotyk na ramieniu spowodował, że już wiedziała co się dzieje. Gdy usłyszała "tęskniłem za tobą, córeczko", jej głowę nawiedziło tysiąc różnych myśli, które coraz bardziej pchały ją ku płaczowi. Obróciła się nieznacznie i ujrzała tę młodą, uśmiechniętą twarz, jaką pamiętała z lat dziecięcych. Zanim zaczęła cokolwiek robić, położyła obie dłonie na hełmie, zupełnie zapominając, że go ma. Wyglądało to tak, jakby chciała zakryć sobie usta. Kaskada słonych kropel popłynęła po twarzy, rozmazując makijaż na dobre, po czym wtuliła się w wysokiego mężczyznę obok.
- Tatusiu... nie masz pojęcia jak za tobą tęsknię... - wyszeptała przez płacz, z ciągle wtuloną w niego głową.
Mundur Ubiór cywilny Theme Carcharias Wraith GG: 5800060
ObrazekObrazek
+70% do obrażeń od mocy +15% do obrażeń od broni +15% do celności
Obrazek
Konrad Strauss
Awatar użytkownika
Posty: 861
Rejestracja: 2 cze 2012, o 09:03
Wiek: 29
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Specjalista N2
Lokalizacja: Treches
Status: Starszy sierżant. Doświadczenie z obcą technologią(trzy razy). Po załamaniu nerwowym, jest na przymusowym urlopie.
Kredyty: 38.570
Medals:

Re: [Sheol->Ferr]

31 lip 2012, o 20:36

Pojęcia nie miał, jak długo przebywał w takiej pozycji i jak długo wtulał się w ciało Vanessy. Było mu ciężko. Stracił ją. Nic się nie udało, wszystko się nie powiodło. Wszystko było nie tak. Stracił być może jedną z ważniejszych dla niego osób.
- Straciłem ją. Straciłem ją. - powtarzał zapłakany, czując na ramieniu czyjąś rękę. Co miał teraz zrobić? Zawiódł. Wszystko robił zbyt wolno, zbyt mało, a mógł więcej. Powinien więcej zrobić.
Obecnie jego myśli, były skupione wokół pistolety, który ciążył mu przy biodrze.
- Powinienem do niej chyba iść - powiedział, pociągając nosem i sięgając po pistolet, który znalazł się w jego ręce - Zaraz będę kochanie.
Odbezpieczył broń i szybko przyłożył sobie do głowy, z zamiarem udania się na tamten świat, kiedy coś sobie przypomniał. Złożył obietnicę, że wróci do Ness cały. Gdziekolwiek była. Potem usłyszał znajomy głos, jakby echo. Pokręcił głową, bo głos był natrętny i dopiero po chwili go rozpoznał. Patyna, która zakrywała rzeczywistość, się rozpadła i znów był na Ferr. Klęczał na podłodze okrągłej sali, z pistoletem przyciśniętym do skroni i palcem na spuście. To nie było prawdziwe. Ness żyła, uratował ją i czekała na niego. Czekała, a on jej obiecał, że wróci.
Odsunął palec od spustu, zabezpieczył broń i schował, rozglądając się po otoczeniu. Szybko też znalazł Ahri, która wciąż trwała w pułapce wspomnień. Widział, jak coś manipulowała rękoma, a potem klęczała na podłodze, zużywając medi-żel. Słyszał też, na kogo quarianka myślała, że go zużywa.
Podszedł do niej, klękając przed medyczką i chwycił je za oba nadgarstki.
- Ahri. Ahri, obudź się. To nie jest prawdziwe. Ich tu nie ma. - powtarzał, patrząc na jej wizjer. Już nie płakał, ale wciąż miał mokre strugi na policzku. Potrząsnął nią trochę za ręce i dodał spokojniej - Ich tu nie ma.
ObrazekObrazek Theme Ubiór cywilny

Wszystko co słyszymy jest opinią, a nie faktem.Wszystko co widzimy jest perspektywą, a nie prawdą. - Marek Aureliusz
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Sheol->Ferr]

31 lip 2012, o 21:46

Stark, Carmen:

Kiedy Stark wystrzeliła w odpowiednie miejsce, odbicie w lustrze rozpłynęło się jak poprzednio. To było w sumie do przewidzenia ale jednak zawód pozostawał. Wciąż nie miała żadnego dowodu na to, że coś takiego rzeczywiście mogło tu być i zwątpienie w prawdziwość istnienia tych istot też z każdą chwilą wydawała się mniej prawdopodobna. Im dalej kierowali się w stronę centrum budynku, tym większe mieli trudności z odróżnieniem rzeczywistości od omamów. Kiedy wystrzeliła w stronę drugiej zjawy, wiązka uderzyła wprost w lustro. Rozpoczęło się od niewielkiego pęknięcia, ale zaraz pajęczynka zaczęła rozchodzić się coraz bardziej po delikatnym materiale. Szeregowy za nią, uniósł się na łokciach, usłyszała już męskie stęknięcie. I nagle jego odbicie wróciło do luster, widziała go za sobą, jak wpatrywał się w swoje odbicie przekrwionym spojrzeniem. Na szczęście nie miał przy sobie broni. Ach strach pomyśleć, co mógłby zrobić w takim stanie. Zauważyła po tym, że zjawy zniknęły, ale rysy układały się powoli w napis. Krótki, prosty napis, który jednak niemalże zatrzymał szybkie bicie serca „Wyciągnę Cię stąd żywą, Ann, obiecuje.”


To był jej tata, stał tuż obok, żywy, ciepły i przytulona do niego miała wrażenie, że nagle cały zły świat zniknął i nikt już nie da rady jej skrzywdzić. To wrażenie trwało jednak dość krótko. W końcu musieli się od siebie oderwać, a kiedy spojrzała na swoje dłonie, okazało się, ze cały pancerz aż po łokcie pokryty był posoką, która teraz skapywała powoli, rytmiczne na podłoże u jej stóp, barwiąc włosy jej ulubionej lalki z dzieciństwa. Kiedy spojrzała w górę, zauważyła, że w brzuchu mężczyzny znajduje się kilka głębokich ran ciętych od noża. On wciąż stał jednak, z tym ciepłym, miłym uśmiechem. I pewnie wszystko byłoby z tym widokiem w porządku, gdyby nagle jego oczy nie zaczęły się nagle zapadać, trochę jak u rozkładającego się trupa. Zaszlochał nagle, a jego wyraz twarzy odbijał teraz czyste cierpienie i szaleństwo.
- Czekałem tutaj tak długo, wyciągnij mnie z tego Piekła... Proszę... Córeczko. – Wyciągnął do niej bardziej dłonie, ale im bliżej się znajdował, tym gorzej wyglądał. Z dłoni która znajdowała się przy jej policzku powoli opadały płaty skóry, odsłaniając zzieleniałą tkankę mięsną. Usłyszała za sobą trzask.

Nagle całe lustra, na suficie i ścianach zaczęły się osypywać, łącznie z fragmentami kamieni, ziemia ponownie trzęsła się jak w poprzednim pomieszczeniu, nawet zaczynając pękać im pod stopami. Jedno było pewne, jeśli zostaną tu zbyt długą, zawali się na nich strop lub zapadną się w czarną przepaść pod stopami.

Ahri, Konrad:
Widział przed sobą matkę, której czytnik zdrowia na omni-kluczu szalał jak diabli. Z każdą minutą odczyty się pogarszały, nie pomagały nawet kolejne dawki medi-żelu. Była lekarzem, doskonale wiedziała, co to oznacza, a jednak tak bardzo trudno było zaakceptować tego samego dnia śmierć ojca i matki. To były jedyne osoby, które na statku, w dzieciństwie nie patrzyły na nią jak na dziwadło, wiecznie z nosem w datapadach, starych zapisach danych i innych biologicznych mądrościach. Chciała pomóc swojej rasie, a jednak tylko oni ją doceniali, a teraz miała... Tok myślowy przerwał jej nagły chwyt matki na ramionach, potrząsała nią i powtarzała jak mantrę słowa, które zupełnie nie pasowały do sytuacji.
- Ahri. Ahri, obudź się. To nie jest prawdziwe. Ich tu nie ma. – Po chwili dopiero zauważyła, że klęczy na podłodzę a za ramiona potrząsa ją nie Pani vas Tesleya a jej współkompan Konrad Strauss. Ferr, tak, byli na Ferr. Mężczyzna przez nią sam nie wyglądał najlepiej. Blada twarz, wyraźnie ślady łez na policzkach i zmęczenie wypisane na twarzy. Psychiczne, nie fizyczne. Powtórzył raz jeszcze. – Ich tu nie ma. – Te ostatnie słowa zabrzmiały prawie tak jakby próbował przekonać sam siebie.


Obudzenie Ahri z tego koszmaru trwało trochę dłużej niżby przewidział, ale domyślał się już jednego. Im dalej kierowali się, tym bardziej okrutne i wyraźne stawały się tutejsze omamy. To mogło oznaczać dla nich szaleństwo, ale równie dobrze fakt, że zbliżali się do miejsca, którego nie powinni. Kiedy spojrzał w górę, przez ułamek sekundy zobaczył obraz własnego ojca. Widział go jedynie na fotografiach, ale nie dało się tego pomylić z nikim innym. Zbyt często widywał go w koszmarach w dzieciństwie by zapomnieć te twarz. Mężczyzna opierał się niedbale o ścianę i wskazywał palcem korytarz przed sobą. Potem krótko zasalutował i rozmył się. Teraz pozostawało się zastanowić, czy była to próba nakierowania ich na właściwy trop czy do kolejnej pułapki. Kiedy zerknął w głąb korytarza, usłyszał echo śmiechu. Rozpoznawał te dwa głosy doskonale. Swobodny śmiech Vanessy oraz chichot jego matki, mimo wszystko zawsze przepełniony jakąś nutą goryczy i zrezygnowania.
Korytarz, jedyna droga prowadząca dalej, o dziwo była starannie oświetlona, przez całą długość, nęciła przyjaznym światłem, nieporównywalnie bardziej kojarzącym się z bezpieczeństwem niż dotychczasowy półmrok.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Ahri’Zhao vas Orionis
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 372
Rejestracja: 2 cze 2012, o 10:28
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Quarianka
Zawód: Medyk
Status: Członek załogi statku ludzkiego Widma. Wędrówkę ukończyła zdalnie (dzięki pomocy Rady), nie powróciła jeszcze na Flotyllę.
Kredyty: 10.535
Lokalizacja: Miasto Łódź
Medals:

Re: [Sheol->Ferr]

31 lip 2012, o 22:33

Mimo kolejnych porcji medi-żelu, jakie aplikowała Ahri, stan jej matki wciąż się pogarszał. Nie był to środek o boskiej mocy i było to zupełnie normalne, że czasem nie można już było z jego pomocą zrobić nic dla poszkodowanego. Jednak quarianka wciąż próbowała. Nie dała rady pomóc ojcu, który, choć nie chciała w to uwierzyć, prawdopodobnie już nie żyje. Musiała uratować chociaż matkę, która leżała tuż obok.
Nagle poczuła uścisk na nadgarstkach. Starsza quarianka znów się odezwała, lecz jej słowa nie miały teraz sensu. - Kogo nie...? Co...? - wizja zaczęła się rozmazywać. Ciepło przestało uderzać w jej plecy a ściany znów pokryły się kamieniem. Tam gdzie przed chwilą widziała swoją matkę, teraz nie było nikogo. Zaraz obok znajdował się jednak Konrad. Strzępy rzeczywistości, które wcześniej próbowały odzyskać zmysły Ahri teraz przybyły z posiłkami. Podróż łazikiem, burza, napisy, lufa Maulsona przystawiona do jej głowy. Wszystko wróciło na miejsce. Jej spojrzenie odzyskało ostrość i skupiło się na twarzy towarzysza, ukrytej częściowo za hełmem. Przed chwilą płakał, widziała to. - Konrad? - zapytała jeszcze, chcąc się chyba upewnić, bo ostatnie sceny omamów wciąż obijały się po jej głowie. Ale to musiał być on. Przyleciała tu wraz z nim, zeszli tu oboje. To był on. Zaplotła wokół niego swe ręce i przytuliła. Trochę niezdarnie, z naprężonymi ramionami i łokciami sterczącymi tak daleko, jak mogły. Nie przywykła do tak kontaktowego okazywania emocji, a jak wiadomo, nawet raz poznane zdolności zanikają, jeśli się ich długo nie używa. Te socjalne najwyraźniej też. Była w tym jednak szczera. - Konrad. Uciekajmy stąd. Wracajmy na Orionis, proszę. - powiedziała bardzo cicho, niemal szeptem. Potem jej mózg poukładał znów wszystko we względnym porządku i przyjrzawszy się sytuacji, zauważył, że przytulała kolejnego już członka załogi, oraz nie omieszkał dodać, że to raczej niewłaściwe. Uwolniła więc inżyniera ze swego uścisku. Siedząc z podkulonymi nogami, rozejrzała się po prawdziwej wersji tego pomieszczenia. Kolejna spowita mrokiem kamienna sala. Nigdzie nie wiedziała reszty towarzyszy. Poza technikiem, jedynym obiektem przykuwającym uwagę, był kolejny korytarz. W przeciwieństwie do innych, które do tej pory zwiedzili, ten był dobrze oświetlony. Po tym, co przeszła, wyglądał niezwykle przytulnie. - Widzisz to jasne przejście? Czy to tylko kolejne omamy? I gdzie są pozostali?
ObrazekObrazek GG: 21021010 Have killed many, Shepard. Many methods. Gunfire, knives, drugs, tech attacks, once with farming equipment. But not with medicine.
~ Mordin Solus
Bonusy:
  • - 30% koszt mocy
  • + 10% obrażenia broni
  • + 10% tarcze
  • + 10% pojemność pochłaniaczy
Ku uniknięciu wszelkich nieporozumień:Zwracając się do mnie jako do postaci, używaj rodzaju żeńskiego.
Zwracając się do mnie jako do użytkownika, używaj rodzaju męskiego.
Stark
Awatar użytkownika
Posty: 292
Rejestracja: 12 lip 2012, o 11:23
Miano: Jessica Andromeda Stark
Wiek: 33
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Komandor Sztabowy, N5
Kredyty: 80.000
Medals:

Re: [Sheol->Ferr]

31 lip 2012, o 22:37

Nie miała na co czekać, omamy czy nie, nie mogła pozwolić skrzywdzić członków ekspedycji. Dlatego zareagowała, dlatego strzeliła. Zjawa nad szeregowym rozmyła się w ten sam sposób, jak ta za Straussem, przed budowlą. Ani śladu po niej. Ta w lustrze też zniknęła gdy strzał trafił celu. Lustro jednak się nie rozprysło. Powstała na nim pajęczynka jak po uderzeniu kamieniem w grube szkło. Pajęczynka zaczynała się rozrastać, ale w nienaturalny sposób... układała się w napis. Międzyczasie w końcu szeregowy stał się szeregowym, a nie wizją jej kochanej siostrzyczki, pewnie coś widział w lustrze, bo jęknął, ale był zapewne osłabiony i niezdolny do innej reakcji, do tego nie miał broni. -Spokojnie szeregowy. - Szepnęła do mężczyzny wstając i dając mu znaki wolną ręką by zachował spokój. Przyglądając się tworzącemu się napisowi złożyła karabin i przypięła do pleców. - „Wyciągnę Cię stąd żywą...” - Czytała powoli sama sobie w miarę jak słowa nabierały sensu. Kolejne jednak słowo zatrzymało jej serce i oddech oraz rozszerzyło drastycznie źrenice. "Ann", tak wołała do niej tylko jedna osoba. Poczuła dreszcze na całym ciele, ale powietrze wciągnęła w płuca dopiero wtedy kiedy te zaczęły ją niemal palić z braku tlenu. Cofnęła się o krok kręcąc głową. -Bruce... wiem, ze nade mną czuwasz... ale nie tu... proszę... nie tak... - Mruknęła sama do siebie, albo do tego cholernego napisu... sama już nie wiedziała. Po raz pierwszy od siedmiu lat, ktoś tak ją nazwał... ktoś... tylko jedna osoba tak mówiła, jej narzeczony... ale on nie żył. Stark doskonale to wiedziała, wiedziała też, że on ją wspiera, ze zawsze z nią jest... tylko w tej sytuacji, taka manifestacja była przerażająca, a nie pokrzepiająca. Lustra się rozsypały, ale Andy stała jeszcze jak wryta przez dwa uderzenia serca, przypominając sobie, że ta pierdolona technologia działa na mózg, na wspomnienia, że manifestuje to co ważne bądź przykre dla osoby... stąd to Ann... to nie była prawdziwa manifestacja obecności duszy Bruce'a... to nie było możliwe, Stark aż tak wierzącą osobą nie była, by móc dać sobie wkręcić coś takiego. Efekt jaki samo słowo Ann wywarł, był i to chyba było najważniejsze. Kiedy coś mignęło jej przed wizjerem, Andy odwróciła się bez słowa, oczy miała jak dwa spodki, ale usta miała tak zaciśnięte, że zostały z nich tylko dwie wąskie kreski. Pochyliła się i znowu podniosła szeregowego. -Gazem! Nie chcę się tu pochować. Perez prowadź! - Rzuciła, zarzucając sobie ramię mężczyzny na szyję i obejmując go w pasie. Perez bez obciążenia była szybsza, więc niech leci przodem, Stark jak szybko mogła z obciążeniem ruszyła za latynoską. Musiały się wydostać z tej przeklętej pieczary... naprzód, ale lepsze to niż zostać tam na pewną śmierć. - Strauss do ciężkiej cholery! Jeśli mnie słyszysz odezwij się! Mam tu Perez i szeregowego! Powiedz mi, że żyjesz... kurwa no... odezwijcie się... - Najpierw krzyknęła w mikrofon stawiając szybki krok za krokiem, ostatnie słowa jednak prawie błagalnie jęknęła.
ObrazekObrazek

Moje avki: ~1~, ~2~, ~3~
Konrad Strauss
Awatar użytkownika
Posty: 861
Rejestracja: 2 cze 2012, o 09:03
Wiek: 29
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Specjalista N2
Lokalizacja: Treches
Status: Starszy sierżant. Doświadczenie z obcą technologią(trzy razy). Po załamaniu nerwowym, jest na przymusowym urlopie.
Kredyty: 38.570
Medals:

Re: [Sheol->Ferr]

1 sie 2012, o 16:18

Wybudzenie quarianki nie było proste i szybkie, ale w końcu mu się udało. Kiedy usłyszał swoje imię, to był już tego pewien i skinął głową przytakująco.
- Nie jestem złudzeniem, jestem tu naprawdę - odpowiedział, by zaraz zostać objętym przez Ahri. Odwzajemnił ten gest i również ją objął, przytulając do siebie. - Cii... spokojnie, już jest dobrze. To był zły sen.
Rozumiał to i nie czuł się jakoś zbulwersowany zachowaniem lekarki. On też potrzebował móc objąć kogoś ramionami, a aktualnie byli najbliżej siebie, to nie wybrzydzał. Problem pojawił się jednak, kiedy usłyszał prośbę kobiety. Jak mógłby opuścić to miejsce? Przecież nieznana dotąd technologia, była na wyciągnięcie ręki. Już po nią sięgał, prawie miał ją w garści!
- Ahri, ja... - zawahał się, kiedy główny medyk na Orionie, odsunęła się od niego. Sprawy też nie ułatwiała mu Stark, którą prawie cały czas słyszał w komunikatorze. Miał to na wyciągnięcie ręki. Jego relikwia, jego Święty Graal. Do było nie fair, trzymać na jednej szali bezpieczeństwo ekspedycji, a na drugiej niespotykanie zaawansowaną technologię. Technologię wpływania bezpośrednio, na umysł dowolnej istoty.
- Mówi Strauss - powiedział, na kanale ogólnym i miał nadzieję, że ludzie w ich limuzynie, zaparkowanej na zewnątrz, też to usłyszą - Przerywam misję. Wszyscy mają się udać do wyjścia z budowli i zameldować o tym.
Nie mógł ryzykować ich życia, dla własnego kaprysu. Może i miał ego wielkości pomieszczenia, w jakim się znajdował, ale nie potrafiłby rozkazać komukolwiek, by iść chociaż metr dalej w kierunku źródła sygnału.
Włączył zaraz potem mapę na omni-kluczu i poszukał na niej trasę do wyjścia, którą pokazał Ahri.
- Tędy, tam jest wyjście - powiedział, wodząc palcem po holograficznym szlaku. Jego jednak interesowała ścieżka, prowadząca w głąb. Tam, gdzie odkrył sygnaturę energetyczną. Potrzebował wiedzieć, jak daleko od niej jest. Zaszedł zbyt daleko, by zawracać. Wiedział już, jak zachować zdrowe zmysły, po prostu musiał cały czas pamiętać o jednym - Obiecałem, że wrócę.
ObrazekObrazek Theme Ubiór cywilny

Wszystko co słyszymy jest opinią, a nie faktem.Wszystko co widzimy jest perspektywą, a nie prawdą. - Marek Aureliusz
Carmen Ortega
Awatar użytkownika
Grafik
Posty: 1179
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:32
Wiek: 32
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Oficer Cerberusa
Lokalizacja: Aite
Status: Agentka Cerberusa działająca pod przykrywką fałszywej tożsamości, pirat.
Kredyty: 9.300
Medals:

Re: [Sheol->Ferr]

2 sie 2012, o 17:45

Moment, w którym przytuliła się do ojca sprawił, że cały świat wokół niej zamarł dla każdego jej zmysłu. Liczył się tylko jej tata, do którego ostatni raz przytulała się jako mała dziewczynka. Od tamtego czasu zdarzało jej się cholernie tęsknić, jednak zawsze wiedziała, że nie ma co po takim czasie "płakać nad rozlanym mlekiem". Jego wizerunek, ten, który zobaczyła obok siebie te kilka chwil temu był dla niej "błogosławieństwem" czegoś, co dawno temu bezpowrotnie i niesłusznie utraciła. Rzadko miewała takie chwile słabości, ale one tylko utwierdzały innych, że tak naprawdę mimo tego całego chłodu, jaki zwykle ją otacza nadal pozostała człowiekiem. Człowiekiem z uczuciami, choć dobrze zakamuflowanymi. Łzy nadal spływały jej po policzkach, gdy w końcu się od niego odsunęła. Czy ona słyszała kapanie?
Spojrzawszy w dół, zauważyła unurzane w czerwonej cieszy własne ręce. Uczucia znów zaczęły szwankować, percepcja zawodziła jak nigdy wcześniej. Nie rozumiała dlaczego akurat ona, jednocześnie miała już dość zwidów, jakie nawiedzały ją w tym budynku. Uniósłszy do góry wzrok, jej oczom ukazało się coś, czego raczej nigdy nie chciałaby więcej oglądać. Wciąż w głowie słyszała jedynie własny płacz i ciche dźwięki otoczenia...
"Tatuś" wyciągnął ku niej ręce. Złapałaby je, gdyby nie to, co okazało się być tego następstwem. Jego kochana twarz zaczęła nagle schnąć, przybierać najgorszy wyraz i kształt - taki, że nikt nigdy nie chciałby ujrzeć w tym stanie bliskiej dla siebie osoby. To, co przeraziło Carmen najbardziej, to to, że w tych niegdyś pełnych życia oczach, teraz znajdowała się jedynie pusta, mroczna rozpadlina wołająca swym przybierającym barwy paniki głosem o pomoc. Pomoc, która dwadzieścia-kilka lat temu nie nadeszła...
Kobieta zdawała się odzyskiwać cząstki zdrowego rozsądku, gdy usłyszała tajemniczy trzask dobiegający z luster obok niej. Potrząsnęła lekko głową, jakby chciała, żeby to wszystko już zniknęło. Ciężko to przyznać, ale wolałaby chyba teraz być na Cronosie.
Usłyszawszy głos Stark w komunikatorze, rzuciła jej tylko szybkie spojrzenie i bez słowa pobiegła w kierunku następnego korytarza. Było jej ciężko. Odzyskała ojca na krótko, by zaraz potem ten przeobraził się w zzieleniałego, trącącego śmiercią trupa. Wiedziała, że to nie była prawda, jednak jak się okazało, nawet wtedy emocje potrafią tańczyć na swych cienkich, wiotkich linach.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mundur Ubiór cywilny Theme Carcharias Wraith GG: 5800060
ObrazekObrazek
+70% do obrażeń od mocy +15% do obrażeń od broni +15% do celności
Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Sheol->Ferr]

2 sie 2012, o 19:03

Zarówno Carmen jak i Stark wyrwały do przodu aby uciec przed nagłym kataklizmem. Stark miała większy problem z powodu obciążenia wywołanego przez Maulsona. Kilka kamieni uderzyło o jej pancerz i hełm, na szczęście nie powodując niczego innego niż lekkie dyskomfortu psychicznego, co w porównaniu z resztą tego, co się tu działo, było niczym. Kiedy dopadły do korytarza, mimowolnie się odwróciły i mogły podziwiać następującą scenę.

Stark:

Po środku pokoju stała osoba, którą doskonale znała i rysów twarzy nie zapomniała przez lata. Stał tam jej narzeczony, dokładnie tak, jak go zapamiętała. Bruce stał tam w miejscu, z nieco smutnym uśmiechem a w międzyczasie walił się na niego sufit i szkło. Widziała jak ostre kawałki rozcinały mu skórę. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to nie jest prawdziwe, nie może być prawdziwe a jednak widok ukochanego obijanego i kaleczonego przez tą siłę natury, był zatrważający. Widziała jak porusza ustami, wypowiadając powoli, nieme słowa „Ratuj siebie.” Potem powoli upadł na kolana, zasypywany równomiernie i zbyt szybko.

Carmen:


Zostawiła go za sobą, jedyną osobę, która jeszcze naprawdę dbała o nią i była częścią życia, którą dawno miała za sobą. Kiedy się obróciła, widziała jak jej ojciec klęczy na czworaka, w miejscu w którym go zobaczyła. Na zniszczonej, wciąż koszmarnie wyglądającej twarzy malował się strach i żal. Mimo odległości widziała pojedynczą łzę ściekającą po szarym policzku. Wyciągnął do niej dłoń, która zaraz jednak opuściła się po uderzeniu spadającej z sufitu skały. Nim się obejrzała, widziała już tylko lekko wystający nad resztę zawaliska kopiec, pod którym leżał jej tata. O dziwo, miejsce w którym leżała jej stara zabawka, ominęło większość fragmentów i wciąż widziała szmacianą lalkę pośród gruzowiska. Trudno było nie doczytać się w tym przygnębiającej symboliki.

Po całym tym wydarzeniu, okazało się jednak, że miały coś więcej do roboty. Stark, nagle poczuła, że szeregowy zaczął jej mocniej ciążyć. Już nawet nie powłóczył nogami. Z trudem ułożyła go na ziemi i spojrzała przez wizjer. Jego oczy były szeroko otwarte i wpatrywały się martwo w sufit. Wyglądał teraz jak autentyczny trup. Odruchowo zerknęła na omni-klucz, który monitorował funkcje życiowe. W tych warunkach sprawdzenie pulsu tradycyjną metodą było niewykonalne. Ku przerażeniu komandor okazało się, że serce mężczyzny się zatrzymało.
Carmen rozglądając się po korytarzu, nie potrafiła nie zauważyć, że ten w przeciwieństwie do reszty pokryty był metalem i ładnie oświetlony, tak jakby był częścią czegoś bardziej ucywilizowanego. Prowadził w przód i lekko zakręcał. Nagle jednak obie usłyszały w końcu komunikat od ich dowódcy. Żył, przynajmniej teraz miały co do tego pewność. „Mówi Strauss. Przerywam misję. Wszyscy mają się udać do wyjścia z budowli i zameldować o tym.”


Ahri, Konrad:
Ahri zauważyła pewną właściwość. Ten krótki, odwzajemniony gest od mechanika, mimo wszystko pomógł. Poczuła się na ułamek sekundy spokojniejsza, umysł się oczyścił, chociaż wciąż gdzieś tam czaił się niepokój, że wizja śmierci matki i ojca jeszcze do niej powróci. Albo kolejne trapiące omamy, które rysowały psychikę niż diament najtrwalszy materiał. I nie było do końca tak, że wszystko zniknęło. Wciąż słyszała głosy, szepty, jakby znajome i sprawiające wrażenie, że dobiegając zza ścian lub właśnie z kamiennych ścian. Z końca oświetlonego korytarza, któremu się przyglądała słyszała ciche nawoływania jej dawnego, quariaskiego przyjaciela. Nawoływanie o pomoc.
Tym bardziej zdziwiła ją decyzja Konrada. Postanowił zrezygnować z dalszej drogi, przytakując jej prośbie i przerywając misję. Kto wie, jaką decyzję podjąłby ktoś inny ale trudno nie było wierzyć, że wydawała się właściwa i bardzo dojrzała. Inżynier wskazał jej na omni-kluczu właściwą trasę, sam jednak wpatrywał się gdzieś przed siebie.

Konrad zrobił, co uważał w tej chwili za słuszne, jako dowódca. Mimo to, wiedza nęciła. Być może był blisko jednego z największych odkryć tego stulecia. Zerknięcie na plan wskazało, że się nie mylił. Za tym oświetlonym korytarzem powinna znajdować się sala z źródłem sygnału. Dzieliło go od niej zaledwie kilkanaście metrów. Zakładając oczywiście, że widział prawidłowe czytniki a nadajnik nie robił mu prania mózgu pakując w jeszcze gorszą kabałę. Pozostawało pytanie, czy mógł pozwolić quariance wracać samej, kiedy była w wyraźnie rozchwianym stanie? To, że przeszli już tą trasę nie znaczyło, że sygnał nie wpłynie na nią ponownie. Mogła jej się stać krzywda. Ba, sama mogła zrobić sobie krzywdę. Śmiech dwóch kobiet na końcu korytarza stawał się coraz wyraźniejszy a mimo to w głowie dudniły mu też słowa „Obiecaj mi, że wrócisz.”

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Stark
Awatar użytkownika
Posty: 292
Rejestracja: 12 lip 2012, o 11:23
Miano: Jessica Andromeda Stark
Wiek: 33
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Komandor Sztabowy, N5
Kredyty: 80.000
Medals:

Re: [Sheol->Ferr]

2 sie 2012, o 19:49

Kobiety nie miały na co czekać, sala, w której były waliła im się na głowy, trzeba było szybko się zmywać. Z szeregowym na szyi to nie była ekspresowa ewakuacja, czuła jak odłamki szkła i gruzu spadają na nią i na omdlałego faceta, ale biegła dalej! Nie miała zamiaru dać tam zasypać siebie i szeregowego! Gdy byli już bezpieczni w korytarzu za tamtą grotą odwróciła się by ostatni raz zerknąć na walącą się jaskinię. To co zobaczyła znowu wstrzymało jej serce. Pokręcił głową powstrzymując za wszelką cenę łzy. Nie płakała za Brucem od tak dawna, nie mogła pozwolić sobie na łzy teraz. Wargi jej drżały, ale żadna łza nie popłynęła, kobieta zdusiła żal i znowu pojawiające się to cholerne uczucie niemocy po jego śmierci. Nie mogła sobie pozwolić na powrót do tamtego stanu, nie teraz... niech chociaż wrócą na orbitę. Przełknęła ślinę, odwróciła się kiedy Bruca zasypał gruz i ruszyła. Zaraz jednak zatrzymała się kiedy szeregowy całkowicie omdlał. Musiała położyć go na ziemi, tak nie mogła go wlec, do tego trzeba było sprawdzić co z nim jest.
Miał otwarte oczy, ale chyba nie oddychał, szybko sprawdziła monitoring funkcji życiowych na omni - kluczu. -Ja pierdolę. - Jęknęła widząc, że serce mężczyzny nie bije. W normalnej sytuacji poprosiłaby kobietę o pomoc, ale gdy tylko o tym pomyślała, przypomniała sobie jej podejście do szeregowego wcześniej. Teraz, jak jego serce stanęło pewnie kobieta bez skrupułów by go tu zostawiła. -szeregowy wracaj do nas do cholery. - Powiedziała twardo do leżącego mężczyzny stukając coś na omnikluczu. Synchronizowała swoje narzędzie wirtualne z tym mężczyzny. Sprawdziła i uruchomiła procedury podtrzymywania życia nosiciela kombinezonu. Nie mogła przeprowadzić normalnego masażu serca przez zamknięty pancerz Przymierza, musiała programować procedurę na omni - kluczu, właściwie to ją uruchomić, bo takie systemu powinny być standardowo wgrane w pancerzach. -No dalej... - Warknęła, śledząc postępy i jeśli trzeba dalej pracując nad przywróceniem akcji serca szeregowemu. Jeśli to wszystko zawiedzie, Stark podejmie ostatnią desperacką próbę odratowania faceta. Złoży dłonie razem ze sobą w pięść, klęknie z boku leżącego pacjenta i z całym impetem uderzy go w pierś, raz, drugi, po czym sprawdzi czy wstrząs ruszył jego pikawą, najwyżej połamie mu żebra... jeśli nie, powtórzy cios jeszcze kilka razy. -Szeregowy! Mówię do Ciebie! - Nie uczono jej się poddawać. Walczyła do końca, czy to na froncie, czy to o życie składu.
W zależności od efektów, odetchnie z ulgą i rzuci -Dobrze Cię widzieć szeregowy. - albo zaklnie szpetnie i zasłoni zewnętrzną osłonę hełmu mężczyzny.
Tak czy siak po chwili dopiero zareagowała na rozkaz Straussa. -Strauss... dobrze Cię słyszeć. Nie wiem jak u was, ale my nie mamy drogi z powrotem, zasypało przejście. Muszę iść z Perez i szeregowym na przód. Będziemy szukać drogi wyjścia. - Odpowiedziała rzeczowo. Nie wiedziała co planuje blondyn, że chce iść dalej sam... tak czy siak, one nie mogły zawrócić... grota się zawaliła, jedyna droga prowadziła naprzód... Tam też trzeba było się ruszyć i Strak wstanie, jeśli szeregowy odzyskał jako tako świadomość znowu zarzuci sobie jego ramię na szyję, a jeśli wciąż był nieprzytomny, albo martwy, kobieta zaciskając zęby z wysiłku weźmie ciało na bary w wojskowy sposób, ręka noga i koszyczek na barkach. -Na przód. - Rzuci krótko wciąż zachowując twardy, autorytatywny ton i ruszy dalej. Dlaczego tak się zachowywała? Była już doświadczonym dowódcą, doskonale wiedziała, że dowódca nigdy nie może tracić siły i wiary, nie ważne jak bardzo będzie zmęczony czy pozbawiony nadziei to on jest motorem i sercem zespołu, to on musi zespajać resztę, dlatego mimo, że Stark była zmęczona, zarówno psychicznie jak i fizycznie, nie traciła siły ducha, pewności i hartu w głosie, bo właśnie to było potrzebne reszcie.
ObrazekObrazek

Moje avki: ~1~, ~2~, ~3~

Wróć do „Galaktyka”