Baza danych to dział, do którego wklejamy nasze karty postaci z tym, że w tym przypadku jesteśmy w stanie je dowolnie zmieniać, aktualizować i dopisywać w historii z biegiem czasu nowe wydarzenia.

Gregory Turner
Awatar użytkownika
Posty: 9
Rejestracja: 15 cze 2012, o 21:06
Miano: Gregory Mallord Turner
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Ludzie
Zawód: Agent Cerberusa
Kredyty: 15.000

Gregory Turner

29 lip 2012, o 15:28


Miano: Gregory Mallord Turner
Wiek: 01/07/2157, 29 lat
Rasa: Ludzie
Płeć: Mężczyzna
Specjalizacja: Żołnierz
Przynależność: Cerberus
Zawód: Agent Cerberusa

Aparycja
Dobrze zbudowany i wysoki brunet z krótkimi włosami, oraz małymi przebiegłymi oczkami o barwie szmaragdu. Twarz o owalnym kształcie, pokryta płytkimi zmarszczkami i trwale wypełniona zimną, pustą ekspresją. Z reguły emanuje z niego duma i pewność siebie, dobrze też kryje emocje za szarą, pokerową maską. Poza służbą nosi proste, nierzucające się w oczy ubrania; czarne spodnie i biały podkoszulek, lub coś równie niekrzykliwego. Większość czasu spędza jednak na służbie, więc podstawowy uniform Cerberusa – czarne spodnie i koszula, z mieszanką białych i szarych elementów, i oznaczone soczystym, żółtym logiem organizacji na obu ramionach – jest jego rudymentarnym odzieniem. Nie ma żadnych tatuaży, nie nosi też tandetnej biżuterii; jedyna ozdoba jaką uznaje to ciężki, wypolerowany na błysk Predator, który zawsze ma przy pasie.
Osobowość
Całkowicie oddany misji Cerberusa, wzorowy żołnierz zdolny do wielkich poświęceń. Do starszych rangą odnosi się formalnie i z odpowiednim szacunkiem, natomiast w stosunku do innych ludzi utrzymuje dystans. Zawsze oczekuje najgorszego od wszystkich, dzięki czemu wielokrotnie udało mi się zwęszyć niebezpieczeństwo nim było za późno. Potrafi ocenić, czy sytuacja go przerasta, a jeśli tak jest w stanie odwrócić się i uciec – jest zdolny do poświęceń, ale jeśli już przegrał walkę, to po co się oszukiwać.
Nie jest otwarcie agresywny ani rażąco brutalny w kontaktach z obcymi rasami, ale po kilku drinkach staje się bardzo dobitny na temat tego co o nich sądzi, jak o ich miejscu w galaktyce. Średnio zapatruje się na nowe znajomości, głównie ze motywów czysto zawodowych; gdyby mu się przypadkiem omsknęło coś, co nie powinno, musiał by zabić niewinną osobę – łatwiej po prostu sobie darować. Tak więc z reguły jest apatyczny i wysoce nieufny w kontaktach z nieznajomymi, i tylko agentom w organizacji da radę zaufać.
Lata doświadczenia w boju przyzwyczaiły go do walki; potrafi zabijać z zimną krwią, reagować szybko i posiada dar przetrwania. Nie uważa się za super człowieka ani bohatera; słucha się komand i rozkazów – przynajmniej w większości przypadków – oraz dba o własne życie. Nie interesuje go honor ani żadne takie bzdety, ale dużym priorytetem dla niego jest walka o przetrwanie i umocnienie pozycji jego rasy, i to właśnie to utrzymuje go przy życiu.
Historia [2157-76] Gregory urodził się w Londynie, gdzie spędził większość swojego dzieciństwa. Jego ojciec, James Turner, pracował w pobliskim szpitalu i był dobrze znanym neurochirurgiem. Nie licząc ojca jedynym krewnym jakiego znał był brat matki, niemniej jednak mieszkał w Nottingham i widywali się tylko okazyjnie. Matka zmarła gdy był mały, na raka trzustki, a dziadkowie długo już nie żyli gdy się urodził.
Gdy chłopak miał 15 lat jego ojciec miał pewien incydent na sali operacyjnej, w wyniku którego młoda kobieta zmarła. Zabieg był względnie prosty, przeto rodzina wniosła pozew; po kilku miesiącach żmudnego procesu szpital zgodził się wypłacić pokaźne odszkodowanie, natomiast James Turner oddał się do przymusowej rezygnacji. Nie mogąc znaleźć pracy w pobliskich szpitalach przenieśli się do Brighton, gdzie jego ojciec zapoczątkował swoją karierę wykładowcy medyny na uniwersytecie Sussex.
Po przeprowadzce Greg zaczął szkołę średnią, z ambicją ukończenia studiów medycznych na Oxfordzie i rozpoczęciu kariery jako lekarz. Po dwóch latach ciężkiej pracy udało mu się dostać na prestiżową uczelnię, jednak zrezygnował już w połowie pierwszego roku. Jego ojciec dostał propozycje od Przymierza, aby pracować dla nich jako lekarz pokładowy. Niestety podczas ich pierwszej misji padli ofiarą salariańskich piratów i cała załoga zginęła.
[2179-2183] Pełen goryczy i chęci zemsty, młodszy Turner również dołączył do armii Przymierza - atoli jako żołnierz, nie lekarz - już w wieku 22 lat. Przez pierwszy rok spełniał komendy oficerów i kapitanów, wykonując różnorakie misje i zadania bez zbędnych pytań. Był młody i niedoświadczony, nie do niego należały decyzje o strategii i polityce.
Niemniej jednak często nie zgadzał się z założeniami i postępowaniem Przymierza; defensywna postawa, uniki i potem naprawa szkód. Rzadko kiedy zdarzało mu się być częścią ofensywy; w następnych latach o wiele bardziej otwarcie potępiał i sprzeciwiał się bezpośrednim komendom. Miał dość czekania i patrzenia jak ludzie ulegają innym humanoidom, miast zająć ich należne miejsce; jako ich suwereni i władcy. Nie chodziło tu tylko o kilku obcych piratów napadających na ludzkie okręty, ale o niepodważalną wyższość ludzi nad tymi dzikusami.
Podczas ataku na Cytadele miał już cztery lata doświadczenia - zdawał sobie sprawę, że to ignorancja Rady jak i Przymierza doprowadziła do tak skrajnej sytuacji. Mimo to walczył z całych sił i odniósł poważne rany próbując chronić stacje przed totalną anihilacją; gdy obudził się w szpitalu i zaczął odzyskiwać rozum, pierwsza myśl jaka przeszła przez jego rozum, to chęć porzucenia służby. Zrobił swoje, przetrwał koszmarną bitwę; mógł wrócić na Ziemie jako weteran; wciąż był młody, mógłby wrócić na studia, założyć rodzinę… Plan wydawał się niezgorszy, mimo to zamierzał poczekać do końca swojej niedługiej rekonwalescencji nim poinformował przełożonych.
I właśnie gdy tak leżał, samotnie w pustym, białym pomieszczeniu. Szpitalnej klitce takiej samej jak dziesiątki innych, stojących tuż obok. Bez kwiatów, czy telewizji. Ze starym radiem, o które zresztą musiał się wykłócać z pielęgniarkami. Gdy księżyc ukradkiem zaglądał do sali, i gdy słońce zalewało go falami gorąca. Niezależnie od tego jak bardzo się nie zgadzał z doktryną Przymierza, tutaj był w stanie walczyć o przetrwanie swojej rasy. Jego rasy, ludzi. Nie zdawał sobie sprawy jakie to dla niego było ważne; a może to wiedział, po prostu o tym nie myślał. Nie ma mowy, żeby się poddał i wrócił na Ziemię. Zresztą co z tego, że skończy studia i spłodzi syna; za 10 lat, za 15 ludzkość może przestać istnieć. Ziemia zostanie wymazana, bo Przymierze jest za słabe żeby ją ochronić. Walczyć dalej. Tak, to trzeba zrobić.
[2184] Jego ciało poskładało się do kupy bardzo szybko. Zaproponowano mu rangę podporucznika; za zasługi w boju i oddanie sprawie. Bla bla. Coś tam jeszcze mówili; nie słuchał, bo i nie zamierzał przyjmować nowej funkcji. Potrzebował czasu, żeby poukładać skołatane myśli – przez ostatnie cztery lata zarobił chyba na kilka dni wolnego. Może nie był bogaty, ale miał wystarczająco żeby nie zdechnąć z głodu. Za dnia szwendał się po Omedze, rozmyślając. Wieczorem zapijał się w barze.

I to właśnie jednego takiego dnia, gdy zamawiał pierwszego z wielu, wielu drinków, podeszła do niego kobieta o atrakcyjnych kształtach; co prawda nie było to nic szokującego w Zaświatach, bo wiele interesujących dziewczyn można tu było spotkać. I poznać. Niewiele myśląc – ponieważ po chwili zastanowienia zauważyłby, że jej ubiór różni się od ubioru lokalnych dziwek – spojrzał na nią ze skwaszoną miną i oznajmił dobitnie. I głośno, dobitnie i głośno. – Wybacz mała, jestem dziś spłukany.
Plask. Rechot w sąsiednich stolikach; no cóż, bywa. Ku jego zdziwieniu kobieta usiadła naprzeciwko, wyprostowała się i spojrzała mu w oczy. Przez chwilę jakby oceniała jego niezadbany, żulowaty wygląd. Krzywiąc się na ostry zapach potu i alkoholu, oraz z politowaniem patrząc jak zamawia kolejnego drinka.
- To smutne jak Przymierze dba o swoich żołnierzy. – głupkowaty uśmieszek, zimne spojrzenie. Sprawdzała jego reakcje? Eh, co go to zresztą obchodziło. Opinia losowej dziwki w losowym klubie. Chwila, skąd ona wie, kim on jest.
- Oh? – Spojrzał na swoje ubranie; ignorując ich fatalny stan, nie znalazł żadnych wskazówek nakierowujących na jego profesje. Z drugiej strony; po czterech latach w zawodzie jego wygląd prawdopodobnie był dość konkludujący w tej kwestii. Mogła po prostu zgadnąć.
- Przymierze jest słabe. Przez nich ludzie wyglądają na słabych; słabszych od innych stworzeń. Nie chodzą dumnie na bitwy; siedzą z boku przyglądając się. – zaczęła kobieta. Bacznie go obserwowała, co jakiś czas sprawdzając, czy nikt ich nie podsłuchuje. – Zasługujemy na więcej. Jesteśmy warci więcej. Cerberus może uczynić nas, ludzi, silnymi.
Zakrztusił się palącym trunkiem; kasłając i bijąc się w pierś zamaskował kaskadę myśli, w których teraz utonął jego mózg. Oczywiście słyszał o zuchwałej organizacji - wielokrotnie pochwalał ich wyczyny, ale jakoś nigdy nie rozważał na poważnie dołączenia do nich; w świetle prawa byli zbrodniarzami i terrorystami. Z drugiej strony, pomyślał, wedle tego samego prawa Przymierze jak i Cytadela zostały prawie zniszczone - dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że kobieta bada tylko jego reakcje na temat organizacji. Nie złożyła jeszcze żadnej oferty, ani nawet się do niczego nie przyznała.
- Nazywam się… - zaczął, mając zamiar kupić sobie odrobinę czasu. Potrzebował chwili do zastanowienia się i nie chciał, żeby kobieta miała czas na to samo. Jego myśli pędziły jak szalone.
- Wiem jak się nazywasz. – przerwała mu tajemniczym tonem, w którym wyczuł władczą siłę. Cały czas się uśmiechała, ale nie był to ciepły i pocieszający wyszczerz, a raczej zimna i bezlitosna drwina.
- Oh?
- Obserwujemy cię już od jakiegoś czasu. – wyjaśniła, ale szybko zamilkła gdy pojawiła się kolejna kolejka. Turner nawet nie zwrócił uwagi na trunek; skupił się na jej słowach. Obserwujemy…? Mówiła zagadkami to fakt, ale przecież jak na razie jedyne co wie, to jego imię i zawód. Takie informacje mogła łatwo zdobyć.
- A ja nie wiem o tobie nic…
- Carmen Ortega.
- Ładne imię.
- Dziękuję.
Zagryzł wargę; odpowiadała krótko i zwięźle, nie dając mu chwili do namysłu. Wyglądało na to, że jejmość czeka aż on sam zada pytanie. Patrząc na to z innej perspektywy zdał sobie sprawę, że pomimo wszystkich jego odczuć do rasy ludzi nie interesuje go zdanie Przymierza. Teraz, gdy był zmuszony rozmyślać nad alternatywnym wyjściem, podobała mu się opcja zostania agentem w tajemniczej organizacji, która szcza na politykę i nie bawi się w konwenanse. Raz kozie śmierć.
- Tak.
- Co tak?
- Zgadzam się.
- Ale, że co?
- Cerberus powinien zająć miejsce Przymierza jako silniejsza i bardziej efektowna reprezentacja ludzi we wszechświecie. – w tym momencie oparł łokcie o blat stołu i położył podbródek na splecionych palcach. Obdarzył kobietę takim samym uśmieszkiem, jakim ona raczyła jego przez ostatnie kilka minut.
[2184-2186] Następnego dnia kupił nowe ubranie, umył się i ogolił. Bardziej pewny siebie niż kiedykolwiek oddał się do dymisji, raz na zawsze opuszczając szeregi Przymierza. Był teraz agentem Cerberusa, wypełniając rozkazy Iluzji pod rozkazami komandora Jonesa; podstarzałego ale krzepkiego i dość ekscentrycznego wojownika, który bardzo przypadł mu do gustu. Oczywiście był całkowicie świadom, że na początku będzie dalej pod czujnym nadzorem i każdy jego ruch zostanie zanalizowany aby sprawdzić czy jest godny zaufania. Zawiódł by się, gdyby już na początku dostał zbyt wielką władzę i dostęp do tajnych danych, więc był cierpliwy.
Przez dwa lata służył w załodze Jonesa w raz kilkoma innymi, świeżymi agentami. Wykonywali różne zadania i misje, w większości odwalanie brudnej roboty i sprzątanie po innych. Nie przeszkadzało mu to, bo wiedział, że chociaż on sam nie robił zbyt wiele, to pomagał funkcjonować organizacji, która wnosiła multum. Najwidoczniej jego postawa i cierpliwość zostały docenione – lub uznano, że nikt przy zdrowych zmysłach nie wytrzymałby tak długo z szalonym starcem na jednym pokładzie – i gdy starzec odszedł z czynnej służby, Turner dostał propozycje dołączenia do o wiele bardziej wpływowego personelu, który służył na pokładzie Carcharias.

Ekwipunek: M-3 Predator
Środek transportu: Brak własnego/członek załogi Carcharias
Dodatkowe informacje:
Duże ilości alkoholu potrafią go ogłupić, ale poza tym nie ma problemów z żadnymi narkotykami. W normalnej sytuacji wie, kiedy odmówić zgubnego trunku.
Żywi urazę do piratów i salarian – a jeszcze większą do salariańskich piratów – ze względu na incydent w przeszłości, kiedy to zginął jego ojciec.
Jest wyborowym strzelcem; ze szczególną lubością sięga po snajperki, zdejmując przeciwników z dużej odległości. Potrafi korzystać z przeróżnego ekwipunku jeśli sytuacja tego wymaga.

Wróć do „Baza danych”